
rozdział 6
- Mam nadzieję, że przyjdziesz na wystawę, Ana. - powiedział Howard Stark, stojący naprzeciw Anastasii w jej kuchni jeszcze tego samego dnia późnym popołudniem. Kobieta spojrzała na niego i kiwnęła lekko głową, upijając łyk herbaty, którą zrobiła sobie kilka minut wcześniej.
- Jesteśmy przyjaciółmi, a ja zawsze oglądam te twoje wynalazki. - odparła czarnowłosa, wzruszając ramionami. Mężczyzna jedynie zaśmiał się cicho, bo dość dobrze znał Blake i wiedział, że zawsze mówiła prawdę, chyba że już musiała skłamać, czego nie robiła często.
- No dobra, ja się już zbieram. Widzimy się wieczorem.
Chwilę później Howard wyszedł z domu Anastasii, zostawiając ją samą. Musiał się jeszcze uszykować na tą całą wystawę. Ona także zamierzała się przebrać i ogólnie wyszykować na to całe "przedstawienie". Nie wiedziała tylko, że jej plany pokrzyżuje dwójka tak dobrze znanych jej mężczyzn.
~*~
Ana co chwilę spoglądała w niebo, gdzie rozbłyskiwały fajerwerki. Nie wiedziała, skąd się wydobywały, ale mogła stwierdzić, że były naprawdę ładne. Czarnowłosa jednak ani na moment się nie zatrzymywała, szła spokojnie przed siebie, podziwiając to, co ją otaczało. Uśmiechała się pod nosem, wiedząc, że za kilka minut zobaczy jednego ze swoich przyjaciół na scenie, przedstawiającego swój nowy wynalazek.
W tym samym czasie Bucky i Steve również znajdowali się na tej samej wystawie. Nie wiedzieli jednak, że ich przyjaciółka znajdowała się tak niedaleko od nich.
- Nie wiem, o co ci chodzi? Jedyny facet w Nowym Jorku i trzy i pół miliona panien do wzięcia. - powiedział James do Steve'a, który szedł tuż obok niego. Obaj mieli ręce wsadzone w kieszenie spodni, w te same, w których byli, gdy wpadli na Blake.
- Wystarczy mi jedna. - stwierdził młodszy zgodnie z prawdą.
- Tym się akurat zająłem.
Barnes uniósł rękę do góry i pomachał do dwóch dziewczyn stojących niedaleko, które zaprosił na tamten wieczór. Jedna z nich była śliczną brunetką, druga natomiast blondynką.
- Hej, Bucky! - krzyknęła brunetka, odmachując mężczyźnie. James uśmiechnął się szeroko, choć to nie był ten sam uśmiech, którym obdarzał Anastasię. Tylko ona jedna zajmowała miejsce w jego sercu, mimo, że żadne z nich nawet o tym nie wiedziało.
- Co jej o mnie mówiłeś? - spytał ze zrezygnowaniem Rogers, który znał swojego przyjaciela wystarczająco dobrze, by wiedzieć, do czego tamtej był zdolny.
Barnes spojrzał na niego z uśmiechem, jednak prędko wrócił wzrokiem do panienek przed sobą, do których się zbliżali.
- Same dobre rzeczy.
~*~
- O mój boże! Zaczyna się. - zapiszczała brunetka, towarzyszka Steve'a i Bucky'ego. Dziewczyna pociągnęła za sobą swoją koleżankę i Barnesa, nie przejmując się nawet tym, że Rogers również z nimi był. Blondyn mimo wszystko podążał za nimi. Całą czwórką podeszli bliżej sceny.
Kilka metrów dalej stała Anastasia, która nawet nie miała pojęcia, jak blisko niej byli jej przyjaciele. Mimo dużej ilości osób wokoło czuła się dziwnie sama.
- Panie i panowie, pan Howard Stark! - powiedziała jedna z kobiet stojących na scenie. Było ich tam całkiem sporo.
Nagle na scenę wszedł wspomniany mężczyzna, a kobieta, która chwilę przed go przedstawiła, podeszła do niego i podała mu mikrofon. Stark ściągnął swój kapelusz, który gościł na jego głowie, podając go brunetce. Nikt nie spodziewał się jednak, szczególnie ów kobieta, że Howard ją pocałuje na oczach widowni. Anastasia prychnęła pod nosem, bo doskonale znała Starka. Mężczyzna chwilę później odebrał od kobiety mikrofon, a ona wraz z resztą swoich koleżanek odeszły kawałek dalej, jednak nie zeszły ze sceny. Stark w tym samym czasie wyciągnął z kieszeni spodni jakąś chusteczkę i przetarł nią usta, nie spuszczając wzroku z widowni. Chciał odnaleźć w tym tłumie tą jedną osobę, którą była Anastasia. Aczkolwiek nigdzie jej nie dostrzegł, kobieta natomiast widziała go doskonale.
- Panie i panowie! - zaczął Stark, podczas gdy Steve chciał zaproponować blondynce, czyli swojej towarzyszce popcorn. Ta jednak nagle przestała się uśmiechać i odwróciła się z powrotem w stronę sceny. Steve'owi, mimo że nigdy by tego nie przyznał, zrobiło się przykro. Stwierdził jednakże, że będzie przejmował się blondynką i sam zje kupiony wcześniej popcorn.
Bucky natomiast nie zauważył zaistniałej sytuacji i wpatrywał się z uśmiechem przed siebie, obejmując ramieniem brunetkę. Nie miał nawet bladego pojęcia, że niedaleko znajduje się osoba, która bardziej łaknie bliskości innych, szczególnie jego bliskości.
- Za kilka lat wasz automobil nie będzie musiał dotykać ziemi. - nie przerywał Stark, chodząc po scenie i prezentując swój wynalazek. Kobiety wciągnęły opony z auta, a w tym samym czasie Howard odsunął jakiś panel sterujący, którym miał zamiar się posługiwać. - Dzięki, Mandy. - podziękował brunetce, która przeszła koło niego, niosąc jedną z opon. - A wszystko dzięki statycznej inwersji grawitacyjnej. - kontynuował dalej. Mężczyzna włączył jakieś przyciski, dzięki czemu pojazd uniósł się nieznacznie do góry.
Widownia milczała, przyglądając się widowisku. Blake objęła się ramionami, gdyż zrobiło jej się chłodno, a ona nie zabrała ze sobą żadnego odzienia, które mogłaby założyć, aby się ogrzać. Teraz żałowała, że nawet o tym nie pomyślała. Mimo to nie zamierzała jeszcze wracać do domu.
Uwagę Any szybko zwróciło skwierczenie dobiegające ze sceny. Kiedy tam spojrzała, jedyne co rzuciło jej się w oczy to jak samochód spada z niewielkiej wysokości na ziemię. Mało tego, wszystko zaczęło lekko dymić i iskrzyć się. Czarnowłosa prychnęła pod nosem.
Mógł się bardziej postarać.
- Jak mówiłem, za kilka lat. - powtórzył Howard, zawiedziony i nieco zdziwiony zaistniałą sytuacją. Widownia, razem z Anastasią, zaczęła klaskać, na co Stark tylko się zaśmiał. Wszyscy dość szybko zaczęli się rozchodzić w różne strony, by jeszcze coś pozwiedzać.
W tym samym czasie Bucky zaczął mówić do Steve'a, który chwilę przed zniknął w tłumie. Blondyn znów wymknął się na rekrutację. Nie od dziś Barnes wiedział, jak bardzo jego przyjaciel chciał dostać się do wojska.
Blake, choć nieświadomie, również zaczęła kierować się powoli w tamtym kierunku, co wcześniej Rogers. Nigdzie jej się nie spieszyło, a do Starka nie chciała iść. Stwierdziła, że pogratuluje mu następnego dnia, gdyż miała się wtedy z nim spotkać.
- To miała być podwójna randka. - powiedział James, gdy chwilę później odnalazł swojego kumpla w jednym z budynków. Mężczyzna szturchnął blondyna w plecy, przez co ten odwrócił się do niego przodem. - Idziemy potańczyć. - oznajmił.
- Zaraz dojdę. - powiedział Steve. Brunet podszedł do niego, zbliżając się jedynie o krok. Nie tak obaj wyobrażali sobie tamten wieczór.
- Znów spróbujesz? - spytał Barnes, doskonale znając swojego kumpla i wiedząc, że tamten nie odpuści tak łatwo. A doskonale wiedział, że Rogers chciał dostać się do wojska.
- W takim miejscu może przejdę. - powiedział blondyn z nadzieją. Bardzo wierzył, że w końcu mu się uda.
- Jako kto? Steve z Ohio? Złapią cię albo co gorsza... Wezmą.
- Myślisz, że nie dam rady?
- To nie bójka pod kinem. - przypomniał Bucky. Miał sporo racji. Jego przyjaciel nie był takiej samej, ani nawet podobnej postury do niego. Może i miał w sobie ducha walki, ale nie tylko to liczyło się, by go przyjęli. Zdecydowana większość uważała, że Steve nie nadawałby się do jakiejkolwiek jednostki w wojsku. Nawet jego kumpel nie do końca w to wierzył.
- Wiem. - przyznał młodszy z mężczyzn.
- Musisz iść na front?
- A co? Mam zbierać złom?
- Czemu nie?
- Daj spokój, Bucky. Ludzie narażają życie. Mam prawo walczyć, jak oni. Zrozum wreszcie, nie chodzi o mnie.
- Jasne. I niczego nie musisz sobie udowadniać. - powiedział Barnes, zmęczony tym wszystkim. Czasami miał już dość tej upartości Steve'a.
- To co, sierżancie?! - krzyknęła jedna z dziewczyn, które zaprosił brunet. Obie kobiety stały przed schodami, gdzie wcześniej zostawił je sierżant Barnes. - Potańczymy?!
Barnes odwrócił się w jej kierunku, udając jakby przed chwilą wcale nie spierał się z kumplem.
- Jasne. - odparł głośno, by brunetka i blondynka usłyszały, co mówił. Moment później znów stał przodem do blondyna i westchnął zrezygnowany, kręcąc lekko głową, gdyż nie poznawał samego siebie. Zaczął się powolutku cofać, chcąc wrócić do towarzyszek wieczoru. - Nie zrób nic głupiego. - polecił Steve'owi.
- Spokojnie. Głupotę zabierasz ze sobą. - odparł Rogers z niewielkim uśmiechem. Bucky ponownie westchnął, pokręcił głową i podszedł do blondyna, by przytulić go ostatni raz przed swoim wyjazdem.
Żaden z nich nie podejrzewał nawet, że całą sytuację oglądała pewna czarnowłosa kobieta, stojąca metr przed schodami. Nie chciała przerywać swoim przyjaciołom, choć z drugiej strony miała ogromną ochotę podejść do nich i chociaż chwilę pogadać. Nie chciała przyznać przed samą sobą, ale przez te wszystkie lata strasznie jej ich brakowało.
- Palant. - mruknął James, obejmując przyjaciela.
- Osioł. - oddał mu Steve, klepiąc przyjacielsko po plecach. - Uważaj na siebie.
Młodszy patrzył przez chwilę, jak jego kolega ponownie podąża w stronę schodów. Żaden z nich nawet nie zauważył Anastasii, która nie ruszyła się nawet o krok ze swojego miejsca.
- I nie kończ wojny póki nie przyjadę.
Bucky odwrócił się i zasalutował. Jego twarz zdobił delikatny uśmiech, który niebieskooki odwzajemnił. Szybko zaczął schodzić ze schodów, chcąc już tylko zabawiać się ze swoimi koleżankami. Steve w tym samym czasie odszedł w głąb budynku.
Anastasia przyglądała się brunetowi, który szedł tuż przed nią. Kiedy spojrzał przed siebie, od raz się zatrzymał na jednym z ostatnich schodków. Jego oczy rozszerzyły się nieznacznie na widok czarnowłosej, której nie spodziewał się w tym miejscu.
- An?
- Witaj ponownie, Bucky.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro