XV - Scarlett
Nienawidzę się dowiadywać w piątek wieczorem, że na następny dzień muszę być w jakimś innym mieście, żeby uczyć się magii. Moje plany (akurat na ten weekend nich nie miałam) zawsze przygrywały z tymi zajęciami. Tym razem (znowu) wypadło na Nowy Orlean.
Z całej dwunastki najmniej miałam ochotę tu siedzieć. Jako jedyna też nie uwielbiałam tego, że umiem czarować. Biorąc pod uwagę moje przeznaczenie, które jest bardzo mroczne, wolałam odpuścić całą tę magię bez ryzyka, że coś stanie z mojej winy.
– Scarlett?
Spojrzałam na Anne Bishop. Czarnoskóra kobieta niestety była osobą, z którą nie warto było się wykłócać. Mieszkając w Salem i mając pod ochroną tamten teren, była niejako liderką sabatu.
I przyjaciółką mojej mamy. Gorzej trafić nie mogłam.
– Przecież słuchałam – odpowiedziałam o dziwo zgodnie z prawdą. Jak już musiałam się pojawić w tej szkółce, to przynajmniej słuchałam, żeby później udowadniać mamie, że dla mnie to tylko strata czasu.
Connor Lloyd spojrzał się na mnie z niedowierzaniem. On był swego rodzaju moim przyjacielem w tym środowisku. Niestety mieszkał na drugim końcu kraju, więc nasz kontakt ograniczał się do pisania ze sobą i spotkań na zajęciach.
– Rozumiem twoje podejeście do tego, ale chociaż postaraj się przychodzić tutaj z trochę bardziej optymistycznym nastawieniem.
Musiałam się bardzo pilnować, żeby nie przewrócić oczami. W końcu nie chciałam okazać braku szacunku.
Rozejrzałam się po sali, żeby zorientować się, jak się reszta bawi. Podobnie do mnie. Co za niespodzianka, żeby na lekcjach o ziołach i ich zastosowaniach nikt się dobrze nie bawił.
Andy Shayne, który siedział pode mną, szkicował ludzkie sylwetki na skrawku kartki, Jennifer Moore przeglądała Twittera od co najmniej godziny, Eliza Janelle coś czytała, Connor obok mnie układał listę chorób i wypadków, przez które nie będzie musiał następnym razem tu przychodzić, Nolee Clark składała origami, Cade Sykes słuchała muzyki na słuchawkach, a Aurelius Bishop... Nazwisko mówi samo za siebie. W tym momencie on jako jedyny słuchał. Została czwórka, której niestety nie widziałam. Chociaż pewnie Peper Dwight flirtował z Amy Vaughn – nasza nieoficjalna pary. Cóż jedna na dwanaście osób musi być. Chyba że bromance pomiędzy Klausem Minorem a Nico Nigthem się liczą. Mogłam się założyć, że akurat ich już na tej sali nie było. Wielcy pasjonaci używania magii, a nie słuchania o niej.
No i zostałam ja, zadając sobie wewnętrznie pytanie, czemu muszę tu być. Wszyscy cierpieliśmy (oprócz jednej osoby) na wykładach Anne Bishop.
– Nico, Klaus... Rozumiem, że już wszystko wiecie na temat wywaru uzdrawiającego z ziół z Dalekiego Wschodu? – spytała, patrząc do góry. Czyli wciąż tu są.
– Jestem przekonany, że nie o tym dziś mówimy – skomentował Nico, trochę zbyt pewnie.
– A przynajmniej nie w tym momencie – dodał Klaus – Nie po to jesteśmy w Nowym Orleanie, żeby uczyć się o Azji.
– Zaczyna się – mruknęła Eliza, odkładając dyskretnie Kindle'a.
Bishop spojrzała się na wszystkich z politowaniem.
– Czy ktokolwiek z was jest w stanie powiedzieć, o czym mówiłam przez ostatnie czterdzieści minut?
Dawno takiej ciszy nie słyszałam.
– O wpływach ziół i wywarów z nich na magię – powiedział po chwili Aurelii.
Oczywiście, że widział.
– Przynajmniej mój syn mnie słucha.
– Kto by się tego spodziewał? – spytał retorycznie Peper – Aureli wie, o czym mówimy. Jak zawsze.
– Nie przesadzaj skarbie. Mieliśmy nie mówić o tym na głos – odpowiedziała mu Amy.
– O tym, że mamy o tym nie mówić, też mieliśmy nie mówić – dodała Jennifer.
– Coraz bardziej się pogrążacie – mruknął Andy, nie odrywając wzroku od rysunku.
– Mam świetny pomysł. Zmieńmy temat. Co wy na to? – zapytał Nico, wstając ze swojego miejsca.
Oczywiście wszyscy odwrócili się w jego stronę. Tylko czekać aż wybuchnie jakiś dramat.
– Może wrócimy do wykładu? Przynajmniej nie będziemy rozmawiać o Aurelim – zaproponował Connor.
– Pamiętasz, o czym był? – zwróciła się do niego Cade.
– Myślę, że nikt tego nie pamięta – mruknęła Nolee.
– Oprócz Aureliego.
Fuck. Powiedziałam to na głos.
Na chwilę przed kolejnym komentarzem, bursztynowa aura nas otoczyła. To dokładnie to samo, co ja zrobiłam Rävgorowi i Alessowi. Czyli faktycznie istnieje takie zaklęcie. Pytanie czy to dobrze czy źle, nigdy nic nie wiadomo.
– Mam szczerze dość tego, że nie dbacie o swoją edukację. Zatem proponuje układ, w którym będziecie mogli się wykazać i udowodnić, że faktycznie tego nie potrzebuje – powiedziała spokojnie Anne Bishop – Osobie, której jako pierwszej uda się sprostać mojemu wyzwaniu, odpuszczę do końca dnia wykłady.
Wszyscy przytaknęliśmy, a aura zniknęła. Jak ona to robi? Czemu tego się nie uczmy? To jest świetne zaklęcie.
Bishop zaprowadziła nas do niepokojącego pokoju. Przypomniał wnętrze sześcianu, który został pomalowany na biało. Na środku pomieszczenia znalazł się stół z planszą do szachów i samymi pionkami.
– Nie wiem ile za was umie grać w szachy i w tym momencie jest to najmniej ważne – zaczęła spokojnie, podchodząc do stolika.
– To jedna ze sztuczek magicznych? – spytała Nolee – Gracze grają do momentu przed matem, bo pionek nie chce się podnieść z szachownicy i dać zawodnikowi zwycięstwa.
– Dokładnie. Zostały zaklęte, żeby żaden człowiek nie mógł wygrać. Przesuńcie pionek, a wam odpuszczę. Dla ułatwienia powiem wam, że musicie przysunąć czarnego konia.
Peper od razu podszedł do szachownicy i spróbował podnieść pionek. To byłby zbyt piękne, gdyby mu się udało.
– Ktoś musiał to zrobić – powiedział z dumą, wciąż siłując się z figurką.
– Zostało was jedenaście. Nie śpieszcie się, macie tyle czasu ile potrzebujecie – odpowiedziała Anne Bishop i zostawiała nas samych. Nie jestem przekonana do tego, jak rozsądne to jest.
Aureli podążył wzrokiem za matka, bo czym zarobił krok w naszą stronę. Intuicja była szybsza i zrobiłam krok do tyłu.
– Może rzecz nie jest w pionku, który mamy ruszyć, a w całej reszcie. Zmieniając ich ustawienie, możemy wyznaczyć mat w inny sposób – stwierdził, próbując podnieść inny pionek, ale te ani drgnęły.
– Dziesięć osób – powiedziała Jennifer – Może teraz zaczniemy myśleć nad tym, co robimy?
– A ja myślałem, że właśnie to robimy – odpowiedział jej, pokazując środkowy palec.
Istnieją trzy powody, przez które niezbyt jako grupa lubimy się z Aurelim
Powód pierwszy. Sabat ma kilka zasad. Jedną z nich jest to, że czarownice i czarownicy z danego dystryktu moją obowiązek zapewnić potomstwo. Rzecz w tym, że muszą ustalić rok, w którym owe dzieci mają się urodzić. To brzmi strasznie, ale zazwyczaj wybierają taki moment w którym, chociaż większość chce już mieć dzieci. I tak w moim roczniku jest jedenaście osób magicznych. Tak jedenaście. Aurelii urodził się trzydziestego pierwszego grudnia dwutysięcznego roku. Więc jest starszy, co nie poprawia naszych stosunków. A cała ideologia z wiekiem polega na tym, żeby nikt nie czuł się lepszy od innych, bo jest starszy i bardziej mu sie coś należy.
Powód drugi. Od czego by tu zacząć. To syn Anne Bishop. Dzieci czarownic z Salem nie cieszą się pozytywną opinią u innych. Wierzą, że są lepsze od innych. Aureli natomiast ma się na najinteligentniejszego z nas wszystkich, co nie do końca jest prawdą. Jasne czyta dużo o magii, ale nic poza tym. A aprobata jego matki w tym wszystkim nie pomaga.
Powód trzeci. Jego zdolnością jest... Każda wiedźma czy czarownik posiada źródło magii w sobie, przez co do czarów nie potrzebuje żadnych przedmiotów, ziół ani niczego. Wystarczą same słowa, gesty a w moim przypadku (jak się okazuje) sama wola. Potęga magii, z jaką się rodzimy jest losowa i nic nie ma na to wpływu. Wraz z tym istnieją przepowiednie, które pomagają nam odnaleźć aspekty magii, w jakich potencjalnie jesteśmy najlepsi. Aureli... Potrafi za pomocą dotknięcia przejąć kawałek twojej magii i z niej korzystać przez kilka godzin. Sam niezbyt może to robić bez tego. A większość z naszej jedenastki przejawia, lekko mówiąc, ponad przeciętne umiejętności, których samych nie rozumiemy. Myśl, że Aureli mogły sobie lepiej z nimi radzić niż my... Przerażająca.
– Ktoś jeszcze chce dotknąć pionków? – spytał Klaus.
– Może telekineza? – spytałam niepewnie, patrząc na Klausa, który miał do tego wrodzony talent.
Chłopak rozciągnął ręce, po czym lewą ręką zaczął wytwarzać brudnogranatową aurę. Energia, która wytworzył, otoczyła konia, jednak i to nie dało rezultatów.
– Dziewięć – powiedział zrezygnowany.
– Voodoo może? – zapytała Eliza w stronę Cade.
– Może by pomogło, ale nie mam jak spróbować. Brakuje mi wszystkiego do tego – odparła, krzyżując ręce – Nolee, skąd widziałaś, o co chodzi z szachami?
Dziewczyna spojrzała się na Cade niepewnie.
– Gdzieś o tym czytałam w jednej z książek mamy. Niestety nie było tam rozwiązań do żadnych zagadek.
– Czy ktoś z was, chociaż potrafi grać w szachy? – tym zarazem pytanie padało od Connora.
– Ja umiem – odpowiedzieli jednocześnie Amy i Andy.
Podeszłam w tym czasie do planszy. Biały król został sam na planszy przeciwko czarnym pionkom. Moja wiedza ograniczała się do tego, że musieliśmy się ruszyć czarnym koniem. I to tylko dlatego, że powiedziała o tym Anne Bishop.
W tym samym czasie szachownicy zaczął się przyglądać Nico oraz Jennifer. Dziewczyna podobnie jak Klaus spróbowała zaklęcia związanego z telekinezą, ale ono też nie pomogło.
– Osiem – mruknął chłopak, wciąż wpatrzony w pionki.
– Skoro się na tym znacie, to co dokładnie mielibyśmy zrobić po podniesieniu pionka? – spytałam, odwracając się od stołu.
Amy i Andy kątem oka spojrzeli na stół.
– Powiem to najprościej jak tylko można. Wystarczy podnieść konia i przesunąć go po litrze L – odpowiedziała Amy z przekonującym tonem.
– Przed siebie i w lewo – dodał Andy.
Chyba jak wrócę do domu, poczytam trochę o szachach.
– To tyle? Wystarczy podnieść czarnego konia i przesunąć go do przodu i w lewo po literze L? – spytałam z lekkim niedowierzaniem – To powinno być proste.
Jednak, zamiast mi odpowiedzieć, ich wzrok skupił się na planszy. Idąc za tym wzrokiem, odwróciłam się i zastałam zmienione pionki na planszy.
Nie mam pojęcia, jak to się stało.
– Kto to zrobił? – Nico zrobił krok w tył, prawie wpadając na Aureliego.
Z osłupieniem patrzyłam na plansze.
– Myślę, że to mogłam być ja – powiedziałam słabym głosem. Nagle czułam na sobie wzrok jedenastu osób. W tym momencie nie wiem, kto bardziej nie dowierzał w to, co się stało — ja czy oni?
– Ale jak? – zapytała Amy.
– Nie mam pojęcia – zaczęłam spokojnie. W końcu co innego miałam powiedzieć? Zazwyczaj nie wystarczy coś powiedzieć, żeby magia działała. Do tego trzeba choć trochę skupienia, a w telekinezie kontakt wzrokowy z tym, co chcesz przenieść, jest bardzo ważny.
Cade podeszła do Nico i zaczęła przypatrywać się szachownicy z jego perspektywy. Właśnie to wszyscy podeszli do stolika, żeby dokładnie się mu przyjrzeć. Wyjątkiem był Aureli, który zaczął się zbliżać do mnie. Kiedy był już wystarczająco blisko, zrobiłam krok w tył.
– Nawet nie myśl o tym, żeby mnie dotknąć – powiedziałam. Ogólnie należę do osób, które kontakt fizyczny ograniczają, o ile komuś nie zaufam. O czym każdy w tym pomieszczeniu powinien wiedzieć, więc moja reakcja była na swój sposób naturalna.
– Staram się być miły – odpowiedział, chowając dłonie do kieszeni w jeansach – Jak widać, nikt tego nie docenia.
– Ty? Miłym? Od kiedy? – zapytał Andy ze zdziwieniem – Nie wiem, czy pamiętasz, ale byłem pierwszą, z którą rozmawiałeś o magii z tego towarzystwa. Próbowałeś mi wmówić, że nie dam sobie rady i powinien odpuścić. To oczywiście było po tym, jak mnie dotknąłeś i po usłyszeniu przepowiedni, w której ładnie zaznaczono, że łatwiej będzie mi wpływać na ludzi.
– Oboje wiemy, że to nie prawda. Czy to ty teraz nie próbujesz mi czegoś wmówić?
– Spytaj mojego ojca, który miał ochotę cię wyrzucić z domu po tym.
– Andy ma rację. Jakoś w dniu, w którym pierwszy i ostatni raz mnie przytuliłeś, twoje zdolności w tworzeniu wywarów z ziół magiczne się poprawiły – dodała Eliza – Ciekawe jak to się stało. A później oczywiście przechwalałeś się, jaki to ty nie jesteś niesamowity.
Aureli zaśmiał się bezgłośnie.
– Obwiniasz mnie o to, że jestem mądry? – spytał, robiąc dramatycznie krok w tył.
– Sylwester. Dwa tysiące siedemnasty – zaczęła Nolee – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale to było kilka dni po moich szesnastych urodzinach. Wykorzystałeś to, że nikogo nie znam, przypadkowo mnie dotknąłeś, a później o północy mogliśmy oglądać fajerwerki stworzone przez ciebie i tylko przypakiem moja przepowiednia mówiła o żywiołach.
– Udało ci się wykorzystać zdolności każdego – powiedział Connor – Oprócz Scarlett. Choć to pewnie tylko teraz kwestia czasu.
Jak już mówiłam osoba, z którą się głównie tu trzymam to Connor. Tylko jemu powiedziałam, czego dotyczy moja przepowiednia i obiecał, że dopóki nie stanowi to zagrożenia dla mnie ani dla innych, to zatrzyma to dla siebie. Prawdopodobnie bardzo ze sobą walczył, żeby teraz tego nie powiedzieć.
– Co ja wam takiego zrobiłem? – zapytał po chwili Bishop. Zdecydowanie głos i wyraz twarzy miał w nas wzbudzić poczucie winy. Kolejna rzecz, w której był bardzo dobry – Rozumiem, że może się wam nie podobać moja umiejętność, ale nie mam nad nią pełnej kontroli. Nie wiecie, jak to jest nic samemu nie móc zrobić...
– A ty nie wiesz, jak to jest nie panować nad tym, co się umie i bać się każdego dnia, że coś pójdzie nie tak i będzie się odpowiedzialnym za jakąś tragedie. W jakiś stopniu wszyscy ci zazdrościmy tego, że nie mówisz się o to obawiać. Ale później przychodzą lekcję i zachowujesz się jak pieprzony geniusz, który myśli, że wie wszystko, bo przeczytał książki. Uwierz mamy więcej powodów, żeby cię nie lubić, niż sądzisz – wypaliłam, niezbyt emocjonalnie panując nad tym, co mówię. Posiadaliśmy specjalny czat, który się skupiał na naszych niezbyt miłych słowach na jego temat, więc byłam pewna, że mówię za wszystkich w tym momencie – I nic mnie nie obchodzi, co chcesz teraz powiedzieć, ale wystarczy, że spróbujesz mnie dotknąć – w tym momencie Aureli zaczął iść w moją stronę – to pożałujesz. – Oczywiście, że teraz próbował to zrobić, żeby tylko pokazać...
Właśnie to nie mam pojęcia co.
Zatem nie wiem, jak to się dokładnie stało, ale będąc na kilka centymetrów przede mną, otoczyła go amarantowa aura. Nie mógł się ruszyć. Jak znowu mi się to udało zrobić?
– Czy to jest zaklęcie Anne Bishop? – zapytał Klaus, nie ufnie podchodząc do niego – Wiem, że obiecaliśmy się nie wtrącać, ale...
– Co było w twojej przepowiedni? – dokończyła Cade.
Nagle dopadł mnie jeden ze stanów, w którym nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Kłębki myśli i losowe słowa przechodziły przez moją głowę, tworząc spójną wypowiedź, której nie umiałam powiedzieć. Powodowało to coś na wzór ataku paniki, kiedy pomimo starań, nie jesteś w stanie nic zrobić. Nienawidziłam tego stanu.
– Coś, czego żadne z was nie chciałoby usłyszeć – odpowiedział Connor, widząc, że ja nie byłam w stanie – Coś, z czym żadne z nas by sobie poradziło – spojrzał na mnie pytająco, a ja skinęłam głową. Nie było szans, żebym ja teraz o tym powiedziała – W końcu czarna magia nie jest tym, o czym każdy marzy.
Teraz nie tylko ja milczałam. Znalazłam większość tych ludzi od dwóch lat. Przez te dwa lata nie byłam w stanie im o tym powiedzieć. Nawet teraz nie byłam, bo zrobił to za mnie Connor.
Tak naprawdę istnieje kilka rodzajów magii: czarna, biała i zielona. W skrócie ta ostatnia pobiera moc z ziół, rytuałów, alchemii i tym podobnym, co możne zrobić każdy, biała opiera się na mocy, z którą się rodzisz i dalej można zaliczyć do tego większość tego, co można zrobić za pomocą magii. No i została czarna. Wbrew przekonaniom sama w sobie nie jest zła, tylko bardzo łatwo ją wykorzystać do złych celów. A raczej satanistycznych. Jak do białej magii potrzebujesz praktyki i skupienia, tak do czarnej liczy się intuicja i przekonanie, o tym, co chcesz zrobić. Jest też to magia, która wyniszcza ludzki organizm, zaczynając od duszy, co widać po zmianie koloru aury, która zaczyna być coraz ciemniejsza.
Jak widać moja cicha prośba o to, że to, co robię to magia intuicyjna, była przeliczeniem. Tak bardzo nie chciałam tego do siebie dopuszczać.
– Czarna magia? – zapytał Peper – Jesteś pewien?
Connor westchnął i spojrzał na Aureliego.
– Właściwie... To ma sens – powiedziała niepewnie Jennifer.
– I czemu jeszcze nie byliśmy w Seattle – dodał Nico.
Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły i przyszły przez nie moja mama i Aureliego. To nie jest dobry znak. Anne Bishop już miała się o coś zapytać, ale wtedy dostrzegła dwie rzeczy: przestawiony pionek na planszy i jej unieruchomionego syna. Jej wzrok wyrażał złość, nieważne jak bardzo chciałaby, żeby nie było jej widać. Moja mama natomiast była w szoku. Choć znając ją, jest bardziej w szoku, że wydarzyło się to, co już widziała. Jakby nie było Dawn Crowe specjalizowała się w przepowiadaniu przyszłości i odtwarzaniu przeszłości – jest to bardzo pomocne przy pracy prokuratora okręgowego – co jest jeszcze rzadszą zdolnością niż moja. W tym momencie chyba miałam szczęście, że niezbyt lubiła syna swojej przyjaciółki i nie uważała go za dziecko idealne (co niestety wyznało większość rodziców, nie tylko Głównych Czarownic i Czarowników).
– Komu się udało to rozwiązać? – spytała Anne Bishop – I kto mu to zrobił? – i wskazała na syna.
Nastała niewątpliwie niezręczna cisza. Nie sądziłam, że moi koledzy okażą się tak bardzo mili i nie wydadzą mnie przy pierwszej lepszej okazji. To dobrze o nich świadczy. Czego nie można było powiedzieć o Aurelim.
– Scarlett – odparł i wraz z tym, mógł się ponownie ruszać. Tyle samo chyba zajęło Alessowi i Rävgorowi, żeby się uwolnić.
Mama podeszła do stolika i podniosła jeden z pionków.
– Anne, a nie mówiłaś, że to nie wykonywalne i ma ich nauczyć pokory? – spytała. Dla całej reszty to mógłby być zwiastun, czegoś złego, ale że ja z nią mieszkam, to nauczyłam się wiedzieć, kiedy stoi po mojej stronie. I to była jedna w tych sytuacji.
– Każdy może się pomylić. Mogłam wziąć nie ten zestaw, co trzeba – odpowiedziała z przesadną wyniosłością – Nie wiem, czy pamiętasz, ale oryginalnym zestawem nie da się wygrać.
– Nie, nie. Pamiętam tę lekcję. I chodziło o to, że nikt kto próbował, nie znalazł jeszcze rozwiązania – zaczęła obracać konika w ręce – Jak widać, mojej córce się udało. A co do Aureliego, sama stosujesz to zaklęcie. Poza tym ja ją go nauczyłam, żeby zainteresować ją choć trochę magią – dodała, kłamiąc z takim przekonaniem, że sama prawie w to uwierzyłam – Ale na wszelki wypadek sprawdziłabym, czy wszystko z nim w porządku.
Anne spojrzała z niedowierzaniem, po czym wyszła z Aurelim z pomieszczenia.
– Dziękuję – wydusiłam słabo.
– Porozmawiamy o tym później w domu. Mam kolekcje, za co później podziękuję Rävgorowi – odpowiedziała, rozglądając się po pozostałych – Jakbyście tylko mogli ograniczyć się do opowiadania, jak udawało się wam to rozwiązać – wskazała na szachownicę – Anne źle przyjmuję porażkę własnego syna, do którego podobnie wy nie pałam sympatią.
Wszyscy zgodnie przytaknęliśmy i widzieliśmy tylko, jak wychodzi, zabierając figurkę ze sobą.
– Nie spodziewałem się, że twoja mama jest tak spoko – rzuciła Amy, przerywając ciszę.
– Potrafi być – odpowiedziałam, zaczynając powoli brzmieć normalnie.
– Dwie rzeczy. Dawno tu się nie wspominało o Rävgorze i jaka kolacja? – spytał Klaus.
Miła zmiana tematu jakby nie było. Lepsze morderstwo od czarnej magii.
– Rozmawiamy praktycznie od początku roku. A ta kolacja to trochę skomplikowane. Jak pewnie gdzie słyszeliście, w Seattle żyje sobie morderca. Policja niezbyt sobie z tym radzi, więc mamy Alessa Vasile'a, który ma go znaleźć. Ale to specyficzna osoba i łatwo się wdaje w zbędne dyskusje. Wkurzył tym Priscę Fleming i tak skoczyło się na kolacji pomiędzy nią, nim, moja mama i Melanie Lupus, żeby wyjaśnić kwestie śledztwa.
– Czekaj... Aless Vasile? – pytanie od Elizy nie tylko usłyszałam, ale i poczułam na swojej ręce, na której się uczepiła – Ten Aless Vasile?
– Słyszałam tylko o jednym – odpowiedziałam niepewnie, odchylając się trochę do tyłu – Więc pewnie tak.
– Mogę spytać, kim jest Aless Vasile?
Przeniosłam swój wzrok na Nolee. Kilka tygodni temu byłam na jej miejscu.
– Prywatny detektyw – odparła Cade.
– Jest wampirem, o ile się nie mylę – dodał Andy, spoglądając na Elizę, która chyba czuła za dużo ekscytacji na raz.
– Chcąc być dokładnym, to mogę dodać... – chciałam coś powiedzieć, ale ktoś mi przerwał.
– Aless Vasile to jeden z wybitniejszych detektywów naszego świata. Głównie spędzał czas na rozwiązywaniu zagadek w Europie i za zachodzie USA. Krążą plotki, że przemienił go sam Dracula i nazwał go swoim synem – Elizie dosłownie oczy zaczęły świecić, jak tylko o nim mówiła.
Nagle poczułam potrzebę poprawiania jej w tym, co mówiła. Mogła mieć na jego punkcie obsesję, ale pełnych informacji to nie miała.
– Z tego, co sam mówił, to nie jest wampirem, a hybrydą wampira i człowieka, jego ojcem biologicznym faktycznie jest Dracula, jest biseksualny i jest nie jako księciem wampirów. Cokolwiek to znaczy.
– Nie jestem pewien, o co najpierw spytać, czy skąd to wiesz, czy czemu Eliza ma taką obsesję na jego punkcie? – spytał Nico, analizując to, co się właśnie dzieje.
– Nie mam obsesji. On jest w pewnym stopniu moją inspiracją, do tego, jak żyć.
Czemu akurat teraz przypomniało mi się o tym, jak Aless próbował zabić Rävgora?
– Dużo o sobie mówi i uczy w mojej szkole samoobrony. Chce być blisko nastolatków, a jaką inną szkołę mógł wybrać w Seattle niż tę, do której chodzę ja i Rävgor, a teraz i jego młodszy brat.
– Tak bardzo ci tego zazdroszczę.
Wszyscy spojrzeliśmy się na nią podejrzenie.
– Chodzi ci o mordercę, który zabija nastolatków? – zapytał Connor.
Eliza przewróciła oczami.
– Tego, że mogłaś go poznać.
– Wciąż wolałabym mieć stuprocentową pewność, że nikt mnie nie zabiję niż poznać Alessa.
Kątem oka widziałam, że co najmniej pięć osób wstrzymuje śmiech, a pozostała czwórka albo dobrze to ukrywała, albo nie rozumie absurdu sytuacji.
– Zachowujesz się tak, jakbyś się zakochała w człowieku, którego nie znasz – Jennifer, która należała prawdopodobnie do drugiej grupy, podeszła do Elizy – Scarlett ma w tym rację.
Mam ją częściej niż świat chce to przyznać. Ale coś w jej ekscytacji było wyjątkowego. Istnieje cień szansy, że gdybym poznała go w innych okolicznościach, to byłabym w podobnym miejscu. Oczywiście nikt by o tym raczej nie widział, a ja nie robiłabym sobie nadziei, ale jednak.
– Choć w części rozumiem – powiedziałam po chwili – Ma swój charakter i jest jednak przystojny.
Dziewczyna bezgłośnie mi podziękowała za to, że uchroniłam ją przed zrobieniem z siebie kompletnej idiotki w oczach innych.
– Nie pomagasz – mruknęła Jennifer.
– W takim razie go nie widziałaś – wtrącił Connor znad telefonu, który po chwili zaczął krążyć i wywoływać zdziwienie. Jak widać, istnieje granica pomiędzy słyszeniem o kimś, a wiedzeniu dokładnie o kim mowa – Wspomniałeś, że jest bi?
Zignoruje to pytanie. W międzyczasie wyjęłam swój telefon. Dochodziła dziewiętnasta. Dziś już raczej nic nie będziemy robić, a Anne Bishop (a już tym bardziej jej syna) wolę już nie oglądać. Może wrócić do Seattle i zrobić coś pożytecznego? Albo cokolwiek we własnym domu?
Po dzisiaj mama na pewno zrozumie. Powiem, że nie mam sił po tym, cokolwiek bym nie zrobiła. Szczególnie że nie będzie dokładnie wiedzieć, o której wróciłam, bo kolacje z Priscą i Melanie trwają zazwyczaj bardzo długo, tak że pewnie wróci dopiero nad ranem.
Kilka minut później w końcu wyszliśmy z białego pomieszczenia i zaczęliśmy się kierować w stronę pokoi, w których mieliśmy spać tej nocy (dwa pokoje, gdzie w każdym było po sześć łóżek). Eliza była wyjątkiem i nie musiała tam spać, jako że na co dzień mieszkała w Nowym Orleanie i miała własny pokój kilka drzwi dalej. Ogólnie każde z nich mieszkało w pewnym sensie pałacyku, przystosowanym do przetrzymywania uczniów i do nauki.
Ja właśnie byłam wyjątkiem, ale to dlatego, że mama nie lubiła tego jej pałacyku, który znajdował się kilkanaście kilometrów od Seattle. Wolała mieszkać w domku naprzeciwko Lupusów, który zostawił jej mój ojciec.
Zanim ktoś zdążył otworzyć drzwi, spytałam:
– Jak duże problemy będę mieć, jeśli poszłabym teraz do domu?
– Jeśli nikt się nie wygada, nie będziesz ich mieć – odpowiedział Connor, jednocześnie uderzając lekko łokciem w brzuch Pepera.
– Za co to?
– Jako jedyny mógłbyś o tym powiedzieć – odparła Amy – Co jak co, ale sekretów to ty trzymać nie umiesz.
– To on wygadał o waszym związku? – zapytała Eliza. Tym razem to ona powstrzymywała śmiech.
W teorii nie powinniśmy tworzyć romantycznych związków między sobą, bo to burzy równowagę dwunastu niezależnych magów, ale dopóki nikt nie znajdzie w ciążę, to przymykano na to oko.
Amy i Peper nie odpowiedzieli, co dawało jednoznaczna odpowiedzieć.
– Po prostu powiemy, że wróciłaś z mamą do domu. Nie będzie to w pełni kłamstwo – zaproponowała Cade, patrząc głównie na Pepera.
Ten przewrócił oczami.
– Dla pewności możecie rzucić na mnie jakieś zaklęcie, żebym się przez przypadek nie wygadał.
***
I znowu na moim telefonie dochodziła dziewiętnasta. Dostanie się z Space Needle na przedmieścia zajmowało dobrą godzinę komunikacja miejska, od której się odzwyczaiłam. Samochód psuje tę część człowieka trwale.
Chociaż lepsze to niż powrót z posiadłości. To są niestety tylko dwa punkty w obrębie Seattle, przez które można ot tak sobie przechodzić. O ile wiesz jak znaleźć portal.
Niechętnie spojrzałam na puste pudełko po pizzy, które wciąż pachniało jedzeniem. Pięć różnych serów i pikantne, małe pepperoni to coś, co było mi dziś potrzebne. Tak samo, jak nadrobienie Riverdale. Przed czwartym sezonem warto było skoczyć trzeci. To bardzo, bardzo zły serial, który z odpowiednim nastawieniem się tak dobrze oglądała. Oczywiście dziś obejrzałam tylko jeden odcinek, ale więcej na raz się nie da. Moje życie jest bardziej normalne od tego.
Ponownie spojrzałam na telefon. Już była dziewiętnasta, a ja nie miałam co robić. Przecież nie mogę iść tak wcześnie spać, kiedy jestem sama w domu.
Przeszłam przez salon do pokoju, z którego było widać dom Lupusów. Podejrzenie wszystkie światła były zgaszone. Sprawdziłam, więc kiedy którekolwiek z nich było ostatnio na jakimkolwiek portalu społecznościowym. Ponad półtorej godziny temu. Czyli poszli robić prawdopodobnie biegać długi dystans.
Okey, czas zobaczyć co robi reszta moich znajomych. Abigail wrzuciła na InstaStories, że jest na jakieś tajemniczej randce. Mogę się założyć, że skończy się na tym, że wyjdzie bez słowa, sprawiając, żeby jej wybranek (lub wybranka, z nią to w sumie nie wiadomo) zapłacił za drogie jedzenie, które wybrała. Louis miał kursy na prawo jazdy, które zdaje od dwóch lat, a Ellie pewnie robiła to samo co ja.
Przemyślałam szybko, co powinnam zrobić i zebrałam się do wyjścia. Właśnie jedyne co zabrałam to telefon, portfel i słuchawki. Dom Ellie znajdował się z piętnaście minut pieszo od mojego. Ułatwiło to wybór czy wziąć samochód, czy nie.
Idąc przed siebie, mijałam bawiące się na ulicy dzieci. Zadziwiająco dużo dzieci i zdecydowanie więcej, niż kiedy ja byłam w tym wieku. Po czterech piosenkach w końcu trafiłam na miejsce. Średniej wielkości, piętrowy dom stał obok innych do niego podobnych. Cała ulica zdawała się nimi zapełniona. Weszłam na ganek i po kilku głębszych wdechach, zapukałam do drzwi. Otworzył mi jej ojciec. To po nim Ellie miała blond włosy i spokojny wyraz twarzy.
– Dobry wieczór, Ellie jest w domu? – spytałam trochę nie pewnie.
Mężczyzna skinął głową, po czym ją zawołał.
– Hej, co tu robisz? – zapytała, zamykając drzwi za sobą.
– Nie miałam, co robić i poszłam się przejść – odparłam, kiedy usiadłyśmy na schodach ganku.
– A to nowość. Zazwyczaj w takich sytuacjach oglądasz seriale, a ostatnio chodzisz do Rävgora.
– Nie skomentuję, bo znowu dojdziesz do wniosku, że z nim jestem.
Zaśmiała się.
– Ładnie byście razem wygrali. Pamiętam początki liceum, gdzie w pewien sposób był piątą osobą w naszym uroczym składzie.
– Czasy, w których unikał jak mógł Kyle'a i Sii.
– I nie miał własnych przyjaciół?
– Nie chciał mieć tych samych znajomych co Kyle. Nie wierzę w to, ale najważniejsze, że on tak.
– Coś mu mogło nie wyjść, bo przyjaźni się z Jamesem.
– Szczegóły – mruknęłam i wyjęłam telefon. Skąd się nagle wzięły dwie nieodebrane video rozmowy?
I znowu urządzenie zaczęło dzwonić. Connor błagam, przywitaj się najpierw, żebyś mnie nie wkopał w ukrywanie prawdy przed Ellie.
– W końcu – jęknął ze szczęścia. Wraz z resztą znajdował się w damskim pokoju w Nowym Orleanie. Nie byli zbyt zadowoleni.
– Dodzwonić się do ciebie nie da – dodała Amy, siadając obok Connora – Właśnie, co robisz? – zapytała, pewnie dostrzegając, że jestem na dworze.
Ellie w tym samym czasie spojrzała się na mnie pytająco.
– Wyszłam z domu i byłam w trakcie rozmowy – mruknęłam – Czego chcecie?
Connor zaśmiał się zdenerwowany.
– Nasi rodzice nieźle się wkurzyli za to, jak rozmawialiśmy dziś z Aurelim – powiedziała Cade, stojąc w tle.
– Zgadnij, więc u kogo będziemy podczas Halloween? – ironiczne pytanie Klausa, idealnie podkreślało to, jak bardzo tego nie chciał.
Świetnie, tego mi potrzeba. Seattle nie jest zbyt przyjemnym miejscem dla magii jako miasto wilkołaków.
– Moja mama wie?
Po raz kolejny dziś odpowiedziała mi cisza. Chociaż teraz towarzyszyły temu sporadyczne kręcenie głową.
– Oddzwonię. Albo napisz mi jakieś szczegóły – zwróciłam się do Connora i się rozłączyłam.
– Kto to był?
Nieuniknione pytanie. Trochę starałam się nie mówić o moich tamtych znajomych, a poszczególne zdjęcia tym, że to moi internetowi przyjaciele. W sumie na swój sposób można było ich tak nazwać.
– Dzieci znajomych mojej mamy – wystarczająco dużo prawdy w tym jest – Ma swoją grupę znajomych z dzieciństwa i ich dzieci są w naszym wieku. Zależy im w jakiś sposób, żebyśmy my też się przyjaźnili – coraz mniej prawdy. Nie lubiłam kłamać. Szczególnie nie lubiłam okłamywać Ellie.
– Okey. Nigdy o nich nie wspominałaś po prostu.
– Kiedyś na pewno musiałam. A jak nie, to pewnie część z nich i tak spotkasz. Halloween to niejako tradycja. Muszą się spotkać. Dlatego w zeszłym roku byłam w San Francisco.
– Nie brzmisz zbyt przekonująco.
– Bo nie znam szczegółów – które czuję, że mogą mnie przerazić.
– Oby Abigail żadnego z nich nie poznała. Jeszcze się zakocha – przewróciła oczami, przeczuwając, że nie chcę o tym rozmawiać.
– Nie wiedzę jej w związku na odległość. Ani w żadnym.
– Wiesz, że jest właśnie na randce z osobą, z którą nie była umówiona, bo tamten ją wystawił?
– Będzie trzeba do niej jutro napisać i dowiedzieć się jak poszło.
– Zdecydowanie.
Tym razem obie się zaśmiałyśmy. Życie miłosne Abigail było czymś, o czym w jej towarzystwie nie mieliśmy prawa komentować. Głównie dlatego, że nie szło jej za dobrze, a wszelakie związki, jakie miała trwały, kiedy była na wakacjach, więc nikt nie wie, jak bardzo były prawdziwe. Jedyne czego mogę być pewna to, że za bardzo chciała być w romantycznej relacji i była zdolna do wielu rzeczy, którymi nie zdarza jej się chwalić. Czasem myślę, że chciałabym mieć jej problemy, a nie te z magią. Czarną magią. Nad którą chyba nie do końca panuje.
– Chcesz u mnie dziś nocować? – spytałam nagle. Z aktualnymi myślami, chyba nie chciałam sama zostawiać w domu – Mojej mamy nie ma, poszła na jakąś kolację, a jakoś niezbyt widzi mi się zostać samej na noc.
Ellie chwilę się zastanawiała.
– W sumie, czemu nie – odpowiadała – Może przy okazji dowiem się czegoś o tobie i Rävgorze.
– Zaczynam żałować swojej propozycji.
***
5073 słów. To w sumie dużo i należy to do mojego rekordu słów. To też jedyne co chciałam powiedzieć. Plus dodaję listę nowych bohaterów, bo tak trochę ich dużo na raz dodałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro