-038-
Zabezpieczyłam pokój i spojrzałam na dziewczyny które dały mi malutki kolczyk przez który będę słyszec czy się obudziła a na zegarku mam dokładny obraz tego co się dzieje w pokoju. Z uśmiechem wszedłam do pracowni i zobaczyłam Magnusa namiętnie rozmawiającego z alekiem.
-kryzys opanowany, to był demon strachu, wiesz wszystkie dzieci się boją i tak dalej... ktoś mi powie kiedy zabawę zaczynamy tutaj?
-właściwie to już, część łowców straszy dzieci które zaczynają chodzić po naszym terenie a maks chciał iść cukierkować więc trmwoi brat zabrał go do wilkołaków i poszli w miasto.
-gdzie Jace?
-razem z raphaelem, dlatego ja rozmawiają z twoim ojcem.
-dziwne że go nie zjadłeś w końcu jesteś zombie.
-dziwne że nikogo nie opetałaś nawiedzony duchu, w końcu nim jesteś co?
-zamknij ryj. -warczę i patrzę w jego uśmiechnięte oczy.
-w zasadzie to oboje jesteście jakby martwi? miłość zmarłych... jedno nie ma dusyz a drugie ciała.
Prychamy oboje i obracamy się tyłem do siebie puki nie czuje jagodowego zapachu. Obracam głowę i zauważam Pocky. Oboje zaczynamy je jeść a ja się śmiać jak popieprzona.
-jedzenie zbliża ludzi.
-jest coś do zrobienia zanim zacznie się czas straszenia?
-papierkowa robota-mruczy Alek i pokazuje na papiery.
-okej... -biore ich część poczym znikam w korytarzu i idę do pokoju gdzie śpi Crystal.
Wyglądała spokojnie. Zablokowałam znów runa pokój a później zaczęłam wypełniać papiery. Godzina straszenia była już blisko a przez okno słyszałam krzyki dzieci przez które obudziła się Crystal. Uśmiechała się do mnie i usiadła na blacie.
-Hej małpko jak tam?
-Jestem Crystal nie małpka, mam pięć lat a ty jesteś moja mamą. A co ty robisz?
Pyta mrugając niebieskimi oczyma. Oglądała to jak wypełniam papiery.
-bedę nazywać cię małpką, mamy czasem tak nazywają swoje dzieci. Posłuchaj za niedługo będą mnie wołać moi przyjaciele i muszę zrobić coś żeby cię nie widzieli oprucz mnie izzy i jej chłopaka tylko my będziemy cię widzieć bo nie możemy cię nikomu pokazać. Będą źli a ja chcę żebyś była ze mną.
-dobrze mamo... ale nie będę sama tu siedzieć?
-nie skąd... zabiorę cię ale najpierw musisz wypić takie coś.-podaje jej fiolkę niewidzialności.-tyljo ci którzy juz cię widizanonod zobaczą cię znowu
Kiwa głową i wypija wszytko. Spinam papiery gumką i wstaję.
-teraz zobaczysz trochę osób.
Otwieram drzwi a dziewczynka wskakuje mi na plecy i się wtula. Była lekka i miałam pewność że nic się nie stanie. Wyszłam z pokoju z nią na plecach i ruszyłam do Aleka który pewnie znów spędza czas w swoim biurze.
-hej a dlaczego ja nie mam strojuuuu
Mówi smutno a ja chichotam.
-a chcesz strój złotej wróżki?-pytam a ona kiwa głową.
Patrząc czy nikt nie widzi dotykam jej czoła i na ciel pojawia się złota sukienka i skrzydełka. Uśmiecha się i wchodzimy do biura Aleka.
-przyszła i moja martwa narzeczona
-jest i trup jedzący mózgi, wiesz mają chyba jednak rację co do tego że się uzupełniamy tymi strojami.
Moje kitki zaczynają się ruszać za sprawą małpki na moich placach, Alek patrzy z niedowierzaniem a ja się śmieję.
-zostań magikiem jaka ja Lightwood... Okej mam dla ciebie papiery.
-kto to narzeczony?
Pyta mnie kładąc głowę obok mojej. Alek zabrał ode mnie papiery i położył na stole
-dzieki Promyczku... zaraz cały instytut będzie się straszył na wzajem i wróci maks, znając życie przyniesie kaczkę i jak co roku będzie straszyć jace'a.
-nie dziwię się mu, kaczki są przerażające. Wybacz idę do Izz pomogę jej ze strojem wampira nadal nie dopracowała go.
Wychodzimy z pokoju a ona patzry na mnie.
-kto to narzeczony?
-wedlug naszego prawa jestem z alekiem w związku czyli to jakby twój tata. Jednak ja go nie kocham, jesteśmy jakby zmuszeni do małżeństwa a narzeczeństwo to jest pewien okres właśnie między ślubem, taki czas do przygotowania, nowy stopień miłosci.
-ale ty go nie kochasz.
-nie, nie kocham. To trudne wiesz? Nawet nie miałam tak naprawdę chłopaka. Kiedyś zrozumiesz i nie pozwolę by tobie kazano tak samo.
-wiec Alek to mój tatuś?
-tak ale narazie nie może wiedzieć chodź pujdziemy do cioci izzy.
Uśmiecham się do niej i idziemy do pokoju gdzie siedzi izzy i maluje Clary na wilkołaka.
-jest i nasze bobo.
-to małpka a bynajmniej taka ma ksywkę ode mnie. Izz pomożesz mi przenieść rzeczy do i niego pokoju? Najlepiej tam gdzie nikt nie chodzi.
-mamy ocieplany strych. Wiesz porządek tam jest.
-może być... ja pujdę jeszcze do Magnusa i wezmę swoje stare ubranka dla Małej.
-leć...
-gdyby alek pytał dlaczego nic mu nie mów powiedz że czuje się nie swojo
Wychodzę z pokoju i zakładam jedną z jego za dużych bluz. Małpka przechodzi do przodu a ja zabezpieczam bluzę by nie wypadła. Jeszcze tylko szalik i kurtka i moge iść.
Już miałam wyjść kiedy usłyszałam za sobą harakrerystyczne kaszlenie. Obracam się maskując dziewczynkę która się wtuliła w mój brzuch.
-nie sądzę by ciąża się rozwijała w jedną dobę i nie czuje od ciebie zapachu porządania. Co próbujesz przemycić?
Mała blondynka podnosi głowę i patrzy na mnie z przerażeniem. Uśmiecham się.
-nie możesz nikomu powiedzieć... za to możesz mi pomóc chodź tato...
Wyciągam dłoń i otwieram drzwi. Wychodzimy z instytutu. Kiedy odchodzimy na należytą odległość Magnus staje przede mną a małpka wychyla głowę.
-co to za pan? czemu nazwałaś go tatą?
-bo to jest osobą która mnie wychowała tak jak ja wychowam ciebie, to mój tata a dla ciebie to dziadek
Uśmiecham się a ona zaciska rączki na mojej bluzie.
-gdzie ją znalazłaś?
-niedaleko sierocińca, tam gdzie był demon. Bała się a jej ojca zabito, to upadła anielica... w połowie, nie dadzą rady się nią zająć a ciebie nie chce o to poprosić czuje się odpowiedzialna.
-kto wie?
-izzy i maty byli ze mną ufam im. Idę do domu po moje stare ubrania i może też jakieś maskotki co małpko?
-chce do dziadka na rączki
robi z dłoni żaruweczki a Magnus z uśmiechem odpina mi bluzy i bierze ją w ramiona. Jako pół demon bez problemu mógł ją ocieplić nie to co ja musiałam chodizc w kurtkach jak tylko się chłodno robiło bo mocy używać nie mogłam. Otuliła go i ruszyliśmy do domu. Tam spakowałam walizki z moimi ubraniami i wróciliśmy powolnym krokiem. Mała już miała płaszczyk i nie musiała siedzieć mi pod koszulką. Jadła jabłko w karmelu ja zaś w domu zrobiłam sobie kanapkę z dżemem i masłem orzechowym. Wszedłam do instytutu wcześniej mówiąc o tym izz, przemyciłam wszytko na górę i zobaczyłam już ładnie uporządkowany cały pokój. Był naprawde duży więc nie będę miała ograniczenia z małpką. Pobiegła na łóżko i się na nim położyła. Odłożyłam wszytko i zdjęłam kurtkę i szalik. Ona odłożyła swoje ubrania na bok i spojrzała na moją obrecz. Gdy jej dotknęła zrobiła się świecąca więc odrazu ja odłożyła.
-ja nic nie ruszałam
-spokojnie małpko nic się nie stało.
Poprawiam jej włosy i siadam obok. Nagle słyszę krzyk a poniżej śmiech.
-ocho zaczynają straszyć...
-ja nie lubię straszyć mogę zostać tu?-pyta małpka a ja kiwam głową. Stawiam niańkę na stoliku i włączam ją tak samo jak kamerę.
-bedę słyszala wszystko co będziesz robila-pokazuje na kolczyk-jelsi coś się stanie przybiegnę dobrze
-dam radę mamo...
Uśmiecham się.
-jeziiro o coś polnego zejdź na dół i tak widzimy cię tylko my i Magnus.
-dziadek czarownik -klaska w dłonie i wbiega na łóżko gdzie stał mały jednorożec czyli moja druga zabawka z dzieciństwa
Zostawiam ja w pokoju i schodzimy na dół. Zablokowałam schody tak by nikt oprócz nas i niej nie mógł iść na górę. W korytarzach było zupełnie ciemno jednak słyszałam kroki. Ktoś przed nas wyskoczył. Uderzyłam postać obrazu z otwartej dłoni i okazało się że to Jace.
Czerwone oczy za nim dokładnie mnie zilustrowały. Mój brat się uśmiechał jak kretyn a widzę to ponieważ widzę w ciemności. Obok niego stał uśmiechnięty maks szminką na policzku.
Spojrzałam w korytarz który nagle zrobil się pusty. Rysowali runy na widzenie w ciemności a ja oglądałam korytarz.
-zrobiło się pusto...
Nagle przez korytarz przebiega ciemny cień i po chwili słychać krzyk. Jace znikł. Odrazu przyciągam do siebie Maksa i patrze na zegarek co robi crystal.
Dziewczynka urządziła sobie herbatkę z moimi starymi pluszakami.
Uśmiecham się jak debil i patzre w korytarz. Coś znów przemknęło przez korytarz wiec maks przytulił się do mojej nogi. Zobaczyłam w pobliżu pręt. Złapałam za niego i stopilam część żeby go oderwać.
-demon tutaj?
-w halloween są nie wyczuwalne ale wątpię to któryś idiota nas straszy...
-nie sądzę by idiota uniusl całego chłopca -mowi rapchael i dopiero teraz widzę brak Clary.
-jak tu zostaniemy wciągną w nas coś.
Mówię i ruszam z Maksem i raphael. Nagle słyszę krzyk i dłonie izz znikają z mojej sukienki.
-boje się...
Sprawdziłam znów stan Crystal i odsunęłam się od Raphaela poczym wzięłam maksa na ręce i dzierżąc pręt ruszyłam w przód. Maks stwierdził że mam go puścić a gdy to tylko zrobiłam zostałam zupełnie sama.
-no kurwa mać!
coś złapało mnie za nogę a gdy uderzylam to prętem i znikło. Ruszyłam w głąb instytutu a gdy doszłam do pracowni zobaczyłam wyłączone ekrany. Co za idiota.
Usłyszałam gdakanie. Powoli zaczęłam się obracać i w tedy zobaczyłam bestię... kaczka chodzącą po instytucie...
Zabrakło mi oddechu i zwyczajnie zaczlema uciekać. Dotarłam do siłowni i znalazłam świecący kamień, wzięłam go w rece spojrzałam na sufit.
Instytut jest pusty więc ochrona go to mój obowiązek. muszę włączyć zasilanie i zabezpieczyć zasłonę. Muszę uchronić Crystal która siedzi pod runą. Później trzeba znaleźć łowców ale zacznijmy od włączenia światła. Wzięłam mój drut i usłyszałam grzmot. No kurwa burza.
Przerażona wybiegłam z salki. Zobaczyłam na bluzce guzik .. no tak moja sukienka świeci jak włosy i wyglądam jak duch, zapomniałam.
Zlaczulam guzik i światło sprawilo że wyglądałam jak jakaś zjawa. Boso szłam oglądając korytarz. Bałam się najbardziej na świecie kaczek i burzy cholernie się bałam ale instytut był ważniejszy.
Powoli szłam do biblioteki ale te stworzenia znów wyskoczyły mi na drodze. Z drżeniem ciała słysząc kolejne grzmoty rzuciłam moja bronią a postacie z dymu znikły. Znów usłyszałam kaczkę i podskoczyłam zaczynając płakać. Upewniłam się czy Crystal jest w pokoju i wycierając łzy ruszyłam dalej. Słyszałam krzyki i świst nogi miałam jak z waty i najchętniej wszedłam do szafy.
Wszedłam powoli do biblioteki starając się nie przywołać tych bestii. Usłyszałam kolejny grzmot. Zadrzałam i nabrałam więcej powierza czując kolejne łzy na policzkach.
Zatkałam usta i i zobaczyłam szafę poczym wszedłam do środka. Sparaliżowana strachem przed burzą skupiłam się na dnie szafy i zaczęłam płakać. Sprawdziłam jeszcze raz czy Crystal jest w pokoju. Odetchłam z małą ulgą i zobaczyłam błyskawice. Krzykła przerZona i zaczełam głośniej łkać. Zbliżała się północ, Helsinki to głupi rzart zabije ich wszystkich.
Nagle drzwi się otwarły. Zobaczyłam srebrne uśmiechnięte tęczówki w których tańczyły iskierki.
-Promyczku? czy ty płaczesz?
Kolejny grzmot, podskakuje przerażona i zakrywam głowę..
-victyaa chodź do mnie...-szepta i powoli łapie moja dłoń. Przerażona wstaję i wpadam w jego ramiona wychodząc z szafy. Otulił mnie mocno ciepłymi ramionami i oparł swój podbrudek na mojej głowie.
-boisz się buzy? czemu nie mówiłaś ?
-nie wiedziałam że burA roku przyjdzie w Halloween.
Szeptam przyciskając czoło do jego klatki piersiowej.
-Viccia? mogę coś zrobić puki reszta nas nie ogląda? Chce się czuć chodź trochę uczciwie. I chodź trochę wolę czuć że robię to we właściwy sposób a nie z przymusu.
Unosi moją głowę i powoli wycieram łzy. Z rumieńcami patrze w czarne oczy Aleka.
-co takiego?
-wiesz że nie musisz się zgodzić nie ważne że i tak to się stanie wolę mieć świadomość że zgodnie z własną dusza sama coś postanowisz jesli powiesz nie będę miał z tyłu głowy że faktycznie zjebałem i takie tam...
-alek do czego zmierzasz?
Pytam zdziowna a on wychwala coś z podziurawionych spodni zombie i odsówa się kawałek poczym klęka. On chyba sobie Jaja robi.
-jestem tradycjonalistą. Viktorio Glass Bane głupi i idiotyczny promyczku którego wcale chyba aż tak bardzo nie nienawidzę, czy uczynisz mi ten zaszczyt oo ciągłych kłutniach i zostaniesz moją żoną a tym samym nowa panią lightwood która przedłuży życie mojego zajebistego rodu?
Jego ręce dygocząc jakby faktycznie wcale nie było ustalonego ślubu i jakbyśmy byli naprawdę para od dawna a on się obawiał najważniejszej odpowiedzi na ziemi. Z jednej strony nie chce się zgodzic żeby nie zaczęła za intensywnie myśleć dlaczego a z drugiej strony czuje coś w głębi do tego idiotycznego pacana w stroju zombie. Pozarym oświatczył mi się mógł mnie wyrąbane i wcale tego nie robić a zrobił to i oczekuje odpiowiedzi od idiotki z dwoma kucykami.
Zarumieniłam się i zdjęłam mój stary pierścionek poczym podałam go alekowi i wystawiłam dłoń.
-zostanę twoja zajebistą żona, nie sądzę że ze mam wytrzymasz więc sam popełnisz samobójstwo Lightwood... a skoro tak chcesz być obrońca to zabierz mnie od tej burzy i kaczki na korytarzu.
-alez oczywiście pani Lightwood-śnieje się i wkłada na mój palec srebrna obroczke z niebieskimi kryształkami.
Unosi mnie do góry i z uśmiechem obraca.
-wiec zgodziłaś się z własnej woli...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro