XIV - Rävgor
– Co mu zrobiłeś?
Pytanie Jeremy'ego było podejrzane. Dziś był piątek. Pierwsza lekcja w tym dniu, a zarazem druga z Alessem, którego nie widziałem od poniedziałku, a obwinienie mnie o jego zły humor, było niemoralne. Jakby po kilku rozmowach stał się moim nemezis.
Nie powiem, dziś wyglądał podejrzanie. Doprowadziłem go na skraj wytrzymałości, w którym mnie skrzywdził, ale to... To było coś nowego. Ubrany cały na czarno (nawet skarpetki) z bladą twarzą i nienawiścią w oczach, starał się oddychać jednocześnie trzymając w lewej ręce jeden z noży. Proszę, niech to nie będzie moja wina.
– Czemu to miałaby być moja wina? – odpowiedziałem.
– Daj mi pomyśleć.
– Zabawne.
Równie zabawny był nóż, który przeleciał przed moją twarzą. Żeby znowu nie było dziur w ścianach, złapałem go. Bardzo ładne te noże. Takie czarne. Czy Aless ma depresję?
– Dowiem się czemu we mnie rzucasz? Nic ci dziś nie zrobiłem – powiedziałem głośno, przykuwając jego uwagę. Vasile nie odpowiedział, zamiast tego zaczął prowadzić wykład o tym, co dziś będziemy robić. Coś mi nie pasowało. Wtedy mnie olśniło – Z kim rozmawiałeś zamin tu przyszedłeś?
– To nie ma znaczenia.
– Teraz ma.
Aless przewrócił oczami. Okey mieszkam z emo nastolatkiem, z depresyjnym wampirem też dam siebie radę.
– Myślę, że oboje jesteśmy wystarczająco dojrzali, żeby odpowiadać na swoje pytania – ciągnąłem dalej. Moim jedynym sposobem na poznanie prawdy było zmuszanie go do rozmowy. O czymkolwiek. Działało przy Jeremy'im.
– Wybacz, ale wolę się skupić na mojej pracy – odpowiedział, zbliżając się do mnie – Aktualnie mojej jedynej – dodał cicho.
– Powtórzę. Z kim rozmawiałeś?
– Czemu pytasz? Od kiedy obchodzi cię moje życie? Oprócz szczegółów, które możesz wykorzystać przy... Tego nawet kłótnią nie można nazwać – jego głos zaczynał się łamać. Nie wiem, czyja była to wina, ale już nie lubię tej osoby. Mogę osobiście go nie lubić, ale prace wykonuje dobrze. Niestety sprawdziłem kim w świecie detektywistycznym jest Aless Vasile i mocno się zdziwiłem. Miał klasę przy rozwiązywaniu spraw — nie angażował się emocjonalnie, patrzył z najmniej oczywistych perspektyw, zawsze wygrywał w tym co robił. Zatem jeśli ktoś chciał mu to odebrać, to mógł to zrobić albo sam (ale wtedy już by go tu nie było) albo moja mama, która zleciała mu znalezienie mordercy. Problem w tym, że on się nie poddaje tak łatwo, a moja mama go uwielbia z jakiegoś powodu.
Kiedy miałem zadać kolejne bezsensowne pytanie, poczułem coś. Kolejny zapach wampira, który był nietypowy dla szkoły. Spojrzałem dyskretnie na resztę osób na sali. Większość zignorowała ten zapach, oprócz wampirów.
Prisca Fleming.
– Co ona tutaj robi? – zapytałem.
Aless westchnął.
– Zgadnij – odparł, krzyżując ręce na piersi.
To, co robię jest prawdopodobnie wbrew mojemu charakterowi, ale... No nie miałem wyjścia. Jeśli ktoś faktycznie może złapać tego cholernego mordercę, to tylko Aless, więc przepraszam Prisca, ale nie będziesz się w to wtrącać.
Nie minęło pięć sekund, a ja zacząłem się iść w stronę zapachu wampirzycy. Oprócz jej charakterystycznej woni kasztanu dało się wyczuć jedno z tych drogich czerwonych win, które uwielbiała pić. I nie, nie należy pytać skąd to wiem.
– Co ty robisz? – usłyszałem za sobą głos Alessa – Daj spokój, dam sobie z tym radę.
Zignorowałem go i szedłem przed siebie. Po paru minutach udało się ją znaleźć. Idealnie przed gabinetem dyrektorskim.
– Czemu?
Prisca odwróciła się zdezorientowana. Jak zwykle wyglądała niesamowicie, ale to teraz nie powinno mieć znaczenia.
– Co czemu? – zapytała, uśmiechając się niepewnie. Gdzieś za mną czułem, że Aless się zbliża, więc starałem się wymyślić coś, żeby rozmowa na razie była spokojna.
– Albo spytam inaczej. Co takiego on ci zrobił, że pozbawiałaś go pracy? – wskazałem na wampira, który do nas dołączył.
– Pracę wciąż ma z tego co wiem.
– Rävgor, daj spokój z tym – powtórzył Aless – To nic takiego.
– Nic takiego? – spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Sam nie wierzył w to co mówił – Żyjemy w świecie, gdzie cię nie lubię, a jednak tu jesteśmy. A ja chcę wiedzieć, czemu nie dajesz mu pracować jako detektyw.
Prisca przez chwilę milczała, co chwilę zmieniając osobę, na którą patrzyła.
– Chodzą plotki o tym jakoby podejrzanym mógłby być każdy. Dodaj do tego pół wampira, który nie panuje nad swoimi emocjami. Nie chcę się pewnego dnia obudzić z nożem na gardle, bo komuś się coś przewidziało. – O ironio trzymałem nóż w dłoni. Będzie trzeba to wykorzystać. – Zostawmy to policji, która powinna być kompetentna.
– Czyli wierzysz w kompetencje policji, ale w jego już nie?
– Aless groził jednemu z moich, kiedy tylko rozmawiali. Mam prawo być sceptyczna.
Spojrzałem się na niego. Mnie chciał zabić, więc tak to było możliwe.
– Nie przywykłem do tego, że każdy mnie dusi i wyzywa – stwierdził, wpatrując się we mnie.
– Trochę dziwny powód, szczególnie jeśli przypomnę sobie swoje spotkanie z Jamesem – tylko Jamesa by tak broniła przed wszystkimi – Dobrze wiemy, że on nad sobą średnio panuje, ale w tym przypadku jakoś ci to nie przeszkadza.
– James to inny przypadek – zaczęła, ale wiedziała, że to nie prawda. Jej James był osobą, której lubienie graniczyło z cudem. Jeśli myślicie, że ja czy Aless działamy za często pod wpływem impulsów, to jeszcze nic nie wiedzieliście – Zmienił się i umie nad sobą panować.
– Mówimy o tej samej osobie? Oprócz tego, że jest ci bezgranicznie oddany, nie wiesz do czego jest zdolny. Więc jeśli on może być bezkarny, a przypomnę ci, że przemienił przez ostatnie pięć lat z siedem studentek, o których wiemy, gdzie, gdyby nie przemiana to by zginęły, wdał się w kilka śmiertelnych bójek z wilkołakami czy zastraszał każdego, kto jest blisko ciebie tylko po to, żebyś nie straciła nim zainteresowanie, to do Alessa nie powinnaś mieć wątpliwości. Chyba że bronisz tego idiotę, bo to on za tym wszystkim stoi?
– Zmienił się, dobrze...
– Pewnie, że się zmienił od czasu kiedy jest w ciebie wpatrzony. Teraz przynajmniej nie jest psychopatą. Czy to tylko plotka, że siedział w psychiatryku?
– Rävgor, uwierz nie chcesz przekroczyć tej granicy – powiedziała ze złością, podchodząc coraz bliżej. Jak dobrze, że prawnie nie mogła mnie nawet dotknąć. Byłbym już martwy.
– Jakiej granicy? Naginasz ją za każdym razem, jeśli chodzi o Jamesa. Zrób choć raz z tego pożytek i nie wtrącaj się w jego prace – wskazałem na Vasile'a, który stał z przerażeniem w oczach. Albo to było zdziwienie.
– Nie mów mi, że tobie nie przeszkadza to, że on infiltruje nasze życie jakby nigdy nic oraz nie wmówisz mi, że mu ufasz albo że ci zależy. Słyszałam plotki.
Ciekawe, jakie dokładnie.
– Masz rację. Nie ufam mu za cholerę, był o krok od zabicia mnie. Na co pewnie w jego oczach zasłużyłem. Ale mu wierzę. Wierzę, że to, co robi jest słuszne, czego najwidoczniej ty nie potrafisz zaakceptować. Chyba że chcesz wrócić do rozmowy o tym, że James jest mordercą – wypaliłem, prawdopodobnie parafrazując słowa Alessa. Niech to uzna za przeprosiny, bo innych ode mnie nie otrzyma.
Prisca w tym czasie milczała. Na szczęście znałem ten wzrok i nerwowe wystukiwanie palcami na udzie.
– Jutro. Kolacja. Ty, ja, Melanie i Dawn – powiedziała starając się zachować spokojny i zimny głos, patrząc na Alessa – Musimy porozmawiać o tobie.
I odeszła. A raczej zniknęła jak to wampiry mają w zwyczaju. Odwróciłem się w stronę wampira, który został.
– Możemy pójść na umowę, w której ja nie podziękuję za to, a ty nie przeprosisz i będziesz udawać, że mnie znosisz – powiedział po chwili, zadziwiająco pewnym głosem.
– Dobra umowa.
– Ale jeśli mogę... Co się tu właśnie stało?
Chyba dobrze, że jeszcze nie wie nic o społeczności wampirów w Seattle. Mógł żyć iluzją, że wszystko jest w porządku.
– Długa historia – mruknąłem i zacząłem iść w stronę sali.
Aless zatrzymał mnie i spojrzał błagalnie.
– Wolę wiedzieć – powiedział spokojnie.
Westchnąłem.
– To długa historia jak już mówiłem i dość skomplikowana. Głównie chodzi o to, że James jest niejako pupilkiem Prisci. Uratowała go, nikt nie wie gdzie i kiedy, ale chodzą plotki, że z jednego z psychiatryków. To nie jest ważne. James ma to do siebie, że zrobi wszystko dla niej. I ogólnie ma wszystko gdzieś poza Priscą, a ona go chroni przed wszystkim, co wiąże się z konsekwencjami jego zachowania. Problem leży w tym, że gdyby nie moja mama i Dawn Crowe, i Eveline Clayton, której masz prawo nie kojarzyć, zapewniły, a raczej pomogły jej zapewnić miejsce na czele klanu, więc teoretycznie o najmniej może prosić, jeśli chodzi o te sprawy, cokolwiek się tam zalicza do tego. Za każdym razem trzeba jej to wypominać, a ty nie powinieneś obrywać. Mogę cię nie lubić, mogę cię nienawidzić, ale szanuje cię za twoją pracę. To i owo czytałem. W tym też się różnisz od Jamesa.
– Poznałem go. Za pierwszym razem chciał się dowiedzieć kim jestem i zaczął mnie dusić, a za drugim byłem po kłótni z tobą i zacząłem mu grozić, uprzedzając, że jeśli coś powie albo zrobi skończy martwy.
– Masz odpowiedź czemu Prisca przestaje cię lubić i chce ci odebrać pracę. James poszedł się poskarżyć. Współczuję tej kolacji.
Aless uśmiechnął się krzywo i przez chwilę szliśmy w ciszy. Tuż przed wejściem ponownie mnie zatrzymał.
– Kim jest Eveline Clayton?
– Kim była – niestety musiałem go w tym poprawić – Łowczyni wilkołaków. Pilnowała porządku i była przedstawicielką ludzi, jako że łowcy od jakiegoś czasu niezbyt się sprawdzają, o czym pewnie wiesz. Przyjaźniła się z moją mamą, Scarlett, no i Priscą. Jakieś dwadzieścia lat temu wyjechała z Seattle, plotka mówi, że z miłości. Jednak to nie trwało długo, bo siedem lat temu odbył się jej pogrzeb. Niezbyt się o tym mówi, szczególnie że okoliczności śmierci są nieznane.
Niby wiedziałem trochę więcej niż powiedziałem, ale skoro jest detektywem to sam niech się bawi w poszukiwanie informacji. Wystarczająco dużo mu powiedziałem.
– Takich historii jest więcej?
– Zależy – odpowiedziałem lekko znużony – Każda frakcja w Seattle ma swój dramat. Wampiry mają Priscę i Jamesa, wiedźmom nie podoba się, że Scarlett ma gdzieś magię, a ja z rodzeństwem mamy rodzinny dramat z ojcem, co wpływa na całą watahę.
– O tym ostatnim zgaduję, że więcej nie powiesz? – zapytał, otwierając drzwi i przepuszczając mnie w nich.
– Nie ma szans.
– Jak chcesz możesz w kogoś nim rzucić – szepnął niespodziewanie – O ile masz pewność, że złapie albo zrobi unik.
Kusząca propozycja, nie powiem.
– Czy ty we mnie rzucasz, bo wiesz, że złapie?
Jego brak odpowiedzi uznałem za tak. Przynajmniej nie chciał mnie zabić nożami. To już coś.
Musiałem wykorzystać okazję, a moim celem musiał być Jeremy. Woląc nie wiedzieć, ile błędów popełniam w rzucaniu, wycelowałem w brata i rzuciłem. Nie wiem jak on to robi, ale jego unik polegał na wykonania salto w tył, gdzie przy okazji złapał nóż i po wylądowaniu rzucił nim we mnie. Aless uchronił mnie przed interakcją z bronią.
Jak mój kochany braciszek się popisuje.
– Co ja ci zrobiłem? – spytał patrząc prosto na mnie.
***
Po całym tygodniu miło jest się położyć z wiedzą, że nic się już nie musi. Ten rok zaczął się zbyt intensywnie i już miałem go dość. Chociaż lepsze to niż college, do którego za rok powinien pójść.
Jedyne czego mi teraz brakowało to ciszy w domu. Niby ktoś mógłby mi zarzucić, że się czepiam szczegółów. Jednak kiedy przez dodatkowo wygłuszane ściany wciąż większość rozmów słuchać, czasem mam ochotę utrudniać całej reszcie życie tylko po to, żeby to do mnie te dźwięki nie docierały. Najgorzej jest w nocy, kiedy Kyle wraca o drugiej domu. Najczęściej w towarzystwie, którego ani ja, ani on już nigdy więcej nie widzi. A przynajmniej nie w tym domu. Albo Jeremy, który słucha swojej muzyki na maksa i nie zamyka do końca drzwi od pokoju, przez co niesie się to po całym domu. Kiedyś problem były początki gry na skrzypcach u Nancy, ale że aktualnie poza lekcjami, gra tylko na strychu, to wyciszyliśmy go jeszcze bardziej, żeby nic nie było na nim słuchać. Teraz można się tam zamknąć i grać, na czym się chce ze świadomością, że nikt cię nie usłyszy. Co głównie powstało dla Sii, która uwielbia, ale nie umie śpiewać piosnek, których zazwyczaj słucha, czytaj wysokie, damskie głosy pokroju Ariany Grande czy Bebe Rexha.
Powinien zjechać jeszcze sam siebie, żeby było sprawiedliwie. Ja mam tendencje do rozmów na video czacie, co każdy słyszy w tym domu, a nie mogę się na ten czas zamknąć na strychu, bo WiFi tam nie działa.
Ja się czasem serio dziwię jak mama z nami wytrzymuje. Piątka dzieci, gdzie jedno gorsze od drugiego oraz gdzie dwójka powinna się już wynieść. Życie byłoby prostsze wtedy.
W pewnym momencie usłyszałem coś, co było bardzo nietypowe. Pukanie do drzwi. Chwilę później wszyscy domownicy znaleźli się w moim pokoju. Mam drugi najmniejszy pokój z rodzeństwa. Życie jest nie fair.
– Mogliście mnie zawołać. Ten pokój jest mały – mruknąłem cicho.
– Chcesz mi o czymś powiedzieć? – spytała mama. Miała podejrzany wzrok, jakby mnie o coś oskarżała. Tyle że nic nie zrobiłem. Chyba że...
– Chodzi ci o kolację, prawda? – spytałem niepewnie.
– Jesteś zła na to, że idzie na kolację? – tym razem spytała Sia. Czyli tylko mama wie o co chodzi, o ile Jeremy nie podsłuchał.
– Chciałaby – skomentował Jeremy, powstrzymując śmiech. Zmierzyłem go wzrokiem, co chyba nie pomogło w mojej sytuacji.
– Nie on idzie na kolację. Przez niego ja muszę iść – odpowiedziała mama, starając się zachować spokojny głos.
– Przynajmniej ojca nie ma – mruknął Kyle, opierając się o framugę.
– Odpuść – spojrzała się na niego ostrzegawczo – Mogę wiedzieć, chociaż o co chodzi? Nie chcę iść w niewiedzy na spotkanie z Priscą. Czułam jej złość i frustrację przez smsa.
– Aless ci powie więcej niż ja. – Taka odpowiedź jej nie wystarczyła. – Okey. Prisca uznała, że Alessa jest łatwo sprowokować, żeby stracił nad sobą kontrolę i że nie życzy sobie, żeby ktoś taki prowadziła tak ważne śledztwo. Więc przypomniałem jej co robi James w jej imieniu.
– Czyli go jednak nie nienawidzisz? Zgubiłem się, jeszcze na początku tygodnia chcieliście się pozabijać. Czego musiałem być świadkiem i potencjalna ofiarą.
– Po pierwsze jesteś pewien, że mówimy o tej samej osobie. A po drugie, jak to zabić? – zapytała mama głosem, który wyrażał niedowierzanie.
Nienawidzę cię Jeremy.
Zamilkłem. Głównie dlatego, że nie widziałem co powiedzieć. I dlatego, że wkopałbym Alessa zaraz po tym jak mu pomogłem. Ja tylko mówiłem, to on wyjął noże.
– On ma dziwny charakter. Jest bardzo opanowany, ale wystarczy, że powie się o jedno za dużo. Ja niechcący powiedziałem za dużo.
– Niechcący?
– Jeremy, mam ci przypomnieć jak o mało ty kogoś nie zabiłeś po tym jak skrytykował to jakiejś muzyki słuchasz? – wtrąciła Nancy.
– On zdecydowanie coś do mnie miał – odpowiedział cicho, krzyżując ręce na piersi.
– To też tam poruszę – powiedziała mama zrezygnowana.
– Żeby nie było. Tylko do mnie ma takie nastawienie, ale postaram się to poprawić, jakby nie było będziemy się widzieć regularnie.
Choć tak bardzo tego nie chciałem.
– Oby. Nie chcę więcej takich sytuacji – odpowiedziała i wyszła z mojego pokoju. Teraz tylko czego chciało rodzeństwo?
– Zatem masz jakieś plany na dziś? – zaczął Kyle, tonem ignorującym dialog, który miał miejsce przed chwilą.
– Na dziś raczej nie – odpowiedziałem, zerkając na telefon, żeby się w tym utwierdzić.
– Rzadko się zdarza, że jesteśmy w piątek wszyscy w domu – kontynuowała Sia myśl Kyle'a.
– Chcą cię zaciągnąć na strych – zakończyła Nancy.
– A mi samemu nie pozwalają się tam zamknąć. Znowu – dodał Jeremy.
– O ile w większości nie będzie to Bring Me the Horizon, to spoko – odpowiedziałem. Kolejny powód, dla którego strych jest bardzo dźwiękoszczelny jest bardzo prosty. Wszystkie instrumenty tam są. Z nagłośnieniem.
– To dobrze. Musimy pielęgnować rodzinne tradycje do puki tu jesteś – powiedziała Sia.
– Nie spieszy mi się na studia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro