Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 55

Poszedł na dno jak kamień, jak ciężki głaz, jak góra. Woda wdarła mu się do oczu i nosa, ciemna, zimna i słona. Kiedy spróbował zawołać o pomoc, połknął kolejny haust. Przetoczył się na plecy, kopiąc i dysząc. Z nosa trysnęły mu pęcherzyki. Płyń – powtarzał sobie. Płyń. Gdy otworzył oczy, woda zaszczypała w nie boleśnie, oślepiając go. Wystawił na chwilę głowę nad powierzchnię i zaczerpnął haust powietrza. Machał rozpaczliwie jedną ręką, tą zakończoną metalową dłonią, drugą próbując złapać jakiekolwiek oparcie, by wyczołgać się na brzeg. Kamienie były jednak śliskie i pokryte szlamem. Nie mógł znaleźć uchwytu i znowu poszedł pod wodę.

Ubranie nasiąknęło wodą. Poczuł na skórze dotknięcie chłodu. Pas z mieczem zsunął mu się z bioder, ciążka zbroja dowódcy armii tym bardziej ciągnęła go na dno. Utonę – pomyślał, porażony ślepą paniką. Miotał się jak szaleniec, próbując wrócić na powierzchnię, ale uderzył tylko twarzą w dno kanału. Mam głowę skierowaną w dół – uświadomił sobie. Tonę. Coś poruszyło się pod jego szamoczącą się rozpaczliwie ręką. Węgorz albo jakaś inna ryba, ocierająca mu się o palce. Nie mogę utonąć. Muszę płynąć, muszę... Żaden Lannister nigdy nie utopił się w kąpieli – tak powiedział Brienne dawno temu, kiedy dzielili wannę w łaźni w Harrenhal. Nagle wszystko to wydało mu się wyjątkowo przewrotne, niemal zabawne. Jak ona by zareagowała na twoją śmierć? – przemknęło mu przez głowę. Jaime był ciekaw, czy kobieta by go opłakała, gdyby dotarła do niej wieść, że zginął tuż po tym jak z włócznią w ręce rzucił się na ziejącego ogniem smoka.

Rozległ się głośny plusk. Coś owinęło się wokół niego, złapało go za ramiona i za pierś. Węgorz – brzmiała pierwsza myśl Jaime'a. Capnął mnie węgorz. Wciągnie mnie pod wodę. Otworzył usta, żeby krzyknąć, i przełknął kolejny łyk wody. A jednak się utopię – brzmiała jego ostatnia myśl. Och bogowie, bądźcie łaskawi. W gruncie rzeczy była to żałosna śmierć.

Kiedy otworzył oczy, leżał na plecach, a klęczący nad nim Bronn ugniatał mu brzuch obiema pięściami. Przestań, to boli – chciał powiedzieć Jaime, lecz zamiast słów z ust popłynęła mu woda. Cały był mokry i drżał z zimna. Niegdyś pozłacaną zbroję teraz oblepiał muł i szlam, stal krępowała ruchy, a skórzany kaftan, który nosił pod nią, nasiąkł wodą i ciążył mu nieprzyjemnie. Na piachu wokół niego utworzyła się kałuża, teraz do ubrania kleiły mu się także żółte drobiny. Bronn ponownie nacisnął jego brzuch i z nosa Jaime'a znowu trysnęła woda.

– Przestań – wydyszał mężczyzna, przetaczając się ciężko na bok, żeby odkaszlnąć i wreszcie złapać głęboki, rwany oddech. – Mogłeś mnie zabić.

Najemnik, który również opadł obok niego na piaszczysty brzeg rzeki, teraz odwrócił głowę, spoglądając na Jaime'a z wyraźnie malującą się w oczach i narastającą z chwili na chwilę furią.

– Coś ty tam kurwa robił?

– Kończyłem wojnę – odparł Lannister schrypniętym głosem. Miał wrażenie, że zarówno jego gardło jak i płuca stanęły w płomieniach. – Zabijałem ją.

– A nie widziałeś rozdzielającego was smoka? – W głosie Bronna zabrzmiał sarkazm podszyty irytacją. Jaime zignorował przytyk, podnosząc się powoli na łokciu, żeby usiąść. Czuł, jak z jego ciała powoli odpływa napięcie, lecz w głowie nadal mu się kręciło. Najemnik nie zamierzał mu jednak tak łatwo odpuścić. – Posłuchaj, pizdo – rzucił, postukując palcem w naszyjnik zbroi Lannistera. – Dopóki nie dostanę co moje, nie zabije cię smok, ani sam się nie zabijesz. Tylko ja mogę cię zabić.

– To był tylko jeden. – Jaime odwzajemnił spojrzenie Bronna, który świdrował go wzrokiem. – Ona ma jeszcze dwa. Jeśli zdecyduje się ich użyć...

– Masz przejebane. – Najemnik wzruszył ramionami.

– A ty niby nie?

– Nie. Umowa nie obejmowała smoków. Nie będę czekał, aż spalą Królewską Przystań.

Jaime spróbował się podnieść. Nogi gięły się pod nim niczym kutas, który nie chce stanąć.

– Muszę powiedzieć Cersei.

– Już lepiej znowu skacz do rzeki. O mało się nie utopiłem. Po czymś takim mężczyzna potrzebuje kobiety – stwierdził Bronn, również chwiejnie dźwigając się na nogi.

Burdel, który znaleźli w najbliższym mieście po drodze do stolicy wyglądał skromnie w porównaniu z tymi, które najemnik odwiedzał w Królewskiej Przystani. Właściciel miał co prawda wyraźne obiekcje przed wpuszczeniem do środka zbrojnych, wyglądających dodatkowo jakby właśnie wrócili z piekła, rozumiał jednak brzęk srebra. Zaprowadził Bronna przez łukowate wejście do długiego pokoju wypełnionego zapachem kadzidła. Cztery znudzone nierządnice w różnych stopniach roznegliżowania wylegiwały się na sofach. Dwie sprawiały wrażenie, że widziały już co najmniej czterdzieści dni imienia, najmłodsza zaś wyglądała na piętnaście, góra szesnaście lat.

Żadna nie była tak ładna, jak kurwy, które Jaime widywał w stolicy, lecz nie można też ich było uznać za paskudne i najwyraźniej nie przeszkadzało im to, że Bronn cuchnie szlamem. Podczas gdy najemnik zabawiał się z nimi za kotarą, Jaime wyprosił dla siebie i rycerzy, których zebrali żywych z pola bitwy dzban czerwonego wina. Trunek był mocny, kwaśny i nie wymagał żadnych tłumaczeń. Pozwolono im też doprowadzić się do jako takiego porządku, mężczyzna nie chciał jednak zwlekać zbyt długo. Na szczęście Bronn stwierdził, że większość kobiet woli się go pozbyć jak najprędzej, cokolwiek miało to znaczyć w jego ustach i jeszcze tego samego popołudnia ruszyli z powrotem do Królewskiej Przystani.

Droga do stolicy, choć zajęła im niespełna dwa dni, była trudna i wyczerpująca, a do miasta Jaime wjeżdżał nie jak bohater, którego oczekiwali prostaczkowie po otrzymaniu wieści o zdobyciu Wysogrodu, ale jak przegrany. Tak się też zresztą czuł w ubłoconej, zaczynającej rdzewieć zbroi, cuchnących rzeką ubraniach, do tej pory wilgotnych butach i otoczony przez niedobitki własnej armii, będące w jeszcze gorszym stanie niż on sam. Mimo to górę brały nad nim frustracja i wściekłość i od razu po tym jak zostawił konia na dziedzińcu, skierował się do komnat Cersei, ignorując po drodze wszystkie wymierzone w jego stronę spojrzenia i szepty, a także próby zatrzymania go przez Qyburna, który próbował nawet gonić go przez chwilę korytarzem.

Cersei znalazł w jej sypialni. Drzwi pokoju uderzyły z łomotem o ścianę, kiedy Jaime wszedł do środka, ale jego siostra jeszcze przez chwilę pozostała na swoim miejscu w fotelu przy oknie. Dopiero po jakimś czasie powoli odstawiła z powrotem na stół trzymany w dłoni kielich wina i wstała, wreszcie obdarzając brata spojrzeniem. Jeśli w jakiś sposób poruszyło ją to, w jakim mężczyzna znajdował się stanie, nie pokazała tego po sobie. Oczywiście doniesiono jej już o powrocie Jaime'a do Królewskiej Przystani, ale nawet teraz, przy nim, nawet gdy była z nim sam na sam, pozostawała przede wszystkim królową. Mężczyzna pomyślał nagle, że nie potrafi sobie przypomnieć, by Cersei choć raz okazała mu, że się o niego martwiła kiedy wracał z bitwy. Nawet gdy wrócił do niej po ponad roku niewoli, najpierw u Robba Starka, później u Krwawych Komediantów, po tym jak stracił dłoń, nawet wtedy nie przywitała go uśmiechem.

Gdyby się głębiej nad tym zastanowić to nawet i w dzieciństwie ich relacja nigdy nie była taka jaka rzeczywiście być powinna. Nigdy nie byli tak naprawdę rodzeństwem, już od najmłodszych lat łączyło ich coś o wiele większego, ale i niebezpiecznego, mrocznego, co sprawiało, że trwając uparcie jedno przy drugim, niszczyli się wzajemnie. Dzielona przez nich namiętność może i wynagradzała doznane krzywdy i niespełnione pragnienia, ale jednocześnie sprawiała, że oboje powoli rozszarpywali w sobie wszystko, co było w nich najlepsze. Jaime żałował w życiu wielu rzeczy, tej jednak najbardziej – że tak późno zdał sobie sprawę z tego wszystkiego i że w pewnym momencie nie było już odwrotu.

Cersei stała zaledwie kilka kroków od niego, a jednocześnie nigdy przedtem nie była tak odległa, tak zimna, nieczuła i niedostępna jak teraz. Całą swoją postawą mówiła, jak czuje się potężna i że nie warto jej się sprzeciwiać. Władczyni królestwa leżącego w gruzach – pomyślał Jaime.

– Ilu straciliśmy? – spytała. Nie zwracała się do brata, ale do dowódcy armii. Już dawno nie mówiła do niego jak do członka rodziny. Mężczyzna nie potrafił sobie przypomnieć kiedy ostatnio. Chyba jeszcze przed tym jak wrócił z Harrenhal bez ręki.

– Wciąż jeszcze liczymy – odpowiedział wymijająco.

– Nie szkodzi. Nie tylko armiami wygrywa się wojny. Mamy złoto i poparcie banku. Kupimy najemników. Nie dorównają naszym ludziom, ale za złoto będą walczyć.

– Nie mamy złota – przerwał siostrze Jaime. – Wszystko, co zrabowaliśmy Tyrellom, spłonęło, korona wciąż ma długi. Jak myślisz, czy Żelazny Bank nadal będzie nas wspierał, kiedy dowie się, że nie mamy żadnego zabezpieczenia? A to nie jest jedyny nasz problem. Widziałem Dothraków. Pokonają dowolnych najemników i dowolną armię. Wyżynają naszych jakby to była zabawa. Jeden smok spalił tysiąc wozów, skorpion nic mu nie zrobił, a takie smoki są trzy – ostatnie słowa mężczyzna niemal wysyczał przez zęby, czując jak znowu coraz bardziej narasta w nim wściekłość. Na siostrę i na wszystko, co robiła. Na jej głupie decyzje, które zdążyły już pogrążyć królestwo w chaosie. – Tym razem nie możesz wygrać.

– Więc co? Chcesz prosić o pokój? – Cersei również płonęła gniewem. – Zajęłam miejsce jej ojca, którego ty wspaniałomyślnie zdradziłeś i zamordowałeś, a ona wygrywa. Jak myślisz, jaką ofertę nam złoży? Jeśli Tyrion pomoże, przebaczymy, że zabił nam ojca i syna.

Jaime odpowiedział dopiero po chwili.

– Nie zrobił tego.

– Widziałeś kuszę i ciało.

– Nie mówię o ojcu. Nie miał nic wspólnego ze śmiercią Joffreya.

– Wciąż go bronisz? – Królowa pokręciła głową z niedowierzaniem, ale tym razem zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, brat jej przerwał.

– To Olenna. Zdążyła wyznać prawdę.

– Przed, czy po wypiciu trucizny, którą łaskawie jej dostarczyłeś?

– Po – przyznał Jaime po chwili.

– A ty jej uwierzyłeś?

– Wolałabyś, by twoja wnuczka poślubiła Joffreya, czy Tommena? Którego mogłaby z łatwością kontrolować Margaery, przy którym rządziłaby Olenna? – Mężczyzna nie przestał mówić, nawet kiedy dostrzegł, że zapora z wściekłości i bólu, którą otoczyła się jego siostra jak tarczą, zaczęła się łamać, a w oczach kobiety wezbrały łzy. W rzeczywistości tego jednego nigdy nie mógł jej zarzucić; jako matka Cersei naprawdę kochała swoje dzieci. – Ona nie kłamała.

– Niepotrzebnie cię posłuchałam – stwierdziła kobieta, odwracając się od niego, by nie mógł dłużej patrzeć jej w twarz, choć głos zadrżał jej wyraźnie. By zdusić w sobie nagłe nawracające uczucie straty, które ponownie wezbrało jej w piersi, sięgnęła karafki wypełnionej w trzech czwartych ciemnoczerwonym winem i dolała sobie do kielicha. – Zasłużyła na śmierć w męczarniach.

– Umarła, jak jej syn, wnuki i cały ród. Przestań rozpamiętywać przeszłość, bo to wszystko już nieważne. Jeśli nie wyplączemy się z wojny, pójdziemy w ich ślady.

– Wolę już śmierć po walce, niż kapitulację. – Cersei z hukiem odstawiła na stół naczynie, trącając przy tym dłonią puchar, który zakołysał się i przewrócił. Wino chlusnęło na blat i kamienną podłogę, niczym krew, powoli tworząc na niej rozległą kałużę.

Jaime parsknął, nie potrafiąc już dłużej powstrzymywać wzbierającego mu w piersi nerwowego śmiechu.

– A pomyślałaś o tym, że to nie ty będziesz walczyć? Niemal codziennie giną ludzie, za twoją sprawę, podczas gdy ty kryjesz się w twierdzy, bezpieczna. Łatwo ci mówić, kiedy nigdy nawet nie widziałaś pola po bitwie. To nie ty musisz patrzeć jak umierają; od ran, albo przebici mieczem, jak konają paleni żywcem. Co ty możesz wiedzieć o prawdziwej walce? – syknął przez zęby i zanim Cersei znalazła na to jakąś odpowiedź, odwrócił się na pięcie i opuścił jej komnaty, zostawiając za sobą otwarte na oścież drzwi.

~ • ~

Ledwie zdążył ochłonąć po rozmowie z siostrą, zdjąć z siebie brudną, pokrytą zaschniętym szlamem zbroję i odświeżyć się nieco po bitwie i ostatnich dniach spędzonych w drodze w ciągłym pośpiechu, po Jaime'a przyszedł Bronn, nalegając na wspólny trening, żeby pomóc mu w rozładowaniu złości. Lannister ćwiczył z nim walkę od czasu do czasu, po tym jak Brienne opuściła Królewską Przystań, by odnaleźć Sansę, nigdy nie sprawiało mu to jednak przyjemności. Bronn nadawałby się może na nauczyciela, gdyby co chwilę nie zasypywał Jaime'a uszczypliwościami za każdym razem gdy zawodziła go lewa ręka, nieprzyzwyczajona jeszcze do miecza, gdy zaczynali. Teraz musieli przygotowywać się do oblężenia, nadchodzili Dothrakowie, ale tym razem najemnik nie dał się przegadać, nawet gdy Jaime powtarzał mu to do znudzenia.

– Dlatego ćwicz – odparł ze wzruszeniem ramion, prowadząc mężczyznę po schodach do rozległych piwnic pod Czerwoną Twierdzą i dalej ciemnymi korytarzami, przyświecając sobie pochodnią. – Chyba że planujesz walczyć z dziećmi.

– Dziś chyba cię wreszcie zabiję – stwierdził Jaime, tym razem nie zamierzając udawać, że nie usłyszał przytyku i rozejrzał się wokół po wilgotnej piwnicy, gdzie z ciemności łypały na niego puste oczodoły ogromnych smoczych czaszek. – Dlaczego akurat tutaj?

Znajdowało się ich tam dziewiętnaście. Czaszki smoków Targaryenów zdobił niegdyś ściany sali tronowej, ale Robert Baratheon zaraz na początku swojego panowania kazał je przenieść do piwnic i zastąpić gobelinami myśliwskimi. Teraz kurzyły się tutaj, praktycznie zapomniane. Najstarsza pochodziła sprzed ponad trzech tysięcy lat, najmłodsza zaledwie sprzed półtora wieku. Dwie najmłodsze były jednocześnie najmniejsze, swoimi rozmiarami nie przekraczały wielkości czaszki doga – tylko tyle pozostało po ostatnich dwóch osobnikach smoczego pomiotu zrodzonego na Dragonstone. Były to ostatnie smoki Targaryena, być może w ogóle ostatnie, i nie żyły długo.

– Chcesz pokazać ludziom jak nieudolnie tym machasz? – Bronn spojrzał sceptycznie na ściskany przez Jaime'a turniejowy miecz. – Na szczęście nie będziesz machać na mnie – stwierdził, przystając wreszcie. Płomień z trzymanej przez niego pochodni oświetlił jedno z niestrzeżonych wyjść z Czerwonej Twierdzy, długi korytarz przecinający wzgórze i kończący się schodami, którymi dawało się zejść na plażę. Wtedy z mroku wyłoniła się postać.

Jaime stał niemal jak skamieniały, nie potrafiąc się choćby poruszyć, kiedy tuż przed nim stanął jego młodszy brat. Brat, którego widział ostatnio tuż po masakrze na ślubie Joffreya, którego sam wypuścił z lochu, co poskutkowało śmiercią lorda Tywina i z którym rozstał się w gniewie. Teraz Tyrion patrzył na niego, niepewny jak Jaime zareaguje na jego obecność w stolicy po kilku latach rozłąki. Wciąż ledwie sięgał bratu do piersi, był jednak starszy, miał dłuższe włosy, zapuścił również brodę, a na jego twarzy widniały zmarszczki. Pod płaszczem, wpięta w połę kaftana błysnęła srebrem ręka królewskiego namiestnika.

– Zostawię was samych – powiedział Bronn, doskonale wyczuwając panujące pomiędzy mężczyznami napięcie i oddalił się pospiesznie.

Tyrion pierwszy przerwał przedłużające się milczenie.

– Musiałem cię zobaczyć, a wiedziałem, że odmówisz spotkania – zaczął, a gdy Jaime wciąż milczał, już nieco odważniej kontynuował: – Przez ciebie wyszedłem na głupca. Myślałem, że atak na Skałę cię zaskoczy, a ty mnie wyprzedziłeś. Poświęciłeś siedzibę rodu. Ojciec byłby dumny.

– Nie masz prawa o nim mówić. – Głos Jaime'a przeszył stęchłe piwniczne powietrze jak stal. – Dobrze wiesz, że nigdy nie chciałem Casterly Rock – powiedział, ignorując ucisk w piersi na wspomnienie tych dni wypełnionych słońcem i wolnością, które złożyły się na jego dzieciństwo na Skale. – Powiedziałem Bronnowi, że jeśli cię kiedyś spotkam, przetnę cię na pół.

– Mieczem ćwiczebnym trochę ci to zajmie – stwierdził Tyrion, zerkając na ostrze, które jego brat ściskał w dłoni. – Straciłby mnie – dodał po chwili. – Wiedział, że jestem niewinny, ale i tak by to zrobił. Nienawidził mnie nie za czyny, a za to, że jestem potworkiem, który urodził się, by go dręczyć. Myślał, że wybrałem taki los?

– Czego chcesz?! – przerwał bratu Jaime, podnosząc głos. Jego słowa pobrzmiały echem niesionym pomiędzy smoczymi czaszkami.

– Daenerys wygra tę wojnę. Znasz się na tym i wiesz, że mam rację, być może próbowałeś to nawet wbić do głowy naszej siostrze. Ale ona nie jest swoim ojcem. Nie zaatakuje, jeśli Cersei przystanie na warunki.

– Jeśli ma klęknąć, sam jej to powiedz.

– Daenerys tego nie chce – zaprotestował Tyrion. – Przynajmniej nie od razu. Ma ważniejszą prośbę.

Jaime wysłuchał jej, czując jak powoli spływa z niego gniew i nienawiść do brata, a gdy już się pożegnali, rozstając się w nieco cieplejszej atmosferze, skierował się prosto do komnat Cersei, by przekazać jej wiadomość od Smoczej Królowej i przy okazji może nieco udobruchać siostrę. W drzwiach jej pokoju minął się z Qyburnem, który skłonił się przed nim, a na odchodne posłał jeszcze uśmiech, co sprawiło, że w głowie Jaime'a od razu zapaliła się ostrzegawcza lampka. Zwykle gdy Qyburn się do niego uśmiechał nie zwiastowało to niczego dobrego, a zwykle znaczyło, że Cersei wpadła na kolejny ze swoich szalonych pomysłów.

Siostrę zastał stojącą przy oknie, odwróciła się jednak, gdy mężczyzna zamknął za sobą drzwi, ale poza spojrzeniem nie miała dla niego nic więcej. Oczywiście wciąż się na niego gniewała, zawsze, po każdej kłótni potrafiła gniewać się długo i ani razu go nie przeprosiła. Prawdę mówiąc, Jaime nigdy nie słyszał, żeby przeprosiła kogokolwiek. To raczej on musiał zabiegać o jej ponowną uwagę, czasem tylko po kilku dniach milczenia Cersei zaczynała na powrót zachowywać się tak jakby nic się nie stało. Mężczyzna zwykle zgadzał się na tę grę, teraz jednak nie miał czasu na żadną z tych rzeczy.

– Co tu robił Qyburn? – zapytał, decydując się od razu przejść do rzeczy.

– Jest moim namiestnikiem. Co ty tu robisz? – Cersei od razu przeszła do ataku i Jaime z trudem powstrzymał się przed zgrzytnięciem zębami ze złości. Zamiast tego westchnął jednak tylko.

– Spotkałem się z Tyrionem – odparł.

– I co takiego nasz brat ma do powiedzenia? – Jeśli mężczyzna spodziewał się, że Cersei wpadnie w furię, zacznie krzyczeć, może nawet rzucać przedmiotami, bardzo się przeliczył. Pozostała jednakowo spokojna jak podczas ich poprzedniej rozmowy.

– Daenerys chce się spotkać.

– Żeby omówić kapitulację?

– Zawieszenie broni. – Jaime skinął głową.

Cersei prychnęła cicho, rozciągając usta w uśmiechu.

– Teraz, po swoim wielkim zwycięstwie?

– Na Siedem Królestw idzie zza Muru armia umarłych. Tyrion twierdzi, że zdobędzie na to dowód. – Królowa sprawiała wrażenie wyraźnie rozbawionej. – Nie śmiał się, kiedy mi o tym opowiadał.

– Ukarzesz go? – Cersei zrobiła kilka kroków, stając tuż przed nim. – Bronna. Zdradził cię. Umówił was bez twojego przyzwolenia. – Jaime musiał wyglądać na zaskoczonego, bo kobieta pogłębiła uśmiech, sięgając dłonią do jego twarzy, by palcami delikatnie popieścić pokryty lekkim zarostem policzek brata. – Myślisz, że coś tak ważnego stałoby się bez mojej wiedzy?

Jaime odsunął się od niej.

– Więc dlaczego mu pozwoliłaś?

– Uznałam, że przyjęcie Smoczej Królowej leży w naszym interesie. Ma przewagę i żeby z nią wygrać musimy być sprytni. Walczyć, jak uczył nas ojciec. Umarli, smoki, Smocze Królowe... cokolwiek stanie nam na drodze, pokonamy to. Dla nas, dla naszego rodu... – Cersei w opiekuńczym geście ułożyła obie dłonie na swoim płaskim, niezdradzającym jeszcze żadnych oznak brzuchu. – Dla niego.

Jaime przez chwilę poczuł się tak, jakby dostał obuchem po głowie. W pierwszej chwili zdało mu się to niemożliwe, że to nie miało prawa się wydarzyć, potem jednak przypomniał sobie tę noc, gdy Cersei przyszła do niego po tym jak w sali tronowej udzieliła posłuchania Euronowi Greyjoyowi, a jemu samemu szeptała do ucha, by dla niej przeciągnął Randyla Tarly'ego na ich stronę. Nie chciał, sprzeciwiał się, próbując ją odepchnąć, zdradziło go jednak jego własne ciało i w końcu poddał się siostrze, a później sam wziął ją kilkukrotnie, raz za razem.

– Powiesz im, kto jest ojcem? – zapytał wreszcie.

– Ty – oświadczyła Cersei z uśmiechem i taką pewnością, że Jaime'a również opuściły wszelkie wątpliwości, jakie miał do tej pory. Twoja siostra to intrygantka, jedyna osoba, o którą dba to ona sama. Zniszczy cię, a gdy zdasz sobie z tego sprawę, będzie już za późno na cokolwiek – odezwał się ostrzegawczy głos w jego głowie, tym razem jednak zepchnął go na samo dno podświadomości. W tej chwili nie liczyło się nic innego, nawet wszystko, co o siostrze usłyszał kiedykolwiek od Tyriona.

– Ludziom się to nie spodoba – stwierdził.

– Nie dbam o to. Jestem królową. – Cersei znów zbliżyła się do niego. – Pamiętasz co ojciec mówił o ludziach?

– Lew nie dba o opinię owiec – odparł szeptem Jaime i gdy Cersei go objęła, przyciągnął siostrę do siebie.

Jego wargi znalazły się na jej ustach, jego dłoń na jej talii. Wtedy Cersei agresywnie przygryzła mu wargę, aż z niewielkiej rany wypłynęła kropelka krwi, a potem przytuliła go do siebie, zamykając w uścisku. W łóżku zdecydowanie nie była potulna i łagodna, ale Jaime nie miał dotąd pojęcia, że jego siostra ma aż tyle siły. Usta Cersei musnęły jego ucho, gdy wyszeptała:

– Nigdy więcej mnie nie zdradź.

Już to zrobiłem – pomyślał Jaime. Niejednokrotnie, ale największą ze zdrad wobec niej było to, co uczynił po odzyskaniu Riverrun, a o czym Cersei miała się nigdy nie dowiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro