LXVIII - Rävgor
Zaczynam nienawidzić tego, że ludzie się pytają mnie, jak się czuję. Jednak po tym, jak zobaczyłem Alessa, który możliwe, że miał atak paniki (lub cokolwiek to było), obiecałem sobie, że nie będę się wydzierać na ludzi, kiedy zaczną mnie o to pytać.
Jednak to był długi tydzień. I właśnie jedyną osobą, z którą chciałem o tym porozmawiać, była Scarlett, która robiła to samo, co ja wobec innych. Szczególnie od momentu, kiedy wróciła z Nowego Orleanu, w którym nie mam pojęcia, co się stało. Uwielbiam tajemnice i ukrywanie rzeczy.
Nie mogę jednak jej krytykować, bo ukrywam przed wszystkimi, jak doszło do tego, że ojciec się wyprowadził z domu. Nawet jeśli chciałabym to wyjawić, to nie wiedziałbym, co powiedzieć. Nikt się nie spodziewał, że nie dość, że się wyprowadzi, to nie wróci po tygodniu. Wciąż mieszka w jakimś wynajętym mieszkaniu. Sia u niego była, żeby sprawdzić, czy żyje. Uznała, że nie ma nic do stracenia, a tak może, chociaż pozna powód, dla którego się zdecydował wyprowadzić. To potwierdziło mi dwie rzeczy, że ojciec podobnie jak cała reszta nie wie, że Scarlett na nim wymusiła wyprowadzkę oraz że Sia jest jego ulubionym dzieckiem.
Oraz że Się ta cała sytuacja niesamowicie przytłoczyła emocjonalnie. Kyle jest zestresowany, że spokój w domu się zaraz skończy przez powrót ojca i sam prowokuje nieświadomie mało przyjemne sytuacje. Nancy zachowuje się tak, jakby nic się nie stało, w końcu w jej przypadku dorastanie bez ojca na co dzień, nie było niczym nowym. Jeremy spędza całe dnie na strychu, grając (ale to też dlatego, że pokłócił się chwilowo z Harrym). Mama natomiast chodzi dość przybita. W tej dziwny pozytywny sposób. Jak to starała się wytłumaczyć, jest jej smutno, że to musiało się tak skończyć, ale poczuła ulgę, że po tyle latach w końcu będzie mogła przestać udawać. A ja? Ja wciąż ma bałagan w głowie. Jak zresztą powiedziałem Alessowi, wciąż nie mogę w pełni w to uwierzyć. Chyba potrzebuję jeszcze trochę czasu.
I po tygodniu mówienia, że potrzebuje czasu, żeby poukładać sobie rzeczy w głowie i wtedy ewentualnie się podzielić swoimi myślami, jedyną osobą, która miała to gdzieś, była Lauren. Dostaję od niej codziennie wiadomości, czy wszystko w porządku. Jak się czuję. Czy idę dziś do szkoły. Czy nie chciałabym się spotkać. I tak dalej. I tak dalej.
I to nie tylko do mnie wysyła takie rzeczy. Scarlett za każdym razem wysyła mi screen z rozmowy, jak piszą o mnie i czemu nie odpisuje Lauren. A pamiętam tę sytuację. Brałem akurat prysznic, więc nie widziałem, że dostałem wiadomość. Po wyjściu z łazienki przeczytałem, że pięć minut temu Lauren do mnie napisała. Odczytałem wiadomości, zacząłem myśleć nad odpowiedzią, a w międzyczasie zostawiłem telefon w pokoju, poszedłem po coś do jedzenia do kuchni. Łącznie od odczytania wiadomości do mojego powrotu minęło z siedem minut. Zanim jednak zdążyłem odpowiedzieć, dostałem screena od Scarlett, że Lauren jest smutna, że jej nie odpowiadam. Poprosiłem Scarlett, żeby poszła do pokoju gościnnego u niej w domu i wysłała Lauren moje zdjęcie z mokrymi włosami, że nie miałem jak jej odpisać.
Od tamtego momentu tylko mnie zagaduje w szkole. Doceniam, że się martwi, ale co innego starać się być w ciągłym kontakcie z drugą osobą, a natarczywym dążeniu do porozmawiania o jednym temacie, o którym na razie nie jestem gotowy, żeby rozmawiać. Nie z nią. Chcę do cholery porozmawiać o tym ze Scarlett. Jednak tu powstaje jakieś błędne koło i nikt nie dostaje, czego chce. Pocieszająca myśl, że zawsze mogło być gorzej.
– Czemu po prostu nie powiesz jej, że nie chcesz z nią rozmawiać?
– Bo to do niej nie dociera.
Siedziałem właśnie na angielskim. Odkryłem, że chodzę na niego z Ellie w tym semestrze, więc to, co robię na tych lekcjach, to zagadywanie jej. Nie jest zbyt zadowolona z tego, ale jeszcze mi tego nie powiedziała wprost. Dziś jednak miałem do tego prawo, bo mieliśmy robić jakiś projekt parach. Chyba. Nie słuchałem, co mamy zrobić.
– A próbowałeś? Czy tylko zbywasz jej wiadomości? To jest różnica.
Jako że to znajoma Scarlett, przejęła trochę jej manierę mówienia tak, że gdyby nie wyższy głos Ellie, mógłbym przysiąc, że to są cytaty Scarlett.
Zawiesiłem się. Czy faktycznie powiedziałem Lauren?
– Mam nadzieję, że powiedziałem.
Nie skomentowała tego. Słusznie. Na jej miejscu też bym tego nie zrobił.
– Zróbmy po prostu, co mamy zrobić i może wtedy wrócimy do twoich problemów, że ktoś pyta o to, jak się czujesz.
Przeczytałem wtedy po raz pierwszy, co właściwie musimy zrobić. O świetnie, analiza tekstu, masa pytań i coś, co wygląda jak stworzenie konspektu pod prezentacje czy eseju. Już nie mam siły tego robić.
Powstrzymałem śmiech, kiedy skończyłem czytać podany fragment. Pod tekstem doczytałem, że to "Portret Doriana Graya". Lepiej książki już nie było?
– Co? – spytała Ellie, widząc moją reakcję. Wskazałem palcem tytuł, a ona wpatrywała się we mnie jak na idiotę. Będę dziś ofiarą obgadywania.
Właściwie to nie był jeden tekst, a zbiór różnych cytatów. Większość pytań do nich została skonstruowana tak, żebyśmy odpowiedzieli, co uważamy o danym fragmencie, rozważając, czy jest to słuszne podejście, czy nie. Na sam koniec mieliśmy zrobić z tego podstawy do pełnoprawnego zaprezentowania przed klasą. Znając taktyki kochanego profesora, wybierze dwie pary, których opracowania oceni z grubsza jako to najgorsze i to najlepsze. Przykładowe cytaty to:
Jedyną rzeczą gorszą od tego, że o nas mówią, jest to, że o nas nie mówią.
Chciałbym wiedzieć, kto właściwie określił człowieka jako rozsądne zwierzę. Była to definicja jak najbardziej przedwczesna. Człowiek jest raczej wszystkim innym niż rozsądnym.
Jaka jest różnica pomiędzy kaprysem a dozgonną miłością? Ta, że kaprys trwa trochę dłużej.
Istnieje przecież rozkosz w samooskarżeniu. Ganiąc siebie samych czujemy, że nikt już do tego nie ma prawa. Spowiedź, nie kapłan, daje nam rozgrzeszenie.
Jeśli mężczyzna robi coś bardzo głupiego, to zawsze z motywów najszlachetniejszych.
To ostatnie brzmi zdecydowanie jak Aless próbujący udowodnić przed samym sobą, że jego samobójczy plan jest dobry.
Życie jest zbyt krótkie, by człowiek miał brać na siebie ciężar cudzych win. Każdy żyje swoim życiem i płaci za to odpowiednią cenę. Szkoda tylko, że za błąd popełniony wciąż się musi płacić. Płacić i płacić bez końca. W stosunkach z człowiekiem los nigdy nie zamyka swych rachunków.
Dzieci z początku kochają swych rodziców, gdy są starsze, sądzą ich, czasem im wybaczają.
Wpatrywałem się w ostatnie dwa przeczytane cytaty. Nie były one pod sobą. Nie do końca czytałem je chronologicznie. Poczułem dziwne ukucie w środku ciała. Jakkolwiek by to absurdalnie nie brzmiało, rozumiałem to opisane uczucie. Chyba w końcu zrozumiałem, co czułem.
Ironia losu, że dostałem oświecenia co do własnego życia właśnie w książce o Dorianie Grayu.
Spojrzałem ukradkiem na Ellie. Była zajęta robieniem za naszą dwójkę zadań. Widziałem, że tworzyła schemat nie do końca zgodny z własnymi przemyśleniami, a bardziej pod klucz profesora.
Podniosłem rękę, co dostrzegł każdy. Po klasie rozniósł się szum rozmów komentujących moją podstawę. Nigdy mi w sumie nie przeszkadzało, że wszyscy w szkole wiedzieli, kim jestem, właściwie od najmłodszych lat. Męczące były jednak plotki na własny temat. Moje ulubione top trzy, które nie są prawdą to to, że jestem ze Scarlett, futbol to moja pasja i wiąże z tym przyszłość oraz że... To mi przez myśl nawet nie przejdzie, żeby nie wywołać u siebie śmiechu, że ktoś może tak o mnie faktycznie myśleć.
– Tak, Rävgor?
– Zastanawiałem się tylko, czy nie da się uniknąć robienia tego konspektu. – Usłyszałem, jak prawie bezgłośnie Ellie zaczęła przeklinać. Chciała, żebym to słyszał. – Proszę mnie nie zrozumieć źle, ale nikt z nas tutaj nie zrozumie powieści o Dorianie Grayu jak Aless Vasile. Jeden telefon i pojawi się tu od razu, wygłaszając swoje uwielbienie do niego.
Profesor spojrzał na mnie krzywo. Sala natomiast ukrywała swój śmiech.
– Mówię całkowicie poważnie. – Nie miałem planu, po prostu chciałem, żeby ten człowiek odpuścił mi i Ellie robienia tego. Ta praca tylko marnuje nasz czas, bo nie ma nic wpływu. – Nie znam drugiej takiej osoby, która byłaby takim fanem Oscara Wilda co Aless. – Oby to była prawda w jakimś stopniu.
– Rozumiem. Po prostu nie chcesz robić pracy – udawał, że rozmyśla nad czymś, jednocześnie chyba szukając jakiegoś punchline'u w moją stronę. – Wróć do pracy, obiecuję ci, że ją sprawdzę.
Albo go nie szukał, albo nie znalazł.
– Dzięki – jęknęła Ellie.
Brakuje mi talentu do tłumaczenia rzeczy jak Scarlett.
– Chodzi mi o to, że dyskusja o tej książce o wiele bardziej ciekawa i bardziej pouczająca niż próby zrobienia prezentacji.
Nie wybrnę z tego. Nie ma szans.
– Proszę, kontynuuj. – Profesor poprawił okulary i oparł się o swoje biurku. – Jestem ciekawy tego, co chcesz powiedzieć.
Że Aless twierdzi, że sypiał z Dorianem Grayem?
Ten running joke przestał mnie bawić, muszę znaleźć nowy.
– Cóż... – zaciąłem się – Jeśli mężczyzna robi coś bardzo głupiego, to zawsze z motywów najszlachetniejszych. Moje motywy są szlachetne. Chcę uchronić swoich kolegów i koleżanki przed pracą pod klucz. Przy dyskusji można w pełni wyrazić swoje zdanie bez bycia ocenianym.
Jestem z siebie dumny, że udało mi się wpleść tu cytat.
– Rävgor dobrze mówi! – powiedział ktoś z tyłu klasy. Nie mam pojęcia, kim jest ten człowiek. Znam tylko Ellie w tej klasie.
Parę osób poparło moje słowa z jakiegoś powodu. Czy ja właśnie jestem twarzą buntu? Miło.
– Mogę jeszcze dodać, że... – Rozejrzałem się dyskretnie po sali. Dotarł do mnie zapach Lauren, która chyba przechadzała się właśnie po korytarzu. Wtedy też rozległo się pukanie do drzwi, a przeszedł przez nie kto inny, jak właśnie ona. – Hej Lauren.
Skrzywiła się na mój widok.
– Mogę przeszkodzić? – spytała, ignorując mnie, dodała jednak prawie bezgłośnie, tak żebym na pewno usłyszał – Idiota.
Wypraszam sobie.
Profesor skinął głową.
– W imieniu wicedyrektor Powell chciałbym was jeszcze raz zaprosić do zgłaszania się do wolontariatu przy organizacji festynu. Przy głównym wejściu jest wszystko rozpisane lub możecie napisać do mnie lub Jamesa Whitemore'a to też wam wyślemy szczegóły. Nie polecam się buntować i sabotować. Osobiście będę pilnować, żeby wszystko przebiegło bez większych dramatów. Sposób realizacji może się wam nie podobać, ale cel ostatecznie jest słuszny. – Mówiła z wyuczoną sztucznością w głosie. Wiedziałem, ile ją kosztuje, żeby nie zacząć krytykować publicznie tego całego absurdu związanego z festynem. – Listę do zapisów znajdziecie u trenera Bakera. Ewentualnie jeśli go nie znajdziecie, trener Sullivan też je zbiera. Jakieś pytania?
– Nie powinnaś być teraz na lekcjach? – zapytał profesor. Wątpię, że to miała być krytyka. Bardziej zwrócenie uwagi, że jesteśmy w klasie maturalnej.
– Powinnam, ale nie muszę. Przywilej zajmowania się organizacją festynu charytatywnego, bycia kapitanem cheerleaderek oraz posiadania zamordowanej przyjaciółki. Jeszcze jakieś pytania?
Brak emocji w głosie przy wspomnieniu o Margo z lekka mnie przeraził. Obserwowałem to, jak się zachowuje, żeby w razie czego wybiec za nią z klasy i próbować ją pocieszyć. Wspominanie Margo nigdy nie jest proste.
Nikt z osób w klasie się nie odezwał. Zaczynam widzieć, czemu Lauren wspomniała o Margo. Nikt nie chciał zranić jednej z najbardziej lubianej osoby w szkole. Bunt przeciwko festynowi teraz oznaczał brak szacunku dla osób, dla których rodzin będziemy zbierać pieniądze. Nikt się nie odważy zrobić tego zrobić. Przynajmniej nie publicznie, a głównie o to chodziło Powell. Żeby nie krytykowano jej pomysłu.
Lauren uśmiechnęła się miło i wyszła z sali. Doszedł do mnie jej ciężki oddech, kiedy zamykała drzwi. Zerwałem się z miejsca i poszedłem za nią.
Lauren siedziała na podłodze. Jej oczy były zaszklone. Zamknąłem głośno za sobą drzwi.
– Wszystko w porządku. Próbowałam nie okazać emocji przy ludziach, wspominanie o niej jest ciężkie, ale muszę w końcu zacząć to robić publicznie – odpowiedziała.
– Nie wyglądasz, jakby było.
Westchnęła, wpatrując się w ścianę naprzeciwko.
– Leki działają. Chodzę na terapię. Wy mnie wspieracie... Wolałbym żyć w rzeczywistości, gdzie nie muszę przez to przechodzić, ale jak na to, co się wydarzyło, nie jest najgorzej. Przynajmniej na razie.
– Przepraszam.
Odwróciła głowę w moją stronę, mając pytający wyraz twarzy. Usiadłem przed nią na podłodze.
– Za to, że cię zbywam od tygodnia.
– Teraz ci smutno z tego powodu? W tym momencie?
– Nie chciałem z tobą o tym rozmawiać, bo wyprowadzka ojca nie jest niczym wyjątkowym. Nie w mojej sytuacji. To naprawdę była tylko kwestia czasu. I sam nie wiedziałem, jak się z tym czuję i uznałem, że udawanie, jakby nic się nie stało, będzie najlepszym wyjściem. – Wzruszyłem ramionami. – Prawda jest taka, że... Nie wiem, co się stało. Najpierw jestem świadkiem jednej z dziwniejszej kłótni w życiu, a później jakby nigdy nic ojciec mówi, że się wyprowadza i faktycznie to robi. Wciąż do mnie nie dotarło, co się wydarzyło tamtego dnia. I wiem, mogłem tak od razu powiedzieć. Dopiero dziś to sobie uzmysłowiłem, właściwie to chwilę przed tym, jak weszłaś do sali.
Lauren uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
– Znam cię, wiem, że nie lubisz rozmawiać o własnych emocjach, a tym bardziej o rodzinie. Ale przyznam ci rację, mogłeś od razu powiedzieć, że dziwnie się z tym czujesz i nie chcesz mnie zbywać, tylko potrzebujesz przestrzeni do myślenia – odpowiedziała, wycierając ręką oczy, żeby pozbyć się ewentualnych oznak łez, po czym szybko dodała, o wiele weselszym tonem. — I tak bym do ciebie pisała, ale wtedy byłabym przygotowana na zbywczą odpowiedź. Polecam terapię, pomaga w myśleniu.
Przewróciłem oczami. Pomogłem jej wstać.
– Dobra. Wrócimy do tego. Ja wciąż będę cię nękać, ty zbywać, ostatecznie znajdziemy się w połowie i może zaczniesz mówić o swoich emocjach. A teraz na lekcje, ty nie masz upoważnienia, żeby ich unikać.
Powstrzymałem śmiech. Lauren zaczęła już się oddalać ode mnie.
– Czekaj! – zawołałem.
Odwróciła się, nie podchodząc.
– Jeśli znajdziesz Scarlett, mogłabyś ją, proszę, dyskretnie przekonać, żeby ze mną porozmawiała?
– Coś się stało? – zapytała ze szczerym przejęciem.
– Jeszcze nie, ale martwię się, że coś ukrywa. A w jej przypadku jest to o tyle stresujące, że może stracić duszę... I zanim coś powiesz, nie, nie spędzę teraz następnej godziny, żeby ci to wytłumaczyć. Po prostu, proszę, jak będziesz mieć okazję, zachęć ją do rozmowy ze mną.
Lauren łączyła wyglądała, jakby łączyła ze sobą fakty. Nie byłem pewien, ile wiedziała o magii, więc podejrzewałem, że myślała, czy brać dosłownie fragment z utratą duszy czy nie.
– Postaram się, choć mnie ma pewnie jeszcze bardziej dość niż ciebie po tym, jak się dowiedziałam, że nie można ot tak zostać wiedźmą. A sama nazwa zielona magia nie brzmi zbyt zachęcająco. Szkoda.
Czy chcę ją uświadamiać o tym, że zielona magia jest czymś o wiele ciekawszym czy nie?
Chyba jednak wolę, żeby się nie bawiła tym. W swoim stanie wystarczy jeden zły dzień po nauce magii i zacznie szukać zaklęć wskrzeszenia czy przywoływania duchów i tym podobnych.
– Jak chcesz. Ale daj znać, jakbyś chciała zgłębić i rozważyć inne ścieżki rozwoju. Ian jest ze swojej zadowolony, ja też całkiem...
Lauren odeszła śmiejąc się pod nosem. To miły widok, widząc ją szczęśliwą nawet z takich drobnych rzeczy.
Niechętnie wróciłem do sali. Nie było mnie może z parę minut, a chyba właśnie przerwałem jakąś zażartą dyskusję. Trzeba było jednym uchem podsłuchiwać, co mnie omija.
Profesor spojrzał na mnie posępnie.
– Gdzie byłeś? – spytał dziwnym tonem. Cudem chyba uniknę trafienia do kozy.
– Pocieszałem Lauren – powiedziałem zgodnie z prawdą, po czym dodałem – Festiwal jest dla niej ciężkim tematem... Uwierzy pan, nie chce pan o tym słuchać. Po prostu nie mogłem jej zostawić samej. Nawet jeśli będzie się to wiązać z karą. Człowiek jest raczej wszystkim innym niż rozsądnym.
Błagałem w duchu, żeby się okazało, że nie pomyliłem cytat. Może nie pasować do sytuacji, ale tylko żeby był taki sam, jak na kartce.
Profesor zmierzył mnie wzrokiem. Im dłużej milczał, tym lepiej dla mnie. Możliwe, że zaczął podważać swoją pierwotną odpowiedź. Całkiem możliwe. Wystarczy, że podważy ją na tyle, żeby uznać, że oficjalnie nie wyszedłem z sali. To mi wystarczy.
– Widzę, że Wilde przypadł ci do gustu, skoro tak chętnie go cytujesz. Uznam, że tego nie było, ale z chęcią posłucham jutro twoich spostrzeżeń odnośnie do "Portretu Doriana Graya" tak na długość całej lekcji. Uchronisz wtedy swoich kolegów i koleżanki przed robieniem konspektu prezentacji.
Co ja sobie zrobiłem...
– Żaden problem – odparłem z wymuszonym uśmiechem.
Po sali rozeszły się ciche brawa i uznanie, jakbym był jakiś bohaterem. Ellie ukrywała jednocześnie śmiech i zażenowanie.
W glorii i chwale wróciłem na swoje miejsce. Pierwsze, co zrobiłem to, napisałem do Alessa.
Rävgor: Nie obchodzą mnie twoje plany
Rävgor: Potrzebuje wiedzieć wszystko, co wiesz o Dorianie Gray'u
Rävgor: BŁAGAM POMÓŻ MI
– Nie wiem jak, ale udało ci się uchronić nas od robienia projektu. Gratuluję – powiedziała Ellie, wciąż powstrzymując śmiech.
– Nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Wolę jednak zrobić z siebie jutro idiotę niż zostawać po lekcjach – mruknąłem, kątem oka patrząc, czy dostałem już odpowiedź czy nie.
Aless do cholery, wiem, że masz mordercę do złapania, ale pierwszy raz w życiu nie żartuję z twojej prawie obsesji do Doriana. To jest ważniejsze niż...
Nie. Nie jestem w stanie tego powiedzieć.
Resztę lekcji minęła mi dość nerwowo. W sumie nie musieliśmy nic robić, przez co czas mi się tylko dłużył. Właściwie to przestał mi się dłużyć, dopiero kiedy dostałem odpowiedź od Alessa. Minęło dobrych parę godzin. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że potrzebuje, żeby mi odpisał. Bardzo dawno nie czegoś takiego nie przeżyłem.
Najgorsze uczucie.
Aless: Błagasz?
Aless: Rozważę przemyśleć, czy chcę ci pomóc
Nienawidzę go czasami.
Rävgor: ...
Aless: Żartuję. Mam nadzieję, że nie planujesz iść dziś spać
Aless: Mam ci dużo do opowiedzenia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro