-017-
-wiesz że i tak cię znajdę?
Słyszę głos i wstrząsam butelką.
-po pieprzonym trupie nie zamierzam się dać złapać, tam powinnam być od zawsze, nie zabrał byś mi Leona Eric by nie przepadł a ja nie naraziłabym Magnusa, nigdy bym nie poznała Lightwooda i nie musiałabym zostawić izzy i Jace'a. Niech rozgada clave nie znajdą mnie za diabła.
Rozbijam fiolkę na środku ulicy i wskakuje w portal.
Poczułam jak lecę a raczej spadam.
-kto otwiera por... no tak ja... ale cholera czemu w powietrzu!
Wpadam na jakiegoś ogromnego liścia... Momet to liściowy hamak?
Podnoszę głowę. Dlaczego na szczycie góry jest ... dżungla i zmutowane roślinki. Patrzę w dół i widzę jeszcze kilka takich. Łapie za gałąź i powoli i schodzę w dół. Więc to stąd pochodzi kobieta którą uważałam za matkę.
izzy
Alek unikał nas gdy wszytko mu powiedzieliśmy. Jednak gdy wysłaliśmy płomienny list do Magnusa było gorzej. Ponieważ ten pojawił się w instytucie i z dupy przywalił alekowi. Chyba już rozumiem dlaczego viccia jest tak bardzo agresywna.
-przez was kretynii ona znikła, a ty miałeś jej pilnować, wiem dobrze co uzgodniłem z twoją matką. Miałeś ją chronić mówila ci wiem o tym, pozwoliłeś jej odejść jak kretyn. Za nią gonią hordy demonów....
Mówi gdy jesteśmy już w bibliotece. Zamykam sobie usta.
-znajdziemy ją?
-znajac moją córkę jest już tam gdzie jej nie znajdziemy, potrafi się bronić przed każdą możliwą mocą, czytała wasze księgi i moje. Nie znajdziemy jej od tak !
Parę dni później
Viccia
Skończyłam ostrzyć nożyczki które znalazłam. Spojrzałam w odbicie w wodzie i uciełam nożyczkami włosy. Teraz były z przodu dłuższe a z tyłu krótkie.
-no i coś ty zrobiła, wyglądałaś w tedy pięknie...
-tu mi tylko przeszkadzają Sebastianie, ostatnio mało nie spadłam z drzewa bo wplątały się w gałęzie.
-jesteś psychiczna.
-ja wiem, dlatego wciąż mnie chcesz. Pozatym znajdę kielich jest tu ukryty pewnie w miejscu mocuh narodzin e byłam na tamtej górze nie ma do niej wejścia a góra jest jak nie naruszona.
Mruczę do chłopaka który jest tylko w mojej głowie. Ten prawdziwy jest pewnie chłodniejszy.
-ciekawi mnie jaki jesteś ... naprawdę...
-to daj się znaleźć...
-nie chce, jeśli znajdziesz mnie to każdy mnie znajdzie, nie wrócę do łowców. Piszę tylko z maryse w sprawach clave i to wszytko.
Wychodzę z wody z warkoczem którego obcięłam. Wszedłam na największe drzewo i usiadłam na obszernej gałęzi. wzięłam koszyk z jagodami. Wszystkie rośliny tu były naprawdę dużo większe i takie jagody były wielkości truskawek.
Wzięłam jedną do ust i z pomrukiem zadowolenia spojrzałam na zwierzęta. Parę dni temu jak tu się pojawiłam były tu pustki i pozostawiane rzeczy, teraz jednak przyszły tu zwierzęta i pomniejsze zwierzęta jak motyle albo ważki. Swoją drogą był tu jeden naprawdę duży motyl. jego skrzydła były wielkości dwóch kartek A4. Wszędzie latał za mną. Może dlatego że nie nsuaiam się już męczyć z utrzymywaniem formy i byłam chodzącym światłem?
Było mi zdecydowanie wygodniej. Postawiłam moja prowizoryczna doniczkę na szerszej gałęzi. Zrobiłam ją z liści, z pomocą magii zrobiłam sobie nici i szukam te duże liście robiąc z nich doniczkę.
-żyjesz jak Tarzan.
-od zawsze chciałam mieszkać w dżungli a tu jedyne kto będzie przerażony moim krzykiem to zwierzęta które w tedy mnie budzą. Bardzo to poręczne.
Łapie pianę i zjerzdzajacw w dół. Za duży motyl spycha moja obręcz która teraz nosiłam jak koronę. Pani dżungli. Ciekawe jak tu było gdy jeszcze żyły tu nimfy...
Biegnę na polanę z jagodami i zaczynam je zrywać. Kolejny raz wchodzę na górkę i patrzę w niebo.
-stamtad spadłam ... tylko co ja właściwe tam robiłam co?
Pytam sama siebie i czuję dłoń na ramieniu. Moja biała sukienka zostaje rozwiana razem z krótkimi włosami przez wiatr.
-nie stój tu sprawiasz sobie ból...
-jestem kosmitką, a nawet nie znam celu do którego mnie stworzono.
-znajdziemy twój cel promyczku a teraz chodź nakarmimy tego wygłodniałego motylka.
Uśmiechłam się i zbiegłam w dół.
Izzy
Spojrzałam na zmęczonego Magnusa. Od paru dni siedzimy w księgach i suzkamy luki między zaklęciami by znaleźć Viccie. Alek przysypiał na kanapie. Miał podkrążone oczy podobnie co Magnus najwięcej siedział nad księgami. Nie widziałam w tym sensu ale jednak. Jace zlapał moja dłoń. Maryse wróciła parę dni temu i wydaje się być spokojna nawet jeśli nie ma jej ulubienicy, ani razu nie oberwałam a Alek zostal ugłaskany co wkurzyło tylko Magnusa.
-magnus nie znajdziemy nic, Viccia jest sprytna jeśli nie będzie chciała to jej nie znajdziemy.
-skad wiesz że jej nie znajdziemy!? może damy radę co?
W bibliotece zamigalo czerwone światło a w bibliotece poajwul się Henry.
-pół demon przed instytutem....
Wstajemy chodź Magnus i Alek z ty trudem i biegniemy do wyjścia. Wybiegamy przed instytut. Zauważam tam białowłosego chłopaka z kolczykiem w ustach. Ma zadarty nos i ostre rysy twarzy. Był w wieku Aleka który ledwo stoi na nogach. Uśmiechł się czarująco i poprawił białe włosy ściągając kaptór. Morskie oczy odbiły blask księżyca. Był pewny siebie mimo że wokoło byli łowcy poprawiając skurzanej kitkę ruszył w naszą stronę, blade pełne chłodne usta były wygięte w usmeichu, przejechał po nich językiem.
-jestem w pokojowym nastroju, przyszedłem do Magnusa Bane'a nie było go u siebie pomyślałem że jest tutaj. Hej wam wszystkim nie zrobię wam krzywdy możecie mnie zabić czy coś jak zrobię
Podchodzi do Magnusa na samym przodzie i przewyższając go o głowę uśmiechał się ironicznie. Dotknął nosa czarownika który wyglądał jakby dycha zobaczył
-Bam. Jonathan Morgenstern jednak mów mi Sebastian, wiem gdzie jest mój promyczek.
Spojrzałam na jace'a a zaspany Alek miał się jzu wyrwać by uderzyć przybysza. Łowcy czekali z bronią celując w niego jednak on sobie stal i oglądał nas z pseudo podziwem.
-nie należy do ciebie. Należy do swojego ojca który ją wychowałem i poprosił mnie o pomoc bo sam poszedł jej szukać.
Mówi Magnus kłamiąc co siwetnie zauważył demon. W jego oczach zatańczyły iskierki.
-wiem gdzie ona jest, mam z nią pewniej kontakt-wyciaga zza kórtki złotą strzałę i puka w kaltke zaspanego magnusa-powiedzmy że jednak słabo bronisz ja przed magią, a ja musiałem odsiwerzyc nasz kontakt, widuje mnie od dawna ale nigdy nic ci nie mówi. Viccia jest szczęśliwa jak nigdy, jednak problemem jest to że to miejsce jest chronione i nie wejdzie tam nikt z krwią demona oraz nikt kogo ona nie chce wpuścić do swojego serduszka. To miejsce jest jej a ja tam nie wejdę.
Łowcy go nasłuchują jakby to była szok a Aleka szlak trafia. Jace zatyka jego usta i stara wciągnąć do środka jednak coś nie idzie im obojgu.
-nie położysz na niej tych zimnych demonicznych łap!
-ona już jest moja, zawsze była.
-niby czemu nikt mnie o tym nie powiadomił?
-nie musiał, pomogłem twojej przyjaciółce uciec, no dobrze nie ja ja mam 22 lata pomógł jej mój tatuś, uratował ja przed łowcami jednak powiedział że złote dziecko ma należeć do jego syna miałem 4 lata a ona nawet w tedy była śliczna.
Rozmarzył się i później schował strzałę.
-to jak?
-jesli będzie tam nie położysz na niej rąk ... lepiej by była tam niż znała demona...
-demonem to jest moja siostra ja team w połowie tak jak ty -wystudiowałam język a w tedy wyrasta między nimi Sebastian.
-nie ma mowy ona ma 18 lat debilu to dziecko i ja się nim opiekuje...
-dlatego dałeś jej odejść? W sumie z innej strony jest szczęśliwa, nie słucha twojego wkurwiającego głosu i jest szczęśliwa... Aktualnie bierze kąpiel zgadnij kto może ją podglądać sobą nadal będzie myślała że to wymysł jej wyobraźni...
To dla Aleka było za dużo. Oczy Sebastiana zrobiły się czarne i pełne iskierek, Alek był wściekły. Ledwo się powstrzymywał.
-straciła przez ciebie Leona...
-nie straciła... poprostu udowodniłem mu że nie ładnie kłamać o wpojeniu , właściwe miał ją pilnować, to on dał cynk o brązowowłosym w okularach.
Wskazuje za siebie a w tedy wszyscy zauważają wilka o czerwonych oczach. Sebastian złapał za przywiązaną do niego smycz i się uśmiechał.
-tylko tak mógł się zbliżyć do mojego promyczka w inny sposób zawsze go odtrącała aż skłamał, biedny, tak kocha moaj siostre a ona mu robi wodę z mózgu.
Łowcy pwoli się usuwali w tył widząc że.faktycznie on nie przyszedł nam niczego zrobić.
-to nie jest twój promyczek...
-a twój? błagam cię jeśli mnie zdenerwujesz staniesz się taki jak ten cały Eric... pozbylem się go przekonując że jego przyjaciółka nie chce widzieć krwiopijcy i że ona należy do świata ludzi... idiota..
Jace mnie puścił i ruszył w stronę demona. Faceci to idioci. Puszczały im powoli nerwy i nie wyglądało na to że zmieni którykolwiek zdanie.
Wyszłam przed Sebastiana.
-oni nie pozwolą jej wyciągnąć, wola by tam została... jak się kontaktujesz z viccią... tęsknię za nią
Sebastian dotknął mej dłoni a chwilę później znikliśmy. Byłam w jakimś pokoju.
-hej izzy-usłyszalam znany mi głos... zadrzałam.
-tato?
-powiedzmy że zawsze byłem wierny kręgowi, no nic pewnie jesteś stu bo jako jedyna powiedziałaś coś sensownego... jeśli chcesz kontaktu z Promyczkiem obiecasz że nic nikomu nie powiesz i przekonasz ją by wyszła z ukrycia.
Nie mailami wyjscis pokiwałam głową i zobaczyłam przed sobą dziewczynę. Miała białe długie proste włosy. Jej oczy były czerwone jak usta a skóra jak z porcelany. Stal za nią valentine.
-poznaj Clary, to moja córka jest demonem, dodawałem jej krwi przez co wyszła mi taką... no cóż rodziny się nie wybiera ale jestem dumny.
-clary ...
-ty pewnie jesteś izz, w sumie na pewno jesteś nią bo opserwuje cię odkąd postanowiłam z twoim ojcem że chce ciebie za przyjaciółkę.
Zadrzałam. Dziewczyna o chłodnych dłoniach dotknęła mojego brzucha do połowy odkrytego.
-w ukryciu masz przysięgę z viccią prawda? jesteście parabatai... jeśli chcesz może być też z nami, jest interesująca ma w sobie nienawiśc tak jak ty... zawsze byłaś ta drugą wiesz czemu waszą matka uwielbia tak Aleka?
-bo jest przykładny...
-bo nie ma uczyć które zablokował Magnus, gdybyś tylko wiedziała czym jest twój brat, może ci powiemy ale najpierw... porozmawiasz ze swoją ukochaną parabatai...
Przejerzdza pazurami po moim boku i wstrzykuje mi w to miejsce coś dziwnego... Viccia ma taką samą bliznę...
Tracę przytomność...
Viccia
Usiadłam na hamaku na gałęzi. Chyba jutro pójdę miasta niedaleko, trochę brakuje mi czegoś normalnego do jedzenia, i ubrania, moze kupię jakiś materiał albo już gotowe ubrania. No i szczoteczkę do zębów, znalazłam alternatywę w jakiś liściach jednak po nich zostaje mi smak taki jak po florkowaniu. Cholera już drugi miesiąc wakacji się zaczął.
-Sebastian?
-słucham-orzekl a ja spojrzałam na gałąź obok w której leżał wysoki chłopak. Był ubrany podobnie do mnie, miał postawione białe włosy a morskie oczy się oskarżyły jak na mnie patrzył
-myślisz że gdybym cię poznała byłabym zdolna się zakochać? Nie możesz mi zrobić krzywdy nie jesteś złym pół demonem, znam wiele pół demonów, są agresywni i czasem chłodni ale umiem ich zrozumieć tak jak oni nigdzie nie pasuje...
-to twoja decyzja, gdybyś dała się znaleźć to może mogłabyś się przekonać
Szepta i łapie moja dłoń. Usmeichu się delikatnie na co on robi to samo.
-masz ładne dołeczki...
-ty cała jesteś piękna
Rumienię się i oglądam każda rysę twarzy... miał wyraźnie widoczne kosci... dobrze wyrzeźbiony tors i wąskie biodra, kolejny grecki Bóg jakiego znam.
-ciekawi co się dzieje z Beniaminem, albo Ericem... i Leonem.
-Leon jest dupkiem sama wiesz, nie znasz go nawet, nie wiesz czemu poajwul się tam, Beniamin pewnie jest bezpieczny a Eric ... nie wiadomo content debilne wampiry mu zrobiły...
Zamykam oczy.
-chciałabym się nie bać już snów ... mieć te przyjemne jak w tedy gdy śpię bezpieczna... z kimś...
-bedzie bezpieczna obiecuję mój pormyczku...
-dobra noc Sebastian...
-dobra noc -splotuje nasze dłonie mocniej i zamyka oczy... Idę jego tropem i zasypiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro