Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LIX - Rävgor

Ostania rzeczą, o jakiej powinien teraz myśleć, jest festyn. Więc nie będę o tym myśleć. Skupię się na imprezie ze swoimi przyjaciółmi, wierząc, że Aless się zjawi. Muszę być naiwny, skoro wciąż w to wierzę.

Było przyjemnie. Miło dla odmiany zająć się tymi dobrymi aspektami chodzenia do szkoły. Choć nie powiem, przytłacza mnie ilość związków, z jakimi siedzę w pokoju. Wiem też, że specjalnie wszyscy starają się zachowywać tak, jakby nie byli razem, ale no nie wybijesz sobie tej wiedzy z głowy. I to naprawdę nie jest tak, że to mi przeszkadza, ale... Zawsze miałem Margo w takich sytuacjach.

Myślałem, że Scarlett jakoś mi to zastąpi, ale z czasem do mnie doszło, że choć mamy silną więź, to zdecydowanie nie jest najlepsza do wspólnych imprez. A na tej są dodatkowo osoby, które tu są tylko dlatego, że ona tu jest. Trochę czuję się samotny. Też dlatego zaprosiłem Alessa.

– Wszystko w porządku? – spytała Lauren. Akurat oboje przeszliśmy się do kuchni po jakiejś jedzenie.

– Chyba. Nie chcę psuć nastroju.

– Nie waż się tak nawet mówić. Jeśli nie masz nastroju, czy źle się czujesz, po prostu powiedz. Masz prawo. Gdyby nie James, pewnie nie byłbym w stanie tu przyjść. I gdyby nie terapia. I leki. Ty nie masz nic z tego.

Miała rację.

– Powiem. Aktualnie się łudzę, że Aless się chociaż do mnie odezwie. Ale chyba się nie doczekam.

– Odezwie się.

Nie. Nie odezwie się. Ewentualnie odezwie się w momencie, kiedy nie będę chciał z nim rozmawiać.

To tak działa.

Wróciliśmy do salonu. Nigdy nie rozumiałem mitu wobec tej imprezy. Nie wiem, czego wszyscy oczekiwali, że się tutaj dzieje. Aktualnie oglądaliśmy jakiś idiotyczny horror, bo czemu by nie. Nie mam pojęcia, o czym był, ale życzyłem wszystkim postaciom śmierci, bo to by oznaczało koniec filmu.

Harry i Abigail świetnie się bawili, relacjonując i koloryzując fakty na social mediach. A Jeremy i Ian pocieszali się nawzajem, jak to ich drugie połówki nie mogą się oprzeć od wstawania postów i Stories wszędzie, gdzie się da.

Sam też coś wrzuciłem, zdjęcie jak Harry i Abigail stają z dala od grupy, wpatrzeni w telefon, jakby tu jeszcze bardziej urozmaicić ich relację. Oczywiście ich oznaczyłem. O mało mnie nie zabili wzrokiem. Co z kolei rozbawiło Lauren, która z jakiegoś powodu siedziała obok Scarlett, rozmawiając o czymś. Rozumiem, że brakuje jej Margo, ale czemu Scarlett? Ona też sprawiała wrażenie, jakby nie rozumiała fascynacji Lauren sobą.

Ja skończyłem w czwartej grupce, gdzie James, Ellie i Louise rozmawiali o filmie i komentowali każdy jego aspekt. To właśnie od nich dowiedziałem się, że oglądamy Slender Mana i jeśli nic z tego nie rozumiem, nie sprawia, że jestem idiotą. Ten film po prostu nie ma sensu. I ma aż całe osiem procent na Rotten Tomatoes, co mówi samo za siebie. Właściwie, jeśli Slender Man by istniał i widziała ten film, to na jego miejscu pozwałbym kogoś za krzywdy moralne, jakie się dostaje podczas oglądania oraz za zniesławienie.

A to i tak lepsze od spędzania Walentynek w samotności.

Wieczór płynął spokojnie. Po Slender Manie, ktoś włączył następny film, który nikogo nie obszedł i po prostu leciał, zamiast muzyki. Zamiast szalonej imprezy, która teoretycznie miała się tu odbyć, przeistoczyło się to w rozmowy. Najbardziej basic to się tylko da. W tym dobrym znaczeniu. Siedzieliśmy w kółku i rozmawialiśmy (pod lekkim wpływem alkoholu) o szkole i przyszłości, jakby nie było, oprócz mojego brata i Harry'ego, wszyscy za parę miesięcy będziemy kończyć szkołę. Okazało się, większość ma plany, co do tego... Właściwie to wszyscy oprócz mnie i Scarlett. Choć ja mógłbym pójść w ślady Sii i Kyle'a i pójść do Yale, bo mogę, bo z jakiegoś powodu, którego nigdy nie mogę zapamiętać, całe moje rodzeństwo ma tam załatwione miejsce. Przywileje dzieci Alfy czy coś.

– Jak dobrze, że mam do decyzji jeszcze z trzy lata. Przyda się – powiedział Jeremy, wstając, żeby wziąć coś do picia. Jako starszy brat chyba powinien go pilnować, żeby nie pił alkoholu, ale... Lepiej niech pije przy mnie niż sam nie wiadomo z kim. Prawda? – Nasza cała rodzina jest jak "Serio muszę coś robić jako dorosły człowiek? Nie wystarczy sam fakt, że żyje?".

– To prawda – dodałem.

Lauren skarciła nas wzrokiem.

– No co? Jedyne na ten moment, co mi wychodzi to granie na perkusji. Ale z tego nie wyżyje, bo nie mam parcia, żeby być muzykiem.

– Jak sam mówiłeś, masz jeszcze trzy lata do decyzji.

Jeremy przewrócił oczami po słowach Lauren. Podszedł do perkusji i usiadł przy niej.

– Będziesz grać? – spytał Harry.

Ostatnio się dowiedziałem od niego, że Jeremy go faktycznie zaczął uczyć gry na perkusji. Od Jeremy'ego natomiast wiem, że Harry nie traktuje tego poważnie, przez co oboje marnują na to swój czas. Są w związku jakieś dwa miesiące, nie wróżę im zbyt długiej przyszłości.

– Na pewno nie dla ciebie.

Parę osób się zaśmiało.

– Umiesz grać na bieżąco grać, to co usłyszysz? – zapytał Ian, który trzymał w ręce swoją butelkę z krwią, a w drugiej telefon.

Jeremy się zamyślił.

– Chyba. Na pewno nie bezbłędnie, ale no powinienem.

I to była nasza rozrywka przez dobre parędziesiąt minut. Z podłączonego telefonu do głośników, każdy po kolei włączał wybraną przez siebie piosenkę, a Jeremy starał się ją zagrać. Dodaliśmy jednak do tego wariant z alkoholem. Jeśli jemu się uda zagrać dany utwór w miarę poprawie, osoba, która wybrała piosenkę, pije szota. Jeśli mu się nie uda albo zrezygnuje, on pije. I jeszcze jedna zasada, może poprosić o wybranie innej piosenki przez kogoś, jeśli ostanie pięć utworów chociaż spróbował zagrać.

Nie spodziewałem się, że to będzie aż tak dobra zabawa. Głównie piliśmy my, bo jednak Jeremy słucha dość sporo muzyki i znał większość piosenek, jakie mu puszczaliśmy i omijał te, których nie znał lub tych, które były za szybkie. Dobrze mu szło kalkulowanie, kiedy powinien korzystać ze swojego koła ratunkowego. I tak na chyba z czterdzieści rund (z pięć razy puszczałem coś, a łącznie było nas dziesięcioro), wypił może z siedem shotów.

– Okey. Poproszę następną – powiedział, lekko podpity.

Teraz była kolei Harry'ego. On szczególnie wybierał piosenki, których wiedział, że Jeremy może nie znać.

– Hmm... – mruknął Harry, wpatrując się w telefon. – Co by tu wybrać?

– Na pewno nie Bring Me The Horizon. Tego na pewno nie będzie znać – oparłem. To było oczywiste, że nikt do tej pory też nie wybrał piosenki ulubionego zespołu mojego brata. To by było zbyt proste.

– A niech mu będzie.

Wtedy z głośników poleciało Ludens. Piosenka, która Jeremy ostatnio katował, chcąc umieć ją bezbłędnie zagrać. Szło mu średnio, siedział nad tym od listopada i wciąż jak mówił, gubił dźwięki i uderzał w złych momentach. Czy coś takiego.

Jego występ przerywało jednak dzwonienie telefonu. Mój szok był wielki, jak okazało się, że to mój telefon i że to Aless dzwoni.

– Hej Rävgor, słuchaj... Nie przyjdę do was.

Ręka ucieszyłem Jeremy'ego, ledwo co słyszałem, co Aless mówi.

– Co?

– Mówiłem ci, żebyś nie robił sobie nadziei. – Brzmiał jak pijany. – Możesz mnie zwyzywać, jak chcesz – Pierdolony, musiał mi przypomnieć, że nie raczył nawet wcześniej powiedzieć, że nie przyjdzie, tylko teraz się pijany tłumaczy. – wiem, że mogłem ci od razu powiedzieć, że nie przyjdę... Wybacz, jeśli moje tłumaczenia nie mają sensu, chyba jestem pijany, a przynajmniej jestem na dobrej drodze do tego...

Rozłączyłem się. Wkurwił mnie. Już zapomniałem o nim i o tym, że go zaprosiłem. Ale nie, dzwoni pijany, gdzie podobno ważne sprawy mu wyskoczyły i myśli, że wszystko będzie w porządku.

Ja pierdole.

– Wszystko w porządku? – spytała Scarlett.

Nie. Nie jest.

Pod wpływem emocji, zamiast coś odpowiedzieć, tylko wstałem i wyszedłem na taras.

– Okey, chyba musimy porozmawiać.

– Czego chcesz Jeremy?

Wpatrywałem się przed siebie. Widok Seattle nocą miał coś uspakajającego w sobie, jednak nie wystarczająco, żebym miał ochotę wrócić do środka.

Dla zobrazowania telefon od Alessa jak mnie wkurwił, że nie usłyszałem, że ktoś za mną idzie.

Jeremy stanął obok mnie.

– Co jest? – spytał, nie próbując nawet nawiązywać ze mną kontaktu wzrokowego.

Milczałem.

No bo co miałem powiedzieć?

– Jeśli chodzi o Alessa, to myślę, że wiedziałeś od samego początku, że nie przyjdzie. Wątpię, żeby cię okłamał, czy robił złudne nadzieje. Ale to nie o co chodzi, prawda?

– Nie, nie o to.

Jeremy się uśmiechał delikatnie i usiadł na płytkach. Spojrzałem na niego, wpatrywał się w salon, gdzie reszta osób, chyba w tym momencie udawała, że się dobrze bawił.

– Nie wiem. Mam trochę wrażenie, że wiem, jak się czujesz. To poczucie wyalienowania w grupie. To powód, dla którego zaproponowałeś Alessowi, żeby przyszedł, bo przez ostanie miejsce stał się dla ciebie ważniejszy niż cała reszta razem wzięta w tamtym pomieszczeniu. Może pomijając Scarlett.

– Może trochę – powiedziałem cicho.

– Mogę ci powiedzieć, że nie jesteś w tym sam. Nawet nie wiesz, jak bardzo nie podoba mi się, że przyjaźnisz się z Harrym. Nie zrozum mnie źle, ale widzę, jak to wpływa na wszystko. Wiedziałem, że tak może być, dlatego, kiedy zauważyłem, że mi się podoba a ja jemu, co swoją drogą miało miejsce trochę po Halloween, bardzo się starałem, żeby to naturalnie szło. Nikomu z was, oprócz Nancy, nic nie mówiłem, bo bałem się reakcji. Dodatkowo czułem, że jestem w tej grupie tylko dlatego, że jesteśmy rodzeństwem i chciałem mieć, coś, na co samemu uda mi się zapracować. Ale nie wyszło. Trochę przegapiłem moment, w którym powinienem się wycofać. I tak wręcz, nalegałem na Harry'ego, żeby nie wspomniał o tym nikomu, dopóki ja nie będę gotowy. W dniu balu uznałem, że okey, to będzie dobry moment i po prostu czekałem aż naturalnie to wplotę w konwersację. Później obaj wiemy, co się stało, więc no znowu czekałem, bo po prostu nie wypadało. A później zapatrzony w Harry'ego, spędzałem czas tylko z nim. Wszystkie moje plany odnoście liceum, poszły się jebać przez to. I nasza relacja, pomiędzy mną a tobą, się pogorszyła. To mi z kolei Nancy powiedziała, że masz dość tego, że jedyne co mnie i jego interesuje, to my sami. Rozumiem to. Boli mnie fakt braku znajomych poza wami.

– Nie chcąc ci dokładać, ale sam jesteś sobie winny.

– Wiem o tym. Przez to stałem się dość popularny na swoim roczniku, bo wow ma znajomych w ostatniej klasie, z którymi się trzyma. Jakby to miało znaczenie.

– To ma znaczenie, przez to jesteś w samym centrum wydarzeń.

– Chyba wolałbym nie być. Szczególnie kiedy mówimy o tym roku.

Z tym się zgodzę. Z drugiej strony, Jeremy miał zawsze to parcie, żeby być tym popularnym dzieciakiem. Nie rozumiem, w czym teraz jest problem.

– Mogłeś się nie zapisywać do drużyny w tym roku. Później ojcu na ściemniać, że się nie dostałeś czy coś, bo jesteś za młody. Zanim by tu przyjechał i się o tym dowiedział, byłby za późno, żeby coś zmienić. I tak byś miał też innych znajomych, jak to mówisz. Dobrze ci szło na początku roku.

– Zabawny jak zawsze.

Przewróciłem oczami. Przypadkowo zauważyłem, jak wysoko się znajdujemy. Zakręciło mi się w głowie od wysokości. Usiadłem więc obok Jeremy, dołączając do oglądania tego, co się działo w salonie.

– A tak nie jest?

Jeremy westchnął.

– Byłeś na moim miejscu. Trzy lata temu. Kiedy Sia i Kyle chodzili do szkoły. Dobrze wiesz, że ciężko jest to od siebie oderwać.

– Możesz mieć rację. Wciąż wiedziałeś, że jeśli za długo zaczniesz przebywać w jednym towarzystwie, to w nim utkniesz.

Zapowiadało się na poważną rozmowę, na którą zdecydowanie nie byłem gotowy. Nie z nim, nie o takich rzeczach.

Trzeba było zignorować telefon od Alessa i udać, że nic się nie stało. A już na pewno nie wybiegać na taras.

– Nie jestem zbyt dobry w nawiązaniu nowych znajomości. Wystarczało mi to, że mogłem w razie czego liczyć na Nancy, nawet jak nie w szkole, to poza nią. Nawet Harry'emu w tym momencie nie jestem powiedzieć tak dużo, jak niej. A jakie to nawiązanie znajomości, jak mieszkamy w jednym domu?

– To powód, dla którego ja mam przyjaciół.

Poczułem, że na mnie spojrzał.

– Jasne.

– No tak. Ty masz Nancy. Kyle ma Się. A ja? Zawsze byłem sam w jakiś sposób. To powód, dla którego jakoś szło mi w nawiązanie znajomości, bo nie miałem tego komfortu posiadania przyjaciela w domu. Dla ciebie to pewnie jest ciężkie do zrozumienia, ale za dużo mnie w domu nie trzyma. Jasne, że zależy mi na rodzinie. Ale jak mówisz, że masz silną więź z Nancy, tak ja mam ze Scarlett. I wciąż z Alessem z jakiegoś powodu.

– Może dlatego nie masz dziewczyny.

Ała. Trafiło to w samo serce.

Obaj się zaśmialiśmy. Za cholerę to nie było zabawne, ale... Alkohol, chyba.

– Pierdol się, właśnie sam narzekasz na swój związek. Mam o jeden problem mniej w swoim życiu.

– A to prawda, życie wtedy było prostsze. Albo to po prostu kwestia tego, że Harry ma przytłaczającą osobowość.

Coraz mniej rozumiem kierunek, w jakim idzie ta rozmowa.

– Pomijając rzeczy, o jakich już mówiłeś, jesteś szczęśliwy w tym związku? – spytałem, świadomie coraz bardziej oddalając się ode mnie i moich problemów.

– Na pewno bardziej niż kiedykolwiek Sia i Kyle byli w swoich związkach. Żart oczywiście... Nie wiem, chyba. – Wzruszył ramionami. – Nie mam się do czego tego porównać tak naprawdę. Choć przytyki ojca nie pomagają. Przynajmniej to nie był pierwszy coming out w tym domu.

– Ojcem się nie przejmuj. Czepia się wszystkiego, szczególnie kiedy nie jest to potrzebne.

– Ja wiem. Poza tym ojciec Harry'ego jest nie lepszy od naszego. Tylko mam wrażenie, że Siriusowi zależy. Ostatnio po szkole, przyjechałem tu, bo zapomniałem wcześniej bluzy chyba zabrać. No nie ważne, ale przyjechaliśmy tu z Harrym i tak wyszło, że akurat jego ojciec wrócił z pracy. Widząc mnie, od razu zaproponował, że może zostanę na obiad czy tam kolację. Głupio było odmówić, więc zostałem. I teraz ciekawa rzecz, o której Harry nigdy ci nie powie. Sirius nie chce, żeby Harry stał się do reszty rozpieszczony, więc kiedy tylko może, wygania go do kuchni, żeby pomagał w przygotowywaniu posiłków czy żeby pomagał w sprzątaniu tego całego apartamentu. Nienawidzi tego i często wyzywa ojca, że czemu ma to robić, skoro płaci ludzi za to. – Jeremy wyglądał, jakby się zamyślił na chwilę. – Ale wracając do tej kolekcji. Harry wtedy pomagał w kuchni w nakładaniu jedzenia, a ja siedziałem w ciszy z jego ojciec. Było dość niezręcznie. Ale w pewnym momencie zaczął rozmowę o tym, że on wciąż nie wierzy, że jego syn faktycznie jest w związku i na prawdę brak mu słów na to. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc spytałem, czemu to jest takie dziwne. Wtedy dostałem parę opowieści o tym, jak Harry bardzo nie był fair wobec pewnych osób w tej jego prywatnej szkole, wykorzystał przywilej – Po tym słowie było czuć kpinę. – bycia tym, kim był. Wykorzystał ludzi w bardzo subtelny sposób, żeby choćby odrabiali za niego pracę domową, gdzie udawał, że czegoś nie potrafi zrobić czy dawał nadzieję dość sporej grupie osób, że pomiędzy nim a którąś z tych osób może być coś więcej. Czy było? Nie wiem. Nauczyciele byli bezradni, bo nikt nic nie zgłaszał niepokojącego, a to, co robił, nie było karalne, tylko niemoralne. Podobno fakt chodzenia do publicznej szkoły go zmienił, bo zobaczył, że to, że on ma pieniądze, nie znaczy, że każdy będzie mu usługiwał. Po tej całej historii dodał, że choć wie, że jestem młodszy od Harry'ego fizycznie, tak domyśla się, że emocjonalnie jestem bardziej dojrzały i gotowy na związek od jego syna. Zacząłem to widzieć ostatnio.

Jak Jeremy skończył mówić, dostrzegliśmy, że Harry wszedł na kanapę i z kimś się kłócił o coś. Niestety przez szklane drzwi i dość sporą odległość niezbyt słyszałem, o co chodzi. Dźwięk był bardzo wytłumiony.

– Ta historia ma sens. Harry bardzo nie lubi wracać pamięcią przy nas do czasów tej jego szkoły. A o tym, gdzie dokładnie chodził, dowiedziałem się parę miesięcy temu.... Harry sprzątający pod przymusem łazienkę. Zobaczyłbym to.

Zaśmiałem się na samo wyobrażenie tego. Widok człowieka sprzątającego nie powinien bawić, ale coś w tej wizji było zabawnego. Jeremy chyba też to sobie wyobraził, bo się zaśmiał.

Czułem, że chciał coś do tego dodać, ale wtedy Harry, zamiast stać na kanapie, stanął przed nami. Cały się trząsł.

– Jest mi zimno, jak na was patrzę. Możecie, proszę, wejść do środka?

– Nie – odparł Jeremy. – W środku Ian mógłby podsłuchać, jak obgadujemy wszystkich.

Harry przewrócił oczami. Wciąż się trząsł. Mnie nie było zimno, ale on wyszedł odważnie w skarpetkach na zimne kafle na tarasie. Nie, żeby to mu ułatwiło znieść zimno.

– Zabawne. Widzisz, nie mogę się przestać śmiać – powiedział poważnie śmiertelnym głosem. To było zabawne.

– Po prostu rozmawiamy. Od dawna nie mieliśmy okazji. Czemu to taki straszny problem? – spytałem.

– Nie kłam, praktycznie każda osoba tam – Wskazał na salon. – twierdzi, że to albo moja wina, albo Alessa. Nie wiem, co gorsze. Ale jeśli coś zrobiłem, to przepraszam.

Nie do końca wierzę w prawdziwość tych przeprosin. Szczególnie że to nie jest niczyja wina.

– Harry to nie przez ciebie ani Alessa. Życie mnie ostatnio przygniotło, a teraz po prostu rozmawiam ze swoim bratem o życiu... I jeśli ci zimno, powinieneś wejść do środka, bo serio będziesz chory.

Harry westchnął.

– A czemu właściwie nie przyszedł?

– Nie mam pojęcia. Brzmiał na pijanego, jak do mnie dzwonił, to może być jeden z powodów. I pewnie ma jeden z tych dni, gdzie woli być sam i cierpieć z powodu nieodwzajemnionej miłości – odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami. To brzmi prawdopodobnie. Chociaż będę przy nim udawać, że na to nie wpadłem i że jestem zły, żeby się wytłumaczył. Powinien.

– O czym mówisz?

– Ty tak na serio? – spytał Jeremy, podnosząc się z podłogi. W sumie zrobiłem to samo.

– Tak.

Spojrzałem na brata, a potem na Harry'ego. Nie, że coś, ale nie wiedzieć, po takim czasie o tym jednym nieudanym związku Alessa sprzed osiemdziesięciu lat, to na prawdę, trzeba kogoś nie słuchać.

– Żydówka o zielonych oczach, Daniella...

– Danielle – poprawiłem go.

– Danielle. Okolice drugiej wojny światowej. Co ci to mówi?

– Nie.

– Nic tego nic ci nie mówi? – spytałem, żeby się upewnić. Wierzę, że znanie biografii każdego jest nie możliwe, ale wątek Danielle jest (niestety) jedną z rzeczy, które definiują Alessa.

Pokręcił głową.

Wow, do czego moje dramatyczne wyjście doprowadziło.

– To inne pytanie. Na to możesz nie znać konkretnej odpowiedzi, ale może chociaż to ci rozjaśni, o czym mówimy. Wiesz, czemu Aless praktycznie zawsze ma na sobie coś z długim rękawem, co najmniej takim trzy czwarte?

– Eeeee... Czemu miałbym to wiedzieć?

– Bo mówi o tym, częściej niż powinien? – Jeremy odpowiedział pytaniem.

Zapadła cisza. Nie mogę mieć paranoi, nie tylko ja przecież znam większość historii Alessa. Prawda?

W sumie chce, żebyśmy weszli do środka, to z chęcią to zrobię. Bez słowa do Harry'ego ominąłem go i wszedłem do środka. Tym o to sposobem, zyskałem uwagę wszystkich. Świetnie.

– Mam ważne pytanie – powiedziałem i zatrzymałem się na środku pokoju. Harry i Jeremy też weszli do środka.

– Okey?

Spojrzałem na Lauren.

– Dobra, nie jest ważne. Po prostu chcę udowodnić, że mój brat spotyka się z idiotą.

– O boże – Jeremy się zaśmiał, chowając twarz w ręce. – To będzie dobre.

Oby.

– Więc wyszło na to, że Harry jest ignorantem. A przynajmniej mam nadzieję, że tak się okaże... Czy ktoś was słyszał, kiedyś choć część historii o tym, czemu Aless rzadko kiedy pokazuje... Całą długość swoich rąk? – To zdecydowanie dało się lepiej nazwać. Czy mogę winić alkohol, że nie umiem dobrze złożyć zdania?

– Znam ją całą – odparła Scarlett – Ale nie powinnam się zaliczyć do tego.

Za odpowiedzią Scarlett, poszedł cały tłum przytakujący, że tak, w sumie coś słyszeli.

– To ma związek z tą jego byłą, prawda? – spytał Ian.

– Tą o zielonych oczach? – dodała Abigail.

– Jestem prawie pewnym, że była Żydówką – kontynuował James.

– I ta laska go wystawiała w jakiś okropny sposób, ale nie doszło do mnie jak dokładnie. – A od Lauren było czuć pogardę do Danielle.

– Mówił coś o tym, że źle znosił okres drugiej wojny światowej – powiedział Louise.

– Właściwie to, że żyje to sukces – zakończyła Ellie.

– To wszystko, to prawda. Widzisz Harry?

Mogłem sobie tylko wyobrażać, jak przewraca oczami.

– Świetnie. Może pragniesz mi zatem wytłumaczyć, co mnie omijało albo czego nie pamiętam?

– Chcesz usłyszeć od momentu poznania Danielle czy momentu dorobienia się rządu cyfr na przedramieniu? – spytałem, odwracając się do niego.

Harry patrzył na mnie jak na idiotę. Co prawda nie pamiętam, jaki ma wytatuowany numer na przedramieniu, ale to mogę pominąć. Im dłużej na mnie patrzył, tym bardziej mnie zastanawiała jego wiedza historyczna. Przyznaję się, moja jest w bardzo złym stanie, ale żeby nie powiązać Żydów i drugiej wojny światowej? Trochę niepokojące.

Jeremy westchnął i nachylił się nad Harrym, szepcząc mu coś do ucha (wyłapałem z tego słowo "obóz"). Na co ten od razu spoważniał.

– Jestem idiotą – skomentował sam sobie.

To prawda.

– To prawda – odparłem – A teraz sztuką jest przejść od holocaustu do milszych tematów. Kompletnie go zmieniając... To co tam u was wszystkich słuchać?


***


Rozdziały jak te przypominają mi, ile postaci pobocznych stworzyłam. Jest ich cała masa i pomimo znajomości imion wszystkich i ich małego backgroudu na pamięć, nie mogę zapamiętać tego, ile ich jest. Za każdym razem liczę ich na palcach. A ilość wszytskich postaci, które się przyjaźnią z protagonistami jest dość ważna, ale to dopiero w przyszłości dowiecie się dlaczego. Taka ciekawostka zza kulis. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro