Na stacji
– Diano, wstawaj! – to Matylda budziła córkę.
– Na śniadanie i na pociąg – powiedział tata – tam ci źle nie będzie. Dziewczynki w twoim wieku, siedem sióstr i jeden chłopiec starszy o rok. Ciotka Alicja jest bardzo miła, zobaczysz!
– Mogę pożegnać się z Daisy? – spytała Diana.
– Tak.
– To lecę. Pa!
Diana wybiegła i ruszyła do domu naprzeciwko. Daisy widząc to wybiegła.
– Cześć. Co tak wcześnie?
– Daisy, chcę się pożegnać.
– Coo?
– Za dziesięć minut przyjeżdża mój pociąg.
– Na ile?
– Całe wakacje.
– Diano, już czas! – krzyknęła mama.
– Odprowadź mnie Daisy.
Poszły razem na stację. Z dala było już słychać gwizd i sapanie zbliżającego się pociągu. Daisy złapała Dianę za rękaw.
– Pisz! Pisz co u ciebie. Dobrze, Diano?
– Dobrze. Będę pisać. Obiecuję ci.
– Diano, do pociągu! – krzyczała mama.
Diana razem z bagażami wskoczyła do pociągu i po chwili wyglądała z pociągu.
– Diano, nie zapomnij o mnie. Nie zapomnij!
– Diano, dbaj o siebie! Słuchaj ciotki Alicji!
Te okrzyki stłumił gwizd ruszającego pociągu. Coraz szybciej migały domy i ogródki. Diana zamknęła oczy i usiadła. Kiedy tak siedziała i siedziała, czuła, że jest coraz bardziej senna, senna, senna, aż w końcu usnęła.
Obudziło ją mocne szarpnięcie za ramię.
– Dziewczynko, wstawaj. To już Grzybeczne! – wołał konduktor ściągając bagaże Diany.
Na stacji jakaś kobieta przedzierała się ku Dianie.
– Diano, jestem ciocia Alicja. Wiem, że nie chciałaś tu przyjeżdżać. Ale... chodź, chodź do domu. Poznasz wszystkie dziewczynki.
Po chwili były w domu. Przed Dianą na baczność stało siedem dziewczynek. Ciocia Alicja wszystkie kolejno przedstawiała milczącej Dianie.
– Diano, spójrz, to jest Sara, Mako, Elaine, Tina, Adiel, Karen, Kala, a to Jeams. Zostawiam was samych.
Jeams zaraz skoczył do Diany.
– Dlaczego przyjechałaś tu za karę?
– Mamy sąsiadkę, która codziennie do nas przychodziła z córką Minewrą. Ach, jak ja jej nie lubię! Obraziła mnie, sprałam ją na kwaśne jabłko i oto skutki. Ale za to do nas nie przychodzi.
– Fajna jesteś. Masz już jednego przyjaciela na Grzybecznych.
– Och, wcale nie jednego. Ja też! – zawołała Mako.
– I ja!
– I ja!
– I ja!
– A my nie! – miauknęły zgodnym chórem Kala, Elaine i Sara.
– Dzieci, na kolację! – wołała ciocia Alicja z dołu.
Zeszli na dół, gdzie wspaniale pachniała kolacja.
– I jak, Diano? – spytała figlarnie ciocia.
– Wspaniale, ciociu. Mam nowych przyjaciół!
– No to jeść i spać.
Po kolacji poszli do swoich pokoi. Zapadła noc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro