rozdział 20
Wspinaczka na szczyt wzgórza Visenyi trwała długo. Konie wlokły się powoli, a królowa rozparła się wygodnie na miękkiej, czerwonej poduszce. Z zewnątrz dobiegał głos ser Osmunda Kettleblacka.
– Z drogi! Zejdźcie z ulicy. Zróbcie przejście dla Jej Miłości królowej! – krzyczał.
Lektyka zaczęła zwalniać, co z pewnością znaczyło, że dotarli już na szczyt wzgórza, ale na zewnątrz ser Osmund coś krzyczał i ktoś mu odpowiadał. Lektyka z szarpnięciem zatrzymała się zupełnie. Królowa odsunęła skraj zasłony i skinęła na Meryna Tranta.
– W czym kłopot?
– To wróble, Wasza Miłość. – Ser Meryn miał pod płaszczem białą, łuskową zbroję. – Obozują na ulicy. Przegonimy je.
– Zróbcie to, ale spokojnie. Nie chcę wywołać kolejnych zamieszek. – Cersei opuściła zasłonę. To absurd. On karmi tych obdartusów, rozpieszcza ich i błogosławi, ale króla pobłogosławić nie chce. Błogosławieństwo było pustym rytuałem, ale w oczach ciemnego tłumu rytuały i ceremonie miały wielką moc. Nawet sam Aegon Zdobywca uznał za początek swego panowania dzień, gdy Wielki Septon namaścił go w Starym Mieście.
Jeśli temu obdartemu septonowi wydaje się, że zmusi mnie do kupienia błogosławieństwa dla Tommena, wkrótce się przekona, że się myli. Posłucha mnie albo przekona się, co znaczy mój gniew – pomyślała Cersei. Królowa nie zamierzała poniżać się przed zgrają obdartusów.
Lektyka zatrzymała się znowu tak nagle, że Cersei podskoczyła na siedzeniu. Wychyliła się i zobaczyła, że są już na szczycie wzgórza Visenyi. Przed nimi majaczył Wielki Sept Baelora ze wspaniałą kopułą i siedmioma błyszczącymi wieżami. Między lektyką a marmurowymi schodami ciągnęło się jednak morze posępnych ludzi odzianych w brązowe łachmany, obdartych i niemytych. Wróble – pomyślała Cersei, pociągając nosem. Prawdziwe wróble tak jednak nie śmierdziały.
Cersei była przerażona. Qyburn przynosił jej raporty o ich liczebności, ale usłyszeć to jedno, a zobaczyć to coś całkiem innego. Na placu obozowały setki ludzi, a kolejne setki tłoczyły się w ogrodach. Ich ogniska wypełniały powietrze dymem i smrodem. Nieskazitelnie biały marmur szpeciły namioty z samodziału i nędzne szałasy zbudowane z błota oraz kawałków drewna. Wróble siedziały nawet na schodach, pod wysokimi drzwiami Wielkiego Septu.
Ser Osmund podjechał do niej truchtem. Obok niego podążał jego brat ser Osfryd, dosiadający ogiera złocistego jak jego płaszcz.
– Wybacz, Wasza Miłość – odezwał się ser Osmund. – Mój brat wezwał więcej złotych płaszczy. Nie obawiaj się, utorujemy ci drogę.
– Nie mam na to czasu. Pójdę dalej na piechotę.
– Błagam, Wasza Miłość. Są ich setki, to nie jest dobry pomysł.
– Bzdura. Lew nie boi się wróbla, idziemy między ludzi wiary... ale cieszę się, że obchodzi cię mój los. Ser Osmundzie, bądź tak łaskaw i pomóż mi wysiąść.
Gdybym wiedziała, że będę musiała iść piechotą, ubrałabym się odpowiednio. Miała na sobie ciemną suknię z wstawką ze złotogłowiu, obszytą koronkami, ale skromną. Minęło kilka lat, odkąd królowa ostatnio ją nosiła, i przekonała się, że suknia uciska ją w talii.
– Ser Osmundzie, Ser Merynie, pójdziecie ze mną. Ser Osfrydzie, pilnuj, żeby mojej lektyce nic się nie przytrafiło. Gdzie znajdę Wielkiego Wróbla? – Królowa zwróciła się do chłopaka o ogorzałej cerze, odzianego w coś, co przypominało raczej worek na kartofle niż szaty, a ten bez słowa wskazał jej drogę.
Przedzierając się przez masę obdartusów, mijając ich ogniska, wozy i proste schronienia, królowa przypomniała sobie inny tłum, który zebrał się ongiś na tym placu. Kiedy brała ślub z Robertem Baratheonem, zgromadziły się tu tysiące ludzi. Wszystkie kobiety włożyły najlepsze ubrania, a połowa mężczyzn niosła na ramionach dzieci. Gdy Cersei wyszła z septu, ręka w rękę z młodym królem, gapie krzyczeli tak głośno, że było ich słychać aż w Lannisporcie.
– Lubią cię, pani – szepnął jej do ucha Robert. – Spójrz, wszyscy się uśmiechają.
Na krótką chwilę poczuła się szczęśliwą żoną... ale potem spojrzała na Jaimego. Nie – pomyślała wówczas. – Nie wszyscy, panie.
Teraz nikt się nie uśmiechał. Wróble obrzucały ją ponurymi, wrogimi spojrzeniami. Niektóre były bardzo chude i miały zapadnięte oczy. Sprawiały wrażenie gotowych zjeść jej konie. Tłum rozstąpił się przed nią, lecz niechętnie. Gdyby byli prawdziwymi wróblami, wystarczyłby krzyk, żeby ich spłoszyć. Sto złotych płaszczy z drągami, mieczami i buzdyganami szybko by się uporało z tą tłuszczą. Tak właśnie postąpiłby lord Tywin. Stratowałby ich, zamiast przedzierać się między nimi.
Kiedy królowa zobaczyła, co tłuszcza zrobiła z Baelorem Umiłowanym, jej serce wypełnił gorzki żal. Ogromny, marmurowy posąg, który od stuleci spoglądał na plac z pogodnym uśmiechem, otaczał sięgający pasa stos kości i czaszek. Na niektórych z nich zachowały się jeszcze skrawki mięsa. Na jednej z takich czaszek przysiadła wrona, radując się suchą, twardą ucztą. Wszędzie było pełno much.
– Co to ma znaczyć? – zawołała Cersei, zwracając się do tłumu. – Chcecie pochować Błogosławionego Baelora w górze padliny?
– Wasza Miłość, to kości świętych mężów i niewiast, pomordowanych za wiarę. – Podszedł do niej jakiś jednonogi mężczyzna, wspierający się na drewnianej kuli. – Septonów, sept, braci brązowych, brunatnych i zielonych, sióstr białych, błękitnych i szarych. Niektórych powieszono, innym wypruto wnętrzności. Bezbożnicy i czciciele demonów bezczeszczą septy, gwałcą dziewice i matki. Molestują nawet milczące siostry, Matka Na Górze krzyczy z bólu. Znieśliśmy tu ich kości z całego królestwa, by były świadkami cierpień Świętej Wiary.
Cersei czuła ciężar spoczywających na niej spojrzeń.
– Król dowie się o tych okrucieństwach – obiecała z powagą. – Tommen również będzie oburzony. To robota Stannisa i jego czerwonej wiedźmy, a także barbarzyńców z północy, którzy oddają cześć drzewom i wilkom. – Podniosła głos. – Dobrzy ludzie, wasi zabici zostaną pomszczeni!
Garstka wróbli odpowiedziała radosnymi okrzykami, ale było ich niewielu.
– Nie prosimy o zemstę za zabitych – oznajmił jednonogi – tylko o opiekę nad żywymi. O obronę septów i świętych miejsc.
– Żelazny tron musi bronić wiary – warknął jakiś potężnie zbudowany kmiotek z siedmioramienną gwiazdą wymalowaną na czole. – Król, który nie zapewnia obrony swemu ludowi, nie jest prawdziwym królem.
Wszędzie rozległy się pomruki zgody.
– Mój syn jest młody, ale darzy Siedmiu miłością – oznajmiła Cersei. – Otoczy was swą opieką i ja również.
To nie zadowoliło mężczyzny z gwiazdą na czole.
– Wojownik nas obroni – burknął. – Nie ten tłusty chłopak.
Meryn Trant sięgnął po miecz, ale Cersei powstrzymała go, nim jeszcze zdążył wyciągnąć broń. Miała tu tylko dwóch rycerzy, a otaczało ją morze wróbli. Widziała drągi i kosy, pałki i maczugi, nawet kilka toporów. Gdyby pozwoliła mu go zabić, tłuszcza rozerwałaby ich na strzępy.
– Wszyscy jesteśmy dziećmi Matki. Powiedziano mi, że znajdę tu Wielkiego Wróbla.
– Wielkiego Wróbla? Głupi tytuł. – Cersei odwróciła się, dopiero teraz zaszczycając uwagą starszego mężczyznę, zajętego rozlewaniem cienkiej zupy z kawałkami warzyw do misek podchodzących doń po posiłek i rozdawaniem chleba dzieciom. – Nie jest łatwo pozbyć się miana, które nadali wrogowie. Myśl, że jesteśmy równi nie przypadła im do gustu. Ale to tylko imię. Niewielkie brzemię.
Cersei przyjrzała mu się dokładniej, podchodząc bliżej. Mężczyzna miał krótko przystrzyżoną, siwobrązową brodę i włosy. Jego szaty, wystrzępione i połatane, nie były też zbyt czyste. Podwinął sobie rękawy za łokcie, ale poniżej kolan tkanina przesiąkła wodą i brudem. Jego twarz miała ostre rysy, a głęboko osadzone oczy były brązowe jak błoto. Jest bosy – uświadomiła sobie przerażona królowa. Stopy miał obrzydliwe, zniekształcone, pokryte twardą, zrogowaciałą skórą.
– Nie masz butów?
– Oddałem potrzebującemu. Wszyscy tak postępujemy, dzięki temu pamiętamy kim jesteśmy. Już dawno temu sprzedaliśmy to, co mieliśmy w skarbcach, a także pierścienie i wszystkie szaty ze złoto- i srebrnogłowiu. Wełna ogrzewa człowieka równie dobrze. Po to Siedmiu dało nam owce. A ubogim bardziej potrzebne jest jedzenie w żołądkach niż kryształy i złoto.
Ojcze, dodaj mi sił. To szaleniec.
– Bogowie przysłali cię, byś mnie kusiła? Oby nie. Zakładałem, że przyjdziesz mnie aresztować za incydent z Wielkim Septonem.
– Czy godzi się tak traktować tego, kto reprezentuje bogów?
To właśnie z powodu Wielkiego Septona Cersei znalazła się tu teraz. Kapłan zjawił się dzień wcześniej na zebraniu jej małej rady, skarżąc się, że został napadnięty przez fanatyków zwanych wróblami, którzy upokorzyli go, pobili i porzucili nagiego i skrwawionego. Po tym jak wywlekli go z jednego z burdeli Littlefingera. Stary dureń, który nie potrafi utrzymać kutasa w spodniach. Gdyby nie on, nie musiałabym teraz wysłuchiwać tych bredni.
– Hipokryzja to czyrak, którego przecięcie nigdy nie jest miłe. – Wielki Wróbel spojrzał na królową. – Choć przyznaję, że mogli ciąć ostrożniej.
– Był u mnie Wielki Septon – przyznała Cersei. – Chciał, bym kazała cię stracić.
– Co sądzisz o tym pomyśle, Wasza Miłość?
– To samo, co i ty. Zachowanie Wielkiego Septona było niegodne. Zasiadał w sepcie i niszczył wiarę, dlatego teraz zasiada w lochach. Wiara i korona to filary, na których wspiera się świat. Gdy runie jeden, to i drugi. Musimy zrobić co trzeba, by się nawzajem chronić.
~ • ~
– Wina, Wasza Świątobliwość? – Cersei nalała sobie z karafki i odwróciła się od okna, z lekkim uśmiechem spoglądając na siedzącego w fotelu przy biurku lorda Tywina Wielkiego Wróbla Mężczyzna nie mógłby bardziej nie pasować do pomieszczenia, w którym się znalazł, bosy, w obszarpanych, niezbyt czystych szatach, które czasy świetności już dawno miały za sobą. Musiała jednak przystać na jego obecność tutaj, sama mu ją zresztą zaproponowała, by móc coś ugrać.
– Nie. – Mężczyzna odpowiedział uśmiechem na jej propozycję.
– Twój poprzednik spytałby o rocznik. – Królowa ostawiła kielich i usiadła, pozwalając, by od Wielkiego Wróbla oddzielił ją blat z ciemnego drewna.
– Ja mógłbym rzec, że umysł to świątynia, która powinna pozostać czysta. Ale tak naprawdę nie przepadam za smakiem wina. Jak mogę służyć?
– Wasza Świątobliwość – zaczęła Cersei. – Twoje wróble budzą strach w mieszkańcach miasta. Chcę, żeby sobie poszły.
Poprzedniego dnia, po wizycie w dzielnicach nędzy, odwiedziła również sept. W snopach kolorowego światła wpadającego do środka przez barwione szyby wielkiej kopuły jak zwykle widać było unoszące się w powietrzu drobinki pyłu. W powietrzu unosił się słodki zapach kadzidła, a przed siedmioma ołtarzami paliły się liczne jak gwiazdy świece. Dla Matki zapalono ich chyba z tysiąc, a dla Dziewicy prawie tyle samo, ale świece płonące dla Nieznajomego można było policzyć na palcach obu dłoni i jeszcze kilka by zostało.
Ale nawet tutaj wtargnęły wróble. Kilkunastu niechlujnych wędrownych rycerzy klęczało przed Wojownikiem, prosząc o pobłogosławienie mieczy, które złożyli u jego stóp. Przed ołtarzem Matki septon prowadził modlitwę setki obdartusów. Ich odległe głosy brzmiały niczym szum uderzających o brzeg fal. Mnóstwo od dawna niemytych ludzi w brudnych, poszarpanych ubraniach siedziało wspartych o kolumny i ołtarze, spało wprost na podłodze i przyprowadzało do środka swoje dzieci. Na schodach spożywali posiłki i splugawili plac gnijącymi resztkami i kałem, swoim i zwierząt.
– A dokąd miałyby pójść, Wasza Miłość?
Jest Siedem Piekieł, każde z nich się nada.
– Pewnie tam, skąd przyszły.
– Przyszły zewsząd. Podobnie jak wróbel jest najskromniejszym i najpospolitszym z ptaków, tak oni są najskromniejszymi i najpospolitszymi spośród ludzi.
Są pospolici, w tym przynajmniej się zgadzamy.
– Większość z nich straciła domy. Wszędzie jest pełno cierpienia... bólu i śmierci. Nim przybyłem do Królewskiej Przystani, opiekowałem się chyba z połową setki wiosek, zbyt małych, by mogły mieć własnego septona. Wędrowałem od jednej do drugiej, udzielałem ślubów, rozgrzeszałem grzeszników i nadawałem imiona nowo narodzonym dzieciom. Tych wiosek już nie ma, Wasza Miłość. Tam, gdzie ongiś były ogrody, rośnie zielsko i cierniste krzewy, a na poboczach dróg walają się kości.
– Wojna jest straszna. Te okrucieństwa są winą ludzi z północy oraz lorda Stannisa i jego czcicieli demonów.
– Niektóre z moich wróbli mówiły o bandach plądrujących lwów... i o Ogarze, który był twoim zaprzysiężonym człowiekiem. W Solankach zabił starego septona i zgwałcił dwunastoletnią dziewczynkę, niewinne dziecko odebrane Wierze. Wziął ją, nie zdejmując zbroi, a jego kolczuga zmiażdżyła i poszarpała jej delikatne ciało. Kiedy skończył, oddał ją swoim ludziom.
– Nie można obwiniać Jego Miłości o zbrodnie każdego człowieka, który kiedykolwiek służył rodowi Lannisterów. Sandor Clegane to zdrajca i dzika bestia. Jak ci się zdaje, dlaczego się go pozbyłam? Walczy teraz zapewne dla wyjętego spod prawa Berica Dondarriona, nie dla króla Tommena.
– Skoro tak mówisz. Musimy jednak zapytać, gdzie byli królewscy rycerze, gdy działy się te rzeczy? Czyż Jaehaerys Pojednawca nie przysiągł ongiś na Żelazny Tron, że zawsze będzie bronił Wiary?
Cersei nie miała pojęcia, co mógł przysiąc Jaehaerys Pojednawca.
– Przysiągł – zgodziła się. – A Wielki Septon namaścił go i pobłogosławił jako króla. Zgodnie z tradycją każdy nowy Wielki Septon udziela królowi swego błogosławieństwa... a ty odmawiasz pobłogosławienia króla Tommena.
– Wasza Miłość jest w błędzie. Nie odmawiam.
– Nie przyszedłeś do niego, gdy o to prosiłam.
– Czas jeszcze nie dojrzał.
– A w jaki sposób mogłabym uczynić go... dojrzalszym?
Jeśli ośmieli się wspomnieć o złocie, policzę się z nim tak samo jak z poprzednim, a kryształową koronę włożę na głowę jakiemuś pobożnemu ośmiolatkowi.
– W królestwie jest pełno królów. Żeby Wiara mogła wynieść jednego z nich ponad pozostałych, musimy mieć pewność. Trzysta lat temu, gdy Aegon Smok wysadził swoje wojska pod tym wzgórzem, Wielki Septon zamknął się w Gwiezdnym Sepcie Starego Miasta i modlił się przez siedem dni i siedem nocy, żyjąc tylko chlebem i wodą. Gdy wreszcie opuścił sept, ogłosił, że Wiara nie będzie się przeciwstawiać Aegonowi i jego siostrom, albowiem Starucha uniosła lampę, by pokazać mu przyszłość. Gdyby Stare Miasto stawiło zbrojny opór Smokowi, pochłonęłyby je płomienie. Wysoka Wieża, Cytadela i Gwiezdny Sept uległyby zniszczeniu. Lord Hightower był pobożnym człowiekiem. Kiedy usłyszał proroctwo, rozkazał swym rycerzom pozostać na kwaterach i otworzył bramy miasta przed Aegonem. A Jego Wielka Świątobliwość namaścił Zdobywcę siedmioma olejami. Ja muszę postąpić tak samo, jak on przed trzystu laty.
Cersei miała ochotę wymierzyć mu policzek w tę poważną, nabożną gębę.
– W Westeros pali i plądruje się septy, gwałci milczące siostry, morduje świętych mężów. Pobłogosław Tommena, a on położy kres tym niegodziwościom.
– A w jaki sposób, Wasza Miłość? Czy przydzieli każdemu bratu żebrzącemu rycerza, który będzie wędrował z nim traktami? Czy da nam ludzi, którzy będą strzegli naszych sept? Wojny uczą ludzi słuchać mieczy, nie bogów. – Cersei na pewno nie zamierzała marnować sił Tommena na opiekę nad wróblami, ani na strzeżenie starych, skwaszonych sept.
– Wasze wróble mają pałki i topory. Niech się bronią same. Przed Targaryenami sprawiedliwości strzegła Wiara Wojująca.
– I rozprawiono się z nią ponad dwa stulecia temu. Zabraniają tego prawa wprowadzone przez króla Maegora, o czym Wasza Miłość z pewnością wie. To jego dekret nakazał Wierze odłożyć miecz.
– Królem jest teraz Tommen, nie Maegor. – Co ją obchodziło, jakie dekrety wprowadził Maegor Okrutny przed laty? Zamiast odbierać wiernym miecz, powinien był wykorzystać ich do własnych celów. – Jeśli przedstawię mu naszą świętą sprawę, na pewno pozwoli uzbroić wiernych, których uznasz za godnych.
– Armia do obrony dusz i żyć prostaczków?
– Armia, która służy bogom. I tobie, rzecz jasna. Wybranemu reprezentantowi Siedmiu.
– Prawa Maegora...
– Można znieść.
Pozwoliła, by te słowa zawisły w powietrzu, czekając, aż Wielki Wróbel chwyci przynętę.
Nie rozczarował jej.
– Powrót Wiary Wojującej... to byłaby odpowiedź na trzysta lat modlitw, Wasza Miłość. Wojownik znowu uniósłby swój błyszczący miecz, by oczyścić nasze grzeszne królestwo z wszelkiego zła. Jeśli Jego Miłość pozwoli na odrodzenie starożytnych błogosławionych zakonów Miecza i Gwiazdy, wszyscy pobożni ludzie w Siedmiu Królestwach zrozumieją, że to on jest naszym prawowitym władcą. To zaszczyt, jakiego nie oczekiwałem i o jakim nie marzyłem.
Słodko było to słyszeć, ale Cersei nie chciała okazywać zbytniej radości.
– Dlatego cię wybrałam. Oboje wiemy jak działa świat. Zbyt często złoto zapewnia niegodziwcom nietykalność. Nawet król nie może karać wszystkich i nawet wśród nas kryją się wielcy grzesznicy, chronieni przez przywileje i pieniądze.
– Oby Ojciec osądził go sprawiedliwie.
Królowa wstała i wygładziła spódnicę.
– Wasza Wielka Świątobliwość... czasy są trudne i król Tommen byłby bardzo wdzięczny, gdybyś zgodził się również umorzyć długi korony. Mam wrażenie, że jesteśmy wam winni jakieś dziewięćset tysięcy smoków.
– Dziewięćset tysięcy sześćset siedemdziesiąt cztery. Za to złoto można by nakarmić głodnych i odbudować tysiąc septów.
– Więc to złota pragniesz? – zapytała królowa. – Czy raczej odwołania od staroświeckich praw Maegora?
Wielki Septon zastanawiał się przez chwilę.
– Jak sobie życzysz. Zgodzimy się umorzyć dług i pobłogosławić króla Tommena. Zaprowadzą mnie do niego Synowie Wojownika, zbrojni w chwałę swej Wiary, a tymczasem moje wróble pójdą bronić cichych i skromnych, jako odrodzeni Bracia Ubodzy z dawnych lat.
Te zakony wywodziły się z czasów sprzed podboju Aegona. Synowie Wojownika byli rycerzami, którzy oddali swe ziemie i złoto, a potem poprzysięgli służbę Jego Wielkiej Świątobliwości. Bracia Ubodzy... byli skromniejsi, chociaż nieporównanie liczniejsi. To byli swego rodzaju bracia żebrzący, ale zamiast miseczek nosili topory. Wędrowali traktami, eskortując wędrowców od septu do septu i od miasta do miasta. Ich godłem była siedmioramienna gwiazda, czerwona na białym tle. Dlatego prostaczkowie zwali ich Gwiazdami. Synowie Wojownika nosili tęczowe płaszcze oraz inkrustowane srebrem zbroje nakładane na włosiennice. W gałki mieczy wprawiali kryształy w kształcie gwiazdy. Zwano ich Mieczami. Święci mężowie, asceci, fanatycy, czarnoksiężnicy, smokobójcy, łowcy demonów... krążyło o nich wiele opowieści, wszystkie jednak zgadzają się co do tego, że byli nieprzejednani w swej nienawiści do wszelkich wrogów Świętej Wiary.
– Każę przygotować dokumenty, a Jego Miłość podpisze je i zaopatrzy w królewską pieczęć. – Jeśli w królowaniu było coś, co Tommen naprawdę lubił, z pewnością była to zabawa z pieczęcią.
– Niech Siedmiu chroni Jego Miłość. Oby jego panowanie trwało długo. – Wielki Wróbel złożył dłonie w piramidkę i wzniósł wzrok ku niebu. – A niegodziwcy niechaj drżą!
Słyszysz to, lordzie Stannisie? Cersei nie mogła powstrzymać uśmiechu. Nawet jej pan ojciec nie sprawiłby się lepiej. Za jednym zamachem uwolniła Królewską Przystań od plagi wróbli, zdobyła błogosławieństwo dla Tommena i zmniejszyła zadłużenie korony o prawie milion smoków.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro