Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLIV - Rävgor

W końcu nastał czwartek. Ostatni dzień szkoły w tym roku. Jutro już tylko bal i koniec. Bal...

Od kiedy wiem, że Margo właściwe walkower oddała pierwsze miejsce na zawodach, praktycznie nie opuszczam jej na krok. Oczywiście tak, żeby nie było to podejrzane. Oczywiście też nie mogłem jej powiedzieć wszystkiego i nie wie, w jak poważnym jest zagrożeniu. Oczywiście.

Przynajmniej Ian rozumie, przez co aktualnie przechodzę i stara się mi jakoś pomóc. I też spędzać czas z Margo, przez co Abigail stała się mocno zazdrosna. Chciałabym, żeby to był mój główny problem, a nie ryzyko morderstwa mojej przyjaciółki.

– Hej, co jest? Czemu się zatrzymałeś?

Zaczęły napływać do mnie pytania. Dopiero teraz zorientowałem się, że faktycznie się zatrzymałem na środku korytarza, a Margo, Lauren i James patrzyli na mnie podejrzanie z tego powodu.

– Zamyśliłem się na chwilę. Wszystko okey.

To kłamstwo wmawiam sobie od dobrych kilku dni. Że wszystko jest okey. A nie jest. Nie, dopóki Margo może umrzeć.

– Dziś też ze mną wrócisz do domu? – spytała Margo w żartach.

Dziś akurat nie, James (ten od Prisci, żeby nie było) miał mieć na nią oko aż do balu. Oczywiście pod jej domem miała też stać policja.

– Zabawna jesteś bardzo – mruknąłem.

– Zachowujesz się ostatnio dziwnie – powiedziała Lauren – Możesz nam powiedzieć wszystko, pamiętaj o tym.

Tylko że nie mogłem. Nie mogłem zacząć im teraz tłumaczyć wszystkiego, to tylko by pogorszyło sprawę i wprowadziło niepotrzebną panikę. Nie chcę paniki.

– Nie zauważyłem. Może to przez bal... – Wzruszyłem ramionami. Chyba zacząłem za dużo czasu spędzać ze Scarlett, bo to brzmi, jak coś, co często mówi. A raczej sposób w jaki "kłamie" trochę zakrzywiając rzeczywistość. – Mam złe przeczucia co do tego, ot co.

– Nie umrzemy tam przecież.

Spojrzałem na Jamesa. Chciałabym, żebyś miał rację. Bardzo bym tego chciał.

– Czyli serio wierzycie, że sprawa nie jest aż tak poważna? Tak bardzo uspakajają was filmy Monique i Edena? Ludzi, do którzy tej pory nie mieli żadnych wiarygodnych źródeł?

Tak, cała szkoła nagle zainteresowała się filmami na YouTube'ie tej dwójki. Tylko że tylko garstka osób wie, że to, co nagrywają, choć faktycznie jest prawda, tak czasami bardzo naciąganą i ma przede wszystkim nie doprowadzić do ogólnej paniki. I że wszystko, co dostają do publikacji, podsyła im Aless. A oni mu oddają cześć pieniędzy z reklam z jakiegoś powodu.

Czemu ktoś bezkrytycznie myśli o tym, żeby wierzyć youtuberom w sprawie morderstw? To przecież absurd. Ja już pomijam to, że ta dwójka ukończyła Côté High. O ironio, musieli akurat do tej szkoły chodzić.

– Zachowujesz się coraz bardziej podejrzenie. Czy na pewno wszystko, okey? – Margo zrobiła krok w moją stronę. Aless mi mówił, że dla jej dobra nie powinien jej mówić, że jest aktualnie nadzorowana praktycznie całą dobę. I że może umrzeć.

– Mam ci przypomnieć, co powiedział Lawson? I parę innych osób?

Jak nic biorą mnie za paranoika w tym momencie. Oszalałem w ich oczach.

– Wiem, to było głupie, że nawet nie starałam się wygrać. Ale ta teoria moim zdaniem nie ma sensu. Inaczej Ian byłby już martwy.

I jest. Tylko wy o tym nie wiecie.

– Skąd wiesz, że nikt mu nie uratował życia? Jak na przykład, kiedy znaleźliśmy go ze Scarlett i Alessem? Co by się stało, gdyby nas tam nie było?

– Rävgor, popadasz w paranoję – wtrącił James. Mówiłem, że mnie wezmą za paranoika – Cały czas, ktoś z nią jest. Nie ma szans, żeby doszło do porwania.

W tym momencie poczułem, że Ian idzie w naszą stronę. Czyli zaraz i on się przyłączy do tej rozmowy, super.

– Ja się po prostu martwię. Moja mama siedzi w tym po uszy, załatwiając w ratuszu, nie wiadomo co, żeby tylko złapać Heartlessa. Mama Scarlett również jako prokuratur stara się pomóc jak tylko może. Ich wspólna znajoma pomaga w patrolowaniu miasta, żeby go dorwać. A to tylko część tego, o czym przelotnie słyszę. Mój ojciec między innymi wrócił z tego powodu do domu, żeby być przy nas, bo kto wie, może i jego dzieci są w niebezpieczeństwie. Policja nie daje sobie rady do tego stopnia, że podobno współpracuje z nimi jakiś prywatny detektyw, którego istnienie jest tajemnicą. Ale nie, jestem paranoikiem, oczywiście.

Nie odpowiadali przez chwilę. Patrzyli się za to na mnie. Mam tylko nadzieję, że oczy mi się nie zaczną świecić pod wpływem emocji. Wtedy to dopiero będzie ciekawie.

W tym momencie zdążył dojść do nas Ian, który położył mi rękę na ramieniu, używając przy tym dość sporo siły. Nie wiem, czy on nad tym nie panuje, czy taki był zamysł, ale ała moje ramię, to bolało.

– Wszystko w porządku? – spytał.

Warto zaznaczyć, że Ian wciąż nie potrafi kłamać. Nauczył się natomiast czegoś innego, zgrywania idioty. Brzmi jak obraza, ale w ten sposób może spytać, czy wszystko jest okey z dość naturalnym wyrazem twarzy, jednocześnie słysząc wcześniej sporą część dyskusji, jak to było w tym przypadku. Co prawda to mocno wpłynęło na jego wizerunek w szkole, który się zmienił, ale wtedy zawsze może powiedzieć, że po prostu jest w związku i miłość go odmieniła. Bullshit jak cholera, ale jakoś ludzie w to wierzą.

– Właśnie, wszystko w porządku? – Lauren powtórzyła pytanie, patrząc na mnie.

– Ian, powiedz mi, tylko szczerze. Jak się czułeś, kiedy się dowiedziałeś, że mogłeś umrzeć, przez to, że wyszedłeś z domu?

Po tym, jak Ian się dowiedział, że Margo grozi aktualnie takie samo zagrożenie jak jemu, od razu z własnej inicjatywy opowiedział jej o swoim przypadku. Oczywiście unikając części z zamianą w wampira. A ta od razu podzieliła z tym z Lauren i Jamesem. I Harrym. Chyba. Harry ostatnio więcej czasu spędza z moim bratem niż ludźmi, z którymi się przyjaźni od dwóch lat, więc szczerze już nie wiem, co wie, a czego nie.

– Musisz mu o tym przypomnać? – jęknęła Margo.

– Miałem szczęście. Chyba jako jedyny do tej pory. Wciąż średnio bezpiecznie się czuję, jak muszę iść gdzieś sam – odpowiedział na moje pytanie. Po krótkim namyśle doszło do mnie, że to prawda. Do szkoły go zawozi matka albo James mu dotrzymuje towarzystwa (znowu ten od Prisci), w szkole no sam nie jest, wraca coraz częściej z Abigail albo ktoś od Prisci za nim chodzi, żeby przypadkiem nikogo nie zaatakował, w końcu wciąż jest wampirem. O ile dobrze pamiętam, to nawet przestał biegać z tego powodu. Między innymi z tego powodu. – Rävgor chce dobrze, nawet jeśli nie umie tego wyrazić w odpowiedni sposób.

To już prawie przyjaźń między nami. Jak do tego doszło?

– Nie o to chodzi. – Mówiąc to, Margo nie mogłam się zdecydować, czy chce patrzeć na mnie, czy Iana. – Po prostu daj mi przez chwilę o tym nie myśleć. To nie ty rzekomo jesteś narażony.

Nie, ale będę czuł się winny, jak coś ci się stanie.

– Mogę cię na chwilę... – zaczął Ian, ciągnąc mnie trochę na bok.

Westchnąłem zrezygnowany.

– Taa... Zaraz wrócę – mruknąłem i dałem się zaciągnąć kilka metrów dalej. – O co chodzi?

– Czemu im nie powiesz?

Minęła chwila, zanim zebrałem myśli do odpowiedzi.

– Ja... To nie jest dobry pomysł. Nie chcę ich zarzucać wiedzą, szczególnie nie teraz. Poza tym, serio, Margo nie wierzy, mając dowody, że jest w zagrożeniu aktualnie. Jak miałaby mi uwierzyć? A nie mam zamiaru się przemieniać, za mało mam wprawy w tym. I musiałabym się rozebrać, żeby ubrań nie niszczyć. To by było dziwne.

Aż sobie wyobraziłem taki scenariusz. Bardzo niezręczne.

– To byłoby dobre wyjście...

– Mówisz tak, dlatego że trochę siłą cię w to wciągnęliśmy. To, że ty wiesz i wyszło ci to na dobre, nie znaczy, że inni też tak będą reagować. Już Harry był bardziej zdziwiony, że jestem wilkołakiem, niż ty, że stałeś się wampirem i umarłeś. A Harry od dawna wie o tym wszystkim. On nawet Priscę zna osobiście.

– W tym masz rację.

Widziałem, że myśli co ma dalej powiedzieć. Ta rozmowa musi się zaraz skończyć, żeby nikt nie nabrał podejrzeń.

– To, czemu ty nie powiesz Abigail? – zapytałem szczerze.

Westchnął ciężko.

– To sprawi, że Scarlett będzie mieć problemy. To nie jest moja sprawa, ale jak już bym zaczął mówić o byciu wampirem, na pewno wspomniałbym o was. A wtedy możesz sobie tylko wyobrażać, co by się działo.

Chaos. Chaos. I drama.

– Tylko że jak ty jej nie powiesz, a się o tym dowie, to ty będziesz mieć problem. Ten sam, jaki ewentualnie będzie mieć Scarlett, jak ty jej powiesz.

Na twarzy Iana zaczął się pojawiać niepokój. Abigail jest bardzo specyficzną osobą, jakoś za nią nie przypadałem, ale też to nie było tak, że jej nie lubię. Jednak to jakie czasami wyciąga problemy... Niesamowite pod pewnymi względami.

Co prawda ma rację w tym, że Scarlett miewa tendencję do kłamstw, ale... Wciąż większość tego się bierze znikąd.

– Czyli doświadczyłeś, jak to jest być przeciwko niej? Jak nie chcesz jej mówić, to nie, ale pamiętaj, że kiedyś komuś będziesz musiał. W końcu tak będziesz wyglądać do końca swojego życia. Masz farta, że całkiem dojrzałe wyglądasz. Tak samo, jak Aless.

– I Prisca. Z takich oczywistych przykładów. Właściwie ile ona ma lat?

Czas poudawać, że faktycznie to wiem.

– Jest starsza od Alessa. Zawsze możesz się jej spytać. – Wzruszyłem ramionami. – Lubi rozmawiać z ładnymi ludźmi.

Ian powstrzymał się od komentarza przez chwilę. Mnie bawi.

– Serio mówię, Prisca lubi się zadawać z ładnymi ludźmi. Kiedyś podsłuchałem, jak to mówi – dodałem.

– Do tego kiedyś wrócimy...

– Nikt nie będzie miał ci za złe, jak powiesz o tym Abigail. Powodem, dla którego ludzie nie wiedzą o tym wszystkim, jest ich własne bezpieczeństwo. I fakt, że nikt w to nie wierzy, bo nauka i inne źródła mówią, że to nie prawda. A skądś się wzięły mity o Draculi, paleniu czarownic, alchemii ogólnie, historie o syrenach, zmiennokształtnych, Dorian Gray rzekomo też istnieje, ale w to z lekka wątpię... To nie wzięło się znikąd. Nie mówić jest po prostu łatwiej.

– To, czemu ty nikomu nie powiedziałeś? Skoro to takie proste.

Nie chcę teraz prowadzić tej rozmowy. Nie chcę po raz kolejny.

– Czas przed tym, jak pojawił się Aless i znowu zacząłem rozmawiać ze Scarlett, masz na myśli? Mam rodzinę, która w tym siedzi od pokoleń. Mam Isaaca, do którego mogłem napisać i się spotkać. Znam dość sporo ludzi. I ważny punkt, mam czworo rodzeństwa. Nawet jeśli nie chcesz, ktoś zauważy, że coś jest nie tak, lub wręcz przeciwnie cieszysz się jak nigdy. Nauczyłem się z tym żyć, bo żyje tak od zawsze. Ty natomiast będzie z półtora miesiąca. Zdecydowałeś się nie mówić mamie, rozumiem decyzję, nie będę jej podważał. Jeśli masz problem, możesz przyjść do mnie czy Alessa, Prisci czy innych osób. Ale nie do kogoś, komu ufałeś i przyjaźniłeś się przed przemianą. W tym jest różnica. Ja musiałabym streścić całe swoje życie, ty tylko podpowiedzieć, co się działo przez ostatnie tygodnie. Masz łatwiej.

– Na moim miejscu byś powiedział?

Zaczynam mieć dość tej rozmowy.

– Prawdopodobnie tak – jęknąłem, chowając twarz w dłoniach i przecierając nimi twarz – Jeśli jej ufasz.

Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo Jeremy i Harry przeli obok nas, co rozproszyło naszą uwagę.

– Mamy jutro przyjść rano do szkoły, żeby sprawdzić sprzęt i nagłośnienie – zaczął mówić Jeremy – O czymś ważnym rozmawialiście, co nie?

Przewróciłem oczami.

– Mówiłem tylko Ianowi, że jak chce, to powinien powiedzieć Abigail o... O wszystkim.

– Rävgor ma rację. To by mi tak ułatwiło życie – wtrącił Harry.

– Pomyślę nad tym – powiedział w końcu słowa, na które czekałem od samego początku.

– To świetnie. – Zacząłem iść w stronę reszty. – To teraz możemy wrócić do dyskusji o twoim braku poczucia zagrożenia? – zapytałem, kiedy stanąłem obok Margo.

– Same świetne tematy dzisiaj są poruszane. – Jeremy nie obył się bez komentarza.

– Ty tak na serio? – Harry spojrzał się najpierw na mnie później na Margo. – Powiedz, że żartujesz.

– Czemu bym miała?

– Od kiedy mój ojciec się dowiedział o balu, cały czas mi mówi o tym, żebym zachował bezpieczeństwo. Prisca się mu zwierza z tego, jak męcząca jest bezpośrednia praca z policją i jak muszą dopiąć wszystko na ostatni guzik, żeby bal mógł się odbyć i było bezpiecznie. Skoro ona ma dość...

– Kim jest Prisca? – zapytała Lauren.

Wszyscy spojrzeliśmy się na Harry'ego. Tego brakowało.

– Prisca Fleming jest przede wszystkim przyjaciółką mojego ojca – zaczął wyjątkowo pewny siebie, jakby miał w głowie ułożone wyjaśnienie na to, kim jest Prisca, co jest dość dziwne. – Ma swój własny biznes, który zajmuje się ochroną i wieloma innymi rzeczami, ale no ochrona najważniejsza jest w tym momencie. Od czy ja wiem, od Halloween albo i wcześniej nawet, pomaga policji w pilnowaniu zagrożonych osób, takich jak ty. Tyle że ich obecności nie da się wyczuć i czasami przez to są pewne luki i nie da się kogoś pilnować dwadzieścia cztery na dobę.

– Spora szansa, że jutro ją poznacie. Zna się z Alessem i wyjątkowo nie będzie udawać na tym balu, że jej tam nie ma – dodałem.

– A ty skąd ją znasz? – James spojrzał na mnie, a ja na Jeremy'ego. Proszę, odpowiedz mu.

– Jak się ostatnio okazało Prisca za czasów szkolnych, przyjaźniła się z moją mamą, Scarlett i Harry'ego. Były nierozłączne wręcz. To dość oczywiste skąd ją znamy.

Dziękuję za odpowiedź.

– To skoro taka grupa ludzi mnie pilnuję, to nie powinieneś być spokojny?

Widziałem Iana, który wręcz umarł na moich oczach. Wiedziałem zdjęcia martwego ciała Zacka Murraya. Słyszałem historie o całej reszcie. Ktoś, kto to robi,może nie jest ani wilkołakiem, ani wampirem, ale na pewno jest częścią tego świata i wie o tym wszystkim.

– Jak chcesz. Nie będę cię przekonywał na siłę, że powinnaś się martwić o swoje życie.
Margo nic nie odpowiedziała. Wpatrywała się za to przez chwilę, po czym zaczęła iść w kierunku wyjścia ze szkoły.

– Przeproszę ją – powiedziałem do Lauren – Niech tylko nie wraca sama do domu, proszę.

– Pewnie – mruknęła i poszła za nią, zabierając ze sobą Jamesa.

– Ominęła mnie kłótnia? – zapytał Harry.

– To, czego dokładnie chciał Aless? – zmieniłem temat.

– Mamy jutro przyjść rano, żeby sprawdzić sprzęt i nagłośnienie. Myers o to prosi, więc niezbyt mamy wybór – odpowiedział Jeremy. – A to oznacza, że nici z wyspania się jutro.

– I tak byś się nie wyspał... Z ojciec w domu? Proszę cię. Gdyby nie to, kazałby ci z rana biegać dla utrzymania kondycji i lepszego panowania nad sobą.

– Kochany człowiek... Wracając jednak do pytania, Myers prosił, żebyśmy przyszli rano. Jest jeszcze kwestia zabezpieczeń szkoły...

– Niech zgadnę, mam przypomnieć ci, żebyś pamiętał coś przekazać?

Brat skinął głową.

– Żeby Nancy sprawdziła szkoła, czy nie było w niej nikogo podejrzanego przez noc.

Nie do końca wiem, co to ma na celu. Zamiast skupić się w pełni na rozmowie z bratem, wpatrywałem się w miejsce, gdzie wcześniej stała Margo. Może jednak trzeba było jej powiedzieć wszystko? Może wtedy by się tym szczerze przejęła?

– Aless nie mówił o Nancy... – wtrącił Harry.

– Czy ty do tej pory nie pamiętasz, że Nancy ma najbardziej wyostrzone zmysły? – spytał Jeremy, jakby to było oczywiste.

– Nawet ja to pamiętam – dodał Ian – A to nie ja spędzam z Lupusami cały swój czas.

Nie z Lupusami... Z Jeremy'im. To serio dziwne zaczęło być, ale później się tym zainteresuje. Po balu.

– Bo to nie jest ciężkie do zapamiętania. Ja jestem szybki, Kyle silny, Jeremy gibki – na co przewrócił oczami – Nancy ma wyostrzone zmysły, a Sia... Sia najlepiej znosi przemiany i kontroluje to.

– Może kiedyś zapamiętam. Niezbyt potrzebna wiedza. Pamiętam, że jest was piątka, okey?

Złoty człowiek, nie ma co.

Skierowaliśmy się wszyscy do wyjścia, wraz z resztą uczniów jak jeszcze znajdowała się w szkole. Przy wyjściu na Iana czekała Abigail. Rzuciła mi niezbyt miłe spojrzenie. Mogłem się tego spodziewać. Ian pożegnał się z nami i trzymając się za ręce, udali się do samochodu. Urocza para pomimo tej całej otoczki.

Wiedziałem, że Scarlett już wróciła do domu, a raczej pojechała coś odebrać, a mi się chciało krążyć i wracać w taki sposób. Więc zostałem skazany na towarzystwo brata i przyjaciela. Starałem się podtrzymywać z nimi rozmowę, głównie o balu i tym jak to ma jutro wyglądać. Starałem się. Głównie potakiwałem i odpowiadałem rzeczy. Trochę też przed Harrym zatajaliśmy listę piosnek, jakie będziemy grać, czy to w co będziemy ubrani, na co on się wkurzył z niewiedzy. Na pewno nie będę mieć garnituru. Nie ma szans.

I nie ważne, o czym byśmy nie rozmawiali, wciąż nie mogłem przestać myśleć o Margo. Jeśli to się nie zmieni, powiem jej. Powiem jej wszystko, co rzeczywiście musi wiedzieć, inaczej skończę, pogrążając się w poczuciu winy, że nie zrobiłem wszystkiego, co mogłem. Nawet jeśli to nie jest dobry pomysł, a wiem, że nie jest.
Mam bardzo złe przeczucia, błagałam, niech one się nie spełniają.

– Chyba powinien zadzwonić, żeby ktoś po mnie przyjechał – oznajmił Harry, kiedy dotarliśmy w końcu pod nasz dom – Albo chociaż napisać.

Spojrzałem na podjazd.

– Odwiózłbym cię, ale jak widać, nie ma samochodu.– Szczerze bym to zrobił.

– Dzięki za chęci.

A później odszedł parę kroków od nas, by zadzwonić. Zrządzeniem losu, kiedy się rozłączył, na podjeździe zaparkował jeden z samochodów. Nie dało się wcześniej?

– A to... Zabawna sytuacja – skomentował Jeremy. Bardzo zabawna. Bardzo.

Dało się zauważyć, że w aucie siedzieli Kyle i Nancy, gdzie ta była czymś podirytowana.

– ...mam dość tego! – usłyszałam, kiedy otworzyła drzwi.

– Nie przesadzaj – starał się ją uspokoić Kyle.

Nancy jednak wysiadła z pojazdu, ignorując go.

– Hej Nance – powiedział Jeremy, rozbawiony aktualną sytuacją – Co tym razem zrobił Kyle?

– Hej Jer – odpowiedziała, trzaskając za sobą drzwiami. To będzie ciekawe.

– Nic nie zrobiłem!

– Racja, ty nic nie zrobiłeś. Ale za każdym razem jak mnie odbierasz, każdy wokół sądzi, że jesteś moim chłopakiem. Co ma mnie obrazić, że jestem dziwka zadającą się z mocno starszymi facetami. A ty co robisz? Jasne popierasz, że jesteś moim bratem, jednocześnie zaczynając podrywać te osoby. Co jest z tobą nie tak?

Tego się nie spodziewałem. Kyle też wysiadł z samochodu i podszedł do niej.

– Ja nie... Nie podrywam nikogo, kto nie jest co najmniej pełnoletni. Ja się z nimi drażnię. Nie moja wina, że osoby, z którymi chodzisz na balet, są tak głupie i naiwne, że wierzą, że je podrywam. Ani wciąż nie są w stanie pojąć, że jestem twoim bratem.

Nancy przewróciła oczami.

– Czy ty serio podrywasz trzynastolatki? – zapytałem – Nawet jeśli to nie na poważnie, czemu?

– Nie podrywam. Nie chcę obrażać dzieci, ale wow... W połowie to oni nawet tańczyć nie potrafią, a myślą, że mogą obrażać Nancy. Ja mam plan.

– Ty? Plan? To się zdarza? – tym razem pytanie padło od Jeremy'ego, który zaczął ukrywać rozbawienie. – Nie wiem, czy jestem bardziej w szoku, czy dumny.

Kyle nie skomentował, pokazał mu natomiast środkowy palec.

– Uwielbiam was jako rodzeństwo. Jest szansa na adopcję? – Wszyscy się spojrzeliśmy na Harry'ego. – No co? Jedyne co mam to pieniądze.

Co?

– Nie adoptujemy cię. Nie adoptujemy nikogo. Wyjątkiem była Scarlett, ale to dlatego, że to był cud, że ten idiota się z nią pogodził – odpowiedział Kyle, wskazując ręka na dom Scarlett.

– Szkoda.

– Ja bym się cieszyła. Im mniej Kyle'a w naszym życiu, tym lepiej. Może twój ojciec adoptuje mnie?

– Nie zgadzam się – przerwał jej Jeremy – Z kim ja będę odgadywać... ludzi?

Ta przerwa była ciekawa. Musiał mieć coś innego na myśli niż ludzi. Może konkretne osoby? Kto wie?

– W tym momencie mało mnie to obchodzi. Może w końcu na balet nie będę musiała chodzić. – Wzruszyła ramionami.

Kyle zamarł na moment, a jego wyraz twarzy nagle spoważniał. Co zaniepokoiło nie tylko mnie, ale i Jeremy'ego. Tylko Harry jak zwykle nie był pewien, co się dzieje.

– Myślałem, że to lubisz?

Nancy zawahała się na chwilę.

– Bo lubię, ale... Ostatnio zasugerowałam, że może zamiast baletu przeszłabym na coś, co mniej kontroluje twoje życie poza samymi zajęciami. Mama powiedziała, że nie ma nic przeciwko, o ile będę jeszcze chodzić na zajęcia, które już są opłacone. Tata jednak nie był zachwycony z tego powodu i powiedział, że nie ma mowy.

O cholera.

Kiedy Nancy skończyła mówić, spojrzała na Kyle'a i w ostatniej chwili złapała jego rękę, żeby ten z całej siły nie przywalił samochód.

– Nie ma go w domu, prawda? – zapytał, a raczej był na etapie warczenia.

– Wątpię – mruknął Jeremy.

– A szkoda, inaczej już byłby w drodze do Kanady! Kurwa!

Rozumiem go. Jest różnica, kiedy ktoś mówi ci, co masz robić, a czego nie, a kiedy mówi to osobie, na której ci zależy. Szczególnie jeśli mówimy o Nancy, która przez zajęcia dodatkowe praktycznie nie ma czasu na nic, a w tym momencie nawet nie rezygnuje z tańca, tylko chce zmienić gatunek tańca. Co za pojebana sytuacja.

– Kyle... Daj spokój. Nie przed świętami – zaczęła powoli Nancy – Dziadek przyjeżdża w weekend, wiesz, czym się to skończy, jak dziś zaczniesz się z nim kłócić.

Oznacza to napiętą atmosferę w domu przez jakiś tydzień, kłótnie co kilka godzin, poważne rozmowy o rozwodzie, dziadka zachęcającego do tego mamę, ojca robiącego z siebie ofiarę, brak spokoju, a to wszystko w atmosferze morderstw. A jak Aless jeszcze do nas przyjdzie, to już w ogóle spokoju nie będzie.

– O co chodzi? – Harry szepnął do Jeremy'ego, chyba sądząc, że nikt z nas tego nie usłyszy. Zabawne.

– Postaram się nie wszczynać kłótni, ale tylko i wyłącznie, dlatego że mnie o to prosisz, okey?

Nancy przytaknęła i go objęła na uspokojenie.

– Powiedzieć Sii, żeby cię pilnowała, żebyś nie pił do tego czasu? – zapytałem, robiąc kilka kroków w ich stronę.

– Tak – odpowiadała Nancy za Kyle'a – Jak się upije to kłótnia, będzie naszym najmniejszym zmartwieniem. Jeszcze openingi z anime zacznie śpiewać i zmuszać nas do oglądania Jojo.

Kyle się zaśmiał, chyba mu już trochę lepiej.

– A ja myślałem, że lubicie wspólne oglądanie anime... Pomyliłem się, jak widać – powiedział, udając rozczarowanie.

– Lubimy, ale uwierz, oglądanie tego samego w kółko... To nie... Po prostu nie. I chociaż jest zabawnie, jak zaczynasz śpiewać, kalecząc japoński – wtrącił Jeremy – A robisz to tylko po alkoholu, już Rävgorowi to lepiej wychodzi.

– Nie mieszkaj mnie do tej dyskusji. Mam dość rozmawiania o tym, jak śpiewam.

– Dlatego w weekend byłeś na Alasce? – zapytała Nancy.

– Na Alasce? Co?

Ukradkiem spojrzałem na Harry'ego.

– Nie mówił? Rävgor się udał na Alaskę, żeby spytać znajomych Scarlett o to, jak dobrze śpiewa – odparł Kyle – Faktycznie masz dość mówienia o tym. – A to oczywiście było w moją stronę.

Harry podszedł do mnie i patrząc na Kyle, położył mi rękę na ramieniu. Nie prowokuj go do śpiewania openigów z anime na balu.

– Czyli co, oglądasz anime tylko po alkoholu? Wstydzisz się na trzeźwo?

Czyli jednak prowokacja.

– Oczywiście, że nie. Musiałabym cały czas chodzić najebany, a z tego, co wiem, tak nie jest.

– Wątpię jednak, żebyś wiesz... Publicznie umiał się tego przyznać.

O ja pierdole. Harry. Nie. Proszę.

– Pierdolisz głupoty, Harry. Oczywiście, że umiem, niejednokrotnie to robiłem.

Czy ktoś może to zatrzymać? W sumie... W sumie ja bym mógł.

– Harry... – zacząłem, ale mi przerwał.

– Czyli zaśpiewałbyś przed całą szkołą, do której chodziłeś i w której jesteś żywą legendą, jeden z openigów?

– Oczywiście, że bym mógł. Piosenka jak każda inna.

– To może zakład o rację. Wygrasz, kiedy to zrobisz, gdzie oczywiście całe rodzeństwo musisz do tego przekonać, a ja, kiedy tego nie będzie. Co ty na to? – Harry wyciągnął rękę w jego stronę.

– Wygram. – Kyle odwzajemnił gest.

– Co się tu właśnie stało? – zapytała Nancy.

Najpierw Margo, teraz to... Już serio nie wiem, co gorsze.

A to dopiero początek tego, co się wydarzy.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro