LXXII - Scarlett
Ostatnie tygodnie były jednak dziwne. Dni w pewnym momencie zaczęły mi się mieszkać i mimo ich różnorodni wszystko wyglądało tak samo. Dzień w dzień — szkoła, festyn, nauka magii. A to tego utrzymywanie towarzyskich relacji i ukrywanie tego, że uczę się korzystać z czarnej magii. Połączenie tego nie było aż tak ciężkie... Tyle że dodatkowo myślałam nad tym, jak sprawić, żeby plan Alessa nie był aż tak samobójczy, co potrafiło zabrać całą moją uwagę.
Ale co ważne, mam go. A Aless właśnie prowadzi monolog o tym, jak bardzo nie da się nam namówić do zrezygnowania ze swojego planu. Ani ja, ani Rävgor nigdy tego nie sugerowaliśmy.
–... dlatego nie, nie przekonacie mnie, żeby kurwa zrezygnować z tego planu! Nie. Nie obchodzi mnie wasze zdanie. Nie...
– O czym ty do cholery mówisz? – spytał Rävgor, przerywając mu po jakichś pięciu minutach monologu o tym samym.
Ja w tym czasie załamana podejściem Alessa, usiadłam na jego łóżku i położyłam na nim górna część ciała, a do tego twarz schowałam w rękach, jakby to mi miało pomóc w niesłuchaniu tego, co mówi Aless. Rävgor z kolei stał naprzeciwko mnie i wpatrywał się tępo w Alessa, który wygłaszając swój monolog, nie mógł nawet ustać w jednym miejscu. Taka sytuacja.
Jednak po pytaniu Rävgora Aless się zatrzymał, co dało nam pierwszą szansę na powiedzenie czegoś, co miałoby faktyczne znacznie.
– Serio? Nikt nie próbuje ci wybić z głowy planu, o którym się tylko nasza trójka – dodał.
Obróciłam głowę, żeby obserwować reakcję Alessa. Milczał i analizował, co się dzieje.
– To, czemu tu jesteście? – zapytał Aless dość niepewnym głosem.
Podniosłam się trochę z łóżka i wymieniłam spojrzenie z Rävgorem.
– Żeby ci uzmysłowić, jak idiotyczny na ten moment jest twój plan. I zanim mi przerwiesz, mamy pomysł, co zrobić, żeby zwiększyć szanse na przeżycie.
Aless zdawał się nie rozumieć tego, co Rävgor do niego mówi.
– Martwimy się o ciebie, to po pierwsze. Po drugie czy ty masz jakiś plan, oprócz pojawienia się tam i daniem się złapać? – Włączyłam się do rozmowy. W końcu to mój plan.
– Tak. Mam... – Wymowna cisza, która potwierdza, że kłamie. – Mam parę pomysłów. Nie wiem, który z nich będę realizować.
W to drugie jestem w stanie uwierzyć.
– Bierzesz pod uwagę to, że twoje najważniejsze atuty nie będą działać, prawda? – Nie podoba mi się taktyka, jaką wybrał Rävgor, ale jak chce. – Doceniam twoją pewność siebie i wiarę we własne możliwości, ale czy potrafisz określić jak silny, czy szybki będziesz po odjęciu przez łowcę czarownic na spotkaniu twoich wampirzych umiejętności, z którymi żyjesz od zawsze?
– Dziękuję, że we mnie wierzysz. Miło mi się zrobiło.
– Serio pytam. Szybkość i refleks może by jeszcze jakoś przeszły, ale z siłą to wątpię, patrząc po twojej budowie ciała.
Aless spojrzał się na siebie. Całkowicie przypadkowo ubrał się dziś tak, że podkreślało to tak wysoki i chudy był. Nie, żeby na co dzień tego nie było widać, ale dziś tak wyjątkowo.
– Nie wierzysz, że mam mięśnie? Scarlett może potwierdzić, że mam.
Dawno nie czułam się tak niekomfortowo, jak teraz. Człowiek chce zapomnieć o błędach przeszłości, ale nie może, bo ktoś musi mu o tym przypominać.
– Cokolwiek myślisz, że mam na myśli – zwrócił się do mnie – Mam na myśli wszystkie te momenty, kiedy nie mam na sobie górnej części ubioru. Tylko to. Ostatnio, chociaż w LA, kiedy wyszedłem z łazienki, bo zapomniałem bluzki, a Rävgor udawał, że śpi.
– Aha – odparłam – Nie ciągnijmy tego tematu. Wróćmy do tego, czemu tu jesteśmy.
– Chodziło mi tylko o to, że nie wiesz, jak on wygląda. Bo wciąż zakładasz, że Heartless to mężczyzna...
– To właśnie jedyna rzecz, której jestem pewien.
–... Nie wiesz, jak on wygląda. Może się okazać, że jest dwa razy większy od ciebie i wystarczy, że cię pozbawi tej jednej nadprzyrodzonej przewagi i będziesz mieć problem.
– I sądzisz, że jestem takim idiotą, że nie biorę tego pod uwagę?
– Aless, daj mu skończyć myśl – wtrąciłam – Już blisko sedna jest.
– Którego ja nie będę mieć, bo w przeciwieństwie do ciebie ćwiczę regularnie. – Aless w odpowiedzi przewrócił oczami. Już jest zirytowany. Świetnie idzie powiedzenie mu planu. – Nie przewracaj oczami, dobrze wiesz, że tak jest. Dlatego jestem ci tam potrzebny. Ty potrafisz walczyć i idzie ci to wspaniale. Uwielbiam twoje noże do rzucania. Ale...
– Zaraz nas pogrążysz tak, że będzie na nie, cokolwiek byśmy nie powiedzieli – przerwałam mu – Rävgor chce ci powiedzieć, że czy tego chcesz, czy nie, musimy iść z tobą. Zwiększamy twoje szanse na przeżycie.
Aless milczał. Nie podoba mu się ten pomysł, ale ewidentnie coś w nim dostrzegł. Dlatego milczy. Inaczej od razu coś by powiedział.
– Nie.
– Nie zapytasz nawet, czemu tak uważamy? – spytał Rävgor.
– Nie. Nie pozwolę wam pójść ze mną. Dobrze wiecie, jak niebezpieczne to jest. Nie mówiąc już o tym, jak to naraziłoby to, żeby Heartless w ogóle się pojawił. A to jest w tym najważniejsze. Więc nie.
Do przewidzenia.
– Wątpię, żeby Heartless uznał nas za faktyczną przeszkodę. Człowiek potrafi pozbawiać nadnaturalnych zdolności, nie zapominaj o tym. Co bez tego może mu zrobić dwójka nastolatków? – Czekałam na odpowiedź Alessa, ale tego nie zrobił. – Poza tym nie przegapiłby okazji, żeby zabić jednocześnie wampira, wilkołaka i wiedźmę. To przecież wywołałoby chaos, a to jest to, do czego dąży.
Aless zaczynał powoli tracić swoją zdecydowaną postawę. Wewnętrznie odetchnęłam z ulgą. Choć też zaczęłam się bać jego reakcji, jak się dowie, co przed nim ukrywaliśmy.
– Ciężko się nie zgodzić z tym chaosem... Ale czy to właśnie nie powód, dla którego nie ma was za zagrożenie, nie powinniście ze mną iść?
Słuszne pytanie. Bardzo słuszne.
– Tak... Ale i nie – odpowiedział Rävgor – Bo widzisz, tu wchodzi nasz plan. A właściwie plan, który głównie wymyśliła Scarlett.
– Przestałem nadążać. Nie mam pojęcia, jaki może być wasz plan.
Żeby podkreślić, jak bardzo czuje się zdezorientowany, usiadł na krześle.
– Bo w przeciwieństwie do ciebie, mamy wiedzę dzięki, której nasz plan jest możliwy.
Aless spojrzał na Rävgora, a następnie na mnie. Nie powiedział za to nic.
– Coś, dzięki czemu ucieczka będzie możliwa – dodałam – Coś, co przez powszechną paranoję i ukrywanie informacji o łowcach czarownic, uchowało się nieodkryte. A nawet jeśli nie, to przez moją paranoję i ukrywanie informacji, nikt się nie dowiedział, o pewnych rzeczach.
Aless wciąż milczał i wpatrywał się analizującym wzrokiem w naszą dwójkę.
– Znalazłam informacje, jak mniej więcej działa klątwa łowców. Znaleziona całkowicie przypadkowo i nie użyteczna, jeśli nie spełniasz pewnych warunków – ciągnęłam mniej pewnie – To właśnie jedyna rzecz, która daje jakąkolwiek przewagę... Kiedy łowca czarownic chce zablokować zdolności innych, musi mieć w głowie, co właśnie blokuje. Tu jest pewna szara strefa. Kiedy myślisz o magii jako ogół, masz na myśli głównie białą. O zielonej nikt nawet nie pomyśli, a z czarnej przecież nikt nie korzysta. Więc skoro domyślnie myśląc o magii, blokujesz tylko dostęp do białej magii, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby korzystać z czarnej... Z której w ostatnim czasie korzystam z pewnymi sukcesami.
– Scuze, ce?
– Zaczynasz mówić po rumuńsku, nikt cię nie rozumie – mruknął Rävgor.
– Co do cholery? Czemu to ukrywałaś? Widziałem, że coś jest na rzeczy po Los Angeles, po prostu wiedziałem.
Nie panikuj. Po prostu kontynuuj, co miałaś mówić. Będzie dobrze.
– Nie wiedziałam, co robię i bałam się reakcji innych. Przez to, zamiast komuś powiedzieć, zacząłem szukać informacji na własną rękę. Wtedy wpadła mi w rękę książka poświęcona czarnej magii, gdzie pojawiają się wzmianki o łowcach i zależnościach między nimi a czarną magią. Nic co by zmieniło twoje podejście, gdybyś poszedł sam. Ale jeśli zabierzesz nas ze sobą... To zmieni wszystko, a Heartless nie będzie tego świadomy, bo jedynymi osobami, którym powiedziałam, że świadomie potrafię korzystać z czarnej magii, jesteś ty i Rävgor. – No i parę moich magicznych znajomych, ale oprócz ogólnego zarysu sytuacji z LA, to nic nie wiedzą. – Więc jeśli Heartless będzie myślał, że ma na w garści, a ja w będę mogła pomóc w ucieczce. Lub w krytycznym momencie nie dopuścić, żeby nas w ogóle porwał. To jest coś, co sprawi, że twój plan zwiększa szanse na faktyczne przeżycie.
– Tak, rozumiem, do czego dążysz. Nie mogę was przecież narażać.
– Nie narażasz nas. To nasza decyzja, że chcemy z tobą iść. Nie chcemy, żebyś umarł w imię sprawy, nieważne jak szlachetna by nie była – odezwał się Rävgor – Od kilku tygodni staramy się dopracować ten plan, bo to nie jest jeszcze cały plan.
– To prawda. Jednak o następnej części nie możesz na razie wiedzieć, bo jak się zdradzisz, to legnie. O tej części wiem na razie tylko ja, bo muszę się upewnić, czy warto w to brnąć.
Mała uwaga. Nie mam dalszej części. Zobaczymy, jak przekonująca jestem. Znaczy, mam. Ale to są jeszcze niepołączone punkty. Brakuje mi, jaką rodzajem sznurka to połączyć.
Aless wstał i podszedł do okna. Mamrotał coś niezrozumiale pod nosem, powtarzając pewne te same słowa, które zapewne były przekleństwami.
– Wasze matki mnie zabiją, jak się dowiedzą, że do tego dopuściłem – wypalił w końcu na głos.
– Lepiej, żeby one ciebie, on nas – oparł Rävgor – Jak wiele naszych znajomych musi jeszcze zginąć? W tym momencie każdy z nich wolałby zaryzykować, żeby to zakończyć. A my faktycznie możemy coś zmienić, dlatego chcemy pójść z tobą.
Chwila, ile tych osób wychodzi, które faktycznie mogłyby.... Chyba znalazłam swoją nitkę. To znaczy... Hm.
– A co jeśli przez to, że ze mną pójdźcie, sam Heartless nie przyjdzie? Co wtedy? Chociaż wtedy musiałaby mieć was za zagrożenie, a to by znaczyło, że to ktoś z bliskiego otoczenia, kto wie, że możecie stanowić zagrożenie. To też by dało do myślenia. Faktycznie. Nawet jeśli Heartless wie, kim jesteście, to nie będzie wiedział o twoich powiązaniach z czarną magią, bo o nich i tak wie niewielka grupa ludzi, a ci z kolei wierzą, że z własnej woli nie będziesz z niej korzystać, a kontrolowanie nie jest proste. Więc nie będzie się spodziewać, że mogłabyś czegoś takiego użyć. – Aless dotknął wielkiej szyby za sobą i zaczął rytmicznie w nią stukać, trochę jakby wpadł w trans mówienia, nie przejmując się kompletnie nami. I dobrze. Po prostu się zgódź na to, później porozmawiamy o szczegółach. – A jak dobrze pójdzie, to nie będzie mieć świadomości, że masz jakiekolwiek powiązanie z czarną magią. To ma szansę się udawać tylko i wyłącznie wtedy. Z drugiej strony, jak pójdę sam, będę zdany na sobie z takim samym procentem szans na powodzenie minus magia. Do tego Rävgor ma rację, jeśli do ucieczki będzie trzeba użyć choć trochę siły, może być ciężko i raczej sam będę bym tego unikał.
Reszta monologu do samego siebie kontynuował po rumuńsku. Trwało to dobrą chwilę.
Rävgor usiadł na podłodze, czekając, aż Aless skończy mówić. Coś pochodziło mu po głowie, o czym nie chciał mówić. Wciąż nie jestem pewna, czemu właśnie dziś był u swojego ojca. A teraz wyglądał, jakby nie było pewny czy ma odetchnąć z ulgą, że Aless rzeczywiście rozważa nasz plan czy być panicznie przerażonym, że plan może dojść do skutku.
Miałam podobne przemyślenia. A to był dopiero początek końca. Festyn miał się odbyć równo za tydzień. Właśnie wszystko jest już na wykończeniu. Pozostało tylko czekać.
– Wasze matki mnie zabiją, ale po odjęciu personalnych pobudek, to to ma szansę się udać.
Razem z Rävgorem spojrzeliśmy na Alessa. Ten podszedł do komody i napił się czegoś z metalowej butelki. Następnie usiadł na podłodze obok Rävgora. Wzrok miał prawie na wysokości moich oczu. Nachyliłam się trochę do nich.
– Mam tylko nadzieję, że macie świadomość tego, do czego mnie właśnie namówiliście. Zrozumiem, jeśli w ostatnim momencie się wycofacie. Do tego oficjalna wersja jest tak, że na ostatnią chwilę do mnie przyszliście. Najlepiej tego piątego kwietnia.
– Nie wycofamy się. Za dużo emocjonalnego przywiązania do planu. No i nie damy ci iść samemu.
Zgodziłam się z Rävgorem.
– Nie po to spędziłam ostatni miesiąc na nauce magii, żeby teraz z tego nie skorzystać.
Aless uśmiechnął się słabo.
Jedna rzecz z głowy na dziś. Teraz zostało mi tylko wrócić do Arizony, bo zajęć z białej magii nie wypada olewać. Udało mi się cudem wyrwać na dwie godziny, bo coś tam na ściemniałam, że muszę coś zrobić związanego ze szkołą i tylko chwilę mnie nie będzie. Zostawiałam klucze od samochodu Rävgorowi, żeby odstawił mój samochód pod dom, bo stąd bliżej mi do portalu w centrum, a tam z kolei nie lubię parkować. Zgodził się. Zostawiłam ich samych, kiedy wyczytałam, że zaraz się zacznie temat rozmowy o ich ojcach. Słyszałam, że ostatnia tego typu rozmowa między nimi nie do końca skończyła się dobrze. Nie moja sprawa. Później spytam o szczegóły. Jakoś dotarłam do Space Needle, a pod którego jedynie krok mnie dzielił od bycia w Phoenix. Nie lubiłam być w Arizonie, nie trafiają do mnie pustynne widoki. Przeszłam szybko po kompleksie domków, szukając całą resztę.
Znalazłam ich w ogrodzie, gdzie na szczęście nie było nikogo z dorosłych.
– Wróciłaś – Klaus zauważył mnie jako pierwszy i powiedział to ze szczerym zdziwieniem – Byłem święcie przekonany, że już cię dziś nie zobaczę.
– Wypraszam sobie, jestem osobą słowną. Powiedziałam, że wrócę i wróciłam. Czy coś mnie ominęło?
– Nie. Mamy taki luz, że mogłabyś wyjść bez słowa i wrócić jakby nigdy nic. Czekamy na nie wiadomo co – odpowiedziała Cade. Usiadłam na kocu obok niej, Connora, Nolee i Andy'ego. Klaus siedział na huśtawce razem z Nikiem i Elizą, która nerwowo patrzyła na Pipera, Amy i Jennifer, którzy rozmawiali o czymś przy stoliku. Amy i Piper wciąż dochodzą do siebie po kłótni, która rzekomo zaczęła Eliza. Za to Aureli siedział gdzieś z boku z książką, ignorując wszystkich.
– Co jest? – spytał Andy.
– A co ma być? – odpowiedziałam pytaniem. A tak dobrze mi szło ukrywanie emocjonalne i stres przed swoim wyjściem.
– Czuję jak intensywnie, o czymś myślisz. Fascynujące. O wiele ciekawsze od związkowych problemów! – Ostatnie zdanie specjalnie powiedział głośniej, żeby każdy go usłyszał.
– Pierdol się Andy! – syknęła Amy.
– Znowu to samo – jęknęła Nolee – To cię właśnie ominęło. Takie właśnie sytuacje. Choć mogło być gorzej, nikt się jeszcze do Aureliego nie przyczepił ani on do reszty.
– O to się nie martw, przyszła Scarlett, najlepsze dopiero przed nami – wtrącił Klaus.
Obok niego na podłokietnik huśtawki stała szklanka z niewielką ilością wodą. Jednym gestem straciłam ją na niego. Nauka magii nie poszła na marne!
– Coś mówiłeś? – spytałam.
Nico wybuchł śmiechem, podobnie zresztą jak Eliza.
Zanim jednak szklanka zdążyła upaść na ziemię, otoczyła ją szaro-niebieska aura i zaczęła lewitować. Odleciała dość daleko od osób i pod ciśnieniem oraz naciskiem aury stłukła się, a jej kawałki szkła poleciały na ziemię. Klaus był w tym zdecydowanie lepszy niż ja. Telekineza zdecydowanie jego rzecz.
– Ej no, ale nie śmieć. – Jennifer wstała od stołu i podeszła do niego. – Nie żartuję. Mam w tym domu zwierzęta.
Klaus z nonszalancją przewrócił oczami. Kawałki szkła zaczęły się podnosić, po czym opadły na jego ręce. Bez słowa poszedł do jednego z domków, gdzie chyba znajdowała się kuchnia, mijając palenisko.
– Dziecinada.
Ten komentarz zazwyczaj przeszedłby bez odpowiedzi. Coś rzuconego, czego nikt nie usłyszał, niewartego uwagi. Jednak z jakiegoś powodu to, co powiedział Aureli, doczekało się odpowiedzi.
– Jak tak bardzo przeszkadza ci nasze towarzystwo, bo jesteśmy dziećmi, to po prostu wróć do domu. Nikt cię tu nie trzyma – wypaliła Jennifer – Właśnie dlatego mamy dość twoje towarzystwa po zaledwie chwili. A już tym bardziej, kiedy zaczynasz się odzywać.
Aureli ją wyśmiał.
– Tobie nawet przykro nie jest – odezwał się Andy ze szczerym zdziwieniem – Nic cię to nie ruszyło.
– Przywykłem, że mnie wyzywacie bez powodu. Ciekawe czemu mnie to już nie rusza.
O nie. To się dobrze nie skończy. Nie będę się na razie odzywać. Nie.
– Nikt cię nie wyzywa – powiedziała Eliza – To ty nas od zawsze traktujesz z wyższością, a my to zazwyczaj olewamy, bo nie warto tego komentować. Jeszcze się mamie poskarżyć i wszyscy będziemy słuchać monologu o tym, jacy to my wszyscy nie jesteśmy.
– Dalej mnie antagonizujcie, wyjdzie wam to na dobre... Swoją drogą aż dziwne, że żadne z was nie demonizuje Scarlett. Ma wszystko gdzieś, okłamuje wszystkich, nie przejmuje się tym, co się wiąże umiejętnością korzystania z czarnej magii i doprowadzi nas wszystkich do zagłady. Ale tak, to ja jestem ten zły.
Nie. Angażuj. Się.
– To jest zdecydowanie cios poniżej pasa – powiedział... Piper? Wow – Jest, jaka jest, ale ona przynajmniej się stara, żeby być dobrym człowiekiem w porównaniu do ciebie.
W jakim ja świecie żyje, że Piper mnie popiera po jego kłótni z Amy?
– A źle mówię? Tak przecież jest.
Nie daj się sprowokować.
– Jest dokładnie tak, jak mówisz. Dlatego właśnie z nią rozmawiamy, a z tobą nie – zaśmiał się Connor – Czemu tak tej magii się przyczepiłeś? Tak, ukrywała to. Kto by na jej miejscu tego nie ukrywał? Ja do dziś nie wiem, w czym specjalizuje się połowa z was, a znając życie, wy nie macie pojęcia o tym, czym ja. Co to zmienia?
– Zmienia wszystko, od kiedy ukrywasz czarną magią, o której akurat ty Connor wiedziałeś.
Connor przewrócił oczami i położył się na ziemi.
– Uczepił się, bo jest zazdrosny – powiedziałam, nie mogąc się powstrzymać.
Czułam, że reszta na mnie patrzy. Oczywiście, że musiałam się odezwać.
– Ja? Zazdrosny? Chyba żartujesz.
Aureli odłożył książkę na bok i podszedł bliżej mnie. Podniosłam lekko głowę, mrużąc oczy przed słońcem.
– Może złe słowo. Prawda jest taka, że chciałbyś być na moim miejscu. Tym wybranym dzieckiem z wielkim magicznym potencjałem. To miałeś być ty, bo w końcu mieszkasz w Salem, czy co tam ci twoja matka wmawiała – kontynuowałam swoją wypowiedź, starając się, żeby mieć jak najmniej zaangażowany głos. Wyraźnie się skrzywił. – A źle mówię? Tak przecież jest.
Dalsza dyskusja wymaga ode mnie wstania.
– Faktycznie. Bardzo bym chciał mieć destrukcyjną moc, która jedyne co potrafi to niszczyć. Czarna magia to moje marzenie – powiedział, starając się nadać temu sarkastyczny charakter. Spojrzałam ukradkiem na Andy'ego, który chyba był w szoku z jakiegoś powodu. Kiedy zobaczył, że na niego patrzę, wzruszył tylko ramionami. – Zazdroszczę jak cholera. W jakim egocentrycznym świecie ty żyjesz, że bierzesz takie pomysły?
Westchnęłam.
– W świecie, gdzie codziennością stało się mordowanie ludzi, których znam. Ty natomiast, zamiast docenić to, co masz, jesteś najgorszą wersją sobie. Masz nam za złe, że mamy takie epickie zdolności i magia przychodzi nam z łatwością. Jednocześnie ignorując, jak epickie jest to, co potrafisz. Z twoją wiedzą i zdolnością do korzystania z magii innych mógłbyś tyle osiągnąć. Mógłbyś dosłownie wszystko, bo nie dość, że mógłbyś korzystać z umiejętności innych, to posiadasz własną magię, co ci daje same profity. Nie musisz się martwić na co dzień, że będziesz kontrolował siebie, że faktycznie możesz doprowadzić do zniszczenia wszystkiego wokół siebie.
Stojąc przed nim, miałam w polu widzenia palenisko. Klaus zdążył już wrócić i z odległości przyglądał się, co go ominęło. Udało mi się ostatnio wymyślić sposób jak rozpalić magiczny ogień. W inny sposób niż to uczy się w książkach, ale jednak. Ostatecznie liczy się efekt. Czemu przyszło mi to teraz na myśl?
– Gdybyś brała magię na poważnie, nie miałabyś takich problemów.
– Jesteś oficjalnie idiotą, Bishop – wtrąciła Cade.
– Za każdym razem jest to samo. Wmawiasz nam, jakie to ciężkie, jak masz dość tego wszystkiego, jak nie chcesz tej magii. Jednocześnie korzystać w momentach, kiedy nie jest to potrzebne, a później jesteś w szoku, że nad nią nie panujesz i nic nie potrafisz zrobić...
– Chcesz spróbować? – spytałam tępo. Przerzuciłam wzrok z paleniska na Aureliego.
Wokół zaczęły się pytania, o co chodzi i co ja robię. Szum rozmów niósł się po ogrodzie.
Wyciągnęłam lewą rękę przed siebie. Nie mam pojęcia, co robię, ale skoro uważa, że kontrola czarnej magii jest taka prosta, to proszę, niech spróbuje. Co mi szkodzi w tym momencie?
– Dotknij mnie, weź trochę czarnej magii i spróbuj za jego pomocą rozpalić magiczny ogień – dopowiedziałam – Moje podejście może i nie jest najlepsze, ale skoro uważasz, że korzystanie z czarnej magii jest takie proste, to nam to pokaż. Ogień nie kłamie, będzie płonąć na czarno.
Aureli chciał mnie wyśmiać. Miał to wypisane na twarzy, ale spoważniał i faktycznie złapał mnie za rękę. Dokładnie za nadgarstek. Pozwoliłam mu, żeby wchłonął trochę magii, wystarczająco, żeby rozpalić ogień.
Andy do mnie podszedł i powiedział cicho:
– Nie wiem, co planujesz, ale wszyscy są w szoku na czele z Aurelim.
Spodziewał się tego. To miał być szok. To teraz albo Aureli udowodni mi, że to kwestia podejścia, albo kontrolowanie magii nie jest takie proste. Na obie sytuacje jestem gotowa psychicznie i nie jednocześnie.
Podeszliśmy wszyscy do paleniska. Upewniłam się dyskretnie, czy mam w kieszeni bluzy pudełko z zapałkami. Na szczęście tam były.
Panowała cisza. Aureli próbował się skupić, żeby rozpalić ogień. Nic się nie działo. Gdzieś pośrodku mignął na chwilę błysk jego aury, ale zgasł równie szybko, jak się pojawił.
– Czy to nie jest jakieś podchwytliwe zadanie? – zapytała Eliza – Szanowałabym bardzo wtedy.
– Nie jest – odpowiedział Andy, przyglądając się Aureliemu.
– To prawda, nie jest.
Wyjęłam prawą ręką jedną z zapałek z pudełka. Na lewej wywołałam czarną aurę. Przejechałam zapałką po palcu i wrzuciłam ją do paleniska. Po chwili ukazał się nam półtorametrowy czarny ogień.
– Ja nie potrafię inaczej go rozpalić, nie będąc pod wpływem silnych i zazwyczaj negatywnych emocji. Bez korzystania z czarnej magii też nie potrafię. Ty za to potrafisz. Widziałam ten mały błysk, który szybko ugasiłeś. – Włożyłam prawą rękę do ognia. Zmienił kolor na amarant. – Zabrałam się za magię ostatnio z powodów osobistych i to nie jest takie proste. To nie jest kwestia pomyślenia, że od dziś będę nad nią panować i tak będzie. Możesz się starać i nie będzie ci wychodzić. To nie jest takie proste, jak myślisz, że jest. Jestem przerażona tym, że nie kontroluje tego, ale nie jestem w stanie ot tak tego zmienić. Ale to od ciebie zależy, czy będziesz mi to za każdym razem wypominać, czy nie.
Napiętą atmosferę przerwał nam głośny śmiech dobywający się z najbliższego domu. Zapomniałam, że mama tu jest. I reszta dorosłych. Jak ktoś się wygada, że korzystałam z czarnej magii, będę mieć spory problem. Mama nie jest głupia, połączy wątki, że to ma coś wspólnego z Alessem. Zjebałam.
– Nie mówcie im o tym, błagam – powiedziałam dość cicho, ale wystarczająco, żeby mnie usłyszeli. Miałam nadzieję, że zrozumieją, o co mi chodzi.
Z domku jako pierwszy wyszedł ojciec Cade, wciąż się lekko śmiejąc. Jedyna poważną osobą pozostała Anne Bishop, nie żeby to było czymś nowym. Jej wyraz twarzy jednak się zmienił, kiedy dostrzegła ogień. Jak dobrze, że już nie jest czarny.
– Kto go rozpalił? – zapytała moja mama.
Miałam już się odezwać i zaczął tłumaczyć, ale Aureli mnie wyprzedził.
– Scarlett. – Przeraziłam się tak, że nawet jakbym chciała, to nie potrafiłabym się odezwać. – Chciała mi udowodnić, że nie mam racji i nie powinien się tak czepiać o wszystko.
Każda milisekunda ciszy dłużyła mi się niemiłosiernie.
– Nie spodziewałam... Jestem z ciebie dumna, bardzo ładny ogień – powiedziała, a ja odetchnęłam z ulgą.
– Prawie bym podpaliła ostatnio ogród w domu, uznałam, że nie mam nic lepszego do roboty i mogę spróbować się nauczyć kontrolować. – Mogłam wpaść na lepszą ściemę. Przynajmniej faktycznie raz bym podpaliła ogród. Wyjęłam pudełko zapałek z kieszeni. – Kiedyś się nauczę bez ułatwień.
– Oh, nie przypuszczałem, że ktoś z was na to wpadnie – odezwał ojciec Cade – Powinni to oficjalne wpisać do ksiąg, tyle rzeczy to ułatwia i pozwala z taką łatwością kontrolować ogień.
– I uczy lenistwa – skomentowała Anne Bishop.
– Sama z tego korzystałaś lata temu. Choć faktycznie, wolałaś zapalniczką, która i tak zawsze przy sobie nosiłaś.
Każdy z rodziców się zaśmiał. Anne jedynie przewróciła oczami i zignorowała uwagę.
– To w sumie dobry pomysł. Miałem wam poprowadzić wykład, ale trochę sztuczek nie zaszkodzi. Jennifer mogłabyś przynieść parę opakowań zapałek? – zapytał jej ojciec.
Jennifer przytaknęła i zniknęła na chwilę w domku na lewo. Następne parędziesiąt minut było ciężkie. Okazało się, że rozpalanie ognia o aurę nie jest aż tak proste. Jedynie Nolee to nie sprawiało problemu, co by nie mówić kontrolowanie żywiołów to jej rzecz. Gasiła od niechcenia powstałe ognie (o ile takie powstały), żeby każdy mógł spróbować po razy. Cała gama kolorów przewijała mi się przed oczami i wyjątkowo byłam tą osobą, która już to umiała. Chyba pierwszy raz w życiu.
Po może dwóch godzinach, kiedy zaczynało się już ściemniać, rodzice zostawili nas samych. Siedzieliśmy wokół brzoskwiniowego ognia, który został rozpalony przez Andy'ego. Bardzo spokojny wieczór. Nawet Aureli się przyłączył do siedzenia. Co prawda nie odezwał się do teraz, ale zawsze coś nowego.
Wpatrywałam się w ogień, myśląc o wszystkim. Zostało tak mało czasu. Wciąż do mnie nie docierało, co ma się wydarzyć za tydzień. Co jednak będzie, kiedy ten plan nie wyjdzie?
– Wiecie co? Marzy mi poużywać magii w nieprzewidzianych warunkach – odezwał się Klaus.
Przerwał on stan, gdzie małe grupki skupiały się bardziej na sobie. Teraz Klaus zdobył uwagę wszystkich. I był niepokojąco blisko jednej rzeczy.
– W Nowym Jorku raczej nikt się nie zdziwi, że dziwne rzeczy się dzieją. Czasami wystarczy wyjść z domu – mruknął Nico, próbując strącić z przyjacielską miłością Klausa z siedzenia.
– Ja cię rozumiem. W ostatnich tygodniach jakiś psychopata krąży po Chicago, bijąc prawie na śmierć dilerów. Przez co rodzice nie pozwalają mi się zbytnio włóczyć po mieście. – Cade westchnęła i wzruszyła ramionami – Fajnie byłoby skorzystać z magii i zostać bohaterem.
– Dziękuję za zrozumienie.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Parę osób się z nim zgodziło. Zaczęli opowiadać, że to by ich faktycznie sprawdziło i jak wygląda w prawdziwej praktyce korzystanie z magii, kiedy nic nie jest pewne. To była niezwykle wciągająca rozmowa, do której włączył się każdy. Nawet Aureli ze swoim zdystansowanym podejściem uznał, że choć to zdecydowanie głupi pomysł, to gdyby miał szansę to, zrobiłby coś takiego. Nico się przekonał, że mógłby spróbować, jak mu idzie korzystanie z otwierania portali na krótkim dystansie. Cade się wciągnęła w żywą rozmowę z Klausem o niebezpieczeństwie, do czego wciągnęli dodatkowo Jennifer. Nolee zgadzała się z Amy, że w ostateczności faktycznie one też się zgadzają. Andy bawił się świetnie, komentując, co jakiś, że to, co mówią inni to, nie jest do końca prawdą. Eliza, Connor i Piper natomiast pozostali kompletnie obojętni. Oczywiście Piper nie chciał podpaść Amy, inaczej byłby w pierwszej linii, żeby się pchać w dziwne sytuacje.
Jedynie ja się nie odezwałam. Już się pcham w niezwykle niebezpieczną sytuację, gdzie mam nadzieję, że będę mogła użyć magii.
Oni sami się proszą przecież.
– Nie wiem, o co chodzi, ale dziś zdecydowanie coś jest nie tak. Normalnie bym tego nie wywlekał, ale pokazałaś publicznie, że korzystasz z czarnej magii – powiedział Andy, co przerwało inne rozmowy.
Poczułam wzrok każdego na sobie.
– Nienawidzę tego, że jesteś empatą.
– Zawsze mogę iść po mamę, która jest wykrywaczem kłamstw.
Pokazałam mu środkowy palec.
– Scarlett... – zaczęła Amy.
– Wiedziałem, że coś jest na rzeczy! – powiedział głośniej Andy, wstając z miejsca.
– Gratuluję spostrzegawczość – mruknął Connor.
Chyba lepszej okazji nie będzie.
– Uczę się korzystać z czarnej magii ostatnio. Bardziej poważnie niż tylko rozpalenie ognia.
Piper, Amy, Eliza i Cade starali się udawać zdziwienie. Nie do końca im to wyszło, co zauważyli wszyscy.
– Nie wiem, czy dziwniejsze jest, to co powiedziałaś, czy że wiedział ktoś oprócz Connora – zauważył Nico – Obie wersje brzmią równie niewiarygodnie.
– To bardziej skomplikowane – mruknęła Eliza.
– Potrzebuje waszej pomocy – powiedziałam wprost.
Krok pierwszy w moim planie. Zgromadzić ludzi.
– Wszystkich – dodałam, kiedy nikt mi nie odpowiedział.
– Nawet mojej? – spytał Aureli – Musisz być zdesperowana.
Jestem. To prawda.
– Tylko to, co powiem, musi zostać między nimi. Nikt nie może się wyglądać, ale to nikt.
Obiecali się nie wygadać. Cóż zawsze w razie czego mogę z każdym na osobności porozmawiać, żeby się nie wygadać...
– Aless ma samobójczy plan. A ja mam plan, żeby nawet jeśli jego plan się nie powiedzie, to poświęcenie nie pójdzie na marne.
– Twój plan? Na który Aless nie wpadł? – zapytała Eliza.
– Eee jestem pewna, że na to wpadł, ale z jego dumna na pewno go by nie wziął pod uwagę. A tym bardziej by go nie zrealizował... Wracając do tematu. Potrzebuje waszej pomocy w odkryciu tożsamości Heartlessa.
***
Zaczynamy cykl dłuuugich rozdziałów. Piszę właśnie ostatni rozdział i wszystkie wychodzą dłuższe niż moja norma. Oprócz tego za tydzień, on jest wyjątkowo krótki (w porównaiu do całej reszty).
A ta życzę miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro