Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI - Scarlett

Podczas mówienia o wampirach każdy ma inne wyobrażenie. Prawdopodobnie jest ich tyle, ile ludzi na świecie. Od istot nieprzypominających ludzi, przez arystokratów z długimi pelerynami po wiecznie młodych i pięknych nastolatków z idealną urodą.

Przed poznaniem prawdy o tym świecie lubiłam wierzyć w tę ostatnią. Popkultura pełna była i wciąż jest istot nadnaturalnych z pięknymi twarzami, o ile dane postacie miały być dobre i przyjazne dla głównych bohaterów.
Dziś sama nie wiem, co mam sądzić. Niewątpliwie wiele istot przypomina ludzi, żeby móc się wtopić w świat.

Jednak mężczyzna o nieokreślonym wieku wydawał się nie mieć nic wspólnego z moim światem. Prawdopodobnie był niewiele starszy ode mnie. Miał gęste, czarne włosy oraz bladą cerę. Pod oczodołami znajdowały się ledwo zauważalne czarne cienie, powstałe zapewne na skutek braku snu. Twarz, jak i ciało było po prostu chude. Ubiorem nie wyróżniał się na tle innych osób w tym wieku – ciemnobrązowy sweter, czarne jeansy i klasyczne Old Schoole, z których wychodziły kolorowe skarpetki.

Rävgor upewniał się, czy nieznajomy jest dobrze przywiązany do drzewa.

– To serio konieczne? – spytałam, nie odrywając wzroku od nieznajomego – To porwanie, zdajesz sobie z tego sprawę?

Rävgor odwrócił głowę i spojrzał na mnie, jakby każąc mi nie komentować tej sytuacji.

– To jest wampir – wskazał na niego ręką – I prawdopodobnie mnie śledzi. A nawet jeśli nie, jest to teren należący do wilkołaków, a on jest wampirem.

– Nie musisz mi tego tłumaczyć – mruknęłam, ucinając temat.

Klasnął w ręce tuż nad jego twarzą. Oczy mężczyzny się otworzyły, a ja zdałam sobie sprawę, że gdzieś już go widziałam. Duże i brązowe oczy zaczęły obserwować, co się dzieje. Po spokojnym wyrazie twarzy można było zrozumieć, że nie zbyt martwi się o swoje życie lub nie po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji.
Nie, one nie były brązowe. Tak samo, jak włosy (choć tutaj tylko pobłysk, one wciąż były czarne) miały brunatny odcień, jak ogień z ogniska, który niedawno widziałam. Jeśli to był ten człowiek, który był w moim ogrodzie parę dni temu, to ja nie wiem. Świat jest zbyt mały.

– Nie przemyślałem wszystkiego – powiedział do siebie – Rävgor Lupus i Scarlett Crowe, jak mniemam?

– Gratuluję Rävgor, jednak cię śledził – odpowiedziałam, uśmiechając się w stronę wilkołaka – Właściwie to Evans, Crowe to nazwisko mamy.

– Kim jesteś? – spytał, ignorując mój komentarz.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.

– Możemy porozmawiać, o ile mnie rozwiążesz.

– Nie mam takiej opcji.

– W takim razie nie będziemy rozmawiać.

– Nie ty będziesz stawiał warunki.

– A ty chyba nie masz pojęcia, kim jestem.

– Właśnie tego chcę się dowiedzieć.

Tym razem Rävgor uśmiechał się krzywo.

– Wspaniałe – skomentowałam. Żaden z nich jednak nie zareagował.

– Nie uważasz, że fair byłoby, gdybyś się przedstawił? Skoro ty znasz nasze...

– Aless Vasile.

– Dziwne imię, nie sądzisz?

– Powiedział ten, co nazywa Rävgor.

Jeśli Aless okazałby się wampirem, to w tym momencie niewypowiedziana walka o honor i rację, i ego miałaby podwójne znaczenie. Pytaniem było, który z nich by ją wygrał.

Oraz czemu wciąż tu jestem?

– Kim jesteś? – spytał Rävgor.

– To powinieneś wyczuć, wilkołaku. O ile mogę tak nazywać osobę bez pełnej przemiany – powiedział bez większego zastanowienia, po czym dodał – Oczywiście nie chcę się do niej przyczynić. Cenię sobie swoje życie.

– Nie pachniesz jak wampir.

– A ty pachniesz czekoladą z jakiegoś powodu. Ktoś ci o tym mówił?

Gdyby ktoś mnie uprzedził, że tak to się skończy nigdy bym nie pomogła Rävgorowi. A teraz muszę słuchać tej bezsensownej dyskusji. Jednak gdybym ich zostawiła samych, kto wie, czym by się to skończyło?

– Kim jesteś? – powtórzył pytanie.

Aless spojrzał na mnie. Nie byłem pewna, na co liczy.

– Nazywam się Aless Vasile i jestem synem Dragoșa Vasile'a, zwanego w powszechnej świadomości jako Dracula. Jako syn wampira i człowieka jestem hybrydą i nie potrzebuje ludzkiej krwi, żeby w pełni funkcjonować. Jestem Rumunem, który pod koniec swojego ludzkiego życia przeniósł się do Londynu. Stąd mój nietypowy akcent, którego nie mam zamiaru zmieniać. Tyle ci wystarczy?

– Dracula to mit.

– Tak samo, jak potwór Frankensteina, nefilim czy Dorian Gray, a jednak poznałem ich wszystkich.

Oboje spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem.

– Nie wiem, co brzmi bardziej absurdalne w tym momencie – skomentowałam na głos.
Spojrzeli na mnie z zaciekawienie. Alessa zaczęła bawić ta sytuacja, a Rävgor sprawiał wrażenie, jakby chciał mu coś zrobić.

– Na prawdę? Na mnie się patrzycie? Mówimy tu o trzech książkowych postaciach i jednej biblijnej. Nie ważne, co jest w tym momencie prawdą, wciąż brzmi to absurdalnie – dodałam.

– W sumie miałem tak samo, kiedy ojciec odpowiedział mi o tym, ile gotyckich nowel wydarzyło się, choć w małym stopniu naprawdę. Ile szalonych naukowców chodziło po tej ziemi, a nawet frakcje nie znają ich historii.

– Wymień kilku – wtrącił Rävgor, nawet na niego nie patrząc.

Vasile przewrócił teatralnie oczkami.

– Frankenstein, Jekyll, Griffin, Van Helsing, Strangerlove, Caligari.

– Połowy z nich nie znam.

– Musiałabyś czytać książki, żeby je znać. Albo znać filmu sprzed wieku. W sumie nic dziwnego współczesne dzieci...

– Nawet nie kończ.

Jak z dziećmi. Pewnie nawet gorzej.

Rävgor nawet nie spojrzał na Alessa, tylko do mnie podszedł. W tym samym momencie Vasile jakimś cudem się wydostał i niewiarygodną szybkością stanął na Rävgorem. Przystawił mu prawą rękę do gardła. Z najmniejszego palca wysunął mu się szpon.

– A teraz, czego ode mnie chcesz? – spytał, przykładając usta do jego ucha.

Rävgor nawet nie drgnął. Jakby najbardziej z tego wszystkiego obawiał się tego małego palca.

– A to już groźba – powiedział cicho, wciąż się nie ruszając.

– Porwałeś mnie i związałeś. Mała groźba jest niczym w tej sytuacji.

Trzeba było przeczytać więcej o zwyczajach wilkołaków i wampirów. Dawno nie czułam się tak bezużyteczna.
Nagle scena, którą widziałam, się zmieniła. Ciężko było ją opisać, gdyż moje ludzkie oko nie reagowało na tyle szybko, żeby ustalić, co się dzieje. Mogłam jednak przypuszczać, że walczą ze sobą.

– Wystarczy – powiedziałam stanowczo.

Wokół moich rąk pojawiała się amarantowa otoczka, która przeszła na Alessa i Rävgora. Oboje przestali się ruszać, przez co zostali w bezruchu w nieco dziwnych pozycjach. Jak jeszcze Rävgor nie mógłby narzekać, tak Aless wciąż stojąc na nogach, był wygięty tak mocno, że jeszcze trochę, a dotknąłby plecami ziemi.

– Poważnie? – spytał Rävgor z irytacją.

– Jaki ładny kolor – skomentował Aless – Co nie zmienia faktu, że będą mnie boleć plecy, jak upadnę.

Zapewne miał rację. Nie ważne jak dobry miał refleks, nie było szans, żeby uniknął upadku. Szczególnie że nie widziałam, kiedy to nadejdzie. Ani co się właśnie stało.

– Przy okazji jestem pod wrażeniem twoich zdolności – zaczął ponownie mówić Vasile – Rzadko kiedy wiedźmy umieją rzucać zaklęcia bez Księgi. Magia intuicyjna jest pod tym względem niesamowicie intrygująca.

– Magia intuicyjna? – spytałam.

– To może ma inną nazwę, nie jestem pewien. Może to już pod niewerbalną podchodzi. Chodzi głównie o to, że wyobrażasz sobie efekt danego zaklęcia i pod wpływem głównie emocji to następuje. Ciężko to wyjaśnić. To coś jakbyś chciała podnieść jakiś przedmiot, nie dotykając go i nagle się to się dzieje, a wokół wytwarza się aura osoby rzucającej dane zaklęcie – odpowiedział zafascynowany.

– Czy to nie jedna z tajemniczych rodzajów magii, które pokazują się po dwudziestych pierwszych urodzinach?

– Zależy od osoby, niektórzy mają do niej lepsze predyspozycje, a inni w ogóle ich nie mają.

– Inteligent się znalazł – mruknął Rävgor, przewracając przy tym oczami. Przy świetle księżyca zawsze miały ładną niebiesko-zieloną barwę, do których osobiście miałam słabość. Ciężko nie było mieć, szczególnie w połączeniu z włosami w odcieniu mlecznej czekolady. Tak, o ironio Rävgor musiał wyglądać, jak mój ideał.

– Kolejny funfact o mnie, jestem chodzącą encyklopedią, jeśli chodzi o świat metafizyczny i jestem jednym z największych fanów gotyckich nowel – powiedział z niebywałą dumą.

– Serio? To powiedz, co wyzwala pełną przemianę z dziedzicznie przekazywanego genu wilkołaka? – spytał Rävgor.

Pytaniem jednak było czy sam zna na to odpowiedzieć.

Aless przez chwilę milczał, prawdopodobnie starając się przypomnieć sobie jak najwięcej informacji.

– W teorii zabicie kogoś. W praktyce jest to związek chemiczny, który wytwarza się przy zabijaniu. Nie powiem ci, co to jest, bo nie mam odpowiedniej wiedzy chemicznej oraz nikt nie potwierdził żadnej z teorii na ten temat.
Przyznaję, ma on dużą wiedzę.

– Powiedzmy, że masz rację.

– Wiem, że ją mam.

Amarantowa aura wokół nich zaczęła słabnąć. To był chyba czas, w którym należało poprzeć Rävgora i spytać Alessa czego właściwie od nas chce. I co tu robi.

– Jak pewnie zauważyłeś, żadne z nas nie chce być w tej sytuacji, więc wystarczy, że powiesz, czego od nas chcesz i będziesz wolny – powiedziałam spokojnie, licząc, że nie zauważył tego, co ja przed chwilą.

Vasile zamknął oczy i wziął wdech.

– Miałem was pilnować – jęknął cicho z wyczuwalnym wstydem w głosie – Melanie i Dawn mnie o to poprosiły. Nie chcą, żebyście narażali się na niebezpieczeństwo. A ja wolałbym uniknąć sytuacji, w której wchodzicie mi w śledztwo.

– Nie mów, że... – zaczął Rävgor – Aż mi szkoda teraz czasu, który poświęciłem na robieniu map.

Aless zaśmiał się bezgłośnie. Jego ręka delikatnie się przesunęła, a aurą wokół nich zaczęła słabnąć. Wspaniale, może tego nie zauważą.

– Muszę pochwalić dobrą robotę. Są prawie tak dobre, jak moje.

– Jakie ty masz ego. Mogę cię zapewnić, że nie jesteś taki wspaniały, jak wszyscy myślą – warknął.

– Spytaj swoją mamę. Była pod wrażeniem, kiedy mnie zobaczyła.

Po jego słowach zaklęcie przestało działać. Jak Rävgorowi udało się złapać równowagę i nie upaść, tak Aless nie miał tyle szczęścia. Z impetem uderzył o ziemie plecami, jęcząc coś pod nosem.

– Futu-ți Cristoșii și Dumnezeii mă-tii.*

To uświadomiło mi, że Vasile nie kłamał, mówiąc, że jest Rumunem. I choć nie miałam pojęcia, co powiedział, tak brzmiało to wystarczająco inaczej od germańskich języków, że łatwiej było teraz w to uwierzyć. Zakładając, że przeklinał w ojczystym języku. A to było przekleństwo.

Kiedy Rävgor do mnie podszedł, Aless zdążył się podnieść i uciec. O ile można było to nazwać ucieczką, po prostu zniknął w głębi lasu.

– Wszystko w porządku? – spytał.

– Tak myślę. A tobie nic nie jest?

Wzruszył ramionami i rozejrzał się za sobą. Po wampirze nie zostało śladu. Jedynymi oznakami, że coś miało tu miejsce, miała przecięta lina, leżąca wokół drzewa.

– Teraz co?

***

– Lauren nie będzie miała ci za złe, że wyszedłeś bez słowa?

Rävgor zamyślił się na chwilę.

– Nie sądzę, żeby zauważyła, że mnie nie ma. Ona i James do znudzenia, będąc na imprezach, muszą przypomnieć całemu światu, że są razem. Bardzo często znikają gdzieś – odpowiedział znużony.

Nie dziwiłam mu się. Gdyby w mojej grupie znajomych ktoś by nagle zaczął być ze sobą i zachować się w taki sposób to prawdopodobnie starałabym się jak najbardziej ograniczyć kontakt. Na szczęście była na to bardzo mała szansa. Louis właściwie miał dziewczynę, Ellie nie ciągnęło do takich spraw, a Abigail żyła własnym wyobrażeniem na temat miłości i związków, z którym żadne z naszej trójki się nie zgadzało.

– Najważniejsze, że pomimo ich związku potraficie być przyjaciółmi.

– Chyba tak.

Szliśmy przez trochę w ciszy. Las, który rozciągał się wokół naszej okolicy, na szczęście sprzyjał takim spacerom. Spomiędzy drzew dało się zobaczyć bezchmurne niebo z jasno święcącymi gwiazdami oraz księżycem w pełni.

Kiedy milczeliśmy, obserwowałam jak Rävgor przypatruje się satelicie. Jego oczy zdawały się lśnić od fascynacji i nieznanej mi żądzy.

– Dziś jeszcze nie ma pełni. Za jakąś dobę będzie – powiedział nieobecnym głosem.

– Nie pytałam o to.

– Prawda, ale czuję, że patrzysz się na mnie.

Po tym spojrzał mi w oczy. Miałam rację. Jego tęczówki błyszczały od księżyca. Niebiesko-zielone barwa stała się jeszcze wyrazistsza, co ze srebrnym pobłyskiem dawało niesamowity efekt.

– Nie wyobrażam sobie... – zaczęłam, ale nie dał mi skoczyć.

– Pamiętaj, że w naszej sytuacji to ty masz gorzej. Mogę żyć ukrywając to, kim jestem, bo tak jest bezpieczniej dla osób, które nie należą do naszego świata. Żyję tak od zawsze. Ty natomiast... Byłem głupi mówiąc to, co powiedziałem. Nawet jak na kłótnie przesadziłem i to mocno.

– A myślałam, że to ja mam większe wyrzuty sumienia.

Zaśmiał się bezgłośnie. A ja razem z nim. Byliśmy zbyt dumni, żeby przyznać się do własnych błędów, ale kiedy już to robiliśmy i tak sprowadzało się to do naszego ego, o to, kto bardziej żałuje.

– Jesteśmy popierdoleni. Nawet przepraszać się nie umiemy.

– Masz rację. Tacy właśnie jesteśmy. Masz z tym jakiś problem?

– Ja? – złapał się ręką w miejsce serca – Skąd, jakbym śmiał. Podwozisz mnie do szkoły, nie mam prawa narzekać na naszą znajomość.

– To dobrze, bo jutro będę musiała zatankować, a jak będziesz narzekać, to ciężej będzie mi prosić o pieniądze.

Znowu się zaśmiał. Często miałam wrażenie, że musiał się w szkole hamować. Rzadko się publicznie śmiał, nie był najlepszym zawodnikiem (jego jedyną realną konkurencją o ten tytuł jest tylko Jeremy na ten moment), a jego reputacja... W skrócie każdy wiedział kim jest Rävgor i czemu nie należy go lekceważyć. Ian był tego świetnym przykładem. Jednak mało, kto wiedział, czemu taki jest. Ciężko to wyjaśnić.

– Chyba wolę nie zostawać w lesie dłużej niż to konieczne – mruknął – Morderca w końcu gdzieś tu może być.

– To chyba jest bardziej poważne, niż chcielibyśmy o tym myśleć. Nie jaki wampir ci to potwierdzi.

– Na nie jakiego wampira tym bardziej nie chce wpaść.

– Wiesz, ile dzieli nienawiść i miłość?

– W tym przypadku? Czarna dziura.

Tym razem to ja się zaśmiałam. Spojrzał na mnie morderczo, ale nic nie powiedział.

Do końca drogi szliśmy w ciszy. Rävgor odezwał się dopiero pod moim domem.

– Naprawdę za tobą tęskniłem.

Nie zdarzyłam mu niestety odpowiedzieć. Od razu znikł w swoim domu, wchodząc do pokoju przez okno. Pokój ten mieścił się na piętrze. Zgaduje, że to uroki bycia wilkołakiem.


– Ja za tobą też – powiedziałam cicho i jak gdyby nigdy nic, wyszłam do domu.

***

Let's be honest... Kocham chemię między Alessem, Rävgorem i Scarlett. Może tego jeszcze nie widać i nie czuć, ale to będzie ważna relacja. Dość nawet bardzo ważna.

Z takim też zakończeniem was zostawiam i do zobaczenia za tydzień z Alessem.

👑👑👑

*jest to bardzo brzydkie rumuńskie przekleństwo, tłumacz gugle źle je tłumaczy, ale jest bardzo brzydkie ... dla ciekawych znaczenia polecam wpisać w wyszukiwarkę przekleństwo+znaczenie i wejść w pierwszy link, miłego poznawania rumuńskiego życzę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro