Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Ignorowałam Nickolasa, który czekał w drzwiach sypialni na odpowiedź pytania, które wisiało między nami.

Gdy stanęłam przed szafą, starałam się nie czuć na sobie jego spojrzenia, które nie powinno budzić we mnie tak sprzecznych uczuć. Odrzuciłam dopiero co wyciągniętą torbę  na łóżko porzucając pomysł spakowania się.

— To nie moje rzeczy. — mruknęłam pod nosem, mając cichą nadzieję, że to wszystko się kiedyś skończy.

— Samantha, co ty wyprawiasz? Nie możesz tak wybiegać po tym, jak podsłuchiwałaś moją rozmowę. Chcesz wyjść? Dokąd? Jest trzecia w nocy, do cholery.

Spojrzałam na niego, patrzył na mnie z takim ogniem w oczach, że na moment dech zamarł mi w płucach. Szybko potrząsnęłam głową, starając się skupić na najważniejszych rzeczach.

— Przepraszam, że podsłuchiwałam, ale nie żałuję tego. Powinnam wrócić do domu, do rodziców i spróbować pozałatwiać swoje sprawy związane ze studiami. To, że ty załatwisz, swoje nie oznacza, że ja nie muszę. — spojrzałam na niego błagalnie. — Nick sam dobrze wiesz, że jestem studentką, nie mogę sama być sobie szefem jak ty. Muszę wierzyć, że mnie nie wyrzucili, rozumiesz? Chyba nie sądziłeś, że...

— Będę głupcem, jeśli powiem, że tak? — wysyczał, nie kryjąc swojej złości.

Nie odpowiedziałam, tylko wpatrywałam w niego, prosząc niemo, by mnie zrozumiał.

Walczyłam ze sobą, by podejść do niego i po raz kolejny mu ulec. Chciałam przez chwilę być sama w domu, z rodziną, wiedząc, że za rogiem nie spotkam Nickolasa,  który pozbawi w jednej chwili mój plan sensu.

Zrobiłam w jego kierunku kilka kroków widząc, jak w jego oczach smutek ustępuje miejsca ostrożności.

— Nickolas. — objęłam dłońmi jego twarz. — Naprawdę musisz mnie zrozumieć, ale mogę ci obiecać, że nie pozbędziesz się mnie, dopóki wszystkiego sobie nie przypomnę.

— To groźba czy obietnica?

Wzruszyłam ramionami. Widząc, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. Z trudem powstrzymywałam się przed rzuceniem na niego. Nickolas spytał, czy jestem tego pewna,  nim postanowił gdzieś zadzwonić.

— Jesteś pewna, że nie chcesz poczekać do rana?

Pokręciłam przecząco głową. W międzyczasie napisałam do taty z krótką wiadomością, że wracam. Na razie nie odpisał, ale na szczęście wiedziałam, gdzie jest ukryty zapasowy klucz.

— Zawiozę cię skoro i tak teraz nie zasnę.

Już chciałam powiedzieć, że nie musi tego robić, ale się powstrzymałem, wiedząc, że to i tak nic nie da.

Ziewnął, czekając na mnie przy drzwiach.

Niemal podskoczyłam, gdy w drodze do drzwi Nickolas wziął mnie za rękę i splótł nasze palce jakby nigdy nic. Ciepło jego dłoni rozgrzewało mi skórę i dodawało otuchy, utwierdzając mnie w postawieniu, że robię dobrze. Tym bardziej że rano nie byłabym tak zdeterminowana.

Jadąc windą, mój niepokój narastał. A co jeśli tam są dziennikarze? Rozpoznają mnie, a co gorsza Nickolasa? Może powinnam po prostu wsiąść w autobus? 

— Spokojnie. — odezwał się Nick, gdy stanęliśmy przy drzwiach do podziemnego garażu. Tak szybko? — Nie musisz się martwić, jesteś bezpieczna.

— Czemu sądzisz, że się martwię? — powiedziałam trochę zbyt szybko.

Zaśmiał się i zaczął mnie prowadzić wzdłuż rzędów samochodów, które wyglądały na strasznie drogie. Wszystkie miały logo litery "K" na środku okręgu. Były smukłe... i z braku lepszego słowa musiałam nazwać je piękne. Szczególnie przypadł mi do gustu czarny smukły samochód na końcu rzędu.

— To wszystkie twoje samochody? — powiedziałam zduszonym głosem.

— Tak, to taka moja mała kolekcja. Jestem z niej dumny tym bardziej że byłem obecny  na każdym etapie ich projektowania. Wiem o nich wszystko.

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu widząc z jaką pasją opowiada o swojej pracy. Błysk w jego oczach przypominał małego chłopczyka, który bawi się swoim ulubionym autkiem "Hot Wheels".

Poklepał dach, czarnego samochodu mówiąc, że ten jest jego ulubiony i na świecie jest tylko taki jeden.

— Mi też się spodobał. — odparłam trochę nieśmiało.

— W takim razie mogę tylko powiedzieć, że moja żona ma dobry gust. Nim pojedziemy, co ty na to?

Otworzył mi drzwi, które były cienkie jak papier i usiadł za kierownicą. Od razu poczułam zapach wypielęgnowanej skóry. Środek, tak samo, jak lakier, był w kolorze czerni, nie licząc cienkiej czerwonej linii światła, która biegła przez cały kokpit, drzwi i dach, gdy tylko włączało się silnik. Wyglądało to niesamowicie.

— Pozwolisz mi się nim kiedyś przejechać? Proszę. — odezwałam się, dopiero gdy wyjechaliśmy na niemal puste ulice miasta.

— Nie obraź się, ale nikt nigdy nie usiądzie za kierownicą mojej Modliszki. — czule poklepał kierownicę.

— Modliszkę? Tak nazwałeś swój samochód?

— Oczywiście, każdy z moich samochodów na swoje imię. Wszyscy tak robią. — dodał z lekkim oburzeniem.

— Jestem tego pewna, ale dlaczego mówiłeś, że jest tylko jeden egzemplarz tego cacka?

— Kilka lat temu postanowiłem zrobić sobie na urodziny własnoręcznie zaprojektowane auto. — zerknął na mnie. — Nie bądź taka zdziwiona, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszyłem, gdy przyjechałem po jego odbiór. Cały następny tydzień spędziłem na torze wyścigowym, sprawdzając jego możliwości.

Pokręciłam jedynie głową, słysząc ten niemal nierzeczywisty plan.

I tak właśnie spełniają się dziecięce marzenia. Chyba każde dziecko rysowało swoje marzenia, wierząc, że kiedyś się spełnią, prawda?

Brak korków i nasza rozmowa, podczas której podawałam Nickolasowi wskazówki, sprawiły, że byliśmy już prawie na miejscu.

— Na zakręcie w prawo i będę u siebie.

Wjechaliśmy ulicę domów jednorodzinnych. Wszystkie okna były zasłonięte, tylko zza niektórych widać było przyciemnione światło. Cieszyłam się, bo to znaczyło, że nikt na nas nie czyha.

Po jakieś minucie powiedziałam, aby się zatrzymał.

— Dziękuję za wszystko. — odparłam, kiedy wyłączył silnik, a czerwone linie, które przypominały lawę zaczęły blaknąć.

— Jutro, proszę, zadzwoń na ten numer. — podał mi swoją wizytówkę z wytłoczonymi złotymi literami na czarnym kartonie. — To jest telefon do biura, z tyłu masz mój numer prywatny.

— Zadzwonię. — i nim straciłam całą odwagę, pocałowałam go szybko w policzek. Otworzyłam drzwi i wyszłam na ciepłe letnie nocne powietrze. W tej samej chwili otworzyły się drzwi do mojego domu, z których wybiegł tata.

— Sam, natychmiast wracaj do samochodu!

Nagle jakby wybuchło światło, słyszałam jedynie dźwięki kliknięć aparatów i pytania, które zlały się w jeden bełkot. Nawet przysłonięcie oczu nie pozwoliło ujrzeć skrawka chodnika. Skąd oni się wzięli?,

— Co się dzieje? — powiedziałam, wiedząc, że i nikt mnie nie usłyszał. Poczułam szarpnięcie w tył i ramiona, które objęły mnie w pasie, wciągając do samochodu. Usłyszałam jeszcze ciche kliknięcie zamykanych drzwi i ryk silnika, który ruszył, paląc gumy i budząc całą dzielnicę — Nic nie widzę.

Mrugałam, próbując dostrzec cokolwiek, ale to i tak nie wiele pomogło. Dopiero po kilkunastu minutach potrafiłam rozróżnić zarys poszczególnych przedmiotów.

— Sam, wszystko dobrze? Zbladłaś.

— Jasne, już jest dobrze, chociaż w sumie jest źle, bardzo źle, prawda? — spojrzałam na Nicka, który wbijał palce w skórzaną kierownicę do tego stopnia, że były praktycznie białe. Na szczęście zgubiliśmy dziennikarzy.

— Tak, jest źle.

— Wracamy do ciebie?

Zacisnął usta, odwlekając odpowiedź jak najdłużej się da. Wjechaliśmy na autostradę, która prowadziła w przeciwnym kierunku. Cały czas przyśpieszaliśmy, choć i tak zapewne byliśmy tylko ledwo widoczną plamą.

— Jedziemy do biura, które przez naprawdę długi czas spełniało dla mnie rolę hotelu. — mówił powoli i wyraźnie, jakby starał się przekonać siebie, że dobrze robi. — Będziesz tam miała zachowaną prywatność, a ja nie będę musiał — spojrzał na elektroniczny zegar— się martwić jak się dostać do pracy. Oczywiście, możesz stamtąd załatwić swoje sprawy związane ze studiami.

Ja też chcę stworzyć swój wymarzony samochód!!

Specjalnie na wasze życzenie wstawiam jeszcze jeden rozdział.

Na moim profilu znajdziecie link do Twittera, na którym będą pojawiać się informacje o dalszych rozdziałach tego i innych opowiadań.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro