Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II - Rävgor

Rozpoczęcie tygodnia spóźnieniem się do szkoły jest czymś, na co nie mogłem sobie pozwolić. Byłem wpatrzony w ekran telefonu, który nieubłaganie wibrował oraz kazać mi wstać, żeby go wyłączyć. Był to ostatni budzik, który sprawiał, że cudem zdążałem na pierwszą lekcję. O ile wyszedłbym z domu w dziesięć minut i biegł całą drogę do szkoły.

Przez to, że dziś był poniedziałek, nie miałem siły biegać. Mój organizm spał, a zanim by się w zupełności wybudził, minęłoby już parę lekcji.

Zacząłem przeklinać pod nosem, co w żadnym wypadku mi nie pomagało, a tylko zwiększało stres, że znowu się spóźnię. A jeśli zdąży się to jeszcze parę razy, to jak nic wylecę ze szkolnej drużyny. Tego nie mogłem brać pod uwagę.

Wyłączyłem budzik i zacząłem się ubierać. Przez okno wpadało jasne i rażące światło. Chciałem zasłonić rolety, ale wtedy zobaczyłem, jak dziewczyna z domu naprzeciwko wychodzi i kieruje się w stronę samochodu.

To, co zamierzałem właśnie zrobić, było desperackim ruchem. Na żaden inny nie było mnie aktualnie stać. Skończyłem się ubierać i napisałem szybko wiadomość.

Rävgor: Hej

Rävgor: Głupia sprawa

Rävgor: Podwiozłabyś mnie?

Zostało tylko czekać na odpowiedź. Schowałem telefon do tylnej kieszeni spodni i zacząłem zbierać rzeczy do szkoły. Do paru chwilach usłyszałem dzwonek do drzwi, a wraz z ich otworzeniem wyraźny głos.

– Rävgor mi napisał, że jak będę gotowa to mam zapukać – powiedziała – Umawialiśmy się, że mamy jechać razem do szkoły.

Kłamała na moją korzyść. Będę musiał jej to wynagrodzić.

Szybkość, z jaką znalazłem się na dole, prawdopodobnie należała do moich małych rekordów, których jako wilkołak nie powinien się chwalić.

– Już jestem, szukałem telefonu – wytłumaczyłem jej, brnąc dalej kłamstwo.

– A śniadanie? – spytała mama, która stała obok.

Uśmiechnąłem się krzywo.

– Nie jestem głodny – co było kolejnym kłamstwem. Czego się nie robi w imię niespóźnienia się?

Chwilę później siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy do szkoły.

– Dzięki Scarlett, wynagrodzę ci to jakoś – powiedziałem, żeby przerwać ciszę, która nastała.

Spojrzała na mnie krzywo.

– Masz farta, gdyby nie to, że właśnie wyszłam z ...

– Widziałem przez okno, stąd wiadomość.

– A w szkole jakby mnie nie było.

– Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.

Ja i Scarlett mieliśmy burzliwą relację. Jako sąsiedzi znaliśmy się praktycznie od zawsze, ale nigdy nie byliśmy jakoś specjalnie blisko ze sobą. Wszystko się zmieniło wraz z jej szesnastymi urodzinami. Dowiedziała się, że pochodzi z rodu potężnych wiedźm, że jej powołaniem jest czarna magia i że w sumie nie powinna się przywiązywać do ludzi. Jako że jej urodziny wypadają w wakacje, większości jej najbliższych znajomych nie było, więc przyszła się mi zwierzyć. Miała niesamowitego farta, że nie tylko rozumiałem jej problem, ale i uwierzyłem w każde słowo. Wtedy też i ja się zwierzyłem i powiedziałem, że pochodzę z rodu wilkołaków. Była w lekkim szoku, ale rozumiała, że o takich sprawach nie mówi się tak po prostu.

Tego też dnia moje starsze rodzeństwo miało wypadek samochodowy, w którym zginął niewinny człowiek. Co prawda nie znali go ani nie przyczynili się do wypadku, ale śmierć to śmierć. Aktywowali tym samym klątwę, przez którą stali się pełnoprawnymi wilkołakami. Bardzo absurdalny warunek aktywowania tego genu, jeśli został przekazany dziedzicznie, a nie przez ugryzienie.

Zbieg zdarzeń ciągnął się i ciągnął, bo bez tej otoczki dramatyzmu nie byłoby tak fajnie. Pod koniec tego dnia, pokłóciłem się o coś ze Scarlett, a przez naszą zbyt wielką dumę, żadne nie chciało się przyznać do winy. Nie miało znaczenie, o co poszło, czy kto ma rację, a kto jej nie ma, co tylko napędzało to absurdalne koło.

Skończyło się na tym, że odzywaliśmy się do siebie od przymusu, a od tamtego dnia minęło ponad dwa lata. Dojrzałe zachowanie, nie ma co.

– Wciąż jesteś sobą? – spytaliśmy w tym samym czasie.

– Chyba. Nie pogrążyłam się w czarnej magii, jak przepowiadałeś.

– A ja od naszej ostatniej dłuższej rozmowy nikogo nie zabiłem. Możemy oboje uznać to za sukces.

– Chyba tak.

Scarlett przejechała po panelu dotykowym w samochodzie i włączyła muzykę. Teraz oprócz niezręcznej ciszy, jeszcze bardziej niezręcznej rozmowy, w tle leciały coveru w wykonaniu Avalanche.

– Dostałeś ostrzeżenie, o tym, że wyleją cię z drużyny? – spytała, zmieniając temat.

Niechętnie przytaknąłem.

– Rozważałeś niespanie? W twoim przypadku problemem jest zasypianie – dodała – Bo na pewno nie to jak docierasz do szkoły. Gdybyś chciał, mogłabyś wychodzić na dziesięć minut przed lekcją i po prostu biec.

– Bez pełnej przemiany brakuje mi siły, żeby codziennie tak biegać, a później mieć jeszcze trening. I tak próbowałem tego. Wytrzymałem cztery dni, a później przez kolejne pięć nie umiałem normalnie funkcjonować.

– Niby kiedy?

– W tygodniu mistrzostw. Czwarty dzień był dniem meczu.

Spojrzała na mnie z pilotowaniem. Miała rację. To było idiotyczne zachowanie z mojej strony.

– Nie będę zaprzeczać, ale przez mój stan fizyczny, uniknąłem szlabanu, więc wyszło na zero.

– A chodzić wcześniej spać?

– Chodzę. Staram się zasypiać pomiędzy dziesiątą a jedenastą. Nic nie działa.

– Może to kolejny efekt uboczny braku pełnej przemiany. Czy jak to się tam nazywa?

– Może. Nie wiem. Reszta rodzeństwa nie miała z tym nigdy problemu.

– Tyle że ty jesteś sobą, a nie nimi.

Znowu nastała cisza. To była prawdopodobnie najdłuższa rozmowa, jaką przeprowadziliśmy od dwóch lat. Pomijając te, w których z powodów szkolnych musieliśmy ze sobą rozmawiać. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mu tego brakowało. Niezobowiązująca rozmowa, w której nie musiałem unikać jak ognia nadnaturalnych szczegółów.

– Jak się mogę odwdzięczyć za podwiezienie? – tym razem to ja zmieniłem temat.

– Jak będziesz się dorzucał do benzyny, to mogę cię codziennie podwozić. O ile będziesz wychodził maksymalnie jak dzisiaj – odparła po chwili namysłu.

Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.

– Mówisz poważnie?

– Pewnie. Mnie to w żaden sposób nie zaszkodzi, a ty się nie będziesz spóźniać. Nikt nic nie straci.

– Jestem wdzięczny.

Do końca drogi słuchaliśmy muzyki w ciszy. Scarlett skupiała się na drodze, a ja no cóż, przeglądałem media społecznościowe. Jako jeden z najpopularniejszych sportowców w historii szkoły (z naciskiem na to, że żadne z nich nie było w pełni człowiekiem) byłem również bardzo popularną osobą. Z powodu reprezentowania szkoły głównie w futbolu (choć szczerze nie lubiłem tego sportu) oczywiste było, że większość wie, kim jestem, ale zachowywać się tak jakbym z każdym po kolei się przyjaźnił, było znaczną przesadą.

Można było jeszcze założyć, że moją renomę ufundowało mi starsze rodzeństwo – Sia i Kyle. Choć dzieliło ich trzy lata różnicy, to wilkołacze geny mocno opóźniły ich dorastanie do tego stopnia, że byli na jednym roku przez całą edukację. Siostra była kapitanem drużyny siatkówki i geniuszem z biologii, a brat kapitanem futbolu i gwiazdą jakich mało. Szkołę skoczyli dwa lata temu i udali się na Yale, gdzie każde z nich poszło swoją drogą. Po roku jednak to nie wypaliło i robią coś w Seattle.

Miałem jeszcze młodsze rodzeństwo. Też dwójkę. Również brata i siostrę. Jeremy jest w dziewiątej klasie, mając faktycznie teraz czternaście lat czy tam piętnaście, a Nancy dwanaście. Mieli szczęście, że wyglądali na tyle lat, ile mieli.

Ja takiego szczęścia nie miałem. Gdzieś na początku mojego życia zginęły mi trzy lata życia, przez co muszę udawać osiemnastolatka, mając dwadzieścia jeden lat. Przynajmniej mam wewnętrzne usprawiedliwienie dla nazywania wszystkich ze szkoły dziećmi. Irytujące jest jak niektórzy, potrafią być niedojrzali.

Dopiero po wyłączeniu przez Scarlett muzyki, zorientowałem się, że byliśmy już na terenie szkoły. Zaparkowała w miarę blisko głównego wejścia. Ze zrezygnowaniem wysiadałem z samochodu, zabierając plecak. Dziewczyna zrobiła to samo i razem udaliśmy się w stronę szkoły.

Nie uniknęliśmy podejrzanych spojrzeć wszystkich wokół. Ludzie wciąż żyli, szufladkując innych i samych siebie. Chociaż nie powiem, sam sobie bym nie uwierzył w tę sytuację. Znów rozmawiam normalnie ze Scarlett.

– Ej Räv! – usłyszałem za sobą głos Iana, idioty, który oficjalnie jeszcze nie jest kapitanem drużyny. Nie trawie gościa.

– Czego chcesz? – odparłem prawdopodobnie trochę za głośno. Zwróciło to niewątpliwie uwagę każdego, kto znalazł się w pobliżu.

– Jestem po prostu w szoku, że przyszedłeś przed czasem. Szkoła nie straci tak wspaniałego zawodnika, jak ty – odpowiedział, stając naprzeciwko mnie.

Spojrzenie było wypełniane wyższością i pewną pogardą. Dobrze wiedział, że gdybym tylko chciał, mógłbym zająć jego miejsce. A nie robiłem tego, tylko dlatego, że nie miałem siły się przed nikim stale popisywać.

Usłyszałem za sobą cichy głos, żebym sobie opuścił. Scarlett miała rację, nie powinienem się w to mieszać tak, jak Ian by tego chciał. Ale do obrażenia mnie nie mogłem dopuścić.

– Umiem wyczuć sarkazm. Jednak ja wiem, że beze mnie nie macie szans na wygraną.

– Od kiedy wygrana zależy od jednej osoby?

– Od kiedy ta jedna osoba jest mną.

Ian zaśmiał się, jakby nie dowierzał. W odpowiedzi uśmiechałem się szyderczo, prowokując go.

Już na tym etapie widziałem, że to nie skończy się dobrze. Moja wewnętrzna natura kazała mi na niego naszczekać. Nie chciałem jednak robić z siebie pośmiewiska.

– W tym tygodniu wybierają na dobre kapitana składu – zaczął. Nie dałem mu dokończyć.

– Tak wiem, odpuszczam. Wiesz, jak się wykażę zainteresowanie, wybór będzie oczywisty. A tak przyjemnie będzie to oglądać, jak walczycie o nic nieznaczący tytuł.

– Powiedz to swojemu braciszkowi. Tylko temu, którego miałem okazję poznać. Jeszcze byś złemu powiedział, tak was tam dużo.

Jak można by być tak złym, żeby w obrażaniu kogoś odnosić się do osób trzecich.

Stałem wpatrzony w niego z nienawistnym wzrokiem. Doigrał się. Jeśli coś jeszcze powie, bez szkód fizycznych się nie obejdzie.

– Już? Pośmiałeś się? Bo wybacz, ale jechanie po rodzinie jest przesadą, szczególnie kiedy nie umie się tego robić – wtrąciła Scarlett. Dyskretnie również walnęła mnie łokciem, żebym się uspokoił. Chyba podziałało.

Ian przeniósł na nią wzrok. Jednak mi nie przeszło, jeśli najedzie na nią, bardziej niż na mnie to obawiam się, czy nie będą musieli wezwać karetki.

– Nawet sam obronić się nie potrafisz – zakpił – Twoja dziewczyna musi cię ratować.

– Wybacz, ale jeśli będziesz kiedyś w relacji, która nie polega tylko na seksie, to daj znać. Dokończymy tę rozmowę – odpowiedziała, lekko się uśmiechając.

Ian zgubił swoją pewność siebie, bo nie był w stanie nic odpowiedzieć. Z irytacją wypisaną na twarzy wszedł do szkoły, a osoby oglądające ową dyskusję, zrobiły to samo, żeby nie oberwać.

– To już dwie przysługi – odezwałem się po chwili.

– Ian to idiota, a ty nie potrafisz nad sobą panować. Nie chcemy przecież, żeby cię zawiesili, a z niego zrobili bohatera.

Uśmiechnęła się delikatnie i również weszła do szkoły. Dopiero po chwili ogarnąłem, w jakiej formie wypowiedziała ostatnie zdanie.

– Czekaj, my?


***


Nie spóźniłem się, słuchałem grzecznie na lekcjach i nie spotkałem ani Iana, ani Jeremy'ego na korytarzach. Mogło być gorzej. Jedyne co mnie niepokoiło to zapach wampira. Zapach, którego wcześniej nie spotkałem ani nie mogłem do nikogo dopasować. Coś mi nie pasowało. I to bardzo.

– Jak zwykle nie słucha – powiedziała pod nosem Lauren.

Oczywiście, że słuchałam, po prostu ignoruję to, chciałem powiedzieć, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. Na drugim końcu stołówki zauważyłem Jeremy'ego, który popisywał się, jak to miał w swojej naturze. Natomiast kilka stolików ode mnie siedziała Scarlett ze swoimi znajomymi.

– Nie dość, że nie słucha to jeszcze, ignoruje – dodała.

Przejechałem wzrokiem po reszcie osób przy stoliku. James siedział przy Lauren (dość specyficzna para z nich była), a po jej lewej znajdowała się Margo (najlepsza przyjaciółka). Obok mnie natomiast miejsce miał Harry. Byli to dość dziwni ludzie. Z jednej strony irytowali mnie samym byciem, ale z drugiej tak wiernych osób dawno nie spotkałem. Przyjaźń z nimi wywiązała się przypadkiem. Na początku liceum Lauren i Margaret trzymały się razem, obie wstąpiły do zespołu cheerleaderek, głównie z nudów. Później ta pierwsza poznała Jamesa. Rok później znalazł się w tej szkole Harry. Ze swoją naturą chłopca, który zawsze miał wszystko i zdolnością wyrażenia swojego zdania tam, gdzie tego nikt nie potrzebuje, wpadł w nie małe problemy, z których wcześniej wymieniona trójka go ocaliła. Ja się w tej paczce znalazłem, tylko, dlatego że jestem z Jamesem w drużynie i oboje nie lubimy Iana.

– Pewnie szuka Iana – mruknął Harry i poprawił swoje okulary, których swoją drogą nie potrzebował.

– Mam w głowie najgorsze scenariusze, jeśli o niego chodzi – powiedziałem – Za tydzień będą wywieszeni oficjalni nowi członkowie i kapitan. Wyobraźcie sobie mnie, ciebie – wskazałem na Jamesa – Jeremy'ego i Iana jako kapitana w jednym zespole.

– Auć, zabolało, jak to powiedziałeś na głos – odpowiedział James.

– Bez przesady – skomentowała Margo.

– Co bez przesady?

Spojrzałem na osobę, która zadała to pytanie. Jeremy.

– Czego chcesz?

Uśmiechnął się niewinnie. Chyba nie chcę wiedzieć, co zrobił. Albo czego chce.

– Ja, czegoś? Od ciebie? – zaśmiał się nerwowo.

Na pewno czegoś chciał.

– Chodzi o ten zapach wampira? – spytałem na tyle cicho, żeby tylko on był w stanie mnie usłyszeć.

Lekko skinął głową. Dobrze wiedzieć, że nie mam paranoi, czując ten zapach.

– Daj mi chwilę – dodałem równie cicho – To dowiem się, czego chcesz?

Jeremy poparzył na mnie, a później w miejsce, na którym siedziała Scarlett. To zapowiadało się źle.

– Właściwie to chciałem się spytać Lauren, czy żeby przyjść na twoją imprezę trzeba mieć zaproszenie?

Tak jak sądziłem.

– Nie, ale wolę wiedzieć, kto będzie w moim domu, młody – odpowiedziała mu, myśląc, że Jeremy pyta o pozwolenie na przyjście. Oczywiście to też, ale on planował dopowiedzieć coś gorszego. Dla mnie oczywiście.

– To spodziewaj się, że Scarlett Evans też będzie. Widziałem, braciszku, że się tym nie pochwalisz, więc musiałem sam to zrobić.

– Kogo? – wtrącił Harry.

– Nasza sąsiadka, która swego czasu była dość blisko z Rävgorem. Miło widzieć, że znów tak jest. Ian to odczuł – powiedział z satysfakcją.

Zaczynał przesadzać. Nie zostało mi nic innego jak wyprowadzić go ze stołówki i ... Tylko go wyprowadzić, zanim powie o parę słów za dużo.

– Wybacz, ale to był jedyny sposób, żebyś wyszedł i żebyśmy mogli o tym porozmawiać – jęknął, kiedy byliśmy już sami.

– To, że ich nie widzisz, nie znaczy, że nie było.

– Nie to, że coś, ale to chyba dobrze, że twoi znajomi wiedzą o tym, że zdajesz się ze Scarlett, jakby to było coś oczywistego. Ostatnie czego nam trzeba to plotek na wasz temat.

– Gdzie dokładnie czułeś ten zapach? – zmieniłem temat.

– Czy ja wiem, w całej szkole tak naprawdę. Szczególnie na stołówce. A ty?

– Podobnie. Charakterystyczny i irytujący.

– To pierwsze na pewno, to drugie jest względne – uśmiechnął się krzywo – Robimy coś z tym?

Zamyśliłem się na chwilę. To było dobre pytanie.

– Możliwe, że to jakiś uczeń, który został przemieniony. Albo nowy nauczyciel, który jest wampirem. Dopóki nic się nie będzie dziać, chyba bym to zostawił.

Niechętnie się ze mną zgodził.

– Czemu właśnie zostałam zaproszona przez najpopularniejsza osób w szkole na jej imprezę? – usłyszałem głos z oddali.

– Jeremy, proszę, wytłumacz to.

Kochany braciszek rozejrzał się w poszukiwaniach pomocy, a po chwili znikał mi z pola widzenia.

– Tak jak sądziłem. Wybacz za to – odwróciłem się do Scarlett – Jeremy lubi robić szum, nauczył się tego od Kyle'a. Niestety.

– To było bardzo dziwne.

– Zamierzasz iść?

– Nie mam pojęcia. Ale dobrze wiedzieć, że ponownie zadając się z tobą, muszę się z tym liczyć.

– Na szczęście to nie jest typ ludzi, którzy piją bez końca, wyzywając cię od gorszych, kiedy tego nie robisz. Przynajmniej nie ta czwórka.

– Dobrze, że masz kogoś takiego.

– Problem w tym, że oni nie wiedzą o najważniejszym.

– To, że ja nie powiedziałam swoim znajomym o sobie to jedno. Ale czemu ty nie?

To było głupie pytanie. Scarlett znała odpowiedź. Chciałem im powiedzieć, ale bałem się ich reakcji. Nie obchodziło mnie, że większość z nich była fanami Teen Wolfa, TVD czy innych seriali o takiej tematyce. Gdybym im powiedział o sobie, później dowiedzieliby się o reszcie tego świata. Bardzo mrocznego jakby się nad tym zastanowić.

– Popełniam klasyczny błąd, nie mówiąc nikomu o tym.

– Nigdy nie rozumiałam bohaterów, którzy ukrywali takie rzeczy przed przyjaciółmi. A tu proszę, właśnie to robię.

Nie byłem pewien czy mówiąc, to chce pocieszyć mnie, czy samą siebie. A może oba na raz. Chciałem coś jeszcze dopowiedzieć, ale przerwał mi dzwonek. Oboje uznaliśmy, że to dobry moment, żeby zakończyć tę rozmowę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro