Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXII - Aless

Powiedzenie, że siedzę aktualnie na posterunku policji, zabrzmi, jakbym siedział. Jaka zła gra słów. I to średnio udana. Aż poczułem się sobą zażenowany.

Właściwe to siedzę tu od kilku godzin, przeglądając informacje o postępach w śledztwie. Dzięki mnie mają pseudonim, jakby chcieli publicznie i oficjalnie mówić o nim w mediach. Heartless.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Spokój otaczał nas wszystkich. Znalazłem miejsce przy wolnym biurku. Masa papierów przede mną nie pomagała tak naprawdę w niczym. Od ostatniego morderstwa nastała cisza. Policjanci robili, co mogli, ale gdyby nie to, że sierżant Lawson przestawał wiedzieć, co ma robić, to moja obecność aż tak mu nie wadziła. Biedny człowiek. Każdy chce chwały związanej ze złapaniem seryjnego mordercy, ale nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, ile to kosztuje wysiłku. Chociaż po Mindhunterze czy Dexterze mogą mieć jakieś przypuszczenia.

Po miesiącu spędzonym w Seattle nie mam tak naprawdę nic. Moje wszystkie wskazówki, poszlaki, dowodu, nagrania rozmów z kim się da... To prowadziło do niczego. Znaczy, brakowało mi jednego elementu. Jednego, żeby to nabrało choć trochę sensu. O ile mordowanie nastolatków, którzy przegrali, ma sens.

Podniosłem swój (trzeci dziś) kubek z kawą. Przez to, że przez kilka godzin w pobliskiej kawiarni prosiłem o to samo właściwie tych samych pracowników, tym razem dorzucili też muffina czekoladowego, który stał i czekał, aż cokolwiek przyjdzie mi do głowy. Albo do północy. Zobaczymy, co nastąpi najpierw.

Po wzięciu paru łyków okazało się, że skoczyłem już trzecią kawę. Westchnąłem ciężko i nie wstając z krzesła, wrzuciłem papierowy kubek do kosza, który stał parę metrów dalej. Parę detektywów obejrzało się w moją stronę i uśmiechnęli się z aprobatą. Niech mi tylko w życiu tak wychodzi, jak we wrzuceniu kubków do kosza na odległość. Niestety.

– Ktoś do ciebie.

Odwróciłem głowę i zauważyłem Lawsona. Tak jak zawsze miał spokojny wyraz twarzy. Skinąłem tylko głową, po czym zakryłem tajną część dokumentów i te z drastycznymi zdjęciami. W sumie dobrze, że to zrobiłem, bo doszła do mnie woń tego, kto do mnie idzie. Prisca. No i James, bo bez niego to ani rusz. Albo może w drugą stronę. Mniejsza, w większości przypadków będą razem, przez co mam coraz więcej pytań na temat ich relacji.

– Czego chcesz? – spytałem, jak tylko usiadła naprzeciwko mnie. James w tym czasie oparł się o oparcie jej krzesła.

Przewróciła oczy z irytacją. Heterochromia jej brązowych tęczówek jak zawsze była hipnotyzująca. Będę musiał kiedyś tego tekstu użyć, żeby zirytować Jamesa.

– Nie da się z tobą ostatnio skontaktować – odparła bez przekonania.

No tak. Bo przecież o co innego mogło chodzić? Jak tam moje szukanie mordercy?

– To nie może być takie trudne, mam trzy telefony. Każdy z nich działa, trzeba tylko napisać lub zadzwonić. – Moja odpowiedź ją zamierzenie zirytowała – Poszłoby szybciej, jakbyś mi tę osobę wydała.

James się chamsko zaśmiał. Nie lubię cię, jesteś oficjalnie na mojej liście podejrzanych. Jeszcze nie wiem do czego, ale jak się coś stanie, to będziesz pierwszym, do którego pójdę i się odwdzięczę za duszenie.

– Już ci mówiłam. Nie mam pojęcia, kto to jest i mi też nie jest na rękę ewentualne ukrywanie. Gdyby nie moje dobre stosunki z Melanie, to mielibyśmy już to wojnę domową z oskarżaniem się nawzajem.

– Może twój cień wie.

To prawda, czuję się bezkarny w tym momencie. Bezemnie nigdy go nie znajdą, więc nieważne co powiem Prisca nic mi nie może zrobić. Ani inne wampiry.

Prisca spojrzała na Jamesa.

– Wiem, że chcesz mnie obwiniać za całe zło na tym świecie, ale to nie ja.

– Mam zasadę, by ufać temu, na co mam dowód.

Prychnął arogancko. Dobrze mu tak.

– Uwierz, zabiłbym jakiegoś dziecka na twoich oczach, żeby coś ci udowodnić. – To powinno zrobić na mnie wrażenie? Udowodnić mi coś? Czy dać jeszcze więcej dowodów na to, że to może być on?

– Nie zrobiłby tego – dodała Prisca stanowczym głosem, mierząc go wzrokiem – To tylko jego okropne poczucie humoru.

Nie byłem taki pewny czy to faktycznie żart. Nie zdziwiłabym się, jakby przyniósł mi jakieś zwłoki, mówiąc, że to jego robota.

– Skoro tak mówisz.

Nie dane było mi usłyszeć odpowiedzi. Na drugim końcu pomieszania, znajdował się pokój sierżanta. Do moich uszu dochodził dźwięk telefonu. Zignorowałem wszystko wokół i skupiłem się na urządzeniu oraz jego słowach. Jednak obecność Prisci i cichych komentarzy Jamesa mi to uniemożliwili.

Po chwili Lawson wyszedł z pokoju i do mnie podszedł. Kompletnie olał tych, których do mnie przyprowadził, złapał za ramię i zaciągnął na korytarz. Ze zdziwieniem dotknąłem miejsce, w którym jeszcze chwilę temu spoczywała jego ręka.

– Zanim oficjalnie to ogłoszę, chciałem, żebyś wiedział pierwszy.

Spojrzałem się niepewnie. Miałem swoje przypuszczenia, o co może chodzić, ale wolałem się nie odzywać. W końcu mogło chodzić o wszystko.

– Znaleziono ciało kolejnego nastolatka. Tym razem bezwstydnie na samym środku boiska.

Niestety też o tym pomyślałem.

– Gdzie?

***

Pine Hill było placówką prywatną. Szkoła dla bogatych dzieci z ego większym od opłaty za semestr. Jedno z trzech liceów w północnej części Seattle, o którym wie. Jeden z rywali Côté High, z którą przegrali w piątek.

Boisko wypełnione było służbami specjalnymi wszelkiego rodzaju. Wszędzie były taśmy policyjne, ostre światła i dźwięki pracujących osób. Stałem z boku z listem w ręce od mordercy. Kartka papieru została zgięta na pół i zaadresowana do "tego, kto mnie ściga".

Odpuść.

Żebym się nie przejął zbytnio groźbą. Szum wokół mnie nie dawał mi się w pełni skupić. Na trybunach siedzieli załamani rodzice – ich reakcję głównie pomieszane były z gniewem, smutkiem, wyparciem, atakami paniki, przerażenia... Wszystkie negatywne i bierne reakcje. Policja natomiast nie wiedziała, w co włożyć ręce, badać ciało, szukać wskazówek, przepytywać wszystkich, nie mówiąc o kamerach porozstawianych na słupach.

Będąc samemu zdezorientowanym, podszedłem ponownie do ciała. Nie pasował do profilu ofiary, którego nie miałem. Umięśnione i wysportowane ciało nastolatka leżało na sztucznej trawie. Ubrany w zwykle ubranie i bluzę z logo szkoły, wyglądał jakby spał. Wyjąłem rękawiczki i pochyliłem się na nim. Ręką przejechałem po klatce piersiowej. Dziwne. Ze zdziwieniem zdjąłem mu bluzkę. Brak dziury w ciele. Zamiast tego w miejscu, gdzie powinno być serce, znalazła się blizna po zszyciu skóry. Drugą ręką przechyliłem mu głowę. Miejsca po nakłuciu zostały.

Czyli chodziło o serce i... Krew? Ale ciało nie było ususzone. Czy może o serce, a nakłucie miało być podpisem?

W końcu nie da się wyjąć serca bez otworzenia klatki. Na początku było mu brak profesjonalizmu, ale z czasem się nauczył, co ma robić. I... Może jak szybko? To ma sens. Został porwany dobę temu. Czyli w dwadzieścia cztery godziny udało mu się kogoś porwać, zabić, wyjąć serce i odłożyć tutaj. Niezłe tempo.

Chyba że nie działa sam.

Za dużo niewidomych. Za mało śladów. Brak świadków czy dowodów na cokolwiek. Może wynik autopsji coś da. Albo coś będzie na nagraniach z kamer.

– To Zack Murray – usłyszałem za sobą głos – Kapitan drużyny. Niezwykle utalentowany chłopak.
Zaintrygowany pochodzeniem wstałem.

– Pine Hill wczoraj przegrało, prawda? – moje pytanie, zdziwiło go i tylko wzruszył ramionami – Skoro poprzednie ofiary przegrały, to miałoby to sens. Kapitan jest reprezentantem drużyny. Więc to jego należy ukarać.

– Zaczął się okres futbolowych, oby to się nie skończyło nagłą śmiercią kapitanów.

Spojrzałem na nastolatka. Na północ od Seattle są tylko trzy licea, które biorą udział w mistrzostwach. A wszystkie trzy ofiary mieszkały w tym obszarze.

– Dopóki Côté High i Northside będą wygrywać, nic się nie będzie dziać. Heartless działa tylko na swoim terenie tam, gdzie się czuje pewnie.

Lawson przemyślał to i poszedł się skonsultować z detektywami. Ja, cóż odszedłem trochę na bok. Wyjąłem telefon.

Aless: Co wiesz o Pine Hill

Aless: I Northside

Aless: Przyjmę wszystko

***

Nie powinien, byłem pod wrażeniem, że w sobotę wieczór Rävgor siedzi w domu. Nie był zbyt zadowolony z mojej wizyty, ale jednocześnie wiedział, że jedną wiadomością nie odpowie na moje wszystkie pytania. Ja też o tym wiedziałem.

Otworzył mi drzwi z krzywym spojrzeniem i zaspanym wzrokiem. Miał na sobie (tylko) spodnie dresowe i do połowy zapięta bluzę z kapturem w odcieniu zielonego morza. Oparty o framugę, mruknął coś o tym, żebym wszedł do środka, jak już muszę tu być. Wąski korytarz zaprowadził mnie do salonu. Rävgor walnął się na fotelu i zamknął oczy. Zrobiłem podobnie. Położyłem swoją torbę na podłodze i usiadłem na kanapie, która stała prostopadle do fotela.

– To nie mogło poczekać do rana? Miałem w planach poznęcać się nad Kylem, który wrócił z godzinę temu do domu po dobowym chlaniu i wyciągnąć go na bieganie podczas wschodu – powiedział, wciąż z zamkniętymi oczami.

– Nie interesuję cię, czemu właściwie do ciebie napisałem?

Wzruszył ramionami, a ja z irytacji jego ignorancji przewróciłem oczami.

– Nie wiem, pewnie masz jakąś szaloną teorię, którą od razu chciałeś sprawdzić. – Zrobił przerwę w swojej wypowiedzi – Nie dałbyś mi spokoju, gdybym ci od razu nie odpisał. Albo włamałbyś się przez okno i mnie obudził.

W sumie nie mylił się zbytnio.

– To, co mi możesz powiedzieć? – zapytałem i wyjąłem notatnik, żeby zapisywać najważniejsze informacje, a później przymocować je do ściany z mapą myśli.

Leniwie się przeciągnął i założył kaptur na nie ułożone włosy.

– Pine Hill to szkoła dla tych, co uwielbiają się chełpić się tym, że do niej chodzą. Nie wszyscy, ale taką mają reputacje. Wyjebany poziom nauki, że ledwo wszyscy tam zdają, niewygodne, ale ładne mundurki. Ich drużyna futbolowa daje radę, ale nie tyle, żeby odnosić większe sukcesy, co innego baseball. Niezbyt znam ludzi stamtąd, dużo imprezują w swoich pseudowillach. Northside jest natomiast bardziej wyluzowaną szkołą. Nie jest prywatna, więc towarzysko jest przyjemniejsze. Taka lustrzana wersja naszej szkoły można powiedzieć. Pomiędzy całą trójką jest napięcie, jeśli chodzi o wygrywanie zawodów, ale tak to jakiejś nienawiści i głupich żartów nie ma. Szczególnie, od kiedy w Northside kapitanem został Isaac Saint Louis – uśmiechnął się pod nosem – Uwielbiam gościa.

Spojrzałem się z braku zrozumienia jego komentarza. Coś mi to mówiło, ale szczerze nie wiedziałem co.

– Wilkołak, podobnie jak ja się z tym urodził, tyle że już jest po pełnej przemianie.

– Kogo zabił?

– Śmieszna historia w sumie. On się dosłownie z tym urodził, bo miał mieć brata bliźniaka. Dopisz resztę historii.

– Przestaję rozumieć, jak działa ta część z zabijaniem – mruknąłem. Kiedyś to było prostsze, szczególnie na wojnie.

– Ja też. Jakoś mi nie zależy, szczególnie że pierwsza przemiana to pewna tortura, bo nie wiesz, co się dzieje.

– Aż mi się moja przemiana przypomniała – mruknąłem ponownie. Normalnie nikt by tego nie usłyszał, ale zapomniałem, że rozmawiam z kimś, kto ma równie wyczulony słuch, co ja – I co? Zero komentarza?

– Jestem zbyt zmęczony, żeby się silić na to. Jednak sądziłem, że jeśli jesteś hybrydą, to urodziłeś się wampirem i nie przechodziłeś przemiany.

– Zaczynamy odbiegać od tematu, ale okey. Masz rację i jej nie masz zarazem.

– Nie rozumiem, ale dobrze jest mieć rację. – Uśmiechnął się.

– Urodziłem jak w części jako wampir. Ojciec wampir, mama człowiek. Ja człowiek z wyostrzonymi zmysłami i tak dalej. Jednak mając te dziewiętnaście lat, poważnie zachorowałem, a wtedy się od tego umierało. Matka wezwała ojca, nie wiem jak, bo ja pierwszy raz go zobaczyłem i usłyszałem o nim cokolwiek, jak przyjechał mnie uratować. Widząc, że ledwo żyję, podawał mi jakieś zioła i różne mikstury, ale to za dużo nie dawało. W pewnym momencie uznał, że spróbuje radykalnego czynu i podał mi swoją krew. Wampirza krew nie działa leczniczo na ludzi, o ile nie wymieszasz jej z wcześniej z mieszanką magicznych ziół, które usuwają truciznę z krwi. Jednak jeśli z nią umrzesz, to przemieniasz się w wampira.

– Wiem, jak to działa, Aless. Interesuje mnie twojej życie, nie szczegóły przemiany wampirów – uśmiechnął się, tym razem złośliwie. W sumie to miał uroczy ten uśmiech, szczególnie kiedy był pół żywy.

– Więc ojciec mi do podał, umarłem, a później ta da... Jestem wampirem. Ale nie do końca. W sumie to bardziej się odrodziłem. Nie wiem. Wyróżnia mnie to, że moja krew może leczyć, muszę jeść normalne jedzenie, moja fizyczność, czy to, że w porównaniu do innych wampirów ja minimalnie z roku na rok się starzeje.

Nie skomentował, tylko zaczął się nad czymś zastanawiać.

– Czyli jesteś idealnym połączeniem człowieka i wampira? Gdzie fun z gnębienia cię, skoro posiadasz same zalety?

Podniósł się i usiadł na podłodze przede mną.

– Nie zrozum mnie źle, też bym tak chciał, ale wszystko przemawia za tym, żebym cię nie lubił.

– A chcesz, żeby tak było?

Wzruszył ramionami, po czym złapał kolana rękami.

– Pomagasz Scarlett, nawet jeśli ona tego jeszcze nie widzi i tym bardziej ci tego nie powie. To mój aktualnie główny powód, żeby cię nie nie lubić.

Jego oczy zaczęły się lekko błyszczeć. Intrygujące zjawisko z tymi oczami. Zazwyczaj wyrażały złość czy inne negatywne silne emocje, teraz ukazywały niewinność i bezradność. Coś poruszającego w tym było. Ciężki aż oderwać wzrok.

Nastałom ciszę, przerwała wibracja w moich telefonie. Podniosłem go.

Lawson: Przyjdź rano, będą wyniki wstępnej autopsji i zeznania rodziców, co się stało po piątkowym meczu

Szykuje się kolejna nieprzespana noc. Cudownie.

– Coś się stało? – spytał Rävgor. Zablokowałem telefon i z powagą na niego spojrzałem.

– Muszę ci coś powiedzieć... Zack Murray nie żyje. Znaleźli go martwego na boisku w Pine Hill kilka godzin temu.

Usłyszałem, jak jego serce zaczęło szybciej bić, a twarz odrzucała moje słowa.

– Stąd twoje pytanie o Pine Hill... Ja... Nie wiem, co powiedzieć – powiedział słabym głosem.

– Nie musisz nic mówić. W poniedziałek prawdopodobnie odbędzie się apel z tym związany. Nie chcę, żebyś dowiedział się za dużo tajnych informacji.

– To, że Zack nie żyje, może być jedną z nich. Zaczynam się dopiero teraz obawiać o swoje życie.

– Dopóki będziecie wygrywać każdy następny mecz, dla was powinno być bezpiecznie...

– A co z innymi szkołami w Seattle? Na tym polega sport, zawsze ktoś przegra – przerwał mi.

– Mam przepuszczenia, że Heartless zabiją tylko osoby z północnej części Seattle.

Rozejrzał się przerażony.

– Musimy zmienić taktykę gry. A ja muszę uprzedzić Isaaca, że...

– Poczekaj. – Teraz to ja mu przerwałem i usiadłem naprzeciwko niego na podłodze. Dotknąłem ręką jego ramienia, żeby się uspokoił – Panika nic nie da. Uspokój się, nie mogę obiecać, że wszystko będzie dobrze, ale nie pozwolę, żeby coś się tobie stało. Poczekaj z ostrzeżeniami do poniedziałku, do oficjalnego ogłoszenia jego śmierci. Na waszą taktykę i tak będziesz mógł wpływać od wewnątrz, a Isaac dziś nic z tą informacją nie zrobi.

– Prawdopodobnie masz rację – powiedział słabo – Zostaniesz na noc? – zapytał po chwili – Chyba brakuje pewności siebie na ten moment, żeby zasnąć samemu w pokoju ze znajomością, że te morderstwa są prawdą. Do tej chwili to wszystko było takie odległe i nierealistyczne.

– Pewnie.

***

Dawno się tu nie odezwałam, ale dziś mam niezły powód. Po ostatnim rozdziale wbiło mi 1k wyświetleń. Dziękuję osobom, które pomogły tego dokonać ❣️
Jak już tu jestem... Tak od teraz zaczyna się grubsza akcja – ktoś (znowu) morduje nastolatków, Aless znów będzie zarywał noce, a reszta? W następnym rozdziałach, żeby nie spoilować.
Nie mniej wyczekujcie, następny rozdział już za tydzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro