Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXIII - Scarlett

To był bardzo dziwny dzień. Ale w sumie, co w moim życiu nie jest dziwne w ostatnim czasie?

Stałam właśnie przy samochodzie Victora, czekając, aż Aless odejdzie jako pierwszy. Z jakiegoś powodu Victor się uparł, że oni muszą jechać przodem, a my nie możemy ruszyć, zanim oni nie odjadą. Tłumaczył to potrzebą zaczerpnięcia świeżego powietrza, ale no nie oszukujmy się, im później my odjedziemy, tym później znowu zobaczy się z Lily. Wciągnęłam się w ich dramę. Nie mam pojęcia, o co w niej chodzi, ale to nie jest ważne.

– Okey, możemy się zbierać – powiedział i podał mi kluczyki.

Otworzyłam samochód i usiadłam za kierownicą. Victor pomógł usiąść Timothy'emu na tylnym siedzeniu za pasażerem, po czym sam usiadł z przodu.

– Nie obrazisz się, jak dostosuję fotel i lusterko pod siebie? – zapytałam.

– Rób, co musisz.

Strasznie wygodny ten fotel. Też chcę taki samochód. Nie, żeby mój był zły, ale no... Infiniti.

– Gdzie właściwie jedziemy?

Victor dotknął panelu dotykowego lewą ręką i wpisał adres. Około czterdziestu minut jazdy. Mogło być gorzej. Sprawdziłam jeszcze, jak mniej więcej wygląda trasa, żeby się nie zaskoczyć jakimiś dziwnymi skrzyżowaniami czy nagłymi skrętami. Odpaliłam samochód i wyjechaliśmy spod klubu.

To była bardzo ładna noc. Księżyc wyglądał jakby był w pełni, brak chmur, masa gwiazd. A to przez większość czasu mieliśmy jechać przy nabrzeżu. Spokój.

Kątem oka widziałam, że Victor usiadł dość nisko na fotelu, tak że pasy miał tuż pod brodą. Czymś się przejmował i to czymś więcej niż kłótnia, czy to, że obca osoba prowadzi jego cenny samochód.

– Faktycznie nieźle prowadzisz – odezwał się – Nie żebym był w szoku, szukam tematu do rozmowy, żeby nie siedzieć w ciszy z własnymi myślami.

– Dzięki. Na co dzień mam styczność z Kię Sorento, więc prowadzenie sportowego samochodu jest dla mnie zaszczytem.

Victor uśmiechnął się pod nosem.

– Też lubię nim jeździć. Już z sześć lat ze mną jest i na razie nie zamierzam kupować nowego. I dlatego że mnie nie stać na nowy.

– Sześć lat temu sądziłam, że nie będę podchodzić do zdawania prawa jazdy, bo na co mi to? Tyle się zmieniało od tamtego czasu.

Minęliśmy właśnie jakieś skrzyżowanie.

– Mi wystarczyły dwa miesiące, żeby wszystko zepsuć i zmienić całe życie. A było tak nijakie... Pasowało mi to.

– Rozumiem to bardziej, niż myślisz... O co wam poszło?

Spojrzał na mnie.

– Chodzi ci o mnie i Lily?

Przytaknęłam.

– Zrobiłem coś, o czym ona nie wie i muszę ją okłamywać, żeby się nie dowiedziała. Mam dość sporo sekretów ostatnio. Niestety ona nie potrafi zrozumieć, że nie robię tego, żeby ją wkurwić tylko, dlatego że nie wiem jak naprawić to wszystko. Starałem się wymyślić coś, żeby nie była ma mnie zła, żeby choć trochę załagodzić sytuację. Stąd przyjechaliśmy z college'u do LA, na koncert właśnie, ale jak zwykle poszło o nic i wychodzę na tego złego. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać, więc dałem jej przestrzeń. A myślę, że dalszą część słyszałaś.

– Dość głośno na siebie krzyczeliście, ciężko było przegapić.

– Jeszcze wyzywa mnie od alkoholików.

– A wypiłeś aż tyle, żeby miała go tego podstawy?

Milczał przez chwilę.

– Yhym. Ale umiem udawać, że nie wypiłem za dużo. Lata wprawy. Z każdym dniem coraz bliżej mi do alkoholizmu, ale to co innego, kiedy ktoś inny ci o tym wypomina. I do problemów psychicznych... Mógłbym tu wpleść, że tak wygląda standardowe życie w Stanford, ale za bardzo się wkopałem, że nawet to mnie nie bawi.

– Niech zgadnę, starasz się kłamać i koloryzować sytuację w nadziei, że problemy same znikną? – Skinął głową. – Okłamywałam przyjaciół przez parę lat, nie tych, którzy ze mną przyjechali, innych przyjaciół. W końcu jedno wydarzenie rozpoczęło efekt domina, w którym nie tylko się wydało, że ich okłamywałam, ale i byłam blisko zranienia ich. – Nie dość, że psychicznie, to i fizycznie. Zawalenie się szkoły, mógłby zabić dużo osób. – Obiecałam im po tym, że to już się nie powtórzy. Wybaczyli mi jakimś cudem, zrozumieli, czemu kłamałam, ale kolejne wydarzenia sprawiały, że muszę dalej ich okłamywać. A raczej nie mówić całej prawdy. I właśnie nie tylko ich. W tym momencie to zabrnęło tak daleko, że jedynymi osobami, które znają całą prawdę, jest Aless i Rävgor, których miałeś okazję poznać. A to wszystko w imię, czegoś, czego nawet nie jesteśmy pewni, czy się faktycznie uda.

– A nawet kiedy przestaniesz kłamać, zdasz sobie sprawę, że to nic nie da, bo pozostają jeszcze problemy, które stworzyłeś, kiedy ich okłamywałeś.

– Dokładnie.

– Nie sądziłem, że spotkam, kiedyś kogoś, kto ma podobne problemy moralne i skłonności, co ja – powiedział, trochę podnosząc się na siedzeniu. Jedną ręką poprawił włosy. – Ostatnio za dużo zdarza mi się kłamać.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie byłam pewna, co wypada. Nie chciałam go jeszcze bardziej dołować. Siebie w sumie też nie.

– Zawsze nam została licytacja, kto ma gorzej – zaproponowałam, licząc, że weźmie to za ironiczny komentarz, a nie poważną propozycję.

– Oj, wygrałbym. Zdecydowanie. – Jego głos brzmiał mniej depresyjnie niż chwilę temu. W sumie dało się przewidzieć, że będzie dążył do chęci zwyciężenia. Imię robi swoje.

– Zdziwiłbyś się.

Wybacz Victorze, ale nie nad tobą siedzi przepowiadania, w której jest mowa o tym, że możesz podprowadzić do apokalipsy – parafrazując oczywiście – i nie ty masz skłonności do korzystania z czarnej magii bez kontroli nad tym.

Oczywiście tego nie pomogę powiedzieć.

– I tak mi nie powiesz. Jak samo jak ja nie powiem... – Urwał na chwilę głos. – Kurwa!

– Co jest? – zapytałam, starając się zachować spokój, żeby nie stracić panowania nad samochodem.

– Musisz się zatrzymać! Po prostu musisz!

Spojrzał na mnie błaganie, po czym odpiął pasy i jakimś cudem, udało mu się dostać na tylne siedzenie. Rozproszył mnie tym. Bardzo. Gdyby nie refleks, wyjechalibyśmy w barierkę, za którą było urwisko, a na dole ocean. Miał cholernego farta, że udało mi się nie spanikować do reszty. Oraz że akurat w tym miejscu znajdował się do zatrzymania punkt widokowy.

Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam do tyłu.

– Co do cholery się stało?!

Victor jednak zignorował moje pytanie. Pochylał się nad Tymothym... Sprawdzając mu puls? Czy ja dobrze widzę?

– Otwórz bagażnik!

Zrobiłam to. Wciąż to nie mój samochód.

Victor wysiadał z auta, a ja za nim, żeby móc się zorientować, co się stało. Otworzył bagażnik, podnosząc klapę, pod którą powinno znaleźć się zapasowe koło. Zamiast tego leżała tam dziwna maszyna i minilodówka. Wyjął to drugie oraz torbę z końca bagażnika. Bez pytania o zgodę otworzyłam minilodówkę.

Nie, żeby na tym etapie, dziwiła mnie krew w czyimś samochodzie, ale co do cholery się właśnie dzieje?

Wyjęłam jeden worek i go obejrzałam. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Oprócz tego, że wyglądała na ukradzioną z banku krwi lub szpitala.

– Czemu nie panikujesz? – zapytał Victor, kiedy dostrzegł, co robię.

– Po co ci to?

– A nie spytasz, skąd to mam? Albo, czyja to krew? – Wydawał się w większym szoku niż ja.

Straszne jest to, że znam odpowiedzi na jego pytania.

– Studiujesz medycynę w Stanford. Pewnie z pobliskiego szpitala ukradłeś komuś krew, bo pewnie masz dostęp do takich rzeczy – powiedziałam to chyba najgorszym możliwym tonem, jakby to wszystko było dla mnie oczywiste. – Po co ci to?

Victor milczał.

– Ja... Nie uwierzysz mi, jak ci powiem, że wskrzesiłem człowieka, prawda? Daj mi chwilę, muszę wymyślić wiarygodną wymówkę, więc tak...

– Co zrobiłeś?! – Rzadko krzyczę na ludzi. Szczególnie na obcych. Ale... Ale on...

– Możemy dokończyć tę rozmowę, jak zacznę przekraczać krew chłopakowi mojej przyjaciółki, która jest o krok od znienawidzenia mnie, a on sam umrze, jeśli nie będzie miał transfuzji?

W co Rävgor mnie wplątał?

Wzięłam głęboki wdech. I kolejny. I kolejny. I jeszcze jeden.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

Nie odpowiedziałam.

Victor wrócił do auta. Otworzył tylne drzwi z prawej strony i przy świetle księżyca starał się wbić igłę w rękę Timothy'ego.

– Kurwa! Ręce mi się za bardzo trzęsą – zaczął mamrotać pod nosem, jak bardzo jest na siebie wkurwiony i że trzeba było nigdzie nie wyjeżdżać. Czuję, że nie dostanę wyjaśnień, dopóki nie upewni się, że z tamtym będzie wszystko dobrze.

W takich sytuacjach zaczynam doceniać, że przyjaźnię się z wampirem, który nauczył mnie jak pobierać krew ludziom i jak prawidłowo wbić igłę w żyłę. Ja głupia, wyśmiałam kiedyś Alessa za to, jak pokazywał mi to na Harrym.

Podeszłam do samochodu.

– Daj mi to. Powiedz tylko, gdzie trzeba wbić.

Victor spojrzał na mnie dziwnie. Bez słowa wyjął z torby jednorazowe rękawiczki i mi je podał.

– W tym miejscu. To jedyne, co musisz zrobić.

Wskazał na punkt w ramieniu Timothy'ego. Pochyliłam się trochę i wierząc, że wiem, co robię, wbiłam mu igłę we wskazanym miejscu. Victor z kolei zakleił to tak, żeby się trzymało i usiadł na krawężniku, chowając twarz w dłoniach. Wcześniej jednak pozbył się rękawiczek, wrzucając je specjalnej przegrody w tobie. Również wyrzuciłam rękawiczki i usiadłam obok niego.

– Co zrobiłeś? – zapytałam ponownie. Tym razem jednak chyba z milszym tonem.

– Ja... Nie uwierzysz mi.

Nie, to ty byś mi nie uwierzył, jakbym ci powiedziała, że jestem wiedźmą.

– Chcę się przekonać. Widziałam więcej, niż ci się wydaje.

Podniósł głowę, oddychając wolno.

– Popełniłem błąd. Nie ufałem mu. Czułem, że okłamuje Lily, więc kiedy nadążyła się okazja, postanowiłem go śledzić. Myliłem się, akurat tego dnia jej nie okłamał i faktycznie pojechał nad ocean surfować. Doszło jednak do wypadku i gdyby mnie tam nie było, utonąłby. Burza się zbliżała, on nie oddychał. Spanikowałem. Ta maszyna, urządzenie, która pewnie zauważyłaś w bagażniku, przewodzi prąd. Uznałem, że może posłużyć za defibrylator... – Zawiesił na chwilę głos. W tym momencie przestał udawać, że nic go nie obchodzi. Był o krok od rozpłakania się i pogrążenia we własnej beznadziei. – I niejako posłużył. Parę godzin później zrozumiałem, jednak że coś poszło nie tak. Całe moje wspomnienie z tego dnia jest mgliste, nie pamiętam wielu szczegółów, ale wiem, że coś poszło nie tak, że on nie powinien się obudzić. Od tamtego dnia Timothy nie jest tym, kim był. Nie potrafi sam za siebie decydować, coraz częściej jest tylko otępiały, woli spędzać czas tylko ze mną, jakbym był jego matką, a on nowo narodzonym dzieckiem.... Muszę mu przetaczać krew, żeby organy nie zaczynały mu gnić. Parę przeszczepów też już zrobiłem. Nie jest martwy, ale żywy też nie. Jestem w szoku, że nikt nie zauważył, że coś jest z nim nie tak.

Siedzieliśmy w ciszy. Wierzę mu, ale... Jak?

– Czemu nikomu nie powiedziałeś na samym początku? Nie oceniam cię, pewnie zrobiłabym podobnie, ale to pierwsze pytanie, jakie w tym momencie mi się nasuwa.

– Chyba dlatego, że bałem się reakcji, krytyki, bycia ocenianym, krzywych spojrzeń. Nie skromnie mówiąc, jestem inteligentny. Stanford błagało mnie o to, żebym u nich studiował. Każdy ma wysokie oczekiwania wobec mnie, że coś osiągnę, będę kimś, że zmienię świat. Jeśli to, co zrobiłem, by wyszło... Byłbym w jeszcze gorszej sytuacji, niż jestem. Byłbym rozczarowaniem w oczach innych. A teraz jeszcze wszystko, co zrobiłem, żeby zapobiec rozpadaniu się ciała Timothy'ego, poszło na marne. Wątpię, żeby przeżył powrót bez podejrzeń.

On jest mną. Wystarczy tylko zamienić martwego znajomego na mój brak zainteresowania magią. I parę szczegółów.

Bał się siebie i tego, co może zrobić. Nienawidził tego, że ktoś pomyśli, że jest niewystarczająco dobry, nawet kiedy na forum oznajmiał, że ma to gdzieś. Kłamał, żeby nie wydało się, jak bardzo nie wie, co robi i odwlec w czasie krytykę innych wobec siebie.

Robiłam dokładnie to samo od dwóch lat. Nienawidziłam tego, że nie panuję nad magią i choć wmawiałam wszystkim, że mnie to nie obchodzi, to kiedy przychodził czas, w którym trzeba było ocenić to, co robię, nie mogłam sobie pozwolić na bycie rozczarowaniem. Okłamywałam wszystkim, włącznie z sobą, że wszystko jest w porządku, kiedy nie było. Ewidentnie nie panuję nad magią, która coraz bardziej zaczyna być zależna od moich emocji. Bałam się, że zniszczę wszystko i będę tego w stanie naprawić, więc nie korzystałam z magii. Ale nie mogłam z niej kompletnie nie korzystać. Od dwóch lat żyłam w błędnym kole, z którego nie mogłam wyjść i to było najgorsze.

Spojrzałam na swoje ręce. Nie pojawiła się wokół nich aurą, ale łatwo było mi sobie ją tu wyobrazić.

– Chyba wiem jak ci chwilowo pomóc – powiedziałam niepewnie – Tak, żeby nic się nie wydało. Jednak nie możesz pytać o szczegóły.

Spojrzał na mnie.

– Mogę cię zapewnić, że cokolwiek mi dziś powiesz, nie będę tego pamiętać rano. To powód, dla którego zacząłem pisać pamiętnik. Pamięć mi siada, szczególnie po alkoholu.

Kłamca pozna kłamcę. W tym momencie nie miał powodów, by mnie okłamywać.

– Moja rodzina ma powiązania z okultyzmem. – Nie wyglądał na zbyt zaskoczonego. Ale to akurat mógł ukrywać. – I magią. Znam pewien sposób, który chwilowo ustabilizuje jego stan. Nie jest to trwałe rozwiązanie, żadne nie będzie, ale lepsze to niż nic.

– Wciąż nie rozumiem, jak chcesz mu pomóc.

Też nie byłam pewna. Wiedziałam, że czarna magia jest jedyną, która potrafi wskrzesić człowieka. A ja jedyne, co muszę zrobić to ustabilizować jego stan. Stan już wskrzeszonego człowieka. Mam nadzieję, że oddanie energii z aury pomoże. Powinno jakoś, skoro to dzięki niej możemy żyć.

Gorzej już nie będzie.

– Musisz mi zaufać. Spędzilibyśmy tu godziny, jakbym miała zacząć to tłumaczyć.

Victor zamyślił się.

– Nie mam nic do stracenia – powiedział słabym głosem i wzruszył ramionami. – Gorzej już nie będzie. W razie, czego upozoruję wypadek i wrzucimy go do oceanu.

To nie brzmiało jak tekst wymyślony ot tak. Wstałam z krawężnika i podeszłam do samochodu. Timothy siedział spokojnie, wpatrując się w swoją rękę i worek z krwią. Wydawał się zafascynowany tym, jak to działa. Usiadłam na skraju siedzenia. Nie zareagował na moją obecność. Położyłam lewą ręką na jego przedramieniu, które leżało bliżej mniej.

Starałam się uspokoić wszystkie myśli i oczyścić umysł. Niestety jedynym sposobem, jaki znałam na przywołanie czarnej aury, były negatywne emocje, więc oczyszczenie umysłu miało pomóc przywołać najgorsze wspomnienia. W tym przypadku jakoś ogarnęło mnie to podłe uczucie powiązane z kłótnią z Rävgorem sprzed dwóch i pół roku. Nienawidziłam do tego wracać.

Czarna aura wokół moich palców zaczęła wchłaniać się w skórę Timothy'ego. Czułam dziwną pustkę od niego. Chwilę później Timothy na mnie spojrzał, a w jego oczach mignęła mi czarna aura. Moja aura. Odsunęłam instynktownie rękę.

Wokół mojej dłoni aura zmieniła kolor na amarant. Nie wiem, czy moje próby ustabilizowania jego organizmu się udały, ale nie to mnie interesowało. Złapałam ponownie rękę Timothy'ego, tym razem w nadgarstku i nacisnęłam na miejscu, gdzie powinna biec żyła. Tym gestem powinnam poznać kolor jego aury... Tylko że nic się nie stało.

Odsunęłam się od niego, prawie wywracając na ziemię. W sumie upadłabym, gdyby Victor nie zdążył zareagować.

– Chyba wiem, czemu on taki jest – odezwałam się, starając się złapać w pełni równowagę – Udało ci się wskrzesić jego ciało, umysł, ale bez aury... Bez duszy nie jest już tym, kim był.

Victor nie widział, co ma powiedzieć, czy jak skomentować. I czy w ogóle to zrobić.

Wtedy też oboje usłyszeliśmy wibracje telefonu. Victor wyjął swój i odebrał.

– Czego chcesz? – spytał, ponownie przybierając arogancki ton i postawę. Odszedł parę kroków od samochodu i włączył tryb głośnomówiący.

– Gdzie wy do cholery jesteś?

Przewrócił oczami.

– W drodze. Zatrzymaliśmy się na stacji, bo chciało mi się pić – opowiedział. Ja mu prawie uwierzyłam.

– Serio? Znowu alkohol? Czy ty jesteś poważny?

– Nie wiem, o co ci chodzi. Sama dobrze wiesz, że alkohol wysusza organizm. Co jest złego w tym, że zatrzymaliśmy się, żebym kupił coś, co go nawodni? I nie piję tego, o czym myślisz.

Lily milczała.

– Po prostu powiedz, za ile będziecie – odezwał się Jaimie.

Victor spojrzał na mnie, a ja wzruszyłam ramionami. Nie mam pojęcia. Zapomniałam spojrzeć na mapę, ile zostało nam mil.

– Nie wiem. Chyba gdzieś w połowie jesteśmy. Może za. Jak najszybciej jak to tylko możliwe. – I rozłączył się.

– Rozłączenie się tylko pogarsza twoją sytuację – skomentowałam.

– Wiem. Nie mam ochoty z nią rozmawiać. Z Jaimiem w sumie też... Co miałaś na myśli, mówiąc, że Timothy nie ma duszy?

I weź, tu teraz wytłumacz.

– To nie koniecznie jest dusza w kontekście biblijnym. Jest to swojego rodzaju energia, która utrzymuje twoje ciało i sprawia, że masz ludzkie odruchy. Mniej lub bardziej. Istnieje prawo, wedle którego nie można uprawiać nekromancji. Tylko że nekromancja w tym znaczeniu odnosi się do przywracania duszy w cudzysłowie do ciała. Tobie natomiast udało się przywrócić samo ciało. Pewnie dlatego nikt z mojego otoczenia o ciebie i o tym nie słyszał... Zrobiłam, co mogłam, żeby go ustabilizować. Powinno zadziałać na parę dni, ale nawet jeśli będziesz mu wymieniał wymierające organy, ciało będzie gnić i umrze. I to może nastąpić wcześniej, niż planowałeś. Zacząłbym szukać planu awaryjnego, jakby Timothy miał nie dożyć końca semestru.

– Nie mam żadnego racjonalnego powodu, żeby ci wierzyć – odezwał się po chwili – ale z jakiegoś powodu wiem, że to, co mówisz, jest prawdą. A to znaczy, że jestem w jeszcze gorzej sytuacji, niż sądziłem. – Wpatrywał się w punkt na ulicy. Westchnął ciężko. – Będę mógł cię prosić jeszcze o jedno? – Nie odpowiedziałam. – Muszę zapisać, co się działo z Timothy'im i ze mną podczas tego koncertu. Najważniejsze rzeczy. Mogłabyś to zrobić? Podyktowałbym ci wszystko. Mój charakter pisma, kiedy jestem całkowicie trzeźwy, jest okropny i ledwo czytelny.

– Pewnie.

Uśmiechnął się słabo i zaczął pakować wszystko do samochodu. Wszystko ułożył tak, jak było. Usiadłam za kierownicą, sprawdzając, czy ktoś do mnie nie pisał oraz ile faktycznie mam zostało trasy.

Aless: Coś wam nie idzie ta podróż

Wielce zabawne.

Zostało nam dwie trzecie drogi.

Scarlett: Ha ha

Scarlett: Gdybyście był na moim miejscu, też by się wam nie śpieszyło

Rävgor: Ale co ja teraz zrobiłem?

W tym momencie Victor wsiadł do samochodu i wyjął ze schowka przez sobą zeszyt z czarnym długopisem. Otworzył go na pustej stronie i podał mi oba przedmiotu. Po czym zaczął dyktować.

– Z Timothy'im jest źle. Gorzej niż przypuszczałem. Na razie jego stan jest stabilny, ale muszę zacząć myśleć co z nim zrobić. Lily jest na ciebie zła, daj jej się wykrzyczeć. Zasłużyłeś na to, po tym, jak ją olałeś i poszedłeś się upić. Daj jej satysfakcję, że ma rację. Inaczej z nią nie porozmawiasz jak człowiek. Wracając do Timothy'ego, mam silne przeczucie, że nie jest człowiekiem, a jego imitacją. Zombie. Trzeba było mu przetoczyć krew, kiedy wracałeś do motelu z klubu. Pomagała, ci osoba, która uświadomiła cię, że coś może być z nim nie tak. Przemyśl to, jak będziesz trzeźwy. O i wyjaśnij Lily, czemu nie chciałeś jej dać kluczy do samochodu. Na pewno o to będzie cię, Victorze z przyszłości, czepiać. Dowód jest oczywisty, leżał tam pamiętnik i krew w bagażniku, więc wymyśl coś wiarygodnego. Pierdoliłeś coś od rzeczy, że jej nie ufasz. O szczegóły kłótni spytaj Jaimiego, nie chcesz ich pamiętać. – Mówił bardzo wolno, dostosowując się do tempa, w jakim pisałam. – O i śpiewałeś z Laviną Lloyd. Poszukaj później nagrań. Jestem ciekaw, jak wyszło. – Zakończył. Zapisałam na boku nazwę swojego Instagrama (@leavens.evans) z dopiskiem, że jakby potrzebował pomocy, może napisać.

Zamknęłam zeszyt. Mignęło mi jednak jego nazwisko na stronie tytułowej.

– Victor Frankenstein? – zapytałam, oddając mu zeszyt.

Zamknął schowek i spojrzał na mnie.

– Stein. Mam w dokumentach skróconą formę. Jakiś problem z moim nazwiskiem?

Może jednak Dorian Gray faktycznie istnieje?

– Skąd. Twoje nazwisko idealnie pasuje do tego, co zrobiłeś. O wiele szybciej by ci szło tłumaczenie, gdybyś się najpierw przedstawił.

Widziałam, jak tłumi śmiech, starając się zachować powagę.

– Nie stworzyłem życia.

– Nie, ale dla nornika to nie ma znaczenia. Niby co zrobił Wiktor we Frankenweenie? Nie każdy Frankenstein jest taki sam.

– Słuszna uwaga. Choć Timothy nie jest psem.

Wzruszyłam ramionami.

– A ty nie jesteś animowany.

Odpaliłam samochód i wyjechaliśmy z puntu widokowego. Dopiero teraz się zorientowałam, że nie minął nas żaden samochód, kiedy tam staliśmy. W tylnym lusterku zauważyłam, że Timothy zdążył zasnąć. Wyglądał tak niewinnie.

– A jak ty masz na nazwisko? Jeśli mogę spytać.

– Zwyczajne. Evans. Ale znam osobę, o której się mówi, że jest synem Draculi. To ten wysoki, którego poznałeś – dopowiedziałam, żeby kontynuować rozmowę. Na tym etapie nie mam za dużo do stracenia, a z nim się ciekawie rozmawia.

– To ten, który jest podobno detektywem? – zapytał – Nie pamiętam imienia, ale ten drugi, z którym rozmawiałem, wspomniał, że jesteście z Seattle. Ciężko nie słyszeć o tym, co się tam dzieje.

Rozmowa była jednak błędem.

– Tak. Aless zajmuje się śledztwem. Z tego, co mówił, utknął w pewnym punkcie i nie może znaleźć rozwiązania, żeby pchnąć śledztwo. A niestety policja tego nie rozwiąże.

– Czyżby śledztwo miało podłoże nadprzyrodzone? – Wydawał się szczerze zainteresowany.

Z tyłu głowy miałam myśl, w której jak twierdził, zapomni o naszej rozmowie na następny dzień.

– Można tak powiedzieć. Śledztwo ma dwie największe niewiadome, kim jest i jak działa Heartless. Bo wiesz, od końca sierpnia do teraz nie ma żadnego nagrania z monitoringu, sugerującego, kim może być morderca. Albo jak zostawia ciała w miejscach, w których je zostawia. W ogóle nic. Znaczy, Aless ma jedną poszlakę, która okazała się bardzo ważna, ale ciężko mu chyba to wykorzystać tak, żeby coś zdziałać.

Victor znowu się zamyślił. Jechałam teraz szybciej niż przez pierwszą część trasy. Im szybciej tam dotrzemy, tym może Lily mniej się będzie wściekać na Victora. Ewentualnie może mi się za to nie dostanie. To był za długi dzień, żeby się jeszcze z kimś kłócić i wyzywać.

– Takie pytanie. Czy Aless podejrzewa, że Heartless pracuje sam, czy ktoś mu pomaga?

– Wydaje mi się, że to pierwsze.

Nie odpowiedział dalej. Wrócił natomiast do siedzenia nisko w fotelu. Chyba jego organizm w końcu pojął, ile wypił.

Resztę podróży spędziłyśmy w ciszy. Przez jej większość przekroczyłam limit prędkości, tak że udało nam się dojechać w ciągu dwudziestu minut. Zaparkowałam tuż obok Cadillaca, na którym siedział Rävgor. Aless stał obok, udając równie zainteresowanego, co Jaime, słuchając tego, co mówiła Lily. Oddałam kluczyki Victorowi i razem wysiedliśmy z samochodu. Timothy wciąż spał.

– W końcu! – Oczywiście, że to była pierwsza rzecz, jaką usłyszeliśmy. I oczywiście, że powiedziała ją Lily.

– Daj mi spokój – mruknął Victor – Chyba jednak wypiłem za dużo.

– Nie brzmiałeś na pijanego, kiedy ze mną rozmawiałeś przez telefon.

– Adrenalina.

Podeszłam do Alessa i Rävgora.

– Chcielibyście jeszcze pomoc z wejściem Timothy'ego do ich pokoju? Długa historia, ale sam może nie dać rady.

– Na tym etapie już naprawdę nie mamy nic do stracenia – powiedział cicho Aless.

Poszliśmy ich jeszcze odprowadzić do pokoi. Jaimie uważał, żeby Victor się nie potknął na schodach, a Aless i Rävgor razem wznosili nieprzytomnego Timothy'ego, a ostatecznie położyli go na łóżku w pokoju jego i Lily.
Lily mam szczerze podziękowała i wygłosiła mini monolog o tym, jak mnie podziwia, że wytrzymałam tyle czasu z Victorem w zamkniętej przestrzeni.

Ostatecznie zostawiliśmy ich samym. Ciekawe towarzystwo, nie powiem. Szczególnie Victor. Jest co prawda krok od bycia szaleńcem, ale jest inteligentny. To w pewien sposób musi iść w parze. Mam nadzieję, że nie wpadnie w alkoholizm.

Byliśmy już na schodach. Aless wydawał się rozbawiony całą sytuacją, jakby jego plan o tym, żeby wyrwać się z Seattle i przestać myśleć o tym całym syfie, zadziałał. I to też tylko, dlatego że wpadliśmy na grupę studentów ze Stanford.

– Czekajcie!

Zatrzymaliśmy się w połowie schodów i odwróciliśmy. Victor wciąż był w tym stanie, gdzie trzymał się go alkohol, ale myślał w miarę racjonalnie. Choć jego ciało zaczynało mówić co innego.

– Aless, dobrze zapamiętałem imię? – spytał Victor, opierając się jednocześnie o barierkę, żeby przypadkiem nie stracić równowagi przy schodach.

– Tak. Coś się stało?

– Nie. Tak.... Znaczy. Daj mi chwilę, za dużo wypiłem, muszę zebrać myśli.

Nawet nie kłamał. Rävgor natomiast wyglądał, jakby chciał na te słowa zareagować, jakim on jest idiotą i czy możemy go tu zostawić. Szybko mu przeszło współczucie.

– Martwi potrafią chodzić i są wierni temu, kto ich ożywił. Zrobią wszystko, o co ich poprosisz. Są wpatrzeni w ciebie jak obrazek, jakbyś był ich rodzicem, którego chcą uszczęśliwić. Wiem to lepiej, niż można sądzić, uwierzcie mi.

– Co? Skąd... – zaczął Aless.

– Wyjaśnię ci później – przerwałam mu. – Czemu o tym mówisz? Szczególnie że oni mogą cię usłyszeć.

– Wy... Słyszałem o śledztwie, widziałem filmy na YouTube'ie jakiś czas temu, rozmawiałem trochę z Evans i zacząłem się zastanawiać, jak ktoś umieszcza ciała w tych miejscach. Szczególnie mam na myśli to z diabelskim młynem. To był moment, w którym trochę się tym interesowałem.

– Nie chcę cię pospieszać, ale... – zaczął Rävgor, ale przerwał, kiedy na mnie spojrzał.

Victor westchnął arogancko.

– Musisz spojrzeć na to z innej strony. Nie rozwiąże twojego problemu, ale skoro ja potrafiłem ożywić ciało za pomocą prądu, to jestem pewien, że istnieją lepsze metody na to. I bardziej bezpieczne.

– Nekromancja jest zakazana. Uwierz, nikt o zdrowych zmysłach i chęci posiadania duszy jej nie praktykuje.

Spojrzałam na Alessa. To prawda, ale...

– Nie. Myślisz pojęcia. Nie wskrzesiłem człowieka. Ożywiłem jego ciało. Ciało, które potrafi się samo przemieszczać i słucha mnie bezkrytycznie. Zawsze. I bez pewnych rzeczy, które muszę robić, jego ciało umiera. Muszę pilnować, żeby nie umarło. Ona – Wskazał na mnie. – wam wyjaśni, o co mi chodzi. Musisz zaryzykować. I jeśli ja, będąc pijanym do tego stopnia, że jutro nie będę niczego pamiętał, wpadłem na ten pomysł, to ty na pewno też. – Wpatrywał się w Alessa. – Nie rozumiem tylko, czemu z tego nie skorzystasz.

Teraz się zgubiłam.

– To nie jest takie proste, Victor – odpowiedział Aless poważnym tonem.

Victor zszedł o parę stopni niżej.

– Jest. Moja sytuacja nie jest prosta, bo skrzywdzę psychicznie masę osób. Już to robię. Ty z kolei narazisz tylko siebie. Jeśli ktoś pożąda atencji i to pokazuje, to zrobi wszystko, żeby ją zdobyć. A twój morderca jest tym typem człowieka. I ty o tym wiesz, ale nie dopuszczasz do siebie tej myśli, bo czekasz, aż popełni błąd. Czyż nie? I nikt cię nie wini za to, szczególnie ja. Jednak pomyśl, czym jest jedno życie w porównywaniu do tych, które mogą zginąć?

– Z kontekstu rozumiem, że jesteś ostatnią osobą, która może mi dawać moralizujące monologi.

Stali naprzeciwko siebie. Dzięki temu, że Victor stał wyżej, mógł z łatwością wpatrywać się w oczy Alessa w ciszy, prowokując go, do cholera wie czego.

Victor zaśmiał się, a całe jego ciało wyrażało arogancję. O ile to w ogóle było możliwe.

– Możliwe. Przynajmniej jestem świadomy tego, co robię. Skoro nie masz żadnych wskazówek co do tożsamości osoby, którą szukasz, sprowokuj ją i daj się złapać. Skoro jesteś taki bystry, znajdź sposób, żeby nie zginąć przy tym. To nie może być aż tak trudne, skoro jesteś takim szanowanym detektywem.

Zaczyna mnie szczerze zastanawiać czy jego pewna wyższość, z jaką mówi to kwestia tego, jaki jest na co dzień, czy tego, że poczuł się zbyt pewny siebie przed alkohol. Albo i jedno, i drugie. Na pewno ma ciężki charakter, z którym ciężko wytrzymać.

Aless z kolei chyba był o krok, żeby go uderzyć z tego powodu. Ciężko było przegapić jego spięte mięśnie, szczególnie wokół szyi i ściśnięte dłonie w pięści.

– Victor!

Po wykrzyknięciu jego imienia przed schodami pojawił się ten Jaimie.

Victor przeklął bezgłośnie, przewracając oczami, a Jaimie zbiegł po schodach, po czym zaczął go zaciągać do góry. Na prawdę mu zależało.

– Przepraszam za niego, ostatnio to jak się zachowuje, męczy nas wszystkich. Nikt z nas nie chciał wam psuć waszego wyjazdu. Naprawdę przepraszam – zaczął go tłumaczyć.

Tłumaczenia. Znam to.

– Nic się nie stało – powiedziałam miłym tonem. Jeśli to, co Victor mówił, było prawda, że taki jest, nie jest niczym dziwnym. Nie tłumaczy go, ale to frustracja i konieczność do okłamywania, a nie chęć robienia ludziom na złość, czy ich krzywdzenia. – Jest pijany i tylko mówi rzeczy, jakie przychodzą mu na myśl.

Jaimie westchnął ciężko. Jego chłopak jest narcystycznym, geniuszem o skłonnościach do alkoholizmu. To będzie ciężki związek.

– Puść mnie! Dam radę sam iść – powiedział cicho Victor, starając się nie wyrywać, bo to by było pogorszyło wszystko. Spojrzał w naszą stronę. – Przepraszam... Ale to prawda. Jeśli nie zaryzykujesz, skończysz jak ja.

Po czym dał się zaciągnąć z powrotem do pokoju.

– Co za dziwny człowiek – skomentował Rävgor.

Była to pierwsza rzecz, jaka padła od jakichś dziesięciu minut. Siedzieliśmy wszyscy w samochodzie. Czekałam z odjechaniem, aż Aless przestanie być pogrążony we własnych myślach. Nie chciałam, żeby z czymś wyskoczył, jak będę prowadzić. To ryzyko wypadku.

Kolejnego dzisiaj.

– Też. Myślę, że czuje się niezrozumiany. Jego historia jest skomplikowana, a podobno usłyszałam tylko kawałek.

Aless wciąż milczał.

Spojrzałam się na Rävgor. Człowieku, zagadaj go.

– Aless? – spytał Rävgor – Wszystko w porządku?

– Nie – odparł zrezygnowany – On ma rację. Od miesięcy podświadomie wiem, co trzeba... Co muszę zrobić. Tylko nie chce się to tego przyznać.

– To znaczy?

Aless podniósł wzrok i spojrzał na nas. Takiej pustki i beznadziei w jego oczach dawno nie widziałam. Właściwie to nigdy. Ale skoro to było jedyne rozwiązanie jak złapać Heartlessa, to czemu tak się czuł?

– Victor ma rację. Jedynym wyjściem, żeby złapać człowieka, który chce atencji, jest mu ją dać. To znaczy, że... Że muszę się mu dać złapać i być potencjalną następną ofiarą.

Aless był przerażony. Sprawiał wrażenie, jakby chciał uciec stąd jak najdalej może i już nigdy nie wychodzić do ludzi. Zaczął obgryzać paznokcie i nerwowo ruszać nogą. Wpatrywał się w martwy punkt z coraz bardziej nieobecnym wyrazem twarzy, starając się spokojnie oddychać.

A ja pierwszy raz od dawna nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć.

To był świetny wyjazd.

Nagle telefon Alessa zaczął wibrować. Wyjął go i już miał go rzucić ze złością, ale zamarł.

– Heartless... Znaleziono kolejnego martwego nastolatka.


***


Lubię ten rozdział. Po prostu lubię.

Ale małe info. Za tydzień rozdziału nie będzie, potrzebuję małej przerwy, żeby odpocząć od życia i zebrać siły do publikowania dwóch opowiadań jednocześnie. Więc jeśli zaciekawiła was postać Victora, to zapraszam do opowiadania "Pamiętnik Victora (Franken)Steina". W tym tygodniu pojawi się tam nowy rozdział.

To był bardzo długi dzień, życzę wam miłej nocy/dnia!








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro