rozdział 33
W celi nie było kominka ani piecyka. Jedyne okno ulokowano zbyt wysoko, by mogła przez nie wyglądać, a do tego było za małe, by miała szanse się przez nie przecisnąć, niemniej wystarczało, by wpuścić do środka ziąb. Cersei nie była potulną Margaery Tyrell. Nie zamierzała wdziać ich nędznej koszuli z samodziału, ani pogodzić się z uwięzieniem. Pokażę wam, co to znaczy zamknąć lwicę w klatce – pomyślała.
Porwała koszulę na sto strzępów, znalazła dzban z wodą i rozbiła go o ścianę, a potem tak samo postąpiła z nocnikiem. Gdy nikt się nie zjawił, zaczęła walić w drzwi pięściami. Jej strażnicy byli na dole, na placu. Dziesięciu lannisterskich zbrojnych i ser Boros Blount. Kiedy się o tym dowiedzą, przyjdą tu mnie uwolnić i zawloką cholernego Wielkiego Wróbla w łańcuchach do Czerwonej Twierdzy.
Krzyczała, kopała i wyła pod drzwiami albo pod oknem, aż jej gardło wypełnił palący ból. Nikt nie odpowiedział ani nie przyszedł na ratunek. W celi robiło się już ciemno. Cersei zaczęła dygotać z zimna. Jak mogli mnie tak zostawić, nawet bez ognia? Jestem ich królową. Teraz żałowała, że podarła koszulę, którą jej dali. Na leżącym w kącie sienniku położono wytarty koc z cienkiej, brązowej wełny. Był szorstki i drapał, ale nie miała nic innego. Cersei skuliła się pod nim, żeby nie drżeć z zimna, i wkrótce zasnęła wyczerpana.
Po pewnym czasie ktoś obudził ją potrząsaniem. W celi było ciemno choć oko wykol. Przy sienniku klęczała ogromna, brzydka kobieta ze świecą w dłoni.
– Kim jesteś? – zapytała królowa. – Przyszłaś mnie uwolnić?
– Jestem septa Unella. Chcę, żebyś opowiedziała mi wszystko o morderstwach i cudzołóstwach, jakich się dopuściłaś.
Cersei odtrąciła jej dłoń.
– Zapłacisz za to głową. Nie waż się mnie dotykać. Zostaw mnie.
Kobieta wstała.
– Wasza Miłość, wrócę za godzinę. Być może będziesz już wówczas gotowa wyznać grzechy.
Jedna godzina, potem druga i trzecia. Tak minęła najdłuższa noc w życiu Cersei Lannister, pomijając noc ślubu Joffreya. Gardło bolało ją od krzyku tak bardzo, że ledwie mogła przełykać ślinę. W celi zrobiło się lodowato zimno. Rozbiła nocnik, więc musiała przykucnąć w kącie i patrzeć, jak mocz spływa po podłodze. Gdy tylko zamknęła oczy, znowu zjawiała się Unella, która budziła ją potrząsaniem i pytała, czy jest gotowa wyznać grzechy.
Dzień również nie przyniósł jej ulgi. O wschodzie słońca septa Moelle ofiarowała jej miskę wodnistej, szarej kaszy. Cersei cisnęła nią w głowę kobiety. Gdy jednak przynieśli jej świeży dzban wody, była tak spragniona, że musiała się napić. Cersei podarła pierwszą koszulę, którą jej dali, żądając zwrotu swych strojów, uzyskała jednak tylko tyle, że była naga i drżała z zimna. Kiedy dostarczono jej nową, cienką, szarą i zalatującą pleśnią, wciągnęła ją przez głowę, by ukryć swoją nagość i podziękowała, choć omal się nie udławiła słowami. Gdy zaś wieczorem znowu przyszła Moelle, Cersei zjadła chleb z rybą. Potem pojawiła się septa Unella, by – jak co godzina – zapytać, czy królowa jest gotowa wyznać grzechy.
Co się dzieje? – zastanawiała się Cersei, gdy wąski skrawek nieba za oknem znowu zaczął ciemnieć. Dlaczego nikt nie przyszedł mnie uwolnić? Nie potrafiła uwierzyć, by Kettleblackowie opuścili swoją królową. Co zrobiła jej rada? Tchórze i zdrajcy. Kiedy stąd wyjdę, każę wszystkich ściąć i znajdę na ich miejsce lepszych ludzi.
Okno wpuszczało do środka również dźwięki. Tylko dzięki temu królowa mogła się dowiedzieć, co się dzieje w mieście. Septy, które przynosiły jedzenie, nie chciały jej nic powiedzieć. Trzykrotnie w ciągu dnia słyszała odległe krzyki dobiegające z placu, ale tłum wykrzykiwał imię Margaery, nie Cersei.
Każda noc wydawała się jej zimniejsza od poprzedniej.
Jej świat zamieszkiwały tylko cztery osoby: ona oraz trzy strażniczki, pobożne i nieubłagane. Septa Unella była grubokościstą kobietą o męskiej budowie, miała stwardniałe dłonie i brzydką, wiecznie skrzywioną twarz. Septa Moelle miała sztywne białe włosy, małe złośliwe oczka, wiecznie zmrużone w wyrazie podejrzliwości i pokrytą zmarszczkami twarz o rysach ostrych jak topór. Septa Scolera były niska i gruba, miała wielkie piersi i oliwkową cerę. Unosił się wokół niej nieprzyjemny odór przypominający kwaśniejące mleko. Przynosiły jej żywność i wodę, opróżniały nocnik i co kilka dni zabierały koszulę do uprania. Musiała wtedy kulić się nago pod kocem, czekając na jej oddanie. Czasami Scolera czytała jej ustępy z Siedmioramiennej gwiazdy albo Świętego modlitewnika, ale poza tym żadna z kobiet z nią nie rozmawiała ani nie odpowiadała na jej pytania.
Nienawidziła wszystkich trzech i gardziła nimi prawie tak samo jak mężczyznami, którzy ją zdradzili.
Fałszywi przyjaciele, niewierni słudzy, ci, którzy przysięgali dozgonną miłość, a nawet ci, z którymi łączyły ją więzy krwi... wszyscy ją opuścili, gdy ich potrzebowała. Osney Kettleblack, ten mięczak, i jego bracia, uliczne szumowiny wyniesione przez nią tak wysoko, siedzieli sobie spokojnie na tyłkach. Aurane Waters, jej admirał, uciekł na morze razem z dromonami, które dla niego zbudowała. Harys Swyft i wielki maester Pycelle nawet nie próbowali jej uwolnić i ofiarowali królestwo tym, którzy ją uwięzili. Meryna Tranta i Borosa Blounta, zaprzysiężonych obrońców króla, nigdzie nie można było znaleźć. Nawet kuzyn Lancel, który kiedyś zapewniał, że kocha Cersei, stał się jednym z jej oskarżycieli. Stryj odmówił jej pomocy w sprawowaniu rządów, gdy chciała go zrobić królewskim namiestnikiem.
Ostatnim i jedynym gościem, który odwiedził ją w celi, był lord Qyburn. Zbliżał się świt trzeciego dnia i królowa wylizywała resztki owsianki z dna miski, gdy drzwi jej celi otworzyły się nagle i wszedł do środka.. O mało nie rzuciła mu się w ramiona.
– Qyburnie – wyszeptała. – O bogowie, tak się cieszę, że widzę twoją twarz. Zabierz mnie do domu.
– Nie pozwolą mi na to. Ma cię osądzić święty trybunał siedmiu. Wielki Wróbel zamierza cię oskarżyć o cudzołóstwo, zdradę, kazirodztwo i o zamordowanie króla Roberta.
Cersei była tak zmęczona i otępiała z braku snu, że w pierwszej chwili te słowa nie miały dla niej sensu.
– Tommen. Powiedz mi, co z moim synem. Czy nadal jest królem?
– Tak, Wasza miłość. Nic mu nie grozi. Jest bezpieczny w murach Warowni Maegora, broni go Gwardia Królewska. Ale czuje się samotny. Niespokojny. Źle zniósł aresztowanie matki. Pyta o ciebie i swą małą królową. Nie opuszcza komnat, służba mówi, że nie tyka jadła. Jak dotąd nikt go nie poinformował o twej... twych...
– ...trudnościach? – zasugerowała. – Gdzie są moi rycerze. Ser Osfryd... Jego złote płaszcze muszą...
– Osfryd Kettleblack nie dowodzi już Strażą Miejską. Król usunął go z urzędu i mianował na jego miejsce kapitana Smoczej Bramy, niejakiego Humfreya Watersa.
– Dlaczego Tommen miałby to zrobić?
– To nie jego wina. Kiedy rada podsuwa mu dekret, pisze na nim swoje imię i stawia pieczęć.
– Moja rada... kto? Kto mógłby to uczynić? Nie ty?
– Niestety, usunięto mnie z rady, choć jak dotąd pozwalają mi kontynuować pracę z szeptaczami eunucha. Wielki maester Pycelle wezwał twojego wuja Kevana, by wrócił na dwór i objął godność namiestnika. Przewodzi małej radzie.
– Powiedz, że musi tu przyjść.
– Błagałem, ale odmówił.
– Nie mogę tu zostać.
– Jest jeszcze nadzieja. – Ujął ją za rękę. – Wasza Miłość ma prawo dowieść swej niewinności w próbie walki. Moja królowo, twój obrońca jest gotów. W całych Siedmiu Królestwach nie ma męża, który mógłby mu się oprzeć. Wystarczy, że wydasz rozkaz...
Tym razem nie mogła już powstrzymać śmiechu. To było zabawne, okropnie, wręcz obrzydliwie zabawne.
– Bogowie drwią sobie ze wszystkich naszych planów i nadziei. Mam obrońcę, którego żaden mąż nie pokona, ale nie wolno mi z niego skorzystać. Jestem królową, Qyburnie. Mojego honoru może bronić jedynie zaprzysiężony brat Gwardii Królewskiej.
– Rozumiem. – Z twarzy Qyburna zniknął uśmiech. – Wasza Miłość, jestem w kropce... nie wiem, co ci radzić...
Nawet w takim stanie, wyczerpana i przerażona, królowa zdawała sobie sprawę, że nie odważy się powierzyć swego losu trybunałowi złożonemu z wróbli. Nie mogła też liczyć na interwencję Kevana, nie po słowach, które padły między nimi podczas ich ostatniego spotkania. To będzie musiała być próba walki. Nie ma innego wyjścia.
– Qyburnie, jeśli darzysz mnie miłością, błagam, wyślij dla mnie list. Przez kruka, jeśli możesz, a jeśli nie, to przez jeźdźca. Do Riverrun, do mojego brata. Opowiedz mu, co się wydarzyło, i napisz... napisz...
– Słucham, Wasza Miłość?
Oblizała z drżeniem wargi.
– Przybywaj natychmiast. Pomóż mi. Ratuj mnie. Potrzebuję cię bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Przybywaj natychmiast.
– Wedle rozkazu. "Kocham cię" trzy razy?
– Trzy. – Musiało to do niego dotrzeć. – Przybędzie. Wiem, że przybędzie. Jaime jest moją jedyną nadzieją.
– Moja królowo – rzekł Qyburn. – Czy... zapomniałaś? Ser Jaime nie ma prawej ręki. Gdyby bronił cię w próbie walki i przegrał...
Opuścimy ten świat razem, tak jak razem na niego przyszliśmy.
– Nie przegra. Nie Jaime. Nie, gdy chodzi o moje życie.
Nie mogła znieść czekania. Jaime wkrótce do niej przybędzie, ale skąd będzie wiedziała, kiedy się zjawi? Miała tylko nadzieję, że nie okaże się aż tak głupi, by popędzić naprzód, zostawiając armię z tyłu. Będzie potrzebował każdego miecza, by uporać się z hordą obdartych Braci Ubogich otaczającą Wielki Sept. Często pytała o bliźniaczego brata, ale strażniczki nie chciały jej odpowiedzieć.
Jaime...
Jaime się zjawi, gdy tylko się dowie o losie, jaki ją spotkał. Przybywaj natychmiast. Pomóż mi. Ratuj mnie. Potrzebuję cię bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. Przybywaj natychmiast. Tak mu napisała. Qyburn przysięgał, że dopilnuje, by list dotarł do jej bliźniaczego brata, który przebywał ze swą armią w dorzeczu. Ale Qyburn nie wrócił już więcej do celi. Niewykluczone, że nie żył, a jego głowę nadziano na pal nad bramą Czerwonej Twierdzy. Albo może gnił w ciemnicy pod twierdzą, a list Cersei pozostał niewysłany. Królowa pytała o niego sto razy, ale jej strażniczki milczały. Była pewna jedynie tego, że Jaime nie przybył do miasta.
Jeszcze nie – powtarzała sobie. Ale wkrótce się zjawi. A wtedy Wielki Wróbel i jego suki inaczej zaśpiewają.
Nienawidziła poczucia bezradności.
Próbowała gróźb, ale odpowiedziały na nie tylko kamienne twarze i głuche uszy. Próbowała rozkazów, ale wszystkie zignorowano. Odwoływała się do łaskawości Matki, do naturalnej sympatii, jaką darzą się nawzajem kobiety, ale trzy zwiędłe septy najwyraźniej wyrzekły się kobiecości, składając śluby. Próbowała je oczarować, przemawiać do nich łagodnie, ze spokojem przyjmować każdą kolejną zniewagę. Nic to nie dało. Obiecywała im nagrody, łagodne traktowanie, zaszczyty, złoto, pozycję na dworze. Obietnice lekceważyły podobnie jak groźby.
Modliła się również. Och, jak żarliwie się modliła. Tego właśnie od niej chciały, dawała im to więc, dawała im to na kolanach, jakby była prostą nierządnicą z ulicy, nie córką Casterly Rock. Modliła się o uwolnienie, o ratunek, o Jaime'a. Głośno prosiła bogów, by jej bronili w jej niewinności, po cichu zaś błagała o nagłą, bolesną śmierć dla swych oskarżycieli. Modliła się tak długo, aż kolana zaczynały jej krwawić, a język wydawał się tak gruby i obrzęknięty, że mogłaby się nim udławić. W celi przypomniała sobie wszystkie modlitwy, jakich nauczono ją w dzieciństwie. W razie potrzeby układała też nowe, skierowane do Matki i Dziewicy, Ojca i Wojownika, Staruchy i Kowala. Modliła się nawet do Nieznajomego. Podczas sztormu każdy bóg jest dobry. Bogowie okazali się tak samo głusi jak ich ziemskie służki. Cersei dała im wszystkie słowa, które w sobie miała, dała im wszystko oprócz łez. Ich nigdy nie dostaną – powiedziała sobie.
Nienawidziła poczucia słabości.
Gdyby bogowie dali jej siłę, jaką dali Jaime'owi i temu durnemu samochwale Robertowi, mogłaby uciec samodzielnie. Och, gdybym tylko miała miecz i umiała się nim posługiwać. Miała serce wojownika, ale bogowie w swej ślepej złośliwości dali jej słabe ciało kobiety. Z początku królowa próbowała walczyć, ale septy ją poskromiły. Było ich zbyt wiele, a do tego miały więcej sił, niżby się zdawało. To były brzydkie stare baby, ale wszystkie te modlitwy, szorowanie i bicie nowicjuszek kijami uczyniło je twardymi jak korzenie drzew.
Nie pozwalały jej na odpoczynek. Za dnia czy w nocy, gdy tylko królowa zamknęła oczy, by zasnąć, jedna ze strażniczek budziła ją, żądając, by wyznała grzechy. Oskarżano ją o cudzołóstwo, nierząd, zdradę stanu, a nawet o morderstwo, jako że Lancel wyznał również prawdę o śmierci Roberta.
– Przyszłam, by wysłuchać, jak przyznajesz się do wszystkich morderstw i aktów nierządnych – zwykła warczeć septa Unella, gdy budziła królową potrząsaniem. Septa Moelle zapewniała, że to popełnione grzechy nie dają Cersei spać. – Tylko niewinni mogą zaznać spokoju niezakłóconego snu. Wyznaj swe grzechy, a będziesz spała jak noworodek.
Jawa, sen, i znowu jawa, każdą noc brutalne dłonie jej dręczycielek dzieliły na drobne fragmenty i każda noc była zimniejsza i okrutniejsza od poprzedniej.
Która godzina? Jaki dziś dzień? Gdzie była? Czy to jej się śni, czy właśnie się przebudziła? Krótkie urywki snu, na jakie jej pozwalali, zmieniały się w brzytwy tnące jej zdolność myślenia na plasterki. Każdego dnia czuła się głupsza niż poprzedniego, wyczerpana i dręczona gorączką. Straciła wszelkie poczucie czasu, nie wiedziała, jak długo siedzi w tej celi, wysoko w jednej z siedmiu wież Wielkiego Septu Baelora. Zestarzeję się tu i umrę – myślała, pogrążona w rozpaczy.
Nie mogła do tego dopuścić. Syn jej potrzebował. Królestwo jej potrzebowało. Musiała odzyskać wolność, bez względu na ryzyko. Jej świat skurczył się do celi o boku długości sześciu stóp, nocnika, twardego siennika i brązowego wełnianego koca, cienkiego i wątłego jak nadzieja. Skóra swędziała ją od jego dotyku, ale nadal była dziedziczką lorda Tywina, córką Casterly Rock.
Wyczerpana z braku snu, drżąca z zimna zakradającego się co noc do celi, zagłodzona i dręczona gorączką Cersei uświadomiła sobie w końcu, że musi się przyznać.
Nocą, gdy septa Unella przyszła wyrwać ją ze snu, królowa czekała już na nią, klęcząc.
– Zgrzeszyłam – oznajmiła Cersei. Język miała opuchnięty, wargi krwawiące i obolałe. – Straszliwie zgrzeszyłam. Teraz to widzę. Jak mogłam być aż tak ślepa? Starucha przyszła do mnie, unosząc wysoko lampę, i w jej świetle ujrzałam drogę, którą muszę podążyć. Chcę znowu być czysta. Pragnę rozgrzeszenia. Błagam, dobra septo, zaprowadź mnie, proszę, do Wielkiego Septona, bym mogła się przyznać do wszystkich zbrodni i aktów nierządnych.
– Powiem mu o tym, Wasza Miłość – zapewniła septa Unella. – Jego Wielka Świątobliwość będzie bardzo zadowolony.
Pozwoliły jej potem przespać resztę długiej nocy. Długie godziny błogosławionego snu. Rano królowa niemalże znowu była sobą. Gdy przyszły po nią strażniczki, ponownie wygłosiła nabożne frazesy i oznajmiła, że jest zdecydowana wyznać grzechy, by uzyskać przebaczenie za wszystkie swe zbrodnie.
– Słyszymy to z radością – rzekła septa Moelle.
– Z twej duszy spadnie wielki ciężar – zapewniła septa Scolera. – Potem poczujesz się znacznie lepiej, Wasza Miłość.
Wasza Miłość. Te dwa proste słowa przeszyły ją dreszczem. Przez cały długi czas, jaki spędziła w wieży, jej strażniczki rzadko zawracały sobie głowę nawet tak prostą uprzejmością.
– Jego Wielka Świątobliwość czeka – zawiadomiła ją septa Unella.
Trzy strażniczki zaprowadziły ją na dół po schodach. Septa Unella szła przodem, a septa Moelle i septa Scolera deptały królowej po piętach, jakby się bały, że spróbuje ucieczki.
Wielki Wróbel przyjął ją w swym sanktuarium, skromnie urządzonej komnacie o siedmiu ścianach ozdobionych prymitywnie wykonanymi obliczami Siedmiu, o minach prawie tak samo skwaszonych i pełnych dezaprobaty jak mina Jego Wielkiej Świątobliwości. Gdy królowa weszła do środka, Wielki Septon siedział za grubo ciosanym stołem i pisał. Nie zmienił się, odkąd ostatnio go widziała, w dniu, gdy kazał ją zatrzymać i uwięzić. Nadal był szczupłym siwowłosym mężczyzną, jego chuda, niemal wygłodzona, naznaczona zmarszczkami twarz miała ostre rysy, a w oczach czaiła się podejrzliwość. Zamiast bogatych szat nosił obszerną tunikę z niebarwionej wełny, sięgającą do kostek.
– Wasza Miłość – przywitał ją. – Jak rozumiem, pragniesz wyznać winy.
Cersei opadła na kolana.
– Tak, Wasza Świątobliwość. Starucha przyszła do mnie we śnie, unosząc wysoko lampę...
– Z pewnością.
– Kiedy już się przyznam, czy będzie mi wolno...
– Wasza Miłość będzie potraktowana stosownie do popełnionych grzechów.
To nieubłagany człowiek – uświadomiła sobie po raz kolejny. Odczekała chwilę, by wziąć się w garść.
– Niech więc Matka się nade mną zlituje. Wyznaję, że spałam z mężczyznami niepołączonymi ze mną świętym węzłem małżeńskim.
– Z kim? – zapytał Wielki Septon, patrząc jej prosto w oczy.
– Z Lancelem Lannisterem, moim kuzynem. I z Osneyem Kettleblackiem. To nie usprawiedliwia moich grzechów, Wasza Świątobliwość, ale byłam samotna i się bałam. Bogowie zabrali mi króla Roberta, mojego ukochanego i opiekuna. Zostałam sama, otoczona przez spiskowców, fałszywych przyjaciół i zdrajców, pragnących śmierci moich dzieci. Nie wiedziałam, komu mogę zaufać i dlatego... – Z drżeniem dotknęła dłonią twarzy. Gdy opuściła rękę, oczy miała pełne łez. – Niech bogowie mi wybaczą. Zrobiłam to dla dzieci, dla królestwa. Nie znalazłam w tym przyjemności, ale co innego mogłam zrobić? Potrzebowałam ludzi, którym mogłam zaufać, by strzegli Tommena.
– Jego Miłości broniła Gwardia Królewska.
– Gwardia Królewska na nic się nie zdała, gdy zginął jego brat Joffrey, zamordowany na własnym weselu. Widziałam na własne oczy śmierć jednego syna i nie mogłabym znieść utraty drugiego. Zgrzeszyłam, dopuściłam się nierządnych aktów, ale zrobiłam to dla Tommena.
– A co z ser Lancelem? Czy jego również wzięłaś do łoża po to, by zapewnić sobie jego lojalność?
– Lancel. – Cersei zawahała się. Ostrożnie – powiedziała sobie. On na pewno wszystko mu wyznał. – Lancel mnie kochał. Był jeszcze prawie chłopcem, ale nigdy nie wątpiłam w jego oddanie dla mnie i dla mojego syna.
– A mimo to go zepsułaś.
– Czułam się samotna. – Stłumiła łkanie. – Straciłam męża, syna i pana ojca. Byłam regentką, ale królowa nadal pozostaje kobietą, a kobiety to słabe naczynia i łatwo ulegają pokusie... Wasza Wielka Świątobliwość wie, że to prawda. Nawet święte septy czasami grzeszą. Szukałam pociechy u Lancela. Był miły i delikatny, a ja kogoś potrzebowałam. To było złe, wiem o tym, ale nie miałam nikogo poza nim... kobieta potrzebuje miłości, potrzebuje mężczyzny u swego boku... potrzebuje...
Rozpłakała się niepowstrzymanie.
Wielki Septon nie próbował jej pocieszać. Siedział bez ruchu, wlepiając w nią twarde spojrzenie, patrzył na jej płacz, niewzruszony jak posągi Siedmiu w sepcie na górze. Minęło sporo czasu, nim wreszcie łzy królowej wyschły. Oczy miała czerwone od płaczu i miała wrażenie, że zaraz może zemdleć.
Ale Wielki Wróbel jeszcze z nią nie skończył.
– To są pospolite grzechy – zaczął. – Występność wdów jest powszechnie znana, a wszystkie kobiety są w głębi serca nierządnicami, skłonnymi używać swych wdzięków i swej urody, by narzucać mężczyznom własną wolę. Przeciwko Waszej Miłości wysunięto też inne zarzuty – kontynuował Wielki Septon. – Chodzi o zbrodnie znacznie straszliwsze niż zwykły nierząd. Jesteś również oskarżona o spisek celem zamordowania swego pana męża, naszego zmarłego umiłowanego króla Roberta, Pierwszego Tego Imienia.
Lancel – pomyślała Cersei.
– Roberta zabił dzik. Czy twierdzą, że jestem zmiennoskórą? Czy jestem również oskarżona o zabójstwo Joffreya, mojego słodkiego pierworodnego syna?
– Nie. Wyłącznie męża. Czy temu przeczysz?
– Przeczę. Tak. Przeczę temu przed bogami i ludźmi.
Wielki Septon skinął głową.
– Niektórzy twierdzą, że twoje dzieci nie są potomkami króla Roberta, lecz zrodziły się z kazirodztwa i cudzołóstwa.
– To kłamstwo – odparła natychmiast Cersei. – Wymyślone przez Stannisa. Pragnął zagarnąć Żelazny Tron dla siebie, ale dzieci jego brata stały mu na drodze. Dlatego musiał głosić, że pochodzą z nieprawego łoża. Nie ma w tym ani słowa prawdy. Zaprzeczam wszystkiemu.
Wielki Septon rozpostarł obie dłonie na blacie i wstał, wspierając się na nich.
– Dobrze. Zarzuty są straszliwe królestwo musi się dowiedzieć, czy są prawdziwe. Jeśli Wasza Miłość dała świadectwo prawdy, proces z pewnością dowiedzie twej niewinności.
A więc będzie proces.
– Przyznałam się...
– ...do pewnych grzechów, tak. Innym przeczysz. Twój proces oddzieli prawdę od fałszu.
Cersei wstała powoli z kolan.
– Kłaniam się mądrości Waszej Wielkiej Świątobliwości, ale czy mogę błagać o choć jedną kroplę łaskawości Matki? Chciałabym... Minęło już bardzo wiele czasu, odkąd ostatnio widziałam syna, błagam.
Oczy Wielkiego Septona były twarde jak kawałki krzemienia.
– Nie godzi się dopuszczać cię do króla, nim oczyścisz się z wszelkiego grzechu. Postawiłaś już jednak pierwszy krok na ścieżce wiodącej ku prawości i w związku z tym pozwolę ci przyjmować innych gości. Jednego dziennie.
Królowa znowu się rozpłakała. Tym razem łzy były prawdziwe.
– Jesteś zbyt łaskawy. Dziękuję.
– Matka jest miłosierna. To jej powinnaś podziękować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro