-037-
Obudziłam się otulona ramionami mojego brata.
-która godzina?
-jakoś 15? chociaż na dworze juz ciemno, jak ja kocham jesień.
-może nie zawsze sobie patrzymy w oczy ale...
-to pewnie dlatego że jesteś niska.
-Raf!
-ale małe jest słodkie.
Wzdycham i schodzę z łóżka poczym szukam jakiś niezłych ubrań.
-chcesz wziąść prysznic? zawołam dziewczyny to cię w coś przebiorą wiesz będzie gotowy strój... na imprezę?
-chce być ... chyba lalką mogę?
-możesz... ja chcę być kenem mogę?
-spełniasz warunek białej cery więc możesz.
Uśmiecham się i idę pod prysznic. Tam puściłam wodę i zaczełam opłukiwac się z informacji stresu i potu no i krwi.
Dotyk na mojej dłoni. Szturchanie.
-kochanie! wstawaj. Lila znów zjadła całe masło orzechowe i dżem chłopcą i są wściekli. Sebastian też nie daje sobie rady a Clary zaczyna płakać.
Pomaga mi wstać i prowadzi na dwór. Zauważam biegających chłopców, wyglądali tak samo. Czarne jak smoła włosy i oceaniczne oczy. Uśmiechali się.
Sebastian złapał ich i obrucił dookoła siebie. Obok zobaczyłam Dziewczynę o zielono metalicznych włosach i niebieskich oczach. Uśmiechła się a chłopcy z wyrzutem patrzyli na nią. Zobaczyłam też Mężczyznę o srebrnych włosach i czerwonych oczach. Trzymał na rękach dziewczynkę która płakała. Wzięłam ją na ręce i zaczełam bujać.
Słyszałam szum wody i śpiew mew. Byliśmy nad morzem.
Otworzyłam znów oczy. Byłam pod prysznicem. wyszłam z tamtą do narzucając jakas bieliznę. Wyszłam do pokoju i zobaczyłam kilka wampirzyc. Dziewczyny pokazały mi ubrania.
-to...-pokazuje na białą zwiewna sukienkę. Dziewczyny się uśmiechają.
-może nie lalka a słodka zjawa? mamy specjalne makijaże bedziesz wyglądać jak prawdziwy duch.
-Pod warunkiem że będę miała kitki.
Dziewczyny posadziły mnie na fotelu i uniosły głowę poczym zaczęły malować.
Po jednej godzinie miałam biało pudrowe włosy i teraz jeszcze bledsza niż zawsze. Teraz miałam piegi i delikatnie podkrążone oczy a raczej namalowane fieletowe kredką. Na nosie miałam plaster w kwiatki. Miałam po bokach dwie małe kiteczki oczywiście nie łapały wszystkich włosów i kitki były otoczone stokrotkami. Miałam też na sobie te długa białą sukienkę i naprawdę wyglądałam jak duch jakiejś nastolatki z duszą dziecka.
Mój brat się uśmiechł stając przede mną w podobnym stroju.
-powiem co że jako podziemna wyglądasz jeszcze seksowniej. Mam ochotę robić rzeczy których nie wypada...
-Rafael! jesteś moim bratem tfu !
-jesteś moją siostrą, ktoś musi ci to powiedzieć poza tym...jesteś moja krwią, moją rodziną, nie dosłownie z tą krwią ale jednak. Powinienem cię chronić-zaśmiał się bez koszty wesołości -musze cię chronić przed chłopcami którzy pragną zrobić z tobą to samo co ja bym chciał.
-teraz będzie robił to Alek...
-czemu nie jesteś taka jak kiedyś? przestałaś być sobą.
-wiesz teraz zrozumiałam że to co mi postawiono pod nogami już dawno miało mnie nauczyć że bycie sobą to za mało... teraz mam wziąść ślub z wrogiem zamiast kochać
-nie mów tak! ja przegrałem życie w momencie kiedy się urodziłem po raz drugi.
-masz mnie nie mów tak. Jeśli potrafisz sprawić że się zakocham w aleku przysięgam że jeszcze ty będziesz niusł moje obrączki.
-ty już wiesz że się zakochujesz.
-ale to nie to... poczułabym... jednak zanim będę mężatką chce się zakochać i pocałować chodź raz...
Zakłada na mnie kurtkę i szalik Aleka.
-nadal go masz...
-lubię go. Ładnie pachnie. Okej chodźmy stąd...
Wymruczałam i ruszyłam do wyjścia. Cały nowy Jork zamienił się w miasto demonów. W brew pozorom zawsze lubiłam widzieć wystawy z dyniami i nocą dzieci które chodziły w kolorowych przebraniach.
Kupiłam kawę i szarlotkę a później poszliśmy do instytutu który wyglądał faktycznie jak z nawiedzonego domu. Ściągam kurtkę i podaje pusty kubek bratu który sączył krew z woreczka. Zobaczyłam roztańczona izzy w stroju wampira. Stanęła obok mnie i uśmiechała się do mojego brata.
-spodobasz się jace'owi... seksiaku. Clary ubrała się w wilkołaka, przedstawiamy sprzeczności. Momet czym ty jesteś ?
-duchem nastolatki lolitki a to mój starszy brat duch. Wampir ale duch, co rok mamy stroje w komplecie, tylko Magnus zawsze odstaje bo on woli kotki, a właśnie gdzie Tuptuś?
-śpi prawdopodobnie owinięty w sweter aleja w którym często cię widać a sam Alek nosi go wszędzie ze sobą i nie pozwala nawet maksowi go głaskać. Właśnie maks przebrał się za wilkołaka powiesz mi z jakiego powodu?
-powiedzmy że ma dziewczyne-smieje się a raphael przyciąga mnie do siebie.
-okej jak jest ubrany Jace?
Widzę jak przykłada dłoń do czoła a później wola chłoaoka który pojawia się w stroju batmana.
-zaczyna mnie martwić w co przebrał się Alek.
mówi mój brat podobnie jak ja zamykając oczy.
-wiesz... twój kot został dynią... a twój chłopak...
-wróg... i pewnie jest wróżka z kopciuszka co? ona też miała dynie.
-własnie nie... Alek przebrał się za...
W tedy widzę czarno pomarańczowa kulkę która stanowi mój mały kotek. Biorę go z uśmiechem na ręce.
-no powiedz mi gdzie ten idiota co cię ubrał za dynię.
Stworzonko zupełnie tak jakby mnie rozumiało obraca głowę i wskazuje łapa gdzieś. Obracam się i widzę Aleka całego pokrytego brokatem, był w błękitnych kolorach i o mój boże czy tam jest Magnus?
-tato!
-najpierw chciałem zabić te istotę ale później stwierdziłem że przebranie go za czarownika będzie gorsze.
-byłem zombie, dopuki nie przyszedł, teraz wyglądam jak twój ojciec, czy to będzie się liczyło pod fetysze?
Pyta patrzac na nieco niższego mężczyznę który wymachuje rękoma. Zamykam oczy.
-nie chce mieć dwóch ojców, zmień go w zombie bo nie wyrobię.
Magnus wzdycha a już chwilę później widzę Aleka który ma blada cerę taka jak moja i podkreślone na fieletowe oczy. Na policzkach i ciele czarne żyły i soczewki powodujące jakby zamglony wzrok. Poszarpane ubrania i sztuczna plama krwi tam gdzie powinno być serce.
-tak lepiej Lightwood, powiedz mi czemu mój kot jest dynią?
-ponieważ byłem w sklepie kupić dla mojej siostrzyczki sok wiśniowy w woreczku a twój kot wlazł mi do torby i w sklepie z niej uciekł i znalazłem go w tych strojach, jako ze wyglądał słodko kupiłem to z nudów. Kim jest wampir obok bo nie podoba mi się z jest obok ciebie i tyka twoje biodro.
-jakiś ty szczery... poznaj Raphaela mojego brata.
-dam głowę że nie powiesz wkurwiony tonem bąbelki-mowi mój brat a Alek staje obok i wykrzywia twarz mówiac własnie to słowo.
Jakie zdziwienie jest na twarzy Magnusa gdy alekowi się udaje a chwilę później jestem ciągnięta w nieznanym mi kierunku.
-w co się ubrała twoja mama?
-panią Adams... -otwiera drzwi i zauważam maryse. Zostaje wepchnięta do środka.
-viccia nie ma kielicha ani miecza... Alek sprawdził nagrania, ale nie ma na nich sprawcy, na dodatek Henry zachowuje się dziwnie.
-czemu jestem o tym informowana?
-będziesz moją rodziną a pozatum powinnaś wiedzieć i pomoc mi ukryć prawdę.
-puki co nie chce chodź jeden dzień przejmować się niczym, kielich się znajdzie, raz go znalazłam znajdę i drugi, a teraz idę spędzić czas z najlepszym lightwoodem i moim bratem ponieważ to dla nich mam najmniej czasu i muszę nadrobić zaległości.
-a ja idę gada z twoim ojcem, wydaje się być nadal wściekły za wpakowanie samego siebie w małżeństwo. Nie ma to jak się ożenić z kimś kogo się nienawidzi.
-chyba muszę iść ... już iść...
Wychodzę z pokoju z rozdrażniona miną. Zauważam Magnusa który wydaje się być wściekłym.
-co się stało?
-dzieci z sierocińca... się boją, coś wyczuwają w pobliżu a ja obiecałem coś komuś i nie mogę tego zbadać.
-pujdziemy z izz i Clary
Mówię odrazu i poprawiam sukienkę.
-sprawnościowy teren w razie kłopotów wezwiemy mojego brata dam radę, koło sierocińca tak?
-tak...
Ruszam w stronę rozmawiających ludzi i jace'a który wyraźnie się interesuje moim bratem.
-izz, matt macie może ochotę iść na mały spacer?
Dotykam nosa a izz odrazu rozumie i bierze nasze płaszcze z futerkiem. Owiniętą szalikiem wychodzimy z instytutu.
-co znaczył tamten gest?
-problemy
-gdzie?
-w pobliżu sierocińca, tylko dzieci wyczuwają czyjąś energię i się boją.
Mówię i wyciągam dziewczyny z terenu instytutu. Wszystkie trzy zmierzamy w stronę sierocińca a gdy jesteśmy tam zauważam jak mój pierścionek świeci.
-jakis potężny stwór w pobliżu.
Mówi izz patrząc w telefon a Clary zatyka jej usta.
-słyszycie?
Pyta a ja zaczynam wyostrzać zmysły. Słyszałam płacz. Ruszyłam powoli w stronę dźwięku a mój pierścionek świecił coraz bardziej. Zobaczyłam małą dziewczynkę o blond włosach i niebieskich oczach. Siedziala obok trupa. Zdziwiona podeszłam bliżej a ona otuliła się szczelniej czarnymi skrzydłami.
-kto to?
-to jest... dziecko.
Dziewczynka drżała a ja spojrzałam. w górę. Zobaczyłam demona który straszy dzieci. Wychodzą tylko w takie dni jak dziś... a ta dziewczyna najwyraźniej nie była strachliwa więc stworzył jej strach... przed śmiercią.
Z wściekłością w dłoni tworzę sztylet ze światła i rzucam w demona który nie zdążył uciec. Rozpływa się w pył a dziewczynka patrzy na trupa.
-hej co się stało?
Patrzę na izz jak na idiotkę i pokazuje na gdzieś dalej skrzydła.
-to był jej ojciec, upadły... ona jest w połowie człowiekiem i w połowie upadłą, jest potężna -mowi Clary-jest to silna energia taka jak Aleka trudna do powstrzymania.
-nie możemy jej odstawić do sierocińca będzie miała traumę jeszcze większą niż to. a oni nie poradzą sobie z mocą... jest silna jak ja.
Mówię siadając obok dziewczynki. Miała góra 5 lat. Złapała moją dłoń przez co zaczęłam się świecić tak jak ona. Wtuliła się w moje ramiona i zamknęła oczy.
-viccia właśnie cię uznała.
-co?
-upadli jako dzieci przywiązują się do osób które rozumieją ich wnętrze... jesteś nowa matką.-mowi Clary a ja wzdycham i poprawiam sobie na rękach małą dziewczynkę poczym wstaję.
-musze ja stąd zabrać. Nie może tu być ale nie ma też osoby która sobie poradzi z nią, a Magnus ma jakąś wściekliznę
-czy ty?..
-tak będę się nią opiekować... ukryję ja dostatecznie dobrze żeby nikt o niej nie wiedział...
-wiesz że...
-wiem... jak do tego dojdzie najwyżej znajdę miejsce w pobliżu i tam zamieszkam, w razie kolowtow przybiegnę.
Patrzę na dziewczynkę która się już uśmiecha i wycieram łezki. Schowałam skrzydełka.
-mama...
-skarbie jak masz na imię?
-Lily!-Uśmiecha się a ja mróżę oczy...
Czy to jest dziewczynka z mojej wizji? izzy nakład Ana siebie runę ciepła a dziewczynkę otula swoim płaszczem. Uśmiecham się a dziewczynka zasypia w moich rękach.
-jak to wytłumaczyć?
-nie da się izzy... Alek mnie zabije ale jak wiesz trzeba na coś umrzeć... jak ja przemycimy do pokoju?
Ukryje ja w moim drugim pokoju. puki śpi jest dobrze. Jak się obudził będę musiała wymyśleć coś żeby była niewidoczna na łowców.
-mhm. Co dalej?
-nie mam pojęcia, właśnie zostałam matką i muszę ukryć pięciolatkę która chyba sama nie wie co się dzieje ze względu na wstrząs. Czy mamy w instytucie niańkę elektryczna?
-tak... maks miał taką, okej moje pytanie skoro jesteśmy w takich sprawach jak ja zamkniesz w pokoju?
-magią... Czekaj momet mogę wkręcić Mojego brata w razie gdyby wstała... albo coś.
Kontynuujemy rozmowę. Więc to jest dzień w którym złamie kolejne zasady?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro