XX - Rävgor
Wygraliśmy. Nie powinno mnie to dziwić. Mecz powiązany z homecoming zawsze przynosi szczęście naszej szkole. Można do tego dodać jakieś ambicje reszty drużyny, mnie i Jeremy'ego oraz dobrą strategię. I Ian jako kapitan daje radę. Na prawdę się cieszę, że nim jest.
Sam mecz nie był jakiś wyjątkowy ani jakoś wymagający specjalnego wysiłku. Po kilku latach prawie wygrywania stanowych mistrzostw, dochodzenie do tego momentu nie jest już dla mnie wyzwaniem. Dla reszty może.
Najciekawszym elementem oczywiście było oglądanie reakcji innych na to, jak Jeremy gra. Można z tego czerpać niesamowitą satysfakcję, jak nikt nie wierzył w niego przez jego wzrost i posturę. A tu proszę, niespodzianka. Nazwisko zobowiązuje.
Dodatkowo, że to homecoming, to przyszła cała masa absolwentów. Część ich znałem, ale gwiazdami (zresztą jak zwykle) byli Kyle i Sia. Czasami chciałabym wiedzieć, jakie to uczucie być jedynakiem. Ewentualnie jedno rodzeństwo.
– Możemy go wydziedziczyć? – spytałem, nie mogąc patrzeć jak Kyle się popisuje, żeby wszystkim zaimponować.
– Wierzysz, że to się uda? – odparła Sia – Mama go za bardzo uwielbia.
– Wątpię, żeby uwielbiała jego wracanie mocno podpitym o trzeciej nad ranem – wtrąciła Nancy – I to, że prawie wyrzucili go z Yale. I ciągle podpisywanie się.
To ogólnie była rzadka sytuacja. Jeremy gdzieś zniknął, Kyle robił wokół sobie zamieszanie, a ja jak nigdy zostałem sam z siostrami. I jak Kyle i Jeremy przypomnieli siebie z wyglądu (charakteru w sumie też, ale jeden i drugi się do tego nie przyzna), tak Nancy i Sia bardzo się od siebie różniły. Sia była niewiele niższa ode mnie, ale przez jej uwielbienie do koturnów, obcasów i platform bardzo często mnie przewyższała. Krótkie, brązowe włosy, niebiesko-szare oczy i szczupła sylwetka sprawiały jakimś cudem za jedną z najatrakcyjniejszych osób w szkole. Nie mnie to oczywiście oceniać, ale współczuję wszystkim, którzy próbowali się z nią umówić. Randki to ostania rzecz jak jest jej potrzebna do życia. Tu warto pominąć aspekt, w którym wychodzą w piątek z Kylem na noc i wracają w niedzielę. Chyba nie chce pytać. Czuję, że moje być na to za młody, żeby widzieć.
Nancy natomiast ma ledwo ponad metr sześćdziesiąt, więc pierwsza różnica. Drugą są zielono-szare oczy i długie, wpadającego w odcień rudego włosy, które jednak rude nie są. Jak na dwuna... trzynastolatkę wygląda całkiem dojrzale, jednocześnie jak jej starsza siostra nie pałała miłością do makijażu i wydoroślania się na siłę. Uwielbia za to malować na płótnie i grać na skrzypcach. Tańczy jeszcze w balecie, ale ma takie samo podejście do tego, jak ja do futbolu.
Ale nie ważne co by je nie różniło, czy ogólnie całą naszą piątkę, istniała jedna rzecz, która nas łączyła.
– Dobrze, że jego nie ma – mruknął Jeremy, pojawiając się znikąd i przytulając od tyłu Nancy. A raczej obejmując ją tak, żeby jego głowa opierała się o jej. Jak ona tego nie lubiła.
– Gdzie byłeś? – spytałem, zanim dotarło do mnie, co powiedział – Już niedługo.
– Harry mnie zagadał – powiedział z uśmiechem na ustach – Kazał przekazać, że chcąc z resztą się do nas wprosić.
– Jak zwykle – skomentowała Nancy – I pozwalałam ci tak stać, tylko dlatego, że dziś wygraliście, a ty się do tego przyczyniłeś.
– To prawda. Nie sądziłem, że naprawdę umiesz grać – dodał Kyle, którego tłum musiał chyba zostawić, żeby zaczął z własną rodziną publicznie rozmawiać – Chce tylko powiedzieć, że jestem z ciebie dumny – spojrzał na Jeremy'ego – a tobą rozczarowany – spojrzał na mnie, tylko wzrokiem jakby chciał mnie zabić.
Westchnąłem ciężko i z czystą arogancją przewróciłem oczami.
– Od kilku miesięcy ci tłumacze, że nie nadaję się na kapitana.
– A powiedziałeś o tym ojcu?
– Nie, dlatego się cieszmy, że go tutaj nie ma. Jak przyjedzie czeka mnie długa rozmowa o tym, jakim to rozczarowaniem jestem w jego oczach. Z chęcią po tym pójdę z wami się napić.
– Niedługo będziemy się musieli bić o miejsce w jego rankingu rozczarowań – mruknął Jeremy. Spojrzeliśmy się na niego niepewnie – Co? Ty nie nie jesteś kapitanem, wy rzuciliście Yale, Kyle ogólnie ostatnio jest chodzącym rozczarowanie, Sia, chociaż wróciła na studia tutaj, Nancy według niego za mało interesuje się swoim dziedzictwem, a ja... Jestem jednym z powodów, dla których wciąż z mamą są małżeństwem, czyż nie? To mu rujnuje wszystko.
– Skoro ty jesteś powodem, to ja jestem drugim w takim razie – dodała Nancy.
– Czemu zaczęliśmy ten temat? – spytał Kyle.
Jak już mówiłem. Nie mamy dobrej relacji z ojcem. Żadne z nas. Nawet nazwiska mu nie zawdzięczamy, bo to on je zmienił, a nie mama. Jednak kto by się tym przejmował?
Może ja trochę. Wciąż mentalnie jestem dzieckiem, a jak widzę, że jedyne, na czym mu zależy to osiągnięcia i wizerunek to chyba mam prawo mieć go gdzieś. Szczególnie że od jakichś ostatnich czterech lat w domu spędza może z cztery do pięciu miesięcy rocznie. Spodobało mu się w Kanadzie. Był czas, w którym się o to obwiniałem. Jako dziecko środka też czułem się winny wiecznych kłótni rodziców, ale w pewnym momencie zrozumiałem, że to bezsensowne.
– Taka tradycja. Zawsze jak się zdarzy, że ze sobą rozmawiamy, musi ten temat paść – opowiedziała mu Sia.
– Wspólna nienawiść łączy ludzi. Widziałeś Abigail? – Scarlett pojawiała się znikąd.
– Nie wydaje mi się, żebym widział.
– Jakieś pół godziny temu widziałem, jak wchodziła do szkoły – dodał Jeremy.
Scarlett uśmiechnęła się krzywo.
– Tak się kończy umawianie z nią na konkretną godzinę – jęknęła pod nosem i wyjęła telefon. Przesunąłem się trochę, żeby wpasowała się do kółka, które stworzyliśmy z rodzeństwem – Przy okazji gratuluję wygranej. W końcu mogłam zobaczyć jak na żywo jak gracie. To nie dla mnie.
– A co? Nie miałaś z kim mnie obgadywać na trybunach?
Schowała telefon do kieszeni i skrzyżowała ręce na piersi.
– Czy to objaw zazdrości?
Czuć było od niej marihuanę.
– Niby o co?
– Jest zazdrosny. Ciesz, że nie słyszałeś jego przekleństw o tym, jakim to Aless jest idiotą i gorzej – wtrąciła Nancy – Nie mając ku temu powodów.
– Nie przesadzajmy. Aless ma coś w sobie. Rävgor ma pełne prawo czuć się zazdrosny o swoją niedoszłą dziewczynę. – Jeremy uśmiechnął się fałszywie. Musiało go to niesamowicie bawić. – Kto wie, co wczoraj robili. Może nawet udało im się porozmawiać. Niesamowite.
– A wiesz, że się udało? To moja nowa przyjaciółka. Zawsze wolałam wampiry.
Zabolało. Równie mocno, jak próby powstrzymania śmiechu pozostałej czwórki.
– Zignoruje to. Z ciekawości, kiedy sobie poszedł?
– Oh my... Ty naprawdę jesteś zazdrosny. Pytanie, czy o mnie, czy o Alessa i niepokojące wiadomości, jakie z nim piszesz?
– Oba – odpowiedzieli chórem.
Nienawidzę czasami tej czwórki. Oraz tego, że ich odpowiedzi dają satysfakcje Scarlett z jakiegoś powodu, a wiem, jak bardzo ją irytują teksty o nieistniejącym związku pomiędzy nią a mną.
– Skoro i tak wszyscy będą twierdzić, że jestem zazdrosny, to mogę wiedzieć, kiedy sobie poszedł?
– Żebym to ja widziała... – wzruszyła ramionami – Zasnęłam w pewnym momencie, a on się uparł, że mogą mnie porwać z pokoju. Prawdopodobnie sam przysnął na podłodze. Ale wiesz, zawsze możesz do niego napisać... Może ci odpowie.
– Próbowałem... Od kilku godzin. Nie odpisuje.
– Przykro mi, że twój chłopak cię olewa.
– Wielce zabawne.
– Dla mnie jest – wtrącił Kyle – To przekomarzanie się jest wspaniałe. Przestaje wiedzieć kogo mam shippować.
Wszyscy się na niego spojrzeliśmy. Może faktycznie mam rację i powinniśmy go wydziedziczyć? Tak dla świętego spokoju.
– Chodź – powiedziała Sia, zaciągając go na bok – Zanim powiesz coś, czego będziesz żałować.
Przynajmniej Sia umie się nim zająć. Zazdroszczę im tej relacji.
– Ja też powinnam iść – zaczęła Scarlett, rozglądając się. W oddali zauważyłem Ellie i Louisa oraz Abigail, która do nich dołączała.
– Jesteś pewna, że nie chcesz przyjść do nas?
Zawahała się na chwilę z odpowiedzią.
– Mam swoich znajomych. Może następnym razem.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i patrzyłem, jak odchodzi.
– Uważaj, żebyś się nie zakochał – powiedział Jeremy, patrząc w tym samym kierunku.
– Czemu? Poza tym rozmawaliśmy już o ty. Nic nas takiego nie łączy.
– Nieodwzajemniona miłość wynikająca z przyjaźni nigdy nie kończy się dobrze. A ty źle znosiłeś wasza ostatnia kłótnie. Nie chcemy dożyć następnej.
***
Spotkanie się w moim ogrodzie po ważnych meczach jest niemal tradycją. Ja, moi przyjaciele i skromna ilość alkoholu, na który moja mama przymyka oko. Kto by pomyślał, że jedno takie spotkanie przerodzi się w coś, na co zawsze czekam po meczach. A nawet cieszą mnie bardziej niż one same.
Siedzieliśmy więc w piątkę – Margo i ja na huśtawce, James w fotelu, a Lauren leżała wtulona w niego, a Harry wybrał schody. Czyli tak jak zawsze.
– Serio ją zaprosiłeś? I odmówiła?
Po opowiedzeniu w nieco zmienionej formie moich prób zaproszenia Scarlett dziś do mnie. Oczywiście głównie z grzeczności.
– James, spodziewałeś się innej reakcji z jej strony?
– Pewnie inaczej by zareagowała, jakby nas tu nie było.
Przewróciłem oczami.
– Nie denerwuj się – powiedziała Margo – Ja ci wierzę, że nic pomiędzy wami nie ma. Co do Alessa nie jestem pewna.
Harry zaśmiał się pod nosem.
– Ty się nie śmiej, jak zaczniesz więcej czasu spędzać z moim bratem, będziesz słuchać podobnych tekstów. Jak nie gorszych – odparłem, patrząc mu prosto w oczy, posyłając mu zirytowany uśmiech.
– Fun fakt, mnie to nie rusza. Ale ciebie będzie jak w teoretyczniej przyszłości powiem, że wybrałem najprzystojniejszego z Lupusów.
Zabolało to moje ego. Tego się nie spodziewałem. Ani tego, że to Jeremy może być tym najprzystojniejszym. Jak i kiedy to się stało?
– Myślę, że muszę się napić. Szczególnie że zapowiada się noc, w której każde z was będzie atakować moją osobę.
– Po alkoholu zawsze uroczo się denerwujesz – skomentowała Lauren – O ile nie wypijesz za dużo. Wtedy stajesz się nieznośny.
Czasami mam ich dość. Ale tylko w takich momentach.
– Nie widzieliście go rano, jak musimy walczyć o łazienkę. Wtedy dopiero staje się nieznośny.
Skierowałem głowę na otwarte drzwi tarasowe. O ramę opierał się Jeremy. Zdecydowanie ubrany w za dużą bluzę i dopasowane dresy, które miały zapewne imitować piżamę. Prawda była taka, że ja wiedziałem, że podobnie jak Kyle, ma skłonności do spania w praktycznie niczym. Ale tak przecież nie będzie próbować się wprosić na spotkanie w ogrodzie. Przynajmniej się umył, a jego włosów optycznie jakby było więcej. No i okulary.
– Mogę powiedzieć to samo o tobie. Emo dziecko słuchające Bring Me the Horizon na każdym kroku.
– Mówisz, jakby to było coś złego. I nie jestem emo – odpowiedział i przysiadł na schodach obok Harry'ego – To, że chodzę w ciemnych ubraniach, mam czasem grzywkę w zależności od uczesania i słucham takiej muzyki, o niczym nie świadczy.
– Nancy śpi?
– A co? Znowu będziesz przeklinać? Drugą noc z rzędu?
Poczułem na swoje wzrok czterech osób. Nie wypadało wspominać o tym, że Aless był wczoraj u Scarlett. Jakby nie było, jest naszym nauczycielem. Już miałem mu odpowiedzieć, ale poczułem na nodze wibracje. Wyjąłem telefon. Niesamowite, Aless jeszcze żyje.
Aless: Wybacz, spałem. A razem znowu idę. Jeśli musisz wiedzieć, staram się jej pomóc z Aurelim
Aless: Wkurwił mnie swoją obecnością
Aless: Z chęcią nigdy więcej nie zobaczyłbym tego człowieka na oczy
Chyba muszę się więcej o tym Aurelim dowiedzieć niż to, że Scarlett go nie lubi. I teraz najwyraźniej Aless też zalicza się do tych osób.
– Daruj sobie. Niektóre sprawy zostają w rodzinie, czyż nie?
Zamyślił się na chwilę.
– Powiedzmy.
– Nie ładnie trzymać sekretów przed przyjaciółmi – wtrąciła Margo.
Postanowiłem nie odpowiadać.
Rävgor: Nie miałem okazji poznać
– A skoro jesteśmy w zaufanym gronie, możesz dokładniej opisać, jak wygląda twoja relacja z naszym kochanym nauczycielem od samoobrony – dodała Lauren – Lubi o tobie wspinać.
Jeremy starał się powstrzymać śmiech. Zdecydowanie musiał sobie przypomnieć ilość mojej interakcji z Alessem, od kiedy przyszedł prawie pijany do apartamentu Harry'ego. Powinien napisać poradnik jak nie zaczynać znajomości z ludźmi.
– U nas potrafi przyjść w połowie lekcji. Chyba że Rävgor się spóźnia. Wtedy Aless jest nawet przed czasem.
– Zazdroszczę wam tego, że na to chodzicie. Ale tylko dlatego, że Aless Vasile wydaje się interesującą osobą. I lekko niezrównowaną. – To jest ten moment, w którym przypomina mi się, że Harry nie uczestniczy w nich z jakiegoś powodu, którego nigdy wprost nie podał. Zwała winę zawsze na ojca.
– Mnie zadziwia jego wiedza i bezpośredniość. I jego akcent, którego nie potrafię określić – dodała Lauren – Nie poznasz drugiej takiej osoby, która powie ci i to w szkole, że oszukiwanie ludzi może się przydać w życiu. O ile nikt cię nie złapie ma tym. I muszę przyznać, jest przystojny.
– Mam się czuć zazdrosny? – spytał James, patrząc prosto na dziewczynę i zabierając jej piwo – Mnie czasami zadziwia, że Myers nic nie robi z jego forma nauki. Jestem w grupie, w której dosłownie znam tylko jedną osobę, z którą mogę porozmawiać, przy okazji to Ellie i czasami trochę nie dowierzam w to, co widzę czy słyszę.
Wymieniliśmy się z bratem spojrzeniem. Oboje teraz musieliśmy potrzymać śmiech. W nich przynajmniej nożami nie rzuca. Czasami mam ochotę mu ich nie oddawać.
– Z Rävgorem poznaliśmy sporą część jego biografii. I angielski to nie jest jego rodowy język. Skąd on był? Europa z tego, co pamiętam.
– Rumunia. Ale akcent zawdzięcza temu, że mieszkał trochę we Francji i Anglii. Trochę się o nim nasłuchałem, kiedy się kłócimy na zajęciach. Lubi o sobie mówić mało istotne fakty.
– Czy na ja wiem, czy jego orientacja jest mało istotna? Albo fakt, że... – zawahał się na moment. Istnieje tyle rzeczy o Alessie o których ciężko mówić bez wiedzy, że żyje prawie sto pięćdziesiąt lat. – Mieszka w hotelu od jakiegoś miesiąca.
A ja wciąż jestem w szoku, że go na to stać.
– Ale bardziej w hotelu motelu czy takim pięciogwiazdkowym? – zapytał Harry – Jeszcze bardziej chce go poznać.
Ciekawe pytanie. Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie znam na nie odpowiedzi.
Rävgor: Z serii dziwnych pytań
Rävgor: Jakbyś miał ocenić, to dziś mieszkasz w skali motel do pięciu gwiazdek, to co byś dał?
Zaraz się dowiemy.
Aless: Mam własną łazienkę, wielkie łóżko i telefon, przez który mogę zamówić jedzenie i alkohol
– Powiem za miesiąc czy go stać na życie w hotelu z własną łazienką – odparłem, czytając po raz kolejny jego wiadomość i jak ją dopasować do skali, która narzucił Harry – Ale z tego, co wiem, żeruje na pieniądzach ojca – Dracula, ojciec roku, który ma gdzieś swojego syna od jakichś prawie trzydziestu lat.
– Chwila – przerwała mi Margo, prawie zabierając mi telefon – Czy ty z nim piszesz? I to teraz? Wypiłam za dużo czy naprawdę to nie sensu, że niby się nienawidzicie, ale jednak utrzymujecie ze sobą dziwny kontakt.
– W takim razie ja też wypiłam za dużo. – Lauren uśmiechała się i zabrała Jamesowi butelkę – Oby to nie przerodziło się w romans pomiędzy pseudonauczycielem a uczniem. Chociaż... Nie, jednak chciałabym to zobaczyć.
Aless: Przy okazji gratuluję wygranej
Aless: Może kiedyś uda mi się zobaczyć jak gracie
– Ja bym go zobaczył w związku z kimkolwiek – mruknął Jeremy.
– To też prawda – przytaknęła mu – Szczególnie w jego przypadku to nie powinno być trudne. Ile to dziewczyn umarłoby gdybyś w ogóle z nim porozmawiał.
To nie prawda.
– Byłaś jedną z nich? – spytałem ironicznie.
Lauren przewróciła oczami.
– Nie o mnie rozmawiamy. Nic nie mówiąc swoją spektakularna kłótnia, z której szczegółów wciąż nie znamy, zmarnowałeś szansę na idealny związek. Cholernie ze Scarlett do siebie pasujecie.
Najważniejszym szczegółem tej kłótni było to, że nie pokłóciliśmy się o odrzucone uczucia kogokolwiek. Jej wspominanie jednak mnie boli, bo wiem, że powiedziałem kilka rzeczy, których nie powinienem. Tak samo, jak i ona. Problem w tym, że nikt poza nami nie wie, o co poszło. I najlepiej, żeby tak zostało.
Dla mnie.
Dla niej.
Dla wszystkich.
Ale trzeba było coś wymyślić, żeby nikt się nie czepiał. Niestety musiałem podać wersje o o tym, że to ja odrzuciłem jej uczucia. Ale jeśli miałbym szczery to, jeśli taka sytuacja miałby mieć miejsce, to ona odrzuciłby moje, a nie ja jej. Mniejsza o to. Niestety od plotek się nie uwolnię do końca szkoły.
Ona z resztą też.
– To byłby kazirodztwo – odezwał się po chwili Jeremy. Nie było osoby, która nie spojrzałaby się na niego dziwnie – Od kiedy się pogodzili, bliżej im do rodzeństwa niżeli pary. Nasza mama zaakceptowała już, że do kolejnej wielkiej kłótni będzie mieć szóstkę dzieci, tylko jedno będzie mieszkać po drugiej stronie ulicy.
Okey, muszę przyznać. Nie mam pojęcia, o co dziś mu chodzi. Z jednej strony mówi o odwzajemnionym uczuciu, a teraz o tym, że jest dla mnie jak siostra. I to w przeciągu niecałych dwóch godzin.
– Brzmi wiarygodnie jak dla mnie – poparł go Harry – Lepiej mieć przyjaciół niż drugą połówkę.
– Dlatego ty nikogo nie masz? – spytał. On i Harry wymienili się spojrzeniami.
– Możliwe.
Jeremy uśmiechnął się lekko i poprawił włosy, które zaczęły mu zasłaniać twarz. Po chwili zauważyłem, że zaczyna mieć w tęczówkach złote błyski. Niepewnie wstałem z huśtawki i podszedłem do niego, po drodze prawie potykając się o stolik, który stał na środku.
– No co? – zapytał, kiedy stanąłem nad nim i wyciągnęłam rękę.
– Twoje oczy – powiedziałem bezgłośnie. Spoważniał na chwilę i wstał – Przypomniało mi się o czymś – zacząłem, nie widząc, do czego zmierzam. Jednak nieważne jak pijani by moi przyjaciele nie byli, to na idealnie zielonych oczach widać złoty, nie wmówiłbym im że to tylko przywidzenia.
– Idealna pora. O czym to jaśnie pan sobie przypomniał? – czuć było z jego głosu niezadowolenie z jakiegoś powodu.
Szkoda, że nikt nie napisał poradnika, co robić jak twoje oczy świecą na złoto.
Ani dokładnych informacji, od czego to zależy.
– Pamiętasz jak Aless mówił o... – niech sobie dopowie. Aless mówi o wielu rzeczach.
– Ale w czasach przed czy po tym, jak zaczęliście pisać?
Mój wzrok w tym momencie przykuło rodzinne zdjęcie stojące w salonie. Jednocześnie czułem, że jeśli zaraz nie przyjdę do rzeczy, zaczną coś podejrzewać i pytać o prawdziwy powód tego... Tej dziwnej rozmowy.
– Po tym, jak mi groził.
– Ty mu groziłeś pierwszy. Nie mówiąc już o wyklinaniu się przy Myersie.
– Mówił jakiś czas temu o tym, że udowodni, że nie da się wykonać sal...
– Wiem, do czego pijesz – przerwał mi. O dziwo serio wiedział, a przynajmniej powinien. Nasz ojciec, jako że pracuje ze świeżo przemienionymi (i tymi, którzy nie radzą sobie ze sobą) wilkołakami, musi się czymś dokładnym zajmować. Przypadło mu rozwijanie możliwości ruchowych. Podstawy różnych sztuk walki, samoobrony i gimnastyki. Kiedy jeszcze udawaliśmy, że wszystko jest pomiędzy nami w porządku, nas też tego uczył. A Jeremy ma największe predyspozycje do tego. A przynajmniej najszybciej biegam – To, że on tego nie potrafi, nie oznacza, że nie jest to możliwe.
– Co nie jest możliwe? – spytał skonfuzjowany James.
Wymieniliśmy spojrzenia z Jeremim.
– Zrobić salto w tył, wylądować na dłoni i ją wyprostować – odpowiedział, krzyżując ręce na piersi – Ten człowiek – zaśmiał się pod nosem – mało w życiu widział.
– Mówisz jakby umiejętność tego była czymś oczywistym.
– Każdy jest w czymś dobry – wtrącił Harry – Ale no popieram w tym Jamesa. Jednak jeśli coś takiego potrafisz, to z chęcią to zobaczę.
Potrafił. Nie jestem przekonany na ile to powinno być wykonalne przez normalnego człowieka, ale Jeremy umiał w takie rzeczy.
– Mogę spróbować – odparł, rozglądając się na boki. Wyjął z kieszeni telefon i szybką położył na tarasie – Jak się przy tym zabiję to będzie twoja wina – spojrzał na mnie i odsunął się na kilka kroków od schodków.
– Nie poczuje różnicy... Chociaż nie, będę miał wtedy całą łazienkę dla siebie.
Zmrużył oczy, które przestały się świecić na złoto, i pokazał mi środkowy palec. Kochany. Odwrócił się w stronę domu i rozciągnął kark oraz ręce. Przez chwilę wpatrywał się w posadzkę, intensywnie nad czymś myśląc. W pewnym momencie wziął rozbieg i wbiegając na czwarty schodek, odbił się od niego do tyłu. Przez te ułamki sekund, które był w powietrzu, zdążyłem wyłapać złote przebłyski ekscytacji i adrenaliny w jego oczach. Nie wiem jak ale udało mu się wylądować na prawej ręce i ją wyprostować, przyprawiając w niedowierzanie nas wszystkich.
– Mogłem się założyć z którymś z was, że tego nie zrobię. Albo, chociaż ktoś to mógł nagrać. Nie ma szans, że kiedyś to powtórzę bez butów – powiedział spokojnie, utrzymując równowagę.
Harry wstał jako pierwszy i do niego podszedł.
– Jestem w szoku – mruknął pod nosem i usiadł na trawie tuż przed twarzą Jeremy'ego – Już nawet nie tego, że ci się to udało, a faktu, że umiesz się tak długo utrzymać.
– Wyobraź sobie Lauren jakbyśmy coś takiego dodały do choreografii – zaczęła Margo.
– Z tego, co pamiętam ani ja, ani ty nie potrafimy zrobić gwiazdy, co dopiero... Tego – wskazała ręką przed siebie, zerkając co chwilę na mnie – Może gdyby Jeremy zmienił swoje sportowe miejsce przynależności... Może wtedy.
Jeremy w tym czasie zgiął rękę i zrobił przewrót w przód.
– Z chęcią zostałbym cheerleaderką, ale w tym roku już za późno – odparł, masując stopę. Nasze schody prowadzące na taras mają dość ostre brzegi, a on musiał na przynajmniej jednym z nich stanąć, żeby się dobrze odbić – A za rok was już nie będzie, więc... Z chęcią w ogóle ze sportu w szkole zrezygnuje.
– Mówiłem to samo jak Kyle i Sia kończyli szkołę.
Spojrzał się tylko spode łba. Dalsza część świętowania zwycięstwa przebiegała spokojnie. Po jakiejś godzinie James zorientował się, że Lauren zasnęła i wraz z Margo poszli ją położyć do łóżka. Do tej pory nie wrócili. Jeremy natomiast krążył co jakiś czas z niejasnych dla mnie powodów. Nastał więc czas, w którym to ja i Harry zostaliśmy sami. Co się bardzo rzadko zdarza. Lubię go i szanuję jako człowieka, ale do tej pory nie znalazłem tego czegoś, co mógłby nas do siebie zbliżyć. A on z kolei tego nie ułatwiał, trzymając swoją przeszłość w tajemnicy. Rozumiem to, sam ukrywam sporą część mojego życia przed nimi, ale żeby to, do jakiej szkoły chodził było sekretem? Albo to gdzie mieszkał przed Seattle.
– Faktycznie chcesz tu jeszcze siedzieć czy czekasz z grzeczności aż ją pójdę się położyć? – zapytał w pewnym momencie. Zazwyczaj też wracał do domu. Dziwny to widok widzieć coś na wzrok limuzyny na tych uliczkach.
– Właściwie to oba.
Co tu dużo mówić nie wypada mi go zostawić samego, ale z drugiej strony też nie chce mi się wstać.
Siedzieliśmy tak przez chwilę w ciszy. Ciąży mi to jednak, że nie znam go tak dobrze, jak powinienem. Szczególnie w takich sytuacjach. Z pozostała trójką faktycznie mnie coś łączy – z Jamesem nie dość, że gramy w jednej drużynie to mogę z nim porozmawiać o wszystkim bez oceniania z jego strony, Margo jest idealną towarzyszką do imprez oraz koncertów, przez nasz pokrywający się gust muzyczny, a Lauren... Byłem przy początku jej związku godzinami potrafimy obgadywać każdego. Nie tylko oczywiście to nas łączyło, ale to były te małe rzeczy, które łączyły mnie z każdym z nich na swój sposób. A z Harrym?
Mojej negatywnej gonitwie myśli przerwał dźwięk z wnętrza domu. Coś, czego człowiek by nie usłyszał, więc musiałem się tak zachowywać. Wtedy też Jeremy otworzył drzwi i stanął w progu. Oraz pozbył się bluzy.
– Mogę pożyć ładowarkę? – spytał, patrząc się na mnie. Harry odwrócił wzrok, śledząc głos.
– Pewnie. Jestem w szoku, że pytasz.
Przewrócił oczami.
– Jutro chodziłbyś wkurwiony, że nie możesz jej znaleźć. Chcę zadbać, żeby Nancy nie przeklinała tyle, co cała nasza reszta, a wtedy byś mi w tym przeszkodził.
Uśmiechnął się i znikał, zamykając za sobą drzwi, a Harry wciąż był wpatrzony w miejsce, gdzie stał mój brat.
– Jeśli chcesz skomentować jego ciało, to się nie krępuj. Nie pierwszy i nie ostatni będę słyszał takie rzeczy.
– Chyba za dużo wypiłeś, skoro mówisz takie rzeczy.
Nie, po prostu jestem zmęczony. I to do tego stopnia, że wszystko staje się obojętne.
– Taka prawda. Chociaż gdybym faktycznie myślał trzeźwo, to bym czegoś takiego w życiu nie powiedział.
– W takim razie skorzystam z okazji i powiem, że po tym widać, że jesteście spokrewnieni. Czegoś takiego nie osiągnie się ćwiczeniami, z tym trzeba się urodzić.
– Czy przytaczasz właśnie coś, co powiedziałeś, kiedy ostatnio byliśmy na basenie?
Harry zaśmiał się i upił trochę coli. Cóż za mało Kyle zostawił nam alkoholu. Za pieniądze, które mu dałem. Jestem pewien, że akurat w tym mnie oszukał i zabrał dla siebie część pieniędzy, ale mniejsza o to.
– Może. A może to słabość do waszej rodziny? Kto wie. Lub też...
– Zrozumiałem aluzję.
– Jaką aluzję? Praktycznie nigdy nie używam podtekstów, czemu teraz bym miał? Po prostu uważam, że genetycznie cała wasza piątką ma zbyt idealne cialo, żeby było prawdziwe. Co prawda oceniam to w większości na podstawie ubrań, ale wciąż to też dużo mówi. Tak samo, jak ja, mówię za dużo. To w sumie zabawne, bo to pewnie nasza najdłuższa rozmowa od dawna. A bardziej mój monolog do ciebie. Po tym zaczynam rozumieć czemu nigdy się do mnie w pełni nie przekonałeś. Kto by chciał się zadawać z bogatym dzieckiem, który potrafi tyle mówić tyle o sobie i zachowujący się jakby wszystko mógł? Ja bym nie potrafił. Czasem mam wrażenie, że sam siebie nie lubię i za każdym razem się dziwię, że mam znajomych i...
– Możesz przestać?
Spojrzał się na mnie z wyrzutem, że nie dałem mu się do końca wyżalić.
– Lubię cię. Mówię poważnie Harry. To...
– To nie tak jak myślę?
– Obaj wiemy, że ty mnie też trzymasz na dystans. Ty i twoje tajemnice.
– Każdy ma swoje tajemnice, Rävgor. I obaj nauczyliśmy się z nimi żyć. I obaj nie pogodziliśmy się, z tym że inni też je mogą mieć – powiedział z krzywym uśmiechem na twarzy.
– Możesz mieć rację. Mam swoje tajemnice.
Tylko ja o swoich nie mogę powiedzieć, bo mi nie uwierzycie. Smutne życie wilkołaka.
– Wiem, że masz z każdym z tej trójki coś, co szczególnie cię z nimi łączy. Też chce czegoś takiego z tobą. Homecoming to idealną okazja, żeby zacząć. Może... Może nas będą łączyć nasze tajemnice, o których nie chcemy mówić?
Przez umysł przeleciały mi wszystkie tajemnice, jakie mogłem ukrywać przed światem. I jedyną, jaką faktycznie chciałem ujawnić, była ta, która sprawia, że muszę być kimś innym. Jeśli wyjawiłbym Harry'emu prawda o sobie... Nawet nie chcę o tym myśleć. Ale z drugiej strony wiedziałem, że to jedyna taka okazja, żeby się czegoś o nim dowiedzieć. Czegokolwiek, co nie będzie głupią ciekawostką, która pewnie nie jest prawdziwa. Tylko co mogłem mu dać w zamian?
Chyba że... Opowiem mu prawdę o mnie i Scarlett. Oprócz kłótni. Technicznie nie jest to tajemnica, ale jednak wątpię, żeby ktoś znał wszystko o niej.
– Niech będzie. Chcesz zacząć?
Oparł się na fotelu i skrzyżował ręce na piersi.
– Muszę wewnętrznie się przemóc, żeby powiedzieć to, co tłumie u siebie od dawna. Nie krępuj się.
Wziąłem wdech i zaczęłam układać w głowie myśli, które mógłby mi pomóc w opowiedzeniu historii.
– To nie jest tajemnica, ale bardziej coś, o czym nikt zbytnio nie wie. I na razie wolę, żebyś zostawił to dla siebie – zacząłem niepewnie. W odpowiedzi skinął głową – Jak pewnie już słyszałeś, cała szkoła myśli tylko o jednym, że ja i Scarlett... Że po prostu coś nas łączy. Prawda jest taka, że nie mogę ani temu zaprzeczyć, ani potwierdzić. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Albo aż. I nigdy do niczego między nami nie doszło. Chociaż nie powiem, gdyby ta słynna kłótnia by się nie miała miejsca, kto wie? Może. Wiem, że to wygląda tak jak bym to wypierał tylko dla wyparcia i posiadania racji.
– A czy ta kłótnia... To nie chodziło o to, że odrzuciłeś jej uczucia czy coś? Nie za dużo o tym mówiliście przy mnie.
Gorsze od tajemnic są kłamstwa, które się mówi, żeby je utrzymać.
– Też, w pewnym sensie. Ta kłótnia ogólnie była czymś większym niż wszystkim może się wydawać. Ja miałem swoje powody, ona miała swoje, dodatkowo to były jej urodziny oraz dzień wypadku Kyle i Sii, dużo się wtedy wydarzyło i puściły nam nerwy. Skończyło się to nie odzyskaniem do siebie. To bolało, brak kontaktu z nią. Miałem wrażenie, że straciłem wtedy część siebie w pewnym stopniu. Choć prawdopodobnie nie było tego widać.
Harry zamilkł.
– Cóż, rozumiem czemu trzymasz do dla siebie. Jeśli ktoś nie przeżył czegoś takiego, nigdy nie zrozumie jak to jest. Ale teraz moja kolej – urwał na chwilę i spojrzał na mnie – Jak pewnie wiesz nie mówię za dużo o swojej przeszłości. Głównie, dlatego że nie ma o czym. Pięć lat swojego życia spędziłem w szkole wojskowej, a raczej prestiżowej prywatnej szkole z internatem, gdzie mieliśmy przeszkolenie podstaw wojskowych. Nie wnikaj, sam nie wiem czemu tak jest. Powiem, tyle że niezbyt trawiłem to miejsce. Szkoła dla dzieci bogatych ludzi, która jest tak elitarna, że sama wiedza o istnieniu tego miejsca jest czymś.
– Brzmi jak szkoła, do której się chodzi aż ją skończysz i pójdziesz na studia. Co tutaj robisz w takim razie?
– Mój ojciec z mamą ustalili moją edukację. Do momentu, w którym się nie usamodzielnię szkoła w pobliżu domu, później zgodnie z jego rodzinną tradycją miałem iść od tej szkoły, a na okres liceum mogłem zdecydować sam czy w niej zostaje, czy liceum, do którego ona chodziła. Wdałem się w bójkę z kilkoma osobami pod koniec roku, więc decyzja była logiczna. I tak zostałem tu. Chociaż myślę czasem, że jak wy odejdziecie to, czy tam nie wrócić na ten ostatni rok.
To by wyjaśniało w połowie podejście jego ojca do zajęć z samoobrony. Harry to już umiał. Co dla mnie brzmi zbyt absurdalnie.
I to chyba pierwszy raz, kiedy usłyszałem cokolwiek od niego na temat jego mamy. Dziwne.
– Czemu to ukrywałeś?
– Czuję się inny przez to. Przez to, kim jest mój ojciec i jak wygląda moje życie. Od dawna nie jestem dzieckiem wykorzystującym pozycję społeczną do egoistycznych celów. Bałem się chyba tego, co o mnie pomyślicie – jego głos zaczął słabnąć, a w oczach zacząłem widzieć zagubienie. O ile coś takiego da się zobaczyć.
– Chyba znalazłem coś, co nas łączy – odezwałem się po chwili.
– Niby co?
– Obaj posiadamy tajemnice, bo boimy się reakcji innych na to, kim naprawdę jesteśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro