XXXIII - Scarlett
Minęły z dwa tygodnie, aż wszystko się uspokoiło. I szczerze powiem, że nie wiem, czy to dobrze, czy nie.
Rävgor po tym, jak przespał cały weekend, właściwie zachowywał się jak zawsze. Jedyne co się w nim zmieniło po przemianie to podejście do innych. Zaczął bardziej szanować całą trójkę osób, które wcześniej mógł zlać dla zasady – Alessa, Jeremy'ego i Harry'ego. W opinii publicznej nic się nie zmieniło, ale kiedy jechaliśmy albo wracaliśmy ze szkoły, wciąż nie mógł wyjść z podziwu, jak bardzo mu pomogli. Aless oczywiście przy tym wszystkim dwoił się i troił, żeby nie tylko pilnować Rävogora, ale i Iana, po przegranym meczu z Northside. Nikt tego oczywiście nie powie na głos, ale woleliby, żeby coś się stało z Ianem, żeby złapać Heartlessa. Ciekawy pseudonim dla mordercy swoją drogą. Jeremy natomiast stał się bohaterem, kiedy w poniedziałek podczas lunchu wygłosił sporą mowę o tym, że jeśli ktoś nawet spróbuje się spytać jego albo Rävgora, czemu z tym drugim nie było kontaktu przez cały weekend, to osobiście dopilnuje, żeby i z tą osobą przez kilka dni nie dało się skontaktować. Faktycznie nikt się nie odważył spytać. Niestety usłyszał to Myers i biedny musiał się tłumaczyć ze swoich słów. Jak dobrze, że dyrektor jest wyrozumiały. Szczególnie jak się dowiedział, co Rävgor musiał przejść od Halloween. No i został jeszcze Harry. Na wieść o tym, że jest łowcą... Takich rzeczy nie słyszy się na co dzień. Dla mnie to nic nie zmienia i tak z nim praktycznie nie mam kontaktu, ale dla Jeremy'ego i Rävgora właściwe zmienia to wszystko. Po tym, jak w niedzielę się to wydało, spędził u Lupusów dobre kilka godzin, żeby móc to sobie wyjaśnić i uzupełnić swoją wiedzę. Jak dobrze, że nikogo wtedy nie było u nich w domu, bo sposób, w jaki się to wydało, był tak absurdalny, że teraz bym się wahała powierzyć jakiś sekret Jeremy'emu. Ale z drugiej strony widziałam spam i presję, jaką Harry na nim wywierał. Około stu wiadomości na dzień o tym samym. Powiedz mi, co się stało. Po rozmowie, w której razem z Alessem braliśmy udział, doszli do wniosku, że powinni się oboje domyślić, kim są po takim czasie. Szczególnie że Rävgor był w domu Harry'ego, gdzie ten miał poustawiane zdjęcia z matką. Rävgor miał natomiast gdzieś na widoku postawioną fotografie z Eveline, Melanie, Dawn i Priscą za ich czasów liceum. Nic nowego, że oboje są ślepi i to przegapili.
A co ja w tym czasie robiłam? Raz, że musiałam się mocno tłumaczyć mamie, czemu nie wróciłam do domku po meczu. Oczywiście zrozumiała to, bezpieczeństwo Rävgora jest ważniejsze od spotkania sabatu. Mówiła coś o tym, że miała wizję, że coś takiego może się zdarzyć, ale mówienie o tym naruszyłoby przyszłość. To są momenty, w których bardzo jej nie rozumiem. Dwa naprostować informację o związku z Alessem. Oczywiście tylko z nim. To była ciężka rozmowa, szczególnie że wciąż nie rozumiem, czemu mnie pocałował. I właściwie nie wracaliśmy między sobą do tego tematu. Na moje szczęście. Gdyby ktoś się w szkole o tym dowiedział, miałabym niezły problem. Szczególnie z Abigail, która chyba ukrywa to, że jest w związku.
– Nie zamierzacie się znowu ścigać? – spytałam.
Rävgor i Aless zatrzymali się, odwracając się do mnie, zdając sobie sprawę, że zbyt mocno przyśpieszyli krok.
– Skąd – mruknął Aless – Wiem, że bym przegrał. Nie będę nawet próbował.
– Tchórz – kaszlnął Rävgor w odpowiedzi.
Byłam z tej całej trójki najmłodsza, a miałam wrażenie, że jako jedyna nie zachowuje się dziecinnie.
Wracaliśmy właśnie z pizzy. Był piątek, trzeba było jakoś zaznaczyć, że udało się nam przeżyć ostatnie tygodnie. Szczególnie że kilka dni temu miała miejsce pełnia. Wszyscy przeżyliśmy drugą już przemianę Rävgora.
– Ty natomiast przegrasz z nim, jeśli dojdzie do walki wręcz – powiedziałam – Nie musimy, tego przerabiać za każdym razem jak rozmawiamy.
Uroczo. Przez obu przemawiała dumą. Gorzej niż z dziećmi.
– Mogliśmy pojechać samochodem – zmienił temat Aless – Muszę się jeszcze dziś upewnić czy Ian żyje.
– Proponowałam to. Oboje uznaliście, że spacer jest lepszym pomysłem. I siłą demokracji wygraliście.
– Przynajmniej nie poszliśmy nigdzie daleko – dodał Rävgor.
Teoretycznie miał racje. Szliśmy już z pizzerii od dziesięciu minut i zostało z dwadzieścia. Aktualnie znajdowaliśmy się w tuż przed wejściem na osiedle domków jednorodzinnych. Jeszcze było widać bloki i wyższą zabudowę.
– Następnym razem wystarczy mnie posłuchać. Rozumiem, że męska duma wam nie pozwala mieć innym racji...
– Przesadzasz – jęknął Aless – Poza tym z naszym tempem – wskazał na siebie i Rävgora – Już dawno byśmy wrócili do was.
– Czyli to jednak moja wina? Bo nie jestem tak szybka, jak wy?
Przyjaźń z wami to sama radość.
– Okey, nie wiem jak mam na to odpowiedzieć. Myślę, że istnieje jakieś zaklęcie, które sprawiałoby, że mogłabyś być tak szybka, jak ja, bo Aless to biegać nie potrafi.
– Nie muszę umieć biegać, żeby z tobą wygrać. Noże mi wystarczą.
– A no tak, dzień bez grożenia Rävgorowi nożami jest dniem straconym. Tak samo, jak przypominanie mi o Halloween, co miało miejsce dziś w szkole. Wspomnij jeszcze, jak bardzo nienawidzisz swojego ojca i tęsknisz za miłością swojego życia i będzie komplet.
– Ha ha, zabawne – po czym zaczął mówić coś pod nosem po rumuńsku, żeby przypadkiem nikt go nie zrozumiał.
Wymieniłam się spojrzeniem z Rävgorem. Zdecydowanie nie było pomiędzy naszą trójką normalnych relacji. Ale szliśmy dalej. Aless prowadził, wciąż mówiąc do siebie, chyba zmieniając język, co jakiś czas. Miałeś o jakieś sto dwadzieścia lat więcej, żeby się nauczyć wszystkiego, nie musisz się popisywać. Natomiast z Rävgorem obgadywaliśmy jego zachowanie przez wiadomości. Jedyny sposób, żeby tego nie usłyszał, bo niestety żadne z nas nie mówi w języku, którego on by nie rozumiał.
Rävgor: W sumie to chciałabym go zobaczyć jak jest pijany
Rävgor: Proponował mi kiedyś wspólne picie
Scarlett: Na pewno świetnie byście się bawili
Scarlett: Jego pomysły na trzeźwo, czasem brzmią jak pijane
Scarlett: Istnieje jeszcze szansa, że popadłby w jeszcze większą depresję niż zazwyczaj
Rävgor: A no tak
Rävgor: Jak obstawiasz, ojciec, czy nie udana miłość?
Scarlett: Jedno i drugie. Ten sam okres w jego życiu
Rävgor: O którym praktycznie nic nie wiem
Scarlett: Ja też nie
Zatrzymaliśmy się na chwilę i spojrzeliśmy na siebie. Pomyśleliśmy o tym samym.
– Wciąż masz żal do ojca, prawda? – zaczął Rävgor.
Aless się odwrócił.
– Nieśmiertelni nie mogą trzymać urazy. Moje motto życiowe. Nie mam do niego żalu. Czemu pytasz?
– Nie wierzę ci.
– Pokłóciłem się z ojcem o przekonania. Wiem, co zrobiłem źle, wiem, co on zrobił źle. Musiałem przez to przebrnąć i żyć własnym życiem.
– Jak można się do tego stopnia pokłócić tylko o przekonania, skoro od ponad dwudziestu lat się do niego nie odzywasz?
– Pokazywałem wam kiedyś moje przedramię? – zapytał śmiertelnie poważnie.
– Raczej nie – ubiegłam Rävgora, żeby nie zszedł przypadkiem z tematu, odpowiadając mu.
Aless zdjął skórzaną kurtkę, pozostając w samym T-shircie. Odwrócił głowę na bok i pokazał nam swoje lewe przedramię. W słabym świetle prawie nic nie było widać, ale jednak rząd czarnych cyfr wyróżniał się na tle skóry.
701925
– Zakochałem się kiedyś romantycznie. Miała na imię Danielle i była Żydówką, co jest ważne dla tej historii. Spędzaliśmy dość sporo czasu ze sobą. Niestety był to okres drugiej wojny światowej. Co by nie mówić, ta historia nie może mieć dobrego zakończenia. Pewnego dnia dowiedziałem się, że na następny dzień jej rodzina na zostać przewieziona do obozu – urwał na chwilę wypowiedź – Powinniście z historii widzieć, co to oznacza. Wielce zakochany, doszedłem do wniosku, że jedyny sposób, w jaki będę mógł uratować ją i jej rodzinę, będzie wejście do tego pociągu razem z nimi i ucieczka gdzieś w połowie drogi. Żołnierze uznaliby to za próbę samobójczą, a że ci ludzie i tak jechali tam, żeby umrzeć to cztery osoby w jedną czy drugą stronę nie stanowiły przeszkody. Niestety nic nie poszło po mojej myśli. Na następny dzień cała jej cała rodzina włącznie z nią rozpłynęli się w powietrzu, jakby nigdy nie istnieli. Rozumiałem to za późno. Spędziłem tam dobrych kilka miesięcy. Widziałem okropne rzeczy, gorsze niż możecie sobie wyobrazić. Nastał jednak dzień, w którym nakłoniłem moje najbliższe otoczenie do buntu, przez co sporej ilości osób udało się uciec. Wróciłem po tym do Londynu, gdzie mieszkał mój ojciec. Miałem mu trochę za złe, że nie próbował mnie ratować, ale znałem realia wojny. Jedną już przeżyłem. Ojciec wiedział, że dam sobie radę, a były osoby, które faktycznie potrzebowały pomocy. Jednak to o co poszło z nim, miało miejsce później. W tysiąc dziewięćset czterdziestym szóstym roku po zakończeniu wojny odbyła się parada zwycięstwa. Po tej oficjalnej części miał miejsce się tajemniczy bankiet dla zwycięskich stron. Byli tam przedstawiciele państw, generałowie, wybitni politycy, artyści, no i co ważne, osoby z Frakcji. Te na najwyższym szczeblu, ale jednak. Podczas wznoszenia tostu, ktoś nawiązał do tego, co robił Hitler i kwestię obozu koncentracyjnego. Byłem właściwe chyba jedyną osobą na cały ten bankiet, która to przeżyła na własnej skórze. W pewnym momencie padły słowa o tym, że ostatecznie to i może lepiej, że tak się stało. O sześć milionów ludzi jesteśmy dalej od przeludnienia. Wtedy też zacząłem wygłaszać swoje poglądy na ten temat, opowiadając pokrótce jak traumatyczne było to przeżycie. Poparła mnie jedna osoba, a właściwie jedna osoba, którą poparła następna, jednocześnie powstrzymując od tragedii, do jakiej mógłby tam dojść. Ojciec mnie publicznie nie poparł, a kiedy po tym całym wydarzeniu spytałem, czemu tego nie zrobił, wiedząc bezpośrednio ode mnie, co się tam działo, powiedział, że sam byłem temu sobie winny. Właściwe od tamtego momentu nie spędziłem z nim więcej czas niż trzy dni bez przerwy. Nie mogłem żyć z człowiekiem, który zarzucał mi wprost, że moją winą było przejście przez to piekło. Oczywiście to była moja wina, że tam trafiłem. Mogłem wymyślić lepszy plan, który w razie czego jakby się nie udał, nie sprawiłby, że siedziałbym w obozie koncentracyjnym. Jednak... Chyba rozumiecie, co mam na myśli.
Stałam wpatrzona w niego jak w obrazek. Założył z powrotem kurtkę, patrząc na uliczkę obok. Wiedziałam, że przeszedł straszne rzeczy w życiu, ale jeśli to, co opowiedział ,jest tylko wierzchołkiem historii wyrwanej z maksymalnie pięciu lat, to chyba nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo ma zniszczoną psychikę.
– Wyrzuciłeś to w końcu z siebie – powiedziałam niezbyt przekonana, czy to dobry kierunek – Nawet jeśli to nie było proste.
– A Danielle była suką, skoro nic ci o tym nie powiedziała. Musiała wiedzieć, że byłeś w niej zakochany.
Aless uśmiechnął się lekko.
– Jak mówiłem, romantyczna miłość....
Jego wypowiedź przerwał głośny dźwięk uderzenia o blachę. Spojrzeliśmy się w głąb uliczki. To było dziwne. Aless gestami pokazał mam, żebyśmy nic nie robili, gdzie on sam zaczął się rozglądać na boki. Ostrożnie zaczął iść w głąb uliczki, na której praktycznie nie było świata.
Wyjęłam z kurtki telefon, włączając w nim latarkę i razem z Rävgorem poszliśmy za Alessem. Kucał nad czymś. Rävgor w pewnym momencie się zatrzymał, jakby już wiedział, nad czym skupił się Aless, bo nie odważył się podejść bliżej. Stanęłam na nim, oświetlając przestrzeń.
Ian.
– Czy on żyje? – spytał Rävgor.
– Ważniejsze pytanie, czy przeżyje – odpowiedział Aless nieobecnym głosem, po czym wyjął telefon – Japierodle – przeklął, chyba mocno się powstrzymując, żeby nie zniszczyć urządzenia.
– Jak zepsujesz telefon, wkurwisz się jeszcze bardziej – powiedziałam, zabierając mu go. Zdążył go zablokować, więc nie dowiedziałam się, co przed chwilą przeczytał – Kto go dziś pilnował?
– Prisca – wydusił, siadając na ziemi – Napisała mi właśnie, że nie wie, gdzie jest Ian. Pilnowała go cały czas, ale w pewnym momencie poszedł do sklepu. Jakby poszła za nim, to zorientował się, że ktoś go obserwuje. Poza tym było tam jedno wyjście i wejście oraz nie tylko ona go pilnowała, bo wokół była policja. No i jesteśmy w tym momencie.
Rävgor zdecydował podejść się bliżej.
– Żyje na razie. Zawsze coś... – zaczął bardzo nie pewnie.
– Nie rozumiesz... On praktycznie jest w śpiączce.
– Nie możemy go przewieść do szpitala czy... – zaczęłam, nie chcąc nawet kończyć. Moja jedyna opcja kończyła się na magii. Nie będę samą siebie oszukiwać, nie umiałbym pomóc.
– Bez dokładniej znajomości, co mu jest użycie, magii nie jest dobrym wyjściem. A szpital też odpada. Znowu, nie wiemy, co mu jest, może mieć uszkodzony kręgosłup, więc podnoszenie go wiąże się z ryzykiem, może mieć w organizmie jad wampirzy albo wilkołaczy, co może wywołać niezły szok u lekarzy, kto wie, czy karetka zdążyłaby tu dojechać, nie chce konformacji z policją i Lawsonem, który nie wie, że mam z wami lepszy kontakt... Ciężka sprawa. Muszę pomyśleć.
– Głupie pytanie... Ale czy wampirzy jad nie leczy? – zapytałam, doszukując się jakiejkolwiek wiedzy w swoim umyśle.
Aless zawahał się.
– W teorii...
– I ty musisz pomyśleć, co masz zrobić... – jęknął Rävgor – Widzę proste rozwiązanie tego problemu.
– Widzę braki w waszej wiedzy. To nie jest tak, że wampirzy jad leczy. On ma przygotować ciało do przemiany w wampira, bo jeśli umrzesz z tym jadem, to przemienisz się w wampira – uśmiechnął się krzywo – Jeśli zrobię, to co proponujesz... Chyba rozumiesz moją obawę.
Rävgor westchnął. Coś mi mówiło jednak, że to nie jest jego jedyna obawa.
– Ja nie rozumiem. Skoro jedyną alternatywą w tym momencie jest jego śmierć to ewentualne bycie wampirem, nie może być najgorszą opcją.
Aless nie odzywał się przez moment. Ręką najbliżej jego ciała zbadał puls.
– Nigdy tego nie robiłem, okey?
Nie miałam pojęcia, o czym mówi.
– Nie robiłeś, czego?
Spojrzał się na mnie.
– Pewnie mi nie uwierzycie, ale nigdy nie piłem krwi prosto z czyjegoś ciała. A żeby doprecyzować, nie miałem kontaktu kłami z ludzką skórą... W znaczeniu wypicia krwi – dodał po chwili, chyba mając flashbacki ze swojego życia. Chyba wolałam nie wiedzieć – Uwierz, gdyby nie to, że nie wiem jak na to zareaguję, dawno bym już to zrobił, to co zasugerowałeś. Ja... Ja po prostu nie chcę się przyczynić do jego śmierci.
Więc to o to chodzi. Kto by pomyślał.
– To może rozważmy przewiezienie go do szpitala albo kontakt z Priscą... – zaproponował Rävgor, siedając naprzeciwko niego – Coś musimy zrobić. Mogłem tego idioty nie lubić przez sporą część swojego życia, ale nie pozwolę mu umrzeć.
– Ruben mogłyby też pomoc – dodałam – To nie jest tak, że to nasza jedyna opcja.
– Akurat Ruben może mieć mnie dość. Pewnie by pomógł, ale później by mi to wypomniał...
– Kim jest Ruben?
– Szpital odpada, co już wyjaśniałem... Prisca. Pomimo sympatii i zaufania do Dawn i Melanie i ich przyjaźń z Priscą, nie ufam jej samej wystarczająco. Chyba nie mam innego wyjścia.
Głos Aless stawał się coraz bardziej pusty, a ja miałam wrażenie, że jego kły zaczęły się wydłużać.
Z naszej rozmowy można było odnieść wrażenie, że widok prawie martwego ciała to codzienność. Może faktycznie dla Alessa tak było przez jego pracę. Co mi pomagało zachować spokój? Nie wierzenie, w co widzę. Później, kiedy zacznie to do mnie dochodzić, co właściwie się stało, może być ze mną gorzej, ale na razie... To nasze najmniejsze zmartwienie.
Spojrzałam na Iana. Leżał nieruchomo na asfalcie. Miał potargane włosy i pogniecione ubranie. Gdyby nie śladowe ilości krwi na jego twarzy, można by uznać, że spał. Niestety to by było zbyt proste.
– Łudziłem się, że ten dzień kiedyś nie nadejdzie. Właśnie przegrałem zakład z ojcem – zaczął mówić Aless. Zauważyłam jakiś czas temu, że ma on tendencję do nagłego słowotoku, kiedy ma coś zrobić, czego nie chce, wydłużając to w czasie – To chyba jakiś znak, że może jednak powinienem się zainteresować, czy jeszcze żyje. Zdążyłem zauważyć, że ludzie zdążyli zapomnieć o tym, że Dracula faktycznie istniał. Swoją drogą mówiłem wam, że to nie jest jego prawdziwe imię? Uznał dawno temu, że nada sobie pseudonim, żeby oddzielić tego złego i potężnego wampira, od tego, kim jest w środku. Niezbyt mu to wyszło, bo jest w środku dokładnie tym samym, co na zewnątrz, ale Dragoș Vasile aktualnie gdzieś sobie żyje i unika kontaktu ze świata. Z etymologii jest on cennym królem smoków. Dracul to smok, Dragoș cenny, a Vasile... Król. Świetnie połączenie. Moje imię...
– Aless! – powiedzieliśmy z Rävgorem jednocześnie, po czym dodałam – Możesz przestać?
– Ilość słów, jaką z siebie wyrzucasz, zmniejsza jego szanse na przeżycie. Rozumiem... Rozumiem, że się boisz. To naprawdę normalne. Znam cię jednak na tyle, że wiem, że później będziesz się obwiniał, że nie zrobiłeś czegoś wcześniej.
– Sam mówiłeś, że to jedyna możliwość, jaką widzisz.
Aless westchnął. Spojrzał na Iana i podniósł jego rękę.
– Nienawidzę siebie, że muszę to zrobić – mruknął pod nosem, podciągając mu rękaw – Nienawidzę.
Zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Otworzy je po chwili, po czym zaczynał jeździć palcami po przedramieniu Iana z wyraźnym skupieniem na twarzy. Pokręcił jeszcze głową, przeklinając coś pod nosem niezrozumiale. Miałam wrażenie, że odlicza w głowie, zmniejszając sobie czas na zrobienie tego, co miał zrobić. W pewnym momencie jego kłów się już nie dało przeoczyć. Od tych dwóch i pół miesiąca jak go znam, nie widziałam go takiego. Jakby dodatkowo pojawiła się przy nim hipnotyzująca otoczka, której ciężko było się oprzeć. Rävgor chyba też to poczuł, bo odsunął się automatycznie. Aless spojrzał na nas i z bólem w oczach wgryzł się w końcu w skórę Iana. Teraz ja w głowie zaczęłam odliczać, ile tak spędzi.
Doliczyłam do dziesięciu, kiedy podniósł głowę. Usta i zęby miał całe w krwi. Oblizał się, zgarniając spora jej część. Na ręce Iana pozostał ślad po ugryzieniu.
– Nigdy więcej – jęknął, delikatnie odkładając jego rękę na asfalt.
– Wiesz, jak to absurdalnie brzmi z twoich ust? – spytał Rävgor.
Aless uśmiechnął się, rozcierając palcami krew po ustach.
– Nie mówię o krwi. Słusznie się wzbraniałem przed gryzoniem... Nieprzyjemny dźwięk to wydaje – wzdrygnął się – Mam nadzieję, że...
Nie dokończenie przez niego zdania, nie było dobrym znakiem. Zamarł na chwilę, a w oczach pojawiło się przerażenie. Czasami żałuję, że nie mam tak wyostrzonych zmysłów, jak oni.
– Fuck, fuck, fuck, fuck... Fuck! – zaczął przeklinać. Aless wyjął z rękawa kurtki nóż i przeciął nim skórę Iana... Czekaj co zrobił?! – Zjebałam... Kurwa mać... Uspokój się.... Nie krzycz.
Nie tylko ja nie rozumiałam, co się dzieje. Rävgor patrzył na tę scenę z podobnym zdziwieniem, co ja.
– Aless... Co zrobiłeś? – zaryzykowałam – Co się stało?
– Ja... Przegapiłem moment, w którym serce mu przestało bić... Umarł z jadem w organizmie.
***
Wybacznie za tygodniową, nieplanowaną przerwę... Dużo ostanio mam na głowie. Mam jednak nadzieję, że ten rozdział Wam to jakoś wynagrodził...... Lubię utrudniać swoim bohaterom życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro