rozdział 25
Ostatni dzień ich podróży był zimny i wietrzny. Wicher stukał nagimi, brązowymi konarami drzew i poruszał trzciną nad brzegiem Czerwonych Wideł. Choć Jaime miał na sobie zimowy płaszcz Gwardii Królewskiej, czuł żelazne ukąszenia wichru. Było już późne popołudnie, gdy ujrzeli Riverrun wznoszące się na wąskim cyplu w miejscu, gdzie Kamienny Nurt łączył się z Czerwonymi Widłami.
Zamek Tullych wyglądał jak wielki kamienny okręt o dziobie zwróconym w dół rzeki. Jego mury z piaskowca, skąpane w czerwonozłotym blasku słońca, wydawały się wyższe i potężniejsze, niż pamiętał Jaime. Mężczyzna widział łuczników poruszających się za blankami na murach. Nad nimi powiewały chorągwie rodu Tullych ze srebrnym pstrągiem na polu w czerwononiebieskie pasy. Na najwyższej wieży powiewała jednak inna flaga, długi, biały sztandar z wilkorem Starków. Ten orzech niełatwo będzie rozłupać – pomyślał przygnębiony. Jeśli Blackfish nie zechce go wysłuchać, nie będzie miał innego wyboru, jak złamać przysięgę, którą złożył Catelyn Stark. Śluby złożone królowi były ważniejsze.
– Gdy po raz pierwszy ujrzałem Riverrun, byłem giermkiem zielonym jak letnia trawa – oznajmił Jaime jadącemu u jego boku Bronnowi. – Stary Sumner Crakehall rozkazał mi przekazać wiadomość. Przysięgał, że nie może powierzyć jej krukowi. Lord Hoster zatrzymał mnie na dwa tygodnie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Przy każdym posiłku musiałem siedzieć z jego córką Lysą.
– Nic dziwnego, że wdziałeś biel. Na twoim miejscu uczyniłbym to samo.
– Och, Lysa nie była jeszcze wówczas taka straszna.
Najbliższy bród prowadzący przez Czerwone Widły znajdował się w górę rzeki od zamku. Żeby dotrzeć do obozu ser Davena, kuzyna Jaime'a, namiestnika zachodu, musieli przejechać przez obozowisko Emmona Freya, a potem minąć namioty lordów dorzecza, którzy ugięli kolan i przyjęto ich z powrotem w obręb królewskiego pokoju. Jaime zauważył chorągwie Lychesterów i Vance'ów, Roote'ów i Goodbrooków, żołędzie rodu Smallfordów... ale to chorągwie, których nie zobaczył, skłoniły go do zastanowienia. Nigdzie nie było widać srebrnego orła Mallisterów, czerwonego konia Brackenów, wierzby Rygerów, ani splecionych ze sobą węży Paege'ów. Choć wszystkie te rody odnowiły hołd złożony Żelaznemu Tronowi, żaden z nich nie przyłączył się do oblężenia.
Nasi nowi przyjaciele nie są prawdziwymi przyjaciółmi. Ich wierność jest bardzo płytka. Riverrun trzeba było zdobyć jak najszybciej. Jeśli oblężenie będzie się przeciągało, doda to tylko odwagi krnąbrnym lordom.
Gdy dotarli do brodu, ser Kennos z Kayce zadął w róg Herrocka. To powinno wywabić Blackfisha na mury. Ser Hugo i ser Dermot przeszli pierwsi przez rzekę, rozpryskując błotnistą, czerwonobrązową wodę. Nad ich głowami powiewał biały sztandar Gwardii Królewskiej oraz chorągiew Tommena z jeleniem i lwem. Jaime podążał tuż za nimi, prowadząc resztę kolumny.
Obóz Lannisterów rozbrzmiewał dźwiękiem drewnianych młotków. Budowano nową wieżę oblężniczą. Dwie inne były już gotowe, w połowie pokrywały je niewyprawione końskie skóry. Między nimi stał taran – pień drzewa o utwardzonym nad ogniem końcu, zawieszony na łańcuchach pod drewnianym okapem. Widzę, że mój kuzynek nie tracił czasu.
– Panie, gdzie mamy rozbić namiot? – zapytał Peck.
– Tam, na wzgórzu. – Jaime wskazał na nie złotą ręką, która nie była zbyt dobrze przystosowana do tego zadania. – Bagaż zostawcie tam, a tam rozciągnijcie sznury do przywiązywania koni. Będziemy korzystać z latryn, które mój kuzynek tak uprzejmie kazał dla nas wykopać. Ser Addamie, zbadaj obwód obozu w poszukiwaniu słabych punktów.
– Jaime! – ryknął kudłaty mężczyzna w pozłacanej kolczudze i lisim futrze, zbliżający się do nich od serca lannisterskiego obozu.
Jaime zsunął się z siodła. Dzika broda i krzaczaste wąsy ser Davena przechodziły w gęste jak żywopłot bokobrody, a te z kolei w splątaną, złotą gęstwinę porastającą jego głowę. Czuprynę przygniótł mu nieco hełm, który właśnie zdjął. Gdzieś w środku tej masy włosów można było wypatrzyć perkaty nos oraz parę bystro spoglądających, orzechowych oczu.
– Bardzo schudłeś i ubierasz się teraz na biało! A do tego nosisz brodę! – Poklepał Jaime'a po ramionach. – Po Szepczącym Lesie baliśmy się o ciebie. Słyszeliśmy, że wilkor Starków rozerwał ci gardło. Połowa Lannisportu była w żałobie. Żeńska połowa. – Spojrzenie ser Davena padło na kikut. – A więc to prawda. Skurwysyny ucięły ci rękę.
– Jednoręczność ma wiele zalet, kuzynku. Piję teraz mniej wina, bo boję się je rozlać, i rzadko mam ochotę drapać się po tyłku podczas dworskich uroczystości.
– Tak, to zawsze coś. – Jego kuzyn ryknął śmiechem. – Czy to Catelyn Stark ci to zrobiła?
– Vargo Hoat.
Skąd się biorą te opowieści?
– Qohorik? – Ser Daven splunął. – To dla niego i jego Dzielnych Kompanów. Mówiłem twojemu ojcu, że ja się zajmę furażowaniem, ale mi odmówił. Powiedział, że są zadania odpowiednie dla lwów, ale furażowanie lepiej zostawić kozłom i psom.
Jaime nie wątpił, że tak rzeczywiście brzmiały słowa lorda Tywina. Słyszał niemal jego głos.
– Chodź do środka, kuzynku. Musimy porozmawiać.
Peck rozpalił w piecyku i rozżarzone węgle wypełniały namiot Jaime'a czerwonawym blaskiem oraz ciepłem. Ser Daven zdjął płaszcz u rzucił go Małemu Lwu. Jaime znalazł dzbanek z winem i nalał mu trunku jedną ręką. Potem pociągnął łyk ze swojego kielicha. Zagrzane wino wypełniło mu pierś ciepłem.
– Muszę się dowiedzieć, czego mam się spodziewać w Riverrun.
Jego kuzyn wzruszył ramionami.
– Oblężenie trwa. Blackfish siedzi w zamku, a my w obozach pod murami. Prawdę mówiąc, to cholernie nudne. – Ser Daven usiadł na obozowym stołku. – Tully powinien urządzić wycieczkę, żeby nam przypomnieć, że jesteśmy na wojnie. Dobrze by było, gdyby zarąbał przy okazji kilku Freyów. Na początek Rymana. On prawie ciągle jest pijany. Aha, i Edwyna też. Nie jest aż tak głupi jak jego ojciec, ale pełen nienawiści. I jeszcze naszego drogiego ser Emmona... nie, lorda Emmona, niech nas Siedmiu ma w swojej opiece.... nasz lord Riverrun nie robi nic poza pouczaniem mnie, jak mam kierować oblężeniem. Chce, żebym zdobył zamek, nie uszkadzając go, bo to teraz jego lordowska siedziba. Ale ser Perwyn wygląda na całkiem porządnego. Mogliby go oszczędzić. I kobiety też. Słyszałem, że mam się ożenić z jedną z nich. Swoją drogą, twój ojciec mógłby raczyć zapytać mnie o zdanie w tej sprawie. Chociaż Redwyne ma ładnie uposażoną córkę...
– Desmerę? – Jaime parsknął śmiechem. – Jak ci się podobają piegi?
– Jeśli mam wybierać między piegami a Freyami... no cóż, połowa pomiotu lorda Waldera wygląda jak gronostaje.
– Tylko połowa? Ciesz się. Widziałem narzeczoną Lancela w Darry.
– Bogowie, bądźcie łaskawi, nie mogłem uwierzyć, że Lancel wybrał właśnie ją.
– To nie był jego wybór – odparł Jaime. – Matka lady Amerei pochodzi z rodu Darrych. Nasz stryj doszedł do wniosku, że pomoże Lancelowi pozyskać prostaczków Darrych.
– Jak? Pierdoląc się z nimi?
– To nie wszystko. Nasz kuzynek wrócił do Królewskiej Przystani, by zostać jednym z zaprzysiężonych mieczy Wielkiego Septona.
Ser Daven nie mógłby być bardziej zdziwiony, nawet gdyby Jaime mu oznajmił, że Lancel postanowił zostać komediancka małpką.
– Widziałeś się z ser Kevanem?
– Tak. Przejeżdżał tędy po drodze do stolicy. Prosiłem go o pomoc w zdobyciu zamku, ale Kevan nie chciał nawet o tym słyszeć. Cały czas był w ponurym nastroju. Zachowywał się uprzejmie, ale chłodno. Przysięgałem mu, że nie prosiłem o tytuł namiestnika zachodu, zapewniałem, że ten zaszczyt powinien przypaść w udziale jemu. Oznajmił, że nie ma do mnie żalu, ale jego ton sugerował, że jest inaczej. Zatrzymał się tu na trzy dni i powiedział do mnie może ze trzy słowa. Szkoda, że nie chciał zostać. Przydałyby mi się jego rady. Nasi przyjaciele Freyowie nie odważyliby się prowokować ser Kevana, tak jak prowokują mnie.
– Opowiedz mi o tym – poprosił Jaime.
– Z chęcią, ale od czego by tu zacząć? Kiedy ja budowałem tarany i wieże oblężnicze, Ryman Frey wzniósł szafot. Codziennie o świecie prowadzi nań Edmure'a Tully'ego, zakłada mu pętlę na szyję i grozi, że go powiesi, jeśli zamek się nie podda. Blackfish nie zwraca na tę komediancką farsę najmniejszej uwagi, więc co wieczór Edmure'a sprowadza się na dół. Słyszałeś, że jego żona spodziewa się dziecka?
Jaime o tym nie słyszał.
– A więc po Krwawych Godach doszło do pokładzin?
– Podczas Krwawych Godów. Roslin jest ładniutka. I lubi Edmure'a, co dziwne.
Jaime zastanawiał się nad tym przez chwilę.
– Gdy na świat przyjdzie syn lorda Edmure'a, sam Edmure przestanie być potrzebny lordowi Walderowi.
– Ja też tak to widzę. Nasz dobry stryj Emmon pragnie, żeby Edmure'a natychmiast powieszono. Obecność lorda Tully w Riverrun niepokoi go równie mocno jak możliwość narodzin następnego. Codziennie błaga mnie, żebym przekonał Rymana do wykończenia Tully'ego, wszystko jedno, w jaki sposób. A tymczasem za drugi rękaw szarpie mnie lord Gawen Westerling. Blackfish trzyma w zamku jego panią żonę razem z trzema zasmarkanymi bachorami.
– Ser Brynden nie zabije dzieci – zapewnił kuzyna. Jaime. Zaczynał rozumieć, dlaczego Riverrun nie padło. – Powiedz mi, jak rozmieściłeś oddziały, kuzynie.
– Otoczyliśmy cały zamek. Ser Ryman i Freyowie zajęli pozycje na północ od Kamiennego Nurtu. Na południe od Czerwonych Wideł stacjonuje lord Emmon z tymi lordami dorzecza, którzy po Krwawych Godach przeszli na naszą stronę. Powiem ci szczerze, że to ponura banda. Siedzą w namiotach i nie robią prawie nic więcej. Mój obóz leży między rzekami naprzeciwko fosy i głównej bramy zamku. Zbudowaliśmy na rzece zaporę pływającą, w dół nurtu.
– Czy możemy wziąć zamek głodem?
Ser Daven potrząsnął głową.
– Blackfish wygnał z zamku wszystkie bezużyteczne gęby i ogołocił okolicę ze wszystkiego, co użyteczne. Ma tyle zapasów, że wystarczy ich dla ludzi i koni na dwa lata.
– A co z naszymi zapasami?
– Dopóki w rzekach będą ryby, nie umrzemy z głodu, ale nie wiem, jak mamy wykarmić konie. Freyowie sprowadzają prowiant i pasze z Bliźniaków, ale ser Ryman twierdzi, że ma ich za mało, by podzielić się z nami, więc musimy radzić sobie sami. Połowa ludzi, których wysyłam na poszukiwania, nie wraca. Niektórzy dezerterują. Innych znaleźliśmy na drzewach, z pętlami na szyjach.
– Widzieliśmy takich przedwczoraj – przyznał Jaime. Wisielców znaleźli zwiadowcy Addama Marbranda. Dyndali na dzikiej jabłoni, rozebrano ich do naga i każdemu wciśnięto w usta dzikie jabłko. Na żadnym z trupów nie znaleźli ran. Nie ulegało wątpliwości, że zabici się poddali. Silny Dzik wpadł w furię na ten widok, przysięgając krwawą zemstę wszystkim, którzy wiążą i wieszają wojowników, jakby byli świniami.
– To mogli być banici – stwierdził ser Daven, wysłuchawszy opowieści Jaime'a. – Albo i nie. Po okolicy krążą jeszcze bandy ludzi z północy.
– Sznur sugeruje Dondarriona.
– Twój lord błyskawica nie jest jedynym człowiekiem, który potrafi zawiązać pętlę. Nie gadaj mi o lordzie Bericu. Jest tu, jest tam, jest wszędzie, ale jeśli wysłać za nim ludzi, rozpływa się bez śladu. Nie ma wątpliwości, że pomagają mu lordowie dorzecza. A przecież on jest cholernym lordem z pogranicza, jeśli potrafisz w to uwierzyć. Jednego dnia mówią nam, że nie żyje, a następnego, że nie można go zabić. – Ser Daven odstawił kielich. – Moi zwiadowcy meldują, że nocą na wzgórzach palą się ogniska. I w wioskach również. To jakiś nowy bóg...
– Dondarrionowi towarzyszy Thoros, gruby myrijski kapłan, który był towarzyszem od kielicha Roberta. Policzymy się z Dondarrionem, jeśli będziemy musieli, ale pierwszeństwo musi mieć Blackfish. Z pewnością zdaje sobie sprawę, że jego położenie jest beznadziejne. Próbowaliście z nim pertraktować?
– Ser Ryman próbował. Podjechał podpity do bram zamku i zaczął wykrzykiwać groźby. Blackfish pojawił się na chwilę na murach i oznajmił, że nie będzie marnował pięknych słów dla kogoś tak obmierzłego. Potem strzelił z łuku prosto w zad klaczki Rymana. Zwierzę stanęło dęba, a Frey runął w błoto. Gdybym to ja był na murach, przeszyłbym strzałą gardło tego kłamcy.
– Kiedy będę z nim pertraktował, przywdzieję zbroję z naszyjnikiem – zapewnił Jaime, uśmiechając się półgębkiem. – Zamierzam zaoferować mu wspaniałomyślne warunki.
Jeśli uda mu się zakończyć oblężenie bez przelewu krwi, nikt nie będzie mógł go oskarżyć, że walczył przeciwko rodowi Tullych.
– Cokolwiek zrobimy, musimy zrobić to szybko – oznajmił ser Davenowi. – Moje miejsce jest w Królewskiej Przystani, u boku króla.
– Tak jest – zgodził się jego kuzyn. – Nie wątpię, że siostra cię potrzebuje. Dlaczego odesłała Kevana? Myślałem, że mianuje go królewskim namiestnikiem.
– Nie chciał się zgodzić.
– Kevan powinien zostać namiestnikiem zachodu. Albo ty. Nie chcę powiedzieć, że nie jestem wdzięczny za ten zaszczyt, ale nasz stryj jest dwa razy starszy ode mnie i ma więcej doświadczenia jako dowódca. Ufam, że wie, iż o to nie prosiłem. A jak tam Cersei? Piękna jak zawsze?
– Promienna. – Kapryśna. – Złota. – Ostatniej nocy śniło mu się, że przyłapał ją na pierdoleniu się z Księżycowym Chłopcem. Zabił błazna, a siostrze powybijał zęby złotą ręką, tak jak Gregor Clegane zrobił z Pią. – Im szybciej skończymy z Riverrun, tym szybciej będę mógł do niej wrócić.
Jaime nie wiedział jednak, co wtedy zrobi.
Rozmawiał z kuzynem jeszcze godzinę, nim namiestnik zachodu go opuścił. Potem Jaime przypiął złotą rękę i wdział brązowy płaszcz, by przejść się między namiotami.
Prawdę mówiąc, podobało mu się takie życie. Lepiej czuł się między żołnierzami w polu niż na królewskim dworze. Ludzie również najwyraźniej go lubili. Kiedyś, przy ognisku, trzej kusznicy zaproponowali, że podzielą się z nim upolowanym zającem. Innym razem młody rycerz zapytał go, jak najlepiej bronić się przed atakami przeciwnika walczącego młotem. Przy jeszcze innej okazji przypatrywał się, jak dwie praczki toczą walkę na płytkiej wodzie, siedząc na ramionach dwóch zbrojnych. Dziewczyny były lekko pijane i półnagie. Śmiały się i okładały zwiniętymi płaszczami, a kilkunastu mężczyzn zagrzewało je do boju. Jaime postawił miedzianą gwiazdę na blondynkę dosiadającą Raffa Słodyczka i przegrał ją, gdy obie dziewki runęły z pluskiem między trzciny.
Na drugim brzegu rzeki słychać było wycie wilków. Wiatr poruszał wierzbowym gajem. Pływająca zapora i trzy wielkie obozy oblegających armii wyglądały dokładnie tak, jak opisał je jego kuzyn. Ze szczytu wzgórza Jaime mógł zobaczyć obozowisko ser Rymana Freya na północ od Kamiennego Nurtu. Było jeszcze większe, niż obóz Lannisterów i panował w nim największy bałagan. Między namiotami ustawiono wielki, szary szafot, wysoki jak trebusz. Stała na nim samotna postać ze sznurem na szyi. Edmure Tully. Jaime poczuł ukłucie litości. Stoi tam dzień po dniu ze sznurem wokół szyi... lepiej byłoby ściąć mu głowę i skończyć z tym wreszcie.
Za szafotem ciągnęło się bezładne obozowisko pełne namiotów i ognisk. Freyowie i ich rycerze rozbili wielkie namioty w dogodnym miejscu, w górę rzeki od służących jako latryny rowów. Poniżej widać było liczne lepianki i wozy.
– Żałosna imitacja oblężenia – oznajmił Bronn, podchodząc do Jaime'a. – Ktoś powinien nauczyć te cipska jak kopać okopy.
– I nauczy. Chodź. – Mężczyzna skinął głową na przyjaciela i ruszył w dół zbocza. Brzegiem Czerwonych Wideł podeszli pod obóz Freyów.
– Na pewno nie ja. Jestem tylko najemnikiem.
– Teraz już rycerzem, a to różnica.
– Rycerzom nie płacą.
– Masz najwięcej rozumu ze wszystkich moich ludzi. – Bronn parsknął i przymierzał się już do rzucenia w odpowiedzi jakimś sarkastycznym komentarzem, ale Jaime kontynuował, zanim ten zdążył choćby otworzyć usta: – Niedługo obejmę komendę nad armiami Lannisterów. Możesz być moją prawą ręką.
Bronn spojrzał wymownie na złotą dłoń Jaime'a, przypiętą paskami i rzemieniami do kikuta prawej ręki.
– Obiecałeś mi tytuł lorda, zamek i śliczną lady za żonkę – przypomniał mu.
– Dostaniesz je.
Rycerze Freyów odprowadzali Lorda Dowódcę Gwardii Królewskiej wrogimi spojrzeniami, gdy obaj mężczyźni szli przez obóz ser Rymana. Niektórzy sięgali po broń. Dopiero teraz Jaime mógł zobaczyć, jakie rozłamy panowały pomiędzy oddziałami. Wszyscy przysięgali wierność Żelaznemu Tronowi, a jednak każdy walczy wyłącznie za siebie i dla siebie. Nic dziwnego, że oblężenie Riverrun nie przynosiło żadnych efektów. Brakowało tu dyscypliny, odpowiedniego dowódcy i twardych rozkazów. Ser Ryman nie chciał, żeby jego chłopakom się nudziło, więc dał im kurwy. Znalazł gdzieś nawet cholernego minstrela, który teraz brzdąkał na lutni otoczony jedynie ryjącymi w błocku świniami.
W miarę jak Jaime zbliżał się do ustawionego między namiotami szafotu, nasilały się również wrzaski ser Rymana:
– Walcz z nami Blackfish! Mamy Edmure'a! Poddaj zamek, bo go powiesimy! To ostatnie ostrzeżenie, poddaj zamek! – Jaime przystanął niedaleko i składając ramiona na piersi przypatrywał się odgrywanemu na jego oczach teatrzykowi. Wyraźnie zniecierpliwiony brakiem odpowiedzi Ryman Frey szarpnięciem zerwał pętlę z szyi Emure'a i zamiast tego przystawił mu nóż o gardła. – Myślisz, że tego nie zrobię? Gdzie byłeś kiedy zarzynałem twoją bratanicę? Kryłeś się niczym tchórz. Poddaj zamek, bo poderżnę mu gardło.
– Na co czekasz? Rżnij! – padła wreszcie odpowiedź Blackfisha, a Jaime skinął na Bronna i podszedł bliżej.
– Ser Ryman, prawda?
– Ser Jaime. – Rycerz wyglądał na zmieszanego. – Nie zauważyliśmy cię.
– Bo nie rozesłaliście podjazdu. Przegapiliście raptem osiem tysięcy ludzi.
– Gdybyśmy byli wrogami, już pierdolilibyśmy was w dupska. – Bronn uśmiechnął się pogodnie, poklepując go dłonią po ramieniu.
– Tylko głupiec rzuca groźby bez pokrycia – powiedział Jaime, odprowadzając wzrokiem dwóch ludzi Rymana, którzy jak co wieczór ściągnęli Edmure'a z szafotu i powlekli w głąb obozu. – Każ go wykąpać i nakarmić.
– Edmure jest jeńcem Freyów!
– Gdybym zagroził, że jeśli się nie zamkniesz, oberwiesz w gębę, a ty byś gadał, co bym zrobił? – kontynuował niczym niezrażony.
– Gówno mnie to... – Jaime się nie wahał. Zdzielił go złotą ręką w gębę, aż rycerz zatoczył się na jednego ze swoich pachołków, który pomógł mu ustać na nogach i odzyskać równowagę.
– Król kazał mi odzyskać zamek. Nakarmcie i wykąpcie Edmure'a, bo w przeciwnym razie ty zajmiesz jego miejsce. – Ser Ryman otarł krew z brody urękawiczoną dłonią, ale bez słowa skinął głową, nakazując swoim ludziom zrobić, co rozkazał im Lord Dowódca. – Przejmuję dowodzenie. Następnym razem Blackfish ujrzy pod murami armię, a nie... to. – Jaime niemal wypluł ostatnie słowo. – Kopcie okopy. Pikieta co sto jardów. Skończcie wieże oblężnicze i trebusze.
– Są nasze! – zaprotestował ktoś głośno.
– Mówiłem, że przejmuję dowodzenie. – Głos mężczyzny zabrzmiał twardo. – Najlepiej zrobicie, jeśli wrócicie do domu. – Jaime skinął dłonią, przywołując do siebie Bronna. – Zawiadom Blackfisha, że chcę z nim rozmawiać. Rozwiń chorągiew pokoju i zanieś do zamku wiadomość. Poinformuj ser Bryndena Tully'ego, że podejdę do fosy i spotkam się z nim na moście zwodzonym.
– Chcesz z nim rozmawiać, czy walczyć?
– To starzec. – Jaime odwrócił się, spoglądając na Bronna z pobłażaniem, ale najemnik wzruszył ramionami, unosząc brwi.
– A ty masz jedną łapę. Gdyby doszło do niekontrolowanej walki, postawię na starca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro