Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-035-

Przybijamy sobie kieliszki a dziewczyna zaczyna się śmiać.

-nie wierzę że już nie chcą nam zrobić krzywdy.

-rozumiem daje naprawdę dużo. A teraz masz pyszne wino, zaś my chyba nie zostaniemy dziś wybawione.

-głupia ta zasada

-owszem.

Saczę łyk wina i patrzę na karty tarota.

-zastanawiałaś się kiedyś nad śmiercią?

Pytam od tak a ta kiwa głową.

-jestem łowcą my umieramy młodo, a ja zawsze chciałam najpierw się przysłużyć clave by później mogłabym być pochowana jak królowa.

-czyli jak?

-wiesz, zawsze marzyłam by być ubrana w białą suknię i mieć szklane pantofle, czerwone usta i blada cera przy czarnych włosach, bym wyglądała jak śpiąca królewna, delikatna, zwiewna, i sama królową by mi zazdrościła bycia najpiękniejszym trupem w historii.

-a do tego złote jabłko chcesz?

-oczywiście że chce, Hej zróbmy sobie umowę.

-bedzie głupia?

-ktory pierwsza umrze ta spełni ostatnie marzenie drugiej.

-wiec mam cię pogrzebać w szklanej trumnie? spoko, wiesz jak ja chcę być pogrzebana?

-nie, powiedz mi!

-chciałabym być ubrana tylko w sama białą suknię, delikatną, bardziej jak koszula do spania. Nimfy w takich chodziły. Chciałbym mieć na głowie moja obręcz a na dłoniach pierścionek od ojca, wiesz że ma w środku napisane moje nazwisko? no i to Bane'a też. Chciałbym by zabrano mnie do doliny i pochowano a raczej zostawiono na tafli wody by słońce mogło ogrzewać moje martwe ciało...

-piekna wizja... jeśli umrę chce z nieba widziec jak układasz sobie rzucie z moim bratem.

-do tego nie dojdzie idiotko, wiesz doskonale że nie znoszę go. Chociaż właściwe... nie jestem tego taka pewna ...

-przyznaj jeden jego uśmiech i wymiękasz.

Rumienię się i kiwam głową.

-czy to możliwe że zakochuje się w twoim bracie?

-nie wiem, każdy widzi że napięcie między wami można dosłownie kroić nożem ale oprucz tego że się zbliżacie w dziwny sposób nie rozumiemy do końca tej relacji.

-wiec postanowione, która pierwsza umrze ta chowa drugą.

-ale my mamy mroczne wizję... ale masz rację postanowione, hej zejdźmy na milszy temat, co zrobimy w Halloween święto demonów które na ten dzień są bardizje niebezpieczne!

-wiesz jeśli nie pujdziemy na patrol to, prawdopodobnie pujdę do ojca, zawsze spędzamy ten dzień razem, najczęściej z moim bratem siedzimy u wilkołaków i straszny dzieci które przychodzą cukierkować.

-my mamy tradycję straszenia. Kto wystraszy najwięcej osób ten wygrywa, później zgarnia specjalny przysmak ze słodyczy robi go zawsze moja mama. Każdy bierze w tym udział oprucz jej samej i ojca, oni są sędziami.  Chodźmy też w ten dzień w różnych strojach, może nie odpowiednie że łowcy chwała święto demonów ale to bierzemy bardziej z dystansu. Później pokutujemy na święcie aniołów.

-macie jakieś jeszcze zwyczaje?

-oh pewnie. Po północy zawsze przychodzimy do biblioteki i zaczynamy sobie opowiadać historię, często to wygląda jak piżama party ale jest fajnie, o straszymy też przyziemnych którzy wchodzą na nasz teren... ciekawe czy się wyrobią z dekoracjami.

-a czemu nie?

-zawsze jest tego dużo, pewnie teraz  zaczynają to wszystko stroić a mama szykuje swój specjał... Do południa będziemy spać a później się naszykujemy i będziemy się bawić.

-chciałabym żeby mój brat i ojciec też mogli być w instytucie

-poproś Maryse na pewno się zgodzi.

-tak... więc muszę się upić na t,rezwo tego nie powiem.

Wystawiam kieliszek i patrzę na opaskę, Alek się zbliżał do Sebastiana to oznacza kłopoty.

Clary

Spojrzałam kolejny raz na Aleka. Nadal był zdeterminowany by ich szukać a od tej części kanałów naprawdę jebało trupem. W dodatku byliśmy na opuszczonej części miasta a to znaczyło że faktycznie możemy być u celu, ale znając życie budynek jest ukryty i tak łatwo go nie znajdziemy.

-nie mogę już wytrzymać musimy znaleźć wysjcie z kanałów tu śmierdzi i to cholernie.

-masz rację a tam jest wyjscie-wskazuje palcem s on jak na zawołanie wspina się po drabince i rysuje runę poczym otwiera nam wyjście. Lądujemy na pustej ulicy. Patrzę w niebo i się uśmiecham

Izzy zawsze ma ciemne oczy a gdy siedzimy w moim pokoju przy świecach wyglądają jakby to było niebo i odbijają blas świec.

-czemu chcesz wygrać?

Alek koncentruje wzrok na mnie a później jak kretyn się uśmiecha i patrzy znów w niebo.

-bo się zakochałem Clary...

Podskakuje w miejscu a później patrzę na niego.

-skad ty ..

-rude włosy zielone oczy? wyglądasz jak młodzi Fairchild, A ponieważ teraz jedynymi z tą krwią to ty i twój brat domyślilem się, szkoda że dopiero teraz ale duża wskazówka było to że byliście mutowani. Nie martw się nie powiem nic nikomu. W końcu moja siostra jest z tobą szczęśliwa a jej parabatai cię lubi.

-wiec... nie wygadasz mnie?

-masz moje błogosławieństwo, ale Sebastian za chuja nie będzie z moją dziewczyną, znaczy z moją przyszłą dziewczyną.

-narzeczoną.

-jakoś nie bardzo ten tytuł pasuje z uwagi na nasze relacje. Ostatni skrywane dużo tajemnic i czuję się lepiej gdy siedzę cicho niż mam robić kłopoty, pozatym interesuje mnie czy faktycznie udzielą wam ślubu i jak długo to ukryjecie ... a teraz chdoz idziemy po nie.

Ciągnie mnie za kurtkę, zarumieniona idę za nim i napotykam inne zielone tęczówki. Mój brat stał na dachu i opserwował nas.

-o chuj...

Viccia

Spojrzałam na izz i dotknęłam swojego czoła

-czuje coś dziwnego, jakby miało się coś stać...

-sebastian i Alek...-wskazuje na bransoletę a ja pstrykam palcami.

-i wszytko jasne...

Uśmiecham się i podaje jej kolejną butelkę. Wendigo okazały się być bardzo przyjazne i jak się okazuje nie wybrały sobie bycia tym kim są zostali zmuszeni przez swoje plemiona. Tłumaczyłam izzy oczywiście co się dzieje a ta kazała mi coś mówić. Faktycznie miły dzień można spędzić z nawet kanibalami. Mam nawet pamiątkowe zdjęcie jak gram z jednym w karty.

-nie podoba mi się to że siedzę w klatce, chce byc stąd wyciągnięta.

-wyglada na to że Alek jest coraz bliżej no i reszta łowców rusza w naszą stronę.

Ziewam i pije kolejny łyk. Kalde się obok izz i macham sobie butelką.

-walcza o naszą rękę.

-udaja że im zależy.

-mówią to co chcemy słyszeć.

-udaja nam rzeczy których nie chcemy.

-faceci są dziwni.

-amen moja parabatai amen-przybijam z nią butelkę -chichocze towj brat dał mi coś trafionego.

-co takiego?

-zwierzątko.

Clary

Alek i Sebastian stanęli przed sobą. Kłucili się na odległość od 10 minut. Stanęłam między nich.

-moim zdaniem inteligentniej jest jeśli znajdziecie ją oboje, jutro najwyżej będziecie walczyć. Zauważcie że im nas będzie więcej tym więcej wiedzy mamy i mozemy znaleźć ich bez problemu. Osobno nigdy ich nie znajdziemy.

-on jest oszustem.

-a ty idiotą.

Wzdycham.

-albo się pogodzicie albo to ja znajdę ją i dotknęła jej wygrywając konkurs, albo lepiej znajdę ją i innego łowcę poczym pozwolę mu ją dotknąć i to on wygra.

Ta myśl ich usztywniła a do końca zostały 3 godziny.

-idziemy ich szukać, muszą być tu, problem w tym gdzie dokładnie.

To ich motywuje a chwilę później rozmawiają ze sobą i wystawiają dłonie. Tak fuck yeahhh zawieszenie broni.

Viccia

Byli tuż obok. Spojrzałam na śpiąca izzy a wendigo rzucili się w stronę naszych łowców. Zaczęłam ją budzić.

-izzy, przyszli ci kretyni.

Odrazu się podnosi ale gdy nie słychać odgłosów walki patrzy na zegar. Wzdycha i się przeciąga poczym zaczyna rozdawać karty. Nalewam znów nam do kieliszków wina i dopiero teraz słyszę okrzyki walki i serie przekleństw.

Zbiegli się więcej wendigo i zaczęli rozwalać klatkę.

-viccia co się dzieje?

-wendigo nas polubiły a łowcy po nas przyszli będą nas chronić wejdą tu i postarają sie przenieść do nowej kryjówki. Powiedzmy że wybrali nas na królowe.

Mówię a w tym samym momencie zostaje podniesiona przez jednego z nich na ręce. Odchylam głowę w tył czując jak kręci mi się w głowie. Izzy również ląduje w rękach jednego z nich. Zauważam jak chłopcy wbiegają do pomieszczenia. Wendigo zaczynają warczeć i mocniej nas do siebie przytulają. Izzy poważnieje.

-Viccia to chyba nie był dobry pomysł.

-lepszy niż walczenie na własną rękę, zabili by nas.

Obracam głowę w stronę łowców. Alek celuje do nas łukiem.

-viccia nie ruszaj się.

On wypuszcza strzałę ale wendigo wyskakuje w górę i to ja dostaje strząłą w ramię. Syczę z bólu i łapie za nią kiedy lądujemy na jakiejś lianie.

Wydaje z siebie jęk a stworzenie wyrywa strzałę. Odchylam głowę czujac ból. Przez alkohol we krwi nie będę mogła się zregenerować. Zaczynam krzyczeć kiedy stworzenie wkłada w ranę swój za długi paznokieć.o Otoczeni stworami łowcy walczą a Alek upierdliwie się stara pobiec do mnie. a gdy wendigo ma mnie ugrysc zauważam coś dziwnego. Oczy Aleka robią się srebrne a na skórze pojawiają czarne znaki. Wokoło niego emanuje czarny dym i jednym ciosem zabił przeciwników najbliżej. Zobaczyłam jak biegnie w moją stronę a clary wybiega po izz.

Złapałam za kark wendigo i zaczełam czuć jak robi mi się słabo. Wbijam w niego paznokcie i zaczynam dyszeć.

-Alek...-szeptam a momety później w głowie potwora jest strzała. Zachwiał się i razem z nim poleciałam w dół.

Zamknęłam oczy zwijając się w kólkę. Chwilę później poczułam ciepłe ramiona. Otwieram powoli oczy.

-jestem tym wybawcą czy nie?

Uśmiechał się do mnie i mrugał srebrnymi oczyma. Uśmiecham się pół przytomna i dotykam jego czarnych znaków na skórze.

-jesteś upadłym aniołem....

Chwilę później otacza mnie już tylko ciemność.

Sebastian

Leżała nie ruchomo w jego ramionach a on jak kretyn się uśmiechał. Pokazał mi nieprzytomna dziewczynę a po chwili narysował jej iratze. Zaczęła się leczyć.

-dotknij, musisz wysłać im sygnał znaleźliśmy je razem więc tak jest sprawiedliwie...

Clary

Zabiłam wendigo i zaprowadziłam moją ukochaną do jej domu. W tedy zobaczyłam na tablicę... Alek dotknął Vicci... ale po chwili i Sebastian się pojawił. Reszta łowców już ich nie znajdzie.

-gratulację Matthew

Pojawia się przy mnie matka izzy z gratulacjami.

-przepraszam ale co będzie z moim bratem i alekiem?

-jak wrucą rozegra się ostateczna walka w której wygra tylko jeden.

Przeraziłam się tą wizją... Alek podobnie co mój brat był czymś innym... był pół upadłym.

Za nami pojawia się mój brat i Alek z dziewczyną na rękach. Uśmiechała się  a później stanęła na równe nogi i przeczesała włosy.

-mogę ich obu?-pyta ze śmiechem a inni łowcy patrzą z lekkim przerażeniem na mierzących się wzrokiem chłopców.

Viccia

Stanęliśmy wszyscy w kręgu.
Przysięgam że wyglądało to jak jakaś sekta. Chłopcy mieli już zacząć się atakować kiedy pojawiłam się na środku

-hej, hej, hej, stop!

Chłopcy patrza na mnie a ja się uśmiecham.

-nie chce podważać waszych zdolności ani nic takiego ale obydwoje dla siebie jesteście zbyt słabymi przeciwnikami.

Maryse patrzy na mnie krzywo.

-ten który przegra ze mną odpada... jednak jeśli przegracie oboje zdecydują punkty, gdy jeszcze tego zabraknie dopiero w tedy oboje się zmierzycie, taki jest mój warunek

oboje kiwają słowami a w moich rękach pojawiaja się sztylety.

-will... ty pierwszy.

-nie będę bił kobiety.

-boisz się że przegrasz, równouprawnienie się kłania.Poza tym chce kogoś równego sobie.

wzdycha i cofa się w tył. Okrąg się poszerza a Maryse daje sygnał... ostatnia rozgrywka się zaczyna właśnie teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro