XXXIV - Aless
– Wiem, że nawaliłam, Aless... Ale ty? Nie spodziewałam się nie tego po tobie.
Prisca wstała z fotela i podeszła do nas. Widać, że była zmęczona.
– Nie masz prawa mnie oceniać. Starałem się ratować mu życie...
– I przegapiłeś moment, w którym umarł!
Jej głos rozniósł się po całym pomieszczeniu. Kilka minut wcześniej wyprosiła wszystkich, którzy w nim byli. Zostałem tylko ja i ona, no i Rävgor, Scarlett, żeby dopowiadać do mojej wersji wydarzeń i wciąż nieprzytomny Ian.
– A co miałem zrobić? Był w stanie takim, jakim był, więc to czy zorientowałbym się wcześniej, czy żyje, czy nie i tak nie miałoby znaczenia. Żył przed moim ugryzieniem.
– A masz pewność?
– Skoro teraz jest wampirem, to chyba musiał żyć!
Prisca podeszła do mnie.
– Zdajesz sobie sprawę, że on jest twoją odpowiedzialnością teraz? Przez morderstwa nastolatków, nikt mi nie da spokoju, jeśli nowoprzemieniony wampir zacznie szukać pożywienia wśród ludzi! – starała się uspokoić głos. Nie szło jej to dobrze.
Czas na krótkie wytłumaczenie się przed samym sobą. Tak, jestem odpowiedzialny przemianę Iana. Nie, to nie jest moja wina, że trafił do tej uliczki.
Ale co tak naprawdę się stało? Cóż... Wiedziałem, że Ian umiera. Niejednokrotnie widziałem, jak ciało umiera. Wiedziałem też, że jedyną próbą ratunku będzie próbować opcji z jadem. Mój strach przed tym to jedno, ale musiałem to zrobić. Nie przyjemne jest wgryzanie się w ludzką skórę. Zacząłem czuć świeżą krew, trochę mnie to oszołomiło, ale przez moje pierwsze wrażenie, szybko odsunąłem od siebie rękę Iana. Wtedy do mnie doszło, że coś się zmieniało. Stąd dopiero po fakcie zdałem, sobie sprawę, że Ian umarł. A później zaczął się przemieniać w wampira.
Postawmy jednak sprawę jasno. Albo to, albo szykowalibyśmy się na kolejny pogrzeb nastolatka. I to w dodatku bez żadnych poszlak za mordercą.
– Gdybyś go nie straciła z oczu, to nie byłoby tego teraz! Tak, wiem. Pilnuję go od dwóch tygodni... A od dwóch miesięcy staram się do cholery znaleźć mordercę! Naprawdę myślisz, że specjalnie to wszystko przeciągam? Uwierz, nie jest mi to na rękę.
– To, co teraz? – spytała zrezygnowana – Ktoś jeszcze wie, co się z nim stało i w jakim jest stanie?
– Aless uznał, że najpierw wypada iść z tym do ciebie – odezwał się Rävgor.
– Ma kilka godzin, zanim się obudzi. Najlepiej będzie go odizolować od wszystkich, ciężko przewidzieć, czy nie będzie miał chęci mordu przez parę minut, zanim dojdzie do siebie – zaczęła powoli wymieniać Prisca – Krew jest ważna. Najlepiej po połowie z wodą. Będzie chciało mu się pić, a tak będzie mieć wrażenie, że wypił więcej. Kiedy się obudzi i dowiem się, w jakim jest stanie, zajmę się jego rodzicami. Osobiście – podkreśliła, patrząc bezpośrednio na mnie – Rozumiesz?
– Nie jestem idiotą. Wiem jak obchodzić się z nowoprzemienionymi.
– To dobrze... Zaraz wrócę – mruknęła pod nosem i wyszła z sali.
– Widziałem ją w gorszym stanie – powiedział Rävgor – Uwierz, jest bardziej zła na siebie niż innych, w tym ciebie.
– Możliwe. Wciąż to ja go przemieniłem.
– Gdyby nie ty, już by nie żył – wtrąciła Scarlett – Co innego mogłeś zrobić?
Pozwolić mu umrzeć. Przynajmniej coś w moim śledztwie, by ruszyło do przodu.
Oczywiście tego nie mogłem powiedzieć.
– Zawsze jest jakieś wyjście – mruknąłem. Spojrzałem na Iana, który leżał na fotelu. Jak bardzo było mi żal tego dzieciaka – Zastanawia mnie tylko, po co wychodził z domu? W sensie wiem, że nie miał żadnych planów na ten dzień. Dlatego mogłem wyjść z wami, bo widziałem, że będzie bezpieczny w domu. Pominę, że jego matka widziała o zagrożeniu, więc nie wysłałaby go do sklepu ot tak.
Bardzo coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Zrezygnowany usiadłem na podłodze, opierając się o fotel. Wciąż w ustach miałem posmak jego krwi. Miło słodka w posmaku. Nie dla mnie, ale nie była taka zła.
Nie na tym muszę się skupić. Muszę ogarnąć jakiś plan.
Wtedy też z jego kieszeni wypadł telefon. O dziwo to Scarlett zdążyła to zauważyć jako pierwsza i go podniosła.
– Jebana – powiedziała pod nosem, wpatrzona w ekran – Wiedziałam, że coś ukrywa. Gdzie jesteś? Czekam na ciebie od jebanych czternastu minut. Spotkanie z twojej inicjatywy, na które nawet nie raczysz przyjść.
– Czekaj, co? – spytał Rävgor.
– Ian wymknął się z domu pod pretekstem pójścia do sklepu, żeby się spotkać z Abigail – wyjaśniła, wpatrzona wciąż w ekran – Po prostu wiedziałam.
– W sumie... Ian ostatnio wspomniał, że się z kimś spotyka. Ale że z Abigail, na to bym nie wpadł, nie mniej w szoku też nie jestem.
Jeśli mam być szczery, to nie wiem, jak oni z taką łatwością ignorowali fakt, że Ian prawie dziś umarł, skupiając się na jego domniemanym związku. Po prostu nie mam pojęcia.
Ten element był natomiast dość przydatny. Może by tak przeczekać weekend i zobaczyć, w jakim stanie będzie Ian, policja zajmie się poszukiwaniami, a może morderca się w jakiś sposób zdradzi, że popełnił błąd. Później wytłumaczy się, że znaleźliśmy Iana kompletnie pijanego, który nie chciał wracać do domu i kontaktować się z nikim, dopóki nie poczuje się lepiej.
Niestety ten plan zadziała tylko w najlepszym przypadku. Gorzej, jeśli po przebudzeniu się Ian będzie chciał wokół wszystkich pozabijać.
– Nad czym myślisz? – usłyszałem nad sobą, co oderwało mnie od patrzenia w jeden punkt. Głos Scarlett był nadwyraz spokojny.
Wzruszyłem ramionami.
– Staram się wymyślić idealne rozwiązanie z tej sytuacji...
Chciałem coś jeszcze dodać, ale wtedy do pomieszczenia wróciła Prisca. Zdawała się być bardziej opanowana niż kilkanaście minut temu.
Spojrzała na mnie ze zmieszanym wzrokiem.
– Zrobiłam wam przysługę i poinformowałam o całym zdarzeniu Dawn i Melanie. Nie są zbyt zadowolone z tego, jak to wygląda, ale to ponad nas. Starałam się też załatwić krew, ale James mnie uświadomił, że najlepiej, gdyby to była dokładnie taka sama grupa krwi, jak jego. Nikt niby tego nigdy nie potwierdził, ale to podobno zdrowsze. A musimy minimalizować jakiejkolwiek ryzyko, więc krwią musicie się zająć.
– To akurat nie będzie trudne – mruknął Rävgor, patrząc na mnie wymownie. Chyba powinienem wiedzieć, o co mu chodzi.
– Doceniam każdą próbę pomocy z twojej strony, choć oboje wiemy, że... – zacząłem, ale mi przerwała.
– Jak chcesz się obwiniać, to mogę powiedzieć tyle, że jako detektyw twojej rangi już dawno powinieneś rozwiązać ten problem. A jak na razie, co masz?
– Więcej niż policja. Uwierz, to nie jest takie proste, kiedy nie masz praktycznie żadnych poszlak.
– Nie mówię, że to proste.
Przez chwilę panowała cisza. Prisca spoglądała raz na mnie, raz na Iana. Ukrywanie tego, że nie wie, co powinna zrobić, nie wychodziło jej najlepiej.
– W czymś jeszcze potrzebujecie teraz pomocy? – spytała w końcu – Nie chcę, żeby zarzucali mi, że wam nie pomogłam, kiedy mogłam.
– Właściwie to tak. Masz może samochód do pożyczenia? – zapytała Scarlett. To był niegłupi pomysł.
***
– Nie wierzę, że się na to zgodziłem – jęknął Harry.
– Trzeba być idiotą, żeby ot tak się na coś takiego zgodzić – odparł Jeremy.
Powiem tyle. Rävgor oświecił mnie, że Harry ma dokładnie taką samą grupę krwi, co Ian. Napisałem, więc do niego, czy nie chciałaby pomóc koledze, oddając krwi. Dopiero teraz zaczyna mieć wątpliwości co do tego pomysłu.
Siedzieliśmy w łazience Lupusów, tej należącej do Rävgora i Jeremy'ego. Rävgor wraz ze Scarlett upewniali się, czy piwnica będzie wystarczająco bezpiecznym miejscem dla Iana, a ja miałem pobrać krew. Powiedzmy, że muszą mi nieźle ufać, skoro dają się wampirowi tym zająć. A co tu robi Jeremy? Uznał, że i tak mu się nudzi, to równie dobrze może potowarzyszyć Harry'emu.
Moja wersja jest taka, że wykorzystuje sytuacje, w których może spędzać czas z Harrym. Ciekawe, kiedy Rävgor to zauważy?
– Zabawny jak zwykle.
– Mogę? – spytałem, przerywając im rozmowę. Harry spojrzał się na igłę, którą trzymałem w ręce.
– Aktualnie nie mam innego wyjścia. Powiedz jeszcze raz, czemu nie mogliście załatwić krwi ze szpitala? To nie może być aż takie trudne.
– I nie jest. Mam kilka worków z krwią w hotelowej lodówce. Idzie za tym cała mentalność, że ten pierwszy raz, kiedy próbujesz krwi, najlepiej, żeby była świeża. A jak jest zgodna z twoją grupą krwi, to już w ogóle raj. Taki niepotwierdzony bullshit, bo każda przemiana jest inna i każdy inaczej reaguje. Ale jeśli możemy zminimalizować szkody, jakich nowoprzerodzone wampiry dokonują, to warto spróbować.
Wraz z zakończeniem zdania, wbiłem mu igłę w zgięciu łokcia. Prowizoryczne warunki miałem do tego, na szczęście Prisca załatwiała mi wszystko, czego potrzebowałem, żeby zachować jakąkolwiek sterylność. Worek z krwią zaczął się powoli napełniać. Osobiście na dziś już miałem jej dość.
Około piętnastu minut później, było po wszystkim. Harry trochę jęczał, że nigdy więcej tego nie zrobi, a Jeremy starał się nie śmiać, słuchając jego rewelacji. Pozostało już tylko czekać, aż Ian się obudzi. Oczywiście wziąłem to na siebie.
Scarlett wróciła do domu, każąc nam ją powiadomić, jak coś się zmieni, bo zarwanie całej nocy dla samego zerwania nocy, mijało się u niej z celem. Rävgor zrobił podobnie i poszedł do swojego pokoju spać. Przeczuwał, że kiedy na dobre zacznie się coś dziać, to może nie znaleźć czasu na sen. Cieszył się jednocześnie jak nigdy, że akurat dziś Melanie z Phillipem wyszli na kolekcję poza domem i nie musiał się martwić wyjaśnieniem, co dwójka wampirów robi w ich piwnicy. A raczej wyjaśnieniem to przed ojcem, bo Melanie już wiedziała o tym wszystkim.
Siedziałem więc sam w piwnicy zamknięty z nieprzytomnym Ianem. Czekając, aż się ocknie, myślałem nad tym, co mu powiem i jak to wszystko wyjaśnię. Oczywiście tylko na początku, później przerodziło się to w rozmyślanie, jak do tego wszystkiego doszło. Jak udało komuś niezauważenie porwać ze sklepu, a następnie porzucić bez śladu swojej obecności. Coś zdecydowanie było z tym nie tak. Będę się musiał przejść i przejrzeć monitoring z tych miejsc. Może to mi coś powie więcej. Albo chociaż cokolwiek.
Podobnie jak Rävgor przy swojej przemianie, Ian miał do ręki przymocowany łańcuch, w razie czego jakby chciał uciec. Z jednej strony chciałem, żeby już się ocknął, bo jednak takie siedzenie i oczekiwanie było trochę nudne. Z drugiej jednak wciąż musiałem przemyśleć, co mu powiem. W dzisiejszych czasach uświadamianie ludziom, że świat nadprzyrodzony jest prawdziwy, nie jest szczególnie trudny, ale trzeba to zrobić umiejętnie, żeby nie zostać wyśmianym. Wolałbym nie zostać w najbliższym czasie wyśmiany. To takie skromne życzenie.
Siedzenie tu zaczynało mnie nużyć. Zazwyczaj jestem bardziej cierpliwy, nie mniej zdawałem sobie sprawę, że w tym czasie jak nic nie robię, mógłbym, chociaż się dowiedzieć, czy świat już wie, że Ian zaginął. A tak, choć mam dostęp do telefonu i internetu, nikt mi tego nie powie. Z braku lepszego zajęcia w ściągnąłem pierwszą lepszą grę i zacząłem tracić na niej czas. Jakieś trzy godziny później kolorowania ponumerowanych kwadratów, usłyszałem cichy dźwięk wydawany przez łańcuch. Zablokowałem telefon i schowałem go do kieszeni. Upewniłem się też czy chociaż część noży mam przy sobie. Delikatnie się podniosłem, starając się nie wydawać przy tym żadnych dźwięków. Podszedłem do Iana. Zaczął, pozwoli się poruszać. Wzięłam głęboki wdech. Zaczyna się.
Nagle otworzył oczy. Źrenice miał powiększone, a na twarzy pojawiła się niepewność. Pochyliłem się nad nim i po prostu obserwowałem, czekając na jego reakcję.
– Aless? – spytał niepewnie, odsuwając się ode mnie.
– No hej.
Starałem się, żeby mój głos brzmiał tak tylko przyjemnie, jak tylko mógł. Ogarnij się, on cię przecież nie zabije.
– Gdzie ja jestem? Co się stało? I co ty tu robisz?
Usiadłem na podłodze, przez to głowę miałem na wysokości jego. Przynajmniej jeszcze nie zauważył, że jest przykuty.
– To nie jest takie proste. Co pamiętasz jako ostatnie? Nie chcę ci mieszać we wspomnieniach.
Zamyślił się na chwilę.
– Byłem... Byłem w sklepie. W jednej z tej alejek, które są blisko magazynów... Miałem się spotkać z Abigail... O czym właściwie nie powinien mówić.
– Więc mam dla ciebie trzy... A właściwie na razie cztery wiadomości. Stwierdzenie faktu, złą, dobrą i zależną od interpretacji. Pierwsza jest taka, że więcej nie masz jak pamiętać, druga, że umarłeś, trzecia, że jednak żyjesz, a czwarta to, że znajdujemy się w piwnicy Rävgora.
Pomimo braku pełnej świadomości, spojrzał na mnie jak na idiotę.
– Wiem, jak to brzmi...
– Nie sądziłem, że tak wyglądają pokoje gościnne u Lupusów.
Dobra to było zabawne.
– Dobrze się czujesz? Nic cię nie boli? Nie... czujesz pragnienia?
Ian próbował się podnieść, żeby usiąść. Odsunąłem się, żeby przypadkiem nie dostać nogami. Wtedy też dostrzegł łańcuch. I tyle po łagodnym wprowadzeniu. Wstałem bezgłośnie i zabrałem jeden z bidonów, w których znajdowała się rozcieńczona krew. Przez słabe oświetlenie w pomieszczeniu, ciężko było dostrzec, czym właściwie jest wypełniony pojemnik, jak się tego nie widziało, co było na moją korzyść.
Zapatrzył się na swoją rękę. W głowie aż pojawiała mi się moja własna przemiana. W moim przypadku za dużo się nie zmieniło, ale nie wątpliwie krew ojca i śmierć uratowała mi swojego czasu życie w czasach, gdy od przeziębienia można było umrzeć. Nigdy też nie byłem w stanie pojąć maniakalnej żądzy krwi, dla której właściwe wszystkie wampiry były skłonne zabić. Ale tego to chyba już nigdy nie zrozumiem.
– Rozumiem, że możesz czuć się niepewnie, nie wiedząc, co się dzieje. Wiem, że na razie ja tego nie ułatwiam – zacząłem się tłumaczyć, starając się skupić na czymś jego uwagę. W międzyczasie podałem mu bidon – Wypij to. Poczujesz się lepiej.
– Właściwie to chcę mi się pić – powiedział, po czym wypił na raz całą zawartość butelki. Dodanie wody to naprawdę był genialny pomysł, przez to Harry nie umarł z niedoboru krwi – Co to jest?
– Cóż...
Przerwałem jednak. Pomimo że ściany w piwnicy nie powinny przepuszczać dźwięków w obie strony tak, kiedy na górze zaczęli na siebie krzyczeć, a ty masz wyczulony słuch, to oczywiście, że coś usłyszysz.
– Zapytam, więc jeszcze raz. Co się tu dzieje?! – podniesiony głos Philipa nie sugerował niczego dobrego. On ogólnie swoją osobą nie sugeruje niczego dobrego – Co tu robi Harry? Czemu nie śpicie? Czemu Aless w – zawahał się na chwilę – naszej piwnicy z jakimś innym wampirem?
Słuchałem tego, patrząc na Iana, który zdawał się słyszeć to samo, co ja. O ironio to naprawdę rozwiązuje mój problem z powiedzeniem mu, że jest wampirem.
– Oglądaliśmy z Nancy serial, jest weekend, więc uznaliśmy, że możemy dłużej posiedzieć... Harry... Okey to już bardziej skomplikowane. Nie odzywała się przypadkiem do was Prisca?
– Nie... Jednak tak – odpowiedziała Melanie.
– Mnie zastanawia czy powiedzieliście komuś, że ja wiem? – spytał Harry.
– O czym oni rozmawiają?
Głos Iana wyrwał mnie ze słuchania kłótni.
– Cóż, rozmawiają o tobie – powiedziałem niepewnie – Kiedy byłeś w sklepie, ktoś najprawdopodobniej cię porwał. Jeszcze nie doszedłem do tego, kto to był. A następnie porzucił w alejce. Przypadkowo z Rävgorem i Scarlett na ciebie wpadliśmy. Ledwo co żyłeś. Szanse na to, że przeżyjesz w naturalny sposób, były bliskie zeru, jedyną szansą było – tak, to ten moment, w którym ominę to, że popełniłem błąd – przemienienie cię w wampira. Uwierz, wiem, jak to brzmi. Nie jestem idiotą. Też bym nie uwierzył... Ale to prawda. I wiem to, bo sam jestem wampirem.
Dawno nie robiłem takiego coming outu. Serio, częściej musiałem uświadamiać ludziom, że jestem biseksualny, niżeli że jestem wampirem. A raczej hybrydą wampira i człowieka, ale to na razie zbyt skomplikowane dla niego.
Ian po prostu nie na mnie patrzył. Mimowolnie oblizał usta z krwi. Ciekawe czy już wie...
– Czy ja właśnie wypiłem krew? – spytał stłumionym głosem.
– Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie. Po prostu nie chcesz tego przyznać. I tak mogłeś trafić gorzej. Na przykład na ową Priscę – wskazałem ręką na sufit – Gdyby ona to tu była... Nie jest to najmilsza osoba, że tak powiem, a aktualnie nie jest w humorze.
– Czy to jest jakiś rodzaj żartu? – przerwał mi w pewnym momencie – Wiem, że ty w Rävgor się przyjaźnicie w dziwny sposób, a on wciąż za mną nie przepada. Musieliście znaleźć mnie pijanego i on uznał, że to będzie świetny pomysł.
Westchnąłem cicho. To będzie ciężkie kilka następnych godzin.
– Uwierz, gdyby to miał być żart... A w sumie co mi szkodzi – mruknąłem pod nosem i wyjąłem z rękawa jeden z moich noży – Spróbuj to złapać – i rzuciłem w bezpośrednio w niego z optymalną siłą. Chciałem mu pokazać, jak szybko się goją moje rany, ale w ostatniej chwili doszło do mnie, że akurat po tych nożach (specjalnie wykutych, żeby ranić na dłuższy czas istotny nadprzyrodzone) to mogłoby nie wyjść. A trochę nie chciało mi się teraz szukać zamiennika. Ian bez problemu złapał nóż, wymierzony centralnie prosto w niego – Mogę ci powiedzieć tylko tyle, że złapanie noża, który leci prosto w ciebie bez superszybkości, jest praktycznie niemożliwe. Przynajmniej nie bez przygotowań i treningów. Trzymałeś wcześniej kiedykolwiek nóż do rzucania w ręce?
Pokręcił głową. Zmusiłem się do wysunięcia kłów. Tego też nie lubiłem robić, zawsze później kaleczyłem się w język, kiedy mówiłem.
– Nie mam intencji, żeby cię okłamywać, Ian. Byłem na twoim miejscu, bardzo dawno temu. Po dziewiętnastu latach swojego marnego życia poznałem swojego biologicznego ojca, który nie dość, że mnie uratował to okazał się być wampirem. I tak w tym roku kończę sto czterdzieste czwarte urodziny... Czuję się w tym momencie za ciebie podwójnie odpowiedzialny i zrobię, co w mojej mocy, żeby ci w tym wszystkim pomóc. A jestem słowną osobą.
Ian nie odzywał się przez chwilę.
– Chyba nie mam innego wyjścia i muszę ci uwierzyć. W takim razie, co muszę wiedzieć?
***
Ostatni rozdział w tym roku. Jak się z tym czuję? Coż, nienajgorzej, nienajgorzej. Chciałabym w tym miejscu życzyć szczęśliwego nowego roku, gdyż kiedy to publikuję jest Sylwester. Tak wypada.
I małe ogłoszenie... Spora szansa, że rozdziały zaczną się pojawiać, co dwa tygodnie. A przynajmniej na razie. Życie mnie zajmuje, lektury trzeba czytać i piszę na bieżąco jeszcze jedno opowiadanie. Godzin w dobie zaczyna mi brakować na to wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro