rozdział 34
Okazało się, że pokorne i skruszone serce zapewnia coś więcej, niż tylko oczyszczenie duszy z grzechu. Wieczorem królową przeniesiono do większej celi położonej dwa piętra niżej. Było w niej okno, przez które mogła wyglądać na świat, oraz ciepłe, miękkie koce na łóżku. Gdy nadszedł czas kolacji, zamiast chleba i owsianki otrzymała pieczonego kapłona, miseczkę kruchej sałaty z dodatkiem orzechów oraz tłuczoną brukiew pływającą w maśle. Położyła się spać z pełnym żołądkiem, po raz pierwszy, odkąd ją zatrzymano, i spokojnie przespała ciemne godziny nocy.
O świcie przyszedł do niej stryj.
Cersei jadła jeszcze śniadanie, gdy drzwi się otworzyły i do celi wszedł ser Kevan Lannister.
Wyglądał starzej niż wtedy, gdy ostatnio go widziała. Był masywnym mężczyzną, szerokim w ramionach i w pasie. Jego wydatną żuchwę porastała przystrzyżona jasna broda, a krótkie blond włosy cofnęły się już dość daleko od czoła. Miał na sobie gruby wełniany płaszcz, spięty na ramieniu złotą broszą w kształcie lwiej głowy.
– Dziękuję, że przyszedłeś – przywitała go królowa.
Jej stryj zmarszczył brwi.
– Powinnaś usiąść. Mam ci sporo do powiedzenia.
Cersei nie chciała siadać.
– Nadal się na mnie gniewasz. Słyszę to w twoim głosie.
– Lancel to mój syn, Cersei. Twój kuzyn. Jeśli się gniewam na ciebie, to z jego powodu. Powinnaś była nad nim czuwać, służyć mu przewodnictwem, znaleźć dla niego odpowiednią dziewczynę z dobrej rodziny. A ty...
– Wiem. – Lancel pragnął mnie znacznie bardziej niż ja jego. – Byłam samotna i słaba. Och, stryju, tak się cieszę, że znowu widzę twą twarz. Twą cudownie słodką twarz. Dopuściłam się straszliwych występków, wiem o tym, ale nie mogłabym tego znieść, gdybyś mnie znienawidził. – Objęła go i pocałowała w policzek. – Wybacz mi, proszę. Proszę, stryju.
Ser Kevan znosił jej uścisk przez kilka uderzeń serca, a potem uniósł ręce, by go odwzajemnić. Obejmował ją jednak krótko i z wyraźnym zażenowaniem.
– Starczy tego – rzekł zimnym, pozbawionym wyrazu głosem. – A teraz usiądź. Przynoszę ci złe wieści, Cersei.
Przestraszyły ją te słowa.
– Czy coś się przydarzyło Tommenowi? Proszę, nie. Tak bardzo się bałam o syna. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć. Proszę, zapewnij mnie, że wszystko z nim w porządku.
– Jego Miłość czuje się dobrze. Często o ciebie pyta.
– A więc Jaime? O niego chodzi?
Jaime. Potrzebuję Jaime'a. Jeśli jednak jej bliźniaczy brat był w mieście, dlaczego do niej nie przyszedł?
– Nie. Twój brat nadal przebywa gdzieś w dorzeczu.
– Gdzieś?
To się jej nie spodobało.
– Zdobył Riverrun i przyjął kapitulację lorda Tully'ego – dodał jej stryj – ale po zakończeniu oblężenia opuścił eskortę i oddalił się z jakąś kobietą.
– Kobietą? – Cersei patrzyła na niego bez zrozumienia. – Jaką kobietą? Po co? Dokąd pojechali?
– Nikt tego nie wie. Od tej chwili nie mamy od niego żadnych wiadomości. Tą kobietą mogła być córka Gwiazdy Wieczornej, lady Brienne.
Brienne. Królowa pamiętała Dziewicę z Tarthu, wielkie, brzydkie, ociężałe stworzenie odziane w męską kolczugę. Jaime nigdy by mnie nie porzucił dla takiego straszydła. Mój kruk z pewnością do niego nie dotarł. W przeciwnym razie przybyłby do mnie.
– Proszę, stryjku, zabierz mnie stąd.
– Jak? Siłą? – Ser Kevan podszedł do okna i wyjrzał przez nie z zasępioną miną. – Musiałbym zamienić to święte miejsce w jatkę. Poza tym brakuje mi ludzi. Większa część naszych sił pomaszerowała na Riverrun razem z twoim bratem. Nie mam czasu zwołać nowego zastępu. – Odwrócił się, żeby na nią spojrzeć. – Rozmawiałem z Jego Wielką Świątobliwością. Nie uwolni cię, dopóki nie odpokutujesz za swoje grzechy.
– Wyznałam je.
– Musisz odpokutować. Spacer...
– Nie. – Wiedziała, co powie jej stryj, i nie chciała tego słuchać. – Nigdy. Powiedz mu to, jeśli znowu się spotkacie. Jestem królową, nie jakąś portową kurwą.
– Nie stanie ci się nic złego. Nikt nie tknie...
– Nie – przerwała mu ostrzejszym tonem. – Wolałabym umrzeć.
Ser Kevan pozostał niewzruszony.
– Jeśli rzeczywiście tego pragniesz, twoje życzenie może się wkrótce spełnić. Jego Wielka Świątobliwość jest zdecydowany oskarżyć cię o królobójstwo, bogobójstwo, kazirodztwo i zdradę stanu.
– Bogoóbjstwo? – Z trudem powstrzymała śmiech. – A kiedy to zabiłam boga?
– Wielki Septon reprezentuje Siedmiu na ziemi. Ten, kto zamierza się na niego, zamierza się na samych bogów. – Jej stryj uniósł rękę, nim zdążyła się sprzeciwić. – O takich sprawach lepiej nie mówić. Nie tutaj. Odpowiednia chwila nadejdzie podczas procesu.
Rozejrzał się po celi. Jego mina mówiła bardzo wiele.
Ktoś podsłuchuje. Nawet tutaj, nawet w tej chwili, nie mogła się odważyć mówić otwarcie. Zaczerpnęła tchu.
– Kto będzie mnie sądził?
– Wiara – odparł ser Kevan. – Chyba że zażądasz próby walki. W takim przypadku musi cię bronić rycerz Gwardii Królewskiej. Tak czy inaczej, twoje rządy się skończyły. Ja będę służył Tommenowi jako regent, dopóki nie osiągnie pełnoletności. Królewskim namiestnikiem mianowano Mace'a Tyrella. Wielki maester Pycelle i Harys Swyft zachowają miejsca w małej radzie, ale lordem admirałem jest teraz Paxter Redwyne, a obowiązki najwyższego sędziego przejął Randyll Tarly.
Obaj są chorążymi Tyrellów. Całą władzę nad królestwem oddano jej wrogom. Krewnym i znajomym królowej Margaery.
– W Gwardii Królewskiej zwolniło się miejsce. Trzeba je natychmiast zapełnić. Tommen potrzebuje obrońców. Lord Tarly przygotowuje dla twojego brata listę godnych tego zaszczytu rycerzy, ale dopóki Jaime nie wróci...
– Król ma prawo przyznać biały płaszcz. Tommen to dobry chłopiec. Powiedz mu, kogo ma mianować, i zrobi to.
– A kto to będzie?
Nie miała przygotowanej odpowiedzi.
– Qyburn będzie wiedział. Zaufaj mu w tej sprawie. Wiem, że nieraz się spieraliśmy, stryju, ale ze względu na krew płynącą w naszych żyłach i miłość, jaką darzyłeś mojego ojca, dla Tommena, zrób to, o co cię proszę. Pójdź do lorda Qyburna w moim imieniu, zanieś mu biały płaszcz i powiedz, że czas nadszedł.
Ostatniej nocy spędzonej w celi królowa nie mogła spać. Gdy tylko zamknęła oczy, jej głowę wypełniały przeczucia i wizje tego, co miało się wydarzyć jutro. Będę miała strażników – powtarzała sobie. Nie dopuszczą do mnie tłumów. Nikomu nie pozwolą mnie dotknąć. Wielki Wróbel obiecał jej przynajmniej tyle.
To jednak nie ukoiło jej strachu. Tego dnia, gdy Myrcella pożeglowała do Dorne, dnia głodowych zamieszek, złote płaszcze strzegły całej trasy przemarszu orszaku, lecz tłum zdołał się przedrzeć przez ich kordon. Starego grubego Wielkiego Septona rozerwano na strzępy, a Lollys Stokeworth zgwałcono wtedy kilkanaście razy. Jeśli blade, głupie, tłuste babsko mogło tak podniecić te zwierzęta, nawet gdy było w pełni ubrane, o ile potężniejsze żądze wzbudzi królowa?
Cersei spacerowała po celi, niespokojna jak lwy trzymane w klatkach pod Casterly Rock, gdy była dzieckiem, dziedzictwo czasów jej dziadka. Drażnili się nawzajem z Jaimem, prowokując się do wejścia do środka. Pewnego razu zdobyła się na odwagę, wsunęła rękę między kraty i dotknęła jednej z wielkich płowych bestii. Zawsze była śmielsza od brata. Lew odwrócił łeb i skierował na nią wielkie złote ślepia. Potem polizał ją po palcach. Jego język był szorstki jak tarka, ale mimo to nie mogła cofnąć ręki. W końcu Jaime złapał ją za ramiona i odciągnął od klatki.
– Teraz ty – rzekła mu potem. – Pociągnij go za grzywę. No już.
Nie zrobił tego. To mnie powinni dać miecz, nie jemu.
Spacerowała po celi, bosa i drżąca, otulona cienkim kocem. Czekała na nadejście dnia. Wieczorem będzie po wszystkim. Krótki spacer i wrócę do domu. Do Tommena i do swych komnat w Warowni Maegora. Stryj jej powiedział, że tylko w ten sposób może się uratować. Ale czy rzeczywiście? Nie mogła mu ufać, podobnie jak nie ufała temu Wielkiemu Septonowi. Nadal mogę odmówić. Mogę zapewnić o swej niewinności i postawić wszystko na proces.
Nie mogła jednak pozwolić, by Wiara ją osądziła, jak zamierzała postąpić z Margaery Tyrell. Małej róży mogło się to opłacić, ale Cersei miała niewielu przyjaciół wśród sept i wróbli otaczających tego nowego Wielkiego Septona. Jej jedyną nadzieją była próba walki.
Gdyby Jaime nie stracił ręki.
Ta droga wiodła jednak donikąd. Jej brat stracił prawą rękę, a potem sam zniknął gdzieś w dorzeczu z tą Brienne. Królowa musiała znaleźć innego obrońcę, bo w przeciwnym razie to, co ją dziś czekało, będzie najmniej ważnym z jej zmartwień. Wrogowie oskarżali ją o zdradę. Musi dotrzeć do Tommena, bez względu na koszty. On mnie kocha. Nie odmówi własnej matce. Joff był uparty i nieobliczalny, ale Tommen to grzeczny mały chłopczyk, grzeczny mały król. Zrobi, co mu kazano. Jeśli tu zostanie, będzie zgubiona. Tylko spacer pozwoli jej wrócić do Czerwonej Twierdzy. Wielki Wróbel był nieustępliwy, a ser Kevan nie chciał nawet ruszyć palcem, by mu się przeciwstawić.
– Nic złego mi się dzisiaj nie stanie – powiedziała na głos Cersei, gdy jej okna dotknęło pierwsze światło jutrzenki. – Tylko moja duma ucierpi.
Te słowa zabrzmiały jednak pusto w jej uszach. Jaime może jeszcze przybyć. Wyobraziła sobie, jak jej brat jedzie przez poranną mgłę, a jego złota zbroja lśni w blasku wschodzącego słońca. Jaime, jeśli kiedykolwiek mnie kochałeś...
Gdy przyszły po nią strażniczki, na czele orszaku zmierzały septa Unella, septa Moelle i septa Scolera. Towarzyszyły im cztery nowicjuszki i dwie milczące siostry. Na widok szarych szat tych ostatnich królową wypełniło nagłe przerażenie. Po co tu przyszły? Czy mam umrzeć? Milczące siostry zajmowały się trupami.
– Wielki Septon obiecał, że nie stanie mi się żadna krzywda.
– I tak będzie.
Septa Unella skinęła na nowicjuszki. Dziewczęta przyniosły ługowe mydło, miskę z ciepłą wodą, nożyce oraz długą brzytwę. Na widok stali królową przeszył dreszcz. Starsza z dwóch milczących sióstr wzięła w ręce nożyce. Z pewnością miała wprawę w balwierskiej robocie. Jej zakon często czyścił trupy szlachetnie urodzonych poległych przed oddaniem ich rodzinie, a to oznaczało również przycinanie bród i strzyżenie włosów. Kobieta najpierw ścięła włosy na głowie. Cersei siedziała nieruchomo jak kamienny posąg, słuchając stukotu nożyc. Kosmyki złotych włosów spadały na podłogę. W celi nie pozwalano jej porządnie ich upiąć, ale nawet niemyte i nieuczesane lśniły jasno w promieniach słońca. Cersei miała nadzieję, że to już wszystko, ale nic z tego.
– Zdejmij koszulę, Wasza Miłość – rozkazała septa Unella.
Zaczęły od włosów pod pachami, potem wzięły się za nogi, a na koniec za złoty puszek porastający jej wzgórek łonowy. Gdy milcząca siostra weszła między jej nogi z brzytwą w dłoni, Cersei wspomniała wszystkie chwile, gdy Jaime klęczał tam, gdzie ona uklękła teraz. Całował wewnętrzne powierzchnie jej ud, aż robiła się wilgotna. Jego pocałunki zawsze były ciepłe. Brzytwa była zimna jak lód.
Gdy było już po wszystkim, stała się tak naga i bezbronna, jak to tylko możliwe dla kobiety. Jedna z nowicjuszek przyniosła królowej białą szatę, by miała się czym okryć, gdy będzie szła na dół po schodach i przechodziła przez sept. Wiernym, których mogła napotkać po drodze, należało oszczędzić widoku nagiego ciała.
Zabrzmiał dzwon. Długie więzienie królowej wreszcie się skończyło. Cersei otuliła się szczelniej szatą, ciesząc się z jej ciepła. Na drugim końcu miasta czekał na nią syn. Im prędzej się stąd wydostanie, tym prędzej go zobaczy.
Dzwony na wieży śpiewały, wzywając całe miasto, by było świadkiem jej hańby. Wielki Sept Baelora wypełniał tłum wiernych, którzy przybyli na poranne nabożeństwo. Tysiąc oczu śledziło ją, gdy przechodziła głównym przejściem. Cersei szła przed siebie, nie patrząc na lewo ani na prawo. Jej bose stopy uderzały o zimną marmurową posadzkę. Czuła na sobie spojrzenia. Miała wrażenie, że Siedmiu również na nią patrzy zza swych ołtarzy.
Zatrzymała się dopiero na szczycie marmurowych schodów. Wychodziła na świeże powietrze, mrugając w świetle słońca jak kret wygnany z nory. W porannym powietrzu unosiły się znajome odory Królewskiej Przystani. Wciągała przez nozdrza zapach kwaśnego wina, piekącego się chleba, gnijących ryb i kału, dymu, potu i końskich szczyn. Żaden kwiat nigdy nie pachniał tak słodko.
Uświadomiła sobie nagle, że stała dokładnie w tym miejscu, gdy lordowi Eddardowi Starkowi ścięto głowę. To nie miało się wydarzyć. Joff miał darować mu życie i wysłać go na Mur. Najstarszy syn Starka zostałby lordem Winterfell, a Sansę zatrzymano by na dworze jako zakładniczkę. Znalazłabym dla Sansy dobrego męża. Jednego z Lannisterów. Nie Joffa, oczywiście, ale Lancel byłby w sam raz albo któryś z jego młodszych braci.
Na wielkim, wyłożonym marmurem placu było tak samo tłoczno jak w dzień śmierci lorda Eddarda. Dokądkolwiek spojrzała królowa, wszędzie widziała oczy. Tłum składał się w równym stopniu z mężczyzn i z kobiet. Niektórzy nieśli dzieci na barana. Żebracy i złodzieje, oberżyści i kupcy, garbarze, chłopcy stajenni i komedianci, kurwy niższego sortu – wszelkiego rodzaju hołota zeszła się, by obejrzeć poniżenie królowej. W tłum wmieszali się też Bracia Ubodzy, brudne, niegolone typy uzbrojone we włócznie i topory. Na powgniatane fragmenty zbroi płytowych, zardzewiałe kolczugi i popękane kurty włożyli opończe z samodziału, ufarbowane na czarno i ozdobione siedmioramienną gwiazdą Wiary. Obdarta armia Wielkiego Wróbla.
Częścią jaźni nadal pragnęła, by Jaime nagle się zjawił i uratował ją przed upokorzeniem, nigdzie jednak nie widziała swego bliźniaka. Jej stryj również nie przyszedł. To nie zaskoczyło Cersei. Ser Kevan jasno wyraził swe stanowisko, gdy ją odwiedził: wstyd Cersei nie może splamić honoru Casterly Rock. Nie będzie jej dziś towarzyszył żaden lew. Tej próbie musi stawić czoło sama.
Septa Unella stała po jej prawej stronie, septa Moelle po lewej, a septa Scolera z tyłu. Gdyby królowa się opierała albo próbowała ucieczki, trzy jędze zawloką ją z powrotem do celi i postarają się, by już nigdy jej nie opuściła.
Cersei uniosła głowę. Za placem, za morzem głodnych oczu, rozdziawionych ust i brudnych twarzy, w oddali piętrzyło się Wielkie Wzgórze Aegona. Wieże i blanki Czerwonej Twierdzy lśniły różowo w blasku wschodzącego słońca. To niedaleko. Gdy już dotrze do bramy, najgorsze będzie za nią. Odzyska syna. Dostanie też swego obrońcę. Tommen na mnie czeka. Mój mały król. Mogę to zrobić. Muszę.
Wielki Septon wystąpił naprzód.
– Stoi przed wami grzesznica – oznajmił. – To Cersei z rodu Lannisterów, matka Jego Miłości króla Tommena, wdowa po Jego Miłości królu Robercie. Jest winna haniebnych kłamstw i czynów nierządnych. Wyznała swe winy i błagała o rozgrzeszenie i wybaczenie. By dowieść swej skruchy, odrzuci wszelką dumę i sztuczność i ukaże się dobrym mieszkańcom tego miasta taką, jaką stworzyli ją bogowie. Owa grzesznica stoi teraz przed wami z pokorą w sercu, odarta z wszelkiego fałszu i sekretów, naga przed oczami bogów i ludzi, gotowa odbyć pokutny marsz – dokończył.
Septa Unella i septa Moelle zdarły z niej szatę. Gdy jej skóry dotknął zimny wiatr, zadrżała gwałtownie. Potrzebowała całej siły woli, by nie zasłaniać się dłońmi. Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w wewnętrzną powierzchnię dłoni. Wszyscy wlepiali w nią głodne spojrzenia. Co jednak widzieli? Jestem piękna – powtarzała sobie. Ile razy powtarzał jej to Jaime? Nawet Robert to przyznawał, gdy przychodził do łoża żony.
Na Neda Starka patrzyli tak samo.
Musiała się ruszyć. Naga, wygolona i bosa Cersei zeszła powoli po marmurowych schodach. Jej kończyny pokryła gęsia skórka. Unosiła wysoko brodę, jak przystało królowej. Eskorta otoczyła ją ze wszystkich stron. Bracia Ubodzy odpychali gapiów na boki, by utorować drogę przez tłum, natomiast Miecze otoczyły królową kordonem. Septa Unella, septa Scolera i septa Moelle szły za nią. Za nimi podążały nowicjuszki w białych szatach.
– Kurwa! – zawołał ktoś. To był kobiecy głos. Kobiety zawsze były okrutniejsze wobec innych kobiet, niż mężczyźni.
Cersei zignorowała ją. Nie mogła ich uciszyć, musiała więc udawać, że ich nie słyszy. Ani nie widzi. Skupiła spojrzenie na Wielkim Wzgórzu Aegona, na wieżach Czerwonej Twierdzy migoczących w blasku słońca. Septa Unella dotrzymywała jej kroku, wymachując dzwonkiem.
– Wstyd – wołała. – Wstyd. Wstyd.
Marmur pod stopami królowej był zimny i śliski. Musiała stąpać ostrożnie, żeby się nie pośliznąć. Bracia Ubodzy szli przodem, odpychając ludzi tarczami i osłaniając nimi wąską ścieżkę. Cersei szła tam, dokąd ją prowadzili, unosząc sztywno głowę i wpatrując się w dal. Z każdym krokiem zbliżała się do Czerwonej Twierdzy.
Wydawało się jej, że przejście przez plac trwa sto lat, ale wreszcie marmur pod jej stopami ustąpił miejsca brukowcom, a z obu stron otoczyły ich sklepy, stajnie i domy mieszkalne. Zaczęli schodzić ze Wzgórza Visenyi.
Szli teraz wolniej. Ulica była stroma i wąska, a tłum gęstszy. Bracia Ubodzy odpychali tych, którzy blokowali drogę, starając się przesunąć ich na bok, ale nie było tu miejsca, a ci, którzy stali z tyłu, popychali ich naprzód.
– Nierządnica – wrzasnął ktoś. – Grzesznica! – Znowu kobieta. Coś wyleciało z tłumu. Jakaś zgniła jarzyna, brązowa i ociekająca płynem. Przeleciała nad głową Cersei i rozprysnęła się u stóp jednego z Braci Ubogich. Nie boję się. Jestem lwicą. Szła przed siebie.
Krzyki wydawały się tu głośniejsze niż na placu, być może dlatego, że tłum był bliżej. Najczęstszymi obelgami były "kurwa" i "grzesznica", słyszała też jednak, jak zwano ją "pizdą" i "zdrajczynią" albo oskarżano, że "jebała się z bratem". Bruk pokrywały śmieci, a miejsca było tak mało, że królowa nie mogła nawet omijać kałuż. Nikt nigdy nie umarł z powodu mokrych stóp – powtarzała sobie. Chciała wierzyć, że kałuże składają się wyłącznie z deszczówki, choć końskie szczyny były równie prawdopodobne.
Z okien i balkonów leciały na nią kolejne resztki: gnijące owoce, wiadra piwa, jaja rozbijające się na ziemi pośród siarkowego smrodu. Ktoś rzucił zdechłego kota. Padlina przeleciała nad Braćmi Ubogimi i Synami Wojownika, a potem walnęła o bruk tak mocno, że rozpadła się na kawałki, obryzgując łydki Cersei wnętrznościami i czerwiami.
Królowa szła przed siebie. Jestem ślepa i głucha, a oni to tylko robaki – powtarzała sobie.
– Wstyd, wstyd – śpiewała septa Unella przy akompaniamencie dzwonka.
W połowie wysokości Wzgórza Visenyi królowa przewróciła się po raz pierwszy. Jej stopa pośliznęła się na czymś, co mogło być kałem. Septa Unella pomogła jej wstać. Kolano Cersei krwawiło. W tłumie poniósł się ochrypły śmiech. Schodziła, utykając, ze wzgórza, w dół, ciągle w dół. Krzywiła się z bólu przy każdym kroku. To Jaime powinien być teraz przy mnie. Wydobyłby swój złoty miecz i utorowałby drogę przez tłum. Kamienie, po których szła, były popękane i nierówne. Ślizgała się na nich, a ich szorstka powierzchnia drażniła miękkie podeszwy jej stóp.
Zbliżali się do podstawy wzgórza. Stok stał się tu mniej stromy, a ulica szersza. Cersei znowu ujrzała szczyt Wielkiego Wzgórza Aegona i Czerwoną Twierdzę, lśniącą karmazynowym blaskiem w promieniach porannego słońca. Muszę iść naprzód.
Wlokła się przed siebie, zostawiając na bruku krwawe ślady.
Szła przez błoto i gnój, potykała się i krwawiła, pokrywała ją gęsia skórka. Ze wszystkich stron otaczały ją głosy.
– Moja żona ma słodsze cycki – zawołał jakiś mężczyzna.
– Popatrzcie na moją – zawołała do mężczyzn na dole kurwa stojąca w oknie burdelu, unosząc spódnicę. – Poznała o przeszło połowę mniej kutasów niż ona.
– Chcesz possać, Wasza Miłość? – Mężczyzna w rzeźnickim fartuchu wyciągnął kutasa ze spodni, uśmiechając się szeroko.
Nic z tego nie miało znaczenia. Była już prawie w domu.
Musiała wejść na wzgórze. Na wzgórze. To wszystko. Dotarli do podstawy Wielkiego Wzgórza Aegona. Przed nimi był zamek.
Ruszyła w górę.
Krzyki i szyderstwa były tu chyba jeszcze okrutniejsze. Jej trasa nie prowadziła przez Zapchlony Tyłek, jego mieszkańcy zebrali się więc na dolnym odcinku stoku Wielkiego Wzgórza Aegona, by obejrzeć przedstawienie. Twarze łypiące na nią zza zasłony tarcz i włóczni Braci Ubogich wydawały się wypaczone, monstrualne, ohydne. Wszędzie kręciły się świnie i nagie dzieci, kalecy żebracy i rzezimieszki roili się w tłumie niczym karaluchy. Widziała mężczyznę o spiłowanych zębach, stare jędze z wolami wielkimi jak ich głowy, mężczyznę o czole i policzkach pokrytych otwartymi wrzodami, z których sączyła się szara ropa. Wszyscy uśmiechali się, krzyczeli i gwizdali na królową, która wlokła się w górę. Niektórzy wykrzykiwali obsceniczne propozycje, inni obelgi.
Wtedy właśnie przewróciła się po raz drugi. Kiedy ją podnieśli, drżała jak liść. Coś szczypało ją w oczy, nie widziała wyraźnie. Nie mogła się rozpłakać, nie będzie płakać, nie pozwoli, by robaki zobaczyły jej łzy. Potarła oczy dłońmi. Potem nie mogła już powstrzymać łez. Spływały po policzkach królowej, parząc ją jak kwas. Cersei krzyknęła przeraźliwie, zakryła piersi jedną ręką, drugą spróbowała zasłonić krocze, a potem zerwała się do biegu. Przepchnęła się przez kordon Braci Ubogich i pobiegła w górę, pochylając się nisko.
I nagle tłum rozproszył się i zniknął. Cersei ujrzała przed sobą zamkową bramę oraz szereg włóczników w złotych półhełmach i karmazynowych płaszczach. Usłyszała znajomy głos Qyburna, który pochylił się nad królową i okrył jej nagość miękkim czystym kocem z zielonej wełny.
– Wasza Miłość, dobrze, że wróciłaś – rzekł Qyburn. – Chodźmy. Muszę obejrzeć twoje stopy.
Na ich oboje padł cień. Coś zasłoniło słońce. Cersei poczuła, że zimna stal wsunęła się pod nią, dwie potężne, zakute w zbroję ręce podźwignęły ją nad ziemię zupełnie swobodnie. Jej zbawca istniał naprawdę. Miał co najmniej osiem stóp wzrostu, nogi grube jak pnie drzew, pierś godną pociągowego konia i bary, których nie powstydziłby się wół. Nosił stalową zbroję płytową pociągniętą białą emalią, jasną jak nadzieje dziewicy, a pod spodem pozłacaną kolczugę. Jego twarz zakrywał wielki hełm.
– Przedstawiam ci najnowszego członka Gwardii Królewskiej. Oto ser Robert Strong. Złożył święte śluby milczenia – wyjaśnił Qyburn. – Poprzysiągł, że nie wymówi słowa, nim nie zginą wszyscy wrogowie Jego Miłości, a z królestwa nie zostanie przegnane zło.
Tak – pomyślała Cersei Lannister. Och, tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro