Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-008-

Przez cały czas udawałam że tłumacze słowa chód stal naprawdę zbierałam informacje o kielichu anioła, Magnus co 4 zdanie zmieniał w inny język przez co nikt nic nie rozumiał. Tłumaczyłam naprawdę jakieś bzdety o tym ze zauważył aktywność demonów i że niektóre zabijają przyziemnych i podziemnych i że chce lepszej ochrony inaczej wyśle kogoś kto będzie tu tak długo aż nie zapewnia nam opieki. Pewnie wyśle Leona bo go poprosiłam.
Dowiedziałam się że jakiś valentine wzywa demony co jest prawdą a te ujawniają informacje o strażniku kielicha, każdy jednak myśli że jocelyn fairchild wcale nie dała go straznikowi a nimfie... dlatego też kiedyś je masowo wymordowano w pełnię gdy się narodziłam. Z Valentinem pracują jego dzieci. Zrobił im coś strasznego, mutował je w łonie i teraz jedno jest całkowitym demonem a drugie w połowie. Potworność. Dzieci szukają nimf i ich potomków którzy mogli by mieć kielich... jednak Magnus ma teorie że kielich jest w miejscu moich narodzin a żeby tam się dostać ja muszę sobie przypomnieć.

Także lądujemy na początku wędrówki. Jeśli bym znalazła kielich bym miała swobodę i mzoe mogłabym mieszkać u wilków chodź bym chodziła z łowcami na misję. Albo bym była łowczynią która pracuje w terenie i ocenia faktyczny stan tego jak żyją podziemni.

Skończyłam tłumaczyć i Magnus mógł iść do domu. Pożegnałam go w imieniu wszystkich i ten wyszedł jeszcze mrugając. Wiedziałam że mam kartkę w kieszeni, spryciarz w brokacie.

Ruszyłam do sali treningowej jednak gdy miałam nacisnąć już klamkę pojawił się przede mną Alek i zamknął między ścianą a sobą. Poczułam gwałtowne rozbudzenie mojego ognia.

-przyznaj, nie przetłumaczyłas ani słowa poprawnie.-unosi mój podbródek z uśmieszkiem i patrzy jeszcze czy nikogo nie ma.

-nie?-odpowiadam pytaniem na pytanie na co on tylko dokłada nogę by mnie szczelniej zamknąć. Właściwie to część o tym ze jest więcej demonów dobrze przetłumaczyłam.

-widziałem jak twoje oczy się szklą nie sądzę że wiadomość o demonach tak cię zasmuca, później widiAlem też rumieńce i radość raczej przyjemności nie widzę w przekazaniu informacji o tym iż podziemni chcą ochrony. Kogo więc oszukujesz?

-A oszukuję?

Pochyla się do moich ust, czyje mrowienie w dłoniach to jak się zmieniają w złote.

-co się dowiedziałaś promyczku... Nie dam ci odejść od tak.

-nie dasz?-uśmiecham się kpiąco a następnie otwieram drzwi szybko przez nie przechodzę i cofam się na bok a Alek upada na ręce tak jakby miał robić pąpkę, kurwa reflex łowcy.

Odbiegam kawałek i biorę w ręce dwa kije. Chyba go wkurzyłam. On wstaję wściekły i ściąga kurtkę.

-Tak się bawić nie będziemy promyczku.

-nie będziemy?-rzucam mu kij który łapie z uśmiechem cynizmu.

Izzy

Henry stanął obok jace'a a reszta łowców odsunęła się pod ściany. Alek był dobry w każdej mozliwej dziedzinie walki, no mzoe odpadało sumo. Tak czy siak jednak najlepiej mu szło z łukiem ale potyczka młodej dziewczyny młodszej o dokładnie 4 lata może się skończyć uszczerbkiem na zdrowiu. Alek trenował od dziecka.A ona stoi na przegranej pozycji, co by go nie wkurzyło musiało być mocne.

-Henry co się stało gdy ja wezwali?

-wezwali ja do tłumaczenia słów jednego czarownika. Wasza przyjaciółka skutecznie mówiła coś innego co jej przyniosła ślina na język, przekonała każdego o swoich slwoacch iż podziemni proszą o ochronę przed demonami. Jednak alek podszedł do mnie na koniec i był pewny ... oskarża Wiktorię o fałszowanie tłumaczenia.

-czyli ... ona rozumiała?

-rozumiala doskonale każdy język w którym mówił, zmieniali słowa co chwilę tak by nikt nie zdołała zrozumieć, ona z nim rozmawiała po swojemu tak jakby nikogo nie było. Ona zna prawdziwy sens ich rozmowy i Alek jest pewien że podziemni nie proszą o ochronę.

-i tylko dlatego będą się bić?

-płomyczek nie zdradzi powierzonych jej informacji, podziemni wychowali ja na jedną z nich kogoś o wielkim chonorze i woli do walki.

-płomyczek? a nie promyczek?

-na promyczka się złosci jej nos się marszczy a oczy groźnie mnie opserwuje jakbym był ofiarą wolę dać jej osobna ale swoją ksywkę.

Mówi Henry a ja spoglądam na blondynkę która spogląda na dłonie.

-skad ona mogła by znać wielkiego czarownika Brooklyn'u? nawet my nie wiedzieliśmy o jej istnieniu.

-byłam dobrze przez nich chroniona ona nie należy do łowców, nie krew czyni cię kim jesteś a charakter. Ona jest zaciętą wojowniczką wychowana przez podziemnych. Jestem pewny że zna większość podziemnych nie tylko z naszego miasta.

Dziewczyna naszykowała się do obrony a wściekły i zaślepiony Alek natarł na nią.

Viktoria

Wiatr we włosach. A raczej to co stworzy Alek nacierając na mnie. Jest zaślepiony clave.

Nigdy nie wyjaśniłam co to jest powneiaz znaczenia się dowiedziałam wczoraj.

Clave to coś jak rząd, sąd, wydział sprawiedliwości łowców. Sprawują władzę nad wszystkim co jest tu w świecie cieni, opiekują się podziemnymi... nigdy o tym nie wiedziałam ale to by wyjaśniało czemu Magnus czasem wyjeżdżał na parę tygodni i wracał zwykle wkurzony, a mi wciskał kit że na wakacje w tedy szłam do wilkołaków którzy często uczyli mnie tego jak być dobrą podziemną.
Clave to banda idiotów którzy uważają że są najlepsi i robią z ludzi takie coś jak Aleka i jego matkę, chcą uwielbienia i poświęcenia to brzmi jak sekta.

Udeżam w kij Aleka a ten robiąc obrut posyła armię ciosów które odpieram szybciej niż zdążę przemyśleć. W pewnym momencie jego kij zachacza moją bluzkę o gdy pcha go dalej rozrywa ja przez co zostaje w spodenkach i topie. Wkurzona ponieważ to nowa bluzka udeżam w jego udo. Przymknął z bólu swoje czarne oczy i natarł ze zdwojoną siłą. Broniłam się nie chcąc zrobić mu krzywdy lecz w tedy poczułam tak dobrze znany mi chłód.

Znów byłam w spomnieniach tamtej nocy. Pojawił się nade mną demon i chciał rozerwać moja klatkę piersiową. Byłam sparaliżowana a moje czarne włosy znów stały się złote i ogniste.

-wiem że masz to co pragnie moja pani, oddaj jej to albo cię zabije!

-nie mam niczego potworze

Pojawił się w tedy Magnus ale było za późno na moim ciele pojawiła się rana.

Spojrzałam na biodro gdzie miałam trzy poziome linie. Pazuru po demonie, tak jak rana od złotej strzały. Dwie jedyne do znalezienia na moim ciele blizny. Lecz gdy używam mojego uroku nikt ich nie widzi... nawet Magnus.

Udeżam w bok Aleka i jak opętana zaczynam z krzykiem wojennym na niego nacierać. Udeżam w końcu w jego ręke pozbawiając kija. Podeszłam bliżej odrzucając kij. Dalej bez ostrzeżenia zaczęłam go okładać. Nie widziałam w nim człowieka a demona przez którego mój bliski mógł zginąć. W końcu złapałam za koszulkę Aleka i pchnelam w dół tak że upadł na ziemię. Nadal trzymając jego koszulkę usiadłam okrakiem na jego biodrach i zaczełam okładac bez opamiętania. To było jak trans, jednak gdy poczułam jak jestem bliska przemiany Zatrzymałam dłoń przed jego twarzą. Jego nos krwawił, miał rozciętą wargę i ślady od moich paznokcii na szyji. Spojrzałam na zakrwawioną dłoń która przyłożyłam do czoła.

Zamknęłam oczy i wstałam z Aleka poczym wyciągnęłam dłoń by mu pomóc. Byłam przerażona tym co zrobiłam. Poczułam się okropnie jak najgorsze ścierwo. Spojrzałam na izz która przyłożyła dłoń do ust i starała się uniknąć mojego wzroku. Więc dlatego mają przyziemnych za potwory. Alek się podniósł i wyminął mnie z pogardą chodź i podziwem że dałam radę coś takiego zrobić. Jednak ja myślałam coś zrobić. Złapałam jego koszulkę i wyciąglam z sal treningowych i poszłam do miejsca gdzie się obudziłam poraz pierwszy. Z drżącymi rękoma wyciągłam apteczkę.

Powyciągałam białe szorstkie waciki i namoczyłam wodą.

- Usiądź -pokazuje krzesełko a gdy już usiadł podszedłam i powoli unioslam jego głowę.

Zaczęłam delikatnie wycierać go z krwi.

-poniosło mnie-szeptam i oglądam podbite oko.

Nie chciałam zrobić mu krzywdy. Jednak czasem się zapominałam. A teraz jest przeze mnie uszkodzony.

Powoli wycieram krew z jego twarzy. Rozciełam mu brew, brawo.

-jesteś dobrze wyszkolona, jak widać jednak podziemni nie wychowują tak beznadziejnie jak myślałem.

-bo nie znasz podziemnych Lightwood.

Sykłam chłodno, nadal uważał ich za niższość społeczną. Ciekawe gdzie w tej piramidzie są ludzie. Na dnie? W końcu są słabsi niż my, bynajmniej takie zdanie moją o sobie ci debilni nemfilim.

Starłam do reszty krew, płatki wywaliłam do kosza. Wzięłam jakiś plaster i nakleilam na jego nos ponieważ i to miejsce jego twarzy poraniłam paznokciami.

-w pewnym momencie twoje ataki były mocniejsze coś się stało?

-przypomiałam sobie jak chciano zabić mojego ojca przez moją głupotę, nigdy nie wybaczyłam sobie tamtej nocy... a podczas walki często sobie ją przypominam dlatego kończy się to śmiercią demona albo wizytą w szpitalu mnie i jakiegoś podziemnego.

-macie szpital?

-no proszę żyjesz tak blisko a jednocześnie tak daleko. Szpitalu nie mamy ale wizytę u jednego z czarowników nazywamy wizytami w szpitalu.

Uśmiechłam się i moją szminką łagodzącą podrażnienia przejechałam jego dolną wargę.

-jak będziesz się całował opisz wrażenia drugiej osoby, jagodowa szminką podobno jest lepsza niż truskawkowa.

Pokazuje mu opakowanie z nadrukiem jagód a następnie udeżam nią w palce i chowam do tylniej kieszeni.

-może sama chcesz się przekonać.-słysze za sobą, akurat w tedy pakowałam plastry które upadły mi na podłogę

-że co?-otwieram szeroko oczy. Czyżbym tak mocno mu przywaliła?

-pytam czy chcesz spróbować-mruga tymi długimi rzęsami i się uśmiecha.

Zjerzdzam wzrokiem na jego usta a później znów na oczy. Zrobiło mi się nie przyjemnie duszno.

-wiem co powiedziałeś, chyba zaszkodziło ci przebywanie w jednym pomieszczeniu z Bane'm. Chyba sam nie wiesz co mówisz.

Schylam się po plastry ale w tym samym momencie zdezam się z jego głową. Czy on musi mnie krzywdzić nawet chcąc pomóc? Z jękiem łapie plastry i wstaję.

-jesteś idiotą Lightwood.

Stwierdzam zgodnie z prawdą i odkładam przedmioty do apteczki.

-przyznaj że to cię kręci promyczku.

-nie jesteś wart mojej uwagi-staje za mną i kładzie dłonie na moich biodrach. Które pod jego dotykiem znów stają się złote. Zrzucam z siebie jego dłonie jakby był trędowaty.

Idiota no poprostu idiota, mojej złości na niego nie wyrazi żadna furia. On wkuria mnie bardziej niż Magnus gdy się upije i chce koniecznie zrobić z kotów futra. Lubię zwierzęta a on uwielbia mnie wnerwiajace-zaczynam tym z ezrobi z nich ładny szalik i da mi na urodziny.

-wiec na pewno ten Leo jest warty uwagi tak szlachetnej damy jak ty, szczególnie gdy wpoi się w inną a ty nadal będziesz żyć nie realnym marzeniem miłości. Ona nie istnieje, czemu nie będziesz jak inne dziewczyny które szukają przygód a nie miłosci.

Obracam się czując że zaraz wybuchnę poraz drugi. Dotykam dłonią jego klatki piersiowej.

-nie którzy nie chcą być bezuczuciowymi bestiami takimi jakie tworzy clave, niektórzy nie chcą być jak ty i twoja matka. Nie chce być dziwką która szuka kogoś na jedną noc, a co do Leona się mylisz bo ten wilkołak się we mnie wpoił, tak się składa że to ja nie jestem pewna uczyć. Lecz jestem przekonana że jednak go lubię. Lecz ty nie zrozumiesz tego, nie masz uczuć a dla ciebie pocałunek to zabawa. Gra... Jesteś śmieszny.

Odchodzę nim wybuchnę. Moje biodra nadała miały ślady po jego dłoniach. Muszę lepiej kryć sówkę ciało Puki co naciągnęłam mocniej spodenki i poszłam do kuchni zjeść obiad. Wiedziałam że dla niego to było żartem. Nigdy by nie chciał mnie pocałować... Bo dla niego to nic nie znaczy.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro