Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXV - Aless

Chlor.

O to moje słowo dnia od kilku dni. Jest to pierwiastek chemiczny z grupy fluorowców, niemetal o liczbie atomowej siedemnaście. Izotopy stabilne to 35Cl i 37Cl. Chlor jest żółtozielonym gazem około dwa i pół razy cięższym od powietrza, o nieprzyjemnym, duszącym zapachu, silnie trującym. Jest silnym utleniaczem, wybielaczem i środkiem dezynfekującym. Wchodzi w skład wielu powszechnie spotykanych soli oraz innych związków.

Jeszcze trochę i stanę się specjalistą od chloru (a przynajmniej znał kilka pierwszych zdań z Wikipedii na pamięć). Na szczęście to nie jedyne, nad czym myślę, bo prawdopodobnie bym zwariował. Zaczynam się jednak zastanawiać, czy moja nowa forma nauki jest dobra. Znaczy... Co ja zrobiłem?

– Powtórzę to po raz trzeci, donoszenie do kogokolwiek co robię, nie jest skuteczne. Nikt mnie nie zwolni – dodałem, oddając pistolet Jamesowi. Nie atrapa, przerobiony tak (przeze mnie, żeby nie było), żeby nikogo nie zranić, bez amunicji w środku. Aż tak głupi nie jestem.

– Ciężkie to – skomentował, nie wiedząc, co z tym zrobić. Też nie lubię broni palnej, wolę noże i coś, co nie wydaje samo z siebie dźwięku – Co nam z tym zrobić?

Powstrzymałem się od przewrócenia oczami. Zabrałem z powrotem pistolet.

– Więc tak... Pierwsza zasada, jeśli ktoś w was celuje bronią, nie bądźcie samobójcami i idiotami, proszę i róbcie to, co każe wam robić napastnik. Nigdy nie wiecie, do czego będzie zdolna druga osoba, czy broń jest naładowana i czy umie z niej skorzystać – zacząłem, układając prawidłowo pistolet w rękach i go przeładowałem – Jak już wam tłumaczyłem, to może zrobić tylko krzywdę, jak się kogoś tym uderzy. – Skierowałem się w stronę, gdzie nikogo nie było i nacisnąłem spust. Poczułem odruch odrzucenia w tył, a po całej sali rozniósł się cichy huk. – Jakieś pytania?

Nikt się nie odezwał. Bolączka większości grup. Nudno tak cały czas samemu mówić. Mimowolnie mój wzrok co jakiś czas kierował się ku Ellie i Jamesa. Przyjaciele moich przyjaciół można by powiedzieć.

– Nie? Świetnie. Każde z was spróbuję zrobić to samo, co ja – dodałem, wywołując małe zamieszkanie. Nie mogę się doczekać, aż zaczną chodzić do mnie krucjaty rodziców, że demoralizuję ich kochane dzieci. – Mam dość kontrowersyjną opinię, że jeśli ktoś chcę użyć tego – dość dobitnie pokazałem broń w ręce – lepiej, żeby umiał korzystać. Wbrew pozorom to w jakiś stopniu zwiększa szansę na przeżycie i brak pomyłek jak przypadkowe odpalanie i tak dalej.

– A ty skąd umiesz? – usłyszałem pytanie. Chyba od Andrei. A to, że znam ich wszystkie imiona i nazwiska, nie znaczy, że perfekcyjne umiem je dopasować.

– Ojczym mnie nauczył. Ojciec w sumie też. – Aż przypomniało mi się moje pierwsze osiemnaście lat życia.
Przez brak następnych pytań, wytłumaczyłem co mają dokładnie zrobić i jak to poprawie zrobić. Oddałem pistolet najbliższej osobie i zacząłem się przyglądać. Automatycznie za nią ustaliła się reszta. Syndrom stania w kolejkach.

– Czyli tak wyglądają zajęcia w twojej ulubionej grupie? – spytał James.

– Chciałabym – odpowiedziałem, nie odwracając głowy w kierunku jego i Ellie – Ogarnięcie tamtej grupy wymaga dużo wysiłku.

– Posiadanie Rävgora i Jeremy'ego w jednym miejscu musi być ciężkie.

– To akurat najmniejszy problem. Najgorszy jest Paul, jakkolwiek mu było na nazwisko.

– Nasz wiceprzewodniczący – dodała Ellie – Jest nim tylko dlatego, że nikt inny nie chciał.

– Lepszy on niż Harry... Chociaż przy was tego mi nie wypada mówić.

James chyba powstrzymał się od śmiechu i zażenowania jednocześnie.

– Nie chwalił się tym, co mu wtedy powiedziałeś, ale dopiero kilka dni temu mu przeszło wyklinanie cię co kilka godzin. Teraz to robi raz dziennie – podkreślił, uśmiechając się krzywo – Trochę monotematyczne to. Rävgor jak to robił, przynajmniej nie mówił o tym samym.

– Też się wolę konfliktować z Rävgorem. Takie guilty pleasure relacji międzyludzkich.

– A co ze Scarlett? – spytała Ellie – Nie pewność, z jaką do niej mówisz, można by uznać za uroczą.

Musiałem się liczyć z tym, że usłyszę to pytanie. To nie ona przyprawiła mnie o nie pewność, to fakt, że niezbyt wiem co mówi o tym, jak wygląda nasza relacja. Nie, żebym miał coś do ukrycia, ale... Różnica wieku i przeżyć robi swoje w takich momentach.

– Nie spodziewałem się tam was – prawda, ale was wyczułem – Zresztą nie będę się tłumaczyć. Jak lubię Rävgora, tak i lubię Scarlett. To wszystko.

Spojrzeli się na siebie. Zdałem sobie sprawę, że dokładnie to bym powiedział, jakbym coś ukrywał.
Na szczęście nikt na razie nie zrobił sobie ani komuś innemu krzywdy pistoletem.

– Nie wierzę w to. Coś musi być na rzeczy.

– Zawsze możesz mnie oświecić, Ellie.

– Przez twoją osobę Abigail się do nas nie odzywa. Uwierz, gdyby nic nie było, Scarlett zignorowałaby jej przytyki.

Słyszałem całą kłótnię. Tu nie chodziło o mnie, tylko o ich ego. Ale co ja mogę wiedzieć? Do końca nie rozumiem podejście współczesnej młodzieży. Szczególnie kobiet.

Danielle.

Nie, nie będę o tym myśleć. Fuck. Już to zrobiłem.

Jej piękne zielone oczy, miękkie czekoladowe włosy... Życie byłoby piękne, gdyby nie była Żydowską... Zaraz wyjdę się na antysemitę. Którym nie jestem.

Nadal wszyscy żyją.

– Nie znam jej na tyle to stwierdzić. Prawdopodobieństwo na to jest też małe.

– Bo to za duża różnica wieku? – wtrącił James. Ta rozmowa zaraz zacznie być męcząca. Co ich dziś oświeciło, żeby ją zacząć?

– Gdyby to było to... Poza tym mam wrażenie, że jej matka by mnie zabiła wtedy – dodałem, pogrążając się chyba coraz bardziej. Ale mogę naprostować co robię z Dawn, żeby się o to nie czepiali Scarlett.

– O właśnie... – Ellie podłapała zbyt prostą przynętę, czy to zwiększa mój poziom inteligencji? – Co tam wtedy robiłeś?

Odczekałem chwilę, przy okazji poprawiając jednej osobie ręce na spuście. Szło im całkiem dobrze, obym tylko nie popełniał jakiegoś błędu, ucząc ich tego.

– Dowiedziałem się, że jest prokuratorem i zaciągam informacji, jak daleko mogę się posunąć ucząc was, żeby prawnie nic mi nie groziło. Nie chcę zostać eksmitowany z kraju.

Z moją odpowiedzią ilość osób, które jeszcze nie strzelały ograniczyła się do dwóch. James niepewnie po raz drugi dziś wziął broń do ręki. Westchnął ciężko i ją obejrzał, patrząc na mnie z wyrzutem, czemu musi to robić. Poinstruowałem go dokładniej jak ma ją złapać, po czym dokładnie to zrobił. Prawie niezauważalnie ręce zaczęły mu się trząść.

– Zanim coś zrobisz, weź głęboki wdech – powiedziałem – A później wydech. I tak z kilka razy. Jak już poczujesz się pewnie, na wydechu naciśnij na spust.

Skinął głową i zaczął głośno oddychać. Za czwartym wdechem było już po wszystkim. Z ulgą podał pistolet Ellie, którą jak twierdziła, ojciec uczył strzelać z wiatrówki. Nie powiedziałbym, ale problemów nie miała z wykonaniem zadania.

Do końca lekcji zostało kilkanaście minut. Niezbyt widziało mi się mówienie o rzeczach oczywistych, więc dałem im czas na zajęcie się sobą. Sam tymczasem upewniłem się, ile grup mi zostało. Na dziś jedna. Na szczęście nie ta z Rävgorem i Scarlett, bo po dziwnej rozmowie, chyba muszę pozbyć się myśli o ewentualnej relacji romantycznej z jednym z nich. Utknie mi to w głowie na najbliższe godziny. Niedobrze.

Następna grupa była jeszcze dziwniejsza od tej. Miałem w niej Iana oraz Abigail. Nie odzywali się do siebie w żaden sposób, ale zabawnie się na to patrzyło z perspektywy trzeciej osoby, gdzie Rävgor się z Ianem nie lubi, a Scarlett i Abigail przeżywają jakiś kryzys w przyjaźni.

Pierwsze pięć minut było czystym ogarnięciem się. Czekanie aż małe grupki przestaną rozmawiać i skupią się na mnie. W większości przypadków nawet się nie musiałem o to upominać, sami się uciszali. Dziś na szczęście tak było. Powtórzyłem swój monolog o broni i czemu jest to istotne.

– Pytania?

– Czy to jest legalne? – spytał Ian. Jeśli mam być szczery, to go na swój sposób lubię. Nie mógłbym z nim przebywać dłużej niż to konieczne, ale jako człowiek wydaje się interesujący. Może kiedyś poznam więcej szczegółów, czemu Rävgor go tak nie lubi.

– Nie mogę zaprzeczyć ani potwierdzić, jeśli mam być szczery. Jednak jeśli się boisz, że mnie zwolnią, to mogę cię zapewnić, że nie.

– Od momentu, w którym Harry Cartwright cię publicznie nienawidzi, twoja obecność stała się przyjemna.

Grupa się zaśmiała. Sam prawie do nich dołączyłem.

– Komplement dnia zaliczony. Ale skoro stałeś się tak zainteresowany lekcją, może zaczniesz i posłużysz jako przykład.

Niepewnie się na mnie spojrzał. W sumie to nie jestem pewien czy na mnie, bo nie było kontaktu wzrokowego. Mniejsza, zrobił to, o co poprosiłem. Opisywanie w głowie jak nastolatki korzystają z broni po raz drugi, nie jest moralne, więc sobie odpuszczę. Pół godziny później było po wszystkim, a moim jedynym zadaniem stało się pilnowanie, żeby nikt nie wyszedł przed dzwonkiem. Więc dosłownie usiadłem na podłodze pośrodku drzwi z telefonem i zacząłem od nowa czytać wszystko, co wiem o chlorze. Gdyby usunąć z mojego życia pewne elementy, byłbym cholernie nudną osobą.

– ... naprawdę dojrzałe zachowanie – głos Iana przebił się przez szum rozmów. To będzie ciekawe, ale musiałabym wstać, żeby zobaczyć, z kim rozmawia, a to byłoby podejrzane.

– Ty to zacząłeś, powinieneś być dumny, że ktoś cię naśladuje – odpowiedziała Abigail. Chyba nie muszę komentować, że to ciekawsze niż mogłem się spodziewać.

– Ja nie mam z tym problemu, ale ty najwidoczniej już tak.

Zaśmiała się nerwowo. Podejrzewam wyparcie.

– Ja? Chyba żartujesz.

– Czemu miałbym?

Nie trzeba być wybitnym detektywem, żeby przeczuwać, że ukrywają coś, o czym teoretycznie świat nie powinien widzieć.

Dziewięćdziesiąt trzy procent na to, że ukrywają związek. Czemu mnie to nie dziwi?

Pytaniem jest, czy powinien powiedzieć Scarlett?

Podejmuje złą decyzję, nie robiąc tego, ale nie chcę się w to mieszać. Jeszcze nie.

– To już twój problem – oparła Abigail, po czym zeszła z trybun i zjawiła się naprzeciwko mnie. Spojrzałem na godzinę w telefonie.

– Jeszcze dwie minuty – mruknąłem – Nie ma szans, że cię wypuszczę.

– Serio? Masz gdzieś wszystko, przynosisz broń do szkoły...

– Atrapę.

– ... Ale nie chcesz mnie wypuścić dwie minuty wcześniej?

– Każdy ma swoje granice. Czegoś muszę przestrzegać, co nie?

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Mogę zacząć odliczać sekundy, żeby szybciej ci czas zleciał? – zasugerowałem, ale chyba jej się ten pomysł nie spodobał.

Czasem tak bardzo mnie nie obchodzi, co pomyślą o mnie ludzie po takich tekstach.

Na kilkanaście sekund przed dzwonkiem podniosłem się z podłogi i poszedłem po swoje rzeczy, dając cichy sygnał, że jeśli teraz wyjadą z sali, będę udawać, że tego nie widziałem.

Ten dzień zaczął mi się dziwnie dłużyć. No nic, czas wrócić do czytania o chlorze.

Pierwiastek chemiczny z grupy fluorowców...



***



Wreszcie spokój. Wróciłem do hotelu. I przestałem czytać o chlorze, to serio zaczęło się przeradzać w niezdrową obsesję, nie jest mi do potrzebne do życia.

Walnąłem się na łóżku, ignorując całą masę informacji o śledztwie. Zaczęło mnie wykańczać to, że nic nie mam. A co gorsza z każdą nową wskazówką wiem coraz mniej. Minęło z półtora miesiąca, jak tu już jestem.
Może mecz Côtê High z Northside coś da. Nic oficjalnie nie jest potwierdzone, ale jestem pewien, że to tego dojdzie. O ironio w Halloween. Kiedy zjawia się wiedźmy. I Aureli.

To nie wróży niczego dobrego.

O właśnie.

Aless: Nie chce popędzać, ale do Halloween zostało mało czasu

I wyślij do Rubena. Ja rozumiem, że magia potrzebuje czasu. Naprawdę to rozumiem. Ale mógłby chociaż informować, że tego czasu potrzebuje.

Rozumiem też, że bardzo źle go kiedyś potraktowałem. Ale mógłby mi darować po kilku dekadach.

Ruben:
Będzie gotowy na czas, to nie jedyne czym się zajmuję

Przynajmniej odpisał. Mogę się uspokoić.

Aless: Rozumiem, wolę się upewniać co jakiś czas

Wątpię, żeby teraz odpowiedział.

Wypadałoby dziś coś zjeść i wymyślić jak będą jutrzejsze zajęcia wyglądać. Chociaż nie i tak się rozniesie, to że przyniosłem broń do szkoły, więc jutro mogę zrobić to samo. Aż nie natrafię na kogoś, kto z premedytacją na mnie doniesie do Myersa. Nie powiem, żeby z mojej strony ten pomysł był najlepszym, ale prawda jest taka, że część z nich jak będzie chciało spróbować jak to jest strzelać to i tak to zrobi, a tak przynajmniej mogę to kontrolować. To musi być jakiś mechanizm psychologiczny. Albo i nie.

Więc jedzenie.

Poczułem wibrację na łóżku.

Podniosłem telefon ze zdziwieniem.

Rävgor: Masz T E R A Z czas?

Rävgor: Potrzebuję wyjść z domu i nie wracać do niego przez kilka następnych godzin

Jaki zaszczyt.

Aless: Co jest?

Rävgor: ?

Nawet jakbym nie miał, to bym poszedł. Poczułem się wybrany. Chociaż prawdopodobnie nie byłem jego pierwszą opcją.

Aless: Jeśli pójdziemy gdzieś gdzie jest jedzenie

Aless:
To były moje plany na najbliższe kilka godzin

Rävgor: k

Rävgor: Napisz gdzie jesteś/będziesz

Przynajmniej wiem, że żyje. W sumie ciekawe, o co chodzi.


***

happy birthday to me... wczoraj tak było, dlatego rozdział tak późno ląduje..... Zbliża się Halloween, a co za tym idzie dużo ważnych rzeczy w opowiadaniu (pierwszy z trzech kluczowych punktów fabularnych), ale nic więcej zdradzać nie będę. Polecam zostać i zachęcam do pozostawania komentarzy, milej się na serduszku robi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro