Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LXXV - Scarlett

Dziś jest piąty kwietnia.

Jestem przerażona.

Ledwo co spałam tej nocy. Zaczęło do mnie docierać, co będzie mieć miejsce za paręnaście godzin i że sama tego chciałam. A do tego wpadłam na pomysł, w którym będzie trzeba skorzystać z pomocy znajomych i ich dodatkowo narażać. Nie mam pojęcia, jak przekonałam całą jedenastkę tydzień temu do wzięcia udziału w prawie tak niebezpiecznym planie, jak tym, w którym bezpośrednio biorę udział. Po prostu nie wiem. Może mają skłonności samobójcze. Na ostatniej prostej z mojej strony, zostało poproszenie Abigail, Louisa i Ellie o pomoc. I Iana, bo się wprosił w nasze dzisiejsze spotkanie. Przynajmniej Rävgor będzie miał o jedną osobę mniej.

Nie miałam motywacji, żeby wstać z łóżka. Bardzo nie miałam. Zostałabym w nim pewnie do siedemnastej, ale to by się mogło wydać podejrzane mojej mamie. Przed dwunastą muszę się w sobie zebrać i chociaż zejść na dół, żeby pokazać, że żyję. I może coś zjeść. Po tym mogę spędzić cały dzień, panikując, że umrzemy.

Zadzwoniłam do Rävgora. Uspokoił mnie trochę, przez rozmowę na kamerce pomógł mi wstać z łóżka i co ważne, pomógł wybrać, w co mam się ubrać. Zostawiłam ubrania na łóżku i w piżamie zeszłam na dół. To zwiększa wiarygodność. W kuchni zastałam mamę, która nalewała sobie właśnie kawy do kubka.

– Wystraszyłaś mnie – powiedziała, kiedy się odwróciła.

– Nie chodzę aż tak cicho – odparłam, wzruszając ramionami.

– Jakieś plany na dziś?

Udałam, że się zastanawiam.

– Nie mówiłam ci? Idę pod wieczór na jedzenie z Ellie, Louis i Abigail. Chyba Ian też będzie.

– Okey, baw się dobrze.

Wyszła z kuchni. Po chwili usłyszałam dźwięk z telewizora. Zrobiłam sobie coś do jedzenia i wróciłam do pokoju. Włączyłam coś na YouTube'ie, żeby nie siedzieć w ciszy. Na podłodze za łóżkiem miałam porozkładane skany książek magicznych z zaklęciami i nie tylko. Byłam na skraju załamania od wiedzy, jaką zostałam zalana przez ostatni tydzień. Okazało się, że wszystko to, czego sama się nauczyłam w poprzednich tygodniach, było przydatne, ale było co najmniej trzy razy więcej rzeczy, które musiałam przyswoić. Przyjęłam jednak z ulgą, że starali się mi pomóc. Cade od razu zaproponowała podzielenie się swoją wiedzą. Spisała mi wszystko, co wyczytała o czarnej magii do pliku w Wordzie. Dwadzieścia stron wiedzy podstawowej zapisane 11, a do tego skany z książek, z których czerpała wiedzę, żebym miała pełny kontekst. Do tego w piątek odwiedzili mnie Amy i Andy. Oficjalnie mieli mi pomóc w projekcie do szkoły, bo Amy musi zrobić dokładnie taki sam projekt, a Andy już go robił. Jakoś to przeszło, brzmiało wiarygodnie, wystarczająco wiarygodnie. Chcieli upewnić, jak faktycznie mi idzie korzystanie z czarnej magii. Amy miała sprawdzać stan mojej aury (jako osobie, która miała ułatwienia w leczeniu za pomocą magii, to wychodziło jej najlepiej), a Andy kontrolować moje emocje i mówić mi, kiedy zaczynam przesadzać i brać to zbyt emocjonalnie, kiedy nie powinnam. Przyszli w piątek po południu, a wyszli pod wieczór w sobotę, jestem trochę wykończona po tym. Connor codziennie do mnie pisał, jak się czuję i upewniał mnie, że tak, wszyscy się zgadzają na mój plan.

A to nawet nie do końca był plan. Po prostu dopełnienie planu Alessa. Skoro ja, on i Rävgor mamy iść się spotkać z Heartlessem i dać się złapać, to jasne, że zabierze nas do tuneli. Musi być pewny, że nikt nie wie o tym miejscu, a przynajmniej myśli, że nikt nie jest na tyle głupi, żeby się tam pałętać. W tunelach nie ma zasięgu, panuje kompletna ciemność, to labirynt, w którym bardzo łatwo się zgubić, a znalezienie drzwi z zewnątrz graniczy z cudem. Te tunele nie mają prawa istnieć, na pewno powstały za pomocą magii. Pomyślałam więc, że skoro monitoring nie zarejestrował nic, to może warto skorzystać z innych sposobów obserwacji, ludzi. Jeśli plan Alessa zawali, to chociaż może Heartless popełni błąd lub jakby nigdy nic wyjdzie bezpośrednio z tuneli, to ktoś oprócz naszej trójki go zobaczy. Wiem, że to nie jest jakiś wybitny plan i pewnie Aless by na niego wpadł, ale musiałaby znaleźć przynajmniej dziewięć osób do tego, które nie będą wyglądać podejrzenie i którym będzie mógł w pełni zaufać. Oraz poprosić ich o pomoc. To mogłoby być dla niego za dużo.

Rävgor na to przystał od razu. Nie podobało nam się, że będziemy narażać własnych znajomych, ale... Nie wiem. Mam głupie przeczucie, że są tą sytuacją tak zmęczeni, że zrobią wszystko, żeby pomóc i zacząć normalne życie. Życie bez obawy, że ty albo bliska ci osoba może być na następny dzień martwa. A wystarczy, że będą siedzieć w jednym miejscu, nie rzucać się w oczy i obserwować. Mogą odmówić, nie będę ich do niczego zmuszać.

Na razie udało się przekonać dwanaście osób... Jednak piętnaście. Rävgor właśnie do mnie napisał. Idzie za łatwo jak na razie... Ale nie będę ich obwiniać, sama zaproponowałam, że tak chcę się spotkać z mordercą. Nie mam prawa do krytyki.

Zebrałam się w sobie, żeby się ogarnąć. Miałam co prawda jeszcze parę godzin do wyjścia, ale wolę zrobić to na spokojnie. Zabrałam ubrania i poszłam do łazienki. Przez zmęczenie po ostatnich dniach, nie miałam ochoty wczoraj na nic, jak tylko pójść spać. A musiałam umyć włosy. Nastawiłam budzik na wpół do piątej, żeby się przypadkowo nie zasiedzieć.

I jak już myślałam, że gorąca kąpiel sprawi, że na chwilę o wszystkim zapomnę, Connor napisał.

Connor: Jak tam? Dasz radę wyjść sama z domu, czy przyjechać ze wsparciem?

Nie wypada nie odpowiedzieć.

Scarlett: Dam radę, spotkajmy się na miejscu, jak ustalaliśmy

Scarlett: Choć pewnie Ian by się ucieszył na twój widok

Connor: Haha

Connor: Uwielbiam tego człowieka

Connor: Wysyła same najlepsze memy

Przyczyniłam się do przyjaźni. Jestem z siebie dumna.

Scarlett: Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?

Nie odpisywał przez chwilę.

Connor: Nawet jeśli bym nie był, nie wycofam się w tym momencie. Wiem, że jesteś niepewna tego, co może się wydarzyć. To całkowicie zrozumiałe. Ufam ci i w ten plan

Connor: Poza tym lubię zieloną magię. Byłem przy tym, jak znaleźliśmy tę informację. Sama tłumaczyłaś, jak to działa

Connor: Wszystko będzie dobrze

Scarlett: Mam taką nadzieję

Odłożyłam telefon. Czas faktycznie zacząć się szykować. Zanurzyłam się w wodzie. Oby to nie była moja ostatnia kąpiel w moim życiu. Nie była aż tak przyjemna, jeśli faktycznie miałaby ostatnią.

Od razu po wyjściu z wanny, sprawdziłam, ile zostało mi czasu. Godzina do półtorej do wyjścia. Esencjonalne pytanie, czy włosy zdążą wyschnąć same, czy będę musiała użyć suszarki, z której nie potrafię prawidłowo korzystać. Ubrałam się w wybrane wcześniej ciuchy. Czarno–różowa bluza z kapturem, luźniejsze jeansy z podwyższonym stanem i czarne skarpetki za kostkę, żeby pasowały i były widoczne przy moich czarno-białych Superstarach Bold. Chociaż tyle mogę zrobić, żeby nie wyglądać na niską przy Alessie. A ja nawet nie jestem niska, jestem całkowicie przeciętnego wzrostu. Do tego zabrałam na wszelki wypadek gumkę do włosów i założyłam ją na rękę. Właśnie to dwie, drugą włożyłam do przedniej kieszeni w spodniach.

A i tak wiem, że z nich nie skorzystam.

Wróciłam do pokoju i zaczęłam myśleć, co mi się przyda i co powinnam zabrać. Zebrałam wszystkie notatki z magii jakie zebrałam w ostatnim czasie i położyłam na łóżku. Zaczęłam się krzątać po pokoju, zbierając wszystkie rzeczy, jakie zazwyczaj bym wzięła ze sobą; portfel, ładowarka, powerbank, coś, co powinno być typową kosmetyczką, ale głównej trzymałam tam leki przeciwbólowe na wszelki wypadek. Resztę rzeczy jak jakieś długopisy czy inne pierdoły już leżały w worku. Schowałam resztę rzeczy, cudem udało się schować papiery.

Wzięłam worek i zeszłam na dół do kuchni, żeby zabrać jeszcze wodę.

– Wychodzę – powiedziałam dość głośno. Z salonu dobiegały dźwięki z telewizora.

– W porządku, uważaj na siebie! – odpowiedziała mi.

Odetchnęłam z ulgą, że nie wyszła. Czuję, że wyglądam na zestresowaną, nie chcę się z tego tłumaczyć.

Wsiadłam do samochodu i włożyłam notatki do schowka. Niech tam sobie leżą na razie. Wątpię, żeby się przydały, ale lepiej je mieć niż nie. Włączyłam muzykę i wyjechałam sprzed domu. Włączyłam specjalną playlistę, która stworzyliśmy kiedyś wspólnie z Alessem i Rävgorem jako idealny miks naszych gustów. Gdyby ktoś mi na początku klasy maturalnej powiedział, że odnowię znajomość i przyjaźń z Rävgorem, chyba bym go wyśmiała. Po naszej kłótni to wydało się niemożliwe, przynajmniej przez kilka tygodni. Później było się głupio odezwać, trzeba by przestać być tak dumnym i przyznać się do błędu. Byłam parę razy blisko, żeby do niego napisać, ale jakoś nie byłam pewna, jak zareaguje. Aż pewnego dnia sam napisał, czy go nie podwiozę do szkoły, bo nie chce się spóźnić. Uznałam, że to znak, że może to ten moment, w którym będziemy mogli, chociaż porozmawiać jak ludzie. Od tego się zaczęło. Ile się zmieniło od tamtego dnia?

Do tego przyjaźń z Alessem? Tego tym bardziej nie dało się przewidzieć. Pojawił się znikąd, miał mieć nas na oku, został na semestr nauczycielem, była ta jedna noc przed balem, której nie chcę wspominać... Spędzenie czasu razem w trójkę i rozmawianie o niczym, wyjazd do LA jako próba spędzenia dobrze czasu. Zawsze był, kiedy potrzebowałeś się wygadać, czy uwierzyć w siebie. Po tych wszystkich miesiącach ciężko mi jest sobie wyobrazić, że po rozwiązaniu sprawy wyjedzie z Seattle. Wiem, że to egoistyczne, ale nie chcę, żeby wyjeżdżał.

Czuję się też, trochę winna, że zaniedbałam trochę przyjaźń z Abigail, Louisem i Ellie. Wciąż im ufam, wciąż mi na nich zależy. Poczułam ulgę, kiedy powiedziałam im, co ukrywałam od dwóch lat. Co prawda nie do końca z własnej woli, ale wciąż powiedziałam. Liczę, że będę mieć jeszcze okazję, żeby to naprawić. Albo chociaż wyjaśnić, czemu w ostatnich tygodniach poza szkołą nie miałam z nimi kontaktu poza pisaniem. Niestety magia mnie pochłonęła. No i plan Alessa. Wszystko się ze sobą łączy.

Po dwudziestu paru minutach jazdy dojechałam na miejsce. Chyba ostatnio byłam tu z Connorem, Abigail i Ianem. Niestety blisko nie było miejsca parkingowego, więc trochę się spóźniłam, co jest czymś nowym. Weszłam do knajpy i zaczęłam szukać ich wzrokiem. Ian ułatwił mi zadanie (musiał poczuć, że weszłam do środka) i podniósł rękę do góry. Siedzieli w boksie przy oknie. Miała wybór usiąść obok Abigail i Iana lub Louisa i Ellie. Wybrałam dosunięcie krzesła, żeby widzieć ich wszystkich.

– Hej – powiedziałam, kiedy zabrałam krzesła ze stolika obok.

– Pierwszy raz jesteśmy przed tobą.

Spojrzałam na Abigail.

– To jest dziwny dzień, okey? I nie wiem, czy widać, ale włosy mi jeszcze nie wyschły.

– Nie możesz, wiesz użyć suszarki lub magii? – zapytała Ellie.

Nie irytuj się. Faktycznie mogłam to zrobić. Przynajmniej mogłam spróbować.

– Magia może wysuszać włosy i je zniszczyć. Wolałam nie ryzykować... Zamówiliście coś?

Zaprzeczyli.

– Dopiero przyszliśmy. Znaczy oni, ja tu siedzę od pół godziny. – Spojrzałam podejrzenie na Iana. – Prisca chciała, żebym do niej na chwilę przyszedł. Podobno Aless się dziwnie zachowuje, jest dziwnie szczęśliwy i chciała wiedzieć, czy coś o tym nie wiem. A stamtąd miałem po drodze tutaj.

Aless? Szczęśliwy? Dzisiaj?

On jest pewny, że umrze. Oszalał do reszty.

– Faktycznie dziwne. – Wzruszyłam ramionami.

Chwilę po tym zamówiliśmy jedzenie i pogrążyliśmy się w rozmowie o niczym. Nasłuchałam się trochę o tym, że mało wychodzę z domu. Ale tylko trochę. Ian miał opowiedział sporo historii z siedziby Prisci i tego, co się tam dzieje. Głównej jak absurdalne są kłótnie pomiędzy nią a James. Bardzo dziwne historie i masa rzucania rzeczami. Ellie opowiedziała o tym, jak Rävgor się wydurnij jednego dnia (ze szczegółami, których wcześniej nie znałam) i wkopał się ze zrobieniem prezentacji o Dorianie Grayu. Dawno się tak nie śmiałam. Louis przytoczył, jak ciężko się pracuje przy Lauren, która na każdym kroku opóźniała specjalnie wszystko, co związane z festynem. Abigail natomiast wyżaliła się z tego, że ona dłużej już nie wytrzyma narzekania Harry'ego, że on na pewnie coś zepsuje w swoim w związku lub zachwalania jak oni z Jeremym się świetnie dogadują. Same wspaniałe historie.

Przyszła jednak pora na mnie.

– Wierzę, że nie wtrącałaś się nam w historie, bo twoja je wszystkie przebija – odezwała się Abigail, odsuwając od siebie pusty talerz i obracając głowę w moją stronę – Musiałaś być bardzo zajęta przez ostanie tygodnie.

– Nie bądź złośliwa – jęknął Louis.

– Ma prawo być – powiedziałam.

Zerknęłam na telefon. Powoli zbliżała się dwudziesta. Koło dwudziestej pierwszej mam się spotkać pod Space Needle z wiadomo kim, a potem do dwudziestej drugiej dotrzeć do szkoły. Najlepiej, zanim Aless się tam zjawi. Mało czasu na wytłumaczenie rzeczy. Nie mam pojęcia jaka może być ich reakcja.

Ian spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział.

– Właściwie to tak, byłam zajęta. Magia zajmuje dużo czasu, a ja postanowiłam faktycznie zacząć się uczyć, a nie tylko udawać, że ją studiuje. – Oparłam się o krzesło.

– To ta wielka tajemnica? – drążyła Abigail.

– Wiesz, że możesz nam wszystko powiedzieć, prawda? – zapytał niespodziewanie Ian.

Chwila.

– Co ci Connor powiedział?

Zaniemówił na chwilę.

– Nic... Nic mi nie powiedział. Ostrzegł za to, że będziesz chciała nam coś powiedzieć i to nie jest dla ciebie łatwe. Ale przysięgam, nie mam pojęcia, o co może chodzić.

Jakkolwiek by to nie brzmiało, wierzyłam mu.

– Nie mów tylko, że znowu nas okłamywałaś? – zapytała słabo Ellie, nawet na mnie nie patrząc. Wiem, jestem chodzącym rozczarowaniem, nie trzeba mi o tym przypominać.

– Ja... – zaczęłam, ale nie wiedziałam, jak to ująć. Wszystkie moje pomysły jak ma ich poprosić o pomoc, oddaliły się ode mnie. Została pustka w głowie.

– Nic nowego. Powinniśmy przywyknąć do tego, że Księżniczka nas okłamuje i nie ma dla nas czasu. – Abigail kontynuowała swoje złośliwości.

– Zaczynam żałować, że tu przyszłam – mruknęłam cicho, nie mając tego na myśli. Nie wiem, czemu to powiedziałam, ale nie pomogło.

– Gdybyś nie przyszła, nie musiałbyś kłamać lub przyznawać się do kłamstwa, więc faktycznie, możesz mieć rację.

– Przestań, co? Musisz się świetnie bawić, dogryzając jej w taki sposób – wtrącił Louis, chyba próbując mnie bronić.

– Coś złego powiedziałam? Czy to nie dlatego wyskoczyłaś ze spotkaniem po tylu tygodniach? Żeby znowu się przyznać, że nas okłamywałaś?

– Tu nie chodzi o mnie!

– Zawsze chodzi o ciebie.

Zmieniam zdanie, żałuję, że zaniedbałam przyjaźń z Ellie i Louisem.

– Może daj jej chociaż powiedzieć, o co chodzi? – wtrąciła Ellie.

– Jak widać, nie chce tego zrobić.

– O przepraszam, że nie dzielę się plotkami w szkole o szczegółach morderstw i śledztwa od Alessa. Bardzo mi przykro z tego powodu.

Starałam się nie podnieść głosu, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Do lokalu zaczęło przychodzić coraz więcej osób, bardzo nie chcę, żeby ktoś coś usłyszał.

– Co?

Spojrzeli na mnie pytająco. Ja z kolei się rozejrzałam dyskretnie. Położyłam ręce na stole i starałam się przywołać jedno z zaklęć, którego się ostatnio nauczyłam. Nie czarna magia, ale przydatne. Z dłoni zaczęła wydobywać się aura, która otoczyła cały boks. Szybko jednak strąciła amarantowy blask.

– Co zrobiłaś? – zapytał Ian. Podniósł rękę i dotknął palcem nad sobą w miejscu, gdzie kończyła się bańka i przejechał po niej – Mieni się niczym pryzmat.

– Bańka uniemożliwiającą posłuchanie czy podglądanie. Mam taką w ogrodzie, żeby sąsiedzi nie widzieli dwumetrowego ognia o każdym możliwym kolorze. Niewidoczna dla ludzkiego oka, dlatego Ian jest w stanie ją zobaczyć. Więc tak. Od zimowego balu jedyne, co przed wami ukrywam to rzeczy, których nie mogę wam powiedzieć ze względu na Alessa i jego... Wszystko. Nie może sobie pozwolić, żeby pewne informacje docierały do ludzi.

– A ty wiesz o nich, bo? – ciągnęła Abigail.

– Może dlaczego, że mi ufa i potrzebuje się komuś czasem wygadać...

– A Connor? Jemu też ufa?

Bardzo się powstrzymywałam, żeby nie przewrócić oczami.

– Connor nie mieszka w Seattle. Nie ma go tu. Siedzi na co dzień w Atlancie. Aless też nie wie o pewnych rzeczach, które próbuję wytłumaczyć, ale mi nie pozwalasz dojść do słowa, oskarżając mnie o nie wiadomo co! Za parę godzin Aless widzi się z Heartlessem. Ja i Rävgor nalegaliśmy, żeby iść z nim, bo sam skazuje się z góry na śmierć. A ja potrzebuję waszej pomocy, żeby to nie poszło do cholery na marne. Ale po co mnie słuchać, prawda? Po co...

– O czym Aless nie wie? – zapytał Ian, pochylając się w moją stronę.

– Nie, że coś, ale chyba nie to jest w jej wypowiedzi najważniejsze – opowiedział mu Louis.

Ian to zbył. Wpatrywał się we mnie, oczekując na odpowiedź. Nie ważne, co powiem, on już się zgodził na ten plan. Tego nie da się ukryć.

– Parę tygodni temu odkryliśmy, że pod Seattle rozciąga się sieć tuneli. Na ten moment wierzymy, że jest z nich dziewięć wyjść. Plan Alessa ogranicza się do spotkania z Heartlessem, dania się złapać, a ostatecznej wiary, że zdoła uciec i wsadzić go na dożywocie. A że to Aless i woli pracować sam, nie weźmie pod uwagę, że prędzej czy później Heartless będzie musiał z tych tuneli wyjść. Znaczy, sam ten fakt, że stamtąd wyjdzie, jest oczywisty. Monitoring nie działa, a ktoś musi sprawdzać, czy nikt nie wychodzi z tuneli. W ten sposób nie tylko my będziemy mieć dowód, kim Heartless jest, ale i osoby, które nie poszły na spotkanie z nim. A jeśli coś by nam się stało... Wy byście byli jedynymi osobami, które widziałaby gdzie szukać, o ile nie znaleziono by naszych ciał najpierw na festynie. Dlatego potrzebuje waszej pomocy.

Mój głos chyba znacznie przyspieszył pod koniec wypowiedzi. Cały mój strach i przerażenie wróciło. Umrę. Zginę. Nie przeżyję. Nie dam rady. Na co mi to było.

Jak Aless może być dziś szczęśliwy? Jak?

– Mnie nawet nie musisz pytać o takie rzeczy. Z góry się zgodzę. Mam gdzieś konsekwencje, już jestem martwy, gorzej nie będzie.

– Ian!

– No co? Dobrze wiesz, jakie mam do to tego podejście. – Spojrzał na Abigail. – Czemu mam się przejmować tym, czy żyje, czy nie, jak i tak jestem martwy?

– Bo wciąż możesz umrzeć!

Brzmi jak dyskusja, ktoś miała już miejsce i to wiele, wiele razy. Powinnam im przerwać czy...

Spojrzałam na Louisa i Ellie, którzy podobnie jak ja, woleliby stąd wyjść.

– Możecie przełożyć tę kłótnię na później? – odezwałam się w końcu, patrząc najpierw na Abigail – Nie możesz zabronić Ianowi pójść, a ty nie możesz działać lekkomyślnie, jakby nie było jutra, bo prawda jest taka, że przeżyjesz nas wszystkich, o ile nie dojdzie to końca świata za trzydzieści lat. Nie jesteś martwy w znaczeniu jakim myślisz. Wciąż masz duszę dzięki, której żyjesz i jesteś człowiekiem. A uwierz, widziałam ostatnio kogoś, kto był chodzącym trupem, którego ciało gniło od środka.

Ian się wzdrygnął i trochę odsunął w stronę okna.

– To nie zmienia niczego. Jestem wam to winny.

Chciałam zaprzeczyć, że nie jest, ale to, że tu może być, zawdzięcza Alessowi i czystemu przypadkowi, że przechodziliśmy tamtej nocy o dokładnie tej godzinie, żeby go znaleźć, ale na jego miejscu czułabym to samo.

– Czemu mówisz o tym teraz? – zapytała Ellie.

– Ten plan ma prawo zadziałać tylko wtedy, kiedy nikt nie będzie niczego podejrzeć. Dlatego Aless o nim jeszcze nie wie. Jeśli przypadkiem by się zdradził, że planuje obstawiać wyjścia z tuneli, Heartless by uważał, żeby nie dać się złapać. Tak nie będzie nic podejrzeć, bo nikt nie wie, że tam byliśmy i spędziliśmy dobre parę godzin, żeby je zbadać. I choć Aless potrafi udawać i wymyślać niestworzone rzeczy pod swoją teorię, ma skłonności do żartów, którymi mógłby coś nieświadomie zdradzić. Dlatego wie o tym Connor i cała reszta moich znajomych. Nie żyją tu. Czemu ktoś miałby ich podejrzeć o branie udziału w czymkolwiek związanym ze śledztwem? A wy nie dość, że jesteście w samym centrum tego wszystkiego, to zadajecie się ze mną i Rävgorem, a my z kolei z Alessem. Powstałby ciąg podejrzeń, gdybyśmy wszyscy nagle zaczęli się zachowywać, jakbyśmy coś ukrywali. Gdyby ktoś się dowiedział o planie Alessa i próbował go powstrzymać, a do tego Heartless by się o tym dowiedział, plan by legł w gruzach. A wciąż nie wiemy, czy to w ogóle wypali. Może się okazać, że nie. Warto było jednak...

– Czyli w skrócie mamy wam pomóc w niepewnym planie Alessa wspomaganego twoją częścią planu, z którego nie wiadomo, co wyniknie? – przerwała mi Abigail.

– Tak. Zadziwiająco dużo osób się na to zgodziło.

– To znaczy?

– Piętnaście jak na razie. Szesnaście z Ianem.

Przez chwilę żadne z nich się nie odezwało. Całkiem rozsądne.

– Czy to, że znamy prawdę o tym, że magia istnieje, jest powiązane z tym, że trzeba narażać swoje życie w taki sposób? – zapytała Ellie – Czy to taki czysty przypadek?

Wzruszyłam ramionami. Przeszła przez mój umysł myśl, że wystarczyłoby jedno słowo, żeby się zgodzili... Nie. To zależy od nich. Nie mogę ich do tego zmusić.

– Niech będzie. Brzmi to mało bezpiecznie, ale jeśli do ma zakończyć całe śledztwo to... – Ellie nie dokończyła zdania.

– Też pomogę – dodał Louis.

Wszyscy spojrzeliśmy na Abigail.

– To się nazywa presja społeczna, nie pozostawiacie mi wyboru... No i jeśli się nie zgodzę i wrócę do domu, będę pierwszą osobą, do której twoja mama się odezwie, kiedy się zorientuje, że nie wróciłaś na noc do domu. Bo obstawiam, że nie wie o tym? – Pokręciłam głową. – No właśnie. Więc tak, idę z wami.

– Będę wam dziękować, jak przeżyję... Ale teraz musimy się zbierać. O dwudziestej drugiej mamy się spotkać z Alessem pod szkołą, a przed muszę pojechać pod Space Needle.

Wyszliśmy z knajpy. Ian starał się wyszukiwać pozytywów z tego wszystkiego i opowiadać je Abigail, która go zbyła do tego stopnia, że usiadła obok mnie z przodu samochodu. Nie warto było komentować tego. Dojechanie na miejsce zajęło nam może z dziesięć minut. Zaparkowałam, jak najbliżej mogłam. Musieliśmy jednak przejść kawałek. Szłam jako pierwsza. Zwolniłam, dopiero kiedy zobaczyłam Connora, który opierał się o wielki kamień. Obok niego stała (lub siedziała) cała reszta. Uspokoiłam się, że przyszli.

– Potrzebujesz się rozluźnić, wiesz? – spytał Andy, pojawiając się znikąd.

– Zamknij się. Ani słowa o moim stanie emocjonalnym w tym momencie – warknęłam. Poczułam jednak, jak moje ciało się rozluźnia.

– Nie ma za co – oparł niemo.

Connor podniósł wzrok znad telefonu i uśmiechnął się do mnie. A później z entuzjazmem podszedł do Iana się przywitać.

– Tęskniłem za tobą – powiedział Ian, obejmując go.

Eliza patrzyła na to z zafascynowaniem.

– Czy to twój coming out Connor? – zapytała z przekąsem.

– On na dziewczynę, wolę nie odpowiadam na to pytanie.

O dziwo Abigail się zaśmiała. W tym samym momencie Amy do mnie podeszła.

– Ręce – powiedziała stanowczo.

Niechętnie wyciągnęłam je przed siebie. Rutynowe sprawdzenie magii. Nic takiego. Amy złapała oba nadgarstki i lekko nacisnęła mi na żyły.

– W normie. Używałaś magii przez ostatnią dobę?

– Trochę, ale tylko białej.

– Dobrze.

Dostrzegłam obok ławkę, na którą weszłam. Czas na ogłoszenia.

– Nie jestem dobra w takich rzeczach, ale niech będzie. Mam cztery miejsca w samochodzie, jedna z nich musi być Nico, żeby się zapoznał z tym, jak wygląda Seattle. To podobno ułatwia tworzenie portali, prawda? – Nico potwierdził. – Mogę zabrać trzy osoby, reszta będzie skazana na komunikację miejską. Właśnie to dwie. Wolę, żeby Aureli jechał ze mną.

Zeskoczyłam z ławki. Zaczęły się dyskusje, kto ma jak jechać. Connor koniecznie chciał z Ianem, tak samo Abigail, więc o trzy osoby mniej do rozważenia. Kolejną trójką była Amy, Piper i Jennifer. Choć Piper tylko dlatego, że wciąż stara się nie podpaść Amy, inaczej by wolał jechać samochodem. Klaus uwielbia jeździć nocą po mieście i chciał porównać swoje doświadczenie z Nowego Jorku, Cade zresztą podobnie. Eliza miała to gdzieś, ale spodobała jej się wizja pytania o domniemaną relację pomiędzy Connorem a Ianem. Nolee nie chciała na to patrzeć i zgłosiła się oficjalnie do pojechania samochodem. Andy podszedł do Louisa i Ellie i zapytał wprost, czy któreś z nich nie chce jechać. Zanim dostał odpowiedź, spojrzał na Ellie i powiedział, że on wie, że ona chce jechać. Tak zebrałam bardzo dziwną mieszaninę.

Poinformowałam głównie Iana, żeby się nie spieszyli, ale byli możliwie przed dwudziestą drugą pod szkołą. Ja z kolei zabrałam swoją małą grupkę z powrotem do samochodu. Nico usiadł z przodu, żeby mieć jak największe pole do obserwacji. Aureli siedział na środku, żeby ja miała go na oku. Niby mi... Nam pomaga, ale on będzie pierwszy do "zdrady", jeśli coś się zacznie sypać. Starałam się zrobić dość sporo koło wokół ważny miejsc w mieście, niby przypadkowo zahaczając o wyjścia z tuneli. Nie dałam radę zaplanować trasy tak, żeby minąć wszystkie, ale było ich wystarczająco dużo. W razie czego istnieje coś takiego jak Street View. Spędziliśmy w samochodzie prawie godzinę. Kiedy wjeżdżałam na parking, zauważyłem samochód Melanie. Mam nadzieję, że oni tylko go pożyczyli i są tu sami. Zaparkowałam obok niego.

– Ładne to Seattle – powiedział Nico, żeby przerwać ciszę. To była dość cicha podróż.

Mruknęłam coś pod nosem. Zostawiałam swoje rzeczy w samochodzie, zabierając na razie tylko telefon.

Ian: Będziemy za chwilę

Ian: Wpadliśmy na Jamesa, Lauren i Harry'ego przy okazji

W sumie to dobrze. Jak napisał Ian, nie musieliśmy dużo czekać. Parę minut co najwyżej. Ilość osób zaczyna być przytłaczająca.

Spojrzałam na telefon. Zostało koło pięciu minut do dziesiątej. Bez słowa zaczęłam iść w stronę szkoły, licząc, że reszta zrozumie, o co mi chodzi. Kiedy już byliśmy o krok od wyjścia na boisko, Ian mniej zatrzymał.

– Jeśli tego nie słyszysz, to Lupusowie się właśnie kłócą. Nie wiem, czy warto im przerywać – powiedział tak, żeby każdy go usłyszał.

Parę osób usiadło na podłodze, jakby czuło, że trochę sobie poczekamy. Moją uwagę jednak przykuł Harry, który nie odrywał się od telefonu nawet na chwilę, pisząc coś cały czas.

– Co jest? – zapytałam go.

– Jeremy jest na mnie zły. Chyba. Nie wiem. Przestał mi odpisywać.

– Nie słyszałeś tego, co przed chwilą powiedziałem? – spytał Ian.

– Mówiłeś coś?

Słyszałam, jak na parkingu Lauren mówi, że Harry się chwalił, jaki to on jest kompetentny. Właśnie widzę. To, że Harry jest łowcą wilkołaków, wciąż mnie zadziwia.

– Po prostu zostań tu – mruknęłam, odchodząc od drzwi – Proszę. Nie sprawiaj problemów swoim istnieniem.

Miałam w planach podpytać, jak tam się inni czują, z którymi nie miałam okazji zamienić dziś słowa czy coś w tym stylu. To nie wyszło, bo Harry jak na złość, wyszedł ze szkoły. Co za człowiek?

Wybiegłam za nim, żeby się nie wtrącał w kłótnię rodzeństwa.

– Harry, mówiłam ci coś!

Nie miałam ochoty do niego podchodzić, więc zatrzymałam się w tej odległości od sceny. Dopiero wtedy zauważyłam, jak bardzo Sia jest przerażona, Kyle nerwowy, Jeremy ma ochotę zabić Harry'ego, Nancy z jakiegoś powodu wydaje się mało przejęta, a Rävgor... Ciężko stwierdzić. Harry definitywnie przerwał ważną rozmowę.

– Przepraszam, nie ty musisz ratować swój związek przed rozpadem z powodu twojego planu!

Zatkało mnie. To nie ma sensu. Jeremy spojrzał na mnie, chyba przepraszając za swojego chłopaka. Na scenie rozmowa trwała dalej, nie słuchałam o czym, za bardzo byłam w szoku zdaniem Harry'ego, żeby połączyć kropki i zrozumieć, o co mu chodziło.

Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że reszta wyszła za mną. Oraz że właśnie z budynku wyszedł właśnie Aless. Jest wkurwiony. Zdecydowanie.

– Wy chyba żartujecie do cholery!

Czas się pokłócić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro