-011-
Spojrzałam na lustrzane pomieszczenie w którym byłam. Lustra weneckie odporne na moją moc, po drugiej stronie słyszałam Aleka który podobnie do mnie był wkurzony.
Ale skoro ja się odbijam od luster to on za pewne mnie widzi ale coś go blokuje. Przyłożyłam ucho do szkła i usłyszałam tykanie.
-poważnie!? zegar! nie masz poczucia humoru.
Już wie każdy czemu biorę łom.
Zastukałam w każde lustro i ul
słyszałam że jedno jest twardsze niż reszta. Czyli idąc tym tropem każde inne to pułapka i za każdym jest przepaść albo droga bez wyjścia. Mogłabym użyć głosu ale Alek może ogłuchnąć i zobaczyć ze mam moc.
Odsówam się od lustra i biorę zamach poczym udeżam w lustro które zaczyna się kruszyć. Zobaczyłam Aleka przywiązanego do jakiejś maszyny rozdrabniającej.
-królowa znów się bawi w podchody.
Mamrotam przechodząc z pokoju luster do Aleka. odklejanie jego usta i się uśmiecham.
-ostatnie życzenie Lightwood?
-weź mnie z tego wyciągnij...
-jesteś nie miły i prychasz kiedy chce ci pomóc więc ja mam cię uratować? Jaja sobie robisz?
-zauważ że jesteśmy w tym razem.
-a mózg to zgubiłeś, królową lubi grę, ja musiałam rozbić twarde lustro ty musisz się uwolnić, mogę ci wysmarować usta szminką
Uśmiecham się i wyciągam jagodowy błyszczyk poczym przejedźam po ustach. Machina była słabo skonstruowana jeśli jednak czegoś nie zrobię on sam nie właśnie na to że pnącza będące obok do rozszarpią zaraz po uduszeniu.
Zauważam zawleczkę przy jego bucie, jelsi rozwiąże ręce wielki głaz się na nas stoczy jednak zawleczka coś uruchamia i wygląda na to że chyba zapadnię. Pochylam się i ciągnę za metal Poczym oboje lecimy w dół. Teraz byliśmy w labiryncie. Cholera... Zozcinam jego liny na rękach i staje obok krzesła.
-nigdy nie robiła czegoś takiego, przecież nic nie wzięłem.
-świet się nie kreci wokoło ciebie Lightwood.
-ja mam imię.
-wiem Lightwood. Królową lubi ze mną igrać.
Chłopak chce zrobić pierwszy krok jednak ja go odrazu odsówam i pokazuje na kafelki we wzorach.
-płapka. Sprawdza nas jak bardzo ją znamy, pewnie ty nie znasz jej wcale, interesuje cię clave a nie relacje i później dziwota że nie chce mówić i matka wysyła kogoś obcego zamiast własnych dzieci.
-wiec co zrobimy?
Klepie go po ramieniu i odczytuje pierwsze znaki.
-każdy symbol oznacza coś innego, jest ich 10 rodzaju są do się od podobne ale różne tylko jeden jest prawidłowy. Seria zagadek to potrwa zanim rozszyfruje wszytko, nie próbuj nawet sztuczki z rzucaniem kamieni, zawalisz jedno zacną się walić a my wpadniemy między wymiary, nikt jeszcze stamtąd nie wrócił.
Mówię i kładę się przy kafelkach poczym zaczynam rozszyfrowywać język faerie. Po dobrej godzinie odnalazłam właściwy obrazek i stworzyłam w głowie pytanie. Przedstawiał jej narodziny i naszyjnik który nosi ze sobą mało kto wie co na nim jest wygrawerowane.
Spojrzałam na kafelki a później sprawdzając co robi Alek spojrzała na całą drogę zmieniając oczy na te złote. Odpowiednie kafelki się podświetliły, ta kobieta kocha taniec a to były kroki jednego z jej ulubionych. Spryciara. Uśmiecham się pod nosem i obracam do Aleka.
-mam, zostaw mój łom Lightwood-zabiłaś mu sprzęt
-kto ci przerobił na pełnoprawną broń łowcy?
Biorę łom którego napisy iskrzą pod moim dotykiem i zawieszam na pasek.
-jestem wyjątkowa i wolę łom niż te wasze ostrza, nikt normalny nie chodzi z mieczem po ulicy.
-ani łomem, na dodatek mam runy ukrywające i nie widzą jak dierzę mój zajebisty łuk.
Prezentuje swoją sylwetkę jakby celował z łuku w moją osobę. Napisał mięśnie... cholera gorąco.
-latwiej się wytłumaczyć z łomu...
-ja mogę powiedzieć że należę do klubu fanów średniowiecza a ty?
-a ja mogę należeć do klubu miłośników architektury. Spadaj clavo-zjebie.
-hej bez takich mi tu.
-bo co? myślisz że są tacy wspaniali a to nie prawda, dobrzy ludzie dbali by o dobro każdego którym mają się opiekować a więcej, dbali by o dobry kontakt.
Mówię i staje na pierwszej kafelce, jestem geniuszem. Wchodzę na następną i wystawiam dłoń.
-musimy się trzymać razem nie mogę ryzykować że nadepniesz coś źle, tylko ja widzę poprawność.
-jakiś problem w zapamiętaniu obrazka?
-alek może potrafisz ratować spadające Panny z blatu ale pozwól że ja będę tą która myśli, nie masz tego co ja.
-a co ty niby masz?
Staje na kafelce i łapie moja dłoń od niechcenia.
-gdybym ci powiedziała musiałabym cię zabić.
Kpiąco wystawiam język a on pokazuje mi z uśmiechem środkowy palec. Powoli wchodzę na następny a on dreptać na ten na którym stałam ja.
-powiedz mi, teraz będziemy załatwiać pełno spraw razem.
-akurat tego nie mogę. Zbyt bardzo lubujesz sobie clave, schyl się ...
-p..-zaczyna mówić a w tedy świst przerywa jego słowa. Tuż przed jego twarzą łapie strzałę całą ze złota.
Syczę głośno i Odrzucam ją w krzaki. Puszczam jego dłoń na chwilę i patrzę na poparzone wnętrze ręki.
-jak mówię żebyś się schylił to nasz to zrobić bez rzadnego słowa.
-skad wiedziałaś... moment krwawisz?
-wiedziałam bo to ulubione zagranie królowej, zawsze je stosuje w tego typu płapce, gram w to od dziecka Lightwood, za każdym razem jest trudniej... Jestem uczulona na złoto jednak ja nie mam wysypki, zetknięcie z tym metalem spala moją skórę. Dlatego mój pierścionek jest że srebra.
Przykładam dłoń do piersi i zaczynam dyszeć. To złoto było sypkie... mam je na dłoni
Poprawiłam kurtkę by się nie zmienić i wkładam dłoń pod bluzkę wyciągając fiolkę
-co to za płyn?
-trujący kurwa, to woda debilu nie widzisz?
-ja już widziałem przeźroczyste ciecze a później musiałem zapieprzać do czarownika po inna fiolkę by ludzie przestali bełkotać, to się zawsze źle kończy.
-wychował mnie czarownik baranie, znam wiele przepisów.
-błąkam cię nawet Bane nie pamięta wszystkiego.
-bo nie jest mną, od zawsze się wyróżniałam ponadprzeciętnym zapamiętywaniem.
Zmysłam resztki złota z dłoni i przykładając ją do piersi ruszyłam dalej. Alek trzymając moja dłoń powoli szedł za mną i gdy mu kazałam schylał się, kilka razy wszedł na moją kafelki łapiąc mnie mocno w pasie, uchraniał mnie przed strzałami kilka razy je łapiąc. Był w tedy naprawdę blisko do tego stopnia że gdzie nie gdzie moje ciało się świeciło.
Opanuj się masz chłopaka. Bobmyl dłonie w strumieniu i wytarł od koszulkę.
-hm... to dlatego w pralni niektóre bluzki wyglądają jakby napalona kobieta w okresie, z fetyszem paćkania krwią...
-nie kończ... należą do mnie nie mów nic-zatyka uszy i zaczyna chodzić w kółko.
Jak głupia się uśmiecham i obmywam dłonie zimnej wodzie.
-czemu nie użyjesz apaszki jak bandany?
-jej zapach zniknie...
Mamrotam i patrzę na gojąca się ranę. Zacisłam pięść i przyłożyłam do serca.
-to wygląda trochę jak kraina czarów...
-oh błagam cię myślisz że jak napisano tę bajkę? pewna dziewczynka faktycznie tu trafiła, miała dar, i zbłądziła, trochę zwariowała a faerie chciały trochę zabawy.
-i nie uważasz że to okrutne?
-nie... bo później wezwały Magnusa Bane'a który sprawił iż myślała że to był słodki sen a talent który posiadała został zabrany, przechowują go w szklanym sercu w strzeżonym miejscu.
Jego mina była bezcenna chyba nie wiedział że sprzątamy po sobie tylko czasem wychodzi to w różnym czasie. Rozgałęzienie, i to kilka utrudnia znacznie życie.
-jak rozpoznamy drogę skoro te krzaki są za wysokie nawet dla runy?
Normalnie użylabym mojej drugiej formy ale on jest człowiekiem i musi mieć logiczne wyjaśnienie. Pozbierałam pięć kamieni.
-jedyna droga słuszna to ta która chce nas zabić.
Mówię i rzucam na każdą drogę kamień tylko przed ostatnią zaczęła się zwężać. Złapałam dłoń Aleka i wbiegłam w nią, róże zaraz nas skaleczą ale trudno. Gdy ściana była dostatecznie blisko pchnęłam Aleka ku wyjściu a mnie samą zasłoniły róże. Jednak kwiaty wokoło mnie omijały mojego ciała. Rośliny nie są po to by mnie skrzywdzić. Delikatnie wytwarzam złoty blask i ruszam roztepujac drogę. Staje przed alekiem który ma wyraźnie zmieszaną minę. Uśmiecham się i dmucham w światło które zamienia się w złote płatki róż.
-co tym razem za sztuczka?
Moją moc... ale nie powiem ci tego bo podasz mnie clave.
-złoty pył, właśnie z łodyk róż, odpowiednio wychowany budzi światło które odpycha demony, te róże są opętane, a bynajmniej tak nazwie cię to wy łowcy.
Przeszliśmy przez cały labirynt. Oczywiście w ukryciu korzystałam z mojej magii, oczywiście zdążyliśmy się pokłócić i nawet pobić dlatego nie wyleczony nos aleka musiał znów być potraktowany plastrem, a że miałam tylko te z rysunkami kwiatków to było to dziwne.
W końcu ze śmiechem wybiegłam z labiryntu i zobaczyłam tron królowej, ona sama w nim siedziała i gdy uniosła dłoń labirynt znikł.
-a więc jednak łowcy mogą ulegać podziemnym.
-ona nie jest podziemną...
-a może dasz jej sam decydować? nie krew nas czyni kim jesteśmy a charakter.
Wstaję i rusza w moją stronę. Uśmiecham się i dygam.
-gdzie twoja sukienka słoneczna dziewczyno? Przyszłaś do mnie w stroju łowców.
-moja przyjaciółka nalegała, pozatym gdybym się pokazała w tamtym stroju matce Tego tu, zapewne bym znów była nazwana dzikuską.
-Maryse Lightwood... podstępna i sprytna kobieta, jedyna potrafiła zadać odpowiednie pytania, no prawie jedyna.
Uśmiecha się do mnie i pociera mój policzek. Z rumieńcem spoglądam w turkusowe oczy.
-zazwyczaj pszychodzil tylko on, mimo że wysłali mi znajomą twarz. Dowiem się co tu robisz słoneczna? I dlaczego...
Pokazuje jej by milczała a później podchodzę i szeptam na ucho.
-on kocha clave... nie liczy się z niczym nie chce trafić na jakiś oddział zamknięty
-nigdy nie pozwolę by jedyną dziewczyna którą polubiłam była zamknięta.
Mówi i pokazuje na moje czoło. Zawsze je całowała mówiąc że ceni mój rozsądek. Obracam się do Aleka który wydaje się być nie pocieszony tym że znam królową.
-wiem po co przybyliście, jednak rozmowy z nudnym psem na posyłki clave mnie nudzą, o tylko zadaje pytania i je zapisuje, idizesz pokazać że mną słoneczna a ty Aleksandrze usiądź przy stole.
Wskakuje na długą ławę gdzie siedzą śliczne kobiety patrzące bez wystchnienia na mojego towarzysza. Kobieta odchodzi kawałek dalej a ja przykładam dłoń do policzka ironicznie podając mu "tajemnice".
-chyba na ciebie lecą-krzycze szeptem i ruszam za królową.
-jak wiesz moja słoneczna mój syn osiągł 20 rok życia i zakończył edukację, jest gotowy stać się moim następcą, odpowiem na pytania jeśli zechcesz się z nim spotkać a właściwie zechcesz oddać mu rękę.
Wskazuje na koniec drogi gdzie stoi chłopak o długich tdo ramion włosach które są spięte częściowo w kitkę. Miał Oczy po matce i cwany uśmiech. Opserwował mnie z daleka a kobieta poprosiła bym przyjęła moja postać. Teraz byłam jak prywatne słońce, widziałam jak kwiaty obracały się ku mnie a faerie wyglądały zza drzew.
Złapałam za apaszkę i powoli ja zdjęłam pokazując malinki.
-niestety moja pani ale nie mogę...
-nalezysz do alfy... od kiedy? nie mogło to być dawno twoje znaki są Świerże, podziwiam że jakikolwiek mężczyzna dał radę twojemu temperamętowi i rzadzy prawdziwej miłości, chodź z drugiej strony nie dziwi mnie że to właśnie wilk. Będzie ci wierny i posłuszny chodź to on ejst alfą.
-jestem z nim od wczoraj, a nawet jeśli bym nie była nie mogłabym pojąć tego syna, nie jestem faerią.
-ale jesteś mądra i dobrą damą...
-jedbak tradycji nie należy zmieniać a ja go nie kocham, wiesz dobrze jakie mam do tego podejście.
Kiwa głową i nakazuje synowi podejść.
-tak dama jest już zajęta mój synu, próbowałam, ale mówiłam ci że jeśli chcesz musisz sam się starać o te bledą piękną dłoń. Ona chce dowodów miłości i taki dostała. Odejdź słoneczna ma pytania...
Ten że smutną miną odchodzi jednak wiem że to nie będzie tak łatwe jaki się wydaje. Usiadłam z kobietą a ta złapała za jeden kwiat.
-pytaj mnie więc.
-przychodze tu jako przyjaciółka i wysłanniczka łowców, potrzebuje informacji o kielichu, nie mogę powiedzieć łowcą gdzie dokładnie jest ponieważ to ja go znajdę, mam dość ścigania, gdy go znajdę będę mogła zamieszkać z Leonem a tego pragnę najbardziej.
Podnosi głowę zadziwiona słowami a później patrzy w stronę wejścia gdzie dużo dalej można by znaleźć Aleka.
-mysle że to nie tego pragniesz ale udziele ci informacji o kielichu... i o tym że strażnik nigdy nie istniał... to nimfy od początku miały mieć kielich, a żądni władzy nemfilim zabili innych pół krwi aniołów, ... dlatego musiałas stamtąd uciec....
i zapomnieć
o wszystkim co tam było...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro