Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Obcy: Nowa Nadzieja #2

Nastąpiło wyładowanie. Statek wpadł w swego rodzaju turbulencje. Statkiem zaczęło trząść, a ja nie mogłam utrzymać równowagi przez co się zachwiałam. Nie chcąc się przewrócić chciałam chwycić się czegokolwiek. Moje plany nie powiodły się gdyż rozcięłam sobie rękę na wystającym drucie. Droid widząc, że mam problemy z równowagą chwycił mnie jedną ręką w pasie i przyciągnął do siebie, a drugą chwycił się wystającej rury.

-Trzymaj się. Te turbulencje chwilę potrwają.- powiedział.

-Dzięki.- odparłam z uśmiechem...

Turbulencje skończyły się po piętnastu minutach od wyładowania. Victor pierwsze co zabrał mnie do pokoju medycznego...

Na miejscu brunet posadził mnie na łóżku. Pomimo, że rana mocno krwawiła to mnie nie bolała.

-To nic takiego.- powiedziałam widząc jak droid przygląda się zacięciu.

-Trzeba to odkazić i opatrzyć.

-Co tylko rozkażesz.- powiedziałam z uśmiechem. Victor podszedł do szafki z lekami, po czym zaczął wyjmować potrzebne mu przedmioty. Kiedy brunet miał wszystko czego potrzebował podszedł do mnie. Jako pierwsze zaczął przygotowywać jakąś maź do odkażenia rany. Pomimo iż nie wiedziałam co on robi to dałabym sobie głowę uciąć, że zrobi to dobrze. Droid był perfekcjonistą, a wszystko co robił było dokładne. Kiedy dziwna substancja była gotowa mężczyzna podszedł do mnie.

-Daj rękę.- powiedział na co wyciągnęłam prawą rękę do przodu.
-Nie tą rękę tylko tą skaleczoną.- odparł na co się niewinnie uśmiechnęłam i wyciągnęłam w jego stronę lewą rękę. Brunet nałożył na ranę grubą warstwę swojej mazi. Substancja zaczęła mnie piec przez co chciałam ją wytrzeć. Mężczyzna widząc to chwycił mnie za nadgarstek.
-Zostaw.- powiedział. Widocznie się domyślił co chcę zrobić.

-To piecze.

-Zachowujesz się jak dziecko. Wiadomo, że to będzie piekło, bo w końcu ma odkazić ranę. Na twoje nieszczęście jest głęboka przez co potęguje ból.- odparł...

Kiedy droid był pewny, że nie zmyje mazi puścił mnie i poszedł po specjalny "szywacz". Zauważyłam, że dzięki mazi krwawienie ustało, a z czasem dało się przyzwyczaić do bólu. Po chwili mężczyzna wrócił z zszywaczem do mnie.

-Przygotuj się będzie trochę bolało.- tym razem ostrzegł, po czym przyłożył mi narzędzie do otwartej rany. Następnie zaczął zszywać skaleczenie. Każde wbicie szwa ogromnie bolało, a na moje nieszczęście moja rana była dość duża przez co Victor wbił mi pięć szwów. Kiedy rana była już zszyta brunet poszedł po bandaże. Do rany przyłożył mi gazik po czym zaczął owijać moją dłoń grubą warstwą bandażu. Kiedy skończył moja ręka była usztywniona...

Ja i Victor zaczęliśmy szukać Davida. To zadanie nie okazało się trudne gdyż znaleźliśmy go na mostku kapitańskim czyli tam gdzie go zostawiliśmy.

-W końcu pani wróciła.- powiedział blondyn patrząc na mnie.

-Stało się coś?- zapytałam.

-Nic się nie stało po prostu nie miałem co robić.- odparł David.
-Idziemy na mój statek?-spytał.

-Jasne.- stwierdziłam.

-Za chwilę. Kapitan najpierw musi coś zjeść.- odezwał się Victor.

-Ty tak na serio?- zapytałam znudzona jego ciągłą nadopiekuńczością.

-Miałem o panią dbać więc to robię.- odparł brunet. Kątem oka zauważyłam jak David się uśmiecha.

-Możemy iść na mój statek po posiłku.- powiedział...

W kuchni Victor zajął się przygotowywaniem papki.

-Ilu kolonistów znajduje się na twoim statku?- zapytałam patrząc na Davida.

-1853

-Wytłumacz mi jeszcze raz. Cała załoga zginęła od wyładowania?- spytałam.

-Prawie cała. Reszta zginęła podczas badania nowej planety.- tłumaczył.

-Jesteś droidem z statku kolonizacyjnego przymierze, tak?- zadał pytanie Victor.

-Owszem.

-Dziwnę. Podczas gdy kapitan była w stanie hibernacji dużo czytałem o innych statkach. O ile mi wiadomo na statku przymierze był tylko jeden droid Walter.- zauważył brunet. Na jego słowa spojrzałam na Dawida.

-To prawda. Mnie koloniści spotkali na jednej z planet. Dostałem się tam kiedy mój statek się rozbił. Wraz z doktor Elizabeth Shaw szukałem obcych. - odparł blondyn.

-Elizabeth Shaw? Należałeś do statku Prometeusz?- Victor zadał kolejne pytanie.

-Tak należałem do załogi Prometeusza.- odparł David.

-Jesteś jednym ze starszych droidów. Podobno twój rocznik miał zdolność wolnej woli.- zauważył brunet.

-Owszem, a co zazdrościsz?- uśmiechnął się blondyn.

-Nie za bardzo, bo przez to twój rocznik został wycofany z produkcji.- powiedział Victor...

Po posiłku poszłam do swojego pokoju, żeby się lepiej przygotować, bo w końcu nie wiedziałam co mnie czeka na statku Davida. Wzięłam ze sobą pistolet P83, karambita i ostrze, które znalazłam podczas badań. Nagle do pokoju ktoś wszedł. Gwałtownie spojrzałam w kierunku włamywacza którym okazał się Victor.

-Tak bez pukania?- zapytałam podnosząc brwi.

-Wybacz.

-Co chciałeś?

-Chciałem się zapytać czy masz dla mnie broń, bo nie puszczę cię samej.- odparł patrząc na mnie.

-Victorze radziłam sobie z różnymi stworzeniami i dam się pokroić, że dam sobie radę z jakimś droidem.- odparłam.

-To nie jest jakiś tam droid. On nie jest tak posłuszny jak ja. Może ci się coś stać.

-Wyluzuj. Jak coś się będzie działo to wyślę ci transmisję.- odpowiedziałam, po czym wyszłam z pokoju. Następnie ruszyłam w kierunku włazu gdzie umówiłam się z Davidem...

Kiedy przyszłam na miejsce blondyn już tam stał.

-Victorio podleć do statku przymierze i zakotwicz. Następnie połącz włazy rękawem i otwórz właz, żebyśmy mogli przedostać się na statek Davida.- zażądałam.

-Już się robi kapitanie.- odpowiedział mi robotyczny damski głos...

Po chwili moje życzenie zostało spełnione. Właz się otworzył, a my mogliśmy bezpiecznie przejść na statek kolonizacji.

-Panie przodem.- powiedział David. Uśmiechnęłam się, po czym ruszyłam na statek blondyna...

Statek był w dobrym stanie, tylko miejscami były obdrapane ściany.

-Prowadź do kolonistów.- zażądałam, a droid od razu pokazał mi drogę. Mężczyzna zaprowadził mnie do ogromnego pomieszczenia pełnego kapsuł.

-Wszystko dobrze?- zapytał patrząc na moją skupioną minę.

-Narazie tak.- odparł am, po czym poszłam dalej.
-Skoro już tu jestem pokaż mi cały statek.

-Jak sobie życzysz.- odpowiedział, po czym zaczął mnie oprowadzać po statku Przymierze...

Cały statek zapowiadał się dobrze. Nie zauważyłam żadnej podejrzanej rzeczy.

-Chcesz iść do garażu?- zapytał na co pokiwałam głową, że tak...

Garaż był ogromny. Znajdowało się w nim wszystko potrzebne do rozpoczęcia nowego życia na obcej planecie. Pod ścianą leżały deski, na półkach były narzędzia, a całą resztę garażu zajmowały maszyny potrzebne do budowy domów...

Podeszłam do jednej z maszyn, po czym zaczęłam oglądać plamę obok niej.

-Chyba wycieka ci tu ropa.- powiedziałam.

-Dzięki, że mówisz.- uśmiechnął się. Nagle moją uwagę przykuły ślady pazurów. Podeszłam do drugiej maszyny i zaczęłam przyglądać się zadrapaniom. Istota jaka to zrobiła musiała być silna, bo ślady pazurów w metalu były dosyć głębokie.

-Kapitanie...- usłyszałam w bransoletce głos Victora.

-Tak?

-Chyba mamy problem. Zbiornik z elektro plazmą został uszkodzony przez co cała skumulowana energia uciekła.- powiedział brunet.

-Czekaj na mnie. Już do ciebie biegnę.- odparłam, po czym zaczęłam biec tą samą drogą jaką doszłam do garażu...

Pomimo iż statek był ogromny to dobiegłam do swojego w jakieś piętnaście minut. Od razu ruszyłam w kierunku mostku kapitańskiego gdzie miał czekać na mnie Victor. Wbiegłam do pomieszczenia zwracając tym uwagę droida.

-Co to znaczy nie mamy energii?- wyspałam zmęczona. Pomimo iż miałam dobrą kondycję to piętnaście minut sprintu wykończyło mnie.

-Zbiornik został uszkodzony.- odparł brunet.

-Ale w jaki sposób?- spytałam.

-Wydaje mi się, że doszło do tego podczas wyładowania.

-I co teraz zrobimy? Myślisz, że się przepalił, czy to coś poważniejszego?- zapytałam, po czym rozpoczęłam rozkręcać pokrywę od zabezpieczeń zbiornika. Po chwili moim oczom ukazały się wszystkie kable. Zaczęłam każdy po kolei sprawdzać. Na oko wyglądało wszystko dobrze. Kiedy sprawdziłem kable poszłam do zbiornika i odkręciłem jedną z płyt.

-Nie rozumiem. Zbiornik nie został uszkodzony więc ta energia musiała po prostu wyparować.- oznajmiłam. Nagle do pokoju wszedł David.

-Co się stało?- zapytał blondyn.

-Nic takiego. Musimy po prostu wystawić panele słoneczne, żeby od nowa zebrać energię.- odparł am, po czym zaczęłam na powrót grzebać w kabelkach. Victor w tym czasie uruchomił panele, a David dalej stał w drzwiach.

-Jak chcecie możecie pomieszkać chwilę u mnie.- zaproponował blondyn.

-Nie chcemy być darmozjadami.- odparł am, po czym zauważyłam, że jeden z kabelków przecieka. Chwyciłam go na co on odpowiedział mi ochlapaniem. Teraz całą buzię miałam w jakimś oleju.

-Poda mi ktoś taśmę izolacyjną?- zapytałam patrząc na mężczyzn. Po chwili David podał mi taśmę, a ja zakleiłem dziurkę.

-Super teraz muszę iść się wykąpać.- warknęłam sama do siebie widząc, że ręce też mam całe od oleju.

-Nie mamy ciepłej wody.- powiedział Victor.

-Możesz się wykąpać u mnie.- zaproponował blondyn. Po chwili namysłu zgodziłam się na jego propozycję, po czym poszłam do swojego pokoju po potrzebne rzeczy...

Z pokoju wzięłam tylko kilka rzeczy. Z potrzebnych rzeczy zabrałam ręcznik, piżamę, skarpetki, buty i szczotkę. Na wszelki wypadek wzięłam jeszcze pistolet P83, karambit i ostrze, czyli ten sam zestaw co ostatnim razem. Niestety taka już jestem, że prawie nikomu nie ufam. Jedyną osobą której ufam jest Victor...

Kiedy byłam gotowa wyszłam z pokoju. I ruszyłam na statek Davida. Jak się okazało droid czekał na mnie pod drzwiami.

-Czekasz na kogoś?- zapytałam patrząc na mężczyznę.

-Tylko na ciebie.- powiedział z uśmiechem, po czym zaprowadził mnie do wolnego pokoju z łazienką.
-Czuj się jak u siebie.- odparł, po czym wyszedł zostawiając mnie samą. Ja nie czekając dłużej zaczęłam się myć...

Po korytarzu przechadzał się obcy. Został zwabiony w okolice bloku mieszkalnego szumem odkręconej wody. Istota weszła do pokoju, a następnie stanęła w progu łazienki. Uważnie obserwowała dziewczynę i szykowała się do polowania...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro