Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 13

Cersei otaczali żałobnicy, chmarą gęstą jak muchy, ochoczo zasypując królową bezużytecznymi kondolencjami. Kiedy wracała z Tommenem przejściem między ławami, wydawało jej się, że słyszy, jak ktoś mruknął: "w wychodku" i zachichotał, gdy jednak odwróciła się, żeby zobaczyć, kto to był, patrzyło na nią morze poważnych twarzy. Gdyby żył, nigdy nie odważyliby się z niego żartować. Obaj bliźniacy Redwyn'owie ucałowali jej dłoń, a ich ojciec cmoknął ją w policzek. Piromanta Hallyne obiecał, że wieczorem, gdy kości jej ojca wyruszą na zachód, na niebie nad miastem pojawi się płonąca ręka, symbol urzędu namiestnika. Lord Gyles poinformował ją, że wynajął mistrza kamieniarskiego. Miał on wykuć posąg lorda Tywina, który będzie pełnił wiekuistą straż przy Lwiej Bramie.

Gdy tylko udało jej się uciec od tych głupców, zauważyła, że Tommen wpadł w szpony Margaery i jej babki, przygotowała się wobec tego na spotkanie z zastępem Tyrellów. Margaery objęła ją jak siostra. Królowa uznała to za zarozumiałość, ale to nie było miejsce na czynienie jej wyrzutów. Królowa Margaery – powtórzyła w myślach Cersei; wdowa po Joffie i przyszła żona Tommena. Powiadano, że była dwukrotnie zamężna i pozostałą dziewicą, ale Cersei była skłonna w to wątpić. Jej kuzynki zadowoliły się ucałowaniem palców Jej Miłości. Były z nią i teraz, w liczbie prawie tuzina.

Potem zaatakował ją lord Wysogrodu.

Mace Tyrell był najwyżej dziesięć lat starszy od Cersei, ale zawsze uważała go za kogoś z pokolenia lorda Tywina, nie własnego. Nie był tak wysoki jak jej ojciec, ale znacznie od niego masywniejszy, miał szeroką pierś i jeszcze większy brzuch. Włosy miał brązowe, ale w brodzie pojawiły się już plamki siwizny i bieli. Twarz często mu czerwieniała.

– Lord Tywin był wielkim człowiekiem, niezwykłym człowiekiem – oznajmił z namaszczeniem, ucałowawszy jej dłonie. – Twój ojciec zawsze był siłą, z którą należało się liczyć. Ta zbrodnia nami wstrząsnęła. Obawiam się, że nigdy już nie zobaczymy takiego jak on.

Masz drugą taką jak on przed sobą, głupcze – pomyślała Cersei. Rozmawiasz z jego córką. Potrzebowała jednak Tyrellów i potęgi Wysogrodu, żeby utrzymać Tommena na tronie.

– Będzie go nam bardzo brakowało – powiedziała więc tylko. Bez względu na wszystkie swe starania, gdy tylko wyobrażała sobie twarz lorda Tywina, widziała na niej głupi uśmieszek i czuła ohydny smród rozkładającego się trupa.

Tyrell położył dłoń na jej ramieniu.

– Nie ulega wątpliwości, że nikt spośród żywych nie jest godzien tego, by przywdziać zbroję lorda Tywina. Ale królestwo żyje i ktoś musi nim władać. Jeśli mogę ci w jakiś sposób pomóc w tej mrocznej godzinie, wystarczy, że mnie o to poprosisz, Wasza Miłość.

Jeśli chcesz zostać królewskim namiestnikiem, wasza lordowska mość, musisz się zdobyć na odwagę, by poprosić o to otwarcie. Królowa uśmiechnęła się. Niech wyczyta z tego uśmiechu, co chce.

Królowa uratowała syna z rąk Margaery i jej kuzynek, a potem ruszyła ku drzwiom, natykając się na kuzyna. Lancel wyglądał jak żywy obraz człowieka z jedną nogą w grobie. Choć miał dopiero siedemnaście lat, można go było wziąć za siedemdziesięciolatka. Miał poszarzałą, wychudłą twarz, zapadnięte policzki i podkrążone, pociemniałe oczy. Włosy, wcześniej sięgające linii szczęki i nadające mu wygląd łagodnego pazia, zostały ścięte przy samej skórze głowy. Jedwabie zamienił na szatę z samodziału.

– Wasza Miłość. – Głos jej kuzyna był słaby. Cersei przez chwilę gapiła się na niego.

– Nie poznałam cię, Lancelu – wykrztusiła w końcu. – Widzę, że czujesz się już znacznie lepiej. Cieszę się. Co mogę dla ciebie zrobić?

– Wybaczyć. – Przez wyniszczoną twarz młodego rycerza przebiegł wyraz przygnębienia. – Powiodłem cię w ciemność. To przeze mnie uległaś sprzecznej z naturą pokusie. Przypomnij też sobie króla... polowanie na dzika... i wino... – Cersei uśmiechnęła się.

– Nie wiem o czym mówisz.

Lancel skinął głową z wyraźnie smutną miną. Sięgnął po jej rękę.

– To okrucieństwo, Cersei. Wasza Miłość wie, że kocham...

– Ród Lannisterów – dokończyła za niego. – Nikt w to nie wątpi, Lancelu.

– Gdy wydawało się, że mogę umrzeć, ojciec przyprowadził Wielkiego Septona, żeby się za mnie pomodlił. To dobry człowiek. – Oczy jej kuzyna były załzawione i błyszczące. – W blasku Siedmiu odnalazłem spokój. Matka oszczędziła mnie w jakimś świętym celu, bym mógł odpokutować swe grzechy.

Cersei zastanawiała się, jak zamierza odpokutować to, co z nią robił. Popełniłam błąd, pasując go na rycerza, a jeszcze większy, biorąc go do łoża. Lancel był słabą trzciną, a jego nowa pobożność w najmniejszym stopniu nie podobała się Cersei. Co ten płaczliwy dureń powiedział Wielkiemu Septonowi? I co jeszcze powie? Jeśli wyzna, że z nią spał, no cóż, z tym łatwo sobie poradzi. Mężczyźni zawsze kłamali, mówiąc o kobietach. Będzie to mogła wytłumaczyć jako przechwałki niedorostka oczarowanego jej urodą. Ale jeśli wyśpiewa wszystko o Robercie i wzmocnionym winie...

– Najlepszą pokutą jest modlitwa. Bezgłośna – oznajmiła mu Cersei i zostawiła go, by mógł rozważyć te słowa.

~ • ~

Lord Tywin Lannister wjechał do miasta na grzbiecie ogiera. Jego pokryta karmazynową emalią zbroja błyszczała, wysadzana klejnotami i inkrustowana złotem. Opuszczał je w wysokim wozie nakrytym karmazynowymi chorągwiami, a jego kości strzegło sześć milczących sióstr. Orszak pogrzebowy opuścił Królewską Przystań przez Bramę Bogów, która była szersza i wspanialsza od Lwiej Bramy, Jaime uważał jednak, że to nie była właściwa decyzja. Jego ojciec był lwem, nikt nie mógł temu zaprzeczyć, ale nawet lord Tywin nigdy nie twierdził, że jest bogiem.

Wóz otaczała straż honorowa złożona z pięćdziesięciu rycerzy. Na ich kopiach powiewały karmazynowe proporce. Tuż za nimi podążali lordowie z zachodu. Ich chorągwie łopotały głośno na wietrze, a konie tańczyły nerwowo. Zmierzając kłusem ku przodowi kolumny, Jaime mijał dziki, borsuki i chrząszcze, zieloną strzałę i czerwonego wołu, skrzyżowane halabardy i skrzyżowane włócznie, drzewnego kota, a także cztery słońca na czterodzielnej tarczy.

Lordowie nosili wamsy w kolorach własnych rodów, a na napierśnikach widniały ich własne herby, ale wszyscy włożyli na wierzch płaszcze z karmazynowego jedwabiu, by uhonorować człowieka, którego odprowadzali do domu. Za lordami podążało stu kuszników i trzystu zbrojnych. Oni również mieli na plecach karmazynowe płaszcze. W swym białym płaszczu i białej zbroi łuskowej Jaime czuł się nie na miejscu w tej rzece czerwieni.

Stryj też nie ułatwił mu zadania.

– Lordzie dowódco – przywitał go ser Kevan, gdy Jaime podjechał na czoło kolumny. – Czy Jej Miłość ma dla mnie jakiś ostatni rozkaz?

– Nie przyjechałem tu w imieniu Cersei. Chciałem się pożegnać. Był moim ojcem.

– Jej również. – Jaime nie odpowiedział na uwagę stryja. Nie przyjechał tu, by się z nim kłócić.

– Ser – rzekł tylko – musisz zawrzeć pokój z Cersei.

– A toczymy wojnę? Nikt mi o ty nie powiedział. – Jaime zignorował te słowa.

– Spory między Lannisterami pomagają tylko wrogom naszego rodu.

– Jeśli jest między nami jakiś spór, to nie z mojej winy. Cersei pragnie rządzić. Proszę bardzo. Królestwo należy do niej. Proszę tylko, by zostawiła mnie w spokoju. Moje miejsce jest w Darry; trzeba odbudować zamek, znowu uczynić go silnym, zapewnić ochronę jego ziemiom, a leżące odłogiem grunty zaorać i obsiać. Twoja siostra nie dała mi nic innego do roboty, więc równie dobrze mogę ożenić Lancela. Najwyższy czas wybić mu z głowy te bzdury o Siedmiu.

Na myśl o Lancelu Jaime poczuł mrowienie w brakujących palcach. Pierdoliła się z Lancelem, Osmundem Kettleblackiem, a całkiem możliwe, że również z Księżycowym Chłopcem... Nie potrafił już zliczyć, ile razy próbował się rozmówić z Lancelem, ale nigdy nie udawało mu się złapać go samego. Zawsze towarzyszył mu ojciec albo jakiś septon. Może i jest synem Kevana, ale ma w żyłach mleko. Tyrion mnie okłamał. Chciał mi dopiec i tyle.

Jaime zapomniał o kuzynie i z powrotem spojrzał na stryja.

– Jak długo zostaniesz w Darry?

– Może na pewien czas. Wygląda na to, że nad Tridentem grasuje Sandor Clegane. Twoja siostra pragnie dostać jego głowę. Niewykluczone, że przyłączył się do Dondarriona.

Jaime słyszał o tym, co wydarzyło się w Solankach. Słyszało już o tym pół królestwa. Ataki był niezwykle brutalne. Zgwałcone i okaleczone kobiety, dzieci zamordowane w ramionach matek, połowa miasta puszczona z dymem.

– W Stawie Dziewic jest Randyll Tarly. Niech on się policzy z banitami. Wolałbym cię widzieć pod Riverrun.

– Tam dowodzi ser Daven. Namiestnik zachodu. On mnie nie potrzebuje, w przeciwieństwie do Lancela.

– Skoro tak mówisz, stryju. – Jaime'owi huczało w głowie w rytmie tożsamym z rytmem bębna, który za ich plecami wygrywał powolny, miarowy, grobowy werbel. – Lepiej zabierz ze sobą swoich rycerzy.

Stryj obrzucił go chłodnym spojrzeniem.

– Czy to miała być groźba?

– Ostrzeżenie. Chciałem tylko... Bractwo bez Chorągwi to nie bezrozumni banici. Są niebezpieczni.

– Wieszałem już banitów i rycerzy rabusiów, kiedy ty jeszcze srałeś w powijaki. Nie zamierzam wyruszyć w pościg za Clegane'em i Dondarrionem w pojedynkę, jeśli tego się obawiasz, ser. Nie każdy Lannister jest żądnym chwały głupcem.

– Addam Marbrand mógłby się policzyć z tymi banitami równie skutecznie jak ty. Podobnie jak Swann, Blount, Oakheart, każdy z nich. Ale żaden z nich nie były dobrym królewskim namiestnikiem. Tommen potrzebuje twojej pomocy. Królestwo również.

– Królestwo... – Kevan pokiwał głową. – Zgoda. Zostanę i będę służył Jego Miłości. Pod warunkiem, że Cersei zrobi mnie nie tylko namiestnikiem, lecz również regentem, a sama wróci do Casterly Rock.

– Cersei jest regentką – przypomniał mu Jaime.

– Była. Tywin nie zamierzał pozwolić jej dłużej piastować tej funkcji. Planował odesłać ją na Skałę i znaleźć dla niej nowego męża. Jest teraz panią Casterly Rock. Jej miejsce jest tam. – Jaime poczuł, że narasta w nim gniew. Miał ochotę krzyknąć "Jak śmiesz?", powstrzymał się jednak.

– Król jest jej synem. Jej miejsce jest u boku syna.

– Wasz ojciec był innego zdania.

– Nasz ojciec nie żyje.

– Ku mojemu żalowi i na nieszczęście dla całego królestwa. Otwórz oczy i rozejrzyj się wokół, Jaime. Królestwo leży w ruinie. Tywin być może zdołałby wszystko naprawić, ale Cersei nie jest Tywinem. Twoja siostra zna moje warunki. Nie zmieniły się. Powiedz jej to, gdy następnym razem odwiedzisz jej sypialnię. – Ser Kevan wbił pięty w boki rumaka i pogalopował naprzód, kładąc kres rozmowie.

Jaime nie próbował go ścigać. Czul w brakującej dłoni nerwowe drżenie. Żywił dotąd płonną nadzieję, że Cersei źle zrozumiała słowa Kevana, nie ulegało jednak wątpliwości, że tak nie było. Wie o nas dwojgu. I o Tommenie oraz Myrcelli. A Cersei wie, że on wie. Ser Kevan był Lannisterem z Casterly Rock. Jaime nie potrafił uwierzyć, że jego siostra mogłaby go skrzywdzić, ale... Myliłem się co do Tyriona, czemu nie miałbym się mylić co do Cersei? Jeśli synowie zabijali ojców, cóż mogłoby powstrzymać bratanicę przed zleceniem zabójstwa stryja? Niewygodnego stryja, który wie za dużo.

Jego biały płaszcz załopotał na wietrze, gdy Jaime zawrócił konia. Przemknął obok wozu ze zwłokami swego pana ojca i pocwałował w stronę miasta.

~ • ~

Dwóch przeklętych głupców ze skórzanym workiem – pomyślała, gdy padli przed nią na kolana. Ich wygląd nie dawał jej wiele nadziei. Ale pewnie zawsze jest jakaś szansa. Dwóch brzydkich mężczyzn w podartych ubraniach. Jeden miał czyrak na karku, a żaden nie mył się co najmniej pół roku. Bawiła ją perspektywa przyznania takim jak oni tytułów lordowskich. Gdy ten stojący bliżej rozwiązał sznurki i włożył rękę do worka, komnatę wypełnił słodkawy zapach gnicia. Głowa, którą wyjął była już szarozielona, ale Cersei spojrzała na trofeum ze spokojem.

– To nie on – stwierdziła po chwili, cedząc słowa z wyraźną niechęcią. – Zabiliście niewłaściwego karła.

– Nieprawda – ośmielił się sprzeciwić drugi z mężczyzn. – To musi być on. Zobacz, to karzeł. Tylko trochę zgnił.

– Wyrósł mu też nowy nos – zauważyła Cersei. – Tyrionowi odcięto nos podczas bitwy. – Mężczyźni wymienili spojrzenia.

– Nikt nam o tym nie powiedział – stwierdził ten trzymający głowę w ręku. – Ten tutaj szedł sobie śmiało traktem, jak gdyby nigdy nic, taki brzydki karzeł... więc pomyśleliśmy sobie...

– Zmarnowaliście mój czas i zabiliście niewinnego człowieka. Powinnam kazać was za to ściąć. – Ale gdyby to zrobiła, następny kandydat na lorda mógłby się zawahać i pozwolić Tyrionowi wymknąć się z sieci, a do tego nie mogła dopuścić. – Ale nie chcę zniechęcać innych. Pomyłki są nieuniknione.

– Dziękujemy, Wasza Miłość – rzekł ten z czyrakiem. – Błagamy o wybaczenie.

– Mamy zabrać głowę? – zapytał ten, który ją trzymał.

– Jeśli Wasza Miłość pozwoli, ja ją zabiorę – odezwał się cichym głosem towarzyszący kobiecie Qyburn. – Może się przydać.

To była już trzecia głowa, którą jej przyniesiono. Ten przynajmniej był karłem. Poprzednia ofiara okazała się po prostu brzydkim dzieckiem.

– Kazałem swoim informatorom wszędzie węszyć za Krasnalem, Wasza Miłość – odezwał się znów Qyburn, gdy wieśniacy opuścili już komnatę. – W Starym Mieście, Gulltown, Dorne, nawet w Wolnych Miastach. Dokądkolwiek by umknął, moi szeptacze go odnajdą.

Qyburn był stary, ale w jego włosach wciąż więcej było popiołu niż śniegu, a bruzdy wokół ust, wywołane częstym uśmiechem, nadawały mu wygląd ukochanego dziadka jakiejś małej dziewczynki. Ale raczej obdartego dziadka. Rąbek jego szaty, rękawy i sztywny, wysoki kołnierz zdobiły złote spirale, ale sam kołnierz miał wystrzępiony, a jeden rękaw rozdarty i nieumiejętnie zszyty.

Nie miało to zresztą większego znaczenia. Cersei dostrzegła w nim talent, którego nigdy nie przejawiał Pycelle już wtedy, gdy Qyburn przybył do stolicy razem z eskortą Jaime'a z Harrenhal i nie zawahała się go wykorzystać, umieszczając w małej radzie Tommena jako starszego nas szeptaczami. Mojej radzie. Cersei wyrwała z korzeniami wszystkie róże i usunęła też ludzi, którzy coś zawdzięczali jej stryjowi bądź braciom, zastępując ich takimi, którzy będą wierni tylko jej.

– Zakładasz, że opuścił Królewską Przystań, a równie dobrze wciąż może ukrywać się w Czerwonej Twierdzy. – Cersei wykrzywiła twarz, nalewając sobie z karafki złotego arborskiego i podniosła kielich do ust, upijając łyk wina. – A co z tą drugą sprawą?

– Z ser Gregorem? – Qyburn wzruszył ramionami. – Zbadałem go, zgodnie z twoim rozkazem. Żmija zatruł włócznię jadem mantykory ze wschodu. Mógłbym na to postawić własne życie.

– Pycelle jest innego zdania. Powiedział mojemu panu ojcu, że jad mantykory zabija, gdy tylko dotrze do serca.

– To prawda. Ale ten jad w jakiś sposób zagęszczono, żeby przedłużyć agonię Góry. Umiera z jego powodu, ale powoli, cierpiąc przy tym straszliwie. Próbowałem złagodzić jego ból, lecz z równie kiepskim skutkiem jak Pycelle. Obawiam się, że ser Gregor jest za bardzo przyzwyczajony do maku. Jego giermek powiedział mi, że Górę często dręczą straszliwe bóle głowy i że wypija wtedy mnóstwo makowego mleka, jak mniej potężni ludzie piją ale. Tak czy inaczej, żyły poczerniały mu na całym ciele, mocz ma zanieczyszczony ropą, a w jego boku trucizna wyżarła dziurę wielkości mojej pięści. Prawdę mówiąc, cud, że jeszcze żyje.

– To przez jego rozmiary – zasugerowała królowa, marszcząc brwi. – Gregor jest bardzo potężnie zbudowanym człowiekiem. A także bardzo głupim. Najwyraźniej za głupim, żeby wiedzieć, kiedy powinien umrzeć. – Uniosła kielich do ust i upiła kolejny łyk trunku. – Tommen boi się jego krzyków. Nawet mnie czasem budzą w nocy. Uważam, że już najwyższy czas, byśmy wezwali Ilyna Payne'a.

– Wasza Miłość, może pozwoliłabyś mi przenieść ser Gregora do lochów? – zasugerował Qyburn. – Jego krzyki przestaną cię niepokoić, a ja będę mógł zająć się nim swobodniej.

– Zająć się nim? – powtórzyła ze śmiechem. – Niech to zrobi ser Ilyn.

– Jak Wasza Miłość sobie życzy – zgodził się Qyburn. – Ale ta trucizna... warto by było dowiedzieć się o niej czegoś więcej, nieprawdaż? Powiedzmy, że przyczyna jest... nie tak naturalna. Prostaczkowie mawiają, że aby wysłać rycerza, potrzeba rycerza, a żeby uśmiercić łucznika, łucznika. Natomiast w walce z czarną magią...

Nie dokończył myśli, a tylko uśmiechnął się do Cersei. Królowa zastanawiała się nad słowami Qyburna, próbując go ocenić.

– Dlaczego Cytadela odebrała ci łańcuch?

– Wszyscy arcymaesterzy są w głębi duszy tchórzami. Marwyn nazywa ich szarymi owcami. Byłem tak samo dobrym uzdrowicielem, jak inni, ale żeby wyleczyć chorobę trzeba ją zrozumieć. Żeby to zrobić, trzeba badać chorych. Ludzie z Cytadeli od stuleci otwierali ciała umarłych, żeby poznać naturę życia. Ja zapragnąłem poznać naturę śmierci i w tym celu otwierałem ciała żywych. Konających. Za tę zbrodnię szare owce skazały mnie na hańbę i wygnanie... ale dzięki temu zdobyłem wiedzę potrzebną, żeby leczyć innych.

– Naprawdę? – To ją zaintrygowało. – Zgoda. Góra należy do ciebie. Zrób z nim, co zechcesz, ale prowadź swoje badania wyłącznie w ciemnicy. A kiedy umrze, przynieś mi jego głowę. Mój ojciec obiecał ją Dornijczykom. Książę Doran z pewnością wolałby sam zabić ser Gregora, ale nikt z nas nie uniknie w życiu rozczarowań.

– Znakomicie, Wasza Miłość. – Qyburn odchrząknął. – Ja jednak nie dysponuję takimi środkami jak Pycelle. Będą mi potrzebne pewne...

– Polecę dać ci tyle złota, ile będziesz potrzebował. – Spojrzała mu prosto w oczy, zastanawiając się, do jakiego stopnia odważy się mu zaufać. – Czy muszę dodawać, że byłoby dla ciebie bardzo niedobrze, gdyby choć słowo o twoich... poczynaniach,,, wydostało się poza te mury?

– Nie musisz, Wasza Miłość. – Qyburn uśmiechnął się do niej uspokajająco. – Twoje tajemnice są u mnie bezpieczne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro