Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-038-

Zabezpieczyłam pokój i spojrzałam na dziewczyny które dały mi malutki kolczyk przez który będę słyszec czy się obudziła a na zegarku mam dokładny obraz tego co się dzieje w pokoju. Z uśmiechem wszedłam do pracowni i zobaczyłam Magnusa namiętnie rozmawiającego z alekiem.

-kryzys opanowany, to był demon strachu, wiesz wszystkie dzieci się boją i tak dalej... ktoś mi powie kiedy zabawę zaczynamy tutaj?

-właściwie to już, część łowców straszy dzieci które zaczynają chodzić po naszym terenie a maks chciał iść cukierkować więc trmwoi brat zabrał go do wilkołaków i poszli w miasto.

-gdzie Jace?

-razem z raphaelem, dlatego ja rozmawiają z twoim ojcem.

-dziwne że go nie zjadłeś w końcu jesteś zombie.

-dziwne że nikogo nie opetałaś nawiedzony duchu, w końcu nim jesteś co?

-zamknij ryj. -warczę i patrzę w jego uśmiechnięte oczy.

-w zasadzie to oboje jesteście jakby martwi? miłość zmarłych... jedno nie ma dusyz a drugie ciała.

Prychamy oboje i obracamy się tyłem do siebie puki nie czuje jagodowego zapachu. Obracam głowę i zauważam Pocky. Oboje zaczynamy je jeść a ja się śmiać jak popieprzona.

-jedzenie zbliża ludzi.

-jest coś do zrobienia zanim zacznie się czas straszenia?

-papierkowa robota-mruczy Alek i pokazuje na papiery.

-okej... -biore ich część poczym znikam w korytarzu i idę do pokoju gdzie śpi Crystal.

Wyglądała spokojnie. Zablokowałam znów runa pokój a później zaczęłam wypełniać papiery. Godzina straszenia była już blisko a przez okno słyszałam krzyki dzieci przez które obudziła się Crystal. Uśmiechała się do mnie i usiadła na blacie.

-Hej małpko jak tam?

-Jestem Crystal nie małpka, mam pięć lat a ty jesteś moja mamą. A co ty robisz?

Pyta mrugając niebieskimi oczyma. Oglądała to jak wypełniam papiery.

-bedę nazywać cię małpką, mamy czasem tak nazywają swoje dzieci. Posłuchaj za niedługo będą mnie wołać moi przyjaciele i muszę zrobić coś żeby cię nie widzieli oprucz mnie izzy i jej chłopaka tylko my będziemy cię widzieć bo nie możemy cię nikomu pokazać. Będą źli a ja chcę żebyś była ze mną.

-dobrze mamo... ale nie będę sama tu siedzieć?

-nie skąd... zabiorę cię ale najpierw musisz wypić takie coś.-podaje jej fiolkę niewidzialności.-tyljo ci którzy juz cię widizanonod zobaczą cię znowu

Kiwa głową i wypija wszytko. Spinam papiery gumką i wstaję.

-teraz zobaczysz trochę osób.

Otwieram drzwi a dziewczynka wskakuje mi na plecy i się  wtula. Była lekka i miałam pewność że nic się nie stanie. Wyszłam z pokoju z nią na plecach i ruszyłam do Aleka który pewnie znów spędza czas w swoim biurze.

-hej a dlaczego ja nie mam strojuuuu

Mówi smutno a ja chichotam.

-a chcesz strój złotej wróżki?-pytam a ona kiwa głową.

Patrząc czy nikt nie widzi dotykam jej czoła i na ciel pojawia się złota sukienka i skrzydełka. Uśmiecha się i wchodzimy do biura Aleka.

-przyszła i moja martwa narzeczona

-jest i trup jedzący mózgi, wiesz mają chyba jednak rację co do tego że się uzupełniamy tymi strojami.

Moje kitki zaczynają się ruszać za sprawą małpki na moich placach, Alek patrzy z niedowierzaniem a ja się śmieję.

-zostań magikiem jaka ja Lightwood... Okej mam dla ciebie papiery.

-kto to narzeczony?

Pyta mnie kładąc głowę obok mojej.  Alek zabrał ode mnie papiery i położył na stole

-dzieki Promyczku... zaraz cały instytut będzie się straszył na wzajem i wróci maks, znając życie przyniesie kaczkę i jak co roku będzie straszyć jace'a.

-nie dziwię się mu, kaczki są przerażające. Wybacz idę do Izz pomogę jej ze strojem wampira nadal nie dopracowała go.

Wychodzimy z pokoju a ona patzry na mnie.

-kto to narzeczony?

-wedlug naszego prawa jestem z alekiem w związku czyli to jakby twój tata. Jednak ja go nie kocham, jesteśmy jakby zmuszeni do małżeństwa a narzeczeństwo to jest pewien okres właśnie między ślubem, taki czas do przygotowania, nowy stopień miłosci.

-ale ty go nie kochasz.

-nie, nie kocham. To trudne wiesz? Nawet nie miałam tak naprawdę chłopaka. Kiedyś zrozumiesz i nie pozwolę by tobie kazano tak samo.

-wiec Alek to mój tatuś?

-tak ale narazie nie może wiedzieć chodź pujdziemy do cioci izzy.

Uśmiecham się do niej i idziemy do pokoju gdzie siedzi izzy i maluje Clary na wilkołaka.

-jest i nasze bobo.

-to małpka a bynajmniej taka ma ksywkę ode mnie. Izz pomożesz mi przenieść rzeczy do i niego pokoju? Najlepiej tam gdzie nikt nie chodzi.

-mamy ocieplany strych. Wiesz porządek tam jest.

-może być... ja pujdę jeszcze do Magnusa i wezmę swoje stare ubranka dla Małej.

-leć...

-gdyby alek pytał dlaczego nic mu nie mów powiedz że czuje się nie swojo

Wychodzę z pokoju i zakładam jedną z jego za dużych bluz. Małpka przechodzi do przodu a ja zabezpieczam bluzę by nie wypadła. Jeszcze tylko szalik i kurtka i moge iść.

Już miałam wyjść kiedy usłyszałam za sobą harakrerystyczne kaszlenie. Obracam się maskując dziewczynkę która się wtuliła w mój brzuch.

-nie sądzę by ciąża się rozwijała w jedną dobę i nie czuje od ciebie zapachu porządania. Co próbujesz przemycić?

Mała blondynka podnosi głowę i patrzy na mnie z przerażeniem. Uśmiecham się.

-nie możesz nikomu powiedzieć... za to możesz mi pomóc chodź tato...

Wyciągam dłoń i otwieram drzwi. Wychodzimy z instytutu. Kiedy odchodzimy na należytą odległość Magnus staje przede mną a małpka wychyla głowę.

-co to za pan? czemu nazwałaś go tatą?

-bo to jest osobą która mnie wychowała tak jak ja wychowam ciebie, to mój tata a dla ciebie to dziadek

Uśmiecham się a ona zaciska rączki na mojej bluzie.

-gdzie ją znalazłaś?

-niedaleko sierocińca, tam gdzie był demon. Bała się a jej ojca zabito, to upadła anielica... w połowie, nie dadzą rady się nią zająć a ciebie nie chce o to poprosić czuje się odpowiedzialna.

-kto wie?

-izzy i maty byli ze mną ufam im. Idę do domu po moje stare ubrania i może też jakieś maskotki co małpko?

-chce do dziadka na rączki

robi z dłoni żaruweczki a Magnus z uśmiechem odpina mi bluzy i bierze ją w ramiona. Jako pół demon bez problemu mógł ją ocieplić nie to co ja musiałam chodizc w kurtkach jak tylko się chłodno robiło bo mocy używać nie mogłam. Otuliła go i ruszyliśmy do domu. Tam spakowałam walizki z moimi ubraniami i wróciliśmy powolnym krokiem. Mała już miała płaszczyk i nie musiała siedzieć mi pod koszulką. Jadła jabłko w karmelu ja zaś w domu zrobiłam sobie kanapkę z dżemem i masłem orzechowym.  Wszedłam do instytutu wcześniej mówiąc o tym izz, przemyciłam wszytko na górę i zobaczyłam już ładnie uporządkowany cały pokój. Był naprawde duży więc nie będę miała ograniczenia z małpką. Pobiegła na łóżko i się na nim położyła. Odłożyłam wszytko i zdjęłam kurtkę i szalik. Ona odłożyła swoje ubrania na bok i spojrzała na moją obrecz. Gdy jej dotknęła zrobiła się świecąca więc odrazu ja odłożyła.

-ja nic nie ruszałam

-spokojnie małpko nic się nie stało.

Poprawiam jej włosy i siadam obok. Nagle słyszę krzyk a poniżej śmiech.

-ocho zaczynają straszyć...

-ja nie lubię straszyć mogę zostać tu?-pyta małpka a ja kiwam głową. Stawiam niańkę na stoliku i włączam ją tak samo jak kamerę.

-bedę słyszala wszystko co będziesz robila-pokazuje na kolczyk-jelsi coś się stanie przybiegnę dobrze

-dam radę mamo...

Uśmiecham się.

-jeziiro o coś polnego zejdź na dół i tak widzimy cię tylko my i Magnus.

-dziadek czarownik -klaska w dłonie i wbiega na łóżko gdzie stał mały jednorożec czyli moja druga zabawka z dzieciństwa

Zostawiam ja w pokoju i schodzimy na dół. Zablokowałam schody tak by nikt oprócz nas i niej nie mógł iść na górę. W korytarzach było zupełnie ciemno jednak słyszałam kroki. Ktoś przed nas wyskoczył. Uderzyłam postać obrazu z otwartej dłoni i okazało się że to Jace.

Czerwone oczy za nim dokładnie mnie zilustrowały. Mój brat się uśmiechał jak kretyn a widzę to ponieważ widzę w ciemności. Obok niego stał uśmiechnięty maks szminką na policzku.

Spojrzałam w korytarz który nagle zrobil się pusty. Rysowali runy na widzenie w ciemności a ja oglądałam korytarz.

-zrobiło się pusto...

Nagle przez korytarz przebiega ciemny cień i po chwili słychać krzyk. Jace znikł. Odrazu przyciągam do siebie Maksa i patrze na zegarek co robi crystal.

Dziewczynka urządziła sobie herbatkę z moimi starymi pluszakami.

Uśmiecham się jak debil i patzre w korytarz. Coś znów przemknęło przez korytarz wiec maks przytulił się do mojej nogi. Zobaczyłam w pobliżu pręt. Złapałam za niego i stopilam część żeby go oderwać.

-demon tutaj?

-w halloween są nie wyczuwalne ale wątpię to któryś idiota nas straszy...

-nie sądzę by idiota uniusl całego chłopca -mowi rapchael i dopiero teraz widzę brak Clary.

-jak tu zostaniemy wciągną w nas coś.

Mówię i ruszam z Maksem i raphael. Nagle słyszę krzyk i dłonie izz znikają z mojej sukienki.

-boje się...

Sprawdziłam znów stan Crystal i odsunęłam się od Raphaela poczym wzięłam maksa na ręce i dzierżąc pręt ruszyłam w przód. Maks stwierdził że mam go puścić a gdy to tylko zrobiłam zostałam zupełnie sama.

-no kurwa mać!

coś złapało mnie za nogę a gdy uderzylam to prętem i znikło. Ruszyłam w głąb instytutu a gdy doszłam do pracowni zobaczyłam wyłączone ekrany. Co za idiota.

Usłyszałam gdakanie. Powoli zaczęłam się obracać i w tedy zobaczyłam bestię... kaczka chodzącą po instytucie...

Zabrakło mi oddechu i zwyczajnie zaczlema uciekać. Dotarłam do siłowni i znalazłam świecący kamień, wzięłam go w rece spojrzałam na sufit.

Instytut jest pusty więc ochrona go to mój obowiązek. muszę włączyć zasilanie i zabezpieczyć zasłonę. Muszę uchronić Crystal która siedzi pod runą. Później trzeba znaleźć łowców ale zacznijmy od włączenia światła. Wzięłam mój drut i usłyszałam grzmot. No kurwa burza.

Przerażona wybiegłam z salki. Zobaczyłam na bluzce guzik .. no tak moja sukienka świeci jak włosy i wyglądam jak duch, zapomniałam.

Zlaczulam guzik i światło sprawilo że wyglądałam jak jakaś zjawa. Boso szłam oglądając korytarz. Bałam się najbardziej na świecie kaczek i burzy cholernie się bałam ale instytut był ważniejszy.

Powoli szłam do biblioteki ale te stworzenia znów wyskoczyły mi na drodze. Z drżeniem ciała słysząc kolejne grzmoty rzuciłam moja bronią a postacie z dymu znikły. Znów usłyszałam kaczkę i podskoczyłam zaczynając płakać. Upewniłam się czy Crystal jest w pokoju i wycierając łzy ruszyłam dalej. Słyszałam krzyki i świst nogi miałam jak z waty i najchętniej wszedłam do szafy.
Wszedłam powoli do biblioteki starając się nie przywołać tych bestii.  Usłyszałam kolejny grzmot. Zadrzałam i nabrałam więcej powierza czując kolejne łzy na policzkach. 

Zatkałam usta i i zobaczyłam szafę poczym wszedłam do środka. Sparaliżowana strachem przed burzą skupiłam się na dnie szafy i zaczęłam płakać. Sprawdziłam jeszcze raz czy Crystal jest w pokoju. Odetchłam z małą ulgą i zobaczyłam błyskawice. Krzykła przerZona i zaczełam głośniej łkać. Zbliżała się północ, Helsinki to głupi rzart zabije ich wszystkich.

Nagle drzwi się otwarły. Zobaczyłam srebrne uśmiechnięte tęczówki w których tańczyły iskierki.

-Promyczku? czy ty płaczesz?

Kolejny grzmot, podskakuje przerażona i zakrywam głowę..

-victyaa chodź do mnie...-szepta i powoli łapie moja dłoń. Przerażona wstaję i wpadam w jego ramiona wychodząc z szafy. Otulił mnie mocno ciepłymi ramionami i oparł swój podbrudek na mojej głowie.

-boisz się buzy? czemu nie mówiłaś ?

-nie wiedziałam że burA roku przyjdzie w Halloween.

Szeptam przyciskając czoło do jego klatki piersiowej.

-Viccia? mogę coś zrobić puki reszta nas nie ogląda? Chce się czuć chodź trochę uczciwie. I chodź trochę wolę czuć że robię to we właściwy sposób a nie z przymusu.

Unosi moją głowę i powoli wycieram łzy. Z rumieńcami patrze w czarne oczy Aleka.

-co takiego?

-wiesz że nie musisz się zgodzić nie ważne że i tak to się stanie wolę mieć świadomość że zgodnie z własną dusza sama coś postanowisz jesli powiesz nie będę miał z tyłu głowy że faktycznie zjebałem i takie tam...

-alek do czego zmierzasz?

Pytam zdziowna a on wychwala coś z podziurawionych spodni zombie i odsówa się kawałek poczym klęka. On chyba sobie Jaja robi.

-jestem tradycjonalistą. Viktorio Glass Bane głupi i idiotyczny promyczku którego wcale chyba aż tak bardzo nie nienawidzę, czy uczynisz mi ten zaszczyt oo ciągłych kłutniach i zostaniesz moją żoną a tym samym nowa panią lightwood która przedłuży życie mojego zajebistego rodu?

Jego ręce dygocząc jakby faktycznie wcale nie było ustalonego ślubu i jakbyśmy byli naprawdę para od dawna a on się obawiał najważniejszej odpowiedzi na ziemi. Z jednej strony nie chce się zgodzic żeby nie zaczęła za intensywnie myśleć dlaczego a z drugiej strony czuje coś w głębi do tego idiotycznego pacana w stroju zombie. Pozarym oświatczył mi się mógł mnie wyrąbane i wcale tego nie robić a zrobił to i oczekuje odpiowiedzi od idiotki z dwoma kucykami.

Zarumieniłam się i zdjęłam mój stary pierścionek poczym podałam go alekowi i wystawiłam dłoń.

-zostanę twoja zajebistą żona, nie sądzę że ze mam wytrzymasz więc sam popełnisz samobójstwo Lightwood... a skoro tak chcesz być obrońca to zabierz mnie od tej burzy i kaczki na korytarzu.

-alez oczywiście pani Lightwood-śnieje się i wkłada na mój palec srebrna obroczke z niebieskimi kryształkami.

Unosi mnie do góry i z uśmiechem obraca.

-wiec zgodziłaś się z własnej woli...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro