Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXII - Rävgor

Czułem, że leżałem na czymś twardym. Miałem w planach otworzyć oczy, ale jasne światło mi to utrudniało. Od kręgosłupa docierało do mnie zimno, a na prawym nadgarstku coś mnie uwierało. Ruszyłem nią lekko, wydając przy tym dźwięk odbijającego się metalu o podłogę.

– Czyżby w końcu się obudziło?

To pytanie chyba zadał Aless. Nie byłem jednak pewien, bo wciąż miałem małą świadomość tego, co się właściwie dzieje.

– Przestań – jęknęła Scarlett. Co się tu działo?

Albo ważniejsze pytanie... Gdzie ja jestem?

Ponownie spróbowałem podnieść rękę. Poszło mi lepiej niż za pierwszym razem. Właściwie to czuję się, jakbym był na kacu. Położyłem rękę na biodrze. Miało sens, że było mi zimno, bo poczułem nagą skórę powyżej linii spodni.

– No co? To jest nowość.

Usłyszałem ciężkie westchnienie. Prawdopodobnie na odpowiedź Alessa.

Wziąłem wdech i spróbowałem się podnieść. Nie wiem jak, ale udało mi się to zrobić. Oparłem się o ścianę i otworzyłem oczy. Naprzeciwko mnie siedziała na podłodze Scarlett, a Aless stał plecami do drzwi wejściowych.

– Co się dzieje? – spytałem niepewnym głosem. To nie kac, nie chcę mi się pić. To nie ten stan.

Spojrzeli się na siebie podejrzenie. Coś na pewno jest nie tak. Okey, co pamiętam jako ostatnie?

Wieść o tym, że się pocałowali, nowe włosy Isaaca i układ z nim, początek meczu... Na razie to tyle. Co ja do cholery robię przykuty we własnej piwnicy?

– Dużo rzeczy – mruknął Aless, wyjmując z kieszeni telefon. Podszedł do mnie i pokazał ciemne zdjęcie.

– Co to jest?

Aless przewrócił oczami.

– Ty – dodał i podjaśnił ekran. Oprócz Alessa zauważyłem szarego wilka. Czekaj... Jak to wilk? – Trochę cię poniosło, emocje, stres, mecz na oczach twojego ojca z zamiarem przegrania...

– Wyszło na to, że jesteś jednym z tych, który nie musi zabić, żeby przejść przemianę – wtrąciła Scarlett – Żebyś ty wiedział, ile się o tobie dowiedzieliśmy.

– To znaczy?

Aless powstrzymał śmiech.

– Nie pozwoliłeś nikomu się do siebie zbliżyć. Wyjątkiem byłem ja, Scarlett i okazjonalnie Jeremy'ego. Na Melanie byłeś obrażony, tak samo na Się i Kyle'a, Nancy zabronili się zbliżać, a na ojca warczałeś tak, że prawie wszyscy ogłuchli.

– Isaac jeszcze próbował, ale wtedy akurat spałeś. Żeby było śmiesznej, to na jego oczach przemieniłeś się z powrotem. Teraz mu się podobasz pod fizycznym względem, jak to do mnie napisał.

Za dużo informacji na raz.

– Muszę spytać... Po przemianie już w człowieka byłem nagi, prawda?

– Jak mówiłam, zacząłeś się podobać Isaacowi. A jakbyś nie zauważył, jesteś w samym jeansach.

Jak dobrze, że Isaac ma chłopaka i nie muszę się tym na poważnie przejmować.

Myśląc nad tym, o co mam dalej pytać, przetarłem twarz ręką. W okolicach brody poczułem minimalny zarost. Nie powinno go tu w sumie być, bo goliłem (chociaż to słowo jest mocno na wyrost) się rano. Znaczy przed szkołą w czwartek. Co stawiało pytanie, jaki dziś mamy dzień.

– Jak długo spałem?

Oboje się zawahali.

– Nie jestem pewien. Ale dziś mamy niedzielę, a właściwie prawie jej koniec – mruknął Aless, chyba sprawdzając godzinę.

– Czekaj... Co?! Jak to niedziela? Trzy dni tu leżałem?

– Mniej więcej. A od połowy piątku śpisz. Przed twoją przemianą mieliśmy uroczą rozmowę o życiu, gdzie wspominałem ci, że nie będziesz jej pamiętał. Następnym razem coś takiego nagram.

Dostałem nagle pustki. Zaczęły do mnie napływać wspominania z meczu. Ciężko jest mi powiedzieć, co musiało sprawić, żebym czuł się tak jak wtedy. Tak silne emocje. Nawet będąc wkurwionym, nie czułem czegoś takiego. Nie wiem, skąd to się wzięło, a opisanie sprowadziłoby się do przeklinania.

No i pamiętam bieg przez las i radość, jaką z tego czerpałem. Chyba pójdę dziś pobiegać, jak mnie stąd wypuszczą.

– Społecznie jestem martwy, prawda?

Aless chyba nie zrozumiał, o co mu chodziło, bo opowiedziała mi Scarlett.

– Jeremy o to zadbał. Musisz mu serio podziękować, za to, co zrobił przez te kilka dni. Oddanie nie wpuszczał do domu twoich znajomych. Odpisał każdemu, że swojego konta, jak tylko widział, że ktoś do ciebie piszę z tym, jak się czujesz i tak dalej.

– Harry, wyjdź stąd do cholery! – głos Jeremy'ego akurat rozniósł się po całym domu, skoro trafił do dźwiękoszczelnej piwnicy. Jak Harry nie ogłuchł, to będzie sukces.

– Co tutaj Harry robi?

Oboje westchnęli.

– Nie wierzy Jeremy'emu, że to kwestia genetyczna i musisz odpocząć bez osób, które by przeszkadzały – powiedział Aless.

Harry nie odpuści. Znam go za dobrze.

– Może pójdę do niego? Wyproszę oczywiście, inaczej nie da za wygraną – zasugerowałem – Podziwiam wytrwałość Jeremy'ego, ale jak Harry przegnie, będzie trzeba jego ojcu wyjaśnić, jak zginął jego syn.

– Jak tak stawiasz sprawę.... – mruknął i podszedł do mnie. Niepewnie złapał mnie za prawy nadgarstek. – Będziesz umiał się zachować i nie stracisz kontroli nad sobą?

– Obiecać nie mogę, ale zrobię, co w mojej mocy, żeby nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło.

– Niech ci będzie. – Wyjął z kieszeni mały klucz i zdjął mi łańcuch z ręki. Jakoś tak lżej mi się zrobiło na niej.

Leniwie się podniosłem, a Scarlett w tym czasie otworzyła drzwi magią. Poszedłem przodem, niee czekając na nich. Wszedłem po schodach i zacząłem się kierować w stronę rozmów, jakie dobiegały z domu. W przedsionku znalazłem Jeremy'ego, który zagradzał dalsze wejście do środka.

– Ile razy mam ci to powtarzać? Nie wpuszczę cię – warknął zirytowanym głosem. Dawno nie widziałem, żeby ktoś tak długo był w stanie wytrzymać, broniąc swojego zdania przy Harrym.

– Co ci szkodzi? Chcę tylko zobaczyć, czy żyje...

– Harry wyjdź z mojego domu – powiedziałem, co najwidoczniej rozproszyło ich obu.

– Przykuty do łóżka, co? – spytał Harry, patrząc na brata z niedowierzaniem. Ciekawy dobór słów – Przecież widzę, że wszystko z nim w porządku.

– Powiedziałabyś to samo osobie z depresją, jakby się uśmiechnęła?

– Byłbym w stanie tak powiedzieć. Chociaż to pewnie nie świadczy za dobrze o mnie... Nie ważne. Z tego, co widzę, wszystko z tobą dobrze. Oczy wyglądają normalnie, stoisz stabilnie, mówisz jak zawsze.

Przewróciłem oczami.

– Tłumaczyłem ci to... Wiele razy... Przez ostatnie trzy dni... – Jeremy zaczął mówić przez zęby, a ja miałem wrażenie, że ledwo co się podtrzymuje przed skrzywdzeniem Harry'ego. Nie dziwiłem mu się, ale z drugiej strony nie mogłem być pewny, jak nachalny był Harry przez ostatnie dni.

– Wstałem z paręnaście minut temu. Po prostu zawsze tak wyglądam. – Ach narcyzm.

Harry nie odezwał się przez chwilę. Skrzyżował ręce na piersi i zaczął się nad czymś zastanawiać. Obróciłem się bokiem w tym czasie, żeby zobaczyć czy Scarlett i Aless nie idą. Na szczęście nie. Tłumaczenie tego byłoby jeszcze cięższe.

Nagle poczułem, jak ktoś przejeżdża mi ręką za prawym uchem.

– Co ty robisz? – spytałem, odsuwając się.

Harry zrobił posępną minę.

– Co to jest? – zapytał w odpowiedzi, przybliżając się do mnie.

Widziałem, jak Jeremy stojąc tyłem do nas, złapał framugę drzwi z dwóch stron i starał się uspokoić oddech.

– Nie chce być nie miły, ale możesz stąd wyjść do cholery!

Spojrzał tylko na mnie, jakbym żartował.

– Nie spławisz mnie tak łatwo. Co to jest?

Odruchowo dotknąłem tatuażu za uchem, przykrywając go lekko włosami.

– Wyjdź z mojego domu.

– Dobrze wiesz, że nie dam ci spokoju. Zachowujesz się co najmniej dziwnie. Uciekasz w połowie meczu, nie ma z tobą kontaktu przez trzy dni, nikt nic nie mówi, całe twoje rodzeństwo mnie zbywa, podobno nic ci nie jest, w co nie wierzę... – Ręce Jeremy'ego coraz bardziej naciskały na framugę drzwi. Oby jej nie zniszczył. – A teraz udajesz, że nie wiesz, o co mi chodzi, ignorując to, że mi zależy?

– Uwierz, doceniam to...

– Doceniasz? W takim razie, jaki stoi za wami wielki sekret, że nic nie chcecie powiedzieć?

– Jesteśmy wilkołaki! – rzucił wkurwionym głosem. Krzyczący Jeremy to rzadkość. – Proszę, masz swoje wspaniałe wyjaśnienie, a teraz stąd wyjdź!!

Harry spojrzał się raz na niego, a raz na mnie ze zdziwieniem. Na pewno nie to chciał usłyszeć. Wątpię, żeby w ogóle wziął to na poważnie. To dosłownie brzmi jak nie śmieszny żart. On jednak nic nie mówił, tylko patrzył na Jeremy'ego, który powoli zaczął opuszczać ręce.

– Zadowolony z mojej odpowiedzi? Czy jeszcze coś chcesz widzieć?

– Właściwe to... – zaczął niepewnie – To był żart, czy ty tak na poważnie?

Tego się nie spodziewałem. Jeremy chyba też nie, bo odwrócił się w międzyczasie.

– Słucham?

– Słyszałeś, co powiedziałem...

– Chyba nie wierzysz w wilkołaki? – spytałem, siląc się na nutkę rozbawiania w głosie.

Nastrój automatycznie się zmienił. Z ogólnego zdenerwowania wszystkich do ciszy.

– Nie uwierzyłbyś mi, gdybym ci powiedział, co widziałem.

Wymieniłem się spojrzeniem z bratem.

– Mogę powiedzieć to samo – usłyszałem głos Alessa z kuchni. Chyba do Harry'ego nie doszła ta uwaga. Oby to do mnie nie doszło.

– Świetnie, teraz wyjdź – jęknął Jeremy. W jego oczach znalazłem przebłyski złotego. Muszę to powiedzieć, jestem dumny z tego, że umie nad tym panować w tym momencie.

– Wolę zostać i to wyjaśnić. Jak widać, oboje ukrywamy ważniejsze rzeczy niż to, do jakiej szkoły chodziłem – powiedział. Okey, serio nawiązujesz do naszej rozmowy sprzed kilku tygodni? – Jak to, że w połowie moja rodzina ma powiązania z łowcami...

Urwał specjalnie w połowie, czekając na naszą redakcję. Łowcy? Oh my...

– No i? – zaskoczyła mnie obojętność głosu Jeremy'ego.

– Wiem, kim była Eveline Clayton – dodał Harry. Coraz ciekawiej się robi – Wiem, to ponieważ była moją matką.

Tego się nie spodziewałem. Jeśli mówi prawdę, to przyjaźnie się z synem najlepszej przyjaciółki mojej mamy. Chyba przestaje nadążać dzisiaj nad nowymi informacjami, jakie do mnie dochodzą. Ale też co że Harry w ogóle o niej wspomniał, nie lubił poruszać tego tematu. I to bardzo nie lubił.

– To świe...

– W takim razie, jeśli mówisz prawdę, powinieneś widzieć czy Jeremy mówi serio, czy nie – wtrąciłem, nie dając bratu dokończyć wypowiedzi.

– Serio myślisz, że powiedziałaby wszystko, co wie dziesięciolatkowi? Nie mówiąc już o tym, że w Seattle też wcześniej nie mieszkałem.

– On faktycznie może akurat o tym nie wiedzieć. Jak samo jak nasza nigdy nam nie powiedziała, skąd wiedziała o pogrzebie – mruknął Jeremy – Nawet jeśli nie, mamy Scarlett. Ewentualnie Dawn.

Sugerowanie usuwania wspomnień. Świetny plan.

– Pogrzeb, na który nie poszła? Od Prisci chyba wiedziała. Albo... Albo Dawn.

– Co by nie mówić, od którejś z nich. Teraz jej zniknięcie ma faktyczne sens.

– Nie kontaktowanie się nie ma. Ale kim my jesteśmy, żeby to oceniać.

– O czym wy mówicie? – zmieszanie na twarzy Harry'ego było niesamowite.

– Chcemy ci zasugerować, że dość dobrze wiemy, kim była Eveline Clayton.

– Oj Rävgor, tylko dość dobrze? Jest matką chrzestną Kyle'a.

– W sumie... Faktycznie tak jest. Zapomniałem.

– Mam powtórzyć...

– Nie musisz – przerwałem mu – Kiedyś się dowiesz. Ciekawe czy Dawn i Prisca widziały o tym, jak wyglądało jej życie?

– Dawn mogła mieć przebłyski, Prisca nawet jakby widziała, to wiesz... Nigdy by nie powiedziała.

– Kim jest Dawn? I Prisca Fleming?

Pytanie o Priscę utwierdziło mnie w przekonaniu, że Harry wie o tym, że istotny nadprzyrodzone istnieją.

– Dawn Crow, matka Scarlett – odpowiedziałem – I tak. Cała czwórka, czyli jeszcze plus nasza mama się przyjaźniły. W sumie wciąż przyjaźnią. Skąd ty znasz Priscę?

– Eee, przychodzi czasem do mojego ojca żalić się ze swojego życia nad alkoholem.

– Chciałabym to zobaczyć – skomentował Aless, wciąż będąc gdzieś w głębi domu, z czego Jeremy się zaśmiał.

– Z czego się śmiejesz? – zapytał Harry, patrząc na niego. Idealnie, kiedy jego oczy zaczęły z powrotem błyskać na złoto, na co Harry się odsunął – Co do cholery?

– Z komentarza Alessa, który gdzieś jest w tym domu. Jak już mamy być szczery. To tak, cała nasza rodzina pochodzi z rodu wilkołaków, a żeby być bardziej konkretnym, to jesteśmy dziećmi Alfy. Nic specjalnego. Aless to wam... Jest synem Draculi, a Scarlett wiedźmą i to dość potężną z tego, co widziałem. Ta mgła na meczu? Nieświadomie jej sprawka. Oboje gdzieś w tym domu są i posłuchają nasza piękną rozmowę. Z ważnych rzeczy... Rävgor uciekł z meczu, bo pierwsza przemiana, to nie jest ważne. Ważne, że nie mógł przebywać przy ludziach i tak, dopiero co się obudził. A moje oczy się świecą pod wpływem przypływu emocji i jeszcze w pełni nie potrafię tego kontrolować – wypalił Jeremy – Coś jeszcze z tych najważniejszych rzeczy jaśnie pan chce widzieć, czy wystarczy?

Harry zamilkł. Wątpię, żeby się spodziewał usłyszenia tego wszystkiego.

– Sam chciałeś wiedzieć. To jest prawda. Jeśli wiesz cokolwiek o tym świecie, nie powinno cię to aż tak dziwić. Znasz Priscę. Musiała ostatnio wspomnieć o Alessie. Godzinami może o nim mówić – dopowiedziałem.

– Wątpię. Jedyną osobą, o jakiej mówi, jest jakiś samozwańczy detektyw. Nieźle go wyzywa.

– Samozwańczy detektyw. Z jej ust to jak komplement – powiedział Aless, tak żeby wszyscy go tym razem usłyszeli.

– Możesz przestać im się wtrącać? – spytała Scarlett.

Byłem pewien, że w tym momencie Aless przewraca oczami, a Scarlett jest o krok od zrobienia mu coś.

– Więc Aless jest tym detektywem? A czy on ma dwudziestu paru lat... Tyle przynajmniej mówiliście, że ma, ale skoro mówiliście, że jest wampirem.

– Za miesiąc kończę sto czterdzieści cztery lata, jakby ktoś pytał.

– Serio? – spytałem – Jesteś z grudnia?

Așa. Dziewiątego grudnia, może zapamiętacie.

Coraz lepsza ta rozmowa.

– Co to za język?

– Rumuński – odparliśmy całą czwórką.

– Czuję, że przyswajam za dużo informacji na raz. Przestaję nadążać.

– Sam tego chciałeś – dodał Jeremy oskarżającym tonem – Teraz i ty będziesz obarczony tą wiedzą. Mam nadzieję, że jesteś z sobie dumny.

Jako że mówimy o Jeremym, to swoich dramatycznych słowach, poszedł do swojego pokoju. W sumie dobrze zrobił. Niestety mi nie wypada iść w jego ślady. Muszę z Harrym naprostować parę spraw.

– Więc jesteś wilkołakiem?

– Od kiedy się urodziłem. Więc jesteś łowcą?

Westchnął.

– Więzy rodzinne, rozumiesz. Pamiętasz, jak mówiłem ci o tej prywatnej szkole? Dość spora część należała z rodzin łowców. Oczywiście mało w duchu dzisiejszego światopoglądu.

– Ta społeczność tylko trochę mnie dobija. Rozumiem obawę, że będziemy mordować ludzi bez powodu, ale... Zresztą nieważne. O tym kiedy indziej pogadamy.

– To jest bardzo dziwne. Nie przypuszczałem, że kiedyś będę mógł to wszystko opowiedzieć. Z osób, które naprawdę lubię oczywiście.

Zaczynam rozumieć, skąd się brało we mnie minimalna niechęć, a razem przywiązanie do Harry'ego. Konserwatywne społeczeństwo łowców odpychało wszystkich, ale jednocześnie przyjaźnie rodziców przechodzą na ich dzieci.

Teraz pozostaje tylko sobie wszystko wyjaśnić i wyzbyć się jakichś uprzedzeń wobec tej drugiej strony. I dowiedzieć się szczegółów mojej przemiany. A już szczególnie historię zdjęcia, które Aless nam zrobił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro