XLVI
Aless obudził się w nie swoim łóżku. Choć jego i tak oznaczało to w Londynie, tak ze zdziwieniem rozglądał się, czemu nie znajduje się w hotelu. Musiało minąć parę sekund, by zrozumiał, co miało miejsce wczoraj i jak się tu znalazł. Dyskretnie spojrzał w prawo. Scarlett wciąż spała.
Westchnął tylko i spróbował cicho podnieść się z łóżka. Nie obudził się jeszcze na tyle, żeby połączyć wszystkie wątki ze sobą, ale z ulgą przyjął fakt, że był jakkolwiek ubrany. Śmieszyło go jeszcze, że oprócz tego, co miało miejsce ubiegłej nocy, to faktycznie się wyspał, co było dla niego nowością.
Zaczął szukać swojego telefonu lub czegoś, co będzie mu w stanie podać, jaka jest godzina. Ulgę mu przynosił widok za oknem, wciąż było ciemno. Niestety nie zdarzył znaleźć swojego telefonu, bo rozproszyło go budzenie się Scarlett.
– Która godzina? – spytała od razu, jak tylko go zobaczyła.
Aless wzruszył ramionami.
– Właśnie starałem się tego dowiedzieć.
Usiadła na łóżku i sięgnęła po telefon.
– Koło szóstej trzydzieści... Mnie bardziej ciekawi, czy mama zdążyła już wrócić do domu. – Po głosie dało się zrozumieć, że w pełni się jeszcze nie obudziła.
Aless wziął wdech i intuicyjnie spojrzał na drzwi.
– Jeszcze nie. Nie wyczuwam jej – odparł – Dałbyś radę mnie odwieść do hotelu? Czuję, że muszę się umyć i przebrać.
Przytaknęła. Przez chwilę żadne z nich się nie odezwało, a kiedy postanawiali już to zrobić, zadali to samo pytanie:
– Powinniśmy o tym porozmawiać?
– Pewnie tak – odpowiedział Aless – Na razie, jednak ważniejsze jest, żebym wyszedł stąd, zanim Dawn wróci. Jedno jakby już tu była, tak wolę tego uniknąć.
– Daj mi tylko chwilę, to się ubiorę. Podwieźć cię jeszcze później pod szkołę?
Aless skinął głową. Zaczął szukać swoich rzeczy i wyszedł z pokoju, zostawiając dziewczynę samą. Scarlett niechętnie zwlokła się z łóżka i podeszła do szafy. Kompletnie olała wzrokiem sukienkę, szukając czegoś, co idealnie odda jej nastrój. Problem był taki, że nie wie, jak się czuła z tym wszystkim. Wzięła więc czarne jeansy i oliwkową, z lekka za dużą bluzę bez kaptura.
Ubrała się, rozczesała włosy, żeby jakoś wyglądały i zabrała najważniejsze rzeczy. Po wyjściu z pokoju zobaczyła, że Aless siedział w telefonie. Zdawał się nad czymś szczególnym rozmyślać.
– Możemy iść – powiedziała i zaczęła schodzić po schodach.
Nim się obejrzeli, siedzieli w samochodzie, jadąc na południa miasta. Tle leciała cicho muzyka Walk The Moon, przez którą cisza nie była niezręczna.
– Powinien być bardziej dojrzały, więc może ja zacznę tę rozmowę – odezwał się w tym momencie Aless – Bo musimy porozmawiać o tym. A raczej o tym, z czym to się wiąże.
Scarlett ściszyła muzykę jeszcze bardziej.
– Nie doszło do niczego, co mogłoby mieć poważne konsekwencje – oparła, starając się zachować pewny siebie głos i racjonalizm – A spanie w jednym łóżku nie jest karalne.
– Rozumiem, że to może być niezręczne, rozmawianie o tym, ale im szybciej to zrobimy, tym lepiej. Takie wspomnienia lubią wracać w najmniej oczekiwanych momentach.
– Mogę, chociaż nie prowadzić samochodu podczas tej rozmowy? Albo nie wiem, najpierw wypić kawę, czy coś zjeść? Szczególnie że nie wiem, ile godzin dziś spałam.
Aless westchnął.
– Jadąc do szkoły, możemy się zatrzymać, to kupię, co będziesz chciała, okey?
Scarlett skinęła głową.
– Jaka hojność – mruknęła złośliwie pod nosem, chcąc wybadać, czy ta propozycja by padła, gdyby nie fakt, że muszą porozmawiać.
– Marnujesz na mnie paliwo.
– Może za nie też chcesz zapłacić? – spytała, kiedy zatrzymali się na światłach. Miała przy tym czas, żeby spojrzeć na jego reakcję. – Nie? Już tobą nie manipuluję?
Przewrócił oczami.
– Wciąż mnie zastanawia, czemu akurat wczoraj udało ci się na mnie wpłynąć, a teraz już nie. Przynajmniej jeszcze nie.
– Podpytam dziś o to Cade. Sporo czytała o czarnej magii, chcąc pojąć Voodoo. Nie wiem, ile z tego wyniosła, ale po tym w jej pokoju zaczęły się pojawiać różne lalki i kukły. Przerażający widok. – Scarlett się wzdrygnęła.
– Nie głupi pomysł.
Dalej jechali w ciszy. Aless wyglądał za okno, ciesząc się luksusem przemieszczania samochodem, a Scarlett udawała, że tam go nie ma, żeby łatwiej jej było się skupić na drodze.
Po jakimś czasie dojechali na miejsce. Scarlett niechętnie poszła za Alessem do jego pokoju. Vasile zostawił swoje rzeczy na łóżku i zaczął przeczesywać szafę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Wyjął z niej brązowy sweter i bieliznę, po czym zaszył się w łazience.
Scarlett rozejrzała się po pokoju. Panował w nim chaos. Ściany i podłoga tworzyły jedna wielką mapę myśli. Wolała się im nie przyglądać, oglądanie z rana martwych ciał nie wydawał się dobrym pomysłem. Choć zapadło jej w pamięci słowo chlor zapisane niebieskim zakreślaczem w paru miejscach.
Czekając, aż Aless wyjdzie z łazienki, zapatrzyła się w jakiś losowy punkt w pokoju, myśląc nad tym, jak wytłumaczy Alessowi swój punkt widzenia, co do ostatniej nocy. Zdecydowanie nie wiedziała, jak ubrać w słowa, to co czuła.
– Kur... – zaczęła, kiedy z impetem otworzyły się drzwi.
– Wybacz – odparł Aless.
Odwróciła się i zobaczyła, że Vasile wyszedł z łazienki w samym ręczniku.
– Nic się nie stało. Zamyśliłam się i przestraszyłam się. Nic wielkiego.
Scarlett patrzyła, jak pochodzi do szafy i zaczyna znowu czegoś szukać. Wyjął z niej tym razem czarne, przedarte spodnie. Wolała nie pytać, czemu ostatecznie zdecydował się założyć inne spodnie. I choć podobało jej się, co widziała, tak była jednak wewnętrznie wdzięczna, że wyszedł w ręczniku.
Skinął głową i wrócił do łazienki się ubrać. Białe światło wciąż go oślepiało, ale bez niego nie miał jak ułożyć włosów w łazience. Przed założeniem ubrań, przejrzał się dokładnie w lustrze, szukając czegoś nowego na swoim ciele. Bardzo go ucieszył brak malinek. Jedynie mały siniak na przedramieniu, który pewnie się pojawił, kiedy za wszelką cenę, nie chciał puścić wczoraj klamki od pokoju. Ubrał się, od niechcenia ułożył włosy ręka i przez chwilę pooddychał głęboko. Nacisnął tym razem spokojniej na klamkę i wyszedł z łazienki.
Scarlett siedziała na skraju łóżka i przeglądała coś w telefonie. Ponownie wziął głęboki wdech.
– Musimy o tym pogadać, zanim wyjdziemy, wiesz o tym – zaczął spokojnym głosem, nie podchodząc do niej.
Dziewczyna spojrzała na niego.
– Wiem.
Wpatrywali się w siebie w ciszy.
– Możesz zacząć. W tym momencie to, co myślisz, jest dla mnie ważniejsze, niż to, co ja myślę.
Scarlett zamyśliła się na chwilę.
– Chciałabym powiedzieć w pełni, że to nic dla mnie nie znaczyło. Chciałbym, jednak to nie jest takie proste. – Zamilkła na chwilę, obserwując reakcję Alessa. – I prawdopodobnie, gdybym była starsza, tak doszłoby do tego, o czym myślałeś, że dojdzie. Albo dojrzalsza, nie wiem, które słowo bardziej pasuje. Co chcesz, żebym więcej powiedziała? Lubię cię. Serio lubię. Problem leży w tym, że oboje wiemy, że jeśli będziemy w to brnąć... To nas skrzywdzi.
Aless milczał, analizując to, co właśnie usłyszał. Poczuł pewną ulgę, ale jednocześnie miał przeczucie, że Scarlett nie mówi mu wszystkiego. Przynajmniej wiedział (a raczej przeczuwał), że nie stara się nim manipulować za pomocą magii.
– To trochę mnie uspokoiło – przyznał szczerze – Nie będę kłamać, że to nic dla mnie nie znaczyło i że nie wiem, skąd się wzięło, bo to nie prawda. Powinienem był walczyć ze sobą, żeby do tego pocałunku nie doszło, ale nie potrafiłem. I nie, nie będziemy rozmawiać o Halloween, tamto miało wtedy po prostu uwiarygodnić twoje kłamstwo.
Na wzmiankę o Halloween, Scarlett przewróciła oczami.
– Tylko... Co teraz? Mamy udawać, że to się nie wydarzyło?
– Nie wiem.
***
Rävgor po raz kolejny zapukał do drzwi. Zero reakcji. Jeremy siedział w łazience według niego zdecydowanie za długo. Znowu. Dziś jednak musieli się powstrzymać od zbędnych kłótni ze względu na to, ile czasu ze sobą jako rodzeństwo spędzą. To będzie pierwszy dzień od wyjazdu wakacyjnego, gdzie będą na siebie skazani na tyle godzin. Całą piątką będą na siebie skazani.
– Możesz wyjść, do cholery?!
Jeremy jednak nie odpowiedział. Rävgor oparł czoło o drzwi, waląc o nie. Chciał tylko wejść do niej na parę minut, żeby być gotowym do wyjścia.
Kiedy tak stał, przeszła obok nich Nancy. Zatrzymała się i spojrzała na brata, a potem na drzwi.
– Jeremy? – zapytała spokojnie.
– Czego chcesz? – odparł, a Rävgor przewrócił oczami.
– Wyjdź stamtąd. Już.
Nie minęło kilka sekund, a Jeremy otworzył drzwi.
– Czego? – powtórzył pytanie.
Nancy uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– Teraz możesz go wyprowadzić siłą bez niszczenia drzwi – oparła i zeszła na dół.
– Miałem już wychodzić – jęknął, krzyżując ręce na piersi – Jeśli pozwolisz, zabiorę jeszcze tylko swoje rzeczy. Jak telefon.
Rävgor nic nie odpowiedział, czekając, aż jego brat zrobi to, o czym mówił. Kiedy już wszedł do łazienki, specjalnie ustawił stoper, żeby sprawdzić, ile jemu zajmuję ogarnięcie się do wyjścia. Wziął szybki prysznic, parę minut myślał nad tym, czy chce mu się golić twarz, jednocześnie myjąc zęby i układając włosy. Ostatecznie uznał, że mu się nie chce golić zarostu, którego i tak prawie nie było widać. Zatrzymał stoper, po założeniu skarpetek. To wszystko zajęło mu dwanaście minut. Zrobił screena czasu i wysłał do Jeremy'ego.
Rävgor: :)
Jeremy: Jak coś ci nie pasuje, to się wyprowadź:)
Rävgor przewrócił oczami i wyszedł z łazienki. Za jakieś piętnaście minut mieli wyjść z domu, żeby jechać do szkoły. Zszedł na dół, żeby się zorientować, czy faktycznie im się uda wyjść o planowanym czasie. Jego rodzina miała czasami problemy z byciem na czas, pomimo starań. Obstawiał, że będą musieli czekać na Się, skoro Nancy i Jeremy zdążyli już zejść na dół. Ewentualnie Kyle, ale znając, jego koczował przy samochodzie, żeby móc prowadzić.
Podążył za głosem rozmów. W kuchni znalazł młodsze rodzeństwo wraz z Melanie.
– Dwanaście minut – powiedział – Dwanaście.
Jeremy przewrócił oczami.
– Następnym razem też sobie policzę czas – warknął.
Melanie poparzyła na swoich synów.
– Czy coś się stało? – zapytała dość poważnym głosem.
– Znowu się sprzeczają o to, ile kto zajmuje czasu w łazience – odparła Nancy.
– Oh, rozumiem... Brzmi jak poważny problem.
Cała trójka nie była pewna, czy Melanie mówiła na poważnie, czy użyła sarkazmu, bo obie wersje były dość wiarygodne.
– Bo takim jest, jednak nie będę zaczynał. Rävgor pozwolił mi stworzyć większość playlisty na nasz występ, uszanuje to – powiedział Jeremy i napił się soku.
Rävgor powstrzymał się od stwierdzenia, że to w tamtym momencie było mu na rękę, bo nie miał pomysłu na tą całą listę, którą obiecywał stworzyć. Jeremy go w tym wyręczył, a że jak na siebie dodał zaskakująco mało piosenek Bring Me The Horizon, to nikt się nawet nie zorientuje, kto je pododawał. Szczególnie że obaj przy niej siedzieli i korzystali z laptopa i konta na Spotify Rävgora.
Miał za to powiedzieć coś innego, ale Sia weszła mu w słowo, pojawiając się znikąd.
– Więc to ty dobierałeś piosenki? – spytała.
– Tak... Nie chcę wiedzieć, czemu pytasz.
– A to nie ty miałeś się tym zająć? – Spojrzała na Rävgora, na co ten wzruszył ramionami.
– Spytał, czy może... Co miałem zrobić? Nie zależało mi jakoś mocno na tym. Byłem obok, jak to robił... – zaczął się mało udolnie tłumaczyć, wciąż myśląc nad tym, czy chce się do tego przyznawać, czy nie. W ogólnym rozrachunku to i tak nie miało znaczenia, bo Sia go nawet nie słuchała.
– Nie mów mi teraz, że ta lista ci się nie podoba? – Jeremy aż wstał z niedowierzania. – Kilka godzin spędziliśmy wczoraj, żeby dojść do porozumienia. Serio teraz musisz?
Sia patrzyła się na niego wściekłym wzrokiem, a Rävgor odsunął się od niej.
– Spędziłam kilka godzin, wykłócając się z Kylem, że ten jego pomysł jest idiotyczny! Jak zwykle ignorujecie moje sugestie!
– Słuchasz głównie musicali i dość spokojniej muzyki – wtrąciła Nancy – Wyobrażasz sobie nas śpiewających musical na balu?
Melanie nie była pewna, jak ma zareagować na wymianę zdań własnych dzieci. Cieszyła się natomiast, że jej mąż tego nie słyszy, bo wybuchłaby jeszcze większa afera o nic.
– Już siebie widzę śpiewającego Dear Even Hansen – zaczął Rävgor – czy West Side Story, czy inne musicale, których nazw nie pamiętam... O Hamiltona. Śpiewanie Hamiltona. Świetny pomysł.
– Akurat to by mogło zrobić furorę – skomentowała Nancy – Ale śpiewanie Hamiltona... Zdecydowanie mogli by nas znienawidzić, jeśli to by wyszło źle.
– Może nauczyciel od historii patrzyłby wtedy na mnie przychylniej – mruknął Jeremy.
– Wtedy proszę bardzo, ale ja w tym nie będę brać udziału.
Spojrzeli się na Rävgora, ten tylko przewrócił oczami. Od samego początku średnio mu się widziało występować z rodzeństwem przed całą szkołę. Zgodził się tylko, dlatego że widział, jak mało przekonywające miał argumenty, że to zły pomysł. W końcu co miał powiedzieć? Nie chcę wyjść na kolejnego stereotypowego sportowca, który jakimś cudem potrafi śpiewać? Winił Alessa za to, że sam ten pomysł zasugerował, ale resztę musiał przeboleć.
– Jak długo można na was czekać?! – Z przejścia dobiegł głos Kyle'a, który w ostatniej chwili się zreflektował, żeby nie przekląć. Stanął w przejściu i rozejrzał się po wszystkich. – Chce się dziś jeszcze trochę przespać, im wcześniej tam pojedziemy, tym wcześniej wrócimy.
– Spóźnianie się w tej rodzinie jest tradycją. Chyba musimy się z tym pogodzić. Jak i z tym że nie każdy ma prawo głosu – fuknęła Sia i wyszła z kuchni.
Kyle chciał skomentować, ale jednak uznał, że woli dotrzeć do samochodu przez nią, żeby móc kierować. Pozostała trójka wpatrywała się w przejście, myśląc nad tym, czy dać im chwilę na rozmowę, czy od razu do nich dołączyć.
– Dajcie im chwilę – odezwała się po chwili ciszy Melanie, na co rodzeństwo niechętnie przystanęło – Ale ty przed wyjściem masz coś zjeść.
Rävgor westchnął, czując na sobie wzrok matki i podszedł wziąć jabłko z koszyka. A śniadanie idealne to nie było, ale zawsze coś. Po zjedzeniu z połowy jabłka rozległ się dźwięk klaksonu. Jeremy spojrzał na telefon i mruknął coś o tym, że faktycznie znowu się spóźniają. Pożegnali się z Melanie, po czym całą trójką poszli do samochodu.
Po drugiej stronie ulicy zdziwił Rävgora brak samochodu Scarlett oraz Dawn. I jak podejrzewał tą drugą o coś związanego z pracą, tak nie miał pojęcia, czemu Scarlett nie ma w domu. Jednak nie było to na tyle podejrzane, żeby od razu do niej napisać.
Jechali do szkoły pick-upem. Kyle'owi udało się prowadzić, Sia siedziała obok z przodu, na tylnym siedzeniu Rävgor, Nancy i Jeremy (wyliczając od lewej strony samochodu), a w skrzyni leżały dwie gitary i bas. Nie odzywali się do siebie, bo widzieli, że to wywołała kolejną niepotrzebną aferę o nic. Wczoraj wystarczająco dużo poświęcili temu czasu. W tym wszystkim Kyle nie odpuścił, bo nie chciał przegrać zakładu, ale pozwoli Sii, która bardzo nie przepada za taką muzyką i samym anime, wybrać piosenkę. Kompromis się opłacił, bo wybrany utwór wszyscy znali, ale siedzieli do co najmniej drugiej nad ranem, żeby się przy mniej zgrać. Rävgor też w międzyczasie zdążył wkręcić Kyle'a, żeby zaśpiewali to razem, skoro to on się założył. To była najprostsza część z tego wszystkiego.
Kilkanaście minut później wysiedli z samochodu. Zabrali rzeczy i udali się do szkoły. Po sali gimnastycznej krążyli już uczniowie, pomagając w dekorowania pomieszania. Myers opierał się o scenę i rozmawiał z paroma uczniami o nagłośnieniu. Widać, że był zaspany, ewentualnie znudzony. Ożywił się jednak na widok Lupusów.
– Spodziewałem się, że dłużej wam zajmie dojazd – powiedział, kierując to głównie do Kyle'a i Rävgora.
– Przestałem się spóźniać w ostatnim czasie – oparł Rävgor – Wiem, co pan próbuje tutaj zrobić.
– Nic nie próbuje... Po prostu przyzwyczaiłem się do tego, że cała wasza rodzina się spóźnia lub jest idealnie na ostatnią chwilę, co ma swój urok.
– Postaramy się być wyjątkowo przed czasem na balu – wtrąciła Sia – Dopilnuję osobiście, żeby tak było. – Uśmiechnęła się i niby przypadkiem szturchnęła Kyle'a w bok – Pójdziemy odłożyć instrumenty.
Myers skinął głową, a Sia oddaliła się ze swoją gitarą w stronę schodów na scenę.
– Byłem gotowy do wyjścia przed wami wszystkimi – zaczął z pretensjami Kyle, zabierając bas od Nancy i idąc za starszą siostrą – Mam ci przypomnieć, że zeszłaś dziś jako ostania...
– Czuję się, jakbym był znowu w dziewiątej klasie – mruknął Rävgor, przypominając sobie jak często Kyle i Sia, sprzeczali się o nic, kiedy byli w klasie maturalnej.
– Nie zgadnie pan, o co tym razem poszło – dodał Jeremy – O jedną piosenkę z naszej listy, które zamierzamy dziś wykonać. O piosnkę, która Sia sama wybrała.
– Myślę, że bardziej chodzi o sam fakt tej listy, nie tylko tej jednej piosenki – zauważyła Nancy – Ale jak już o jedno zaczną się kłócić, tak skończy się na drobiazgach typu, przez kogo opuścili Yale. Lub kto statystycznie więcej razy prowadzi samochód.
– Nic nowego – Myers się zaśmiał – To faktycznie przywodzi na myśl wspomnienia.
Myers kontynuował swój wywód, prowadząc rozmowę głównie z Jeremy'im i Nancy, a Rävgor udawał zaangażowanego. Rozglądał się po sali, szukając Alessa lub Margo. Niestety żadnego z nich ani nie widział, ani wyczuwał. Do momentu aż usłyszał, aż drzwi wejściowe się otworzyły i przeszli przez nie Aless oraz Scarlett. Rävgor odwrócił się ze zdziwieniem w ich stronę, widząc jak żywo, o czymś rozmawiają, jednak przez szum i inne rozmowy na sali nie był w stanie dosłyszeć sensu o czym. Musiałby się bardziej na tym skupić. Lub mieć jeszcze bardziej wyczulone zmysły jak Nancy. Lub stać bliżej.
Po chwili patrzenia na dwójkę swoich przyjaciół, bez słowa oddali się od rodzeństwa i dyrektora, i do nich podszedł. Scarlett wyglądała na lekko zirytowaną. Trzymała w prawej ręce kubek ze Starbucksa. Aless natomiast... Aless zdecydowanie się wyspał, a przynajmniej spał tej nocy. Przypomniał bardziej żywego niż zazwyczaj, a to już można było nazwać sukcesem. I on raz trzymał kubek ze Starbucksa.
– Nie wierzę, że namówiłeś mnie, żebym tutaj weszła... – mruknęła, urwała jednak zdanie, kiedy zauważyła, że Rävgor idzie w ich stronę. Od razu poczuła, że Rävgor wie, czemu tutaj jest i gdzie Aless spędził ostatnią noc. Nawet jeśli myśl o tym wydała się jej absurdalna.
– Nie spodziewałem się ciebie tutaj – powiedział Rävgor, patrząc na Scarlett, po czym spojrzał na Alessa – A że ty się spóźnisz.
Vasile przewrócił oczami.
– Myślisz, że czemu Scarlett mnie podwiozła? – zapytał retorycznie, również czując, że Rävgor coś może podejrzewać. – Albo się wysypię, albo jestem na czas. A i tak, nie miałem być na określoną godzinę, tylko przyjść rano i wszystko sprawdzić.
I to był moment, w którym Rävgor stał się podejrzliwy. Aless zaczął się tłumaczyć, w sposób, w jakim robiłaby to Scarlett.
– Nie jestem głupi – zaczął, jednak nie miał pojęcia, co chce dalej powiedzieć ani właściwe, co podejrzewa. Liczył, że któreś z nich się wygada.
Scarlett spojrzała mu prosto w oczy.
– Nie mówiłbyś tego, gdybyś wiedział, o co chodzi. Oficjalna wersja jest taka, że Aless się mnie spytał, czy podwiozę go do szkoły, bo i tak jest już spóźniony.
– A nie oficjalna?
– Nie chcesz wiedzieć – jęknął Aless i odszedł od nich bez dalszego komentarza.
Oboje patrzyli, jak odchodzi od nich.
– To dowiem się, o co chodzi? – zapytał ściszonym głosem Rävgor.
– Jak będę mieć pewność, że nikt tej rozmowy nie podsłucha, to pewnie, czemu by nie. – Wzruszyła ramionami. – Choć zastanów się, czy chcesz wiedzieć wszystko.
– Znając was, wystarczy mi ogół... Nie widziałaś może Margo?
– Margo? Nie, czemu? Coś złego się stało?
Rävgor zaprzeczył.
– Zdecydowałem się wczoraj jej powiedzieć wszystko. Właśnie jej szukam, żeby móc z nią porozmawiać, bo wiem, że też miała przyjść wcześniej.
– Wszystko? Jesteś tego pewien, że to dobry pomysł? Szczególnie teraz?
– Nie, ale boli mnie, że nie bierze tej sytuacji na poważnie. Może to coś zmieni. – Zamyślił się na chwilę. – I uważałbym na Abigail. Nie wiem, czy wiesz, ale wczoraj widziałam się z Ianem... Mogłem mu zasugerować, że może poczuje się lepiej, jak opowie wszystko komuś, komu ufa i że będzie mieć przejebane, jak Abigail się dowie od kogoś, że jest wampirem.
Widział, jak Scarlett przegryza dolną wargę i powstrzymuje się od klęcia. Wyobraziła sobie scenariusze, w których Abigail już wie o wszystkim i ich konfrontacje. Żaden ze scenariuszy nie miał pozytywnego zakończenia.
– Jak wie już wszystko, to mogę sobie tylko wyobrazić, jak mnie aktualnie nienawidzi za to, że jej nie powiedziałam. Po prostu świetnie. – Napiła się kawy. – Dobrze dla niego, że będzie miał z kim porozmawiać, ale...
Oboje rozumieli, co chciała wyrazić.
Wtedy drzwi do sali gimnastycznej znowu się otworzyły, a przez próg przeszły Lauren i Margo. Rävgor znowu bez słowa odszedł, złapał Margo za ramie i pomimo jej protestów zaciągnął ją na korytarz. Lauren zatrzymała się i patrzyła na to, nie widząc, co się dzieje. Po chwili podeszła do Scarlett.
– Co to miało być? – zapytała.
– Wspomniał, że chciał o czymś z nią porozmawiać – odparła Scarlett.
– Dziwnie to wyglądało. No nic, później się dowiem... Też się zgłosiłaś do pomagania?
– Nie. Szczerze, to nie wiem, co tu robię.
Lauren zamyśliła się na chwilę i zaciągnęła Scarlett pod scenę, gdzie Aless rozmawiał z Myersem. Rodzeństwo Lupusów w tym czasie sprawdzało sprzęt muzyczny.
– Czy Rävgor właśnie wyszedł? – spytał Jeremy, jak to zauważył.
– Tak – odpowiedziały obie na raz.
– Pewnie usłyszał, że będzie sprawdzać nagłośnienie – zażartował Aless. Choć prawdopodobnie to też mogło na to wpłynąć. Rävgor powiedział sobie, że nie będzie publicznie śpiewać na terenie szkoły przed samym balem. Jak już go mają znienawidzić w jego opinii, za to, jak śpiewa, to chce to, chociaż zrobić przy jak największej ilości osób na raz. – I tak by nie zaśpiewał.
– Uprzedzał parę razy wczoraj – dodała Nancy – Podczas tych wszystkich kłótni i dyskusji... Głos Rävgora jest równie tajemniczy, jak nasza playlista.
Na wzmiankę o playliście, Sia przewróciła oczami.
– Czuję, że coś mnie ominęło – powiedział Aless, dostrzegając to.
– Długo by wymieniać – odparł Jeremy.
– Skąd ja to znam... – mruknęła tylko Scarlett.
***
– O co ci chodzi?
Rävgor nie odpowiedział. Wciąż szukał odpowiedniego miejsca do rozmowy, a że do szkoły przychodziło pomagać coraz więcej osób, tak ich ilość malała. Zdecydował się w końcu na klatkę schodową.
– Musimy porozmawiać.
– Możesz powtórzyć? – zapytała retorycznie Margo. – Nie mamy o czym rozmawiać.
Chciała od niego odejść, ale złapał ją znowu za ramię.
– Nawet nie wiesz, co chce powiedzieć – oburzył się.
Margo wyrwała rękę.
– Jak to nie? Zaraz mi wygłosisz kolejną mowę, o tym w jak wielkim niebezpieczeństwie jestem – starała się naśladować jego głos.
– Też... Powiedzmy jednak, że to coś, co od jakiegoś czasu chce ci powiedzieć.
Rävgor stworzyć sobie w głowie kilka wersji tego, jak chce przekazać Margo to, że jest wilkołakiem i czemu teraz ma to takie znaczenie. Od zwykłego pokazania jej tego i później wytłumaczenia, po wytłumaczenie jej tego i wykorzystania później Alessa, żeby uwiarygodnił, to co mówi. W tym momencie zdecydował się na wersję, w której najpierw przykuje uwagę Margo, tak żeby sama chciała zostać i wysłuchać tego, co on chce jej powiedzieć. A co zadziała lepiej niż tekst rodem z próby wyznania miłości?
– Proszę, tylko nie mów, że coś do mnie czujesz... – Urwała i zrobiła krok do tyłu w stronę ściany.
Lupus milczał, jakby myślał nad odpowiedzią. Tak naprawdę odliczał w głowie czas, w którym chce odpowiedzieć, żeby osiągnąć odpowiedni poziom dramaturgii.
– Nie tym razem... Sądziłem, że zabranie się do tego będzie prostsze.
Margo zaczęła się niepokoić tym wszystkim.
– Wywlokłeś mnie z sali siłą na oczach wszystkich. Serio to było prostsze niż to, co chcesz powiedzieć? – zapytałam żartobliwie.
Po tym pytaniu zorientował się, że złapał dziewczynę za mocno. W rękawie jej bluzki dostrzegł małe dziury od swoich pazurów, które musiały się wysunąć bez jego świadomości.
– Tak, bo wywlóc może cię każdy z każdego miejsca, a ty mi możesz nie uwierzyć.
– Zachowujesz się dziwnie, wiesz o tym, tak?
– Chciałabym powiedzieć, że to przez pełnię, ale bliżej jest aktualnie do nowiu, bo dziś było widać trzecią kwaterę – odparł, dostrzegając ironie w tym, że mówi o pełni – Tak, zdaję sobie sprawę, że wiem o tym, więcej niż powinienem. O księżycu i cyklach, i paru innych rzeczach.
– Jeszcze mi powiedz, że wierzysz w magię i chodzisz do wróżki.
Rävgor pomyślał o tym, że Margo mu ułatwia przyznanie się do pewnych rzeczy i w głowie pojawiła mu się myśl Do wróżki nie, ale wmawiali mi chodzenie z nią.
– Wiara to złe słowo. Nie można wierzyć w coś, na co ma się dowody. Magia istnieje – powiedział, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego. Choć i tak dla niego nie było.
– Yhym, magia, wróżki, elfy, syreny, wampiry... Wilkołaki. To wszystko istnieje – rzuciła sarkastycznie, Rävgor jednak milczał, jakby czekał, aż zauważy, że on nie żartuje. – O co ci dziś chodzi? Serio. Możesz nie żartować w taki sposób? Sam przecież mówiłeś, w jak wielkim niebezpieczeństwie jestem, a teraz coś takiego...
– Ja wiem, jak to brzmi... Dlatego uznałem, że musimy porozmawiać. Ty jesteś w niebezpieczeństwie, a ja... A ja wiem rzeczy.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi.
Tak bardzo żałował, że jego oczy nie zmieniły znacznie koloru, jak Jeremy'ego. Jednak wiedział, co zainteresuje Margo jeszcze bardziej. Niby to przypadkowo przejechał ręką po włosach, odsłaniając tatuaż, który symbolizował przynależność do rodziny Alfy. Jest to coś, czego istnienie udało mu się jakimś cudem ukrywać całe życie. Margo zgodnie z jego przypuszczeniami, dostrzegła niewielki trójkąt za jego prawym uchem.
– Prawdopodobnie mi nie uwierzysz bez dowodu, ale nie żartuję, mówiąc, że magia istnieje. A wiem, bo... – Wziął wdech. – Jestem wilkołakiem.
Nastała cisza.
– Chyba nie rozumiem puenty żartu.
Nie, żeby Rävgor był zaskoczony jej reakcją. Właściwie takiej potrzebował. Rozejrzał się, czy nikt nie planuje wejść na klatkę schodową, jak i tego nasłuchiwał. Gdy się upewnił, że nikomu nie ma w okolicy, zrobił krok w jej stronę. Margo intuicyjnie się cofnęła, wchodząc prawie na ścianę.
Rävgor spojrzał na lewą rękę. Zmusił się do wysunięcia pazurów. Ponownie żałował, że jego oczy nie zmieniają znacząco koloru, a szkoda mu było ubrań, żeby się przemienić. To tworzyło problemy.
Zebrał się w sobie i walnął, nawet nie z całej siły w ścianę, tuż obok głowy Margo. Dziewczyna odskoczyła i obróciła głowę w tą stronę. Wciąż trzymał rękę w tamtym miejscu, nic nie mówiąc. Wciąż nie schował pazurów, pozwalając jej zobaczyć dokładnie, co się właśnie stało.
– Co do... – spytała, patrząc, jak Rävgor odrywa od ściany, zostawiając dość widoczny ślad po uderzeniu o zadrapaniu. Liczył, że Myers mu to wybaczy. A najlepiej, żeby nikt tego nie zauważył.
– To może być puenta żartu. Moje życie to żart. Nikt mi nie wierzy jak mówię o swojej rodzinie. Bo to brzmi niewiarygodnie. Przechodzę jednak tę rozmowę po raz trzeci w przeciągu kilku ostatnich miesięcy.
Margo zaczęła się zachowywać, jakby chciała, ale nie umiała się wysłowić.
– Uwierz, wiem, w jakim jesteś niebezpiecznie. Nie dlatego, że możesz umrzeć, ale dlaczego, że nie wiemy, kto za tym stoi. A nie mówi się zbytnio o tym, że to na pewno nie jest człowiekiem, który nie wie o nadprzyrodzonym świecie.
– Skąd to wiesz? – zapytała w końcu – Skąd ty możesz to wiedzieć? Jedno, że nie wiem, co właśnie widziałam... Skąd ty to wszystko wiesz?
– Od... Od Alessa.
– Alessa?
– Aless nie jest studentem z wymiany, czy co on tam wszystkim wmawiał. Aless jest detektywem, wampirem i księciem jednocześnie. Dłuższa historia. Chodzi mi o to, że musisz wiedzieć, co się dzieje. Że więcej osób niż byś pomyślała, ma nad tobą oko, tyle osób cię pilnuje. Żebyś widziała, komu powiedzieć, jak będziesz czuć, że coś jest nie tak. Bo zależy mi na tobie... Nie chcę, żeby coś ci się stało – dodał przygaszony.
– Ja... Ja nie wiem, co powiedzieć – wypaliła w końcu przerażonym tonem.
Rävgor ją przytulił.
– Nie musisz nic mówić. – Poczuł na ubraniu jej łzy, jakby cały strach o swoje życie, jaki do tej pory ignorowała, nagle się pojawił. – Wiem, że możesz mi jeszcze w pełni nie wierzyć, ale zdradzić ci coś jeszcze? – zapytał i poczuł, jak dziewczyna kiwa głową – Wiesz, że Ian zaczął ze mną normalnie rozmawiać, po tym, jak umarł i został wampirem?
– Czekaj, co?
– I Harry... Harry jest łowcą wilkołaków i synem zmarłej przyjaciółki mojej mamy, jak się nie dawno dowiedziałem.
Margo na niego spojrzała z niedowierzaniem.
– Ale jak to Ian jest wampirem? Jeszcze, co może Scarlett jest?
Rävgor powstrzymał śmiech.
– Nie, Scarlett jest wiedźmą. O czym w sumie też wiem od niedawna... O coś jeszcze chcesz teraz spytać?
– Ian jest wampirem?
Na swój sposób bawiło go to pytanie.
– Czemu akurat to cię dziwi?
– Bo to nie jest tak, że wampiry i wilkołaki są odwiecznymi wrogami czy coś? A ty z Ianem od zawsze się nie lubicie i teraz nagle za tobą lata wszędzie... Tak, to mnie dziwi.
– Ian stał się innym człowiekiem, od kiedy umawia się z Abigail. – Wzruszył ramionami. – Coś jeszcze?
Margo otarła łzy i zaczęła się zastanawiać.
– Czy Aless kogoś ma? Skoro wiesz, nie jest tu nauczycielem...
– Nie chcesz tego. Nie chcesz.
Wzruszyła ramionami.
– Przynajmniej próbowałam.
***
Tak, ten i najbliższe dwa rozdziały będą napisane w narracji 3osobowej. Takie urozmaicenie. A dalej będzie tylko ciekawiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro