LXII - Rävgor
Nie jestem pewien, jak właściwie wyobrażałem sobie ten dzień, ale okazał się lepszy.
Klub był bardzo klimatyczny z barem stojącym idealnie naprzeciwko sceny. Ludzie zaczęli się gromadzić pod sceną, wiedząc, że do koncertu zostało jeszcze trochę czasu, a i tak jeszcze będzie grał support, jakiś DJ właśnie podłączał swój sprzęt. Światła głównie świeciły na niebiesko, biało i zielono, co nadawało ciekawego klimatu. Pierwszy raz byłem w takim miejscu.
Wciąż jednak nie mogłem przestać szukać wzrokiem Victora, bo chyba tak się nazywał. Coś w nim było, przez co wiesz, że nie chciałabyś się z nim przyjaźnić, bo to byłby bardzo trudna relacja, ale jednocześnie chciałoby się z nim porozmawiać. Niestety zniknął gdzieś w tłumie, więc nawet pobieżne obserwowanie, czy nie wywoła kolejnej dramy, nikło z każdą sekundą na znalezienie go. A szkoda. Choć naprawdę współczuję osobom, które z nim przyszły.
– Też o nim myślisz, co nie?
Scarlett odwróciła się do mnie.
– Całkiem możliwe – odparła – Jednak ważniejsze jest to, że pewnie Aless nie może przestać o nim myśleć.
– Czemu?
– Widziałeś jego oczy? Zielone oczy?
Fakt. Też to zauważyłem. Ciężko było przegapić w sumie.
– Życie bywa przewrotne, jeszcze się okaże, że jest wnukiem Danielle. Albo prawnukiem. Ewentualnie Aless zacznie po prostu zaraz mówić, że to te same oczy jak jej.
Zaśmiała się lekko.
– Nie powinniśmy z tego żartować.
– Minęło osiemdziesiąt lat, prawda? Myślę, że z obsesji nad zielonymi oczami możemy.
– Wciąż nie powinniśmy, ale kto powiedział, że nie będziemy tego robić?
Tym razem ja się zaśmiałem.
Aless w tym czasie poszedł po coś do picia. Jako że cała nasza trójka miała prawo jazdy ze sobą, uzgodniliśmy, że wszyscy będziemy się ograniczać, jeśli chodzi o picie alkoholu. Nigdy nie wiadomo, kiedy i komu się przyda umiejętność jeżdżenia, kiedy komuś odwali i zacznie za dużo pić. A to i tak oznaczało, że Scarlett będzie prowadzić, kiedy będziemy wracać.
Samochód jest na Alessa wypożyczony.
Scarlett lubi prowadzić.
Ja im nie jestem tam potrzebny, przy samochodzie.
Podobał mi się ten układ.
– Mówiłem wam, że od dawna chciałem się z wami napisać? – Aless podszedł do nas z trzema kieliszkami napełnionymi prawdopodobnie wódką. – W końcu jest okazja, żeby zrobić to w pięknych warunkach w trójkę.
Nie będę podważać jego logiki, piliśmy już razem na jego urodzinach, ale jak chce.
Wzięliśmy ze Scarlett po jednym kieliszku.
– Aless rano, słuchajcie, alkohol w barach i klubach jest drogi, a my musimy wrócić samochodem do mieszkania, więc nie pijemy. Aless po wejściu do klubu, pierwsze co robi, idzie kupić alkohol – powiedziała Scarlett, patrząc dość sceptycznie na niego.
– To tak symbolicznie. Nie patrz tak na mnie.
– Alkoholik – kaszlnęła.
Westchnęła do tego teatralnie i napiła się z nami. Wstyd przyznać, ale chyba najbardziej się skrzywiłem. Nie wiem, co on kupił, ale prawie wypaliło mi gardło.
Czas zaczął płynąć. DJ coś grał, pomieszczenie zapełniało się coraz bardziej, a wokół mnie ludzie świetnie się bawili. Okazało się, że Scarlett i Aless stanowią ciekawe towarzystwo dla siebie, bo jednocześnie żadne z nich nigdy nie stanie na samym środku tłumu, żeby się bawić, ale będą komentować wszystko, co się dzieje. Jednocześnie próbowali się dostać (w tym też ja) pod samą scenę, ale znając tendencje Laviny Lloyd i tak, będzie moment, kiedy będzie chodzić po klubie, więc lepiej znaleźć miejsce, z którego widać każdy zakątek tego miejsca.
Odłączyłem się od nich na chwilę, żeby się czegoś napić. Niekoniecznie alkoholu, czegoś co sprawi, że pozbęde się smaku wódki z ust. Niestety wciąż go czułem. Usiadłem na hokerze mniej więcej pośrodku długiego, czarnego barowego blatu. Trzeba było przemyśleć, co chce wziąć, zanim tu usiadłem.
– Jesteś już pijany – powiedział jeden z barmanów, ale nie do mnie. Był z dwa razy większy ode mnie. – Co mogę podać? – spytał, tym razem patrząc na mnie.
– Nie jestem. Myślę trzeźwo, mówię logicznie i wyraźnie. Spytaj mnie o cokolwiek z medycyny, chemii, fizyki, a odpowiem bez zająknięcia się. Nawet te długie i trudne wyrazy.
Obróciłem głowę w lewą stronę. Victor. W tym świetle nie tylko jego oczy miały szmaragdową barwę, ale i czarne jego czarne włosy mieniły się na zielono.
Nie dość, że jest drama queen, to jeszcze brzmi jak alkoholik i studiuje medycynę, co za połączenie.
– Nie będę cię sprawdzać.
Dramatycznie westchnął i usiadł na siedzeniu obok mnie.
– To nie jest twoja praca, żeby sprzedawać innymi to, o co poproszą?
Barman zmierzył go wzrokiem, czując, że chłopak się nie podda.
A co mi szkodzi?
– Dwa piwa – odpowiedziałem.
Obaj na mnie spojrzeli podejrzanie, a barman podał mi dwie butelki tego, na co wskazałem. Nie mam pojęcia, co zamówiłem. Jedną z nich oddałem Victorowi. Barman zostawił to bez komentarza i odwrócił się do następnych osób.
– Dzięki – powiedział, biorąc łyka – Całkiem niezłe to jest. Masz gust.
Spróbowałem. Smakowało jak piwo, ale jak widać, miałem konesera przed sobą.
I faktycznie kolor jego oczu był piękny. Doceniam to jako osoba, która woli niebieskie oczy.
– Strzał w ciemno. Rzadko piję, jeszcze przez pół roku muszę trzymać formę.
Czułem, że patrzy na mnie, jakby się doszukiwał, co mam na myśli. Pytanie teraz, czy mam ściemniać z wiekiem, czy że chodzę do liceum. Chociaż na studiach też są drużyny sportowe. Ale wtedy musialbym podać, gdzie studiuję...
– Widać, że ćwiczysz. Nie mówię tego jako creep, studiuje medycynę, widzę różnice pomiędzy ciałem, które aktywnie ćwiczy, a które nie. Przydaje się czasami, żeby imponować nieznajomym. Szczególnie kiedy znajomi mają mnie dość.
Small talk. Czemu ja się w to wplątałem?
– A to nie jesteś tym kolesiem, który urządził scenę przed wejściem do klubu?
– Tak, to ja. Chyba że ktoś jeszcze ją urządził?
– Wszedłem chwilę po tobie, więc masz swoją odpowiedź.
Victor się zamyślił, a w międzyczasie wypił z połowę piwa. Zaczynam wierzyć barmanowi, że mógł już sporo wypić.
– Wolałbym jej nie znać albo nie być tego świadomy.
– A to nie tak, że lepiej jest być świadomym tego, co się robi?
– Jeśli okłamujesz ludzi z premedytacją, stawia cię to w gorszym świetle, niż jakbyś robił to nienaumyślnie. Czasami lepiej nie wiedzieć.
Chyba nie chcę znać historii, która stoi za tymi wnioskami. Miał coś z zachowania, w którym zaczyna się być cynicznym, żeby inni nie widzieli, jak bardzo cierpisz. A on do tego miał prawdopodobnie skłonności do alkoholizmu. Bardzo złe połączenie.
Aless by się z nim pewnie dogadał.
– Nie mam argumentu, który powie ci, że nie masz racji – odparłem – Wciąż lepiej być świadomym tego, co się robić. Wtedy można unikać robienia tego.
– Chciałbym żyć w świecie, w którym naprawianie błędów jest proste.
Zamówił w tym czasie jakiegoś drinka. Dla mnie też o dziwo.
A nawet nie skończyłem pić piwa.
Z tego, co widzę, wszyscy się za ladą się poddali z niesprzedawaniem alkoholu.
– A próbowałeś to zrobić?
– Tak. Skończyło się kłótnią pomiędzy mną a moją przyjaciółką. Kolejna kłótnia w ostatnim czasie.
– Też się kiedyś pokłóciłem z przyjaciółką. Dość poważnie, oboje nawrzucaliśmy sobie rzeczy, których nie powinniśmy mówić. Przez dwa lata się do sobie nie odzywaliśmy. To był ciężki okres. – To bardzo niemiłe wspomnienia.
– O co poszło?
Zastanowiłem chwilę, jak powinien odpowiedzieć. Nikt poza mną i Scarlett nie znał szczegółów tej kłótni. A przynajmniej wierzyłem, że tak właśnie było.
– Właśnie to o nic. Oboje mieliśmy ciężki dzień, powiedziałem coś, ona zinterpretowała to inaczej, niż miałem to na myśli i dwie godziny później wciąż się kłóciliśmy, wyzywając się i mówiąc najgorsze rzeczy o tej drugiej osobie. Byliśmy o krok rzucenia się na siebie.M oje rodzeństwo nas rozdzieliło, a oni też nie byli w najlepszym stanie.
Dla kontekstu mama z Sią i Kylem wrócili dopiero do domu (po tym, jak mieli wypadek), a Kyle starał się uspokoić Scarlett. Nie wkurwia się spokojnych na co dzień osób, nigdy się wiadomo, jak się wtedy zachowają.
– Aż do takich sytuacji u mnie nie dochodziło. Choć możliwe, że parę razy było blisko.
Strasznie poważnie się zrobiło.
– To z kim jeszcze przyjechałeś? Nie możesz trafić zabawy przez to, że pokłóciłeś się z jedną osobą.
Obrócił się na krześle tak, że zamiast na bar patrzył na scenę. Światła zaczynały powoli ciemnieć.
– Z jej chłopakiem i moim prawie chłopakiem. Albo bez prawie. Właściwie to nie wiem, kim jesteśmy tak naprawdę. – Ojej zawstydził się, a jego arogancka łamana na cyniczna postawa jakby znikła. – Nie lubię jej chłopaka. Ale zjebałem jedną rzecz, o której nikt nie wie. Ciąży mi to, a nie do końca wiem jak się zabrać, żeby to naprawić. Jak widać, koncert nie jest rozwiązaniem... – Zaśmiał się posępnie. – A ty? Z kim ty przejechałeś?
– Z przyjaciółmi. Potrzebowaliśmy odpocząć od bycia w centrum wydarzeń.
Victor się zamyślił. Zacząłem czuć od niego alkohol (bez próby sprawdzania, czym pachnie, to o czymś świadczy). Skończy pijany jak nic.
– Mogę przestrzelić, ale czy jesteś z Seattle? – zapytał dość nie pewnie, ale kontynuował po tym, jak skinąłem głową w odpowiedzi – Zdarza mi się oglądać filmy na kanale, jak jej tam było... Monique Chandler. Dziwne rzeczy się tam u was dzieją.
– Bardzo dziwne. Jedna z osób, z którą przyjechałem siedzi dość głęboko w tym wszystkim. Głównie ze względu na to, że on musiał odetchnąć, tu jesteśmy.
Victor chyba zaczął szukać dyskretnie osób, o których mówię. Albo swoich przyjaciół. Jednocześnie wpatrywał się w martwy punkt przez dobre dwie minuty.
– Wybacz – powiedział w pewnym momencie – Zamyśliłem się nad tym śledztwem z naukowego punktu widzenia. Zboczenie zawodowe. A raczej nim będzie dopiero, o ile skończę studia. Mówiłem, że studiuję medycynę? W Stanford? – Spojrzał na mnie, przybliżać lekko głowę. Następnie się zaśmiał i odsuwając, zamówił kolejne drinki.
Chciałem odpowiedzieć, ale w tym momencie muzyka przestała grać, światło zgasło, a tłum na sali zaczął piszczeć. Moje wrażliwe, wilkołacze uszy ledwo to przeżyły.
Nagle z głośników wydobył się damski głos. Aless miał rację, Lavina Lloyd brzmiała o wiele lepiej na żywo. Pojedyncze niebiesko-zielone światło ją oświecało. Po paru wersach muzyka zaczęła spokojnie grać.
– To piosenka Jessie Paege – powiedział w szczerym szoku.
– Kogo?
Victor spojrzał na mnie, jakbym mu rodzinę zabił.
– Po tym pytaniu jestem już pewnie, że jesteś hetero.
Okey?
Lavina stała na samym środku, trzymając ręce na mikrofonie. W pewnym momencie, kiedy zaczął się refren, po sali przebiegło białe światło, ukazując resztę zespołu, która zaczęła grać, a piosenka nabrała rockowego brzmienia. To wyglądało epicko. Na scenie oprócz Laviny stały jeszcze trzy osoby — gitarzysta z imponującym afro, perkusistka z blond włosy oraz basista w różowych włosach, na którego Lavina często patrzyła. To była dopiero pierwsza piosenka, a już zrobiła na mnie wrażenie.
Na Victorze najwidoczniej nie, ewentualnie znowu się zamyślił nad czymś.
– Witam was! Muszę przyznać, że jestem pierwszy raz w Los Angeles. Piękne miasto – odezwała się Lavina z pięknym brytyjskim akcentem – Jednak dla osób, które nie widzą, ja jestem Lavina, to Cole, Madeline i Adam. – Wskazała ich po kolei, tak jak ja to wcześnie zrobiłem w głowie. – I tworzymy zespół Avalanche. Mam nadzieję, że będzie dobrze się bawić.
– Dziewczynie na perkusji uciekają pojedyncze dźwięki – odezwał się Victor – Pewności jednak nie mam. Zaczynam sobie uświadamiać, że nie powinien dziś pić.
Nic takiego nie słyszałem.
On z kolei z zaciekawieniem się wpatrywał głównie w perkusistkę. Wraz z zaczęciem się kolejnej piosenki zaczął nawet delikatnie wystukiwać rytm, żeby potwierdzić swoją teorię. I choć tę piosenkę już znałem (Sweet But Psycho brzmi ciekawej w rockowej otoczce), tak nie słyszałem żadnych braków dźwięków, które rzekomo istniały.
– Wciąż nic takiego nie słyszę – powiedziałem w końcu – A mam naprawdę dobry słuch.
– Grasz na czymś? – odpowiedział pytaniem, bo czemu by nie.
– Tak. Na klawiszach.
Odwrócił na chwilę wzrok od sceny, by na mnie spojrzeć i chyba ocenić, czy faktycznie mogę umieć na czymś grać.
– Ja też. I na perkusji. I gitarze. Na czymś pewnie jeszcze. Powinieneś to słyszeć.
Chyba zaraz zacznę szukać Alessa i Scarlett, bo się obrażą oboje, że nie spędzam z nimi czasu.
Zaczęła się właśnie piąta piosenka. Jestem prawie pewien, że to cover jednej z piosnek Halsey. Światło, które zaczęło padać na scenę, zmieniło kolor morsko-rożowy, niczym kolory z płyty Badlands. Lavina zdjęła mikron ze statywu i nie tylko zaczęła częściej spoglądać na basistę (chyba Adam), ale można było odnieść wrażenie, że jawnie z nim flirtuje za pomocą piosenki. Będę musiał później sprawdzić w internecie czy są razem.
Victor z kolei ukradkiem wykładał jakiś kubek z baru i zamiast wystukiwać rytm na blacie, podłodze czy czymkolwiek, zaczął wręcz grać na kubku. Sprawił tym, że osoby w naszym otoczeniu zaczęły być bardziej zafascynowane tym, co on robił, niż Laviną. Dziwnie było być częścią tego. W pewnym momencie tak się w to wciągnął, że nie tylko grał, ale i śpiewał pod nosem.
Spowodowało to małe zamieszanie, gdzie Victor poczuł się osaczony przez tłum i wszedł na hoker, a następnie na barowy blat, żeby mieć więcej miejsca. Kątem oka widziałem, że Lavina się zaciekawiła tym, co się dzieje naprzeciwko niej. Było blisko, żeby zaczęła się śmiać, ale kontynuowała śpiewanie. Oczy jej jednak błyszczały z zaciekawienia.
Do Victora natomiast przyszedł ochroniarz, który wcześniej mu towarzyszył podczas sprawdzania dokumentów przy samochodzie. Grzecznie poprosił, żeby osoby blisko nas, żeby się osunęły, a Victora, żeby zeszedł, pod groźnie wyrzucenia go z klubu. Zrobił to niezbyt chętnie, ale chyba nie chciał stać się jeszcze większą atrakcją i psuć ludziom zabawy.
Nie mam pojęcia, co się właśnie stało.
– Następna piosenka jest dla mnie ważna – odezwała się Lavina, kiedy muzyka przestała grać. Dziwnie jej wzrok się kierował w naszą stronę. Mam głupie przeczucie, że Victor ją zainspirował do tego, żeby zmienić na chwilę miejsce i wejść na blat baru. – Mam nadzieję, że dzisiejsze wykonanie Rock Bottom wam się spodoba.
Światło znowu ściemniało, pomimo tego, że muzyka zaczęła grać. Głos Laviny dochodził z głośników, jednak znalezienie jej wzrokiem nie było proste. Do czasu aż biały reflektor na nią nie najechał podczas pierwszej linijki refrenu. Miałem rację z tym blatem. Śpiewając cały czas, przemieszczała się coraz bardziej w moją stronę. A raczej Victora. Nie wiem, jaki miała plan. Ostatecznie stanęła tuż nad nami, kiedy refren się prawie kończył. Podała rękę Victorowi.
– Ja nie... – zaczął, ale chyba zdał sobie sprawę, że to zbyteczne, bo Lavina się nie podda.
– Co ci szkodzi? – spytałem – Chyba że nie potrafisz śpiewać...
Victor przeklął pod nosem, wypił szota, którego zamówił przez zaczęciem się tej piosenki i wszedł ponownie na blat. Po czym zaczął śpiewać. Nie, żebym był w szoku, że potrafi śpiewać, ale brzmiał zaskakująco dobrze, na to ile wypił. I jakby to nie był pierwszy raz, kiedy występował przed ludźmi. To był bardzo ładny widok. Mam nadzieję, że ktoś z oddali to nagrywał, z chęcią to obejrzę na spokojnie w domu.
Kiedy piosenka się skończyła, miały miejsce chyba największe brawa do tej pory. Znowu prawie ogłuchłem od ludzkich pisków.
– Widziałam cię ze sceny – zaczęła Lavina.
– Jestem fanem, najlepsze miejsce do oglądania, blat idealnie naprzeciwko sceny.
Dziewczyna się zaśmiała.
– Dobrze, że potrafisz śpiewać. Ostatnio wpisałam w tracklistę wolne miejsce, jakby się okazało, że ktoś na widowni ma tendencję do zwracania na siebie uwagę. Dogadałbyś się z moim kuzynem.
– Też studiuje medycynę? – spytałem. To było silniejsze ode mnie.
– Już jest po studiach, ale tak, studiował medycynę na Yale – odpowiedziała, patrząc na mnie – Teraz pracuje w Chicago.
Yale. Znając życie i to, jak jest mały, okazałoby się, że jej kuzyn miał styczność z Kylem i Sią, kiedy jeszcze oni uczyli się w Yale. Przez ten jeden rok.
– Czy to ten moment, w którym pytasz, czy chciałabym zaśpiewać na scenie? – zapytał Victor.
– Tak. To dokładnie ten moment. Tylko że nie przyjmuje odmowy. Więc to nie będzie nawet pytanie, wiem, że tego chcesz.
Tłum zaczął skandować, żeby się zgodził. Victor westchnął ciężko i przewrócił oczami.
– Niech będzie. Nie chcę być znienawidzonym przez tłum – odparł i zeskoczył z blatu. Złapałem go w ostatnim momencie za rękę, żeby się nie wywalił. – Dzięki – mruknął.
– Pomóc ci? – spytałem, podając dłoń Lavinie.
– Pewnie – powiedziała wesoło, łapiąc ją. Pomogłem jej zejść i zacząłem oglądać jak z Victorem, przedziera się przez ludzi, żeby dojść na scenę.
Zaczęli małą rozmowę odnośnie tego, co Victor chce wykonać. Mówili szeptem, więc wątpię, żeby ktoś oprócz mnie widział o czym rozmawiają. Coś o tym, czy znają piosenkę. Lavina wydała się szczerze zaintrygowana i dała mu pełne prawo do zrobienia solo. Bo czemu by nie.
Światło znowu zrobiło się turkusowo-różowe. Victor trzymał dość niepewnie mikrofon, starając się ukrywać, że szuka się kogoś po widowni. Jednak kiedy muzyka zaczęła grać, chyba własna duma nie pozwoliła mu nie śpiewać i nie wczuć się całkowicie w utwór. Ciekawy wybór. Coś na pograniczu rapu, rocka, EDM i cholera wie czego jeszcze. Victor miał do tego dziwnie dobrą dykcję, jakby nauczył się już mówić płynnie pod wpływem alkoholu. Brzmiało to świetnie.
I'm not ready to change, I'm doing my thing
Your pointing the blame
And no, I'm not ready to choose, so don't get confused
And stay the hell out of my way
So why do you believe?
You're losing your mind, losing your mind again
In everyone but me?
I'm losing my mind, losing my mind again
I choć Lavina obiecała, że nie będzie się mu wtrącać, ona, jak i reszta zespołu dośpiewywała jako chór dodając temu występowi więcej uroku. Victor natomiast czuł się dobrze na scenie. Robienie z sobie pseudo gwiazdy rocka mu pasowało. Na tyle ile zdołałem się dowiedzieć, kim jest.
W pewnym momencie jednak ledwo zauważalnie, ale jednak spoważniał. Dokładniej podczas części, kiedy zaczął melorecytować.
Ever since I was a little boy, I always thought that the world was going to end in my lifetime
So I tried to seize every opportunity as it came to me because I believed it might stop the sky from falling down one more day
But the older I got, the more I realized that I cannot save the world
I'm not a superhero, I'm not perfect, I'm just me, a human being
Do końca utworu starał się udawać, że wciąż się świetnie bawi podczas występu. Po tym dostał naprawdę wielkie brawa i zszedł ze sceny. I tyle go widziałem.
To był moment, w którym zacząłem szukać Scarlett i Alessa. Chyba mi wystarczy rozmów z nieznajomymi. Znalezienie ich nie było aż takie trudne. Stali dość blisko sceny, tylko bardziej na boku.
– Mam nadzieję, że dobrze się bawicie – powiedziałem, podchodząc do nich od tyłu. Nie ironicznie, gdyby się mieli zejść, to bym im się przez cały wieczór nie pokazywał. Ale no. To nie nadejdzie. Chyba. Kto wie w sumie. Nie, jednak tego nie widzę. Chociaż?
– Na pewno nie tak dobrze, jak ty – odpowiedziała Scarlett – Cokolwiek robiłeś przez ostatnią godzinę.
– Rozmawiałem na poważne tematy z człowiekiem, który robi większe show wokół siebie niż Lavina Lloyd. To było ciekawe.
Aless odwrócił się do mnie, ale nic nie powiedział.
Resztę koncertu spędziłem z nimi. Scarlett co jakiś czas mi dogryzała, wciąż była zła, że za późno rano wstałem. Przynajmniej teksty bywają zabawne.
To był zdecydowanie dobrze spędzony czas. Aless miał rację z tym, że warto pojechać i usłyszeć na koncert Avalanche. Są jak brytyjska wersja Against The Current. Bardzo ciekawy koncert. Nic dziwniejszego od tego, co zrobił Victor, nie miało już miejsca. W pewnym momencie jednak musiał się skończyć.
Ludzie zaczęli powoli wychodzić z klubu oraz masowo otaczać bar. My z kolei stanęliśmy, gdzieś obok, żeby nie pchać się w ten tłum i go przeczekać.
– To był jednak dobry pomysł, żeby wyjechać – odezwał się Aless – Warto czasami słuchać moich pomysłów.
Zaśmiałem się.
– Nie był zły. Musimy jeszcze wrócić. Wtedy przyznam ci rację, żeby był dobry – odparłem.
– Jakiekolwiek uznanie z twojej strony to wyróżnienie, doceniam.
– On nie pił dużo, prawda? – zapytałem Scarlett, ignorując przez chwilę obecność Aless.
– Parę drinków co najwyżej. Chyba po prostu cię lubi i docenia.
Miałem coś odpowiedzieć, ale zapominałem co. Rozproszył mnie dziwny zapach śmierci. Tak, śmierci. Ciężko było go określić. Był niezwykle słaby i mieszał się z zapachem alkoholu.
Szturchnąłem lekko Alessa.
– Też to czujesz?
Skinął głową.
– Co czujecie? – zapytała Scarlett.
Znowu coś mi przerwało odpowiedź.
– Obiecałeś, że się nie upijesz!
– Nie jestem pijany! Jestem w stanie prowadzić.
Tak to był Victor. Po raz trzeci pojawiał się znikąd w moim otoczeniu. Kłócił się zapewne ze swoją przyjaciółką.
– Nie? To co robiłeś przy barze przez cały wieczór? Po prostu siedziałeś, ignorując nas?
– Lily, do cholery!
– Victor uspokój się, proszę. To nikomu nie służy – odezwał się prawdopodobnie chłopak Victora.
– Oj tak, uspakajajmy biednego Victorka, na pewno to nam pomoże wrócić do motelu! – Głos Lily stawał się coraz bardziej doniosły. – Zamówię Ubera, nie mam ochoty się z tobą użerać.
– Nie zostawię swojego samochodu na parkingu przed klubem!
– To daj mi kluczyki, żebym mogła prowadzić! Albo Jaimiemu, albo Timothy'emu. Ty na pewno nie będziesz prowadzić.
– Timothy jest ledwo żywy, Jaimie pił trochę i nie prowadzi wystarczająco dobrze, żeby nie ryzykować wypadkiem w takim stanie, a tobie kluczy do samochodu nie dam.
– O świetnie, jeszcze mi nie ufasz, że potrafię prowadzić.
– Wiem, że potrafisz. Nie ufam ci z daniem kluczy, bo później mi ich nie oddasz i zaczniesz przeszukiwać cały samochód!
– Co takiego cennego tam niby ukrywasz?!
– Ludzkie zwłoki – mruknął beznamiętnie Victor. To miał być żart, ale szczerze nie byłem pewien. Mógł powiedzieć właśnie prawdę i nikt by się niezorientował.
– Jest mi go szkoda – powiedziałem cicho – Może pomożemy im? Mamy samochód. Oni też. Na luzie możemy ich odwieść na dwa samochody.
Scarlett wymieniał się spojrzeniem z Alessem.
– Skąd ten altruizm? – zapytała Scarlett.
– Jak mówiłem, rozmawiałem z nim. Szkoda mi człowieka po prostu.
Aless przewrócił oczami.
– Niech będzie. Jak chcesz im zaoferować pomoc?
Uśmiechnąłem się i zacząłem iść w kierunku, z którego dobiegała kłótnia. Nie było to daleko i specjalnie szedłem tyłem, mówiąc jakieś pierdoły do Alessa, żeby "przypadkowo na nich wpaść".
Plan zadziałał.
– O przepraszam – powiedziałem, po czym dopiero dostrzegłem, na kogo wpadłem. Na Timothy'ego z tego, co rozumiem. Faktycznie był ledwo żywy. Jego zapach to oddawał.
Timothy nic nie odpowiedział, jakby mnie nie poczuł. Victor z kolei zbierał się do powiedzenia, ale wtedy mnie rozpoznał.
– To z tobą rozmawiałem, przy barze – odparł wesoło, wskazując na mnie – Widzisz, nie kłamałem?
Lily się zaśmiała z niedowierzania.
– Mam ci w to niby uwierzyć?
– Tak, to ze mną rozmawiałeś. To była ciekawa rozmowa – odpowiedziałem – o tym, że studiujesz medycynę.
Victor nie przestawał się uśmiechać z jakiegoś powodu. W tym momencie Aless i Scarlett do nas doszli.
– Wszystko okey, Rävgor? – spytał Aless, udając przejęcie.
– Tak. To z nim rozmawiałem, jakbyście byli ciekawi, gdzie zniknąłem na początku koncertu. – Wskazałem na Victora.
– Jak widzisz, Lily, nie kłamałem w tej sprawie.
– Jak chcesz. Jak mówiłam, zamawiam Ubera. Możesz tu zostać ze swoim samochodem – dodała, wyciągając telefon.
Spojrzałem na Alessa błagająco, a ten dyskretnie przewrócił oczami.
– Macie jakiś problem z transportem? – spytał.
– Można tak powiedzieć – odpowiedział Jaimie, kładąc rękę na ramieniu Victora, jakby chciał go powstrzymać od zbędnego komentarza. – Nie możemy dojść do porozumienia.
– Ja widzę rozwiązanie, tylko Victor jak zwykle musi postawić na swoim.
– Nie pomagasz, Lily. Za cholerę nie pomagasz. – Jaimie zacisnął mocniej dłoń na ramieniu Victora.
– Ale to ja jestem tym złym – mruknął pod nosem Victor.
– Myślę, że możemy wam pomóc – powiedział Aless.
Victor odwrócił się w jego stronę.
– Niby jak?
– Mamy samochód. Wy macie samochód. Cała nasza trójka ma prawo jazdy i jest wystarczająco trzeźwa, żeby prowadzić – odparła Scarlett, patrząc na Victora. Jak tak teraz myślę to, bije od nich podobna energia. Ciekawe.
– Nie chcemy wam sprawiać problemu... – zaczęła Lily.
– To nie problem – odpowiedziałem szybko.
– I tak mieliśmy w planach pojeżdżenie nocą po LA – dopowiedziała Scarlett. To nie jestem prawda. Mieliśmy wrócić do mieszkania, żeby się wyspać.
Victor wpatrywał się w Scarlett.
– Mi pasuję. Które z was najlepszej jeździ? Nie wiem, komu samochód powierzyć.
– Scarlett – opowiedzieliśmy jednocześnie z Alessem.
– Świetnie. W takim razie jadę z tobą i – Odwrócił się w stronę Lily. – biorę Timothy'ego ze sobą.
– Żartujesz chyba? – Lily wyśmiała go.
– Timothy wolisz jechać ze mną czy z Lily? – spytał.
– Tobą – odpowiedział pustym tonem Timothy.
Zabrzmiało to niepokojąco. Bardzo niepokojąco.
Jaime westchnął i podszedł do Lily.
– Odpuść mu, nie warto... Choć, zwyzywasz ich obu w samochodzie – powiedział do niej, ignorując, że wszyscy to słyszymy.
Fajnie, posłucham, jak dwudziestoparolatka wyzywa swojego chłopaka i przyjaciela.
Będąc już przy samochodzie, wyjąłem telefon. Zdążyliśmy się już rozdzieliść oraz podzielić na dwie grupy.
Scarlett: Sam tego chciałeś @Rävgor
Scarlett: Życzę wam powodzenia wytrzymania z nią
Dzięki.
Jedynym pocieszeniem było, że siedząc w Cadillacu przestałem czuć ten dziwny zapach śmierci. Natomiast kiedy tylko wyjechaliśmy z parkingu, Lily zaczęła wyzywać Victora słowami, których nie znałem. W lusterku widziałem, że Jaimie jest załamany, a Aless powstrzymuję śmiech pod nosem. To będzie długa podróż.
Zabijcie mnie.
Najlepiej teraz.
****
Dziś krótko, kolejno wspomniane piosenki to Phantom od Jessie Paege, Sweet But Psycho Avy Max, Strange Love Halsey, Rock Bottom w wykoaniu Hailee Steinfeld i DNCE oraz Losing My Mind zespołu Falling in Reverse, do której dodałam link na górze. To był cieżki wybór, znaleźć odpowiednią piosnkę, która nie tylko będzie pasować do Victora, ale i do protagonistów. Nie bez powodu jest jedyną cytowaną tu piosenką.
Więc do zobaczenia za tydzień. Przyszły rozdział jest jednym z moich ulubionych, z tych które napisałam w życiu, warto czekać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro