2
Niecały kwadrans później siedzieliśmy na łóżku, jedząc śniadanie. Nicolas wywiązał się z obietnicy, zamawiając razem z kanapkami lody oraz herbatę, którą " przyprawił" kroplami alkoholu z barku. Zrezygnował z marynarki, dołączając do mnie na materacu.
— Jesteś zły? — spytałam, próbując nadać pytaniu lekki ton. Mimowolnie spojrzałam na swoją obrączkę.
— Zły? Nie, ale rozczarowany już tak. Wiedziałem, że jesteś pijana, ale nie aż tak. Powinienem był być bardziej uważny. Spokojnie, jeszcze dziś spotkam się z prawnikami, by może wieczorem wszystko podpisać. Sądziłem, że będziesz pamiętać wczorajsze wydarzenia.
— Jeśli mogę spytać, dlaczego w ogóle się żeniłeś? Wydajesz się mieć wszystko, cały świat masz u stóp.
Spojrzał na mnie zza parującej filiżanki mocnej kawy.
— Wiesz, że wczoraj powiedziałaś te same słowa? — Pokręciłam głową. — Ogólnie mówiąc, przyszedłem do klubu napić się po pracy, los chciał, żebyś i ty tam była, więc podeszłaś do mnie i zaczęłaś się chwalić, że ukończyłaś rok najlepsza ze wszystkich w grupie. Pogratulowałem ci, ale ty przysiadłaś się i zaczęłaś się rozpędzać, mówiąc o wszystkim i o niczym. Byłaś zabawna, a ja potrzebowałem trochę wyluzowania... i koniec końców sam lekko podpity wziąłem z tobą ślub przed początkowo opornym księdzem.
W połowie jego wyjaśnień schowałam głowę w poduszce jęcząc z zażenowania. Byłam bardziej narąbana, niż sądziłam, ale słysząc, że po pijaku braliśmy ślub, nie mogłam powstrzymać dłużej śmiechu. To nie Vegas, tylko zwykłe większe miasto bez tego rodzaju atrakcji.
— Opornym księdzem? — parsknęłam.
— Początkowo wierzył w bajeczkę, że uciekliśmy przed twoimi rodzicami i tym, że jesteś w ciąży, ale gdy zaczęłaś chichotać i nazywać księdza Gargamelem szukając Smerfów pod ławkami, sprawa się skomplikowała.
Teraz śmialiśmy się razem z Nicolasem na cały głos. Potrzebowaliśmy ponad pół godziny, by się uspokoić. Mężczyzna obok mnie wydawał się, być sympatyczny i czułam się dziwnie swobodnie w jego towarzystwie, mimo że praktycznie go nie znam. Przez to cała ta sytuacja stawała się bardziej znośna.
— Mimo wszystko nadal nie mogę uwierzyć, że to wypaliło.
— Ja też.
Rozmowę przerwał nam dzwonek jego telefonu, który wygrywał kołysankę. Mężczyzna mruknął pod nosem groźbę pod adresem jakiegoś Alecka. Odebrał telefon i udał się na drugi koniec pokoju.
— Czego Aleck? Powinienem zemścić się na tobie za ten dzwonek.
Usłyszałam głośny śmiech.
— To raczej ty powinieneś oczekiwać mojej zemsty. Ja się pytam, czemu nie zaprosiłeś mnie na ślub?! Sądziłem, że jesteśmy przyjaciółmi.
— Co?! — wybuchnął, czerwieniąc na twarzy. Wpatrywał się w widok za oknem.
— Nie oglądałeś wiadomości, co? Chociaż w sumie z taką żoną to ja też bym...
— Aleck!
— Ktoś cię rozpoznał na ulicy i zrobił zdjęcie, wstawiając do internetu. Pod hotelem masz tłum dziennikarzy i wielbicielek, którym złamałeś serduszka. — chwila ciszy. — Potrzebujesz mojej pomocy? — spytał tym razem poważniej.
— Podjedziesz?
— Nie ma sprawy, będę za kwadrans.
Zakończył połączenie, zaciskając palce na nosie.
— Wszystko słyszałaś, co?
— Nie dało się tego nie słyszeć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro