XXXVIII - Rävgor
Jak ja dawno nie wracałem na piechotę do domu. Z własnej, nieprzymuszonej woli. Również dawno nie byłem tak zirytowany ludźmi wokół mnie. Głównie Alessem, ale przez to, że przez niego mam ten stan, to przechodzi to na ogólną irytację tego, co się dzieje wokół mnie.
Mam racjonalne powody, dla których nie chce śpiewać przed całą szkołą. Jednym z nich jest to, że nie wierzę, że potrafię na tyle dobrze to robić. Co innego granie na luzie na strychu, a co innego przed prawdziwą publicznością, która w dodatku cię zna. To nie dla mnie. Jasne, gdyby to była moja jedyna opcja i musiałabym to zrobić, pewnie zrobię. Ale kiedy wiem, że da się zorganizować kogoś innego na to miejsce... Po prostu nie.
Przynajmniej udało mi się zostać na wszystkich lekcjach. Byłem prawie pewien, że wyjdę godzinę przed zakończeniem, żeby uniknąć kontaktu z ludźmi. Powstrzymałem się w ostatniej chwili, ale tuż po dzwonku wybiegłem jak najszybciej, tak żeby przy okazji nie wzbudzać podejrzeń. Uprzedziłem smsem Scarlett, że dziś wracam sam, żeby nie musiała czekać.
Właśnie Scarlett... Chyba nie tylko ja mam dziś problemy z panowaniem nad sobą. Będę musiał do niej napisać później, czy wszystko okey. Albo się przejść do niej.
Na razie sam się muszę uspokoić.
Wyjąłem telefon, żeby zmienić muzykę. Oczywiście.
Aless: Daj spokój
Aless: Wybacz mi mą głupotę
Aless: Powiedziałem to szybciej niż zdążyłem o tym pomyśleć
Kłamie. Widział, co mówi. On zawsze wie, co mówi.
Rävgor: Aha
Rävgor: Jasne
Rävgor: :)
Może chociaż na razie przestanie do mnie pisać.
Właściwie to nie wiem, co się ze mną dzieje. Pełnia już była, wystarczająco dobrze wyładowuje swoją energię na treningach... Okey wiem, czego dawno nie robiłem. Jaka ironia, że w dniu, kiedy Aless denerwuje mnie wspomnieniem o występie, dochodzę do wniosku, że tego mi brakuje.
Wracałem całą drogę do domu ze słuchawkami na uszach, wsłuchując się w poszczególne instrumenty, starając się skupić na czymś uwagę. Oczywiście po minucie musiała mi się przypomnieć rozmowa ze stołówki. Lauren, James i Margo nierozumiejący, czemu nagle zaprzyjaźniłem się z Ianem, to coś, czego zaczynam mieć dość. Powiedziałem wprost, że wolę mieć go na oku przez wzgląd na pewne rzeczy, a oni wciąż to samo. Nie przeszkadza im sama jego obecność, a fakt, że nie mówię im wszystkiego. Czego by nie było, gdyby Harry się nie zachowywał jak idiota, czym zasugerował, że wie o co chodzi. Jak ja nie lubię mieć takich tajemnic, gdzie połowa coś wie, druga nie. Szczególnie że teraz osób, które nie widzą jest mniej. Zaczynam mieć chyba w końcu dość ukrywania bycia wilkołakiem. Komplikuje to życie czasem.
Nim się spostrzegłem, stałem przed drzwiami do domu. Otworzyłem je, zostawiłem buty w przedsionku i skierowałem się w stronę schodów.
– Jesteś już? – usłyszałem z salonu głos mamy.
Głupie pytanie.
– Tak – powiedziałem – A co?
Nie odpowiedziała. Żadna nowość. Poszedłem zatem do swojego pokoju, gdzie walnąłem się na łóżku. Na uszach wciąż leciała mi muzyka, a dokładniej covery w wykonaniu Avalanche. Głos Laviny Lloyd zaczął mnie ostatnio uspakajać. Usłyszałbym ich kiedyś na żywo.
Nie wiem, ile tak leżałem, ale w pewnym momencie gwałtownie się podniosłem. Nie mogę tak marnować czasu.
Zabrałem telefon i poszedłem na strych. Siedząc przy keyboardzie, zacząłem się grać to, co aktualnie leciało mi na słuchawkach. Jakoś to wychodziło.
Dzięki Aless za zainspirowanie mnie dziś do gry. Jak zawsze przydatny jesteś.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Panował tu względny porządek, oprócz tego, że wszędzie walały się nuty i zużyte struny. W sumie to, co mi szkodzi.
Rävgor: Jesteś ktoś w domu?
Nie musiałem zbyt długo czekać na odpowiedź.
Nancy: ?
Kyle: Skąd to pytanie?
Kyle: Czyżbyś czegoś chciał?
Przewróciłem oczami. Sia i Jeremy też wyświetlili, to co napisałem.
Rävgor: Od ciebie? Nigdy
Rävgor: wysłał zdjęcie
Rävgor: Trochę mi się nudzi
Jeremy: I tak miałem dziś tam przyjść...
Jeremy: Daj mi chwilę, aż dojdę do domu
Nancy: Czemu nie
Sia: +1
Kyle: Kurde
Kyle: Głupio jak powiem, że mi się nie chce
Z dziesięć minut później wszyscy siedzieliśmy na strychu. Nancy stroiła gitary, czemu się przyglądałem. Kyle żywo dyskutował o czymś z Jeremim, jednocześnie pisząc z kimś, a Sia szukała nut.
– Wy porządku utrzymać już nie potraficie? – spytała w końcu z lekką irytacją, głównie patrząc na Kyle'a.
Ten wzruszył ramionami.
– Nie wiem, o co ci chodzi.
Posłała mu groźne spojrzenie.
– Jak zwykle nic nie wiesz.
Nancy podłączyła gitarę do wzmacniacza i zagrała prosty akord, co ogłuszyło ich wymianę zdań.
– Nastrojona – powiedziała, podchodząc do Kyle'a i wręczyła mu instrument – To nie jest takie trudne, serio. Szczególnie że istnieją do tego aplikacje.
– Dzięki – mruknął.
– Może kiedyś się nauczy. Albo i nie – dodał Jeremy i na bębnach zagrał krótką melodię, która sugerowałaby, że to miał być żart. W założeniu chyba to nawet nie miało być śmieszne.
– I pomyśleć, że mamy te same geny – jęknęła Sia, patrząc się głównie na Nancy. Na mnie trochę też.
Też was lubię.
Wypadałoby im powiedzieć kiedyś o tym co zaproponował Aless i Myers. Jestem prawie pewien, że im się ta wizja spodoba.
– Naszła mnie wena, żebym pograć – zacząłem w końcu – Zazwyczaj wy ją macie. Wybaczcie, jeśli zajmuję wasz cenny czas.
– I tak bym tu spędził całe popołudnie – przeszkodził mi Jeremy – Nancy musi coś przećwiczyć przed zajęciami, a tych dwoje powinno być na studniach. Zatem cenny czas powiadasz?
Teraz wszyscy cicho się zaśmiali. Wiem o tym wszystkim, co zdążył powiedzieć Jeremy. Specjalnie to wyolbrzymiam, dobrze zatem, że jeszcze on tego nie widzi.
– Męczący dzień miałem, a to jest dobry sposób na odreagowanie – dodałem, przypadkowo naciskając na klawisze.
Nie musiałem długo czekać na reakcję. Przypadkowe dźwięki zaczęły wydobywać się z instrumentów, tworząc muzyczny chaos. Po kilkunastu sekundach zaczęło tworzyć to spójną melodię do Zombie od The Cranberries. Jedna z pierwszych piosenek, którą się nauczyliśmy razem grać. I jedna z nielicznych, gdzie wszyscy znamy do niej tekst. Nie z ma z tym jakiejś dłuższej historii. Potrzebowaliśmy czegoś, co pasowałoby wszystkim i ta była taką piosenką.
Następnie zaczęliśmy grać kolejne piosenki, trochę je ze sobą łączyć. A kiedy jakiś dźwięk nie pasował do reszty, muzyka na chwilę ustawała, żeby ta osoba mogła zacząć kompletnie nową melodię, a reszta musiała się pod to dostosować. Najczęściej był to Kyle. I Nancy, tyle że ona to specjalnie robiła głównie, żeby się popisywać. Dość rodzinna cecha.
– Mogę coś zaproponować? – przetrwał w pewnym momencie Jeremy.
– Bring Me the Horizon? – spytaliśmy wszyscy bez zastanowienia.
Dramatycznie westchnął i przewrócił oczami.
– Nie. Ale trochę podobny klimat.
Wziął do ręki telefon i zaczął coś na nim pisać. Po chwili dostałem wiadomość z linkiem do piosenki. Sam mu ją poleciłem w momencie, kiedy Bring Me the Horizon leciało wszędzie w naszym domu. Za dużo ich było.
– To jak? – zapytał niepewnie.
– Brzmi dobrze – powiedziała Sia, sprawdzając ją na słuchawce.
Jeremy się uśmiechnął szczerze. Rzadko się mu to zdarzało.
Odwróciłem się do mnie ich. Na telefonie wyświetliłem sobie tekst piosenki, żeby przypadkiem czegoś nie pomylić.
Kyle zaczął grać jako pierwszy, patrząc co jakiś czas na nuty. Po chwili reszta się włączyła, a ja czekałem na moment, w którym będę mógł zacząć śpiewać, a tuż przed refrenem włączył się Jeremy.
Well, I'll fly to the moon again
Well, I'm sleeping with clothes up on my headI'll fly to the moon againI'm dying in a hot tubI'm dying in a hot tub with my friends
Jak na coś, co graliśmy pierwszy raz, szło całkiem dobrze. Wygasiłem wyświetlacz w telefonie. Słowa zaczęły same ze mnie wychodzić, wpasowując się do wolniejszych rockowych tonów. O ile Palaye Royale można było nazwać rockiem.
Wczuwając się w muzykę, bardzo często odcinałem od siebie sygnały, jakie dochodziły do mnie z innych zmysłów. Węch nie miał znaczenia, uszy słyszały tylko muzykę, a przez większość czasu i tak miałem zamknięte oczy, o ile nie grałem na keyboardzie. To był bardzo przyjemny stan, gdzie nie musiałem się niczym przejmować i myśleć o niczym. To jednak jest coś, co bałbym się wynieść poza ściany tego strychu.
Wraz z zakończeniem piosenki usłyszałem klaskanie. Nim rozpoznałem zapach tych osób, zdążyłem odwrócić głowę. Nie spodziewałem się dziś zobaczyć Harry'ego. Aless by pewnie do mnie wydzwaniał, czy żyję, a do Scarlett planowałem iść sprawdzić, czy żyje.
Jednak ważniejsze, co oni tu robią?
– Serio? – jęknąłem cicho, chowając twarz w dłoniach i powstrzymując żałosny śmiech. To już można nazwać komizmem.
– Miałem rację. Nie wmówisz mi, że nie – zaczął Aless podchodząc do mnie. Chyba nikt oprócz mnie nie miał pojęcia, o czym on mówi. Chociaż tyle.
– Możesz się nie wypowiadać o rzeczach, o których nie masz bladego pojęcia? Rozumiem, że przez twoją wiek myślisz, że jesteś lepszy od wszystkich i wiesz więcej, ale to nie zawsze jest prawda.
– Czyli jednak coś ci zrobił? – spytała Scarlett, a następnie poparzyła na Harry'ego – Mówiłam ci, a ty nie wierzyłeś.
– Robiliście o to zakłady? – zapytałem niemiłym tonem.
Scarlett przewróciła oczami.
– To będzie ciekawe – rzucił Jeremy, na co Sia westchnęła ciężko – Co?
– Poważnie? Wezwali cię do Myersa i wyszedłeś wkurwiony. To nie jest normalna sytuacja.
Spojrzałem się na Scarlett. Zapomniałem o tym, jak to mogło wyglądać z perspektywy innych. Aless tymczasem nawet nie próbował się teraz odezwać. Możliwe, że czekał aż to wyjaśnię.
Co z bólem serca ostatecznie zrobiłem.
– Wezwał mnie, ponieważ wszechwiedzący Aless uznał, że dobrym pomysłem byłoby, gdybyśmy pojawili się na balu w postaci zespołu i zapewnili tam muzykę.
– Słyszałem, że dobrze śpiewasz. Wybacz, że rzuciłem pierwszą myśl, jaka mi przyszła do głowy – mruknął Aless, jednocześnie rozglądając się dyskretnie po pomieszczeniu.
Jęknąłem coś z niezadowolenia. Moglibyśmy zostawić już ten temat. To nikomu nie służy.
– Lubię to pomieszczenie – odezwał się Harry, chyba chcąc zmienić lekko temat. I ocieplić atmosferę – Ma dobrą akustykę i przy okazji dobrze wygląda.
Wyglądał jakby tu już wcześniej był. Ukradkiem spojrzałem na Jeremy'ego, który udawał, że ma jego słów gdzieś. Coraz fajniej.
– Tyle razy u ciebie byłam i nigdy tego miejsca nie widziałam – dodała Scarlett.
– Zdarza się.
– To zaczyna być męczące. Czego chcecie? – zapytała Nancy. Widziałem w jej oczach irytację – Nie mam dziś zbytnio czasu, a muszę jeszcze poćwiczyć przed zajęciami. Więc jak już musicie tu być, to chociaż nie przeszkadzajcie.
Wszyscy na nią spojrzeli i nawet nie pomyśleli o tym, żeby zaprotestować.
Warto wspomnieć, kobietom w mojej rodzinie z łatwością przychodzi przejmowanie kontroli nad sytuacją. Co byś nie zrobił i jak bardzo się nie starał, one w tym i tak będą lepsze. Osobiście mi to nie przeszkadza. Mi to właściwie pasuje.
– Tak też sądziłam – powiedziała i zamieniła bas na skrzypce.
– Jeśli mogę... – zaczął Aless, patrząc na odłożony instrument. Nancy z niepewnością mu go podała, a ten zaczął go oglądać, a wszyscy zaczęli się mu przyglądać. – No co? Umiem grać na instrumentach, miałem sporo czasu, żeby się tego nauczyć. Mogę zagrać z wami, jak będę wiedział co.
Wymieniliśmy się spojrzeniem z rodzeństwem.
– Wątpię, żebyś grał tak dobrze, jak Nancy, ale czemu nie – odparł Kyle – Możesz nawet wybrać co chcesz zagrać – i rzucił mu iPoda.
Aless zaczął przeglądać jego wartość.
– Że ktoś w tych czasach jeszcze z tego korzysta... O znacie dość sporo Linkin Park. Opowiadałem kiedyś, że byłem na ich koncercie, zanim byli sławni i od tamtego momentu to mój ulubiony zespół? – Nikt mu na to nie odpowiedziała. – Oo In The End jest na liście. To mój wybór.
– Wymagasz od Rävgora, żeby grał i śpiewał na raz – Kyle się zaśmiał.
Westchnąłem głośno i nacisnąłem na klawisze. In The End była jedną z pierwszych piosenek (i na pewno pierwszą Linkin Park), jakie nauczyłem się grać na keyboardzie. Po jakimś czasie reszta się włączyła. Czułem na sobie zaciekawiony wzrok Scarlett i Harry'ego. Aless dziwnie się na mnie spojrzał. Już chciałem zacząć śpiewać zwrotkę, jednak on mnie w tym uprzedziłem. Jak się okazuje, Aless potrafi też rapować łamane na śpiewać. Czekam na coś, czego nie będzie umieć. Uznałem, że nie ma co mu się wtrącać, jednak przeczuwałem, że on chce, żeby faktycznie nasza wersja wybrzmiała jak oryginał, na dwa głosy.
Nie brzmiało to źle, co by nie mówić. Ale czuć było, że choć Aless potrafił grać, tak nie było to coś, co robił regularnie. Śpiewał za to lepiej w porównaniu do swojej gry. Połączenie tego wszystkiego nie brzmiało źle. Co jakiś czas zerkałem na Nancy, której wyjątkowo dobrze szło, bo chyba na skrzypcach tego jeszcze nie grała. Jeremy zaczął się popisywać, co było słychać po tym, z jaką siłą walił w bębny. Kyle jak zwykle trochę miał to gdzieś, jednocześnie się przykładał do tego robi, ale tak po prostu wyglądało jego podejście do życia, a Sia po prostu robiła swoje.
Moja ulubioną reakcją był jednak zafascynowany Harry, który sprawiał wrażenie jakby fakt, że potrafię śpiewać był bardziej niewiarygodny niż to, że jestem wilkołakiem. Scarlett po prostu słuchała, spodobała mi się jej reakcja.
– Czemu ukrywałeś to wszystko? – spytał Harry, tuż po zakończeniu gry, bezpośrednio patrząc na mnie.
Odczekałem chwilę z odpowiedzią.
– Nie ukrywałem tego, po prostu o tym nie mówiłem. Poza tym nie jestem na tyle dobry, żeby się tym chwalić.
– Ma rację – dodał Jeremy – I ty też czasem nie słuchasz.
Harry nie skomentował uwagi, która była bezpośrednio skierowana do niego.
– Dawno nie grałem, mam nadzieję, że nie było aż tak źle – zaczął Aless, patrząc na bas i łapiąc jakiś akord – Ale potrafię rozpoczynać dobry sprzęt. To wszystko musiało kosztować fortunę.
– To z pieniędzy na nasze studia – wtrącił Kyle – Yale bez żadnego ale zawsze i wszędzie przyjmuje dzieci Alf, opłacając całą edukację tam.
– A faktycznie coś o tym słyszałem. To co, idziesz na Yale? – popatrzył na mnie. Pozostawiłem to bez komentarza, na co podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu.
Wiem, co chciał powiedzieć. Żebym się zgodził. Szansa na to, że ten bal się odbędzie i tak połowiczna. Powinienem się zgodzić.
Ugh. Niech będzie. W razie czego będę szukał wymówek na ostatnią chwilę.
Strąciłem mu dłoń ze swojego ramienia.
– Pozwalasz sobie na za dużo. Ale niech ci będzie, jeśli cała reszta nie ma nic przeciwko, ja też nie – mruknąłem i uśmiechnąłem się krzywo – Zagram na tym balu.
***
Powróciłam. Tak. Przez życie i pewne sprawy moje chęci do pisania zaniknęły na jakiś miesiąc, ale już jestem. Bądźmy dobrej myśli, żeby już tak zostało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro