Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXV - Rävgor

Jak mi się żyje z tym, że Ian jest wampirem? Jeszcze nie wiem. Mamy poniedziałek, a on dopiero dziś gdzieś o trzeciej nad ranem wrócił ze mną i Alessem do swojego domu. Ile to było tłumaczenia, co się z nim działo. Dostał oczywiście wybór, czy chce powiedzieć matce to, że jest wampirem, czy utwierdzać ją w przekonaniu, że za dużo wypił i nie był w stanie się podnieść z łóżka przed kaca. Wybrał to drugie. Bo jakby inaczej. Warto zaznaczyć, że Ian nie potrafi kłamać. Umie unikać tematu, ale no... Jeszcze nie wiem, jak mu pójdzie ukrywanie krwi w domu, ale jego sprawa, powie, jak będzie gotowy.

W szkole natomiast szokiem było, że zjawił się i ze mną, i Scarlett. A po tym, jak Ian wyjawił, że ukrywał swój związek z Abigail od jakichś dwóch miesięcy, jej reakcja była tą najlepszą. Nie dość, że nie mogła nic powiedzieć, że my się z nim nie zadajemy, bo skąd ona by to mogła wiedzieć, to jeszcze fakt, że nie mogła do niego podejść i tego wyjaśnić, bezcenny. Cały dzień właśnie, ktoś go pilnował. Tak w razie czego, żeby jako n o w o p r z e m i e n i o n y wampir nikogo nie zabił ani nic. A to ja z nim chodziłem, Scarlett, Jeremy, Harry też się do tego dołączył, nawet Aless wyrwał się na chwilę z komisariatu, żeby sprawdzić jak sobie radzi. Z samego rana byliśmy też u Myersa. Co by nie mówić, nie zbyt mu się to podobało, ale wolał to wyjście niż śmierć ucznia. Ciężko mu się dziwić. Ian na etapie poznania, że dyrektor o wszystkim wie, przestał zadawać jakiekolwiek pytania. Uznał, że ma dość i nic go już nie zdziwi. Nie wierzę mu. Jeszcze nic nie widział.

Ian wampirem. Wciąż to do mnie nie dochodzi. Ze wszystkich osób na świecie, musiał to być on. Teraz nasza relacja w opinii publicznej zrobiła się jeszcze bardziej antagonistyczna. Po prostu w to nie wierzę.

Znaczy oczywiście, że wolę to niżeli był martwy. Co do tego nie ma wątpliwości. To i tak wybranie mniejszego zła.

– Co o tym myślisz? – spytał.

– Będę z tobą szczery, nie słuchałem cię przez jakiś czas – oparłem zgodnie z prawdą. Trochę miałem ważniejsze sprawy na głowie niż taktyka na najbliższy mecz – Wciąż nie jestem pewien czy powinieneś w nim grać.

Ian zamarł za chwilę.

– Niby czemu?

Westchnęłem, chowając na chwilę twarz w rękach.

– Serio nie wiesz? Nie mamy, ja nie mam, żadnej pewności, że będziesz nad sobą panował. Że używając swojej siły, nikogo nie zabijesz ani poważnie uszkodzisz. Że jak pojawi się krew, to ci nie odpierdoli na jej punkcie...

– Okey! Rozumiem, nie ufasz mi...

– Nie chodzi o to, czy ja tobie ufam. Ty sobie nie ufasz. Też bym sobie w takiej sytuacji nie ufał, więc to nie jest tak, że ci się dziwię.

Wziąłem oddech. Nie wypada teraz stracić wewnętrznego spokoju.

– W sumie... Czy to normalne, że czuć od ciebie mocno czekoladę? – zapytał.

– Tak, to normalne. Każdy ma swój indywidualny zapach. Ja pachnę czekoladą z jakiegoś powodu. Specjalnie kupuję podobnie pachnące perfumy do tego, jaki zapach wydzielam tak przy okazji.

Zamyślił się na chwilę.

– Jak planujemy wyjaśnić mój ewentualny brak udziału w meczu?

– Jak na razie marzę o tym, żebyś w nim zagrał. Coś się wymyśli w innym przypadku. Scarlett umie wymyślać dobre wymówki i omijać prawdę, nie kłamiąc całkowicie. Coś wymyśli.

– Aktualnie może mnie nienawidzić...

– Scarlett?

Spojrzał się na mnie wymownie. Przez ostatnie kilka dni zacząłem dostrzegać w Ianie to, jak bardzo nie jest osobą, za którą wszyscy go mają. Znaczy oczywiście, że wciąż jest aroganckim dupkiem, ale to bardziej reakcja obronna, która weszła mu w nawyk.

– Słyszałem od Abigail, że ostatnio ona i Scarlett odzywają się do siebie tylko podczas wyrzucania sobie rzeczy, ewentualnie niszcząc swoją przyjaźń.

A no tak. Zapomniałem o tym szczególe. Związek Iana i Abigail i jego ukrywanie, niszczyło stwierdzenie, że Abigail nic nie ukrywa ani nie okłamuje Scarlett. A to ostatnio cały czas się kłócą. Scarlett oczywiście wie, że nie jest w tym bez winy, bo faktycznie coś ukrywa, tyle że to jest coś, czego ot tak nie powiesz. I też tak się pewnie będzie tłumaczyć, czemu im nie powiedziała o tym wcześniej. Ewentualnie, że jej matka zabroniła wspomnieć przy kimś dla bezpieczeństwa. To Abigail nie miała tego.

– Uwierz, ty tylko podbijasz stawkę i argumenty...

– To ma być pocieszające?

– Chodzi mi o to, że czy ty z nią jesteś, czy nie, one i tak by się kłóciły. To chodzi o coś bardziej złożonego.

– Myślisz, że Scarlett im komuś o tym powie?

Teraz to ja przez chwilę się nie odzywałem. Prawda jest taka, że nie widziałem. Nie wiem, czemu ten związek miał być w założeniu taką tajemnicą, ale mi nic to tego. Alessowi tym bardziej. Scarlett miała w tym interes w formie dowodu, że jej przyjaciółką okłamuję ją w żywe oczy. I jakkolwiek bym jej nie uwielbiał, tak naginanie prawdy pod jej wyobrażenie rzeczywistości, było czymś, co coraz mocniej się jej zdarzało.

Jak jej udawany związek z Alessem.

– Nie mam pojęcia. Ale jeśli to zrobi, to się o tym dowiesz. I to nie jest nic dobrego – powiedziałem, uśmiechając się krzywo. Tak, właśnie przypomniała mi się nasza kłótnia. Wiem, jak to jest stać po drugiej stronie mniej grzecznej wymiany słów. Dostało mi się dość mocno, do dzień mam te słowa w głowie – Ale wtedy to będzie miało najmniejsze znaczenie.

– Pocieszające, ale... Wow nie powiedziałbym, że taka jest. I tym bardziej intrygująca jest twoja przyjaźń z nią. Alessa też możesz do tego doliczyć.

– Jest bardzo lojalna wobec przyjaciół i osób szanuje. Lepiej jest być z nią niż przeciwko niej. Poza tym znam ją całe życie, ostatecznie nie umiałabym zrezygnować z relacji z nią. Aless natomiast potrzebował w Seattle osób, do których mógłby się odezwać i które by go znosiły, a jednocześnie go intrygowały. Moja początkowa niechęć do niego i względna chęć mordu przeważyły na naszej przyjaźni. Jego i Scarlett natomiast relacji wyjaśnić nie potrafię. Tak jak wszyscy spekulują, że mnie i ją coś łączy, tak to mogłaby być podobna sytuacja.

– Zazdroszczę w sumie. Takiej przyjaźni... Wracając do taktyki – i zaczął od nowa mówić o ustawieniach. Znowu się wyłączyłem, przytakując co jakiś czas. Wybacz Ian, mam to tak bardzo gdzieś.

Kilkanaście minut później do szatni weszła drużyna wraz z Sullivanem i Bakerem. Ten drugi coś nie miał dziś nastroju i krzywo się na wszystkich patrzył przez cały dzień.

– Macie odbyć, choć część dzisiejszego treningu – powiedział Sullivan, spoglądając raz na mnie, raz na Iana.

– Taki był plan. Ian po całym weekendzie, który spędził nieprzytomny, nie może się aż tak przemęczać – opowiedziałem.

Ian przewrócił oczami, a Jeremy zdarzył powstrzymać śmiech.

– Dziękuję ci, że tak dbasz o moje zdrowie – mruknął nieprzyjemnie – Przynajmniej udało nam się ustalić to coś najważniejsze. Jak wrócę do domu, to wszystko po przesyłam, żeby jeszcze uwzględnić uwagi wszystkich.
Sullivan skinął głową i wyszedł z szatni. Baker przez chwilę zatrzymał wzrok na Ianie, po czym zrobił to samo.

Ian schował swoje rzeczy związane z ogarnianiem taktyki i obaj poszliśmy na puste już boisko. Czas było sprawdzić jak sobie radzi i do tego jest zdolny.

– To, co teraz? – spytał, stając na środku.

Rozejrzałem się wokół siebie, nasłuchując przy tym, czy nikogo w pobliżu nie ma. Nie było na tyle, żeby się tym przejmować.

– Czas sprawdzić, czy nad sobą panujesz.

– Jak chcesz to sprawdzić?

Robiłem wszystko na czuja. Bez żadnych pewnych rzeczy. Mój kontakt z nowoprzerodzonymi był znikomy.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, wyczułem Jeremy'ego.

– Scarlett się pyta, czy ma po ciebie przyjechać – powiedział, podchodząc do mnie z telefonem w ręce.

– Nie będę jej zmuszał do wychodzenia z domu.

– Pojechała z Elizą po szkole na jedzenie i ma po drodze. Stąd pyta.

Kątem oka spojrzałem na Iana.

– W sumie... Niech przyjedzie, jak chce.

– To zabiorę się z wami. Co robicie?

Wolałbym sam sprawdzać Iana, ale no nie będę go wypraszał. I tak sobie nie pójdzie.

– Chciałem sprawdzić podstawowe umiejętności – mruknąłem – Trzeba ustawić jak szybki, silny...

– Dodałbym do tego jeszcze zmysły – wtrącił brat – Tak zapobiegawczo. Wiesz. Krew.

– Nie jestem idiotą.

– Tak tylko mówię. To, że Aless jest w stanie pobrać komuś krew bez nawet chęci w oczach, żeby ją wypić... Nie każdy tak będzie mieć.

– Zapomniałem, że tak byłeś.

Przewrócił oczami i usiadł na murawie. Odszedłem kawałek, żeby zająć się Ianem, który nie widział czy wypada mi się zaśmiać, czy nie.

– Mogę wam liczyć czas! – zawołał po chwili Jeremy.

– Liczyć czas, w czym? – spytał Ian, zerkając na mnie.

– Sugeruje, że powinniśmy zacząć od ścigania się, żebyś zobaczyć, jak szybki jesteś – powiedziałem zrezygnowany.

Jeremy przytaknął i oparł się jedną ręką o podłoże.

– Co tej pory każdy wasz wyścig i rywalizacja dotycząca siły czy zwinności nie była w pełni fair.
Teraz już jest. Przynajmniej bardziej niż był.

Przerzuciłem wzrok na Iana. Wokół nas zaczął panować powoli mrok. Wzruszył tylko ramionami.

– Nie mów mi tylko, że nie jesteś ciekaw.

Nic nie miałem do stracenia. Chyba nic mu się nie obiło o uszy, że akurat szybkość to cos, co przychodzi mi z niesamowitą łatwością. Aktualnie jeszcze z większą.

– Akurat w tym nie dam ci żadnych forów. Licz się z przegraną.

– Nie bądź taki pewien.

Jeremy się podniósł i stanął pomiędzy nami. Spojrzał najpierw na mnie z tym wzrokiem, który mówił, że czuję się jednak zbyt pewnie. On też jakby miał stawać, postawiłby na mnie.

– Małe zasady – zaczął – Pięć okrążeń wokół całego boiska. Brak kontaktu fizycznego między wami podczas tego. Nie ma skracania kółek. I tak jestem bezstronny, miło, gdyby Rävgor w końcu przegrał – wskazała ręka na tor do biegów na miejsce idealnie pośrodku długości – Z miejsca, z którego aktualnie stoicie, na mój znak biegniecie tam i przeciwnie do wskazówek zegara, dla utrudnienia. W tamtym miejscu też kończycie.

– Co będzie owym znakiem? – spytał Ian.

Jeremy uśmiechnął się pod nosem i podniósł ręce do góry. Zakląskał trzy razy. To musiało wyglądać ciekawie, kiedy jednocześnie reflektory na niego padały. Z końcem trzeciego klaśnięcia, rzuciłem się biegiem do miejsca, które wstawał. Kto jak kto, ale on będzie przestrzegał takich szczegółów. Postanowiłem nie skupiać się na Ianie i tym, co robi, tylko po prostu biec. Dawno nie miałem okazji się ściągać. A ostatni bieg, w którym w pełni mogłem się wykazać, to ten, kiedy Aless mnie gonił. I dogonił tylko dzięki sprytowi, jakkolwiek to nie brzmi. Na prostej linii w życiu by mu się nie udało.

Uwielbiałem to uczucie stawianiu oporu powietrza oraz adrenalinę krążąca w moim organizmie. Nic nie mogło się temu równać. Zaczynając piąte okrążenie, zacząłem się zastanawiać jak Ian sobie radzi. Podświadomie oczywiście, nie miałem zamiaru zacząć go szukać wzrokiem. Dobiegając do ustalonej mety, zauważyłem, że Jeremy stał z wystawioną ręka. Z przyzwyczajenia przybiłem mu piątkę i dość mocno zahamowałem. O mało się nie przewróciłem. Pięć minut później usłyszałem dźwięk hamowania.

– To nie będzie twój życiowy rekord – powiedział Jeremy – Zgaduję, że to przez te zakręty. Nie mniej gratuluję Rävgor, wygrałeś jak zwykle.

Odwróciłem się. Nie zmęczyłem się jakoś specjalnie. Ian natomiast... Chyba wystawiliśmy go na zbyt duży wysiłek fizyczny.

– Na pocieszenie ci powiem, że wygranie z Rävgorem jest praktycznie niemożliwe – dodał, uśmiechając się przyjaźnie do Iana.

– W tym momencie nawet nie wiem, czy to było szybko, czy nic szczególnego – powiedział cicho.

– Wybacz, nie liczyłem czasu. Ale przy średniej prędkości z jakaś biega Rävgor... Ilości okrążeń.. Znajomości twojej kondycji z czasów bycia człowiekiem... Kończyłbyś drugie okrążenie w tym czasie, gdzie przebiegłeś pięć. Szacuję. Oczywiście – wzruszył ramionami.

– Czy ty jesteś jakimś geniuszem matematycznym? Pytam szczerze, ukrywacie bardzo dużo o sobie.

– Nie jestem idiotą. Potrafię liczyć. Ale może i jestem ponad średnią statystyczną, jeśli o to chodzi.

Nie powiem, że to nie jest prawda. Był bystry, jak mu się chciało. Miewał swoje momenty, że tak powiem.

– Mieszkając z Kylem, każdy jest geniuszem – wtrąciłem.

Jeremy stłumił śmiech. Równocześnie poczułem zapach Scarlett. Zacząłem obserwować Iana, czy to zauważy. Chyba czuł za dużo, żeby akurat na tym się skoncentrować.

– Hej – powiedziała, jak tylko nas zauważyła – Długo wam to jeszcze zajmie?

– I tak nie chce ci się wracać do domu – zauważyłem.

Westchnęła i przytaknęła mi.

– Bo jeszcze Abigail będzie zazdrosna.

– To świetny temat do rozmów – zaczął Jeremy, podchodząc do Scarlett – Wy w tym czasie możecie wyrównać rachunki, co do siłowania się na rękę – i poszedł z nią usiąść na trybuny.

Spojrzałem się na Iana. Wzruszył tylko ramionami.

Coraz lepiej to wszystko idzie.

Coraz lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro