LXVI - Scarlett
– Nie masz pojęcia, jak mi pomóc w szukaniu? Jesteś pewna?
Eliza stała na drabinie przy wielkiej ścianie z książkami.
– Gdybym wiedziała, to bym ci pomogła – odparłam, robiąc krok do tyłu, żeby pojąć ogrom książek, jakie się przede mną znajdowały.
Nowy Orlean posiadł drugą co do wielkości kolekcję książek magicznych w Stanach oraz piątą na świecie. Można było znaleźć w niej wszystko od powieści YA z wiedźmami przez książki historyczne i podstawy alchemii po przewodniki jak korzystać z czarnej magii. A to wszystko poukładane tematycznie, a następnie tak, żeby ładnie leżały na półce. Bardzo łatwo wbrew pozorom było znaleźć wtedy to, czego się szukało, problem pojawiał się wtedy, kiedy nie wiedziało się, czego się szuka.
– Obawiam się, że może tu tego nie być. A jak nie tu, to zostaje tylko Salem – jęknęła, przesuwając się w bok i wertując poniżenie treść kolejnej z rzędu książki – Ale dostanie się do ksiąg w Salem, graniczy z cudem. Kiedyś próbowałam. Potrzebowałam jednej książki na historię, jakąś kronikę do eseju. Nic szczególnego, ale w domu jej nie miałam. Uznałam, że w Salem na pewno będzie. Tydzień mi zajęło przebrnąć przez papierologię, żeby dostać tę książkę do rąk tylko po to, żeby przepisać parę cytatów z niej.
– Zostaje jeszcze przeczesanie innych bibliotek – wtrącił Connor.
Eliza westchnęła ciężko i odwróciła się do nas. Jeszcze nie widziałam, żeby ktoś z taką łatwością stał na drabinie w odległości czterech metrów od ziemi bez strachu, że spadnie.
– Niby tak. Wciąż jednak nie wiem, czego szukam. – Spojrzała na mnie błagająco.
Sama tego nie wiedziałam.
– Co ja mam ci powiedzieć?
– Co się wydarzyło w Los Angeles. Tyle wystarczy, żeby ułatwić mi pracę.
Co się wydarzyło w Los Angeles? Użyłam czarnej magii (i to chyba dwa razy) i teraz się boję, że zmieniłam przyszłość i treść swojej przepowiedni lub go gorsza, zrobiłam coś, przez co w pełni się potwierdzi. Jednak nie powiedziałam o tym nikomu. Powinnam, ale bez wiedzy, z czym to się wiąże, wolę na razie przemilczeć.
Może jedynie Aless i Rävgor się domyślają, ale skoro im nie powiedziałam, jak innym bym mogła? Tak bez wyraźnego powodu?
Nie możemy też zapomnieć, że zmusiłam ojca Rävgora do wyprowadzki.
– Dużo rzeczy.
– Scarlett... – zaczęła Cade.
Od powrotu do Seattle minęło parę dni. Dopiero dziś, w środę zmusiłam się, żeby zacząć szukać odpowiedzi na niejasne dla mnie pytanie. Sama nie widziałam, czego szukam, ale wiem, że odpowiedź tym była.
– Chciałabym pomóc... Jest jedna rzecz, o której na razie nie chce mówić i tyle. Mówiłam od samego początku, że nie wiem, czego dokładnie szukam.
– Może po prostu nie wiesz, co by mi pomogło... – powiedziała do siebie Eliza i wróciła do szukania.
Uprzedziłam ją na samym początku, że to będzie trudne i zrozumiem, jeśli się tego nie podejmie. Oczywiście zgodziła się od razu. Napisałam jej, że szukam czegoś, co jest powiązane z przepowiedniami i czarną magią. A raczej wątku przepowiedni, który będzie w książkach z tematyki około czarnej magii. Eliza z kolei napisała do Cade, czy by nie chciał przyjść, bo ma dość sporą wiedzę i może się przydać. Z kolei Connor robi mi za wsparcie mentalne i to on mnie przekonał, żebym napisała do Elizy.
– Może powiedz, co się skłoniło do tego, że w ogóle tego szukasz – zaproponował Connor.
Sam nie wiedział za dużo, wspomniałam jedynie, że mam wrażenie, że zrobiłam coś, co może się źle dla mnie skończyć później. Nie żałowałam, że pomogłam Victorowi, ale ciężko będzie wyjaśnić, że w ułamku sekundy zmieniałam zdanie co do korzystania z czarnej magii, żeby pomóc chłopakowi, którego poznałam pół godziny wcześniej. A jednak tak się stało. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej do mnie dochodziło, że chyba wewnętrznie od dawna szukałam wymówki, żeby skorzystać z tej magii, a wtedy nadarzyła się okazja ku temu.
Mam nadzieję, że z Victorem wszystko w porządku, ostatecznie do mnie nie napisał. Czuję jednak lekkie rozczarowanie, ale ma ważniejsze rzeczy na głowie. Jak ukrywanie, że chłopak jego przyjaciółki jest zombie.
– Po prostu chcę wiedzieć, czy jedna rzecz może potencjalnie zmienić przepowiednie. To raczej nie pomoże.
Zauważyłam, że Eliza odłożyła książkę, do której nawet nie zajrzała i znowu się odwróciła.
– Czyli zrobiłaś coś? – spytała podejrzliwie.
– Cóż, wolałabym o tym nie mówić...
– Nie chodzi o to, co zrobiłaś, ale czy coś zrobiłaś?
– To tak. Ale chyba już przecież o tym wspominałam...
W jej oczach pojawiała się iskra nadziei. Uśmiechnęła się do siebie i wyjęła telefon z tylnej kieszeni spodni.
– Co cię tak natchnęło? – zapytała Cade z lekkim niedowierzaniem, że moja wypowiedź mogła coś zmienić.
Eliza przyłożyła telefon do ucha.
– Piper ma u mnie dług. Nie sądziłam, że kiedyś to mi się przyda. Hej, słuchaj. Mam sprawę, tu i teraz – odezwała się do telefonu.
– Jaki dług?
Eliza na nas spojrzała, ale nie odpowiedziała na to pytanie. Rozmawiając przez telefon z gracją, schodziła z drabiny, jakby to były szerokie schody.
– Nie obchodzi mnie to, że masz randkę z Amy. Zajmie ci to z dwadzieścia minut maks... Wiem, że nie macie dziś rocznicy, to nie jest... To jej to wytłumacz. Spędzacie ze sobą cały czas... Nie dzwoniłabym, gdyby to nie było ważne... Bo nie znam nikogo, kto lepiej wykłada tarota? – Milczała przez chwilę. – Nie dzwoniłabym, gdybym nie miała przeczucia, że to ważne... Dziękuję. – Rozłączyła się. – Więc zaraz się dowiemy, czy twoja przyszłość się zmieniła. – Spojrzał na mnie, uśmiechając się przyjemnie.
– Jaki dług? – Ponowił pytanie Connor.
– To jest dobre pytanie. Skoro potrafisz go skłonić do niespotkania się z Amy, to musi być coś większego – potrzymała temat Cade – I czemu mnie to ominęło?
– Niby miałam nie mówić, ale minęło już trochę czasu. To już nic nie zmieni... – Eliza zaczęła się zastanawiać. – Amy była przekonana przez jakiś tydzień, góra dwa, że może być w ciąży. To było z parę miesięcy temu. Usłyszałam ich rozmowę przez przypadek i Piper mnie błagał, żebym nikomu nie mówiła, dopóki nie będą pewnie czy to prawda. Oczywiście nie była, dla waszego spokoju, ze stresu jej się okres spóźniał. Na szczęście dla nas wszystkich.
Tego się nie spodziewałam... Czy to tak się czują ludzie, jak się im nie mówi wszystkiego? Niezbyt miłe.
Nie będę udawać, zdaję sobie sprawę, że zatajenie pewnych rzeczy nie jest fair. Nie jestem głupia. Czasami jedynie włącza mi się hipokryzja, gdzie tłumaczę to sobie dobrem innych. A aktualnie ze względu na Alessa nie mogę pewnych rzeczy mówić.
Wymówki. Wszędzie wymówki.
– Ma szczęście. – Cade chyba starała się zachować spokojny głos. Nie dziwię jej się. Najgłupsza zasada, że wszyscy musimy mieć dziecko w tym samym wieku. Wpadka w wieku nastoletnim mogłaby zniszczyć życie reszcie osób lub traumę związaną z aborcją u jednej. Tragedia.
– Piper mógłby postawić jej tarota, wtedy byliby pewne – pomyślałam na głos.
– Dopiero po tym zaczął się do tego przykładać, żeby umiejętnie czytać przyszłość – odparła Eliza, wzruszając ramionami – Też to wtedy sugerowałam. A teraz zbiera wszystko, co ma związek z kartami, zakochał się w tym.
Milczeliśmy przez chwilę. Chyba potrzebowaliśmy to przetrawić, jakby mogło wyglądać nasze życie.
Nie.
Jeśli będę musiała być kiedyś twarzą jakiegoś buntu, to przeciw obowiązkowi posiadania dziecka. Zgłoszę się na ochotnika nawet.
Ciszę przerwało wejście Pipera do biblioteki. Był widocznie zirytowany, chociaż chyba starał się tego nie okazywać aż tak. Podszedł do nas, pisząc coś na telefonie. Chwilę później schował go do kieszeni w bluzie.
– Jestem. Zadowolona? – zapytał, rozkładając ręce.
– Zobaczymy od wyników – odparła Eliza i zwróciła się w stronę komody, stojącej po drugiej stronie pokoju. Stała przy mniej chwilę. Wróciła po chwili z paręnastoma pudełkami z kartami, które położyła na stoliku.
Piper usiadł przy nich i zaczął przeglądać opakowania.
– Nie masz nic lepszego?
– Pewnie gdzieś mam. Ale to by zajęło czas, którego podobno nie masz.
Piper zignorował jej komentarz.
– Mogłem wziąć swoje, ale nie ważne... Komu mam przewidzieć przyszłość? – Jego wzrok skierował się na mnie.
Usiadłam po drugiej stronie stołu.
– Myślę, że to było do przewidzenia – odparłam – Muszę wiedzieć, czy moja przyszłość się zmieniła. Czy nie naruszyłam przepowiedni.
– Co zrobiłaś?
– To nie jest ważne – wtrącił Connor.
– Jak chcesz. – Piper wybrał czarną talię z białą różą na niej. Eliza zabrała całą resztę i schowała je z prowrotem do komody. – Przypomnisz, jak brzmiała twoja przepowiednia? Muszę się wczuć w twoją sytuację.
Nie. Nie chcę. Nie lubię.
"Przed wiekiem wyboru, dziecko spod znaku ósemki,
Zaprzepaści swą aurę i dokona wyboru,
Który zmieni świat, jaki znamy,
I nic już nie będzie takie same."
Wyrecytowałam.
– Mam nadzieję, że to ci pomoże, nie lubię do niej wracać.
Piper zamyślił się, tasując karty. Ich tyły miały taką samą grafikę jak na pudełku i były wielkości jego dłoni. Rozłożył je na stole przede mną.
– Więc tak. Pomyśl o tej całej sytuacji lub emocjach, jakie ci towarzyszy. Coś, co pozwoli ci się wczuć. Następnie oczyść umysł i wybierz jedną kartkę. Po prostu na nią wskaż, dotknij, zatrzymaj nad nią rękę, ważne tylko żebyś sama jej nie odwróciła – wytłumaczył mi.
Nie byłam pewna, czy wróżenie tak działa, ale nie będę podważać. To on się na tym znał, nie ja. Ja się na własnej magii nie znam. O czym za często sama sobie przypominam.
Zrobiłam, o co prosił. Przypomniałam sobie całą sytuację, w której użyłam czarnej magii. To dziwne spełnienie, jakie czułam. Następnie oczyściłam umysł i z zamkniętymi oczami, zaczęłam przejeżdżać ręką nad kartami. Nad jedną z nich poczułam energię, która mnie do niej przyciągała. Położyłam na niej dłoń i podsunęłam ją Piperowi.
– A to ciekawe. – Nie pokazał mi karty, która wybrałam, bo po co? Odłożył ją na miejsce i wymieszał z całą resztą i schował do pudełka. – Powiem ci, co wyczytałem, ale najpierwej muszę wiedzieć, co takiego zrobiłaś.
– Serio? – zapytałam.
– Chcę coś z tego mieć.
Cade walnęła go w ramię. Westchnęłam ciężko.
– Użyłam czarnej magii świadomie. Zadowolony?
I wtedy nastała cisza, na którą nie byłam gotowa. Czułam wzrok każdego na sobie. Miałam ochotę zniknąć i wymazać się z egzystencji.
Co pewnie jest możliwe.
– Nic się nie zmieniło w twojej przyszłości. Tak mówią karty, przepowiednia wciąż aktualna... Więc czarna magia? Jakie to uczucie? – Odniosłam wrażenie, że jest tym szczerze zainteresowany.
I tak już powiedziałam najgorszą część...
– Nie chcę zbytnio wracać do tego. Zrobiłam coś, co mam nadzieję, że komuś pomogło. Niezbyt miałam inne wyjście. – Miałam, nie pomagać. Przemilczę to. Zabawne, że pasuje i do sytuacji Victora i Ravgora.
– Wszystko w porządku? Jak się czujesz? – zapytał Connor z głosem pełnym troski.
– Chyba w porządku. Minęło parę dni od tego. Samo zaklęcie też nie wydaje mi się, żeby było trudne czy skomplikowane. To było bardzo dziwne przeżycie – odpowiedziałam, starając się trzymać jak najbardziej ogólników. Może bym zdradziła coś więcej, ale nie czułam w pełni zaufania do Pipera. Nic do niego nie miałam, ale on by od razu powiedział Amy i to poszłoby dalej. A sam fakt użycia przeze mnie czarnej magii i tak by wyszedł jakoś na dniach, więc z tym problemu nie miałam. – I miałam wrażenie, jakbym nad nią w pełni panowała, bo tak samo szybko, jak zdołałam ją przywołać, tak szybko zniknęła. Poznaję to po aurze.
Pokazałam im sztuczkę, w której z amarantowa aura wokół dłoni zmienia się na czarną i z powrotem na różową. Coś, co przez ostanie dni ćwiczyłam z nudów, kiedy nikt nie patrzył.
– Nie sądziłam, że kiedyś się do niej przekonasz – powiedziała Cade. Patrzyła z zafascynowaniem na zmiany kolorów.
– Wciąż nie jestem przekonana. Po prostu...
Nie urwałam z braku pomysłów na to, co powiedzieć dalej. Urwałam, bo zobaczyłam wkurzona... Wkurwioną Amy, która szła tym samym korytarzem, co Piper chwilę wcześniej. Amy ignorowała wszystko, jej celem była Eliza. Eliza instynktownie zaczęła iść tyłem, jednak poddała się, kiedy Amy stanęła bezpośrednio przed nią, a za jej plecami znalazła się ściana z książki. Wokół dni Amy pojawiała się bardzo blada, zielona aura.
– Ale czemu jesteś na mnie zła? – zapytała Eliza, widząc jej rękę – Mówiłam, że to zajmie maksymalnie dwadzieścia minut. Minęło może z dziesięć od mojego telefonu. Nic złego nie zrobiłam.
Amy milczała. Kątem oka widziałam irytację Pipera i nieme "Wiedziałem, że tak będzie". Wstał od stołu i poszedł uspokoić swoją dziewczynę. Dotknął jej ramienia, a Amy automatycznie przerzuciła na niego cała swoją frustrację.
– Dwadzieścia minut? Faktycznie bardzo ważne i czasochłonne zadanie, warte odwołania całej randki! Dobrze wiesz, ile mam nauki i jak ciężko mi znaleźć czas, żeby spędzić u ciebie parę godzin.
Na jej miejscu też bym była zła. Szczególnie że wszyscy wiedzieli, że ostatecznie ich związku jest skazany na porażkę. Nie mogą być ze sobą (choć łamią to) i założyć rodziny razem. Kolejne głupie zasady sabatu.
Piper nie odpowiedział.
– Amy – zaczął Connor, dziewczyna odwróciła się w jego stronę – Przerwałaś nam ważną rozmowę. Scarlett korzystała z czarnej magii.
Jak na zawołanie Amy przeszła złość. Ignorując kompletnie swojego chłopaka, podeszła do mnie.
– Przepraszam, co zrobiłaś? – zapytała i wzięła moją rękę, żeby chyba sprawdzić stan mojej aury, żeby ją w razie czego wyleczyć. Lecznictwo to jej specjalność. Choć wątpię, żeby kiedykolwiek leczyła komuś aurę. – Nic takiego nie wyczuwam.
Wolną ręką pokazałam tę samą sztukę, co przed chwilą.
– To dziwne – skomentowała, puszczając mój nadgarstek.
– Co jest dziwne?
– Twoja aura. – Wpatrywała się moją rękę.
– Mamy się domyślić, o co ci chodzi? – zapytał Connor.
– Muszę sama dojść do tego, co mam na myśli.
Amy usiadła na stole z zamyśloną twarzą, Piper dyskretnie kierował się ku wyjściu, a ja Cade i Connor czekali na jakiś komentarz odnośnie do aury. Eliza w tym czasie zrezygnowana wróciła do szukania odpowiedniej książki. Może powinnam jej opowiedzieć więcej, co wydarzyło się tamtej nocy, ale teraz jest już zdecydowanie za dużo osób.
– Znaczy, nie znam się nawet na tym dobrze. Może nie wiem, po prostu tak masz... – zaczęła coś mówić do siebie, urywając czasami w połowie zdania, by zacząć kompletne nową myśl, która nie ma połączenia z niczym. Jedyne, na co reagowała, to kiedy Piper zaczynał być zbyt blisko wyjścia. Wtedy spojrzenie wystarczyło, żeby zawrócił i usiadł na podłodze pod regałem naprzeciwko niej. Zawsze mnie bawiło, z jaką łatwością dawał się Amy i jej nastrojom. Na początku ich związku to tak nie wyglądało. – Nie wiem... Może to ma sens, ale z drugiej strony...
Nie miałam pojęcia, o czym mówiła.
Wtedy znikąd z regału zaczęła spadać książka. Z dziwnego nawyku, żeby ją złapać, wyciągnęłam rękę przed siebie, a niej wyleciała aura, która prawie w ostatniej chwili złapała ją przed upadkiem na ziemie.
Eliza zaczęła przeklinać pod nosem, ale przestała, kiedy zauważyła, że złapałam książkę. Cade podeszła i wzięła przedmiot do rąk. Wszyscy skierowali wzrok w jej stronę. Oprócz Amy. Ona patrzyła na mnie.
– Piękny amarant. Nie rozumiem...
– Scarlett – zaczęła Cade, przyglądając się cały czas jednej stronie – Chyba musisz coś zobaczyć.
Zdziwiona wstałam i podeszłam do niej. Książka wyglądała na dość starą z zewnątrz i zapisana była za pomocą starych naszych do druku. Gdzieniegdzie widać było wylany lekko tusz poza litery. Dodatkowo strony zdobiły ręcznie wykonane ilustracje, jak i tytuł rozdziału.
Łowcy czarownic a magia.
– Jak ty znalazłaś tę książkę? – zapytałam, podnosząc głowę w stronę Elizy, która usiadła na drabinie zrezygnowana. Wzruszyła ramionami.
– Traciłam ją przez przypadek i spadła. Nawet nie wiem, co to.
– Wiedza, która przydałby się Alessowi – odpowiedziała Cade.
Zaczęłam szybko czytać treść tych stron. Cade nie ma racji. Ta wiedza nie przyda się Alessowi, ona przyda się mi.
– Co jest tam napisane? – podłapał temat Connor.
– To cały rozdział poświęcony temu, jak działa blokowanie konkretnych rodzajów magii przez łowców czarownic. Z tego wynika, że jeśli łowca nie uwzględni tego, że wiedźmy czy czarownicy będą korzystać z przykładowo zielonej magii, to pomimo zablokowania dostępu do białej magii, będą mogli korzystać z zielonej magii.
A za tym idzie, że jeśli Heartless nie wie, że mogę korzystać z czarnej magii bez konsekwencji jak większość osób magicznych, to Aless na razie też nie może o tym wiedzieć. Jeśli faktycznie planuje wykonać swój samobójczy plan, nie może iść sam. Jednak mój plan wymagałby nauczenia się w krótkim czasie panowania nad czarną magią, o ile faktycznie mógłbym jej użyć.
Będę musiała wrócić do tego.
– Dziwne tylko, że Anne Bishop mu o tym nie wspomniała – dodałam jeszcze. Nie sądziłam, że to wywoła kontrowersje, ale reszta moich znajomych się skrzywiła. – Nie udawajcie nagle, że wasi rodzice wam nie powiedzieli, jak przebiegło to spotkanie... Nie, twój ojciec ci nie wspomniał, jak próbował nawabić Alessa klaustrofobii? – Spojrzałam na Pipera. – Albo o tym, że jedynymi osobami przeciwko powiedzeniu Alessowi czegokolwiek o łowcach czarownic, żeby może ułatwić mu rozwiązanie śledztwa, byli wasi ojcowie – Teraz też dodatkowo na Amy. – ojciec Jennifer oraz oczywiście sama Bishop?
– Oczywiście, że mój ojciec się z nią zgodził – jeknęła Amy – Spodziewałaś się czegoś innego? I nie, nie wspominał o tym, czemu by miał?
– Mówiąc o rodzicach, moja kochana rodzicielka wróciła – przerwała nam Eliza, mówiąc nerwowym głosem i wskazała na okno przed nami – Jestem pewna, że mnie zauważyła i zaraz tu przyjdzie sprawdzić, co robię w części biblioteki z czarną magią. – Zaśmiała się nerwowo.
Z jakiegoś powodu poczułam na sobie wzrok wszystkich. Przewróciłam oczami.
– Nie możesz tu przebywać? – zapytałam.
– Mogę, ale nie potrafię kłamać, od razu po mnie widać, a chyba nie chcesz na razie, żeby ktoś się dowiedział sama wiesz o czym. Szczególnie kiedy trzymasz taką, a nie inną książkę.
– Skoro Scarlett tak uwielbia kłamać, to pewnie z chęcią zrobi to za ciebie – mruknął zrezygnowany Piper.
Powstrzymałam się od komentarza. Nie jest warto. Nie jest.
Nagle drzwi do biblioteki, które znajdowały się prawie naprzeciwko korytarza z portalami, się otworzyły. Eliza usiadła parę stopni niżej, zasłaniając plecami puste miejsce na półce. A ja nie wiem, ale coś sprawiało, że książka, która trzymała Cade stała się niewidzialna.
– Eliza? – zawoła Camille Janelle.
– Tak?
Camille stanęła przed nami z mocno pytającym wzorkiem.
– Hej – dodała Eliza.
– Nie mówiłaś, że będziemy mieli tak wielu gości i to w tej części biblioteki.
– Cóż...
Jak dobrze, że mamy Andy'ego tu nie ma.
– Eliza czuła się winna kłótni pomiędzy Amy a Piperem i spytała, czy nie pomożemy jej ich pogodzić. Nic wielkiego. A to najładniejsza część biblioteki – odpowiedziałam.
Camille popatrzyła na nas sceptycznie.
– Gdzie Jennifer w takim razie? Wątpię, czy by chciała przeoczyć coś takiego.
– Zdaje kolejny raz prawo jazdy. W końcu jej się uda – powiedziała Amy.
– Faktycznie. Pytała się mnie ostatnio, czy nie doradzę jej czegoś, żeby zdać. – Pytała to zbyt wielkie słowa. Napisała do mnie jakoś w styczniu, odpowiedziałam, że ok i temat się urwał. – Oby w końcu. Słyszałam, że irytuję ją, że nie może sama jeździć do szkoły.
Camille przerzucała wzrokiem pomiędzy nami. Powinna uwierzyć w tę wersję wydarzeń. Brzmi wiarygodnie i prawie to prawda.
– Nie będę wam zatem przeszkadzać. Nie uprawiajcie tylko czarnej magii, proszę. Spędzanie czasu tutaj kusi do tego... O i Eliza, pamiętaj, że obiecałaś mi pomóc. Przyjdź później do sklepu. – Spojrzała na córkę, po czym wyszła zamyśloną miną z biblioteki. A książka na nowo stała się widzialna.
Czułam, że wszyscy odetchnęli z ulgą. Ja nie, nie było z czego. Nie robiliśmy nic złego ani podejrzanego, ani... Nic. Zwykła rozmowa. O czarnej magii. Łowcach czarownic. Związku Amy i Pipera. Nic wielkiego.
– Muszę przyznać, że chciałabym z taką naturalnością wymyślać wiarygodne wymówki na bieżąco – powiedział Piper. Amy walnęła go lekka w ramię.
Zignorowałam jego komentarz. Akurat to nie było nic wielkiego. Wzięłam do rąk książkę i jeszcze raz przeczytałam rozdział.
– Mogę pożyczyć? – spytałam, zamykając książkę.
– Chyba. Może nikt nie zauważy, że znikła – odpowiedziała Eliza, schodząc z drabiny – Tymczasem nie chcę was wypraszać, ale muszę zrobić magiczne bransoletki dla turystów, żeby dostać kieszonkowe.
– Z chęcią posłucham jak jesteś winna naszej kłótni. Bo jesteś.
Eliza spojrzała na Pipera złowrogo.
– Sam jesteś sobie winny – warknęła Amy – Napisałeś mi wprost, że nie możesz się ze mną dziś spotkać, bo coś ci wyskoczyło na ostatnią chwilę. Teraz mi coś wyskoczyło i nie będę mogła pójść z tobą w weekend na imprezę, żeby potwierdzić twoim nowym znajomym, których nie wiem, skąd znalazłeś, że twoja "internetowa" dziewczyna jest prawdziwa. Hej – ostatnie słowa skierowała do całej reszty i poszła korytarzem, z którego przeszła.
– Wielkie dzięki, wiesz – powiedział Piper i pobiegł za nią, bez pożegnania się.
– Nic mu nie zrobiłam. Ale, o nie, będzie na mnie teraz obrażony. Co ja teraz zrobię i takie tam – Eliza skomentowała niezwykle bez emocjonalnym tonem.
– Przynajmniej dostarczają nam rozrywki. Wyobrażasz sobie życie bez ich dram? – spytała Cade.
– Wyobraziłem to sobie... Gdyby nie oni naszą największą dramą około romantyczną byłby Aureli i jego nieudane próby prób pomyślenia o zaproszeniu Scarlett na randkę. – Connor próbował zdusić śmiech, mówiąc to. – Ja nawet nie żartuję, na samym początku pamiętam jak mówił, że to on chce być tym, który złamie zasadę spotykania się z kimś z naszej dwunastki. Uznał, że Scarlett to najbezpieczniejsze wyjście, bo przecież wygląda na taką, cokolwiek to znaczyło. Ale później Amy i Piper zaczęli się spotykać i uznał, że to nie ma sensu, ale plotka, że mu się podobasz poszła w świat.
– Ja się cieszę, że się poddał. W tamtym momencie życia pewnie bym się zgodziła, ale skończyłoby się to tragicznie. Chyba wolę o tym nie myśleć. Zmieniając temat, to mogę to pożyczyć? – Eliza skinęła głową. – Cade?
Jak nigdy przypomniał mi się monolog Victora skierowany do Alessa. Skoro on był w stanie ożywić ciało, to musiało być zaklęcie na to. Kto inny jak nie Cade mi powie, czy to możliwe.
– Niech zgadnę, chcesz zadać kolejne hipotetyczne odnośnie do czarnej magii?
Rozgryzła mnie. Może dlatego, że rzadko kiedy zwracam się do niej po imieniu.
– Aless w wyrazie frustracji wpadł na teorię, w której Heartless korzysta z zaklęć, które ożywiają ciało. Co ważne nie wskrzeszają, a ożywiają.
– To jest jakaś różnica między nimi? – przerwał mi Connor.
– Jeśli dobrze rozumiem, chodzi o to, że Heartless teoretycznie nie wskrzesza swoich ofiar, a sprawia, że ich ciała mogą się poruszać niczym ożywione przedmioty. Na tym polega różnica?
Cade jak nigdy była niepewna tego, co mówi.
– Mniej więcej. To jest możliwe? Albo coś blisko tego.
– Nie mam pojęcia. Aż tak głęboko nigdy się nie zagłębiałam. To wciąż jest nekromancja, która jest zakazana nie bez powodu.
Spodziewałam się takiej odpowiedzi. Też dlatego ostrzegłam zawczasu Alessa i Rävgora, żeby nie rozpowiadali o przypadku Victora. Nie warto.
– Wiem o tym.
– To nie jest niemożliwe. Teoretycznie mogły użyć zaklęcia na ożywienie przedmiot, które nekromancją już nie jest – wtrąciła Eliza – Szczególnie że mówimy o osobie nie magicznej, więc będzie korzystać z zielonej magii. W wolnym czasie mogę poszukać czegoś. O ile znajdę wolny czas pomiędzy robieniem bransoletek. To będzie zaszczyt pomóc w śledztwie Alessa.
Po jej słowach pożegnaliśmy się i każdy wrócił do siebie. Po przejściu przez portal znalazłam się pod domem w lesie. Weszłam na chwilę do środka, sprawdzić, czy nie ma czegoś przydatnego w naszej bibliotece. Nie była ona aż tak wielka tak ta w Nowym Orleanie czy Salem, ale sam fakt posiadania pokoju wypełnionego książkami może robić wrażenie.
Niestety po parunastu minutach spędzonych tam niczego nie znalazłam. Nic co by choć trochę przykuło moją uwagę. Możliwe, że nie potrafię też szukać. Zamiast jednak użalać się, że nic nie mam, usiadłam w salonie, żeby przejrzeć resztę książki. Do tego zrobiłam sobie kakao do picia. Idealny zestaw zimowy, jeszcze mi ciepłego kocyka brakowało do tego.
Sama książka miała w sobie bardzo dużo treści, nie do końca ze sobą powiązanych. Trochę historii o łowcach czarownic i ich genezie. Jak się dogłębniej dowiedziałam, podczas licznych procesów czarownic jedna z nich zaproponowała rozejm jednemu z łowców na jakimś terenie (wszystkie nazwy i imiona zostały zakreślone tak, że nie dało się ich przeczytać). Miało to polegać na tym, że wiedźmy przeklną cały ród łowcy, dzięki czemu przy łowcach z tego rodu, wiedźmy nie będą mogły korzystać z magii, a co za tym idzie, nie nikt nie będzie miał dowodów na to, że są wiedźmami. W praktyce zaklęcie okazało się silniejsze i działało nie tylko na wiedźmy, ale i inne istoty nadprzyrodzone (poczynając od wampirów kończąca na rzekomo nefilim) oraz łowcy mogli kontrolować to, czy chcą wydzielać swojego rodzaju tarcze blokującą magię, czy nie. Do tego jednak potrzebowali wprawy i ćwiczeń. Po jakimś czasie jednak pewne pokolenie łowców uznało, że nie warto marnować czas na zabije wiedźm, które oprócz tego, że korzystają z magii, nie robiąc nic złego i się wycofali. Od tamtego momentu łowcy czarownic stali się miejską legendą, którzy podobno istnieją, ale nikt ich nie spotkał od lat. Lub nie wiedział, że ich spotkał.
We fragmencie o blokowaniu magii autor mocno się skupił na tym, że zablokowanie czarnej magii jest niezwykle trudne i wymaga doświadczenia łowcy oraz świadomości, że osoba, którą blokujemy może chcieć jej użyć. W końcu mało kto faktycznie z niej korzysta, poza rzuceniem zaklęcia raz na całe życie lub osób takich jak ja (których jest równie dużo co łowców czarownic). Poza tym według jego teorii istnieją siły, których klątwa łowców nie jest wstanie zablokować – niezwykle potężna magia lub moc bazująca na czystym chaosie. Na moje znaczy to tyle, że gdzieś tam istnieje sobie top dziesięć najpotężniejszych istot, którzy są tak potężni, że nawet nie wiedzą, jaką dokładnie mocą dysponują i co potrafią. Jednak spotkanie kogoś takiego graniczy z cudem.
Ciekawe czy Heartless zdaje sobie sprawę z tego wszystkiego. I co właśnie wie. Ciężko stwierdzić.
Zatajanie przed Alessem spraw, nie jest dobry pomysłem, ale jeśli zamierza zrobić, to co zamierza, czyli po prostu zaproponować spotkanie gdzieś po środku niczego sam na sam, to dobrze, żeby sam w to wierzył do ostatniej chwili. Chyba że sam z góry powie, że potrzebuje pomocy i sam nie da rady (wątpię bardzo), to wtedy od razu powiem, mu co wiem. Na razie się wstrzymam.
Z zamyślenia wyrwało mnie to, że skoczyło mi się kakao. Miałam do wyboru wrócić do domu i nie robić nic albo zostać jeszcze trochę tu i też nic nie robić. Decyzję za mnie podjął sms od Rävgora.
Rävgor: Za ile będziesz w domu?
Rävgor: Ojciec ma dziś przyjść i zabrać jeszcze swoich rzeczy
Rävgor: Nie chcę przy tym być
Scarlett: Za niedługo, napiszę jak będę blisko
Jestem miłą osobą. Teraz tylko liczyć, że nie będzie chciał poruszyć tematu wyprowadzki ojca i mojego udziału w tym.
Nie mam siły z nim o tym szczerze rozmawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro