Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXIV - Rävgor

Dziś jest piąty kwietnia.

Jestem przerażony.

Nie spałem od jakiegoś czasu, zbierając się do wstania z łóżka. Plan na dziś był prosty. Musiałem namówić parę osób, żeby pomogły w realizacji planu Scarlett oraz pomóc przedstawiać go Alessowi. Już widzę, jak będzie wkurwiony, że coś takiego przed nim zatailiśmy. Przynajmniej teraz jest tego świadomy, że coś przed nim ukrywamy.

Jęknąłem cicho, przewracając się na łóżku. Ręką starałem się dosięgnąć telefonu. Lauren mi napisała, że jak chcę z nimi pogadać na żywo (czyli nią, Jamesem i Harrym), to mogę przyjść do niej, bo jej nie chce na razie wychodzić z domu. Nie dziwię się, jak James u niej nocował. Zgodziłem się i odpisałem, że dam znać jak wyjdę z domu.

Leniwie wstałem z łóżka i podszedłem do okna. Dziś była zadziwiająco ładna pogoda. Wtedy mój telefon zaczął dzwonić.

– Co jest? – spytałem tuż po odebraniu.

– Co, jeśli to nie wyjdzie? Legnie w gruzach, zanim na dobre się zacznie?

Włączyłem tryb głośnomówiący.

– Scarlett to dobry pomysł. Mam wrażenie, że to najbardziej pewna część całości.

– O ile osoby, które prosimy o pomoc, się zgodzą. Inaczej będziemy mieć problem i to spory – zaczęła mówić szybko i zdenerwowanym głosem.

Czy jej panika była słuszna? Tak jak najbardziej.

Czy nie mogłem dopuścić, żeby pomyślała, że też się boję, że to nie wyjdzie?

– Isaac się zgodził po tym, jak tylko zarysowałem mu ten plan. Powiedział, że jebać ryzyko, jest zmęczony tą atmosferą i pomoże niezależnie, jak niebezpieczne to będzie. A skoro ty namówiłaś jedenaście osób włącznie z Aurelim, które nawet nie mieszkają w Seattle, mylisz, że osoby, które są bezpośrednio z tym związane, nie będą chciały pomóc?

– Wiem, że panikuje...

– Włącz wideoczat. Może mój nieogarnięty wygląd cię przekona.

Scarlett się zaśmiała, ale faktycznie włączyła. Jak na weekend było jeszcze wcześniej, też wyglądała, jakby dopiero wstała z łóżka. Ustawiłem telefon tak, żeby jakoś mnie obejmował i żebym mógł przy okazji myśleć, w co się ubrać, patrząc na szafę.

– Co ci się z włosami stało? – zapytała z teatralnym dramatyzmem.

Spojrzałem na swoje odbicie. Myłem je przed snem, nie jest aż tak źle.

– Czepiasz się. Jest dobrze, muszę je ułożyć tylko. Nie wiem, o co ci chodzi.

– Ale masz rację. Twój okropny stan faktycznie pociesza... Czy ty też masz problem, co powinieneś ubrać na dziś? Od wczoraj nad tym myślę.

– Można tak powiedzieć.

Wtedy ktoś zapukał do moich drzwi. Oczywiście bez czekania na odpowiedź, otworzył je Jeremy i stanął w progu.

– Miałem cię obudzić. Mamy zjeść śniadanie razem. Kyle się wciągnął w pomaganie robienia pancake'ów Sii i zmusi nas siłą, żebyśmy ich przy nich spróbowali. Hej Scarlett.

– Hej Jeremy.

Brat spojrzał na mnie wymownie, jakby właśnie odkrył nie wiadomo, jaki sekret.

– Nie będę ci przeszkadzał w rozmowie.

– Nienawidzę cię, wiesz?

Kiedy zadałem to pytanie, Jeremy zamknął za sobą drzwi. Czuję się jak na początku tego roku, kiedy po raz kolejny musiałem przerabiać temat, że przyjaźń damsko-męska może istnieć. Nie wiem, co w tym takiego rewolucyjnego, ale ten temat do mnie wracał zawsze przy kontakcie ze Scarlett. Mogę mieć znajome i nikt nie widzi w tym nic dziwnego, ale Scarlett? Nie no, na pewno ukrywamy związek. To mnie zawsze będzie prześladować.

– Bardzo rodzinną osobą jesteś. Pozazdrościć tylko.

Przewróciłem oczami, tak żeby to widziała.

– Nie masz rodzeństwa, które robi ci przytyki na każdym kroku. Zmuszać siłą do zjedzenia śniadania?

– Robi je w połowie Sia, nie będzie aż tak źle... Mówiłeś im?

Pokręciłem głową.

– Powiem na ostatnią chwilę. Najpierw muszę z Lauren, Jamesem i Harrym pogadać. Nie chcę, żeby mama coś zaczęła podejrzewać, bo to może wszystko popsuć. Mamy mieć dziś ostatnią próbę przed jutrem, a po tym mamy iść sprawdzić scenę koło dwudziestej drugiej. Całkiem przypadkiem oczywiście. Co z Ianem?

Scarlett przeszła kawałek z telefonem, podchodząc do szafy.

– Z Abigail przyjdzie. Idziemy dziś na jedzenie pod wieczór. Ja, ona, on, Louis i Ellie. Jak się zgodzą to, razu do szkoły pojedziemy... Serio, co powinno się ubrać na spotkanie z psychopatą w lesie?

Rozbawiło mnie to pytanie. Przechyliła telefon tak, żebym widział część zawartości szafy. Ciężko było coś dostrzec, już ja miałem większy porządek w szafie. Scarlett przez chwilę się wpatrywała na swoje ubrania.

– Wygodne, nierzucające się w oczy, ale oddające twój charakter. I tak, nie mam pojęcia, co mówię.

Wyjęła coś jedną ręką i rzuciła chyba na łóżko.

– Chyba mam. Słuchaj. Luźniejsze jeansy i bluza z kapturem. – Odwróciła kamerę, żeby pokazać rzeczy, jakie wybrała. Jeśli dobrze rozróżniam to, spodnie były zrobione z ciemnego jeansy i wyższym stanem, a bluza na lewo była pudroworóżowa, a na prawo czarna oraz miała czarny kaptur. – Może być?

– Spełnienia wszystkie warunki, jakie wymieniłem. Chciałabyś mi teraz pomóc?

– Pewnie.

Zabrałem telefon i otworzyłem szafę, pokazując jej, co mam w środku. Milczała przez trochę, analizując jej zawartość.

– Weź ubrania, w których byłeś na balu i jeansową kurtkę. Tylko bez szelek. Są świetnie, ale mógłby, o co zahaczyć. Idealny zestaw dla ciebie, również spełnia wszystkie warunki – powiedziała z satysfakcją.

– Od samego początku miałaś to na myśli?

– Aha.... Muszę już iść. Mama mnie na dół wola. Informuj mnie na bieżąco, okey?

– Pewnie.

Rozłączyliśmy się w tym samym momencie. Nie miałam lepszego pomysłu, więc ubrałem to, co mi poleciła. Czarne jeansy z lekkim prześwitem morskiej kratki, bluzka z długim rękawem w czarno-morskie pasy i czarny T-shirt. Po namyśle zabrałem też teraz kurtkę jeansową i włożyłem do niej słuchawki i portfel, a do spodni telefon.

Tak ubrany zszedłem na dół. Na klatce schodowej faktycznie roznosił się zapach pancake'ów. Bardzo dobrze to pachniało. Za dobrze. Przy stole siedziało całe rodzeństwo, a mama w kuchni nalewała sobie kawy. Od kiedy ojciec się wyprowadził w domu, zapanował spokój. Jedynie kłótnie wynikały z osobiści Kyle, który jak jest zmęczony, mówi za dużo. Ewentualnie małe zgrzyty, które kończą się po godzinie, jakby nigdy nic. Mama w końcu była spokojna. Rozmawiała z ojcem głównie przez telefon o sprawach niedotyczących tematów rodzinnych, pierwszy raz od dawna się faktycznie dogadują. Co prawda już do siebie nie wrócą, ale to wychodzi wszystkim na dobre.

Moje pojawienie się wywołało komentarze o moim wyglądzie, zaczęte przez Jeremy'ego. Wszystkie były w granicy dobrego smaku, więc je ignorowałem z uśmiechem. Nancy go krytykowała, że przesada i żeby dał spokój, sama czasami rzucając, że faktycznie, co to za okazja, że wyglądam "lepiej niż zazwyczaj". Kyle chwalił się swoimi zdolnościami kucharskimi, a Sia wyglądała na załamaną, że przywłaszczył sobie jej wysiłek i pomysł. Ja jako dziecko środka wtrącałem się do każdej z tych rozmów. Mama jedynie milczała i przyglądała mi się z uśmiechem na twarzy na nas. Bardzo przyjemny poranek.

Po śniadaniu ogarnąłem się do wyjścia i oznajmiłem, że wychodzę. Napisałem do Lauren, że będę za niedługo. Bardzo ciekawe zamknięcie pewnego wątku w życiu. Na imprezie u Lauren poznałem Alessa i byłem gotowy go fizycznie skrzywdzić za to, że miałem wrażenie, że mnie śledzi. Parę miesięcy później znowu idę do Lauren, bo nie chcę, żeby Aless umarł i to, co robił, poszło na marne. Dość mocno moje życie się zmieniło przez te miesiące. Nigdy bym nie przypuszczał, że zaprzyjaźnię się z wampirem, którego na samym początku miałem ochotę zabić na sam jego widok. Teraz uwielbiam się z nim przyjaźnić. Oprócz momentów, kiedy wkurwia mnie jak nikt inny. Uroki przyjaźni.

Tak samo bym nie przypuszczałem, że ponownie będę rozmawiać normalnie ze Scarlett. Dwa lata po kłótni byłem pewien, że tego nie da się odratować. Ona jest zbyt dumna, żeby po takim czasie się odezwać bez powodu, ja w sumie też. Punkt krytyczny, proszenie prawie na kolanach (o ile to możliwe przez wiadomości), żeby mnie podwiozła do szkoły. A ona się zgodziła. I choć rozmowa w samochodzie była niezręczna to, bardzo szybko się to zmieniło. Jako jedyna wtedy z mojego otoczenia rozumiała, jak ciężko jest ukrywać pewne rzeczy i jak nienormalny ten świat jest.

Musiałem jednak przerwać swoje wspominanie, bo doszedłem do domu Lauren. Grzecznie zadzwoniłem domofonem. Otworzył mi jej ojciec. Od pogrzebu Margo go nie widziałam.

– Są u niej w pokoju – powiedział spokojnym głosem i wpuścił mnie do środka – Możesz poprosić, żeby zeszła na chwilę na dół?

– Pewnie.

Wszedłem więc na górę. Zapukałem z grzeczności do pokoju, ale wszedłem bez odpowiedzi. Harry siedział na fotelu, bawiąc się znaleziskami na biurku. James właściwie połleżał na łóżku, przeczesując włosy Lauren, która leżała na jego nogach.

– Ojciec prosi, żebyś zeszła na dół – powiedziałam, ściągając buty. Nie wejdę w nich na biały dywan, który pokrywa większość pokoju.

Lauren jęknęła i z trudem wstała z łóżka. To bardzo rzadki widok, widzieć ją kompletnie bez makijażu i ułożonych włosów.

– Zaraz wrócę – mruknęła, kładąc mi rękę na ramieniu na przywitanie.

Zamknęła za sobą drzwi, a ja usiadłem pośrodku pokoju na dywanie. Chwilę po tym usłyszeliśmy jakieś krzyki z dołu, a kiedy Lauren wróciła, trzymała w rękach tacę z jedzeniem.

– Terapeutka powiedziała rodzicom, że przez traumę mogę, ale nie muszę, ale mogę mieć problemy z regularnym jedzeniem. Wzięli to za bardzo do siebie... Tosta?

Postawiła tacę na biurku i usiadła obok mnie. Harry zabrał z tacy gruszkę i zaczął ją obracać w rękach.

– To, co się stało, że zarządziłeś spotkanie i zakazałeś Jeremy'emu się nim interesować? – spytał.

Ważne, żeby nie spanikować i powiedzieć wprost, o co mi chodzi.

– Sam powiedział, że chce mieć więcej znajomych w swoim wieku.

I tyle po powodzeniu wprost.

– Nie chyba to miał na myśli. Wiesz, rozmawiam z nim, wciąż chodzimy ze sobą... Będzie wiedział, że coś przed nim ukrywam.

Z dnia na dzień, coraz mniej wierzę, że ten związek ma faktyczną przyszłość. Możliwe, że ojciec Harry'ego ma rację. Ale kim jestem, żeby przetrwać nastoletni, pierwszy związek mojego brata?

– Pewnie tak, ciekawe czy go to obejdzie – wtrącił James.

– Ha ha, zabawne. – Harry zmierzył go morderczym spojrzeniem.

– Prędzej się zorientuje, że ja coś przed nim ukrywam – dodałem – Co jest w sumie prawda... I dlatego was poprosiłem o spotkanie. Potrzebuje waszej pomocy.

– Ty? Naszej? – spytała Lauren po chwili ciszy – Nie zrozum mnie źle, ale masz nadprzyrodzonych znajomych, masz swoje rodzeństwo, Scarlett, Alessa... Widzę, że coś poważnego jest na rzeczy, bo rozmawiamy na żywo, więc głośno się zastanawiam, o co chodzi.

– Wiecie, kim jest łowca czarownic, prawda?

Harry podniósł rękę.

– Miejska legenda. Brzmi wiarygodnie, ale nie mów mi, że Aless wciąż w to wierzy? Chodziłem do szkoły pełnych łowców, nikt nigdy nie słyszał o łowcach czarownic. Nikt.

– On w to nie wierzy, on jest o tym przekonany. Heartless sam się przyznał.

– Kim są łowcy czarownic? – zapytał James.

– Jak to Aless jest o tym przekonany? – zapytała Lauren.

To są świetne pytania.

– Czy ty chcesz nas prosić o pomoc w złapaniu go? – zapytał Harry.

Wziąłem głęboki wdech.

– Tak, ale nie do końca...

– Wchodzę w to – powiedziała Lauren.

James, Harry i ja wpatrywaliśmy się w nią ze zdziwieniem.

– Jeśli Jeremy o tym nie wie, chyba zależy ci na dyskrecji, nie potrzebuje na razie wiedzieć nic więcej. To wyjaśnia, czemu Aless, ty i Scarlett nie spróbowaliśmy sabotować festynu. Nie ze względu na akcję charytatywną. Aless musi mieć plan. A jeśli mnie prosisz o pomoc w złapaniu mordercy mojej najlepszej przyjaciółki, to z chęcią pomogą.

Jej słowa przeszyły mój mózg. Jej głos brzmiał niezwykle spokojnie, ale i pełnej chęci zemsty. Przerażające.

– Przyznam, że tego się nie spodziewałem – powiedziałem słabo.

– W takim razie jesteś idiotą – oparła.

– Jestem idiotą, bo jestem zdziwiony, że nawet nie wiesz na, co się zgodziłaś?

Lauren nie skomentowała.

– Jeśli zależy ci na dyskrecji to, im mniej na razie wiemy tym lepiej, prawda? – Spojrzałem na Jamesa. – Jeśli tak, to też w to wchodzę.

– Jesteście bardziej lekkomyślni ode mnie. – To była uwaga głównie do mnie, nie wiem, czemu powiedziałem to na głos. – Szanuję. Harry?

Udawał, że mnie nie słyszy, jedząc w tym czasie gruszkę.

– Jestem z was najbardziej kompetentny, dlatego mam wątpliwości. Ile jesteś w stanie powiedzieć, żebym nie musiał okłamać Jeremy'ego, czemu się spotkaliśmy?

Przydałaby mi się Scarlett.

– To plan Scarlett i musisz ukrywać, że coś wiesz do... – Wyjąłem telefon. Było trochę po trzynastej. – Przez jakieś dziewięć godzin. Sam zamierzam mu powiedzieć...

– To mi wystarczy. Nie ominę tego.

– Wyśle wam szczegóły, gdzie i o której musicie przyjść. W pełni zrozumiem, jak zrezygnujecie. Ja już nie mogę, ale chcę was narażać...

– Nie pierdol. Nie prosiłbyś nas o coś, co byłoby zbyt niebezpieczne.

Prawda jest taka, że nie wiem, jaki jest stopień niebezpieczeństwa. Jednak Lauren miała rację. Gdybym zdecydowanie wiedział, że ten plan jest niebezpieczny, nigdy bym ich nie poprosił o pomoc.

– Wciąż możecie się wycofać albo poprosić o szczegóły... – kontynuowałem, ale James mi przerwał.

– Przestań. Pomożemy, jak możemy, okey? To, co obejmuje ten plan, nie zmieni niczego w naszym podejściu. Ufamy ci.

To mnie pocieszył. Zerknąłem na telefon.

– Muszę już iść. Mam jeszcze próbę z rodzeństwem... Jesteście tego pewni?

Cisza była wystarczającą odpowiedzią. Z każdym dniem coraz bardziej doceniałem, że powiedziałem im prawdę o sobie. Gdybym wiedział, że z takim spokojem podejdą do tego, już dawno bym im powiedział. To by znacząco ułatwiło moje życie. Mógłbym w pełni być sobą bez obawy, że zaczną zadawać pytania, na które nie będę mieć jasnej odpowiedzi. Jak to, czemu za uchem mam tatuaż, który jest znakiem przynależenia do rodziny Alfy lub jakby kiedyś przypadkiem znaleźli mój akt urodzenia. To drugie jest mniej prawdopodobne, ale kto wie. Żałuję jedynie, w jakich okolicznościach się dowiedzieli. Harry po natarczywych próbach dowiedzenia się, czy wszystko ze mną w porządku po pełnej przemianie w wilkołaka, Margo na parę godzin przed balem, co ostatecznie nie skończyło się za dobrze, a James i Lauren w najgorszym możliwym dla mnie momencie, kiedy byłem przekonany, że będą mnie obwiniać o śmierć Margo. Nie zrobili tego. Właśnie nic się nie zmieniło w naszej relacji. Nie wiem, czemu tak się bałem im to powiedzieć.

Nie śpieszyłem się, wracając do domu. Wiedziałam, że kiedy wrócę, będę musiał udawać, że wszystko jest w porządku, jakbym nic nie planował, że to będzie zwykłe popołudnie. Niestety w końcu dotarłem do domu. Przed wejściem na ganek napisałem jedynie do Scarlett.

Rävgor: 15 osób

Scarlett: Dobrze by było mieć jeszcze co najmniej 3

Scarlett: Nie rozmawiałeś jeszcze z rodzeństwem?

Widziałem, że jej samochód jeszcze stał pod domem. Mieliśmy jeszcze dziewięć osób do przekonania.

Rävgor: Mówiłem ci, że zrobię to na ostatnią chwilę

Rävgor: Jeśli komuś z nich coś nie spodoba, mama od razu będzie wiedzieć

Nie odpowiadała przez parę minut. Westchnąłem i wszedłem do domu. Zostawiłem buty w przedpokoju i przeszedłem do kuchni po coś do picia. Nie minąłem nikogo.

Scarlett: Rozumiem

Scarlett: Mam nadzieję, że nic się nie zjebie

Rävgor: Ja też

Rävgor: Wszystko będzie dobrze

– Z kim piszesz?

Poczułem za sobą oddech Kyle'a.

– Nie twój interes.

Odwróciłem się do niego. Kyle zmierzył mnie wzrokiem.

– Coś planujesz. Nie potrafię tego określić, ale wiem, że coś planujesz.

Wzruszyłem ramionami, starając się udawać obojętność.

– Skoro tak mówisz...

– Ten ton... Dokładnie ten sam, który miałeś przez jakieś trzy miesiące na wzmiankę o kłótni ze Scarlett. Dziękuję, że potwierdzenie mojej teorii. – Ukłonił się teatralnie – Ale ja nie o tym. Miałem sprawdzić, czy wróciłeś. Mamy piosenki do przećwiczenia.

– Zaraz przejdę.

Kyle uśmiechnął się przyjaźnie i lekko walnął mnie w ramię. Z miłości oczywiście. Obserwowałem, jak wychodzi z kuchni. Wziąłem wdech. Zabrałem jedynie ze sobą wodę i też wyszedłem z kuchni. Bardzo się nie śpieszyłem, wchodząc na strych. Wszyscy już na mnie czekali, znowu miałem wrażenie, że się spóźniłem.

Próba szła nam dobrze. Zrobiliśmy sobie jedną przerwę koło dziewiętnastej, żeby coś zjeść. Nie miałem pojęcia (bo mnie to nie obchodziło), na co właśnie nas zapisałem i ile mieliśmy czasu na występ podczas festynu, ale powtórzyliśmy dość sporo utworów, które potencjalnie będziemy mogli jutro wykonać. O ile ja przeżyję, a festyn wciąż będzie trwał po tych wszystkich planach. Warto zakładać te pozytywne opcje.

Coś w tym graniu było uspokajającego. Przestałem rozumieć siebie z przeszłości, który bez żadnego powodu nie chciał się publicznie przyznawać do tego, że potrafi grać i śpiewać. Tremę odczuwa każdy, a ten stres przed występem może być czymś pozytywnym. Do tego skoro rodzeństwo nie narzekało na moje zdolności (które oceniam za przeciętne, ale powyżej normy) muzyczne, to znaczyło, że dało się z tym wyjść do ludzi bez obawy, że każdy zacznie mi mówić, że nie potrafię śpiewać. Na moją reputację, którą i tak mam gdzieś, też by to nie wpłynęło. Chyba po prostu dorosłem do tego.

Przez te kilka godzin miałem wrażenie, że Jeremy patrzy na mnie z nieufnością. Harry zarzekał się, że nic mu nie mówił, a o spotkaniu nic nie powiedział. Nie chciałem jednak zaczynać tego tematu w domu. W każdym momencie mama mogła wejść na strych i usłyszeć o planie i moich zamiarach. Jeremy też nie zaczął tego tematu, co mnie zdziwiło. Jeszcze parę miesięcy temu od razu by to zrobił, rzucając jakiś arogancki tekst. Lub po prostu powiedział wprost, bo przez większość swojego życia miałam wrażenie, że zbytnio za mną nie przepada, a przez to mógłbym mieć problemy. Nie jestem pewien, czy to była tylko moja mała paranoja, czy faktycznie niezbyt mnie lubił, ale to się zmieniło, kiedy zaczęliśmy chodzić do tej samej szkoły. Nie przyznam mu tego, ale podoba mi się to, że zaczęliśmy się dogadywać. Wciąż mnie irytuje tym, jak długo spędza czasu rano w łazience czy tym, że jestem po prostu nieznośny czasami.

Na pół godziny przed dwudziestą drugą Nancy zwróciła mi uwagę, że jeśli wciąż mi zależy, żeby zobaczyć scenę, to powinniśmy się zacząć zbierać. Z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że zaraz będę musiał okłamywać samego siebie, że to jest taki spokojny dzień i powiedzieć prawdę. Daliśmy sobie z pięć minut na ogarnięcie do wyjścia. Jedyne co zabrałem ze sobą to telefon, który miałem zamiar schować w swojej szafce później. A do mojego całego ubiory rozważałem dobrą chwilę, które buty założyć. Chyba wolę zostać znaleziony martwy w Jordanach, które kolorystycznie idealnie pasowały mi do ubrań. Mogłem się domyślić już dawno, że kolorem mojej aury jest ten odcień morskiego.

Sia zabrała klucze do samochodu mamy, zarzekając się, że nie spowodujemy wypadku. Że ona i Kyle nie mają jakiejś traumy samochodowej po swoim wypadku, w którym zginął człowiek. Pamiętny dzień, w którym pokłóciłem się ze Scarlett.

Mama rzuciła tylko, żebyśmy nie wrócili za późno i żebyśmy na sobie uważali. Ona jeszcze nie wie...

Z góry zaklepałem sobie miejsce z tyłu za kierowcą. I zrobiłem słusznie, bo nim ruszyliśmy, Kyle z Jeremym kłócili się, kto ma siedzieć z przodu. Przegrany miał usiąść pośrodku na tylnym siedzeniu. Kyle przegrał. Całą drogę do szkoły, spędziłem, słuchając ich rozmów. Nie były o niczym szczególnym, zaczęła się od narzekania Kyle, skończyła na krytykowaniu nauczycieli z Côté High i nieudolnym straszeniu Nancy, że za dwa lata, jak będzie tam uczyć, będzie tylko gorzej.

– Gorzej nie będę, bo nie będę musiała spędzać czasu z wami – powiedziała z dumą. Przybiłbym jej piątkę, gdyby między nimi nie siedział Kyle.

Kiedy wjeżdżaliśmy na parking, znowu poczułem, że Jeremy się na mnie podejrzenie patrzy. Połowę drogi samochodem spędził, pisząc z kimś. Pewnie z Harrym.

– Coś się musiało stać. Nie odezwałeś się ani razu, Rävgor – odezwała się Sia, kiedy wysiadaliśmy z samochodu.

– Po kilkugodzinnych próbach jesteś w szoku, że się nie odzywam? – zapytałem – Wow.

– Mówiłem mu to, udaje idiotę – powiedział Kyle.

Przewróciłem oczami. Zacząłem iść w stronę szkoły, która zdecydowanie powinna być zamknięta. Jeremy milczał i wciąż patrzył się na nie pewnie, jednak nic nie mówił. Sia i Kyle dyskutowali o swoich podejrzeniach, a Nancy dotrzymywała mi kroku. Wyszliśmy na teren boiska. Pełno tu było stoisk, które pomagałem rozkładać, a wszystko to zwieńczała scena.

– Trzeba było przyjść wam pomóc w rozkładaniu tego, Myers by docenił – powiedział do Sii Kyle.

– To wygląda genialnie. Powell jak nigdy się postarała – zgodziła się z nim.

W zamyśleniu podszedłem do sceny i wskoczyłem na nią. Widok był przyjemny. Zacząłem się denerwować. Aless miał tu przyjść za dziesięć minut, Scarlett z resztą pewnie też, a ja miałem obok siebie rodzeństwo, któremu będę musiał powiedzieć, czemu ich tu przyprowadziłem.

– Okey mam dość. Sia i Kyle mogą sobie mówić, co chcą, mieć podejrzenia, nieważne. Ukrywasz coś. Wiem to. Zresztą nie tylko ty – wypalił Jeremy, kiedy też weszli na scenę.

Trochę zabrakło mi słów. Mogłem sobie przygotować wypowiedź.

– I nie zgrywaj idioty. Wiem, kiedy Harry ściemnia. Czasami się nie potrafi zamknąć, więc wiem, że powiedziałeś coś jemu, Jamesowi i Lauren i zakazałeś mu, a właściwie im mówić. Wstrzymywałem się z tym przez cały dzień, wierząc, sam powiesz, o co chodzi. Ale się na to nie zanosi. Więc o co ci do cholery dziś chodzi?!

W sumie, dzięki za zaczęcie tego tematu?

Wziąłem wdech. Czemu to takie trudne?

– Tak, masz rację. Faktycznie coś ukrywam – zacząłem jak na siebie dość słabym głosem.

Spojrzałem na nich. Nancy miała przez chwilę nieobecny wyraz twarzy.

– Gratuluję, że się przyznałeś – powiedział Kyle.

– Miałem zamiar wam powiedzieć, ale nie znalazłem lepszego momentu... To nie jest takie proste, okey?

– Yhm.

– Mam wrażenie, że to coś mocnego. Ciekawe, jak to wytłumaczysz – odezwała się Nancy. Lekko dotknęła nosa. Skupiłem się, ale nic nie czułem z tego, co mogłaby mieć na myśl.

– Wytłumaczy, co dokładnie? – spytała Sia, najwidoczniej nie widząc gestu siostry. Może i lepiej?

– Jak mówię, to nie jest takie proste... – Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie ma sensu tego ciągnąć. Jak nie powiem wprost, to nigdy tego nie zrobię. – Aless ma samobójczy plan jak złapać Heartlessa, a ja i Scarlett mamy zamiar mu pomóc. Za jakieś dwie godziny mamy się z nim spotkać i symbolicznie się poddać...

– Nie. Nie zrobisz tego – powiedziała stanowczo Sia. Pozostała trójka milczała.

– Ta decyzja nie należy do ciebie, Sia.

– Do ciebie też nie powinna. Nie wierzę, że Aless was namówił do czegoś takiego!

– Aless nigdy by tego nie zrobił – powiedział cicho Jeremy – Nie naraziłby osób, na których mu szczerze zależy. Sami musieli go przekonać, żeby się na to zgodził.

– Za dużo to nie zmienia, wciąż się na to zgodził!

– Bo wie, że z nami ma większe szanse na przeżycie niż, jakby poszedł sam!

– Czemu nam o tym mówisz? – zapytał Kyle.

– Heartless korzysta z systemów tuneli pod Seattle. Tych, których Nancy pomogła odkryć...

– Pamiętam to, bardzo dziwne miejsce – przerwała mi Nancy – To nie koszmary, ale czasami śni mi się, że chodzę po tych tunelach... Nie podoba mi się tylko, że o tym wspominasz. Nie mów, że tam wrócił?

Zachowaj spokój, przekonaj ich, że jesteś dorosły i wiesz, co robisz. Nawet jeśli nie wiesz i z chęcią byś się wycofał, ale już za późno.

– Nie tylko on. Poszliście tam w trójkę – dokończył myśl Jeremy – Pozwolisz, że nie skomentuję.

– Odkryliśmy, że tunele mają łącznie dziewięć wyjść i przy wszystkich z nich w odległości do mili, znaleziono ciała nastolatków...

– Sklep z materacami?

Sia spojrzała morderczo na Kyle'a.

– O co ci chodzi? To jest dobre pytanie – jęknął i zaczął nerwowo chodzić po scenie.

– Tak, jedno z wyjść jest bezpośrednio w tym sklepie z jakiegoś powodu. Chodzi mi o to, że skoro Heartless z nich regularnie korzysta, ktoś powinien mieć na nie oko, kiedy nasza trójka pójdzie się z nim spotkać. Kamery szwankują, przez co próba nagrywania wyjść jest bezsensowna. Cały wysiłek pójdzie na marne, jeśli ktoś nie pozna tożsamości Heartlessa i upowszechniani jej. Nie jestem idiotą, wiem, z czym się wiąże pójście na to spotkanie, nie musicie mnie uświadamiać, jak lekkomyślne to jest. Mamy jednak wiedzę, która pomoże nam uciec. Muszę w to wierzyć. Jednak zakładając najgorszy scenariusz, gdybyśmy tego nie przeżyli, Heartless będzie musiał stamtąd wyjść. Potrzebuje uwagi, nie opuściłby okazji zrobienia chaosu na festynie.

– Gratuluję, od dziś miano tego lekkomyślnego rodziny jesteś ty, a nie Kyle – skomentował Jeremy – Nie sądziłem, że to możliwe.

– Pozostaję mi już bycie tylko tym głupim.

Nieudolny humor Kyle'a miał chyba rozładować napięcie, ale nie do końca mu wychodziło. Sytuacja była prosta. Kyle wciąż przetrawiał informacje, Sia była zdecydowanie na mnie zła, Jeremy mnie krytykował bez wyrażania swojej opinii, a Nancy... Tego właściwie nie wiedziałem.

– Jak dobrze rozumiem, twój plan polega na tym, że grupa osób na obserwować pewne miejsca w nadziei, że wyjdzie przez nie morderca? – zapytała z pełną powagą, patrząc dyskretnie w stronę szkoły. Wciąż niczego nie czułem.

– Idiotyzm – mruknęła Sia – A ty nigdzie nie pójdziesz, nie interesuje mnie, co robi Aless.

– Bo co? Zakażesz mi? Zaciągniesz siłą do domu i przykujesz w piwnicy, żebym tylko przypadkiem nie uciekł?

– Zadzwonię po mamę i po ojca. Na pewno się ucieszą.

– Nie możesz tego zrobić – powiedziała Nancy.

– Czemu nie? – spytał Kyle. Zatrzymał się na moment, żeby na nią spojrzeć.

– Nie bez powodu mówi nam o tym teraz, na ile? Dwadzieścia godzin przed samym festynem. To nie jest tak, że wpadli na to wczoraj – zaczęła tłumaczyć.

– Jeśli zadzwonisz po kogokolwiek, nieważne czy Rävgor pójdzie, czy nie, plan może lec w gruzach. Ten plan jakikolwiek by nie był, zadziała tylko wtedy, kiedy nikt poza nim nie będzie o nim wiedzieć. To chyba oczywiste, po tym, jak Aless zaczął udawać publicznie, że ma to śledztwo gdzieś. Prawie bym uwierzył, naprawdę byłem blisko, ale wtedy wróciliście dobę wcześniej z Los Angeles – dokończył Jeremy.

Taaa, też nie wiem, na co była ta szopka z udawaniem, że Aless ma to gdzieś, ale wierzę, że przyniosło jakieś rezultaty. Życie jak widać.

– Nie, że coś, ale będzie podejrzane, jak grupa osób będzie siedzieć przez parę godzin w jednym miejscu jakby nigdy nic. I to akurat w tych miejscach – dodał Kyle.

– Nie mówcie mi, że wy poważnie to rozważacie? – spytała z niedowierzaniem Sia.

– Heartless morduje nastolatków, bo ci nie zajęli pierwszego miejsca w głupich konkursach. Ten człowiek zdecydowanie nie może brać na poważnie nastolatków, nie przyjdzie mu do głowy, żeby podejrzeć właśnie nastolatków, że próbują coś z tym zrobić. I zanim mnie skrytykujesz Sia, wiem, jak to jest być niedoceniana przez swój wiek. Jestem najmłodsza naszej piątki, a czasami traktujecie mnie jak dziecko, które nie wie, jak wygląda świat... Jeśli Aless wymyślił ten plan lub go popiera, to ja z chęcią pomogę.

– Chyba żartujesz... – zaczęła słabo Sia, patrząc w kierunku Nancy.

– Wątpię. Rävgora na tym etapie nie przekonasz, żeby zmienił swoją decyzję. Tak przynajmniej będziemy mogli coś zrobić, jeśli im się nie uda... Prawda?

Kyle wyglądał na przerażonego. Jednocześnie jego głos był wykalkulowany, jakby wiedział, co mówił i faktycznie w to wierzył. Co jak co, ale to się rzadko zdarzało.

Coraz ciężej mi się oddychało, już nie chciałem prowadzić tej rozmowy. Niech powiedzą wprost, co myślą i będzie po problemie. Niepotrzebnie mnie stresują. Jestem wystarczająco przerażony tym, co będę musiał zrobić. Do cholery moja pierwsza przemiana w wilkołaka nie była tak stresująca, jak myśl o tym, co się dopiero ma się wydarzyć. A wtedy dosłownie miałem wrażenie, że każda komórka w moim ciele rozdziela się i rozrywa mnie na kawałki. Następna nie była już tak bolesna, właśnie to w ogóle nie była, ale wspomnienie z tamtej nocy...

Ciekawe, że od tego się zaczęło moje poprawianie relacji z Ianem. Gdyby nie ten mecz, gdybym nie wybiegł, wszystko mogłoby się potoczyć inaczej. Ian nie byłby o krok od bycia martwym, Aless by go nie przemienił w wampira. Może to zabrzmi brutalnie, ale miło mieć po tylu latach Iana za przyjaciela. Mam nadzieję, że może kiedyś, że kiedy to wszystko się uspokoi, przegadamy na spokojnie to wszystko i będziemy się śmiać z tego, jakimi idiotami byliśmy przez tyle lat.

Sia wpatrywała się w nas, jakby straciła nadzieje na nasze racjonalne decyzje. W momencie, kiedy miała się odezwać, ze szkoły wyszedł Harry, który zaczął biec w naszą stronę. Za nim z kolei wyszła Scarlett. Zdecydowanie była na skraju złamania. Za nią z kolei w już większym odstępie wyszła grupa siedemnastu osób.

Sia zrobiła krok do tyłu, mamrocząc niepełne pytania.

– Jak... Skąd...

– Przepraszam, że nic ci nie mówiłem. Błagam, wybacz mi!

Harry dobiegł do sceny, opierają się z trudem o nią ramionami. Faktycznie została postawiona dość wysoko od ziemi.

Jeremy podszedł na skraj i przykucnął.

– Nie – odpowiedział z pełnym przekonaniem. Przechylił głowę, żeby na mnie spojrzeć. – Nie ważne, co bym mówił, jestem za. Nie puszczę tego idioty samego. – Wskazał na Harry'ego ręką.

– To świetnie, ledwo wiem na, co się piszę, więc miło, że o mnie dbasz. Widzisz, warto mi wybaczyć i tak bym ci nic nie powiedział.

– Harry, mówiłam ci coś! – krzyknęła Scarlett.

Zatrzymała się w pewnej odległości od sceny. Reszta osób zaczęła się gromadzić w małych grupach.

– Przepraszam, nie ty musisz ratować swój związek przed rozpadem z powodu twojego planu! – oparł.

– Jeremy nie rzuciłby cię z takiego powodu. Gdyby chciał, zrobiłby to już dawno, a wciąż jest z tobą – powiedziałem, co tylko zirytowało Harry'ego.

– Chwila. To nie jest plan Alessa z obstawieniem wyjść?

Pokręciłem głową w odpowiedzi na pytanie Sii.

– Aless o nim jeszcze nie wie. Dowie się o nim za... Chyba go właśnie widzę.

Aless wyszedł ze szkoły, niepewnie i z pewną fascynacją, rozglądając się wokół siebie. Przestał, kiedy nas dostrzegł.

– Wy chyba żartujecie do cholery!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro