LXXVIII
Tunele ciągnęły się w nieskończoność.
Od opuszczenia pokoju równie dobrze mogło minąć dwadzieścia minut, jak i dwie godziny. Starali się nie hałasować, żeby nie przysporzyć sobie niepotrzebnych problemów. Nie wiedzieli, gdzie się znajdowali, ile już przeszli, dokąd zmierzali.
– Mam dość – jęknął Rävgor, zatrzymując się przy kolejnym rozwidleniu – One nie mają końca.
Oparł się o ścianę. Nie wiedział, z czego to wynika, ale czuł zmęczenie. Psychicznie był wyczerpany, po uśpieniu bolała go głowa i miał wrażenie, że nogi mu zaraz odmówią posłuszeństwa.
– Przynajmniej na nikogo nie wpadliśmy – powiedział Aless, licząc, że stanął naprzeciwko Rävgora – Wyobrażasz sobie jeszcze walczyć w takim momencie w takim miejscu.
– Może przypływu adrenaliny bym dostał.
Scarlett przewróciła oczami.
– Nie. Po prostu przestańcie. Jak zaczniecie narzekać na głos, będzie tylko gorszej – powiedziała cicho – Mogę teraz iść pierwsza?
Nie odpowiadali jej przez chwilę.
– Mam dar do niegubienia się. Zobaczmy, czy działa – dodała i zaczęła iść przed siebie. Skręciła w lewo.
Mając rękę na ścianie, Scarlett szła do przodu. Raz się odwróciła, żeby upewnić się, czy Rävgor i Aless idą za nią. Nie miała pojęcia, co robi, kierowało nią przeczucie. Z każdą kolejną spędzoną minutą jej wzrok coraz bardziej przyzwyczajała się do ciemności. Mimo że nie widziała nic, stała się wyczulona na odcień czerni, po którym dało się rozpoznać czy zbliżają się do kolejnego rozwidlenia. Jej głowę zaprzątały różne myśli. Jedyne, o czym starała się nie myśleć, to o ewentualnym skutku korzystania z czarnej magii w takich ilościach. Najchętniej nie myślałby o niczym.
W pewnym momencie poczuła, że wie, gdzie się znajduje. Było to absurdalne uczucie. Przyspieszyła krok mimo coraz większego bólu w plecach i nogach od chodzenia.
Rävgor, który szedł za nią, to zauważył i zatrzymał się na chwilę, przez co Aless na niego wpadł. Nie był pewien, czemu to zrobił. Wokół wciąż panowała cisza. Zaczął niepewnie iść dalej.
– Znalazłam drabinę – usłyszeli obaj.
Aless i Rävgor bez słowa pobiegli przez siebie. Scarlett stała przy drabinie, a rękami starała się powiększyć czarną aurę, żeby mieli większą widoczność. Rävgor spojrzał do góry.
– Błagam, żeby otworzenie ich poszło bez problemu – powiedział do siebie i oddał noże Alessowi.
Rävgor zaczął ostrożnie wchodzić po szczeblach. Bardzo chciał widzieć cokolwiek. Zamiast tego przez nieuwagę, uderzył się w głowę. Przeklął pod nosem i lewą ręką złapał się mocnej drabiny. Prawa z kolei zaczął kręcić pokrętłem. Nie było to takie proste, jak sobie wyobrażał. Musiał parę razy odrywać rękę, żeby nie stracić równowagi. Pocieszał się w myślach, że gdyby nie zmęczenie, poszłoby mu o wiele lepiej. W końcu jednak udało mu się je odkręcić całkowicie.
– Aless, powiem ci szczerze, nie dałbyś rady tego odkręcić – powiedział, zbierając siły, żeby podnieść właz.
– Wmawiaj to sobie – odpowiedział Aless, nie tracąc czujności, czy ktoś ich zaraz nie zaatakuje.
Rävgor wziął parę głębokich wdechów. Wszedł o jeden szczebel wyżej i zaczął podnosić właz. Kiedy już myślał, że nic z tego nie wyjdzie, światło słoneczne go momentalnie oślepiło. Zmrużył oczy, łapiąc się mocniej drabiny, żeby nie stracić równowagi. Poczuł, jak ktoś zabiera z niego ciężar i pomaga mu otworzyć wyjście.
– To wy żyjecie – powiedział Isaac, wyciągając do niego rękę.
***
Isaac zaczął się stresować. Zaklęcie miało za niedługo przestać działać, jego łączność z innymi osobami miała zostać przerwana, bo zasięgu w lesie nie było. Aktualnie siedział na polanie sam. Ruben poszedł wziąć prysznic i się przebrać – Isaac go namówił, że to dobry pomysł – a Andy, Aureli i Nico, którzy wpadali raz na jakiś czas, sprawdzić jak wszyscy się mają, aktualnie zobowiązali się do dostarczenia wszystkim kawy (lub energetyków w zależności od preferencji). Oczywiście po tym, jak Ian poznał tożsamość Heartlessa, wszystkim odechciało się spać. Zaczęły się przekleństwa, wyzwiska i czysta nienawiść. Głównie uderzyło to Lauren, której zawaliła się rzeczywistość. Przypomniała sobie bal zimowy i pustkę, jaką czuła po śmierci Margo. Andy czując jej ból, spędził dwie godziny na próbie załagodzenia go, a Nico spontanicznie postanowił zamienić miejscami Amy i Jamesa, żeby James pomógł uspokoić Lauren i być przy niej. To były ciężkie godziny.
Cała reszta starała się znosić tę informację w ciszy, szczególnie że połowa osób nie była pewna, czemu jest to, że taka tragiczna wiadomość. Dopiero kiedy Harry dopowiedział, że Benjamin Baker jest trenerem i nauczycielem w Côté High, zrozumieli.
Isaac był zmęczony nie swoimi myślami we własnej głowie.
Trzeba ustalić, co mamy zrobić, kiedy eliksir przestanie działać, powiedział niespodziewanie Ruben. Zostało może z piętnaście minut do tego, zbliża się dziewiąta, a tamtej trójki jak nie było, tak nie ma. Nie, żebym ich pospieszał, ale Aless jasno mówił o dziewięciu godzinach, licząc od północy.
– Wciąż wierzę, że się zmieszczą w tym czasie. Nico będziesz mógł koło dziewiątej się pojawiać u mnie? Nie mam tu zasięgu, a chce mieć jakiś kontakt ze światem.
Może nie zemdleję po tym wszystkim, odpowiedział Nico. Postaram się.
Co do planu, to po szkole zaczynają ludzie chodzić, dodał Klaus.
Dyrektor nas zauważył i próbuje przegonić, pod groźbą dzwonienia do rodziców, dokończył jego myśl Jeremy. Jestem o krok od zrobienia happeningu z Harrym.
Kto kieruje śledztwem?, zapytał Aureli. Możemy się zwrócić do tej osoby z dowodami, które ma Aless i tym, co odkrył Ian lub lekkomyślnie wejść do tych tuneli.
Isaac spojrzał na właz. Niestety podobała mu się wizja wejścia do tych tuneli.
– Lub obie na raz.
Nie jestem pewna czy wchodzenie do tuneli, o których nikt nie wie, w których panuje absolutna ciemność z łowcą czarownic, jest najlepszym pomysłem, skomentowała Sia.
A masz lepszy pomysł?, spytał Kyle.
Ale skoro Baker opuścił tunele i do nich nie wrócił..., zaczęła Cade, ale Connor jej przerwał.
Nie wiesz. Wejść może być więcej niż te, o których wiemy.
Załóżmy, że je opuścił. To znaczy, że powinni mieć w tunelach dostęp do pełnej magii Scarlett i atutów Alessa i Rävgora, dokończyła.
Isaac bardzo chciał móc odbyć tę rozmowę, widząc ich twarze.
Nie, jeśli korzysta z run, powiedział po namyśle Connor. Jedna taka wystarczy, żeby zablokować moc. Oczywiście tymczasowo i to nie to samo, co blokada przez łowcę, ale jeśli są przekonani, że nie mogą korzystać z nadnaturalnej natury to, nie będą mogli z niej korzystać, dopóki nie opuszczą tuneli. Czysto teoretycznie. Ruben?
Magia to obszerny temat, zaczął Ruben. Na pewno istnieją sposoby na zablokowanie magii, nie korzystam z run na tyle, żeby być tego pewnym.
Jestem za tym, żeby poczekać parę czy nawet paręnaście minut po dziewiątej, czy coś się nie wydarzy. A później, jak mówił Aureli, poinformujemy odpowiednie osoby, zaczął myśleć Andy. Chyba że ktoś ma lepszy pomysł?
Nikt nie miał lepszego pomysłu. Połączenie niedługo później zaczęło niknąć, aż Isaac ponownie został sam ze swoimi myślami. Nie słyszał nikogo oprócz siebie, co przyjął z ulgą, ale i obawą, że jest zdany na siebie. Normalnie nie zrobiłoby mu to różnicy, ale znajdował się pośrodku lasu bez zasięgu. Nikt by nie zauważył, jakby zniknął bez śladu. Isaac tylko czekał, aż Nico się pojawi, zaczynał mieć dość tej polany.
Nagle usłyszał niepokojący dźwięk wydobywający się z włazu. Podniósł się z ziemi i podszedł do niego. Na wszelki wypadek wysunął pazury, jakby osoba, próbująca wyjść nie była przyjaźnie nastawiona. Zdziwił się, że nie był w stanie nikogo wyczuć.
Dźwięk nagle ustał. Isaac rozejrzał się wokół siebie i zrobił krok do tyłu. Nie wiedział, co ma zrobić. Nie mógł założyć z góry, że ktoś, kto próbuje wyjść to Rävgor czy pozostała dwójka, to byłoby naiwne, ale...
Właz zaczął się wolno podnosić, a do nozdrzy Isaaca dotarł zapach czekolady, z którym kojarzył Rävgora. Odczekał sekundę, żeby się upewnić, czy nikogo podejrzanego nie czuje, po czym podszedł do włazu i pomógł go podnieść. Zobaczył, jak Rävgor mruży oczy i chowa głowę z powrotem do ciemnego tuneli.
– To wy żyjecie.
Rävgor złapał jego rękę i z trudem wyszedł na powierzchnie. Pierwsze co zrobił, to położył się na ziemi, żeby złapać oddech.
– Potrzebujecie pomocy? – zapytał, patrząc na Scarlett i Alessa, którzy podobnie jak Lupus nie za dobre zareagowali na światło słoneczne.
– Która jest godzina? – spytał Aless, starając się na niego spojrzeć.
Po tym, jak Isaac pomógł się wydostać Scarlett, spojrzał na telefon.
– Dziewiąta dziewięć... Już dziesięć – odparł, obserwując, jak Aless zaczyna wchodzić po drabinie.
Cała trójka wyglądała na przemęczoną. Aless siedział oparty o właz, próbując zebrać myśli, żeby wiedzieć, co dalej. Rävgor wciąż leżał na ziemi, mamrocząc coś do siebie, używając przekleństw, w co drugim słowie. Scarlett za to zaczęła chodzić po polanie, starając się przywołać amarantową aurę. Isaac obserwował ich i nie miał pojęcia, co powinien teraz zrobić.
– Wiemy, kim Heartless jest – zaczął niepewnie. Ilość przekleństw w mamrotaniu pod nosem Rävgora się zwiększyła. – Przypuszczenie Scarlett, że wyjdzie przez jedno z wyjść, się sprawdziło. Ian i Connor na niego wpadli, udając, że Ian jest pijany...
– Jak dawno to było? – przerwał mu Aless.
– Z cztery godziny temu. Coś koło tego.
Aless skinął głową.
– To znaczy, że... Przez ostatnie cztery godziny jak nie dłużej staraliśmy się znaleźć wyjście. Bycie człowiekiem jest męczące... Zrobiliście coś z tą wiedzą?
Isaac pokręcił głową.
– Mieliśmy poczekać paręnaście minut po dziewiątej, po czym zawiadomić kogoś, że zniknęliście.
W tym momencie na polanie pojawiła się perłowa wyrwa, przez którą przeszedł Nico.
– Przepraszam, że tak późno, była kolejka w sklepie... – zaczął, ale urwał wypowiedź, kiedy zobaczył Scarlett – Oh my, wy żyjecie!
Wyrwa za nim się zasklepiła.
– Tak samo, jak ten pierdolony psychopata.
Wszyscy spojrzeli na Rävgora.
– Powyżywasz się słownie, jak uda się go aresztować. Na razie nie możemy dopuścić do tego, żeby uciekł, a będzie próbował to zrobić, jak się zorientuje, że ktoś wie, kim jest... I mówiąc o psychopacie, to jest skierowane do was wszystkich. Jeśli policja zacznie pytać, czy nie zauważyliście czegoś podejrzanego w zachowaniu Bakera, odpowiadacie tak. Okazuje się, że faktycznie nim jest, przyznał mi się do tego...
– Niby kiedy? – przerwał mu Rävgor.
– Mówiłem ci, że z nim rozmawiałem, kiedy byliście nieprzytomni. Poprzyznawał mi się do wielu rzeczy w tym, że cierpi na psychopatię i nie ma pojęcia, co robi. Nie mam zamiaru go usprawiedliwiać, niech zgnije w więzieniu... Po prostu jak policja będzie was o coś takiego pytać, zaznaczenie, że odczuwaliście, że coś jest nie tak. Będą wiedzieć, co z tym zrobić. A teraz co musimy zrobić. Przede wszystkim Nico i Isaac musicie poinformować innych, że żyjemy, ale tak, żeby nikt poza wasza grupą się na razie o tym nie dowiedział i zebrać się w Côté High. Jestem prawie pewien, że Baker się tam pojawi, żeby sprawdzić, czy ktoś go nie podejrzewa, czy po prostu, żeby się pokazać, w końcu dość mocno popierał festyn. Waszym zdaniem będzie, żeby nie opuścił terenu szkoły.
– O ile tam będzie – wtrącił Nico – Uciekliście mu, pewnie się skupia na szukaniu was teraz.
– W tych tunelach bardzo łatwo jest się zgubić – powiedziała Scarlett – Realistycznie jest założyć, że się w nich zgubiliśmy. O ile zauważył, że nas nie ma.
– Dopóki nas nie zobaczy żywych przed sobą, będzie żył w przeświadczeniu, że może mu się udać – kontynuował Aless – Ja w tym czasie pójdę do Lawsona jako znak, że żyje i wiem, kim jest Heartless, bo właśnie mu uciekłem.
– Czyli mam nas wszystkich przenieść do Seattle?
Aless ze znużeniem spojrzał na Nica.
– Nie. Nikt nie może nas zobaczyć razem. Ty i Isaac wrócicie za pomocą twojego portalu, ja skorzystam z tego koło domu Scarlett, a wy... – Spojrzał na Rävgora.
– Jestem wyczerpany, ale wymyślę coś. Damy radę. Możesz tylko wyjaśnić czemu? – Rävgor zdążył się podnieść z ziemi i zaczął chodzić dla rozciągnięcia ciała. Zorientował się, że zaczął w pewnym momencie nieświadomie korzystać z rady Alessa o chwilowym odcięciu emocji. – Co to za różnica, jeśli Nico przeniosły nas w odosobnione miejsce?
Wszyscy spojrzeli na Alessa, którzy skrzyżował ręce na piersi.
– Nada realizmu, jak pojawimy się znikąd. Poza tym musicie dotrzeć do szkoły, zanim ja czy oni to zrobią – Wskazał na Scarlett i Rävgora. – I najlepiej zasiać cień niepokoju, że zaginęliśmy i nie ma z nami kontaktu. Nie ma ku temu większych powodów... Mam przeczucie, że to zadziała.
– Przeczucie? – zwątpiła Scarlett.
– Twój pomysł był przeczuciem, nie podważaj teraz mojego – wypomniał jej Aless, na co przewróciła oczami.
– Ty idziesz do Lawsona, Isaac i Nico mają zebrać wszystkich w Côté High, a my? – zapytała.
– Znajdźcie Monique i Edena. Obiecałem im pewne rzeczy, ucieszą się z materiału. Przy farcie uda im się nagrać aresztowanie, piękne zwieńczenie historii. – Rävgor lekko się skrzywił, ale nic nie powiedział. – Jeszcze jakieś pytania?
Nikt nie miał pytań.
***
Aless czuł, jak powoli opada z sił. Nie był przyzwyczajony do takiego wysiłku. Najpierw parę godzin spędził, błądząc w tunelach, później znalazł resztki sił, żeby dobiec do portalu w lesie, a na koniec ledwo chodząc, dotarł na posterunek policji. Zastanawiał się, czy odczułby to tak samo, gdyby w tunelach nie odczuwał rzeczywistości jak człowiek, to czy wciąż byłby tak zmęczony. Tuż przed wejściem przeraził się, że czeka go jeszcze wchodzenie po schodach.
Otwierając drzwi, dostrzegł swoje odbicie. Miał mocno potargane włosy i twarz wyraźnie zmieszaną. Był aż zdziwiony, w jakim dobrym stanie jest jego ubranie, biorąc pod uwagę okoliczności. Zebrał się w sobie i wszedł na posterunek. Czuł na sobie wzrok funkcjonariuszy, którzy mając z tyłu głowy, jak Vasile potrafi być nie przyjemny, nawet nie próbowali pytać, co się stało.
Kiedy Aless wszedł na odpowiednie piętro, zauważył, że w gabinecie Lawsona stał Kyle i wykłócał się o coś. Vasile skupił się na ich rozmowie.
– Kyle, proszę cię, nie mam na to czasu – powiedział zmęczonym tonem Lawson.
– Na to, że nie mam kontaktu ze swoim bratem? Bratem jak nikt wpisuje się w... Wie pan co.
Sierżant podniósł wzrok.
– Opóźniasz moje wyjście na festyn. Wybacz, że ci nie wierzę, ale twoja mama by zadzwoniła, gdyby coś było nie tak.
Aless trochę zaniepokoił się, że Lawson kompletnie zignorował uwagi Kyle'a, ale brał pod uwagę, że Kyle mógł zbyt często bywać na posterunku, przez co tracił na wiarygodności. Vasile dla efektu jeszcze bardziej potargał swoje włosy i ignorując wszystkich, wszedł na piętro. Minął funkcjonariuszy, którzy zaczynali kierować się do wyjścia i bez pukania wmaszerował do gabinetu.
– Zostałem porwany i wiem, kim jest Heartless, więc jeśli nie masz nic przeciwko, musimy się dostać do Côté High – powiedział stanowczo, zamykając za sobą drzwi.
W jego oczach zaczęły się pojawiać nutki adrenaliny. Kyle uśmiechnął się z ekscytacji, co nie umknęło uwadze Lawsona.
– Aless, naprawdę nie mam czasu.... Czekaj, jak to porwany? – zapytał policjant, jakby dopiero po czasie dotarło do niego, co powiedział Vasile – Czemu...
– Czemu nie zadzwoniłem? Bo raz zostałem porwany przez Heartlessa, a dwa nie mam przy sobie telefonu. Niczego oprócz noży przy sobie nie mam. Możemy jechać do liceum? Musisz kogoś aresztować. Chcę, żeby wszystko odbyło się jak najbardziej legalnie.
Lawson wpatrywał się w niego z niedowierzaniem, trawiąc każde słowo z osobna. Oparł się o fotel, odsuwając do tyłu. Wtedy zadzwonił jego prywatny telefon. Bez patrzenia, kto do niego dzwoni, odebrał.
– Mój syn, Rävgor, nie wiem co się z nim dzieje. Pozostała czwórka ignoruję moje telefony i wiadomość, córka Dawn też zaginęła, Aless podobno też...
– Melanie uspokój się – zaczął spokojnym tonem, nie wiedząc, czy na patrzeć na Alessa, czy Kyle'a – Kyle do mnie przyszedł powiedzieć o tym, że nie ma kontaktu z Rävgorem, a... – Aless pokręcił głową. Miał w sobie błagalne spojrzenie, które mówiło "Nie mów o mnie, jeszcze nie teraz". –... a ja miałem zamiar jechać z nim do Côté High. Spotkajmy się tam za dwadzieścia minut, porozmawiamy na żywo, w porządku? – Melanie się rozłączyła, a Lawson odłożył telefon. – Jak to porwany?
Od momentu opuszczenia tuneli Aless się zastanawiał, co powie osobom, które nie wiedzą nic o magii. Jak dokładnie wytłumaczy całą tę sytuację, jak uciekł, jak do tego doszło... Tunele. One też wydawały się magiczne. Wciąż nie był pewien, musiał improwizować.
– Wpadłem na pomysł, samobójczy plan, który polegał na sprowokowaniu Heartlessa do spotkania się ze mną. Przyznaję, że to nie była najrozsądniejsza decyzja w moim życiu, ale on się zgodził i udało nam się spotkać. Pamiętasz słowo "lotos"? Słowo potwierdzające, że się zgadza na spotkanie. Opowiem wszystko ze szczegółami później. Spotkanie miało miejsce dziś o północy. I się odbyło. Powinienem być martwy, ale uciekłem. Teraz jestem tutaj i proszę, musimy jechać do Côté High. Teraz. Proszę. – Aless podszedł do biurka, oparł na nim ręce i pochylił się tak, żeby być na wysokości oczu Lawsona.
– Kto to jest w takim razie? – zapytał, starając się ukryć szok.
Aless się zawahał.
– Nie mogę tutaj. Nie uwierzysz mi. Powiem ci, jak będziemy w drodze do szkoły.
– A mój brat? – wtrącił Kyle, ukrywając uśmiech. Vasile zmierzył go chłodnym wzrokiem.
– Musimy jechać do szkoły. Teraz – powiedział stanowczo, wpatrując się w sierżanta. Nie lubił tego robić, ale nie miał czasu na tłumaczenie rzeczy, które równie dobrze mógł wytłumaczyć, siedząc w samochodzie. Wiedział, że wykorzystuje teraz perswazję, żeby nakłonić Lawsona do natychmiastowej decyzji.
– Dobrze, zabiorę tylko swoje rzeczy. Kyle?
– Przyjechałem tu samochodem, będę jechać za wami.
***
Rävgor zatrzymał się parędziesiąt metrów od granicy lasu, z którego można było wejść na boisko szkolne. Wolał, żeby jego pomysł pozostał tajemnicą pomiędzy nim a Scarlett. Nie miałby życia, gdyby ktoś (a szczególnie Jeremy) się dowiedział, że wykorzystuje możliwości przemiany w wilka, żeby ułatwić sobie przemieszanie dystansu ze Scarlett na grzbiecie.
Dla Scarlett było to najdziwniejsze zdarzenie w życiu. Nawet bycie więzionym przez psychopatę zdawało się bardziej realne i normalne niż przejażdżka na wilku. Niepewnie zeszła na ziemię, po czym obróciła się tyłem, czekając, aż Rävgor się przemieni. Liczyła w duchu, że jej jednorazowe zaklęcie zadziałało i będzie w pełni ubrany. Wolała też sobie oszczędzić widoku przemiany wilka w człowieka, to zepsułoby całą magię.
– To zostaje między nami – powiedział Rävgor – I tak, możesz się odwrócić, zaklęcie zadziałało.
Scarlett zrobiła to, co powiedział. Rävgor siedział na ziemi, próbując złapać oddech, wyglądał na wykończonego. Wyciągnęła do niego rękę, żeby pomóc mu wstać.
– Oczywiście, że zostaje między nami. Nie uwolnilibyśmy się od nawiązań do Zmierzchu – odparła, kiedy złapał jej rękę i wstał. Rävgor był cały w piachu i ziemi. – Wyglądasz okropnie.
– To komplement czy obelga? – zapytał, rozciągając się w tym czasie – Alessa tu jeszcze nie ma. Jeszcze mnie trzyma lepszy węch... Już nie, wrócił do normy.
Scarlett rozejrzała się wokół siebie.
– Chodź. Znajdźmy naszych jutuberów.
Zaczęła iść w stronę szkoły. Rävgor po chwili zrobił to samo i dotrzymał jej kroku. Drzewa rosły coraz rzadziej, pokazując im coraz więcej z panoramy budynku i boiska. Kiedy wydostali się z lasu, zatrzymali się na chwilę i wymienili spojrzeniami. Wiedzieli, że najlepiej będzie, jak nikt ich nie rozpozna. Przynajmniej nie na razie. Nie do końca wiedząc, co powiedzą Monique i Edenowi, zaczęli iść, szukając ich. Minęli scenę i dostrzegli, jak sporo osób zdążyło się już zebrać na boisku. Wokół sceny krążyli technicy, przygotowując nagłośnienie, uczniowie wraz z nauczycielami zaopatrywali stragany i stoiska, a wokół tego włóczyła się cała reszta. Mając szczęście Rävgorowi i Scarlett udało się wtopić w tłum i pozostawać niezauważonymi.
– Nie warto było wstawać tak wcześnie – mruknęła Monique.
Rävgor, kiedy usłyszał jej głos, włączył mu się tryb śledzenia. Dość szybko ją namierzył i zaciągnął Scarlett w stronę jutuberów. Monique i Eden stali przy stoisku, gdzie sprzedawano kawę. On trzymał w ręce profesjonalny aparat z przymocowanym mikrofonem, a ona GoPro — oba te sprzęty zamontowane były na gimbalach.
– Ja tam w niego wierzę. Brzmiał wyjątkowo przekonująco wczoraj. Zakładałam, że nie miał jak przewidzieć tego, co planował, co do minuty – odpowiedział jej Eden.
Odsunęli się na bok, żeby nie zagradzać stanowiska. W tym samym czasie podszedł do nich Rävgor.
– Hej – powiedział, stając naprzeciwko nich.
Para wymieniła się spojrzeniami, a następnie zmierzyli go wzrokiem.
– Kim jesteś? – zapytała Monique.
Scarlett zdążyła do nich dojść.
– Znajomymi Alessa, powinien się tu pojawiać za niedługo – odparł Rävgor, patrząc błagalnie na Scarlett.
Dziewczyna przewróciła oczami.
– Obiecał wam coś, wywiad prawda?
– Można tak powiedzieć – powiedział niepewnie Eden. Podniósł kamerę i dyskretnie ją włączył.
– Wciąż planuje to zrobić, ale chce wam dostarczyć czegoś, czego nikt innych nie zdobędzie. Aresztowanie Heartlessa. – Ściszyła głos przy ostatnim zdaniu. Spojrzeli na nią z niedowierzaniem. – Wiem, jak to brzmi, ale znamy jego tożsamość. Jednak lepiej udawać, że jest inaczej, dopóki dopóty Aless się nie pojawi.
– Skąd? – Przy pytaniu Monique podniósł aparat, przestając ukrywać, że ich nagrywa. – Skąd to wiecie?
Rävgor dla ostrożności, rozejrzał się wokół siebie. Jego wzrok przykuło mało zgromadzenie pomiędzy straganami parędziesiąt metrów od nich. Skupił się na tym, żeby wyczuć, kto się tam znajduje, jednak wokół było za dużo ludzi.
– Porwał nas. Cała naszą trójkę, cudem uciekliśmy – powiedział nerwowo, zerkając w miejsce zgromadzenia – Mam wrażenie, że tam się coś dzieje. Coś wartego uwagi. – Wskazał dyskretnie ręką w tamtym kierunku.
Eden nakierował obiektyw i zrobił przybliżenie.
– Wiesz co.... Możesz mieć rację – mruknął głównie do siebie i zaczął iść w stronę powiększającej się grupki osób.
Monique włączyła swoje GoPro i wraz z Rävgorem i Scarlett, poszła za nim.
***
Jeremy nie należał do najsilniejszych osób, jednak nadrabiał to uporem. Dlatego, kiedy dyrektor Myers odkrył, że on, Harry i Klaus spędzili w szkole całą noc, wyprowadzenie go spod drzwi na korytarzu zajęło półtorej godziny. Pierwsze pół godziny zajęła rozmowa, czterdzieści minut czekanie, a ostanie dwadzieścia na próbach zaciągnięcia go na boisko szkolne. Dokonał tego Sullivan, który znalazł czuły punkt chłopaka i po prostu go wyprowadził. Myers próbował się w międzyczasie dodzwonić do Melanie, jednak odpowiadała mu poczta głosowa.
– Jestem w szoku, takich rzeczy nawet Kyle nie robił – skomentował rozczarowany Myers, kiedy całą piątką doszli do drzwi wyjściowych.
Harry tego nie skomentował, Myers zdążył też zadzwonić do jego ojca, żeby przyjechał na festyn. Sirius Cartwright był w nie małym szoku, jak dowiedział się, że jego syn nie spędził nocy w domu. Mógł przysiąść, że słyszał do późna, jak z jego pokoju dobiega muzyka i świeci się światło. Klaus natomiast szybko wytłumaczył, kim jest, zanim pojawił się Sullivan. Wyznał, że on i tak już wie, ma problemy, więc wszystko mu obojętne. Obaj nie sprawiali problemów przy wyjściu, popierali jednak Jeremy'ego, utwierdzając, że nie wyjdą, dopóki on nie wyjdzie.
Przed otwarciem drzwi, Sullivan puścił Jeremy'ego.
– Szkoda, że odszedłeś z drużyny. Nie wiem, skąd bierzesz w sobie tyle siły, ale przydałaby się – powiedział trener.
Lupus prychnął.
– Geny. Wierzę, że nigdy pan nie próbował wyprowadzić Kyle'a w taki sposób?
– Nie, nie próbowałem. Kyle jednak nie spędzał nocy w szkołach.
Jeremy chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał w ostatnim momencie. Kiedy wyszli na zewnątrz, ktoś z samorządu zaczepił Myersa, prosząc o rozmowę.
– Co wy robiliście w tej szkole? Ty szczególnie. – Sullivan wskazał na Klausa.
– Przyjechałem odwiedzić znajomych – odparł, wzruszając ramionami – Zaprosili mnie na festyn.
– To nie jest ważne i tak by pan nie uwierzył, gdybyśmy powiedzieli prawdę – dodał Harry.
– A to takiego zrobili?
Benjamin Baker wyszedł właśnie z jednej z alejki straganów. Jeremy starał się zachować naturalnie, jednak czuł, że widać na jego twarzy cień przerażenia. Harry złapał go za rękę i z teatralną sztucznością zaczął odpowiadać na pytanie.
– Wraz z moim kochanym chłopakiem chcieliśmy spędzić czas razem. Zobaczyć scenę przed koncertem, a że szkoła była otwarta, to w pewnym momencie po prostu tam usiedliśmy i nastał ranek. Nic dziwnego. Pytanie, czemu nikt nie zamyka tej szkoły na noc?
– Co się stało? – Baker zapytał, patrząc bezpośrednio na Sullivana.
– Całą trójką siedzieli w szkole rzekomo przez całą noc i nie chcieli wyjść. Myers po mnie zadzwonił, żebym przyjechał wcześniej, żeby ich, a szczególnie jego – Pokazał na Jeremy'ego. – siłą wyciągnąć.
Baker nie wiedział, co ma zrobić z tą informacją, co z łatwością dało się odczytać z jego twarzy.
– Warto czasem docenić osoby, które wyglądają niepozornie – skomentował Jeremy – Wszyscy mamy swoje tajemnice.
Kiedy to mówił, poczuł, jak wokół nich zaczyna się zbierać niepozorny tłum. Dla osób niewtajemniczonych były to po prostu osoby rozglądające się po straganach, dla niego jednak pewna bariera, przez którą Baker miał nie przejść. Jedną z osób, które został była Jennifer, która stanęła obok Klausa.
Jeremy zrobił krok do przodu, puszczając rękę Harry'ego.
– Ciekawa myśl – odpowiedział Baker, robiąc symetrycznie krok w tył – Czasami jednak jesteśmy tymi, na kogo wyglądamy. Nie warto sobie wmawiać, że jest inaczej i udawać na siłę.
– Naprawdę?
– Tak uważam.
– Co za spotkanie! – rzucił Ian, przerywając dziwną atmosferę, która zaczęła się tworzyć.
Wyszedł z alejki za Bakerem, przez co ten na dźwięk jego imienia się obrócił. Ian szedł sam. Jedynie w oddali dało się dostrzec Abigail i Connora, który jawnie nie byli zadowoleni z tego, co się miało zaraz wydarzyć.
– Wyglądasz... lepiej – rzucił Baker, zbity z tropu – Znacznie lepiej.
– Bardzo szybko podnoszę się na nogi po wypiciu. Ale to miło z pana strony, że się pan o mnie martwił nad ranem. Pamiętam tylko część z tego, ale mój znajomy wszystko mi odpowiedział. – Ian starał się akcentować każde słowo tak, żeby wszyscy wokół zrozumieli aluzję, że już się dziś widzieli. – Przepraszam za swój stan.
Sullivan wpatrywał się z pytającym wzrokiem w kolegę z pracy.
– Rano wpadłem na Iana, który był w dość... Mało trzeźwym stanie.
– Wszystko zależy, od jakiej strony się na to patrzy. Wciąż tylko nie wiem, co pan tam robił. Bardzo dziwny zbieg okoliczności.
Jeremy załapał, co Ian próbuje zrobić.
– Gdzie na siebie wpadliście?
Podczas zadawania pytania młody Lupus stanął naprzeciwko Iana, odcinając kolejną drogę ucieczki Bakerowi.
– Kojarzysz miejsce, gdzie twój brat mnie znalazł, wiadomo kiedy? – Jeremy skinął głową w odpowiedzi. – To właśnie tam. Ma bar obok, świetne miejsce.
– Nie masz żadnej traumy, czy coś z tym miejscem? Wiesz, zważywszy na okoliczności.
– Miałbym, gdyby nie to, że niczego nie pamiętam. Byłem w sklepie, obudziłem się w waszym domu. Najdziwniejsza rzecz w moim życiu.
Wokół nich zaczęła się zbierać coraz większą grupka ludzi. Spora część z nich była po prostu uczniami, chcącymi posłuchać plotek o Ianie. Sullivan przyglądał się tej scenie z niepokojem. Pierwszy raz widział, żeby Baker się czymś niepokoił, jakby się bał swoich uczniów. Benjamin był o krok od podjęcia próby gwałtownej ucieczki.
– Trauma? – zapytał naiwnie, oszukując się, co Jeremy miał na myśli.
– Wie pan, ten moment, kiedy byłem podobno o krok od śmierci. Tak może z tydzień po Halloween. Policja miała mnie cały czas na oku, prywatna ochrona. Bez zgłoszenia wcześniej właściwie z domu nie mogłem wychodzić. To cud, że żyje – zironizował na końcu Ian. Uśmiechnął się lekko, jakby próba morderstwa na nim, nie było niczym wyjątkowym. – To zmieniło całe moje życie. I mojej mamy, która ponownie musiała zacząć chodzić na terapię po... A zresztą nieważne. Ważne, że żyję i przeżyję was wszystkich. Co za ironia losu.
Ian obserwował, jak ciało Bakera sztywnieje. W tym momencie każda jego reakcja byłaby podejrzana, szczególnie jeśli chciałby się wycofać z rozmowy.
– Wiem, co próbujesz zrobić. Mylisz się.
– Co takiego Ian próbuje zrobić? – wtrąciła Lauren, dołączając do kółka. Stanęła, odcinając kolejny kierunek potencjalnej ucieczki. Bardzo dobrze jej szło ukrywanie czystej nienawiści i złości.
– Nie mam pojęcia. – Ian wzruszył ramionami, udając głupiego. – A ty masz jakieś sugestie?
– Nie mam, ale teraz jestem ciekawa. Zabrzmiało dość poważnie.
– Prawda?
– Jakbyś jakieś przestępstwo co najmniej popełnił.
– Dokończymy tę rozmowę później, mam coś do załatwiania – wtrącił Baker i zaczął się wycofywać.
W tym samym momencie Klaus szturchnął lekko Jennifer i wskazał na mały kamyk, leżący na ziemi. Dziewczyna załapała, o co mu chodzi i dyskretnym ruchem ręki, przywołała zielonobutelkową aurę. Kamień zamienił się w drewnianą skrzynkę, którą Klaus w odpowiednim podstawił pod nogi Bakerowi. Przez to, że szedł tyłem, nie miał jak tego dostrzec. Wraz z dotknięciem nogą skrzyni, ta z powrotem zamieniła się w kamień, a Baker stracił równowagę i upadł na ziemię. Wtedy już wiedział, że popełnił błąd i to nie jeden. Wiedział, że zlekceważył przypadkowe spotkanie Iana parę godzin temu. Jedyne, co go mogło uratować, to świadomość, że Aless, Rävgor i Scarlett wciąż są w tunelach, co z każdą minutą zdawało się coraz mniej realne.
Nie wiedział, co ma zrobić. Próba ucieczki tylko potwierdzi przypuszczenia innych, poza tym nie miał dokąd uciec. Nie miał też jak przez to, że tłum wokół się tylko zagęszczał. Nawet jeśli udałoby mu się uciec z Côté High, nie miałaby życia. Nie zdołałaby wyjechać z Seattle, więc i tak zostałby złapany. Opóźniłoby się to tylko w czasie. Wszystko, co teraz zrobi, zostanie obrócone przeciwko niemu. Dotarło to do niego, kiedy dostrzegł, że jakiś chłopak nagrywa całą scenę, nie kryjąc się z tym. Każda jego reakcja jest i będzie udokumentowana.
Wiedział, że przegrał. Jedyne, co mu zostało, to zachować resztki godności i przyznać się przed samym sobą, że dał się przechytrzyć nastolatkom przez swoją ignoranję.
– Przykro mi – powiedział, patrząc bezpośrednio na Lauren i Iana.
– Odważne słowa. Często padają z twoich ust?
Baker nie miał siły, żeby wstać. Aless z uśmiechem na twarzy wyszedł zza jego pleców i stanął przed nim. Obracał jeden ze swoich noży w ręce.
– Wygrałeś. Odpuścić chełpienie się nad tym – warknął w odpowiedzi.
– Wiesz, że nie mogę. Zrobiłem coś, czego L'owi się nie udało.
– Przeżyć?
– Jestem martwy.
Aless wpatrywał się w niego z czystą radością, że wszystko poszło po jego... Ich myśli. Widział w oczach Bakera, że ten nie ma zamiaru uciekać. Gdyby chciał, do tej pory już by to zrobił, a tak, jedynie siedział na ziemi z miną zbitego psa.
Vasile uciekł Lawsonowi, kiedy dojechali do Côté High, żeby się zorientować, jak źle sytuacja wygląda i zainterweniować w razie czego. Nie przypuszczał, że jedyne co mu zostanie, to napawać się swoim zwycięstwem w tym wszystkim. Nie wtajemniczona w plan część osób jednak nie podzielała jego zachwytu. Mało kto rozumiał, co się właściwie dzieje i czemu właściwie należy się tym przejmować.
– Muszę spytać. Czemu nie próbujesz uciec? – zapytał Aless ze szczerą ciekawością.
Baker wskazał na Edena.
– Pierwszy powód. Drugi trochę nie mam jak, no i trzeci... Widziałem, jak walczysz. Nie chcę ryzykować, to nie jest tego warte. Próbuję zachować godność. Chyba.
Aless podniósł rękę, żeby uciszyć Lauren, która była gotowa coś powiedzieć. Odwrócił do niej głowę i spojrzał błagalnie. Dziewczyna przewróciła oczami.
– Proszę, Rävgorowi obiecałem, że będzie mógł się powyzywać słownie. Tobie też to mogę obiecać, ale nie teraz, okey?
Lauren niechętnie skinęła głową.
– Jak udało wam się wydostać? – wtrącił Baker – Jak już czekamy na pewną osobę, możemy chociaż porozmawiać, co nie?
– I tak będą nas czekać jeszcze godziny rozmowy. Ale okey. Łud szczęścia i twoje niedopatrzenie. Znaleźliśmy lukę. Przegrałeś w momencie, kiedy zgodziłeś się ze mną spotkać.
– Aless możesz wytłumaczyć, co się tutaj dzieje? – zapytał Sullivan.
Baker zdobył się, żeby wstał z ziemi.
– To długa historia – odpowiedział Baker.
– Chyba nie aż tak – skomentował Rävgor, wysuwając się trochę do przodu.
Eden wciąż stał w tym samym miejscu, nagrywając wszystko, a Monique przeszła się kawałek, żeby zmienić perspektywę nagrywania. Oboje z wdzięcznością spojrzeli na Alessa, kiedy dostrzegli, że ten się im przygląda.
– Wystarczająco długa – poprawiał się Benjamin. Czuł, że nie ma już nic do stracenia.
– Aless był w stanie to streścić w paru zdaniach – dodała Scarlett, stając obok Rävgora, odradzając czwartą i ostatnią ewentualną drogę ucieczki – Nie jest aż tak długa.
Baker przez chwilę się w nią wpatrywał.
– W sumie masz rację, nie jest. Może być, ale nie musi.
Aless podczas tej rozmowy dostrzegł, jak ze szkoły wychodzi sierżant Lawson. Nie był zadowolony. Kiedy wszedł do środka okręgu stworzonego przez tłum gapiów, głównie wpatrywał się w Alessa, jakby miał mu coś zaraz zrobić.
– Mogłeś poczekać, wiesz? – zapytał.
– Nie? – zaczął niepewnie Aless – Potrzebowałem chwili, żeby się tym nacieszyć. Zrobiłbyś to samo... Jednak to ja to rozwiązałem.
Ludzie wciąż się na niego gapili, nie mogąc połączyć, jak to wszystko się łączy. Tłum z każdą minutą się powiększał. Do całego zbiegowiska dołączył Myers, który jako jeden z nielicznych czuł, co zaraz się wydarzy. Pośród ludzi dało się dostrzec wszystkich, którzy byli zamieszani w pilnowanie wejść do tuneli (włącznie z Rubenem), gdzieś w oddali blisko siebie stały Dawn, Melanie i Prisca, ostatnia dyskretnie powstrzymywała, żeby jej przyjaciółki nie rzuciły się z chęcią zabicia własnych dzieci, a Powell nie mogła zrozumieć, czemu nikt nie korzysta z rozrywek, jakie oferuje festyn.
– Zanim dojdzie do ostateczności – zaczął Baker, ignorując osobę Lawsona i robiąc krok w stronę Alessa – Mogę cię o coś prosić?
– Pewnie, że zrobię, co mogę, żebyś dostał dodatkową poduszkę – powiedział Aless głosem pełnym powagi.
– To nic takiego, ale gdybyś mógł, mógłbyś poinformować o tym moich rodziców, zanim trafi to do mediów? Albo komuś to zlecić. Mam gdzieś, co ludzie będą mówić, ale... – Głos zaczął mu się łamać. – Sam wiesz, nie wszystko będzie mogło zostać publiczne, wolałbym im opowiedzieć o wszystkim, żeby chociaż znali całą prawdę i nie musieli się przejmować plotkami na mój temat.
Aless zaniemówił.
– Ja... Nie mogę dać słowa, ale zrobię, co będę mógł. Umiem wpływać na ludzi. Czasem – odpowiedział słabym głosem – I tak, załatwię ci poduszkę. Nawet w piekle ludzie zasługują na dobre warunki do spania.
Baker skinął głową i wysunął ręce w stronę Lawsona.
– Jakieś ostatnie słowa, Baker? – zapytał sierżant, wyciągając kajdanki.
Baker spojrzał kolejno na Alessa, Iana, Lauren, zatrzymując wzrok na nich.
– Nie. Powiedziałem wystarczająco dużo.
Lawson odczekał chwilę, czy nikt się nie rzuci do wygłoszenia płomienistego monologu. Jedyną osobę, którą by o to posądzał był Aless, a ten akurat dość mocno ucichł.
– Benjaminie Bakerze, jesteś aresztowany pod zarzutem popełnienia dziewięciu morderstw. Masz prawo zachować milczenie, a wszystko, co powiesz, może zostać wykorzystane przeciwko tobie. Masz prawo do posiadania adwokata teraz, jak i podczas dalszych przesłuchać, jeśli cię na niego nie stać, zostanie ci przydzielony z urzędu. Czy wszystko zrozumiałeś? – Lawson zakuł jego ręce z tyłu ciała.
– Możemy, proszę, później korzystać z mojego imienia i nazwiska, zamiast Heartlessa? Nienawidzę tego pseudonimu. Mogliście wymyśleć coś lepszego – odpowiedział. Chciał wyjaśnić w ostateczności, czemu został aresztowany i nie stawiał przy tym oporu.
Lawson zignorował jego komentarz i wyprowadził Bakera z terenu szkoły. Tłum stał oniemiały. Nikt się nie odezwał. Aless stał w samym centrum tego wszystkiego. Czuł, że powinien coś powiedzieć.
– Mam nadzieję, że podobało się wam widowisko – Aless podniósł głos, żeby jak najwięcej osób go usłyszało – Możecie się już rozejść.
Minęła chwila, nim zgromadzenie się przerzedziło. Vasile wiedział, że czeka go w najbliższych godzinach opisywanie ten całej historii w kółko i w kółko. Nawet ich nie zaczął, a już miał tego dość. Zamknął oczy i napawał się ostatnimi chwilami ciszy i spokoju. Starał się ignorować, że zaczęły do niego podchodzić ze wszytskich stron różne osoby.
– Aless? – zapytał Myers.
Vasile otworzył oczy. W oddali widział, jak Dawn i Melanie próbują dostać się do swoich dzieci.
– Nie, nie mogłem o tym powiedzieć wcześniej. Nie mam przy sobie telefonu, nie miałam, jak się skontaktować i wiem o tym od paru godzin. Możemy pogadać później... – zaczął tłumaczyć, wskazując na Rävgora i Scarlett – Priorytety. Lawson jeszcze powinien być pod szkołą. Możesz spróbować najpierw z nim porozmawiać.
Nie czekając na odpowiedź, odszedł od dyrektora i podszedł do swoich przyjaciół. Stanął pomiędzy nimi. Melanie, Prisca i Dawn stały ma przeciwko nich. Wszystkie trzy miały ochotę rozszarpać Alessa.
– Nie będę przepraszać – powiedział.
– To nie jego wina – dodała Scarlett – To był mój pomysł.
– Wciąż się na to zgodził, cokolwiek zrobiliście – odpowiedziała Dawn.
– Uśpiliście nas – dodała Melanie – Uśpiliście!
– Co? – zapytał Rävgor – Jak to uśpiliśmy?
– Możemy ustalić, że zważywszy na okoliczności, że nic nie miało miejsca? Wszyscy żyją, są zadowoleni, cele osiągnięte – zaczął mówić Aless, mając na sobie ciężki wzrok Melanie i Dawn – Wiem, emocje. Nie znacie całej historii, ale widziałyście jej skutek. Zakończyłem śledztwo. Kogo obchodzi, jak do tego doszedłem?
Odpowiedziała mu grobowa cisza. Prisca, która stała naprzeciw niego, położyła ręce na swoich przyjaciółkach i zaczęła je zaciągać do tyłu.
– Dajmy im dziesięć minut, wykrzyczycie się, po wyklinacie Alessa, napijemy się kawy i wrócimy do tego, jak chcecie ukarać swoje dzieci za narażenie swojego życia w imię złapania psychopaty. Niech ustalą jednolitą wersję – powiedziała i ruszyła w stronę stoiska z kawą – W ich wieku robiliśmy podobne rzeczy, niezapominajcie o tym.
Rävgor i Scarlett wpatrywali się, jak ich mamy odchodziły i powoli znikały z pola widzenia. Dopiero kiedy całkowicie zniknęły, odetchnęli z minimalną ulgą.
– Zabiją nas – wypalił słabo Rävgor.
– To będzie długa i powolna śmierć – dodała podobnym tonem Scarlett.
– Nie będzie aż tak źle... – zaczął Aless, po czym przypomniał sobie, ile razy on zrobił coś, za co myślał, że jego ojciec go zabije – Może chociaż będzie bezbolesna.
Patrzyli się przez chwilę w ciszy przed siebie. Rävgor pierwszy raz od dawna poczuł szczerą ulgę. Nie było już Heartlessa. Oni się do tego przyczynili. Koniec z obawą o życie swoje i przyjaciół z tak błahego powodu, jak przegranie zawodów. Scarlett za to dostrzegła w tym nowy początek. Może czekał ich wykład stulecia o tym, jak nieodpowiedzialni byli, dopuszczając do tego planu, ale pocieszała się tym, że pogodziła się ze swoją magią. W tym momencie oprócz aresztowania i wiedzy, że wszyscy są bezpieczni, to było dla niej najważniejsze. Alessa za to naszła pewna myśl.
– Wiecie co? To nie ma znaczenia. Zadziałało. Jestem dumny z was. Jestem dumny z siebie. Nic innego się poza tym się już nie liczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro