-035-
Przybijamy sobie kieliszki a dziewczyna zaczyna się śmiać.
-nie wierzę że już nie chcą nam zrobić krzywdy.
-rozumiem daje naprawdę dużo. A teraz masz pyszne wino, zaś my chyba nie zostaniemy dziś wybawione.
-głupia ta zasada
-owszem.
Saczę łyk wina i patrzę na karty tarota.
-zastanawiałaś się kiedyś nad śmiercią?
Pytam od tak a ta kiwa głową.
-jestem łowcą my umieramy młodo, a ja zawsze chciałam najpierw się przysłużyć clave by później mogłabym być pochowana jak królowa.
-czyli jak?
-wiesz, zawsze marzyłam by być ubrana w białą suknię i mieć szklane pantofle, czerwone usta i blada cera przy czarnych włosach, bym wyglądała jak śpiąca królewna, delikatna, zwiewna, i sama królową by mi zazdrościła bycia najpiękniejszym trupem w historii.
-a do tego złote jabłko chcesz?
-oczywiście że chce, Hej zróbmy sobie umowę.
-bedzie głupia?
-ktory pierwsza umrze ta spełni ostatnie marzenie drugiej.
-wiec mam cię pogrzebać w szklanej trumnie? spoko, wiesz jak ja chcę być pogrzebana?
-nie, powiedz mi!
-chciałabym być ubrana tylko w sama białą suknię, delikatną, bardziej jak koszula do spania. Nimfy w takich chodziły. Chciałbym mieć na głowie moja obręcz a na dłoniach pierścionek od ojca, wiesz że ma w środku napisane moje nazwisko? no i to Bane'a też. Chciałbym by zabrano mnie do doliny i pochowano a raczej zostawiono na tafli wody by słońce mogło ogrzewać moje martwe ciało...
-piekna wizja... jeśli umrę chce z nieba widziec jak układasz sobie rzucie z moim bratem.
-do tego nie dojdzie idiotko, wiesz doskonale że nie znoszę go. Chociaż właściwe... nie jestem tego taka pewna ...
-przyznaj jeden jego uśmiech i wymiękasz.
Rumienię się i kiwam głową.
-czy to możliwe że zakochuje się w twoim bracie?
-nie wiem, każdy widzi że napięcie między wami można dosłownie kroić nożem ale oprucz tego że się zbliżacie w dziwny sposób nie rozumiemy do końca tej relacji.
-wiec postanowione, która pierwsza umrze ta chowa drugą.
-ale my mamy mroczne wizję... ale masz rację postanowione, hej zejdźmy na milszy temat, co zrobimy w Halloween święto demonów które na ten dzień są bardizje niebezpieczne!
-wiesz jeśli nie pujdziemy na patrol to, prawdopodobnie pujdę do ojca, zawsze spędzamy ten dzień razem, najczęściej z moim bratem siedzimy u wilkołaków i straszny dzieci które przychodzą cukierkować.
-my mamy tradycję straszenia. Kto wystraszy najwięcej osób ten wygrywa, później zgarnia specjalny przysmak ze słodyczy robi go zawsze moja mama. Każdy bierze w tym udział oprucz jej samej i ojca, oni są sędziami. Chodźmy też w ten dzień w różnych strojach, może nie odpowiednie że łowcy chwała święto demonów ale to bierzemy bardziej z dystansu. Później pokutujemy na święcie aniołów.
-macie jakieś jeszcze zwyczaje?
-oh pewnie. Po północy zawsze przychodzimy do biblioteki i zaczynamy sobie opowiadać historię, często to wygląda jak piżama party ale jest fajnie, o straszymy też przyziemnych którzy wchodzą na nasz teren... ciekawe czy się wyrobią z dekoracjami.
-a czemu nie?
-zawsze jest tego dużo, pewnie teraz zaczynają to wszystko stroić a mama szykuje swój specjał... Do południa będziemy spać a później się naszykujemy i będziemy się bawić.
-chciałabym żeby mój brat i ojciec też mogli być w instytucie
-poproś Maryse na pewno się zgodzi.
-tak... więc muszę się upić na t,rezwo tego nie powiem.
Wystawiam kieliszek i patrzę na opaskę, Alek się zbliżał do Sebastiana to oznacza kłopoty.
Clary
Spojrzałam kolejny raz na Aleka. Nadal był zdeterminowany by ich szukać a od tej części kanałów naprawdę jebało trupem. W dodatku byliśmy na opuszczonej części miasta a to znaczyło że faktycznie możemy być u celu, ale znając życie budynek jest ukryty i tak łatwo go nie znajdziemy.
-nie mogę już wytrzymać musimy znaleźć wysjcie z kanałów tu śmierdzi i to cholernie.
-masz rację a tam jest wyjscie-wskazuje palcem s on jak na zawołanie wspina się po drabince i rysuje runę poczym otwiera nam wyjście. Lądujemy na pustej ulicy. Patrzę w niebo i się uśmiecham
Izzy zawsze ma ciemne oczy a gdy siedzimy w moim pokoju przy świecach wyglądają jakby to było niebo i odbijają blas świec.
-czemu chcesz wygrać?
Alek koncentruje wzrok na mnie a później jak kretyn się uśmiecha i patrzy znów w niebo.
-bo się zakochałem Clary...
Podskakuje w miejscu a później patrzę na niego.
-skad ty ..
-rude włosy zielone oczy? wyglądasz jak młodzi Fairchild, A ponieważ teraz jedynymi z tą krwią to ty i twój brat domyślilem się, szkoda że dopiero teraz ale duża wskazówka było to że byliście mutowani. Nie martw się nie powiem nic nikomu. W końcu moja siostra jest z tobą szczęśliwa a jej parabatai cię lubi.
-wiec... nie wygadasz mnie?
-masz moje błogosławieństwo, ale Sebastian za chuja nie będzie z moją dziewczyną, znaczy z moją przyszłą dziewczyną.
-narzeczoną.
-jakoś nie bardzo ten tytuł pasuje z uwagi na nasze relacje. Ostatni skrywane dużo tajemnic i czuję się lepiej gdy siedzę cicho niż mam robić kłopoty, pozatym interesuje mnie czy faktycznie udzielą wam ślubu i jak długo to ukryjecie ... a teraz chdoz idziemy po nie.
Ciągnie mnie za kurtkę, zarumieniona idę za nim i napotykam inne zielone tęczówki. Mój brat stał na dachu i opserwował nas.
-o chuj...
Viccia
Spojrzałam na izz i dotknęłam swojego czoła
-czuje coś dziwnego, jakby miało się coś stać...
-sebastian i Alek...-wskazuje na bransoletę a ja pstrykam palcami.
-i wszytko jasne...
Uśmiecham się i podaje jej kolejną butelkę. Wendigo okazały się być bardzo przyjazne i jak się okazuje nie wybrały sobie bycia tym kim są zostali zmuszeni przez swoje plemiona. Tłumaczyłam izzy oczywiście co się dzieje a ta kazała mi coś mówić. Faktycznie miły dzień można spędzić z nawet kanibalami. Mam nawet pamiątkowe zdjęcie jak gram z jednym w karty.
-nie podoba mi się to że siedzę w klatce, chce byc stąd wyciągnięta.
-wyglada na to że Alek jest coraz bliżej no i reszta łowców rusza w naszą stronę.
Ziewam i pije kolejny łyk. Kalde się obok izz i macham sobie butelką.
-walcza o naszą rękę.
-udaja że im zależy.
-mówią to co chcemy słyszeć.
-udaja nam rzeczy których nie chcemy.
-faceci są dziwni.
-amen moja parabatai amen-przybijam z nią butelkę -chichocze towj brat dał mi coś trafionego.
-co takiego?
-zwierzątko.
Clary
Alek i Sebastian stanęli przed sobą. Kłucili się na odległość od 10 minut. Stanęłam między nich.
-moim zdaniem inteligentniej jest jeśli znajdziecie ją oboje, jutro najwyżej będziecie walczyć. Zauważcie że im nas będzie więcej tym więcej wiedzy mamy i mozemy znaleźć ich bez problemu. Osobno nigdy ich nie znajdziemy.
-on jest oszustem.
-a ty idiotą.
Wzdycham.
-albo się pogodzicie albo to ja znajdę ją i dotknęła jej wygrywając konkurs, albo lepiej znajdę ją i innego łowcę poczym pozwolę mu ją dotknąć i to on wygra.
Ta myśl ich usztywniła a do końca zostały 3 godziny.
-idziemy ich szukać, muszą być tu, problem w tym gdzie dokładnie.
To ich motywuje a chwilę później rozmawiają ze sobą i wystawiają dłonie. Tak fuck yeahhh zawieszenie broni.
Viccia
Byli tuż obok. Spojrzałam na śpiąca izzy a wendigo rzucili się w stronę naszych łowców. Zaczęłam ją budzić.
-izzy, przyszli ci kretyni.
Odrazu się podnosi ale gdy nie słychać odgłosów walki patrzy na zegar. Wzdycha i się przeciąga poczym zaczyna rozdawać karty. Nalewam znów nam do kieliszków wina i dopiero teraz słyszę okrzyki walki i serie przekleństw.
Zbiegli się więcej wendigo i zaczęli rozwalać klatkę.
-viccia co się dzieje?
-wendigo nas polubiły a łowcy po nas przyszli będą nas chronić wejdą tu i postarają sie przenieść do nowej kryjówki. Powiedzmy że wybrali nas na królowe.
Mówię a w tym samym momencie zostaje podniesiona przez jednego z nich na ręce. Odchylam głowę w tył czując jak kręci mi się w głowie. Izzy również ląduje w rękach jednego z nich. Zauważam jak chłopcy wbiegają do pomieszczenia. Wendigo zaczynają warczeć i mocniej nas do siebie przytulają. Izzy poważnieje.
-Viccia to chyba nie był dobry pomysł.
-lepszy niż walczenie na własną rękę, zabili by nas.
Obracam głowę w stronę łowców. Alek celuje do nas łukiem.
-viccia nie ruszaj się.
On wypuszcza strzałę ale wendigo wyskakuje w górę i to ja dostaje strząłą w ramię. Syczę z bólu i łapie za nią kiedy lądujemy na jakiejś lianie.
Wydaje z siebie jęk a stworzenie wyrywa strzałę. Odchylam głowę czujac ból. Przez alkohol we krwi nie będę mogła się zregenerować. Zaczynam krzyczeć kiedy stworzenie wkłada w ranę swój za długi paznokieć.o Otoczeni stworami łowcy walczą a Alek upierdliwie się stara pobiec do mnie. a gdy wendigo ma mnie ugrysc zauważam coś dziwnego. Oczy Aleka robią się srebrne a na skórze pojawiają czarne znaki. Wokoło niego emanuje czarny dym i jednym ciosem zabił przeciwników najbliżej. Zobaczyłam jak biegnie w moją stronę a clary wybiega po izz.
Złapałam za kark wendigo i zaczełam czuć jak robi mi się słabo. Wbijam w niego paznokcie i zaczynam dyszeć.
-Alek...-szeptam a momety później w głowie potwora jest strzała. Zachwiał się i razem z nim poleciałam w dół.
Zamknęłam oczy zwijając się w kólkę. Chwilę później poczułam ciepłe ramiona. Otwieram powoli oczy.
-jestem tym wybawcą czy nie?
Uśmiechał się do mnie i mrugał srebrnymi oczyma. Uśmiecham się pół przytomna i dotykam jego czarnych znaków na skórze.
-jesteś upadłym aniołem....
Chwilę później otacza mnie już tylko ciemność.
Sebastian
Leżała nie ruchomo w jego ramionach a on jak kretyn się uśmiechał. Pokazał mi nieprzytomna dziewczynę a po chwili narysował jej iratze. Zaczęła się leczyć.
-dotknij, musisz wysłać im sygnał znaleźliśmy je razem więc tak jest sprawiedliwie...
Clary
Zabiłam wendigo i zaprowadziłam moją ukochaną do jej domu. W tedy zobaczyłam na tablicę... Alek dotknął Vicci... ale po chwili i Sebastian się pojawił. Reszta łowców już ich nie znajdzie.
-gratulację Matthew
Pojawia się przy mnie matka izzy z gratulacjami.
-przepraszam ale co będzie z moim bratem i alekiem?
-jak wrucą rozegra się ostateczna walka w której wygra tylko jeden.
Przeraziłam się tą wizją... Alek podobnie co mój brat był czymś innym... był pół upadłym.
Za nami pojawia się mój brat i Alek z dziewczyną na rękach. Uśmiechała się a później stanęła na równe nogi i przeczesała włosy.
-mogę ich obu?-pyta ze śmiechem a inni łowcy patrzą z lekkim przerażeniem na mierzących się wzrokiem chłopców.
Viccia
Stanęliśmy wszyscy w kręgu.
Przysięgam że wyglądało to jak jakaś sekta. Chłopcy mieli już zacząć się atakować kiedy pojawiłam się na środku
-hej, hej, hej, stop!
Chłopcy patrza na mnie a ja się uśmiecham.
-nie chce podważać waszych zdolności ani nic takiego ale obydwoje dla siebie jesteście zbyt słabymi przeciwnikami.
Maryse patrzy na mnie krzywo.
-ten który przegra ze mną odpada... jednak jeśli przegracie oboje zdecydują punkty, gdy jeszcze tego zabraknie dopiero w tedy oboje się zmierzycie, taki jest mój warunek
oboje kiwają słowami a w moich rękach pojawiaja się sztylety.
-will... ty pierwszy.
-nie będę bił kobiety.
-boisz się że przegrasz, równouprawnienie się kłania.Poza tym chce kogoś równego sobie.
wzdycha i cofa się w tył. Okrąg się poszerza a Maryse daje sygnał... ostatnia rozgrywka się zaczyna właśnie teraz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro