Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I - Aless

Seattle.

Miasto w stanie Waszyngton. Co więcej, można o nim powiedzieć, co by się nie znalazło w Wikipedii. Chociaż może to, że Seattle (zresztą, jak i cały stan) zostało podporządkowane wilkołakom. To tutaj mieszka właśnie Alfa, która panuje nad ogólnym porządkiem. Co do wampirów wiem tyle, że żyły na tym terenie i miały większą tolerancję na wilkołaki. Inaczej wampiry nie mogłyby tu żyć. Były jeszcze wiedźmy i czarownicy. Seattle jest domem Ósmego Domu Głównego Amerykańskiego Sabatu, społeczność zrzeszającej osoby magiczne, które żyją na terenie USA. Tego na pewno nie znajdzie się w Internecie, a przynajmniej nie na samym wierzchu.

Siedziałem właśnie w hotelu, czytając zaciekawiony artykuł z najświeższej gazety. Nietypowe morderstwo nastoletniego chłopaka. Jak media podawały, miał trzynaście lat. Obstawiałem, że wiek i płeć nie miały w tym wypadku znaczenia, chociaż niewątpliwie mogły pomóc w późniejszym etapie mojego małego śledztwa, w które zostałem zamieszany.

Przeczytałem jeszcze raz artykuł. Jak mogłem się spodziewać, nic w nim nie znalazłem. Chłopiec został znaleziony martwy w przy skraju lasu. Był osuszony z krwi oraz pozbawiony serca, a w rękę miał wciśniętą kartkę z informacją: "Znajdź mnie". Bardzo oryginalna wiadomość. Oczywiście nie została napisana ręcznie.

Osoba, która zadzwoniła, żebym pomógł w śledztwie, musiała być bardzo zdesperowana. W końcu nie często zdarza się, że głowa watahy dzwoni do syna Draculi z prośbą o pomoc. A jednak się to stało. Dwa dni temu odebrałem telefon od Melanii Lupus, aktualnej Alfy. Powiedziała mi bezpośrednio, że chce, żeby oprócz policji tą sprawą zajął się ktoś spoza Seattle. Ktoś bezstronny. Na początku podszedłem do tego sceptycznie. Moja ostatnia sprawa sprawiła, że o mało nie popełniłem samobójstwa z głupoty osób, które mnie wynajęły. Miałem się dowiedzieć, czy mąż klientki ją zdradza. Okazało się po miesiącu, w obronie jej najbliższych każdy co rusz zdradza każdego, okłamuje czy też wykorzystuje, oprócz tego męża. W życiu się tak psychicznie nie wymęczyłem. Poczułem się, jakbym trafił do Dynastii.

Jednak nie mogłem odmówić. Moja reputacja mówiła sama za siebie. Zdążyłem się na przestrzeni lat dorobić miana jednego z najlepszych detektywów. Czy tak jest? Nie mi oceniać. Oczywiście muszę okłamywać bardzo wiele osób na swojej drodze, co do swojego wieku czy licencji. Posiadam ją. Jednak moja data urodzenia na niej... Mam dziewiętnaście lat od stu dwudziestu sześciu lat. Od ponad wieku wyglądam jak student. Fizycznie nie mam jak legalnie wyrabiać dokumentów. Mój wampiryzm mi na to nie pozwala.

Moje narzekanie na siebie przerwała oficjalna wiadomość jednej z gazet, jakie miałem na stosie. Podano w niej przyczynę śmieci chłopaka. Przeleciałem kilka razy tekst wzrokiem i nie dowierzałem. Nie chciało mi się wierzyć, że główną przyczyną było przedawkowanie proszków. Nie w momencie, kiedy ofiara nie ma ani serca, ani krwi. Chyba że ten ktoś nie chciał, by skupiano na samym morderstwie, a na wyniku jego lub jej działań. Ciężko było powiedzieć na ten moment.

Ale wiedziałem jedno. To musiał być wampir albo wilkołak. Mało kto wie, ale budowa kłów tych dwóch gatunków jest praktycznie identyczna (oczywiście, dopóki wilkołak nie zamieni się w pełni w wilka), więc ślad na szyi i ręce ciężko było przypasować, szczególnie na zdjęciu. A serce zostało wycięte chirurgicznie, co też mógł zrobić każdy.

Właściwie nie widziałem, co gorsze. Wampir w mieście wilkołaków, czy zdrajca wśród swoich. W końcu na terenie Seattle obowiązuje zakaz zabijania ludzi przez wilkołaki, a szczególnie niewinnych, nie mówiąc już o dzieciach. Każdy, kto go łamie spotyka się z okropnymi konsekwencjami. O wiele gorszymi niż śmierć. Oczywiście istnieją wyjątki, jak spowodowanie jej przypadkiem w wypadku i tak dalej, ale każdy wie, czego ma nie robić. A lepiej nie mieć przeciwko sobie własnego gatunku.

Przeszedłem się po pokoju i podszedłem do okna. Miałem widok na małą uliczkę, która wchodziła w jakąś większą. Znajdowałem się chyba na obrzeżach miasta, przez jego topografię ciężko stwierdzić. Liczyło się dla mnie to, żeby zamieszkać w miarę blisko domu Lupusów oraz żeby nie zwracać na siebie większej uwagi.

Nagle usłyszałem wibracje. Wróciłem na łóżko, by dowiedzieć się, o co chodzi. Zdziwiła mnie wiadomość od Melanii Lupus z prośbą o spotkanie się jak najszybszej. Zawahałem się przed odpowiedzią. Ostatecznie wystukałem tylko "gdzie i kiedy", na co prawie od razu podała mi adres.

Półtorej godziny później znalazłem się w kawiarni niedaleko hotelu. Nie wyglądała wyjątkowo, ale z drugiej strony miała swój klimat. Biel, drewno i rozległe zielone rośliny nadawały temu miejscu wyrazistości i pewnej oryginalności. Chociaż cześć Starbucksów też tak wygląda. Rozejrzałem się po wnętrzu, szukając kobiety wzrokiem. Niestety, węch wygrał i to za nim podążyłem.

Na cały lokal było czuć tylko jeden zapach wilkołaka. Można było to porównać do woni, jaką czuć od psów po deszczu, tak samo drażniący nos. Każdy wilkołak jednak pachniał czymś innym. Od kobiety było czuć wanilię, której słodki zapach mnie odrzucał. Jednak bardzo szybko potrafiłem się przyzwyczaić do takich zapachów i je po prostu ignorować.

Przy stoliku obok okna znalazłem osobę, której szukałem. Melanie Lupus wyglądała w ostateczności na czterdziestolatkę, choć mogła więcej przez wolno starzejący się organizm. Krótkie jasnobrązowe włosy miała schowane za uszami, a oczy w podobnym kolorze zostały podkreślone delikatnym makijażem. Ubrana we flanelową koszulę i jeansy sprawiała wrażenie jakby na kogoś czekała. Pewnie na mnie. Brawo detektywie.
Delikatnie kaszlnąłem, by zwrócić jej uwagę.

– Nie spodziewałam się, że tak będziesz wyglądać – powiedziała i pokazała mi, żebym usiadł, jednocześnie mocno mi się przyglądając.

– Mogę powiedzieć to samo.

Uśmiechnęła się delikatnie.

– Chodzi mi głównie o wygląd w stosunku do twojego wieku. Wyglądasz na rówieśnika mojego syna, który aktualnie jest w klasie maturalnej.

– Uroki bycie wampirem. Również nie wyglądasz na osobę, która posiada, o ile się nie mylę, piątkę dzieci.

– Geny. Przejdźmy może od razu do sprawy? – zaproponowała.

Było mi to na rękę. Tego typu rozmowy zawsze mnie męczyły, szczególnie kiedy musiałem udać, że to ja jestem tym młodszym i mniej doświadczonym tylko, dlatego że wyglądam młodziej.

– W twoim pierwszym telefonie ostrzegałaś mnie, że to, co zobaczę, nie jest pierwszą taką sytuacją. Morderstwo dziecka jest surowo zakazane na terenie całych Stanów. Zastanawia mnie więc, czemu ja? – zacząłem. Chciałem uporządkować sobie wszystko od początku do aktualnego stanu. Powód, dla którego tu jestem, był chronologicznie na szczycie listy.

– Czytałam dużo o twoich osiągnięciach na południu czy wschodzie kraju i w Europie. Poza tym jesteś wampirem. Mało kto zdaje sobie sprawę, ale jest ich dość sporo w tym mieście. Jeśli to sprawka jednego z nich będziesz jednym z pierwszych, który się o tym dowie. Jeśli nie, również wszystko działa na twoją korzyść.

– Co z wiedźmami i czarownikami? Przewidziały coś z kart, czy miały wizję?

Kobieta na chwilę zamilkła. Przejechała palcem po wierzchu kubka z kawą, mając jednocześnie zamyśloną twarz, jakby nie była pewna, co mam mi powiedzieć.

– I tak i nie. Sabat niezbyt się w to wtrąca, bo i nie ma po co, a Dawn Crowe, która reprezentuję Seattle w GAS ma na głowie fatum własnego dziecka. Mówiła coś o jakiś wizjach związanych z morderstwami, ale były bardzo niejasne, nawet dla niej.

– Przynajmniej nie macie otwartego problemy z wampirami. Informacja z pierwszej ręki, że wolą wschód kraju – zauważyłem, chcąc trochę naprawić atmosferę.

– Chociaż tyle. Masz już jakieś podejrzenia? Motyw? Cokolwiek?

– Ciężko mówić o czymś konkretnym. Po tym, co widziałem, jestem prawie pewien, że to wampir albo wilkołak. Kolejność alfabetyczna oczywiście. Na motywy zdecydowanie za wcześnie. Muszę rozejrzeć się po mieście i popytać ludzi. Same informacje z gazet nie są wystarczającym źródłem. Nie, jeśli chodzi o istoty nadnaturalne.

– Powiedz, jak tylko będziesz, czegoś potrzebował.

Melanie przerwała na chwilę. Oho. Moment, w którym mówimy o wynagrodzeniu. Większość zgłasza się do mnie w ostateczności, wierząc podświadomie, że i tak nie pomogę za pieniądze, które oferują. Są w nie małym błędzie. Tak naprawdę jedyne, czego oczekuje w zamian to pomoc w zdobywaniu narzędzi do prowadzenia śledztwa. Więc teoretycznie za żadną sprawę, a trochę ich już było, nie dostałem gotówki czy czeków. No może w jednej, ale ten ktoś bardzo na to nalegał. Nie będę odmawiał w takich sytuacjach.

– Jedyne, czego oczekuje w zamian za schwytanie mordercy, jest pomoc. Nie mam serca zabierać ludziom pieniędzy za coś, czym powinna się zajmować policja.

Patrzyła na mnie z lekkim zdziwieniem. Pewnie mało kto odmawiał zapłaty za swoją pracę. Dopóki miałem z czego żyć, a rodzinny spadek oraz majątek można liczyć w milionach, wolałem robić to dobroczynnie. Szczególnie kiedy większością ze spraw i tak bym się zajął bez względu na to, czy ktoś by mi ją zlecił, czy nie.

– Zatem, czego potrzebujesz? – spytała, po chwili namysłu.

– Map. Wielu map z zaznaczonymi miejscami. Różnymi. I listę osób, które mają pochodzenie nieludzkie i tych, którzy już nimi w pełni nie są. Wyśle szczegóły mailem. Muszę się zapoznać z okolicą.

– Pracochłonne zadanie – skomentowała nieprzekonana.

– Czasem rozwiązanie mamy tuż pod sobą i o tym nie wiemy. Ciężko jest je znaleźć, kiedy nie wie co właśnie się, ma pod sobą.



***



Właśnie skończyłem pisać maila z dokładnymi instrukcjami do map, które z chęcią sam bym zrobił, ale brakowało mi rozeznania we wszystkim, co wiązało się z Seattle.

Odłożyłem laptopa na bok i rozłożyłem się na łóżku. Miałem ostatni wieczór, żeby odpocząć i nie przyjmować się niczym. Przynajmniej w teorii. W praktyce i tak nie będę mógł zasnąć. Ktoś morduje nastolatków. Mam nadzieję, że nie zginie ich za dużo, do czasu aż rozgryzę, kto to wszystko robi.

Spojrzałem na telefon. Wskazywał dziesiątą. Podniosłem się leniwie i udałem się do łazienki. Skoro i tak przez najbliższe kilka godzin nie zasnę, to chociaż mógłbym się umyć. Wciąż czułem na sobie zapach wanilii, który przyprawiał mnie o mdłości. Zdecydowanie wolę zapach czekolady czy kawy. Wanilia nawet w smaku jest dla mnie ciężka do zaakceptowania.

Łazienka była zdecydowanie większa od pokoju. A sam pokój do małych nie należał. Białe płytki pokrywały całe pomieszczenie, co w połączeniu z jasnym, zimnym światłem dawało oślepiający efekt. W jednym rogu znajdowała się czarna wanna, a po drugiej stronie prysznic. Umeblowanie również było czarne. Tak chyba będzie wyglądać moja łazienka, jak będzie mi się opłacało mieć wielkie mieszkanie. Większe od tego, które aktualnie mam.

Od niechcenia spojrzałem na lustro. Zawsze dziwiły mnie legendy o tym, że wampiry nie posiadają odbicia w lustrze. Nie potrafiłem sobie wyobrazić życia bez wiedzy, jak wyglądam. Gęste, czarne włosy zaczynały powoli opadać mi na twarz. Odgarnąłem je z czoła. Pokazało to, jak bardzo źle wpływa na mnie długotrwały brak snu, jeszcze bledsza skóra, podkrążone oczy, w których nie było żadnej chęci do czegokolwiek.

A to tylko trzy dni bez snu.

– Typowy dzień syna Draculi. Brak snu, wychodzenie na słońce, pizza z sosem czosnkowym i pozytywne relacje z wilkołakami. Byłbyś dumny tato.

Dalszy komentarz nie był potrzebny. Witajcie kompleksy zawiązane z relacją z ojcem. Miło was widzieć, nie tęskniłem.

Żeby nie zatracić się w rozmyślaniach nad swoją egzystencją wpatrzony we własne odbicie, wziąłem prysznic. Pół godziny później wychodząc z łazienki, para przenikała do pokoju, nieznacznie go nagrzewając.
Już miałem kłaść się spać, ale zauważyłem wiadomość. Zazwyczaj ich nie dostaje, nie o tej porze i na pewno nie na ten telefon. Ledwo żywy musiałem przeczytać wiadomość kilka razy, żeby dotarła do mnie jej treść.

Nieznany: I jeśli mogłabym prosić jeszcze o coś. Miej oko na mojego syna. Ma skłonności do buntowania się. Obawiam się, że to w obecnej sytuacji źle się skończy. ML

Aless: Napisz wszystko, co powinienem o nim wiedzieć

– Szukanie mordercy i pilnowanie wilkołaka. Co może pójść nie tak? Może jeszcze młodą wiedźmę, będę miał pilnować?

****

Pewnie #nikogo w tym momencie, ale obecnie jestem w trakcie prac nad małym przepisaniem tego rozdziału. Nie zmieni on nic w fabule, ale będzie lepiej brzmiał.  Będzie bardziej Alessowy. *koniec ogłoszenia*

*nowe ogłoszenie*

Już nastąpiło ów przepisanie. To tyle, co chciałam powiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro