Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 9

Kiedy tylko Anastasia usłyszała tak irytujący dźwięk tuż przy uchu, wiedziała, że to czas by wstać. Nie należała do tych, którzy długo, choć czasami musiała odespać kilka dni, by później jakoś normalnie funkcjonować. I te dni odespała. Teraz jednak musiała zwlec się z łóżka i wyszykować do wojska.

Powoli wstała i na wpół przytomna udała się do łazienki, gdzie czekał na nią - uszykowany dzień wcześniej - mundur wojskowy, który miała w zwyczaju nosić. Kobieta stanęła przed niewielkim lustrem i przetarła twarz rękoma. Gdy to jednak nie pomogło, przemyła twarz wodą i spojrzała na swoje odbicie w lustrze.

Ale nie zobaczyła go.

Nie było widać niebieskich tęczówek, w których można było się zatopić. Nie było widać czarnych, długich włosów, które zawsze beztrosko opadały na jej ramiona. Nie było widać nosa ani ust, uszu, czy niewielkiego pieprzyka koło lewego ucha... Nie było widać nic.

Z początku Anastasia zaczęła dotykać się po ciele - czuła je bardzo dobrze. Zmarszczyła brwi, bo to mogło oznaczać tylko dwie rzeczy: albo zwariowała, albo po prostu wciąż nie za dobrze się rozbudziła. Serce zaczęło walić jej w piersi, bo nie miała pojęcia, co się działo. Nieco załamana, usiadła na skraju wanny i zakryła twarz rękoma, próbując jakoś się ogarnąć i zrozumieć, dlaczego tak się właśnie stało.

- Uspokój się, Blake. Tylko ci się przewidziało, dziewczyno. Jesteś przecież widzialna. Widać cię.

Czarnowłosa wstała niemal od razu, po czym ponownie podeszła do lustra i - ku ogromnej uldze - stwierdziła, że to wszystko musiało być tylko wyobrażeniem. Fikcją, która płatała jej figle.

Już bez żadnych niespodzianek, przebrała się, uczesała, skorzystała z toalety i ruszyła na śniadanie. Ale przez cały czas myślała o tym, co zaszło w jej łazience.

~*~

- Witam Odział Specjalny!

Cały oddział natychmiast ustawił się w rzędzie i stanął na baczność, gdy tylko usłyszeli głos Blake. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, śmiejąc w duchu, że jej koledzy z oddziału wciąż tak reagowali w jej pobliżu. Może i była pułkownikiem, i w pewnym sensie ich przełożoną, lecz była także ich koleżanką, bo przyjaciółką nie mogła się nazwać w ich towarzystwie.

- Pułkowniczko Blake.

- Anastasia jeśli już. Albo Ana. - poprawiła niebieskooka, stając przed mężczyznami z dłońmi schowanymi za plecami. - Mówiłam to już wam.

- Co dzisiaj robimy w takim razie? - zapytał jeden z mężczyzn, Andy Artens. Był to dość wysoki mężczyzna o zielonych oczach oraz rudych blond włosach, wiecznie rozstrzepanych, ale także dodających mu uroku.

- Dobre pytanie, Artens. - stwierdziła An, kiwając głową. Zaraz zaczęła przed nimi krążyć, jakby się nad czymś zastanawiając. Mimo tego miała w głowie pewien plan, który zamierzała zrealizować. - Zrobimy sobie trening, a później zobaczymy, co z tego wyjdzie.

- Więc... Biegniemy? - zapytał dla upewnienia Seth Kowlle. Posiadał on brązowe oczy, a także jasnobrązowe włosy. To właśnie on był najmniej rozgarnięty ze wszystkich, ale również najbardziej lojalny wobec innych.

- Głupio się jeszcze pytasz, Seth. To chyba oczywiste, że biegniemy. - odparł Kenneth McCallister, białowłosy z szarymi oczami. Pozostali mężczyźni spojrzeli potem na uśmiechającą się czarnowłosą, która przyglądała się im, z założonymi rękoma na biodrach. - Przepraszamy. - mruknął, spuszczając nieco głowę w dół.

- Nie, nie. Nie przepraszaj. - powiedziała od razu Anastasia, uśmiechając się. Cieszyła się, że znów ich widziała. - Tęskniłam za wami przez ten czas rozłąki. Mam nadzieję, że wy za mną też.

- Za panią pułkownik każdy by tęsknił. - powiedział za wszystkich Eddie Hall, posyłając jej najbardziej szeroki i najbardziej uroczy z uśmiechów, który posiadał. Brązowooki był na swój sposób pierwszym, któremu An zaufała, gdy tylko jej ich przydzielono. Nie mogła go nazwać od razu przyjacielem, ale był w pewnym stopniu bardzo dobrym kolegą.

Reszta oddziału mu przytaknęła. Każdy lubił Anastasię na swój sposób. Niektórzy bardziej, niektórzy mniej, ale była tą, za którą tęsknił by każdy.

- Dobra, dobra. Nie słodzcie mi już tak. - zaśmiała się niebieskooka i, choć nigdy nie przyznałaby tego na głos, te słowa nieco ją rozczuliły. - No, nie stójcie tak. Biegniemy, dziewczynki! - krzyknęła po chwili, poganiając cały swój oddział. I wszyscy, śmiejąc się pod nosem, zaczęli od okrążenia całej jednostki.

Ciemne włosy kobiety rozwiewał przyjemny wiatr, gdy podążała do przodu, na czele całego oddziału. Zdawałoby się, że wszystko było w porządku, zwykły trening... Jednak mężczyźni zauważyli, że coś było nie tak. Anastasia może i była szybka od samego początku ich znajomości, ale w pewnym momencie tak przyspieszyła biegu, że nawet nie zauważyła, że zostawiła wszystkich swoich żołnierzy daleko w tyle.

Bardzo daleko.

- Widziałeś to, co ja? - spytał Clayton Blanches. Mężczyzna o cynamonowych oczach i jasnobrązowych włosach, dyszał już lekko, ale nie zwalniał już kroku, podczas gdy Blake prawie wogóle się nie zmęczyła. - Od kiedy ona tak szybko biega?

- Muszę przyznać... - zaczął Mason Tozier, niebieskooki rudzielec, biegnąc tuż obok swojego kolegi i również patrząc na kobietę kilkadziesiąt metrów przed sobą. - Że jeszcze nigdy w życiu nie widziałem, żeby ktoś tak szybko biegał. Nie wiem, co ona zrobiła, ale to nie jest normalne.

Nikt już więcej nie rozmawiał o Anastasii, choć wszyscy o niej myśleli, szczególnie o tym, od kiedy to wszystko się stało. Wiedzieli, że musiało zajść coś od tamtego feralnego dnia, gdy zostali schwytani przez Hydrę. Nie widzieli Blake przez kilka tygodni, a gdy znaleźli ją po pewnym czasie, była roztrzęsiona, na rękach miała krew, a koło niej leżały dwa trupy - ciało jej ojca oraz agenta Hydry. Żaden z nich nie chciał nawet wyobrażać sobie, co w tamtym momencie czuła czarnowłosa, ale jedno było pewne... Odcisnęło to na niej pewne piętno.

Kiedy niebieskooka w końcu się zatrzymała i odwróciła za siebie, by zobaczyć, jak daleko byli mężczyźni, jej oczy rozszerzyły się bardzo. Byli naprawdę daleko w tyle. Byli w połowie drogi, podczas gdy ona już dawno dotarła do celu.

- An, dobrze, że cię widzę.

Blake odwróciła się za siebie, dostrzegając znajomą sylwetkę kobiety, która zmierzała w jej stronę.

- Hej, Peggy. Coś się stało?

Carter wyjrzała za nią, dostrzegając zbliżające się do nich sylwetki, choć tak prędko do nich nie podeszli. Szatynka znów wróciła wzrokiem na koleżankę przed sobą.

- A ty co zostawiłaś ich tak w tyle? - spytała, jakby zapominając o wcześniejszej rzeczy, którą miała zamiar jej przekazać. Anastasia obejrzała się za siebie, po czym westchnęła ciężko, postanawiając zwierzyć się Peggy z odkrytego rano faktu.

- Muszę ci coś powiedzieć, tylko proszę, zachowaj to w sekrecie. - powiedziała w końcu, nie patrząc na swoją rozmówczynię. Ta tylko kiwnęła głową. - Rano, gdy byłam w łazience i stałam przy lustrze, nie widziałam swojego odbicia. A teraz jeszcze to. Ja nie wiem, dlaczego tak się dzieje.

- Słuchaj. - nakazała Peggy, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki. - Kiedy te półtora roku temu was schwytano... Nie wiem, wydarzyło się coś? Nie mówię tu o twojego świętej pamięci ojcu. Chodzi mi bardziej... No wiesz.

Peggy nie miała pojęcia, że wtedy coś się wydarzyło, że przeprowadzano eksperymenty na An. Nikt nie miał o tym pojęcia, poza samą Blake i Zolą.

- Była taka sytuacja. Zola wstrzykiwał mi jakiś niebieski płyn w żyły. - przyznała cicho kobieta, a na samo wspomnienie, aż dostała dreszczy. - Nie wiem, co to było i dlaczego to robił. Wstrzyknął mi ostatnią dawkę tuż przed tym, jak nas odbili.

- To chyba mamy wytłumaczenie.

Agentka chciała coś jeszcze dodać, ale Anastasia niespodziewanie źle się poczuła. Skierowała się od razu do pobliskich krzaków i wypróżniła zawartość swojego żołądka. Peggy podeszła do niej, kładąc dłoń na ramieniu i ponownie chcąc się odezwać, ale właśnie w tamtej chwili przybiegli pozostali, a Anastasia nie odezwała się ani słowem. Ani w sprawie tamtych eksperymentów, ani jej nagłych wymiocin. Nie zamierzała im się tłumaczyć, nie było im to potrzebne do życia.

- Dobra, pogadamy później. Ale będziesz musiała mi wszystko powiedzieć.

- Cześć. - mruknęła czarnowłosa, patrząc, jak jej koleżanka odchodzi. Zaraz jednak odwróciła się przodem do tyłu, stając twarzą w twarz ze swoimi kolegami po fachu. - A wy co? Robić mi tu sto pompek! - krzyknęła, klaszcząc w dłonie. Wszyscy od razu zaczęli wykonywać jej polecenie.

Ale już do końca dnia w głowie Anastasii Blake siedziało pytanie: DLACZEGO?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro