Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLII - Scarlett

Z chęcią wróciłabym do domu, żeby się wyspać, obejrzeć jakiś serial, czy chociażby siedzieć i nic nie robić. Zamiast tego jestem w Anchorage na Alasce. Bardziej na obrzeżach miasta w kolejnym z niezwykłych domów z pięknym widokiem. Jako że to ostatnie spotkanie w tym roku, na którym mamy się czegoś nauczyć, nasi rodzice stwierdzili, że zrobią nam egzaminy z podstaw magii. I to takich podstaw.

Wymień ilość i miejsca, w których znajdują się domy Głównego Sabatu. Proste. Dwanaście. Salem, Atlanta, Chicago, Filadelfia, Cleveland, Nowy Orlean, Nowy Jork, Seattle, Dallas, Anchorage, Phoenix i San Francisco.

Czym jest aura i pokazanie jej. To między innymi powłoka, która pojawia się podczas używania magii. I rzekomo część twojej duszy. Pokazanie jej jest niezwykle proste, jak jest się wiedźmą.

Jakieś proste zaklęcia jak rozpalenie ognia. Udało mi się. Po jakiś kilkunastu minutach skupienia.

I inne takie.

Poszło mi średnio, co by nie mówić. Zaliczyłam wszystko, ale oceniała mnie między innymi Anne Bishop... Nawet jakbym wierzyła w swoje możliwości i umiała je faktycznie wykorzystać tak, jakbym tego chciała, to... Ona mnie nienawidzi. Uraziłam dumę jej syna. Mam przejebane.

Oczywiście nie na tyle, żeby ktoś coś zauważał, ale za każdym razem czuję jej zimny wzrok na sobie. W końcu to Aureli powinien mieć największy potencjał magiczny, jako że to Bishop i pochodzi z Salem i inne pierdoły, ale no tak nie jest. I to nawet nie jest moja wina. Ani jego. To przypadek. Ewentualnie przeznaczenie, na które i tak nie mamy wpływu. Jedno i to samo.

Pocieszające jest to, że teraz Aureli nie może oszukiwać i kraść naszej magii bez naszej zgody. Dzięki ci Aless za pomoc w tym. Alessa też Anne Bishop nienawidzi. Chyba go nawet nie poznała, ale powtórzę, on też uraził dumę jej syna. I to podwójnie. Zakładając, że faktycznie Aureli wierzył, że coś między nami może być.

Więc siedzimy sobie na Alasce, w domu z widokiem na góry. Naprawdę piękny widok. Siedzimy wyjątkowo w dwanaście osób, bo tak wypada. W małych grupach, bo ciężko na raz mieć kontakt z każdym, kiedy nie robi się czegoś szczególnie angażującego.

Peper leżał na kolanach Amy, która czesała palcami jego włosy. Obok nich Jennifer żywo, o czymś im opowiadała. Nico i Klaus rozmawiali z Elizą o Alessie i jego rozwiązanych sprawach jako detektyw. Z kolei do mnie i do Connora dosiadły się Nolee i Cade, a wraz z nimi po jakiś czasie Andy, który rysował. Aureli siedział dość mocno oddalony od całej grupy, czytając Draculę Stokera. Dużo ostatnio się rozmawiało u nas o wampirach. Więcej niż powinno.

– Eliza chciała się spytać, co tam u Aless – powiedział doniośle w pewnym momencie Klaus – Co jak co, ale jego temat musiał w pewnym momencie paść.

– Nie musiał, sami zawsze to zaczynacie – wtrącił Aureli, nie podnosząc nawet wzroku znad książki. W tym akurat miał rację.

– Psujesz nam zabawę – jęknął Nico – Oczywiście, że nie musimy. Tak jest ciekawiej.

Westchnęłam w duchu. Andy spojrzał na mnie i przewrócił oczami. On wiedział. On wiedział wszystko, co reszta chciała wiedzieć, co u Alessa po tym, jak reagowałam niezależnie od siebie na jego imię. Nawet nie wiem, co wiedział.

– Miał urodziny w poniedziałek. Żyję. Już nie pali marihuany, ale wciąż coś pali. Wciąż rzuca nożami we wszystkich. Nic się nie zmieniało.

Andy wciąż na mnie patrzył. Ten to musi mieć o mnie wyrobione tak złe zdanie.

– Nie wypowiem się na ten temat. Prawda jest taka, czy tego chcecie, czy nie, Scarlett nie musi wam nic mówić – powiedział, nie odrywając ode mnie wzorku – Gdybyście widzieli choć trochę tego, co ja.

– To może nas oświecisz, co Andy? – spytała Amy.

– Nie chcesz tego. Andy wie, więcej o nas wszystkich niż ktokolwiek by chciał – odparła Nolee – Powie coś o Scarlett, skończy się na kilku potencjalnych i niespełnionych związkach, czy tego, kto kogo tak szczerze nie lubi. Nikt tego nie chce.

Cisza tylko potwierdzała jej słowa.

– Czyli są już dwie rzeczy, w których się wszyscy zgadzamy – odezwał się Connor – Kto wie, czego jeszcze się dziś dowiemy.

Oby nie tego, że Aless powiedział Rävgorowi kilka dni temu... W sumie to nie zrozumiałam, o czym mówili, jak się na chwilę się przebudziłam na tej pseudo imprezie. Rozmawiali o mnie, to na pewno. I że Rävgor podpuszczał Alessa, żeby coś z niego wydobyć.

– Dobrze, że umiesz tylko czytać i wpływać na emocje, nie na myśli – ponownie wtrącił Aureli – Inaczej dowiedziałabyś się, jak bardzo mnie wkurwia twoje udawane luźne podejście do życia. I cała twoja osoba, Andy – A ty mnie po prostu wkurwiasz.

Andy jest na ogół dość spokojną osobą. Jedynie obecność Aureliego go tak denerwuje. W sumie każdy tak ma w niego towarzystwie. Stają się bardziej nerwowi i mniej panują nad sobą. Może być to wina Andy'ego, który nieświadomie przelewa swoją niechęć na nas. Albo i nie. Nigdy się nie dowiemy.

– Andy daj spokój, na co ci to? – spytała Cade.

Andy przewrócił oczami, ale faktycznie dał spokój. Trzymali się razem od bardzo dawna, Cade właściwie jako jedyna potrafiła go do czegoś przekonać. I prawdopodobnie byliby razem albo próbowaliby, gdyby mogli i nie te wszystkie reguły. Razem tak ładnie wyglądali. Ona miała proste i krótkie morskie włosy ze specjalnie robionymi czarnymi odrostami, wysoka, dość chuda, nosząca ubrania w stylu nu goth z ciemnym makijażem pasującym do dość jasnej (i tak używała jaśniejszego podkładu niż ma skórę) karnacji i szarych oczu. On natomiast miał czarne, miękki włosy zawsze układane inaczej, jasnoniebieskimi oczami... Andy przypomniał Andy'ego Biersacka (z tego samego stanu pochodzą, o ironio), tyle że miał grubsze włosy, był niższy i bez tatuaży. To najlepiej go oddawało.

Connor spojrzał na nich, później na mnie. On już wiedział, że jeśli nie doznamy cudu, źle się dziś to wszystko skończy.

– Wróciłabym do tematu Aless... Krążą plotki, że od dobrych kilku dekad jest romantycznie zakochany... Jak to wpływa na was? – spytała Eliza, patrząc na mnie.

Czemu ty mi to robisz? Opowiadanie o Danielle stało się dla mnie równie bolesne, co dla Alessa. Jakbym sama była w niej zakochana.

– Nie wiem sama, na ile wciąż jest. Ale była taka jedna dziewczyna, w której się zakochał. – Wzruszyłam ramionami. – To jeden z ostatnich tematów, o kim chcę rozmawiać. Aless... Jeśli to, co mówi, jest prawda, jego historia miłosna jest bardziej tragiczna, niż sądzisz.

– To znaczy? – dopytała Amy.

– Słyszałam, że się zakochał podczas wojny i że nigdy już nie spotkał swojej miłości – powiedziała Eliza – Jak to może być bardziej tragiczne?

Czemu musimy ciągnąć ten temat? Wyobraziłam sobie, co Aless musiał czuć, kiedy po próbach uratowania ukochanej został zamknięty w piekle, z którego nie miał pewności czy ujdzie z życiem, co dopiero, czy zobaczy kiedyś Danielle. Ojca, który go obwiniał o wszystko, a później nie poparł w ważnym momencie... A następnie spojrzałam na Andy'ego, którego oczy jakby na chwilę straciły życie.

– O cholera – jęknął słabo – Może faktycznie tego nie kontynuujmy tego.

– Andy? Co jest? – spytała Nolee.

Andy zamknął oczy i dotknął jej ręki.

– Teraz rozumiesz?

Skinęła głową, a jej oczy zaczęły się szklić.

– Aless lubi użalać się nad sobą czasami – dodałam.

Pozostała dziewiątka patrzyła na nas dziwnie. Ale tylko przez chwilę, bo Andy rozprzestrzenił po pokoju to dziwne uczucie.

Eliza wstała, po czym podeszła w moją stronę i mnie przytuliła.

– Przepraszam – powiedziała – To musi być dla ciebie trudne.

W sumie to nie jest aż tak. Znam tę historię na pamięć, brzmi tak niewiarygodnie, że traktuję ją jak film... Chyba przez to Ruben tak łatwo się pogodził z odejściem Alessa. Taki człowiek, nie przestaje być wierny temu, co było najpierw.

Chyba muszę na dobre zakończyć bawienie się w udawanie związku z Alessem, chociaż... Skoro on sam nie wie, czemu mnie pocałował. Później to przemyśle.

– Nic się nie stało. Po prostu... To raczej nie jest coś, o czym powinnam mówić – mruknęłam, odsuwając ją od siebie, sugerując, że jest to dla mnie niezręczne – Moje życie nie jest aż tak ciekawe, że musimy zawsze poruszać jego temat.

– W sumie to jest – wtrącił Nico – Mniej więcej, od kiedy Aless pojawił się w Seattle, a ty zaczęłaś rozmawiać z Rävgorem. – Wzruszył ramionami. – Organizują wam bal, kiedy jest spore ryzyko, że ktoś umrze. Twoje życie nie musi być ciekawe, masz do czynienia z ciekawymi rzeczami.

– Nico! – podniosła głos Nolee. To się nie zdarza. Przynajmniej nie przy nas.

– No co? Wiesz, że mam rację.

Spiorunowała go tylko wzrokiem. Kiedy ludzie zaczęli się aż tak przejmować moim życiem. Czemu? Po co?

– Nawet jeśli, to nie musisz tego mówić – powiedziała Cade.

Connor ukradkiem na mnie spojrzał, jakby pytał, czy to naprawdę ma miejsce. Nie potrafiłam mu sensownie odpowiedzieć.

Nico ostatecznie odpuścił. W tym samym momencie Aureli wstał i przeszedł się po pomieszczeniu, ostatecznie zatrzymując się niedaleko mnie. Spojrzał na mnie podejrzenie. A, jako że siedziałam na podłodze (na bardzo wygodnym dywanie), odniosłam wrażenie, że chciał na mnie patrzeć z góry. I to w podwójnym znaczeniu tego słowa.

– Czego chcesz?

– Czego miałbym chcieć? – spytał, wciąż na mnie patrząc – Przejść się nie mogę.

Instynktownie się odsunęłam. Widziałam, że w tym momencie nic mi nie może zrobić, ale coś mi nie pasowało w jego zachowaniu.

Zanim jednak zdążył coś zrobić, poczułam wibrację na ciele. Wyjęłam telefon z kieszeni. Od kiedy Rävgor do mnie dzwoni?

– Halo? – spytałam, nie odrywając wzroku od Aureliego.

– Mam sprawę i potrzebuję twojej odpowiedzi od razu – powiedział od razu.

– Okey?

– Więc jak wszyscy wiemy, bal się odbędzie. Za tydzień.

– Jakbym mogła zapomnieć.

Nie odpowiadał przez chwilę.

– Jesteś dziś poza Seattle, prawda?

– Yhym – przytaknęłam – Czemu...

– Gdzie dokładnie?

Mam podejrzenia, do czego zmierza, ale wciąż... Mógłby powiedzieć wprost.

– Na Alasce. – Podawaniu mi dokładnego miejsca mijało się z celem. Nie jestem pewna czy potrafiłby wymienić wszystkie stany w Ameryce, co dopiero znać ich miasta. Geografia nie była jego mocną stroną. – Dasz mi spytać, czemu chcesz to widzieć?

– Chyba zaczynam w sobie wątpić. Nie oszukujmy się, nie zdążyło mi się występować publicznie na scenie.

– A to nie jest przypadkiem zwykła trema?

– Nie wiem, co to jest... Mógłbym do was wpaść i zobaczyć reakcję? Proszę.

Tak. Czułam, że to będzie to. Westchnęłam.

– Nolee? – zapytałam, a dziewczyna zwróciła na mnie uwagę. – Rävgor się właśnie pyta, czy mógłby tu wpaść i... zaśpiewać.

Spojrzała się na mnie, jakby nie wiedziała, o co pytam. Nie mogę decydować o takich rzeczach. To nie jest mój dom.

– A wie jak się tu dostać? – odparła pytaniem, co wzruszyłam ramionami. Patrzyła się na mnie chwilę. – W sumie... Jak chce. Z chęcią go poznam.

– Słyszałeś?

– Ja bym nie słyszał. Wyjaśnisz mi, jak działają portale, prawda?

– Tak. Wyśle ci zaraz wiadomość, co masz zrobić, żeby nie zginąć.

– Okey.

– To świetnie.

I się rozłączyłam.

Aureli patrzył na mnie coraz bardziej podejrzliwie.

– Tylko szczerze... Który z nich mnie bardziej nienawidzi? – odezwał się, jednocześnie robiąc krok do tyłu. W sumie to takie są plusy z posiadania męskich przyjaciół, którzy... W tym momencie mogę powiedzieć, że jak ktoś im nie pasuje, to mogą zabić. Mili przyjaciele.

Wzruszyłam ramionami. Aureli skinął głową i zaczął coś mamrotać pod nosem, a chwilę później wyszedł z pokoju. Przez chwilę patrzyłam się na drzwi, którymi wyszedł, starając się wymyślić powód, dla którego najpierw do mnie podszedł, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy.

Napisałam szybko Rävgorowi, co ma dokładnie zrobić i gdzie szukać portalu. Nie do końca były otwarte dla wszystkich, szczególnie te do poszczególnych domów, ale to przede wszystkim leży w głowie. Jak jesteś pewien, że chcesz przez niego przejść do swojego celu, to ci się uda. Gorzej z samym otwieraniem portali, to jest dopiero czarna magia.

W przenośni oczywiście. Wymagają lat nauki i treningów.

Rävgor: k

Rävgor: Za jakieś 20 minut będę na miejscu

Rävgor: Liczę, że to mnie nie zabije

Scarlett: Nie przesadzaj, sam tego chciałeś

Kiedy wkładałam telefon z powrotem do kieszeni, wciąż panowała cisza. Moje "ciekawe" życie zaczęło się udzielać. Wypadałoby w sumie uprzedzić kogoś dorosłego, że Rävgor się tu pojawi. Wyjęłam znowu telefon.

Scarlett: To pewnie powinno brzmieć jak prośba, ale jakoś wyszło, że Rävgor się wprosił do domu Clarków (ale sama Nolee nie ma z tym problemów). Tak uprzedzam, żeby nie było

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Co jest nowością ze strony mamy.

Mama: Rävgor?

Scarlett: Tak. Powiedział coś o tym, że chce sprawdzić przed balem reakcję na swój śpiew

Mama: Czy Melanie wie o tym?

Scarlett: Będziesz mogła się go spytać jak się tu pojawi

– O której on tu będzie? – spytała Nolee.

Podnosiłam wzrok znad ekranu, tylko po to, żeby na nią spojrzeć i ponownie zerknąć na ekran.

– Pewnie z piętnaście minut mu to jeszcze zajmie. I napisałam do mamy, że się tu pojawi. Zanim Aureli doniesie na mnie do Anne Bishop – dodałam w sumie nie wiem, po co. Ale warto było to dodać. Zawsze warto zaznaczać, że Anne Bishop mnie nie lubi.

Skinęła głową i zamyśliła się na chwilę.

– Trzeba będzie po niego wyjść – mruknęła pod nosem – Ogólnie moglibyśmy przejść do salonu, jak on faktycznie po to przychodzi, żeby pośpiewać. Cokolwiek to znaczy.

– Wyjaśnię, ci to jak po niego pójdziemy.

– Więc jakbyście mogli – Nolee zwróciła się do reszty, wstając z podłogi – Powiedzieć rodzicom o Rävgorze. Szczerze nie wiem, co się dziś dzieje. Mam nadzieję, że mój ojciec, uzna podobnie i nie będzie pytał o nic, po prostu zaakceptuje rzeczywistość.

Klaus zareagował stłumionym śmiechem. Kilka innych osób też, ale nie wyłapałam kto.

Nolee przeszła przez pomieszczenie i stanęła w drzwiach. Chwilę później zrobiłam to samo i zaczęłyśmy iść białym korytarzem. Cały dom był w białej kolorystyce z drewnianymi meblami. Bardzo estetyczne miejsce, które wymagało dużo i częstego sprzątania.

Szłyśmy ciszy do przedsionka, obok którego było małe pomieszczenie, do którego się wchodziło po przejściu przez portal. Całkiem mądre. Nie to, co u mnie i przejście w drzewie. Eh.

– Żebym dobrze zrozumiała. Rävgor ze swoim rodzeństwem będą grać na waszym balu i ...

– Jeśli mam szczera to nie wiem, ale domyślam, że chodzi mu o to, że nie ma dziś co robić oraz że się stresuje, że zapewniania osób, które zna, nie są wystarczającym dowodem na to, że potrafi śpiewać wystarczająco dobrze. A co by nie mieć, gdyby nie umiał, to jednak jego rodzeństwo by to słyszało. Ten wyostrzony słuch i w ogóle. – Wzruszyłam ramionami.

– Zobaczymy w takim razie, co powie. W końcu go poznamy. Może Aureli będzie go tolerował, nie to, co Alessa. – Zaśmiała się pod nosem.

Zareagowałam podobnie. Czekałyśmy tam chwilę, aż Rävgor się pojawi. Kiedy już udało mu się przejść przez portal, zachowywał się tak jakby go zamroczyło i miał problem z zachowaniem równowagi.

– Kurwa mać – przeklął, podpierając się ręka o ścianę – Nie... Czy to uczucie znika za którymś razem jak się przechodzi przez portale?

Wymieniłyśmy z Nolee spojrzenia.

– Zależy... Niektórym to nie przechodzi – odparła – Nolee. – Podała mu rękę.

Rävgor spojrzał na podłogę, wciąż się podtrzymując.

– Rävgor – powiedział już spokojniejszym głosem – Z chęcią odwzajemniłbym gest, ale wciąż mam problemy z równowagą. Białe plamy migają mi przed oczami.

Zaśmiałam się z jego tłumaczeń, co w jakiś sposób mu chyba pomogło, bo podszedł do mnie i spojrzał morderczym wzrokiem, na co znowu zareagowałam śmiechem.

– Przepraszam. Po prostu ty tracący równowagę... To się nie zdarza.

Rävgor przewrócił oczami. Kątem oka widziałam, że Nolee powstrzymuje śmiech.

– Więc może zacznijmy jeszcze raz. Ja jestem Nolee Clark. To mój dom, miło się cię poznać. – Zwróciła się do niego, podając mu rękę.

– Rävgor Lupus. Doceniam, że mogę tu być i w końcu poznać, choć część znajomych Scarlett. – Odwzajemnił krótki ucisk dłoni.

Zaczęliśmy iść w stronę salonu. Nie trwało to długo. Rävgor w tym czasie rozglądał się dyskretnie, starając się ukryć zdziwienie jak wygląda dom, w którym się znalazł. To jednak będzie robić wrażenie.

W salonie znaleźli się już wszyscy, którzy aktualnie przebywali w domu. Anne Bishop spojrzała na mnie z wyższością, po czym skomentowała coś na boku do Aureliego. Rävgor szybko stał się obiektem, na który zwrócono uwagę. Widziałam jak Jennifer cicho wzdycha pod nosem na jego widok, czy jak Klaus zaczyna go dyskretnie obczajać. Zresztą dorosła część się do tego przyłączyła.

– Rävgor! – odezwała się moja mama i podeszła do niego – Też sobie czas znalazłeś na to. Melanie wie, że tu jesteś? – zapytała tak, żeby głównie on mógł to usłyszeć, nie koniecznie reszta pomieszczenia.

– Myśli, że pije ze znajomymi. Co teoretycznie miałem w planach – wzruszył ramionami – To chyba nie jest problem, że tu jestem?

– Ależ skąd – odezwał się ojciec Nolee. Lucius Clark był niezwykle miłym mężczyzną. I wielkim przy tym, nie dość, że miał ponad dwa metry, to jeszcze widać, że dużo ćwiczył. Co wyglądało bardzo ciekawie przy Nolee, która miała ledwo ponad metr pięćdziesiąt wzrostu. – To wręcz zaszczyt poznać dzieci Melanie. Co u niej słychać?

Rävgor patrzył się na niego, jakby analizował z kim ma do czynienia.

– Ehm... Oprócz tego, że w mieście dużo się dzieje i ojciec wrócił do domu, to całkiem nieźle się trzyma – odpowiedział z lekka niepewnie, chowając ręce do tylnej kieszeni w spodniach.

Andy wychylił się z fotela. Oho wyczuł, że coś jest nie tak z Rävgorem i że prawdopodobnie się stresuje. Ja zgaduję po schowaniu przez niego rąk. Andy spojrzał na mnie, a później na Rävgora.

Szczerze to zazdroszczę mu czasem tego wyczuwania emocji u innych, czasami wręcz musi to pomagać w życiu.

– Nie zadręczajmy go pytaniami o to – wtrąciła moja mama, wiedząc nawet lepiej niż Rävgor co słychać u Melanie.

– Jestem za – dodał, tym razem wyjmując ręce z kieszeni i krzyżując je na piersi.

W tym momencie Andy wstał z fotela (prawie się wywalił przy tym) i podszedł do nas. Położył rękę na ramieniu Rävgora, a ten automatycznie ją stracił.

– Niech zgadnę, Andy? – zapytał.

– Zgadza się, to moje imię. Czuję, że się stresujesz – dodał cicho.

Czułam, że Rävgor nie wiedział co odpowiedzieć.

– Andy, daj spokój – jęknęłam.

– Nic nie robię. Chciałem tylko zaproponować pomoc przy występie. Czy cokolwiek to ma być. Umiem grać na gitarze. A jestem prawie pewien, że słuchamy podobnej muzyki. I magicznie zredukować stres. – To ostatnie dodał ciszej z jakiegoś powodu.

– Jak chcesz. Tylko bez tego ostatniego. Cokolwiek znaczy magicznie zredukować stres, nie chce na tym polegać.

– Niech będzie.

Andy odwrócił się i poszedł w stronę okien, wychodzących na taras. Ustawił tam dwa wysokie taborety, a kiedy usiadł na jednym z nich w ręce pojawiła mu się gitara. A raczej jego morelowa aura przybrała kształt gitary akustycznej. Rävgor niepewnie do niego podszedł, przyglądając się cały czas gitarze, a ja w tym czasie usiadłam na fotelu, na którym wcześniej siedział Andy.

Zaczęli coś mówić między sobą przyciszonym głosem i z telefonami w rękach. Jestem ciekawa jak to wypadnie. Wciąż nie dowierzam, że ta sytuacja ma miejsce. To brzmi abstrakcyjne przecież.

– Proszę o uwagę. To pierwszy i prawdopodobnie ostatni nasz wspólny występ – ogłosił Andy, spoglądając na Rävgora – Gotowy?

– Nie. Ale bardziej nie będę – oparł, uśmiechając się do niego. Zdecydowanie to był ironiczny uśmiech.

Andy się zaśmiał pod nosem, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Sprawdził tylko, czy gitara jest nastrojona.

Wraz z pierwszym akordem, Rävgor zaczął śpiewać. Muszę przyznać miał przyjemną barwę głosu, ale szczerze wątpię, żeby (w teoretycznej sytuacji) mógłby stać się piosenkarzem, czy kimś takim. Raczej sam nie miał takich ambicji. Ale podobało mi się to jak śpiewa i to jak dobrze się wbrew wszystkiemu z tym czuje. Szczególnie że śpiewa piosenkę, którą mu poleciłam jakiś czas temu. Aż sama zaczęłam ją bezgłośnie śpiewać, w sumie Andy robił podobnie. Zamknęłam na chwilę oczy, chcąc całkowicie wczuć się w piosenkę. Kiedy je otworzyłam wokół Rävgora zaczęła się formować amarantowa aura, tworząc mikrofon, a po pomieszczeniu oprócz jego głosu i dźwięków gitary, dało się usłyszeć idealnie pasujący do piosenki podkład muzyczny, który występuje w oryginale.

Dziwne.


I'm not alone, it's just me and your ghost
And this cripplin' depression
I thought I learned my lesson
But I threw out my phone
And I burned all your clothes
And now I'm not alone
It's just me and your ghost*


Wraz z kolejnymi wersami mikrofon z aury stawał się coraz bardziej namacalny. Rävgor niepewnie go dotknął od góry, kładąc na nim ręce. Ukradkiem na mnie spojrzał, ale nie przestawał śpiewać.

Kiedy piosenka się skończyła, mikrofon rozpłynął się w powietrzu, nie mówiąc już o podkładzie, a po pomieszczeniu rozniósł się cichy aplauz. Po nim jednak poczułam na swoje wzrok wszystkich.

Nie będę kłamać. Przed samą sobą nie wypada. Jednak nie potrafię w kontrolować swojej magii. Ona robi, co chce. Nie wiem, co ja mam zrobić. Przynajmniej nie mam jeszcze czarnej aury. Doceńmy to wszyscy.

– Mówiłam ci od dawna, żebyś nauczyła panowania nad mocą swoją córkę. Wolałaś zignorować to, co mówię – odezwała się w końcu Anne Bishop. I się zaczyna.

Odwróciłam się lekko głowę, żeby widzieć cała sytuację. Mama siedziała na krześle z winem w ręce, które lekkim ruchem zamieszała.

– A ja ci już kiedyś mówiłam, że cenie sobie przyjaźń z tobą. Jednak nie prosiłam cię nigdy o wtrącanie się w życie moje oraz mojej córki. Czego nie możesz zrozumieć? Po tych wszystkich latach – skomentowała.

– Od śmierci Ashtona robisz się coraz bardziej cyniczna Dawn.

Po tym komentarzu nikt się nie odezwał. Śmierć mojego ojca jest tematem, o którym się nie rozmawia. Po prostu się tego nie robi.

– Anne... – odezwał się Lucius.

Ta go kompletnie zignorowała.

– A źle mówię? Czemu do tej pory Dawn nas nie chciała gościć u siebie z własnej woli? Czemu ignoruje fakt, że jej córka ewidentnie nad sobą nie panuje? A pamiętajmy, że to ona właśnie powinna to robić, w końcu mamy do czynienia z czarną magią – kontynuowała swój pastisz na mnie.

– Robisz się coraz bardziej emocjonalna z wiekiem. Tak bardzo cię boli, że Scarlett znalazła sposób na to, żeby Aureli bezkarnie nie pożyczał magii innych? Albo to, że nie twój syn potencjalnie skrywa w sobie największą moc? Bo jeśli tak, to szczerze współczuję.

Na tym etapie byłam pewna, że Anne Bishop przegrała tę dyskusję. Nie ważne, kto miał rację, ale jej duma nie wytrzyma zbyt długo ataków. Nie w jej kochanego synka.

– Dodam tylko jeszcze, że lepszy martwy mąż niż taki który zdradzał i zostawił dla młodszej. Przynajmniej wiem, że mój mnie kochał.

Nie spodziewam się takiego pocisku po mojej mamie. A to, że co powiedziała było prawdą, świadczył fakt, że Anne Bishop bez słowa wstała i wyszła z pokoju. A za nią oczywiście Aureli, którego jednak zrobiło mi się szkoda. Mogę go nie lubić, ale... Ja akurat rozumiem dorastanie bez ojca. A on jego jeszcze żyje z tego co wiem.

W pomieszczeniu wciąż panowała cisza. Ukradkiem spojrzałam na Andy'ego, który chyba starał się wszystkich uspokoić w tym momencie. Albo i nie. Kto wie.

– Wszyscy dobrze wiemy, że musiałam to powiedzieć – odezwała się ostatecznie mama i dopiła wino. Może uda mi się wrócić przez tę sytuację na noc do domu. Wyspałabym się na swoim łóżku.

Co jest nie tak z dzisiejszym dniem?


***

Nienawidzę samej siebie, daję sobie dwa tygodnie na napisanie rozdziału, a i tak kończę pisząc ponad połowę w dniu publikacji. Ale udało się, dostarczyłam.
Chce też wspomnieć, że jeszcze trzy rozdziały do wielkiego balu, który będzie dość ciekawym i ważnym elementem w życiu bohaterów. Także liczę, że tak jak ja jesteś podekscytowani.

*piosenka me & ur ghoust autorstwa blackbear ... Polecam, fajna bardzo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro