Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Przetarłam twarz ręką czując, jak łzy zbierają mi się pod powiekami. Wiedziałam, że nawet jeśli tata mnie nie widzi, to wystarczy nawet małe zająknięcie, a będzie wiedział, że jestem bliska płaczu.

- Czemu się rozłączyłeś?

- Wybacz, ale musiałem coś załatwić. Sam, co zamierzasz teraz zrobić? Będziesz brała udział w najbliższej rekrutacji?

Nie odpowiedziałam. Gdy pani w dziekanacie powiedziała mi, że jestem zawieszona na czas nieokreślony. Poczułam się jakbym była w innym świecie. Gdybym nie była wtedy w szoku nawrzucałabym jej, żeby od razu mi powiedziała o wydaleniu, e zamiast tego pożegnałam się i zadzwoniłam do taty. Stypendium, wizja przyszłości u liderów na rynku, to wszystko przepadło.

- Nie wiem tato, naprawdę. Szczerze mówiąc, jeszcze nawet nie pomyślałam co dalej zrobię. Jestem w klatce, z której nie ma ucieczki. - zaczęłam drżeć, a głos mi się załamał. - Tato, co mam zrobić?

- Ja wiem, co zrobisz. - podskoczyłam słysząc zza mnie Nickolasa. Nie słyszałam, kiedy wchodził, ale obawiałam się, ile usłyszał.

- Sam, co się dzieje? - z telefonu dobiegał przestraszony głos taty. Nickolas podszedł i niemo spytał, czy może przejąć telefon. Nie odpowiedziałam, tylko stałam z telefonem w ręku. Wziął go, uznając moje milczenie za zgodę.

- Witam po raz kolejny, z tej strony Patter

Kolejny?

- Jak już mówiłem, zobowiązałem się pomóc Sam, a to znaczy, że też również w tej kwestii. Do usłyszenia.

Rozłączył się i podał mi telefon. Na razie nie mogłam nic zrobić, musiałam odpuścić i sprawić, by ta sprawa rozwiązała się sama, a przynajmniej ucichła.

- Co ci powiedzieli na uczelni?

- A to teraz takie ważne? Masz aż taką władzę, że przekupisz ich? - spojrzałam na niego ze złością. - Jestem spalona, straciłam stypendium i wszystko, na co tak ciężko pracowałam. Wyrzucili mnie. Mój tata wcześniej do ciebie dzwonił, tak?

- Co ci powiedzieli? — zignorował moje pytania.

Jego głos też stwardniał. Powoli bilans naszego małżeństwa był bardziej stratny niż korzystny.

- Że na czas nieokreślony mam się tam nie pokazywać. Jak wszyscy sądzą, że jestem naciągaczką i oszustką. To chciałeś usłyszeć?

Rozluźnił krawat i na interkomie oznajmił Johnowi, że wszystkie dzisiejsze sprawy ma przenieść na jutro. Następnie zaczął skrupulatnie przeszukiwać foldery ukryte w szafie.

- Nie jesteś oszustką, a ja mam naprawdę dość już tych problemów. Skoro prasa żąda nowości to im ją damy, dwie pieczenie na jednym ogniu.

Wyjął złotą kopertę, na jej wierzchu widniał czarne logo firmy Nickolasa. Podał mi ją.

- Co to jest? - spytałam podejrzliwie.

- Zobacz.

Rozerwałam kopertę i przeczytałam zaproszenie, które zawierała.

- Zwariowałeś? To gala z okazji wprowadzenia na rynek twojego nowego samochodu. Jak niby to ma mi pomóc?

- Będę szczery Sam, nie chcę się rozwodzić, a z tego, co mam nadzieję, ty również. Rzadko kiedy chodzę na podobne wydarzenia, zwykle przemawiam i się zwijam. Tym razem mam zamiar skupić uwagę dziennikarzy na nowym modelu i na nas, dementując tym plotki o tym, że żałujemy tego. Jeśli nie chcemy, robić więcej problemów musimy się razem pokazać.

Zamilkłam, rozważając w głowie ten pomysł. Było w nim tyle niewiadomych, że nie wiedziałam, od czego zacząć. Byłam jednak w tak beznadziejnej sytuacji, że każdy pomysł wydawał mi się równie dobry.

- Jeśli cię to przekona, zagra na żywo Ed Sheeran i Shawn Mendes. - spojrzałam na niego zaskoczona. - Tak tylko mówię, a wiem, że są popularni. Zaprezentują się podczas jazdy nowym modelem co być może zwiększy ich sprzedaż. - wzruszył ramionami.

- Wykorzystujesz wszystko, co ci się nawinie, by zwiększyć sprzedaż, co?

- Cóż mogę na to poradzić, jestem biznesmenem. Więc idziesz?

- Wiesz, że jest duże ryzyko, że to nie wypali, a tylko pogorszy sytuację?

- Mam taką świadomość.

- To nie będzie zwyczajna impreza, to też wiesz?

- Co więcej, liczę na to.

- Nie mam wyboru, teraz muszę się zgłosić. Mam nadzieję, że jeszcze wrócę na studia.

- Nie martw się tym, mam pomysł. - wyciągnął portfel i złotą kartę. - Skoro przeczytałaś zaproszenie, wiesz, że ta gala jest dziś, a więc masz mało czasu na wybór sukni. John zawiezie cię do zaufanych butików, gdzie będziesz mogła wybrać suknię i dodatki.

***

Poprawiłam okulary na nosie i mocniej ściągnęłam bejsbolówkę. Było ciepło, więc mój nowy wygląd nie robił aż tak wielkiego wrażenia. John zaparkował na tyłach budynku z dala od przechodniów, a co najważniejsze dziennikarzy, którzy, o dziwo, dali mi spokój.

— John, jeszcze raz ci dziękuję za wszystko, co robisz, przecież nie musiałeś.

— Proszę tak nie mówić, pani Patter. Cieszę się, że mogłem wyrwać się z tego budynku w tak ładną pogodę.

— Mów do mnie Sam, dobrze?

Spojrzał na mnie w lusterku.

— Lepiej, żebym został przy pani Patter.

Wzruszyłam ramionami i wyszłam na ciepłe powietrze. Przy tylnych drzwiach już czekała na nas starsza kobieta z plakietką sklepu. Jej uśmiech był zaraźliwy, a wnętrze lokalu było urządzone elegancko, tak by zaspokoić gusta bogatych klientów. Specjalnie dla mnie zamknęła cały butik.

— Zapraszam. — weszliśmy do środka. — Pan Patter już powiadomił nas o pani przybyciu. Na jaką okazję potrzebna suknia?

— Dziejszą galę.

Te dwa słowa wystarczyły, by kobieta, która przedstawiła się jako Holly znalazła dla mnie ponad dwadzieścia różnych sukien. Do tego na każde ubranie przypadło kilka dodatków. Nie wiedziałam, od czego zacząć.

— Zapraszam do przymierzalni, zaraz przyniosę pani pierwszą suknię.

Nie wiem, jak długo przymierzałam, ale ostatecznie zdecydowałam się na czarną suknię, której góra była z koronki, a strategiczne części z czarnego nieprześwitującego materiału. Łączyła w sobie elegancję i nutkę zadziorności. Do tego srebrne kolczyki wysadzane diamentami, na które namówiła mnie sprzedawczyni.

— Zapakuję. — odparła Holly biorąc ode mnie suknię, gdy wyszłam z przymierzalni— Zapraszam teraz do kasy.

— Ja to zrobię. — odezwał się John, pierwszy aż odkąd weszliśmy do butiku. W ręku już trzymał złotą kartę Nickolasa. Spojrzał na mnie — Pan Patter prosił, bym ja zajął się płaceniem.

Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek.

— Niby czemu?

— Nie chce pani denerwować. — odparł ostrożnie, ręką popędzając Holly.

Denerwować? Jeszcze czekałam, aż każe mi się uspokoić. Nie lubiłam wykluczenia, tym bardziej że na moim kierunku studiów rządzili chłopcy, więc musiałam walczyć o swoje miejsce. Nawet jeśli John nie miał takich intencji, to poczułam się urażona. Wzięłam kartę Nicka i spojrzałam na Holly.

— Ile się należy?

— Trzysta tysięcy pięćset dolarów i trzy centy.

— Jest pani pewna? — odezwałam się, ogłoszona tą ceną. Cóż, może źle przeczytała przecinek...

Ciekawe, czy Nick nie ma dla mnie przypadkiem jakieś wolnej posady.

— Jak najbardziej. — podałam jej kartę. Holly podała mi cenę tak, jakby nie kupowała ubrania za ponad ćwierć miliona. John wziął ode mnie zakupy i pożegnał się z kobietą. Udaliśmy się do wyjścia, ale gdy tylko przekroczyliśmy próg rozbłysły flesze.

Nie wiem jakim cudem, ale nas znaleźli. Mimo że znowu miałam na nosie okulary musiałam zasłonić oczy, by nie spaść ze schodów. John wziął mnie za rękę i prowadził niewzruszony przez tłum, który wykrzykiwał coraz bardziej absurdalne pytania. Zachowanie i profesjonalizm Johna świadczyły, że ta sytuacja nie jest mu w żaden sposób obca.

— Czy to prawda, że jesteś w drugim miesiącu ciąży? Wierzysz, że będą to bliźniaki?

— Kiedy zostanie podany opublikowany komunikat?

— Jak sobie poradziłaś z demonami przeszłości pana Paterra?

Zaczęłam na siłę ciągnąć klamkę, która nie puszczała. Dziennikarze zaczęli napierać na mnie ze wszystkich stron. Gdzie jest John?

Szarpałam za drzwi, ale te jak na złość zostawały nadal zamknięte.

— John?! — zawołałam, wierząc, że mnie usłyszy. Nie widziałam nic poza błyskiem aparatów i twarzy, które po pewnym czasie zlało się w jedno. — A niech cię. — mruknęłam pod nosem i sama zaczęłam się przedzierać w stronę ulicy.

Biegłam, a moi prześladowcy nie odpuszczali. Po drodze straciłam czapkę, ale się tym nie przejmowałam. Teraz najważniejsze było znalezienie ustronnego miejsca, skąd będę mogła zadzwonić do Nicka. On będzie wiedział co robić. Czułam się jak ofiara ścigana przez drapieżnika. Sytuacji nie poprawiał fakt, że byłam w obcym mieście i nie wiedziałam, gdzie jestem.

— Tam jest! — ryknął dziennikarz, gdy wychyliłam zza uliczki. Wybiegłam, zdyszana i zmęczona dotychczasowym pościgiem. Obok mnie jechał samochód, z którego okna ktoś robił mi zdjęcia.

— Odwalcie się. — warknęłam.

Zerknęłam za siebie przez chwilę odwracając uwagę od chodnika. Nie zauważyłam, że zaczyna się skrzyżowanie, a światło drogowe zmieniło się na zielone. Potknęłam się o chodnik z krzykiem. Poczułam ostry ból w kolanach, łokciach i policzku. Wiedziałam, że krwawię, a krew na asfalcie za to poświadczała.

Głośny klakson wyrwał mnie z otępienia. Podniosłam głowę i sekunda wystarczyła, bym zrozumiała dwie rzeczy, jedzie na mnie rozpędzony samochód, a po drugie, nie zdąży wyhamować ani ja uciec.

Rozdział dłuższy, ale dlatego, że nie wiem czy będę miała czas coś dodać w najbliższym czasie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro