rozdział 23
Dni mijały i każdy wracał pomału do swoich codziennych obowiązków. Rogers zwerbował do swojej misji dość sporo osób, jeśli liczyć w to praktycznie cały odział Anastasii. Często wyjeżdżali na misje, atakowali kolejne bazy Hydry, niszczyli je i z powrotem wracali. Krąg na okrągło się zataczał.
Dzięki Howardowi, Anastasia dostała nowy kostium - czarny z dodatkami granatu, idealnie podkreślający jej figurę, mający schowki na kilka noży, a także gnatów i inną broń, którą można było ukryć gdzieś na ciele. Strój posiadał też rękawiczki bez palców, a także wygodne buty i pasek w talii. Anastasia wyglądała w nim naprawdę oszałamiająco.
Steve też dostał zaawansowany sprzęt, strój w motywie amerykańskiej flagi oraz tarczę z Vibranium, również w kolorach flagii. Wyglądał w nim o wiele lepiej, niż we wcześniejszym stroju.
Odział Specjalny, inaczej mówiąc, oddział Anastasii - czasami zostawiony pod dowództwem Eddiego - często ruszał razem z nimi. W końcu byli dobrze wyszkoleni i gotowi oddać życie za ojczyznę, z resztą mieli dobry sprzęt i przewodników, dlatego z każdej misji uchodzili z życiem.
I tak mijały kolejne miesiące, na ciągłej walce, chwilowym odpoczynku i kolejnym wyruszaniem na misje. Przez jakiś czas stało się to ich rutyną, ale nie chcieli nic zmieniać.
Red Skullowi nie było w nos - a bardziej brak nosa, bo w końcu go nie miał - że zawsze byli o krok przed nim, zawsze kawałek dalej. Jakby kontrolowali każdy jego ruch i wyprzedzali go ciągle.
Kolejne bazy znikały z mapy i pozostawała ich garstka. Czy się bali? Oczywiście, ale mogli na siebie liczyć w każdej sprawie, dzięki czemu strach malał. Ale czym było należenie do wojska bez strachu?
~*~
Był mroźny dzień, gdy garstka najlepszych żołnierzy wyruszyła na misję, dość inną, niż dotychczas. Ośmiu z nich - w tym Anastasia, Steve, Bucky i Eddie, który stał się prawą ręką kobiety - stali na jednym z wyższych punktów gór, skąd mieli doskonały widok na tory i przemierzający przez nie pociąg. To właśnie był ich cel, mieli się tam dostać. A dlaczego? Bo był tam Zola.
Kiedy inni zajmowali się swoimi sprawami, trójka przyjaciół podeszła do krawędzi i spojrzała w dół, gdzie rozciągała się tyrolka, a także przepaść, w którą w każdej chwili mogli wpaść.
- Pamiętasz, jak cię wsadziłem do kolejki górskiej? - odezwał się James, stojąc metr za swoim przyjacielem. Anastasia spojrzała na obu mężczyzn i dorównała do Barnesa, obserwując, czy nie zbliża się do nich pociąg.
- Tak, zwymiotowałem. - odparł mu Steve, przypominając sobie tamtą sytuację sprzed lat. Wzdrygnął się na samą myśl, lecz prędko ją od siebie odgonił..
- I przy okazji obrzygałeś też mnie. To nie było miłe uczucie. - dodała Anastasia, uśmiechając się krzywo. Doskonale pamiętała tamten dzień, bo już nigdy nie założyła tej samej koszulki, co wtedy.
Cała trójka zaśmiała się cicho na tamto wspomnienie, bo choć niezbyt radosne, to jednak byli w nim wszyscy.
- Czy ty się teraz mścisz? - spytał Bucky, zerkając kątem oka na swoją ukochaną. Oczywistym było, iż nie chciał, żeby tam była, ale była uparta i z całą pewnością lepsza od niego, czego nie chciał przyznać sam przed sobą, dlatego nie zabronił jej tam być.
- Skąd taki pomysł? - odparł mu Steve, odwracając się do mężczyzny przodem. On jednak i tak wiedział swoje. Oczywiście, że było to pewnego rodzaju zemstą za tamten dzień.
Stali przez chwilę w ciszy, aż nagle odezwał się Eddie, zwracając tym samym uwagę całej trójki, a także innych osobników, którzy się tam znajdowali.
- Mieliśmy rację, Zola jest w pociągu. - powiedział, wciąż przykładając słuchawkę do ucha, by lepiej słyszeć. Wszyscy przybliżyli się do niego i jeszcze jednego mężczyzny, który był tam wraz z nim, by wszystko dobrze usłyszeć. - Dali mu wolny przejazd. - poinformował, podnosząc wzrok, by spojrzeć na czarnowłosą. - Ewidentnie bardzo go gdzieś potrzebują.
Steve prędko założył swój hełm, który był prawie że nieodłączną częścią jego stroju, i z powrotem ruszył na skraj przepaści. Bucky i Anastasia spojrzeli po sobie i zaraz ruszyli tuż za nim.
Pociąg był coraz bliżej, znajdujący się w nim Zola nic nie podejrzewał, a oni mieli coraz mniej czasu na przygotowanie.
- No to w drogę, bo zasuwa jak wszyscy diablim - powiedział jakiś mężczyzna, obserwując nadjeżdżający pociąg przez lornetkę. To właśnie on kontrolował, jak pojazd daleko był.
- Mamy dziesięć sekund. Jak się spóźnimy, przejadą po nas. - oznajmił Steve poważnym tonem, przygotowując się do zjazdu po tyrolce, na której mieli dostać się na dach pociągu. Było to naprawdę ryzykowane, ale czego nie robi się dla spokoju i sprawiedliwości?
- No to spadamy.
- Pewnie. - odezwał się inny mężczyzna, stojący tuż za plecami blondyna.
- Jazda!
Na odpowiedni sygnał, Steve zaczepił się o tyrolkę i zaczął zjeżdżać w dół. Zaraz za nim ruszył Bucky, potem Anastasia i Eddie na końcu. Musieli przyznać, że było naprawdę wysoko, ale starali się tym nie przejmować. Mieli załatwić to co musieli, nie straszna była im wtedy wysokość.
W końcu cała czwórka wylądowała na dachu pociągu, starając się utrzymać równowagę. Nie było to proste i bezpieczne, bo maszyna nieustannie mknęła przed siebie, ale na całe szczęście nikt z nich nie spadł. Zaraz zaczęli przemieszczać się ostrożnie w przód, aż dotarli do odpowiedniego miejsca, dzięki któremu mogli przedostać się do środka. Pozostawali też jednak w ostrożności i w pogotowiu, by w razie czego odeprzeć atak potencjalnego napastnika.
Chwilę później trójka przyjaciół weszła do środka, a Eddie udał się do innego wagonu, gdzie miał załatwić swoją robotę.
Nikt nie sądził, że coś mogło pójść wtedy nie tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro