rozdział 7
- Ale... Co ty tu robisz? Nie mówiłaś, że...
- Że też mam zamiar tu przyjść? - dokończyła za niego kobieta, podchodząc do niego o krok. Nie zwracała nawet uwagi na stojące kilka metrów dalej towarzyszki Bucky'ego, które przyglądały się całej sytuacji. - Widzisz, James, Stark to mój kolega, a ja obiecałam mu, że przyjdę. Z resztą, od początku planowałam przyjście tutaj. - dodała czarnowłosa w ramach wyjaśnienia, wzruszając ramionami.
- Gdybym wiedział... Przyszli byśmy tutaj we trójkę, a tak...
- Mam rozumieć, że te dwie, które tam stoją... - zaczęła Ana, wskazując dyskretnie głową na odpowiednim kierunku. - To towarzyszki dzisiejszego wieczoru?
- Noo... - mruknął mężczyzna, drapiąc się nerwowo po karku. Był na siebie zły, że nie spytał jej o wyjście. - Jeśli masz ochotę spędzić ten wieczór ze mną, to mogę im powiedzieć, że nici z dzisiaj. - dodał prędko w ramach rekompensaty.
- Nie, Bucky, nie musisz. - odparła natychmiast Anastasia, kiwając głową. - Jeśli chcesz, możesz do nich iść. Ja i tak miałam zbierać się do domu.
Bucky uśmiechnął się tylko, bo dla niej gotowy był zrobić wszystko.
- Poczekaj na mnie chwilę, załatwię coś. - powiedział James, odwracając się w stronę dziewczyn, z którymi miał spędzić tamten wieczór. Anastasia zatrzymała go jednak, zanim zdążył odejść.
- Naprawdę, nie musisz... - zaczęła, gdyż nie chciała psuć mu wieczoru.
- Ale chcę. - oznajmił stanowczo, po czym posłał jej uśmiech. - Poczekaj tu na mnie.
Kobieta pokiwała głową sama do siebie, patrząc, jak tamten odchodzi. Jednak musiała przyznać sama przed sobą, chciała jego towarzystwa, jak nikogo innego.
~*~
- Pułkownik Blake.
Czarnowłosa uśmiechnęła się pod nosem, odwracając do mężczyzny.
- Sierżant Barnes.
- Możemy już ruszać. - oznajmił Bucky, wystawiając w jej stronę ramię, za które chętnie złapała. Zaraz oboje ruszyli przed siebie.
- Co im powiedziałeś? - zagadnęła niebieskooka, by jakoś zacząć rozmowę. Była ciekawa, co takiego powiedział jej przyjaciel kobietom, które zaprosił na tamten wieczór. Nie potrafiła przyznać przed samą sobą, że czuła się dziwnie, gdy dowiedziała się, że jej najlepszy przyjaciel udał się na randkę.
- Mało ważne. - stwierdził, machając lekceważąco ręką. - Ważne jest teraz to, że mogę ten mój ostatni wieczór spędzić z najlepszą przyjaciółką. - dodał z szerokim uśmiechem, obejmując Anastasię ramieniem. Czuł, że dla tej kobiety mógłby zrobić wszystko, byleby była szczęśliwa. Pragnął ją zadowolić, uszczęśliwić. - To jak daleko mieszkasz?
- Wpraszasz się do mnie? - zaśmiała się Blake, spoglądając na niego. On również na nią spojrzał, a uśmiech nie schodził mu w twarzy ani na sekundę.
- Myślałem, że sama mnie zapraszasz.
Resztę drogi do domu Any śmiali się i wygłupiali, jak za dawnych lat.
~*~
- Ładnie tu masz. - stwierdził Barnes, rozglądając się po wnętrzu niewielkiego mieszkania, które było domem Anastasii od kilku dobrych lat.
Kobieta właśnie robiła herbatę w kuchni, po tym jak pozwoliła swojemu przyjacielowi rozejrzeć się po wnętrzu. Musiała przyznać, że widok zafascynowanego Jamesa był wart wszystkiego.
- Dzięki. - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, zalewając kubki z herbatą wrzątkiem. - Urządzałam wszystko wraz z tatą, gdy jeszcze żył.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że on...
- Nie wspominajmy o nim może, co? Naprawdę dziwnie mi rozmawiać o tacie w czasie przeszłym. - poprosiła An, podając mężczyźnie jeden z kubków, a sama upiła łyk ze swojego. Bucky jedynie przytaknął jej skinieniem głowy, za co była mu niesamowicie wdzięczna. Temat jej ojca wciąż był dla niej drażliwy i powodował, że po pewnym czasie po prostu się rozklejała. A teraz bardzo tego nie chciała.
- Masz może kogoś? W sensie, poznałaś jakiegoś faceta, który zawrócił ci w głowie?
Blake zachłysnęła się herbatą i o mało nie opluła nią Barnesa. Prędko odstawiła kubek na blat i zaczęła kasłać, próbując się nieco uspokoić.
- Że co? Czemu... Czemu akurat takie pytanie?
Bucky'emu zrobiło się głupio. Miał skrytą nadzieję, że Anastasia zaprzeczy, jednakże nie sądził, że rzeczywiście tak było. Była mądrą, odważną, a przede wszystkim piękną kobietą. Uważał, że szybko kogoś sobie znajdzie, wyjdzie za mąż, będzie miała dzieci, dom, a może nawet jakieś zwierzę. Nie chciał uwierzyć, że nic z tego nie sprawdziło się w jej przypadku.
- Umm... No po prostu odpowiedz. - wydukał w końcu, drapiąc się nerwowo po karku. Czarnowłosą nieco zdziwiło zachowanie przyjaciela, jednak tego nie skomentowała. Postanowiła mu jednak odpowiedzieć.
- Nie, nikogo nie mam.
- A umawiałaś się może z kimś?
- Boże, Bucky, czemu pytasz o takie rzeczy? Nie, nie spotykałam się z nikim na stałe. - wyrzuciła z siebie, unosząc ręce w górę z lekkiej frustracji.
Oboje milczeli przez pewien czas, unikając swoje wzroku.
- Czyli całkowicie zatraciłaś się w wojsku? I nie szukałaś dla siebie miłości?
- Powiedz mi jedno. Po co ci wiedzieć o moim życiu miłosnym? Nie wiem, książkę piszesz, czy co?
Barnes zmieszał się nieco, lecz spojrzał prosto w oczy niebieskookiej. Nie chciał kłamać, przy niej nie potrafił.
- Nie, po prostu chciałem wiedzieć, czy ci się w życiu powodzi. - odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie chciał dalej pytać o jej życie miłosne, ale bardzo chciał wiedzieć, czy ma u niej jakiekolwiek szanse. Nigdy tak naprawdę nie wyleczył się z miłości do niej, a nie chciał niszczyć ich wieloletniej przyjaźni. Nie wiedział tylko, że kobieta czuje to samo do niego.
- W życiu mi się powodzi, tylko nie w tych sprawach. - odparła cicho, upijając łyk herbaty. - Jestem pułkownikiem i mam swój oddział, który od jakiegoś czasu nawet nie był na żadnej misji.
- Masz swój oddział? - spytał zdziwiony James, nie do końca wierząc w to, jak ta drobna kobieta osiągnęła tyle w życiu przez ostanie kilka lat.
- Oddział Specjalny. - pochwaliła się Anastasia, uśmiechając pod nosem. Była z siebie niesamowicie dumna. - Dobra, dość o mnie. - powiedziała stanowczo, unosząc wzrok, by spojrzeć na bruneta. - Powiedz może, gdzie ty trafiłeś, bo co jak co, ale ja wciąż nie wiem, do jakiej jednostki należy mój przyjaciel. - dodała ze śmiechem, szturchając Barnesa w ramię.
- 107 jednostka piechoty. Jutro wypływamy do Wielkiej Brytanii.
Twarz Anastasii spochmurniała nieco na te słowa. Niedawno dopiero odzyskała przyjaciół, a teraz jeden z nich miał wyruszyć na misję, z której mógł już nigdy nie wrócić.
- Coś się stało, An? Powiedziałem coś nie tak?
- Co? Nie, nie, nic mi...
Nie dane jej było nawet dokończyć, gdyż jej usta zostały zatkane przez te Bucky'ego. Kobieta z początku nie wiedziała, co się dzieje i dopiero po chwili dotarło do niej, co tak naprawdę miało miejsce.
James Buchanan "Bucky" Barnes właśnie ją całował.
Mężczyzna jedną rękę ułożył na policzku niebieskookiej, a drugą usadowił na jej biodrze. Ona natomiast położyła swoje dłonie na jego klatce piersiowej, oddając pieszczotę, a nawet ją pogłębiając. Oboje czuli swoje szybko bijące serca.
Blake zapiszczała cicho, gdy James podniósł ją do góry, usadawiając na blacie kuchennym, o który przez cały czas się opierała. Ręce Barnesa znalazły się na jej biodrach, natomiast dłonie Any na jego szyi i karku. Z każdą sekundą pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny, a oni zatracali się w nim, ciesząc swoim towarzystwem.
Kiedy Bucky wziął na ręce czarnowłosą, ona praktycznie nie zareagowała, poza obłapaniem mężczyzny w pasie nogami. Każdy kolejny krok Jamesa przybliżał ich do sypialni Blake. Nie trwało długo, gdy znaleźli się w odpowiednim pomieszczeniu. Mężczyzna ostrożnie położył kobietę na jej łóżku i sam zawisł nad nią, łapiąc oddech. Patrzeli w swoje oczy, oddychając szybko.
- Ty specjalnie pytałeś o to, bo chciałeś się upewnić, prawda? - zapytała czarnowłosa, przeczesując swoje ciemne włosy ręką.
- Chciałem mieć pewność, że nie zniszczę tego, co...
Tym razem to on nie dokończył, bo Anastasia zatkała mu usta pocałunkiem.
- Czekałam na to od kilku lat. - przyznała cicho, przygryzając wargę, co wydawało się Bucky'emu bardzo seksowne.
- Doprawdy? - dopytywał, na co tylko przytaknęła mu kiwnięciem głowy. - Nawet nie wiesz, jak długo ja na to czekałem.
- Ile?
- Zakochałem się w tobie jeszcze przed twoją wyprowadzką. Nie miałem jednak na tyle odwagi, by ci to wyznać.
- I czekałeś przez te wszystkie lata?
- I w końcu się doczekałem. - odpowiedział, ponownie całując Anastasię.
Znów zatracili się w tym pocałunku, nie przejmując się już zupełnie niczym. Liczyli się tylko oni i to, co było między nimi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro