Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 17

Śnił jej się dobrze znany sen o dwóch dziewczynkach w brązowych płaszczach, starej babie o obwisłej skórze na szyi i namiocie, w którym pachniało śmiercią.

W namiocie staruchy było ciemno. Jego szczyt był wysoki i spiczasty. Cersei nie chciała tam wchodzić, to cud, że przyszła aż tutaj, ale Melara na nią patrzyła i nie mogła się cofnąć. Melara Hetherspoon była śmielsza, starsza, a także ładniejsza, choć piegowata. Obie wstały z łóżek, owinęły się w płaszcze z samodziału, postawiły kaptury i przemknęły się przez grunty turniejowe, by odwiedzić czarodziejkę. Melara słyszała, jak dziewki służebne szeptały między sobą, że potrafi ona rzucić klątwę, sprawić, że ktoś się zakocha, przywoływać demony i przepowiadać przyszłość.

W rzeczywistości dziewczęta były podekscytowane i zdyszane, szeptały po drodze, podniecenie zmagało się w nich ze strachem. We śnie wyglądało to inaczej. Namioty spowijał cień, a rycerze i służący, których mijały, byli utkani z mgły. Błądziły przez długi czas, nim wreszcie znalazły namiot staruchy. Cersei patrzyła na dziewczęta, które skupiły się ciasno, szepcząc coś do siebie. "Wracajcie" – chciała im powiedzieć. "Nie idźcie tam. Nic tam dla was nie ma". Choć poruszała ustami, nie wydostały się z nich jednak żadne słowa.

Córka lorda Tywina pierwsza odchyliła połę i weszła do środka. Melara podążała tuż za nią.

W namiocie pełno było zapachów. Cynamon i gałka muszkatołowa. Czarny i biały pieprz, czerwona papryka. Mleczko migdałowe i cebula. Goździki, palczatka cytrynowa i cenny szafran, a także jeszcze rzadsze, egzotyczne przyprawy. Jedynym źródłem światła był tu niewielki piecyk. W jego słabym, zielonym blasku ściany namiotu wydawały się zimne, martwe i zgniłe. Czy w rzeczywistości też tak to wyglądało? Cersei nie potrafiła sobie przypomnieć.

We śnie czarodziejka spała, tak jak kiedyś w rzeczywistości. "Zostawcie ją!" – chciała zawołać królowa. "Wy małe idiotki, nigdy nie budźcie śpiącej czarodziejki". Nie miała jednak języka i mogła tylko przypatrywać się bezradnie, jak pierwsza z dziewcząt zrzuciła płaszcz i szturchnęła dłonią czarownicę.

Kiedy Maggy Żaba otworzyła oczy, Melara pisnęła ze strachu.

– Wynoście się – nakazała dziewczynkom ochrypłym szeptem. – Wynoście się, ale już – wychrypiała.

"Posłuchajcie jej" – krzyknęłaby królowa, gdyby miała język. "Jeszcze możecie uciec. Zwiewajcie stąd, małe idiotki".

– Powiadają, że jesteś wiedźmą, która potrafi zajrzeć w przyszłość – odezwała się młoda Cersei. – Przyszłyśmy po wróżbę. Chcę znać swoją.

– Każdy, kto tego pragnie, potem żałuje – ostrzegła Maggy.

– Znajdujesz się na ziemiach mojego pana ojca. Na moich ziemiach. – Dziewczyna o złotych lokach wsparła dłonie na biodrach. – Zdradź nam przyszłość, albo powiem mu o wszystkim, a on każe cię wychłostać za bezczelność.

– Są tutaj takie, które nie mają przyszłości – mruknęła Maggy straszliwym, niskim głosem. Zarzuciła sobie szatę na ramiona i skinęła na dziewczynki, nakazując im podejść bliżej. – Chodźcie, jeśli nie chcecie odejść, głupie. Muszę skosztować waszej krwi.

Melara pobladła, ale Cersei nawet nie drgnęła. Lwica nie boi się żaby, choćby nie wiadomo jak starej i brzydkiej. Powinna była odejść, powinna była jej posłuchać, powinna była uciec. Ale ona wzięła sztylet, który podała jej Maggy, i przesunęła krzywe, żelazne ostrze po opuszce kciuka.

W ciemnym, zielonym namiocie krew wydawała się raczej czarna niż czerwona. Kiedy Cersei podała rękę Maggy, wyssała krew. Królowa do dzisiaj pamiętała, jak niezwykłe i miękkie były jej usta.

– Możesz zadać trzy pytania – oznajmiła starucha. – Nie spodobają ci się odpowiedzi. Pytaj, albo znikajcie stąd. – Dziewczynka miała jednak za mało rozsądku, żeby się bać.

– Obiecano mnie księciu. Kiedy się pobierzemy? – zapytała.

– Nie poślubisz księcia, ale króla.

Zdziwiona dziewczynka zmarszczyła czoło. Przez długie lata uważała, że te słowa znaczyły, iż poślubi Rhaegara dopiero po śmierci jego ojca, Aerysa.

– Ale będę królową?

– Tak. – W oczach Maggy pojawił się błysk złośliwości. – Będziesz... dopóki nie nadejdzie inna, młodsza i piękniejsza, która cię obali i odbierze ci wszystko, co dla ciebie drogie.

– Czy król da mi dzieci? – zapytała.

– Och, nie. On spłodzi szesnaścioro, ty urodzisz troje. – Cersei nie widziała w tym sensu. Czuła w skaleczonym kciuku pulsujący ból, a jej krew skapywała na dywan. Jednakże starucha jeszcze z nią nie skończyła. – Złote będą ich korony i złote całuny – rzekła. – A kiedy już utoniesz we łzach, valonqar zaciśnie dłonie na twym gardle i wyciśnie z ciebie życie.

Na stoliku, obok jej łokcia, stał słoiczek z jakimś gęstym specyfikiem. Cersei złapała go i cisnęła nim w staruchę. W rzeczywistości Maggy wrzasnęła na nie w jakimś dziwacznym, cudzoziemskim języku i przeklęła je, gdy uciekały z namiotu. Jednakże we śnie twarz staruchy rozpłynęła się w smugi szarej mgły, aż wreszcie została tylko para przymrużonych, żółtych oczu, które wyglądały jak ślepia śmierci.

"Valonqar zaciśnie dłonie na twym gardle" – usłyszała królowa, ale nie był to głos staruchy. Z mgły wyłoniły się ręce, które następnie owinęły się wokół jej szyi. Były grube i silne. Nad nimi unosiła się jego twarz. Jego oczy łypały na nią szyderczo. "Nie!" – próbowała krzyknąć Cersei, ale palce karła wbiły się głęboko w jej szyję, zduszając wszelkie sprzeciwy. Wierzgała i wzywała pomocy, lecz nic to nie dało. Wkrótce z gardła kobiety wydostał się ten sam dźwięk, który wydał z siebie jej syn, straszliwy, cienki odgłos wciąganego rozpaczliwie w płuca powietrza, który towarzyszył ostatniemu oddechowi w życiu Joffa.

Obudziła się, dysząc w ciemności. Wokół jej szyi owijał się koc. Cersei zerwała go z siebie gwałtownie, a potem usiadła na łóżku. Jej piersi falowały gwałtownie. To był sen – powiedziała sobie. Tylko stary sen i splątany koc, nic więcej.

Wydawało się, że minęły wieki, nim wreszcie wielki maester Pycelle, po którego posłała, wszedł do komnaty, szurając nogami. Stanął przed królową z pochyloną głową, mrugając opadającymi powiekami. Wyraźnie starał się powstrzymać ziewanie. Wydawało się, że ciężar długiego łańcucha maestera wiszącego na jego szyi ciągnie go ku podłodze. Pycelle był stary, odkąd Cersei sięgała pamięcią, ale były czasy, gdy prezentował się wspaniale: bogato odziany, pełen godności i nienagannie uprzejmy. Długa, biała broda nadawała mu wygląd mędrca. Jednak Tyrion kazał ściąć tę brodę, a to, co wyrosło w jej miejsce, wyglądało żałośnie. 

– Potrzebny mi eliksir. Coś, co pomoże mi spać.

– Kielich wina przed snem często...

– Piję wino, ty bezmózgi kretynie. Potrzebuję czegoś mocniejszego. Czegoś, co nie pozwoli mi śnić.

– Wa... Wasza Miłość nie chce śnić?

– Co przed chwilą powiedziałam? Przyrządzisz mi taki eliksir czy muszę rozkazać Qyburnowi, żeby znowu naprawił skutki twej nieudolności?

– Nie. Nie ma potrzeby zwracać się do tego... do Qyburna. Spanie bez snów. Dostaniesz taki eliksir.

– Świetnie. Możesz odejść. – Gdy jednak Pycelle zwrócił się ku drzwiom, zawołała go znowu. – Jeszcze jedno. Jak brzmią nauki Cytadeli w sprawie przepowiedni? Czy można przepowiedzieć przyszłość?

Staruszek zawahał się. Pomacał pomarszczoną dłonią pierś, jakby chciał pogłaskać brodę, której tam nie było.

– Czy można przepowiedzieć przyszłość? – powtórzył powoli. – Być może. W starych księgach są pewne zaklęcia... jednak Wasza Miłość powinna raczej zapytać, czy powinno się ją przepowiadać. Na to odpowiedziałbym "Nie". Pewne drzwi powinny pozostać zamknięte.

– Pamiętaj zamknąć moje, gdy będziesz wychodził.

Powinna była odgadnąć, że jego odpowiedź okaże się równie bezużyteczna jak on sam.

Rankiem zjadła śniadanie z Tommenem. Smażone jajka, podsmażany chleb, boczek oraz parę malinowych pomarańczy, świeżo przybyłych na statku z Dorne. Jej synowi towarzyszyły trzy czarne kotki, które podarowała mu mała królowa. Z początku jej się to nie spodobało. Nieudolne uwodzicielskie zabiegi Margaery były tak łatwe do przejrzenia, że aż śmieszne. Jest za młody na pocałunki, więc daje mu kocięta. Gdy jednak Cersei patrzyła jak bawią się u jego nóg, poczuła się trochę lepiej, choć wolałaby żeby nie były czarne. Czarne koty przynosiły pecha.

Dopóki żyję, Tommenowi nie stanie się nic złego – pomyślała. Jeśli będzie trzeba, zabiję połowę lordów w Westeros i wszystkich prostaczków, żeby zapewnić mu bezpieczeństwo.

Potem wysłała po Qyburna.

– Ostatniej nocy miałam straszliwy sen – powiedziała, stojąc przy oknie z pucharem wina w dłoni. – To był sen o czarownicy, którą odwiedziłam w dzieciństwie.

– Leśnej wiedźmy? – przerwał jej Qyburn. – One są z reguły nieszkodliwe. Znają się trochę na ziołach i na położnictwie, ale poza tym...

– Ona była kimś więcej. Połowa Lannisportu chodziła do niej po amulety i eliksiry. Była matką pomniejszego lorda, bogatego kupca, który otrzymał tytuł od mojego dziadka. Ojciec tego lorda znalazł ją gdzieś na wschodzie podczas wyprawy handlowej. Niektórzy powiadali, że rzuciła na niego czar, choć zapewne wystarczył ten czar, który miała między nogami. Ponoć nie zawsze była paskudna. Nie pamiętam, jak się nazywała. To było jakieś wschodnie imię, długie i dziwaczne. Prostaczkowie mówili na nią Maggy.

– Maegi?

– Czy tak to się wymawia? Przepowiadała przyszłość po wyssaniu krwi z palca.

– Magia krwi jest najmroczniejszą postacią czarów. Niektórzy powiadają, że również najpotężniejszą. – Cersei nie przypadła do gustu ta odpowiedź.

– Ta maegi wygłosiła pewne proroctwa. Z początku się z nich śmiałam, ale... przewidziała śmierć jednej z moich dziewcząt do towarzystwa. W chwili gdy usłyszałyśmy przepowiednię, dziewczyna miała jedenaście lat, była zupełnie zdrowa i żyła bezpiecznie na Skale, ale wkrótce potem wpadła do studni i utopiła się.

Melara błagała ją, żeby nigdy nie wspominała o tym, co usłyszały owej nocy w namiocie maegi. "Jeśli nie będziemy o tym mówiły, wkrótce o wszystkim zapomnimy. To będzie tylko zły sen" – mówiła. "Złe sny nigdy się nie sprawdzają". Obie były wówczas tak młode, że te słowa wydawały się im niemal mądre.

– Czy nadal żal ci przyjaciółki? – zapytał Qyburn. – Czy to cię kłopocze, Wasza Miłość?

– Melary? Nie. Rzecz w tym... maegi wiedziała, ile dzieci będę miała. Wiedziała też o bękartach Roberta, na wiele lat przed tym, nim spłodził pierwszego z nich. Zapowiedziała, że będę królową, ale przepowiedziała też, że nadejdzie inna królowa... Powiedziała "młodsza i piękniejsza"... inna królowa, która odbierze mi wszystko, co kocham.

– I pragniesz udaremnić tę przepowiednię?

Bardziej niż czegokolwiek – pomyślała.

– A czy to możliwe?

– Och, tak. Nigdy w to nie wątp.

– A jak to zrobić?

– Sądzę, że Wasza Miłość wie.

Wiedziała. Wiedziałam od samego początku.

~ • ~

Cersei siedziała w swej samotni w Warowni Maegora, wpatrzona w okno, z pucharem wina pod ręką, po którego krawędzi od niechcenia wodziła palcem. Gdy Jaime wszedł do środka, uświadomił sobie, że królowa jest wstawiona. Cersei zawsze teraz miała pod ręką dzbanek wina, choć kiedyś pogardzała Robertem Baratheonem, zwąc go pijakiem. Jaimemu to się nie podobało, lecz ostatnio nie był zadowolony z niczego, co robiła jego siostra. Odchrząknął.

– Wasza Miłość, czy moglibyśmy porozmawiać w cztery oczy? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, kontynuował: – Najpierw ci Kettleblackowie, potem Qyburn... Otaczasz się dziwną menażerią, słodka siostro. Słyszałem, że chcesz zrobić go Ręką Króla. Bogowie, bądźcie łaskawi, Cersei, on służył w kompanii Vargo Hoata! Cytadela pozbawiła go łańcucha! Zastanawiam się, czy jesteś pijana czy po prostu głupia.

– Pilnuj swojego języka, albo...

– Albo co? Wyślesz mnie na kolejny obchód murów? Twoje cholerne mury są w porządku. Sprawdziłem każdy ich cal i przyjrzałem się też wszystkim siedmiu bramom. Zawiasy w Żelaznej Bramie zardzewiały, a Królewską i Błotnistą trzeba zastąpić nowymi, bo tarany Stannisa paskudnie je poobijały. Mury są równie silne jak zawsze.

– Qyburn jest dla mnie nadzwyczaj użyteczny. Jest też lojalny, a to więcej, niż mogę powiedzieć o własnej rodzinie.

– Nasz stryj zauważył twoją nieobecność, gdy żegnano naszego pana ojca.

– Nie obchodzi mnie, co zauważył.

– A powinno. Mógłby być dla ciebie użyteczny. Jeśli nie pod Riverrun albo w Skale, to na północy, podczas wojny ze Stannisem. Ojciec zawsze polegał na Kevanie, gdy...

– Naszym namiestnikiem północy jest Roose Bolton. On sobie poradzi ze Stannisem.

– Lord Bolton jest uwięziony na południe od Przesmyku. W Fosie Cailin siedzą żelaźni ludzie, którzy zagradzają mu drogę na północ.

– To już nie potrwa długo. Bękarci syn Boltona wkrótce usunie tę drobną przeszkodę. Siły lorda Boltona wzmocnią dwa tysiące Freyów pod dowództwem synów lorda Waldera, Hosteena i Aenysa. To powinno z nawiązką wystarczyć, żeby rozprawić się ze Stannisem i kilkoma tysiącami jego złamanych.

– Ser Kevan...

– ...będzie miał pod dostatkiem roboty w Darry.

– Potrzebujesz silnego namiestnika, żeby ci pomógł.

– To słabi władcy potrzebują silnych namiestników, tak jak Aerys potrzebował naszego ojca. Silnemu władcy wystarczy pilny sługa, który będzie wykonywał jego rozkazy. Qyburn nadawałby się w sam raz. Nie byłby pierwszy maesterem, któremu powierzono godność królewskiego namiestnika. Nie chcę w mojej radzie żadnego sługusa lorda Tyrella.

– Chciałaś powiedzieć w radzie Tommena. To on włada królestwem.

– Ja władam królestwem. To ja sprawuję rządy, dopóki mój syn nie osiągnie wieku męskiego.

To prawda, niech nas Siedmiu ma w swojej opiece. Jego siostra chętnie się uważała za Tywina z cyckami, ale była w błędzie. Ich ojciec był nieustępliwy i nieubłagany niczym lodowiec, a ona była czystym dzikim ogniem, zwłaszcza gdy coś pokrzyżowało jej plany. Kiedy się dowiedziała, że Stannis opuścił Smoczą Skałę, ucieszyła się jak mała dziewczynka. Była przekonana, że dał w końcu za wygraną i pożeglował na wygnanie. Gdy zaś z północy nadeszły wieści, że pojawił się na Murze, wpadła w przerażającą furię. Nie jest głupia, ale brakuje jej zdrowego rozsądku i cierpliwości.

Jaime znał ten wyraz oczu siostry, który zobaczył, gdy na niego spojrzała. Widywał go już niejednokrotnie.

– Zaczynasz mówić jak Aerys.

Spoliczkowała go. Jaime uniósł rękę, by się osłonić, szybko jak kot... ale ten kot miał kikut zamiast prawej dłoni. Jej palce zostawiły czerwony ślad na jego policzku.

– Uważaj na słowa, ser.

– Cersei, posłuchaj, co mówisz. Widzisz karłów w każdym cieniu i robisz wrogów z przyjaciół. Stryj Kevan nie jest twoim wrogiem. Ja nie jestem twoim wrogiem.

Wykrzywiła twarz w grymasie furii.

– Błagałam cię o pomoc. Padłam przed tobą na kolana, a ty mi odmówiłeś.

– Moje śluby...

– ...nie powstrzymały cię przed zabiciem Aerysa. Słowa to tylko wiatr. Mogłeś mieć mnie, ale wybrałeś płaszcz. Gdy będę chciała usłyszeć twoją radę, poproszę o nią. Wynoś się.

– Siostro...

– Powiedziałam, wynoś się. Niedobrze mi się robi od patrzenia na ciebie. – Chlusnęła mu w twarz resztką wina z kielicha. Chybiła, ale Jaime pojął aluzję. Odwróciła się do niego plecami i słuchała, jak wychodzi, przytrzymując drzwi pozłacaną dłonią.

Miała już dosyć tego, że brat ciągle się jej sprzeciwiał. Gdy Tywin Lannister coś powiedział, ludzie go słuchali. A gdy Cersei zabierała głos, uważali, że mogą swobodnie jej doradzać, zaprzeczać jej słowom, a nawet jej odmawiać. Wszystko dlatego, że jestem kobietą – pomyślała. Dlatego nie mogę z nimi walczyć mieczem. Nawet Robertowi okazywali więcej szacunku niż mnie, mimo że był tylko durnym pijaczyną. Nie będzie tego znosiła, a już zwłaszcza od Jaime'a. Muszę się go pozbyć, i to jak najszybciej. Kiedyś marzyła, że będą razem władać Siedmioma Królestwami, ale Jaime stał się raczej zawadą niż pomocą.

~ • ~

– Wasza Miłość wzywała – odezwał się Jaime, wchodząc do komnat siostry, ale Cersei ledwie obrzuciła go spojrzeniem.

– Miałam nadzieję, że w końcu znudzi ci się ta broda. Z tymi kłakami wyglądasz jak Robert.

– Robert miał czarną brodę. Moja jest złota.

– Złota? Czy srebrna? – Cersei wyrwała mu włos spod podbródka i uniosła go do oczu. Był siwy. – Kolor z ciebie odpływa, bracie. Stałeś się cieniem tego, kim byłeś niegdyś, kaleką, zawsze odzianym w biel. – Odrzuciła włos na bok. – Wolałam, kiedy nosiłeś czerwień i złoto.

A ja wolałem, kiedy byłaś spowita w promienie słońca, a na twojej skórze perliły się kropelki wody. Pragnął ją pocałować, zanieść do sypialni, rzucić na łoże... Pierdoliła się z Lancelem, Osmundem Kettleblackiem, a całkiem możliwe, że również z Księżycowym Chłopcem...

– Wiem, po co po mnie posłałaś. Tommen przybija pieczęć na każdym papierze, który mu podsuniesz. To twoja robota i to także szaleństwo.

Cersei siedziała przy oknie, popijając grzane wino z korzeniami, ale na dźwięk tych słów gniewnie zmarszczyła brwi. Jaimemu zdawało się przez chwilę, że go spoliczkuje, nie zrobiła tego jednak.

– Chcesz się ze mną targować? Czy muszę ci przypominać, że przysięgałeś posłuszeństwo?

– Przysięgałem bronić króla. Moje miejsce jest u jego boku.

– Twoje miejsce jest tam, gdzie wyśle cię król.

– Nie. Nie mogę tego zrobić. Nie chcę. Przysięgałem lady Stark, że nigdy już nie wyruszę w pole przeciwko Starkom albo Tullym. Jak mam bronić Tommena, jeśli nie będę przy nim?

– Pokonując jego wrogów. Ojciec zawsze powtarzał, że szybkie uderzenie miecza jest lepszą bronią niż jakakolwiek tarcza. Co prawda, żeby uderzyć mieczem, trzeba mieć rękę, ale nawet kaleki lew wzbudza strach. Chcę dostać Riverrun. Chcę, żeby Brynden Tully zginął lub znalazł się w łańcuchach. Ktoś musi też zaprowadzić porządek w Harrenhal. Skąd te opory, ser? Czyżbyś razem z ręką utracił odwagę? Chciałeś pola bitwy, postarałam się więc, abyś je dostał.

– W Harrenhal stacjonują ludzie Gregora – przypomniał Jaime.

– Dlatego właśnie cię tam wysyłam. – Cersei poprawiła spódnicę.

Jaime poczuł, że narasta w nim wściekłość. Ostatnio na sam widok siostry ogarniał go gniew.

– Och, rozgniewany kaleka. Jakie to straszne – zadrwiła Cersei, uśmiechając się złośliwie ponad kielichem wina. Nie podeszła do niego. Nigdy do mnie nie przychodziła. Czekała, aż ja przyjdę do niej. Ulega mi, ale muszę ją o to prosić.

– Pokonałem tysiące mil, by do ciebie wrócić, i straciłem po drodze najlepszą część siebie. Nie każ mi odchodzić.

– Lepiej już idź, ser. Drzwi znajdziesz za sobą.

Jaime odwrócił się na pięcie i wyszedł. Gdzieś na górze z pewnością słychać było śmiech bogów. Cersei nigdy nie lubiła, gdy jej się sprzeciwiano.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro