XIX - Aless
Bardzo polubiłem tę okolicę. Domki jednorodzinne, cicha ulica, przedmieścia. Czego chcieć więcej? Może oprócz mieszkania w apartamencie z panoramą na całe miasto albo willi na wzgórzach Hollywood. Ale to marzenia dla zbyt zamożnych ludzi, do których nie należę. Nie dopóki mój ojciec żyje i cały jego majątek stanie się mój.
Teraz powód, dla którego się tu znalazłem, był prosty. No nie mogłem pozwolić Scarlett wrócić samej do domu. Szczególnie nie po tych wszystkich martwych ciałach nastolatków. Lepiej było nie kusić losu. Nie wybaczyłabym sobie tego, a dodatkowo Dawn by mnie... Właściwe wtedy pewnie błagałbym o śmierć.
Dodatkowo po spotkaniu z Rubenem, zostało mi w głowie jego pytanie. A raczej stwierdzenie z uprzejmym dodaniem znaku zapytania na końcu. Twoja dziewczyna? Nie, żebym miał problem z ignorowaniem takich rzeczy, ale to może bardzo dużo namieszać. Wychodzi, że jeśli nie będę dla niego wystarczająco miły, to pójdzie plotka o tym, że jestem w związku. Do swojego permanentnego wyjazdu z Seattle się z tego nie wywinę. Zawsze znajdzie się ktoś, kto przypomni o czymś, co nie jest prawdą.
Przynajmniej ona się tym zbytnio nie przejęła. A przynajmniej mam taką nadzieję. Chociaż w jakimś stopniu musiała przywyknąć do takich pytań, spędzając czas z Rävgorem.
– Teraz chyba możesz już iść – powiedziała, przekręcając klucz w drzwiach. Rozejrzałem się po ulicy. Pustka tutaj była zadziwiająca – Raczej nikt mnie nie porwie z własnego domu. Poza tym mam rodzinę wilkołaków po drugiej stronie ulicy. A z jednym z nich się przyjaźnię.
Miała rację.
– Mógłbym, ale... Chyba potrzebuje osoby, z którą mogę porozmawiać – odpowiedziałem szczerze. Największym minusem mojej pracy w moim przypadku jest to, że mało rozmawiam z ludźmi o rzeczach niezwiązanych ze śledztwem. Pierwszy raz od dawna mam taką okazję. I to z dwiema osobami. Muszę być zmęczony, że faktycznie jej o tym powiedziałem. Trzeba było pójść spać ostatniej nocy.
Scarlett przewróciła oczami i weszła do domu, nie zamykając za sobą drzwi. Nie byłem pewien, ale tak chyba oznajmiła, że mogę wejść. Przeszedłem przez próg i podążyłem za nią do kuchni, gdzie wyjęła sok pomarańczowy z lodówki.
– Chcesz coś? – spytała niechętnie – Nie posiadam krwi w lodówce jak coś.
– Nie trzeba – odparłem, powstrzymując się przed dłuższą wypowiedzią, że jako hybryda picie krwi nie sprawia mi takiej przyjemności, jak powinno i nie jest to coś, bez czego nie przeżyję.
To jednak było dziwniejsze, niż sądziłem, że będzie. Nie powinien tu wchodzić. Szczególnie że gdyby Rävgor mnie wyczuł, miałbym problem. Może zaakceptował moją obecność, ale przebywanie w domu osoby, na której mu bardzo zależy, to chyba inna kategoria.
– O co właściwie pokłóciłaś się z Rävgorem? – zapytałem, właściwie nie wiedząc, co chcąc osiągnąć tym pytaniem.
Moje pytanie sprawiło, że o mało się nie zachłysnęła. Odstawiała szklankę na blat i spojrzała na mnie podejrzanym wzrokiem.
– Nie słyszałeś plotek?
– Słyszałem, dlatego pytam, o co naprawdę poszło. Nie chce mi się wierzyć, że naprawdę odrzucił twoje uczucia.
Scarlett milczała przez chwilę.
– Wiesz, to... To nie jest coś, czym powinieneś się interesować. Puściły nam obojgu nerwy i powiedzieliśmy o kilka słów za dużo – odpowiedziała, nie dając mi żadnej odpowiedzi – Co ta wiedza, tak czy inaczej, ci da? Do pilnowania nas nie potrzebujesz naszych biografii.
– Ciekawość. Nie lubię plotek, w porównaniu do reszty, która wierzy, że jesteście razem.
– Nie obchodzi mnie to, w co wierzą wszyscy.
– A powinno. Reputacja jest ważna. Bardziej niż powinna – dodałem po chwili.
Spojrzała się na mnie nie pewnie.
– To twoja opinia. Nie każdy musi się z nią zgadzać.
– Oczywiście, że nie. Ale reputacja wciąż będzie istnieć. Gdyby nie mój ojciec, to nie byłbym w tym miejscu, gdzie jestem. Jego obecność i wyniosłość przeniosła się na moją reputacją, nieświadomie uświadamiając całemu światu, że mogę być kompetentny do bycia tym, kim jestem. Gdyby nie to, to kto by zaufał wampirowi, który wygląda na nastolatka?
– Sam byś na to zapracował.
– Naiwna wiara – odparłem, opierając się o ścianę.
Scarlett powstrzymała się od komentarza, po czym wyjęła telefon i przeklęła cicho pod nosem.
– Wiesz co? Chyba nie jestem w nastroju na rozmowy... – zaczęła, ignorując kontaktu wzrokowego. Na jej ustach zaczął się pojawiać nerwowy uśmiech, który miał mi powiedzieć, żebym sobie poszedł. Oj tak łatwo się mnie nie pozbędzie.
– Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie chce się wtrącać w twoje życie, bo już to zrobiłem. Nie zapytam, co się stało, bo mi nie odpowiesz. Ale kiedy następnym razem będziesz mieć szansę powiedzieć o swoich problemach osobie, która cię nie będzie oceniać z tego powodu? – spytałem, zatrzymując ją w przejściu. Podniosła głowę do góry, żeby tym razem złapać kontakt wzrokowy. Jej oczy nie wyrażały złości czy podobnych emocji. Było nich najwięcej irytacji i czegoś, czego nie potrafiłem zrozumieć.
– Nie odpuścisz?
Uśmiechnąłem się pod nosem w ramach odpowiedzi, na co ona ciężko westchnęła.
– Daj mi dwadzieścia minut. Uporządkuje sobie wszystko i się wykąpie. Niestety muszę iść jutro do szkoły – odpowiedziała, czekając, aż się przesunę – A później na homecoming.
Przesunąłem się, dając jej przejść. Kątem oka obserwowałem, jak zanikała na schodach. Po chwili mogłem usłyszeć wodę odbijająca się o dno wanny. Strumień był zbyt mocny, żeby był to prysznic.
Odpędziłem od siebie wizję tego, co wiązało nie z kąpielą i starałem się wygłuszyć dźwięki wokół mnie. Chodząc po korytarzach domu bez większego celu, zacząłem doceniać jego wnętrze. Jak na dwie osoby dom i tak był duży. Wszedłem po schodach, żeby zwiedzić jeszcze piętro. Starałem się ignorować zapach szamponu i żelu pod prysznic, które w połączeniu z wodą docierały do mnie. Na szczęście poczułem wibrację w telefonie, która automatycznie odwróciła moją uwagę.
Rävgor: Powiedz
Rävgor: Tylko szczerze
Zaczyna się. Mogę się założyć, że dalsza część będzie brzmiała "Co ty do cholery robisz u Scarlett?". Naiwna wiara, że się nie zorientuje.
Rävgor: Co ty do cholery robisz u Scarlett?
Jak mówiłem.
Aless: Skąd ten pomysł?
Rävgor: ...
Rävgor: Czuć od ciebie kawę i marihuanę
Aless: Skąd wiesz, jak pachnie marihuana? Nie wiem, czy Melanie byłaby zadowolona jakby się dowiedziała, że miałeś na nią kontakt
Przestał na chwilę odpisywać. Rozejrzałem się po korytarzu, szukając drzwi, z których pokój będzie wychodził na ulicę. Nie myśląc za dużo, nacisnąłem na klamkę, najbliższych drzwi, przez co znalazłem się w pokoju gościnnym. Podszedłem do okna i je otworzyłem na oścież. Po drugiej stronie ulicy na parapecie siedział Rävgor wpatrując się we mnie. Przewrócił oczami i też uchylił okno.
– To stalking, że wiesz, gdzie jestem – powiedziałem. Przewrócił oczami i wrócił do patrzenia się w telefon.
Rävgor: Paliłeś przy mnie, stąd to wiem
– Idioto – dodał, uśmiechając się krzywo.
– Mam wrażenie, że przez ciebie mój wiek mentalny spada.
– Przy twoim wyglądzie, to nie zrobi ci większej różnicy.
– Wiesz, że byłbym w stanie rzucić w ciebie nożem teraz?
– Czy to groźba? Nie wiem, czy mam zacząć krzyczeć.
– Możecie przestać?
Odwróciłem głowę. Scarlett stała w progu pokoju, susząc włosy. Spojrzała się z poirytowaniem na mnie, po czym podeszła do okna. Dla własnego dobra odsunąłem się trochę.
– On zaczął – powiedział Rävgor.
– Aha – odparła i jedynym gestem ręki zamknęła okno w jego pokoju – Rävgor wydaje się być chętny do rozmów. Nie obrażę się, jak do niego pójdziesz.
– Dobrze wiedzieć, ale nie odpuszczę tak łatwo.
Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i wyszła z pokoju. Odczekałem chwilę i zrobiłem to samo. Kątem oka zobaczyłem, jak odwiesza ręcznik w łazience. Zapach soli morskiej unosił się w powietrzu. Niepokojąco pociągająca woń, przez co musiałem uważać, żeby nie podejść za blisko łazienki i w niej nie utonąć. Na szczęście wychodząc z pomieszczenia, Scarlett zamknęła (dość głośno) za sobą drzwi i skierowała się do, jak zgaduje, swojego pokoju. Niepewnie poszedłem za nią.
Pokój nie był wielki. Na ścianie, w której znajdowały się drzwi, stało białe biurko z kilkoma półkami nad nim. Na lewo postawiono dwuosobowe łóżko z drewnianą ramą i szufladami pod nim, a obok lustro. Naprzeciwko łóżka dostrzegłem drzwi do wbudowanej w ścianę szafy. Kolorystyka była utrzymana w raczej jasnych kolorach – białe biurko, białe półki, dębowe łóżko i dwie pary drzwi. Ściany pozostawały jednak dla mnie zagadką.
– Pudrowy róż? – zapytałem, zabierając krzesło spod biurka i ustawiłem je tak, żeby usiąść naprzeciwko niej.
Westchnęła cicho i wyciągnęła rękę przed siebie. Zaczęła delikatnie ruszać palcami, wytwarzając wokół nich różową aurę.
– Amarant nie pasowałby na ścianie – mruknęła i położyła rękę na łóżku – Jako dziecko podobał mi się ten kolor i w sumie wciąż go lubię. A że teraz stał się bardziej szary niż różowy, to zbytnio mi to nie przeszkadza.
– Lepszy różowy od brązowego.
– Widziałam ogień i to jak zmienił barwę na brązowy. Pasuje do ciebie, to chyba w tym wszystkim najważniejsze. Plus istnieją gorsze kolory, na jakie można trafić.
Zaśmiałem się cicho.
– Akurat to mój najmniejszy problem.
– Masz na myśli swoją reputację czy fakt, że niezbyt dobrze ci idzie szukanie mordercy?
– Jedno wpływa na drugie – wypaliłem bez przemyślenia swojej wypowiedzi – To takie błędne koło. Nie znajdę go, moja reputacja ucierpi, a z aktualną wszyscy ode mnie wymagają, żebym już znał wszystkie szczegóły i motywy. Niestety to tak nie działa.
Przekrzywiła lekko głowę i poprawiała ręką mokre włosy.
– Ale to nie o moich problemach mieliśmy mówić – dodałem. Uśmiechnęła się krzywo w odpowiedzi. Wstałem delikatnie i podszedłem do okna, uchylając je lekko. – Mogę? – spytałem, wyjmując elektryka z kieszeni.
– Jeśli musisz. Tylko nie chce tym jutro pachnieć.
Nastała chwila ciszy. Czułem przez chwilę jej wzrok na sobie. Nie chcąc doprowadzić do jeszcze bardziej niezręcznej sytuacji po dzisiejszym dniu, nawet nie odważyłem jej odwrócić. Paląc (po spotkaniu Rubena jak nigdy mam ochotę to rzucić), rozejrzałem się po ogrodzie. Szczególnie moją uwagę przykuło miejsce na ognisko. Wyglądało tak niemagicznie, kiedy nikt z niego nie korzystał.
– Przepraszam – odezwałem się w pewnym momencie, zamykając okno – Czasami nie myślę nad tym, co robię i mnie ponosi, tak przy Aurelim. I za komentarze Rubena. – mimowolnie skrzywiłem się na dźwięk tego imienia i skrzyżowałem ręce na piersi – On w pewnym stopniu się na mnie mści, za to, że w trochę chamski sposób zakończyłem naszą relację.
– Dało się zauważyć, że żywi do ciebie urazę o coś.
Szukając odpowiednich słów do podtrzymania rozmowy, rozejrzałem się po pokoju. Znowu. Mój wzrok przykuła otworzona szuflada, a niej broszury promocyjne college'y. Zaciekawiony usiadłem na podłodze i wyjąłem kilka z nich. Scarlett patrzyła się na to, co robię z podejrzanym wzrokiem, ale nie odezwała się ani słowem na ten temat. Usłyszałem jednak, jak przysuwa się w moją stronę, żeby dokładniej widzieć, co robię.
– Mam ich masę. To tylko te, które ostatnio wyjęłam z wierzchu kartonu, który trzymam w szafie – mruknęła cicho – Powinnam coś wybrać, ale... Nie wiem. Chyba nie mam ambicji, żeby iść na studia.
Odłożyłem broszury i zasunąłem szufladę. Podniosłem wzrok, żeby na nią spojrzeć.
– Nie wszystko wymaga pójścia na studia. Zaczynałem z trzy razy, ale jeszcze mi nie wyszło skończenie semestru...
– Nie o to mi chodzi – przerwała – Prawdopodobnie obiła ci się o uszy przepowiednia o mnie. Wiedząc o niej i nie wiedząc, czy uda mi się przeżyć do dwudziestych pierwszych urodzin, nie mam prawie żadnych ambicji związanych z przyszłością. Najchętniej zostałabym w tej ostatniej klasie na zawsze.
A myślałem, że to ja mam problem z tym, kim jestem i co się z tym wiąże. Jakoś bycie jedyną hybrydą, jaką znam, nie należy do najprostszych rzeczy, ale w tym przypadku nie mogę się nawet z tym porównywać.
– Wiesz... Istnieje za dużo przepowiedni na świecie. Na pewno jakaś mówi o tym, że da się to powstrzymać. Ja wierzę, że tak jest.
– Co, jeśli tu nie chodzi o przepowiednie, a... a o tę cholerną czarną magię, która we mnie siedzi? Każde zaklęcie może albo i nie mnie do niej przybliżać... Nie chcę nawet myśleć o tym, co się stanie, jak stracę kolor swojej aury.
Powinienem przestać narzekać na swoje życie. Jasne zamknęli mnie w Obozie, ale za to mogę obwiniać tylko siebie.
– Tutaj wszystko chodzi o kontrolę nad mocą. To zabrzmi banalnie, ale sama wiara w coś czasem pomaga. Oczywiście nie odwali ona całej roboty i pracy włożonej w różne sprawy.
– Może – powiedziała cichym głosem, nerwowo skubiąc skórki przy paznokciu – Presja otoczenia na pewno nie pomaga.
– To akurat znam. Wszyscy wymagają od ciebie bycia kimś, kim chcą, żebyś był, a nie kim naprawdę jesteś. A wystarczy, że taki nie będziesz i usłyszysz masę słów o tym, jak to się zmieniłeś.
– Albo wzrok, który mówi, że nie spełniasz ich oczekiwań.
– Tak wygląda moja relacja z ojcem.
– Ty przynajmniej go masz – odpowiedziała po chwili ciszy, znowu uśmiechając się krzywo.
Ashton Evans. Wiem o nim tyle, że umarł. Co w moim przypadku jest jednak dziwne, bo zazwyczaj dowiaduje się za dużo szczegół. Teraz mam wrażenie, jakby wszyscy chcieli zapomnieć o tym, że w ogóle istniał. Co jest dziwnie, bo ten dom został kupiony właśnie przez niego. Czemu więc chciano by o nim zapomnieć, jednocześnie mieszkając tutaj? Brakowało mi jakiegoś szczegółu w tym wszystkim.
– Rozumiem, że poruszyłem drażliwy temat?
– Trochę. Minęło jednak wystarczająco dużo czasu, że umiem się zdystansować do tego na swój sposób.
– Tragedie kształtują charakter. Przystosują do życia. Każdy się z czymś zmaga.
– Nie potrzebuje pocieszenia – jej głos był stanowczy, a wzrok spoczął na mnie. W jej oczach był smutek, ale miała rację. Nie potrzebowała pocieszenia – Oboje wiemy, że słowa nieważne jak pocieszające by nie były, ostatecznie nie pomogą.
– Nawet nie wiesz, jak się z tobą zgadzam.
***
Dziwnie było być znowu sam na sam z Rubenem. Czułem masę poczucia winy, że odchodząc, zostawiłem tylko list z krótkim wyjaśnieniem, a później ignorowałem wszelkie próby kontaktu ze mną. Nie nadaję się do zobowiązujących relacji.
– Właściwie to na co ci ta księga? Skoro jest córką Crow, to... Sam rozumiesz – spytał, szperając w kartonach, które znajdowały się na podłodze. Ten był już piątym. – A tobie osobiście się nie przyda.
Przewróciłem oczami. Zapomniałem, jaki był drobiazgowy.
– Wierzę w europejskie metody. Coś, czego tutaj nie znajdę – oparłem jak najmilszym tonem, na jaki było mnie stać. Desperacko potrzebowałem snu.
– Co kieruje mnie do pytania, jak mnie znalazłeś? Nie ukrywałem się jakoś, ale wciąż, skąd wiedziałeś, że akurat jestem w Seattle i jestem w stanie ci pomóc?
– Mogę nie odpowiadać?
– Nie zmuszę cię do tego – odwrócił się na chwilę i usiadł na podłodze, żeby zacząć grzebać w szóstym pudle – Poszłoby szybciej, jakbyś mi pomógł, wiesz?
– Nie wiem, jak ona wygląda. Wiem, że ją masz.
– Wszystkie są podpisane.
Jęknąłem pod nosem i ukląkłem przed jednym z pozostałych ośmiu pudeł. Nie wiedząc, czego dokładnie szukam, zacząłem przeglądać kolejne księgi. Każda z nich wyglądała inaczej, ze względu na wyblakłe różnorodne kolory, ale gdyby stały na półce tworzyłyby ładną całości. Niestety nie miałem pojęcia, o czym były (nie chciało mi się iść dalej niż strona tytułowa), bo ciężko było mi stwierdzić, w jakim języku zostały napisane, co dopiero poznać ich treść. Odstawiłem je na obok i zabrałem się za kolejny karton. W tym natomiast była cała kolekcja książek kulinarnych w różnych językach. Okładki robiły swoje. Dalej było więcej ładnych książek w językach, których nie znałem i różne powieści w kolekcjonerskich wydaniach. Albo w tych oryginalnych.
– Ona jest po angielsku, prawda? – zapytałem w końcu sfrustrowanym głosem.
– Możliwe. Dla mnie i tak wszystko, jak czytam, jest po holendersku.
Musiałem wziąć kilka wdechów, żeby nie zacząć rzucać w niego tymi książkami.
– Mogłeś uprzedzić. To bym z tłumaczem szukał tego, czego potrzebuje.
– Nie dramatyzuj – powiedział, dziwnie powstrzymując śmiech. Klasnął dwa razy, a turkusowa aura rozproszyła się po całym pokoju, ostatecznie unosząc ciemną księgę. Ruben złapał ją i przekartkował wolno. Jak dobrze, że dziś nigdzie mi się nie śpieszy – Zrobię skan i ci wyśle na maila, którego musisz mi podać. Chyba że wolisz dostęp do chmury na Dropboxie.
– Chmura, zdecydowanie.
Skinął głową, podchodząc do kserokopiarki, która stała w kącie pokoju. Włączył ją, a gestem ręki sprawił, że książka sama zmieniała strony do kopiowania.
– Mam oczekiwać zapłaty czy to moje spłacanie długu wobec ciebie? – spytał, nie odchodząc od urządzenia – Doliczam do tego coś, co ma chronić przed Bishopem.
– Nie wiem, czy pamiętasz, ale uratowałem ci życie. Jesteś mi to winny.
Nic wielkiego, był nieprzytomny, a w żyłach miał wampirzą krew, która go przemieniała w wampira i zarazem wyniszczała organy, jako że nie jest człowiek w pełnym znaczeniu tego słowa. Zwykły akt heroizmu podczas moich wakacji w Amsterdamie.
– Jak chcesz... Wracając, to trochę zajmuje, żebym miał pewność, że będzie prawidłowo i długotrwałe działa.
– Jak długo?
Ruben zamilkł na chwilę, licząc coś na palcach.
– Nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić.
– A przed Halloween?
– Powinienem. Ilu osobom zamierzasz to podać?
Teraz ja zacząłem wyliczać osoby, którym należy to podać. Plus zostawienie dla siebie w razie czego.
– Najważniejsze, żeby Scarlett to zażyła. A tak to co najmniej jedenastu.
Westchnął ciężko i na chwilę skierował wzrok na kserokopiarkę. Była w połowie skanowania stron.
– Czyli zrobić jak najwięcej? Nawet nie muszę pytać, znam odpowiedź – uśmiechnął się ironicznie. Takie sytuacje sprawiają, że zaczynam się zastanawiać, co ja w nim widziałem. Chyba że zmienił przez ostatnie lata w irytującego dupka, ale ciężko stwierdzić. Może zawsze nim był, tylko przez moje zapatrzenie w niego ignorowałem to. Albo to ja się zmieniłem i wtedy mi to nie przeszkadzało. Tak czy inaczej, nawet te piękne zielone oczy nie zmienia tego, że ciężko mi go teraz zmieść.
Zawsze jeszcze mogłem dostać paranoi.
– Jak to będzie właściwie działać? – i tak muszę tu siedzieć, aż książka nie skończy się skanować.
– A to akurat będzie najprostsze z tego wszystkiego. Wystarczy trochę wypić i pomyśleć o jednym miejscu na ciele, które nie będzie obojętne tą ochroną. Uprzedzając masę pytań, jest to potrzebne w razie, gdyby coś nie wyszło. Mikstura bowiem przyjmuje rodzaj tarczy obronnej i jeśli całkowicie się zamknie, nie będzie można jej zdjąć lub będzie to bardzo trudne.
– Czemu miałoby się tak stać? Nie chodzi tu o ochronę?
– Widzisz, zawsze dopuszczam do siebie myśl, że mogę popełnić błąd. Potrzebne jest zabezpieczenie. Tak też zaleca osoba, która napisała przepis. Dodatkowo magia musi mieć swoje ujście, a blokada to uniemożliwia. Coś jeszcze?
Pokręciło głową. Patrząc, jak stron zostaje coraz mniej, zacząłem szukać swoich wizytówek w torbie, na której były zapisane wszystkie potrzebne dane. Oczywiście wszystkie jak zawsze znajdowały się na samym dnie, przygniecione innymi rzeczami. Wyjąłem jedną i położyłem na stole. Z każdą następną minutą cisza w pokoju coraz mniej mi przeszkadzała. Ruben zabrał wizytówkę i usiadł na podłodze z laptopem.
– Gedaan – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu – Będę cię informował na bieżąco, jak mi idzie. I jakbym potrzebował pieniędzy na składniki.
– Dziękuję – powiedziałem i spojrzałem na niego. Lekko podniósł głowę, ale nie skomentował tego w żaden sposób – I naprawdę przepraszam za to, co zrobiłem.
I wyszedłem. Niezbyt miałem ochotę oglądać jego reakcję na przeprosiny. Za dużo jego wspomnieć przewinęło mi się przez głowę przez ostatnie nawet nie dwadzieścia cztery godziny.
Czułem, że dziś psychicznie już nie mam rady niczego zrobić. Wracając do hotelu napisałem do Dawn, że przyjdę jutro i przepraszam za to, jak dziwnie musiało to wyglądać, kiedy zostałem na noc w pokoju Scarlett. Dla mnie to też było dziwne, ale kiedy zasnęła, jakoś nie miałem siły ani motywacji, żeby podnieść się z podłogi. Chyba spałem też wtedy. Oczywiście naginając prawdę, napisałem, że tak miałem pewność, że nic jej nie stanie. Na moje szczęście nie miała mi tego za złe i nie podejrzewała (przynajmniej nie wprost), że mogło między nami do czegoś dojść. Oczywiście nie doszło.
Sprawdziłem też dokładnie wszystkie maile i smsy, żeby mieć pewność, że jestem z wszystkimi wiadomościami dotyczących śledztwa na bieżąco. Na później zostawiłem sobie film Edena i Monique do zaakceptowania. Jak miło, że się mnie słuchają i tak dbają, żeby ich nowe treści miały moją aprobatę. Niestety słuchawki mi się rozładowały, więc to musi zaczekać.
Jak mówiłem, moim priorytetem jest sen. I żeby trwał przynajmniej naście godzin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro