Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-003-

Czarne teczowki się we mnie wpatrywały a ja czułam jak ziemia ucieka mi pod stopami. W tedy na dłoni zobaczyłam znak. Zaczęłam go ogladac.

-co jest! ty to zrobiłeś? mdleje i budzę się z tatuażem czy z tobą jest coś nie tak?

Atakuje go słowami a on tylko się podnosi do pionu. Cofam się pod ścianę z błyskiem w oku.

-to z tobą jest coś nie tak, gołymi rękami zabiłaś demona. Powiedz mi jak masz na imię.

W tedy za chłopakiem pojawia się jego klon o czarnych kręconych włosach. To dziewczyna...

-Alek. Uspokój się dopiero wstała. Nie wie gdzie jest Daj jej spokój.

Mówi i kładzie dłoń na jego ramieniu. Dopiero teraz zauważam że jestem ubrana w jakąś za duża koszulkę i spodnie chyba należące do dziewczyny ... pachniały jak ona. Patrzę na dłoń, naszczęście pierścionek nadal był. Chłopak wyszedł a dziewczyna usiadła na jego miejscu.

-Jestem izzy usiądź wyjaśnię ci twoje położenie, co tu robisz i jak tu trafiłaś. Tak więc byłaś w pandemonium a my akurat byliśmy na łowach. Jesteśmy Nocnymi łowcami chronimy, podziemnych i ludzi, od demonów. Tamtej nocy nie wiedząc czemu weszlas z jednym do ...

-do kantorka i go zabiłam wiem. Nie rozumiem czemu tu jestem.

-zostałaś ukąszona i jad dostał się do twojego organizmu. Nikt nie był pewien ale w końcu Alek narysował ci runę znak leczniczy jest ich więcej i zna je każdy łowca. Zabraliśmy cię tu i cię przebrałam. Niestety nie znalazłam nic innego

-mogę więc iść już do domu?

-nie za bardzo-mowi i poprawia wlosy- niestety ale skoro runa cię nie zabiła i nie zmieniałaś się w potwora oznacza że jesteś jedną z nas a co dalej oznacza że musisz tu zostać na badania. Od dawna nie ma nieświadomych łowców.

-nie jestem żadnym łowcą-mowie spokojnie.

Mieszkałam od zawsze z Magnusem i byłam nie określonym gatunkiem i nagle mam być łowcą? to nie takie proste. Siadam na łóżku a ona podaje mi jakieś kapcie.

-musze iść jeszcze załatwić parę rzeczy pewnie zaraz wyśle któregoś chłopca żeby cię zaprowadził do twojego pokoju.

-m-mojego pokoju?

-tak jesteś łowcą musisz mieć pokój i się wyspać.

Uśmiecha się i wychodzi.

Po kilku godzinach jednak zwątpiłam że ktoś przyjdzie więc postanowiłam poszukać kogoś kto może mi pokazać to miejsce. Jednak było już cicho a w tym budynku nie było żywej duszy. Znalazłam przez przypadek uchylone drzwi i przecierajac zmęczone oczy wszedłam do środka.

W myślach wspominałam dni kiedy jeździłam jako łyżwiarka. Ustanowilam rekordy nie dopokonania i zniklam. Chciałabym znów wejść na lód i zapomnieć o wszystkim.

Znalazłam się w bibliotece było ciemno a jedynym źródłem światła były okna z kolorowymi witrażami. Zmróżyłam oczy i zobaczyłam jakiś fotel. Trzęsąc się z zimna poszukałam czegoś czym się odkryję i położyłam na fotelu. Zaczęłam nucić cicho piosenkę z ostatniego pokazu przed moim odejściem. Pamiętam jak Magnus zawsze magią zmieniał kolor moich włosów i oczu... nikt mnie nigdy nie rozpoznał a ja cieszyłam się sławą.

Rankiem obudziły mnie promienie słońca. Wstałam i owiniętą kocem ruszyłam na dalsze poszukiwania. Wygląda na to że nikt jeszcze nie wstał. Zobaczyłam w pewnym momencie jakieś monitory i stoły z papierami. Czyli to coś jak pracownia...

Zaczęłam z nódow oglądać papiery a dgy zobaczyłam błędy w niektórych planach poprawiłam je. Nadal nie było oznaki żywej duszy. Wróciłam do błąkania się po budynku i w końcu znalazłam chyba coś jak kuchnie. Nie byłam głodna ale ktoś raczej będzie. Naszykowałam kilka tac jedzenia i dumna optrzepałam ręce poczym wróciłam do szukania jakiegoś człowieka.

W krótce znalazłam drzwi ale były zamknięte... zaklnęłam pod nosem i spojrzałam na godzinę dochodziła 6 rano. W lato słońce wstaję szybciej. Wyszłam z korytarza i zaczełam znów sobie chodzić aż usłyszałam znany mi głos.

-Jace, pomóż mi ona zniknęła a co gorsze Alek ma mnie w dupie i śpi dalej, Jace ... no Jaceeee.

Z jakiegoś pokoju dochodził mnie markot dziewczyny.  Stanęłam obok otulona kocem i w tedy dopiero puściła jego nogę.

-Hej tu jesteś więc nie uciekłaś?

-niby mnie nie zaprowadził do pokoju... spałam w bibliotece -pocieram kark a ta mnie bierze za rękę i wyciąga z pokoju.

-wybacz usnęłam przy naprawie i zapomniałam sprawdzić czy jakiś idiota cię zaprowadził, jak widać na nich nie wolno mi polegać.

Prowadzi mnie do kuchnii i zdziona 3 tacami jedzenia patrzy na mnie.

-byłaś tu już?

-nudziłam się

Oznajmiam a ona wyciąga dwa kubki. Z uśmiechem biorę jeden gdzie zaczynam robić sobie ciepła czekoladę. Siadam na krzesełku i opserwuje co robi.

-kiedy wrócę do domu?

-nigdy. Jesteś nocnym łowcą i powinnaś się trzymać z nami. Opowiedz mi o swoim dotychczasowym życiu wiedziałaś o świecie cieni?

-od zawsze... mogę zadzwonić do ojca? Pozatym co to za pomysł że skoro jestem jedną z was to muszę być z wami, jakbym nie mogła robić coś innego.

-łowców jest mało każda para rąk się przydaje. Rozumiem że nie chcesz masz prawo ale nie możemy cię wypuścić. Telefon dostaniesz jak nasi informatyczny rusza tyłek i naprawią twoje cacko.

Siadam przy stole i zauważam zaspanego blondyna o miodowych oczach. Uśmiechł się do mnie promiennie i usiadł obok wyciągając rękę po kanapkę, jednak się zawachal i spojrzał na izzy.

-Izzy powiedz mi czy ty robiłaś te smakowite kanapki?

-nie, jak już przyszłam to były zrobione-poprawia rozwalony kok i zawiązuje szlafrok który dotychczas był rozwiązany ukazując piżamę z jakiegoś poliestru, ładne ciekawe gdzie kupiła.

Przyjrzałam się blondynowi był przystojny. Miodowe oczy, lekko wybieloną karnacja i nie naturalne blond włosy... nabrałam powietrza, karmelowy zapach bił od chłopaka. Jak anioł w ludzkiej skórze. Złapał za kanapkę i zaczął jeść z uśmiechem. Nadal w za dużej koszulce podciągałam nogi i spojrzałam na idź która usiadła na przeciwko i z czekoladą zaczęła jeść kanapki.

-są świetne dodawałaś coś?

-troche soli...

Chciałam powiedziec coś jeszcze ale drzwi do kuchni trzasły a przez nie wszedł czarnowłosy chłopak o równie czarnych oczach. Spojrzał na mnie z pogardą i zaczął robić sobie kawę.

-alek, Maryse mówi że masz się zająć nową. Ja i izzy mamy iść do ...

-do sierocińca podziemnych... tak do sierocińca

Mówi zakłopotana a ja dotykam kciukiem ust które ubrudzilam czekoladą. Dziwne jej zachowanie. A może są razem. Nachyla się do izz.

-chce prywatności prawda?-pytam

-nie ... boże nie... Jace uparł się że chce iść na ten znany wieczór gier, Alek jets zapatrzony w nasze prawo i prędzej utnie nam ręce niż pozowli iść. Idę z nim ponieważ chcę zobaczyć jak żyją nastolatki w moim wieku.

-mogę iść też?

-nie bo Alek nabierze podejrzeń.

Posmutniałam a moje dłonie zapiekły, czyjaś ręką bardzo umięśniona pojawiła się toż przed moja twarzą i wzięła kanapkę z serem która ją zamierzałam wziąść. Zanim Alek zabrał rękę ugryzlam część kanapki a on zdziwonym spojrzal na kromkę która w połowie jest aktualnie w moich ustach.

Spojrzałam na dłonie, były częściowo złote i gorące. Zacisłam je i położyłam między kolanami by się uspokoić. Nawet nie wiem co wywołało ten stan. Opserwuje Aleka który z wściekłością na mnie patrzy.

-czemu zjadłaś moja kanapkę!?

-to była moja kanapka.

-momet przypomnialo mi się że nikt nie wie jak masz na imię...-mówi izz i obraca się kiedy ją potrzebę dłonie ze złotego potoku który przez przypadek znów stworzyłam. Wzięłam w dłonie kubek i zasłoniłam sobie twarz.

-nie mam imienia-moeie zgodnie z prawdą-matka mi go nie nadała, jedynie mój ojczym mnie nazwał Viktorią jego małym zwycięstwem, chodź i tak najczęściej mówi na mnie biszkopcik-mamroram-jednak to imię nie jest imieniem jakie powinnam mieć, ja nie mam imienia.

Mówię. Musiał mnie jakoś nazywać więc nazwał mnie tak a nie inaczej. Kiedyś jak w śnie zobaczyłam jasne światło które nazywało mnie Apolliną mówiąc tak jakby to było moje imię jednak to by było głupie gdybym się tak nazywała.

-wiec Viktoria, ładne imię...

Mówi Jace jakby rozkojarzony. Alek mnie opserwuje z milczącą miną a ja patrzę na izz. Uśmiecha się do mnie.

Po pół godzinie izz i Jace znikli z pola widzenia za to Alek dalej jadł kanapki z serem.

-mogłabym dostać coś innego do ubrania?

-nie... pokażę ci twój pokój i tam będziesz siedzieć do końca dnia... możesz ubrania pożyczyć od izzy raczej się nie obrazi.

Mamrota i staje przy drzwiach. Nadal owiniętą kocem ruszam za nim a on z milczącą miną otwiera sobie drzwi i wychodzi. Co za maniery...

Mijam kilka korytarzy i w końcu docieramy na ostatnie piętro gdzie chłopak pokazuje mi mój pokoju a sam wchodzi do tego obok ściągając koszulkę. Zamknęłam pokój i spojrzałam w jego głąb. Duże łóżko z baldachimem a na jego ramach jak wszędzie pełno tych dziwnych znaków. Spojrzałam w lusterko wyglądałam okropnie. Włosy w każdą stronę i te za duże ciuchy.

Zmieniłam na chwilkę moją postać. Moje włosy i oczy świeciły na złoto a na policzkach rękach i nogach mojawily się złote wzory odbijające światło. Paznokcie jak i wnętrze zasłoni też były złote i niemal płonęły. Uśmiechłam się i spojrzałam w okno.

Potrzebuje się ubrać. Intuicyjnie więc znalazłam pokój izzy, pachniał jak kwiaty więc to nie trudne. Znalazłam szczotkę którą rozczesałam włosy. Wzięłam jakieś krótkie spodenki i czarna koszulkę, oby się nie pogniewała. Pomalowałam się delikatnie i w czarnych trampkach wróciłam do pokoju. I co ja mam tutaj robić co? nie mam ochoty tutaj być. Momet w pracowni były kamery i widziałam miejsce które nie lapalay kamery.

Uśmiechłam się i znalazłam przejście chyba na strych gdzie czympredzej otworzyłam okno i wyszłam na górę. Okej kamery łapią od tamtego ogrodzenia... jeśli się uprę do przeskoczenia te 100 metrów.

Wyskoczyłam w górę i poczułam jak moje włosy na chwilę stają się płomienne. Wylądowałam na ziemi i z jękiem jeszcze się przeturlałam kilka metrów. Z jękiem Sprawdziłam stan ubrań... były całe. Okej jest nadal ranek muszę iść do Magnusa... izzy będę musiała kiedyś przeprosić, nie wrócę tu nie ma mowy.

Pobiegłam w stronę Brooklyn'u gdzie mieszka Magnus. Jednak się opłaca być nieznanym gatunkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro