Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Utracone wspomnienia. (Avengers)

- Czternastu. Było tam czternastu ludzi, których sama związałam, ogłuszyłam i odebrałam im to... wiesz. - odpowiedziałam, przyglądając mu się z pewnej odległości przez kamienne "pręty", jeśli tak to można nazwać.
- A powiesz wreszcie prawdę? - zapytał z ukrywaną dotąd niecierpliwością w głosie.
- Co? - podeszłam bliżej drzwi celi i chwyciłam za zimną brunatną skałę, głośniej oddychając, z rozdrażnienia.
On też podszedł bliżej, wciąż bawiąc się fioletową częścią strzały, którą miał w dłoni.
- Ilu tak naprawdę zdążyłaś...
- Siedmiu. Połowę. - odpowiedziałam moim chrypowatym głosem. - Tylko połowę.
- Tylko? - w pytaniu czuć było pewien rodzaj pogardy połączony z rozdrażnieniem. - Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, co właśnie powiedziałaś? - momentalnie się odsunął.
Chciał pewnie na mnie nakrzyczeć, ale jako Avenger, powinien się hamować i tak też robił.
Cofnęłam się do tyłu, a potem oparłam mocno o ścianę i powoli zeszłam do pozycji siedzącej, nie odrywając od niej pleców.
A kamienne lochy ogarnęło milczenie.
- Dlaczego? - przemówił wreszcie.
Spojrzałam na niego wymownie.
- Dlaczego to zrobiłaś? Opowiedz. - znowu podszedł.
Pokręciłam głową na boki, jakbym chciała zaprzeczyć, ale wcale nie miałam tego w zamiarze.
- Dlaczego to robiłam i nadal robię? Z przyjemnością... - mówiłam, ponownie przysuwając się w jego stronę i patrząc, jak na jego twarz wchodzi grymas podrażnienia - Powiem ci.
** ** **
Kolejny nudny dzień w szkole. Niby pod koniec nie było tak źle, ale cieszę się, że już wróciłam do domu.
Rzuciłam plecak "pod" łóżko, a on odezwał się głośnym hukiem. No tak, szósta klasa to już nie te luzy, co parę lat temu. Usiadłam na wyrku i zaczęłam przeglądać telefon.
Dziwnee... I nie mówię o tym, że Hailey jeszcze do mnie nie napisała, jak to zwykle robi od razu po szkole, (chociaż mnie się wydaje, że już w drodze do domu). Czuję tu jakąś zmianę. Niby coś małego, ale...
Rozejrzałam się po pokoju i... mam! A raczej nie mam! Szybko wstałam i podeszłam w tamto miejsce, na którym zatrzymał się mój wzrok. Tu w kącie, powinien być taki karton. Trzymam w nim wszystkie rzeczy, które dają mi jakieś wspomnienia. Rzadko do niego zaglądam, żeby na osiemnastkę mieć niespodziankę, gdy go przeszukam. Ale teraz go nie ma.
Wyszłam z pokoju i krzyknęłam:
- Mamo! Wiesz gdzie jest karton?!
- Jaki znów karton?! - odkrzyknęła mi przez drzwi swojej "samotni".
Zawsze siedziała zamknięta.
- No przecież wiesz jaki! - mówiłam z desperacją w głosie.
- A ty nie miałaś tam kartek do wyrzucenia?
- Co? Nie! - z tymi słowami weszłam do jej do pokoju. - Nie mów, że je wyrzuciłaś. - prosiłam zrozpaczona.
- Wyjdź, wyjdź, bo muszę zadzwonić. - nakazała, wyganiając mnie jeszcze gestem ręki.
Wyszłam i zamknęłam się w pokoju. Słyszałam jak mówiła coś jeszcze o tym, żebym zamknęła jej drzwi, ale nie wstałam, by to zrobić. Miałam już głowę w kolanach, a moje ręce je oplatały.
- Po co ona znowu wchodziła mi do pokoju? Czemu nie mogła wywalić czegoś swojego?! - mruczałam przez łzy. - To nie fer!
I rozpłakałam się na dobre.
*** *** ***
- Nie! - krzyknęłam stanowczo.
- Uważaj sobie lepiej. - warknął do mnie. - I lepiej rób co do ciebie należy. - mój ojciec podszedł do mnie, patrząc mi prosto w twarz.
Nie zamierzałam spuścić wzroku.
- Czyli to co mi każesz? - spytałam niskim głosem.
- Słuchaj. - zaczął nową myśl, a ja szczerze mówiąc nie miałam już na to ochoty. - Kiedy będziesz dorosła, nie wszystko będziesz pamiętać. Więc...

Może nie wszystko, ale to na pewno.
**** **** ****
- Możesz spróbować? - zapytał brunet, patrząc mi w oczy.
- Spróbować? Niby jak? - pytałam, z trudem tłumiąc płacz. - Jak mam dać ci tak odejść? Jesteś moim przyjacielem. Jedynym! Prawdziwym. Mam tylko ciebie! - ciągnęłam, co rusz zmieniając ton głosu.
Pozycja w jakiej się znajdowałam uniemożliwiała mi krzyczenie, bo kolana przyciskane do klatki piersiowej blokowały mi dopływ powietrza.
- Naprawdę muszę. - zapewniał, kucając przy mnie.
- Dlaczego? - wyszeptałam ledwo dosłyszalnym głosem.
- Po prostu... zapomnij ok? - powiedział, jakby to była jakaś sugestia.
- Po prostu? - powtórzyłam. - Jak mam to zrobić "po prostu"? - Dokończyłam łamiącym się głosem.
- Posłuchaj mnie ten ostatni raz. - poprosił, ocierając łzę spływającą mi po policzku.
Po czym wstał, odwrócił się i odszedł w stronę portu, zostawiając mnie samą, kucającą pod kamienną ścianą.
I w tej chwili, przestałam płakać, a moje oczy, które jeszcze przed chwilą były pełne łez, otarte, przybrały gniewny wyraz. Nie wiem czy Rich poczuł to spojrzenie, ale zobaczyłam, jak się wzdrygnął. I nie było to raczej spowodowane przez morską bryzę.
** ** **
- Nie pamiętać, zapomnieć. - powtarzałam jeszcze po cichu, kierując wzrok na kolana.
- I to tylko... I to dlatego? - poprawił się szybko.
- Nie tylko. - odparłam.
Wstał.
- Muszę złożyć raport Kapitanowi, ale zaraz wrócę. - oznajmił, odchodząc.
Wiem, że przez chwilę patrzył na mnie, ale ja miałam go gdzieś. Przyjdzie czy nie przyjdzie - co za różnica. A czy w ogóle będę na niego czekać? Teraz zastanawia mnie inna sprawa.
Dlaczego ja to pamiętam?! Te wszystkie momenty, powinnam zapomnieć! I zapomniałam, już dawno. A teraz wróciły! Jak?! Wiedziałam dlaczego odbieram ludziom wspomnienia: bo skoro ja nie mam prawa ich mieć, to oni też nie będą mogli! Ale nie muszę, nie chcę pamiętać tych chwil!
Usłyszałam nadchodzące kroki.
- Jestem. Ant-man wyjaśnił już wszystko... - urwał, najwidoczniej widząc moją postawę.
Nie słuchałam go. A przynajmniej, nie chciałam go słyszeć.
Znów podszedł i znowu przykucnął przy drzwiach mojej celi.
- Musisz to odwrócić. Wiesz o tym. - powiedział spokojnie, jak dobry ojciec, który cierpliwie tłumaczy coś swoim dzieciom. Którego ja nigdy nie miałam.
Przekręciłam głowę lekko w prawo i spojrzałam na łucznika jednym okiem.
- Ja nie umiem tego zrobić. - wyjaśniłam najprostszymi, dziecięcymi słowami.
I znów znalazłam się w pozycji, jakiej byłam przed wielu laty, na swoim ciemnoróżowym łóżku: oparta plecami o ścianę, kolana złączone, głową między nimi, a klatką piersiową, ręce oplatające to wszystko. I łzy, spadające w dół. Płakałam pierwszy raz od pięciu lat. Pamiętam. Nie wstydziłam się tego. Nie obchodziło mnie czy mściciel wciąż tam jest i czy mu przykro z mojego powodu, i czy uważa mnie za żałosną.
Siedmiu z czternastu. Siedmiu kolejnych ludzi bez wspomnień, bez części tego, co czyni nas, nami, co uczy i ukierunkowuje. Co daje radość i cierpienie. To, czego ja, nie byłam skłonna im zostawić, mając możliwość odebrać, tak jak zrobiłam to sobie, już dawno...

________________________

Więc tak... To było naprawdę słabe według mnie i no ten... następnym razem będzie lepiej, bo pewnie wstawię coś nieswojego. Znaczy ja napiszę ale na zamówienie, nie?

Chciałam dać dopiero jak będzie 7 obejrzeń, a tu patrzę i 9! Jak dla mnie to duży wynik przy jednym rozdziale i to wstępie.

No dobra. I to tyle. Pa!

Aha! I prosiłbym o jakiś fajny tytuł do tego bo sama nic oryginalnego nie mogłam wymyślić.

Z góry dzięki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro